30lat i cały czas sam - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Strony Poprzednia 1 179 180 181 182 183 459 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 11,701 do 11,765 z 29,785 ]

11,701

Odp: 30lat i cały czas sam
rakastankielia napisał/a:

Ja mam czym zainteresować kobietę, ale najpierw ona musi być choć trochę zainteresowana, a nie jest.


To brzmi trochę jak:

Ja umiem opowiadać zabawne kawały, ale najpierw to publiczność musi się z tego śmiać, a tak nie jest.

big_smile

Zobacz podobne tematy :

11,702 Ostatnio edytowany przez ChuopskiChłop (2023-01-31 23:48:21)

Odp: 30lat i cały czas sam
rakastankielia napisał/a:
Lady Loka napisał/a:
rakastankielia napisał/a:

Nie wystarczy "być zdolnym do zbudowania związku", trzeba jeszcze mieć z kim ten związek zbudować. A mało która kobieta zainteresuje się 30-letnim niepełnosprawnym prawiczkiem, tym bardziej że nawet i sprawni młodsi mężczyźni często nie mają powodzenia.

Raka, litości.
Jesteś zdolny do zbudowania związku. To jest fakt. Masz zdolności fizyczno-prawne, żeby to zrobić. I te zdolności ma każdy człowiek, który nie jest ubezwłasnowolniony. Jak potraficie pisać bzdety w internecie, to prawdopodobnie nie jesteście ubezwłasnowolnieni.


Widocznie ci niepełnosprawni faceci, którzy normalnie wchodzą w związki potrafią sobą kobietę zainteresować. To, że Wy nie potraficie, to już inna sprawa.

Oczywiście, że jestem zdolny do zbudowania związku. Tak samo jak Rumun czy ktokolwiek inny, przecież nie o to mi chodziło...

Ja mam czym zainteresować kobietę, ale najpierw ona musi być choć trochę zainteresowana, a nie jest.

Ale żeby była zainteresowana to musisz najpierw sam ją zainteresować smile Ja wierzę że masz czym, no ale od czegoś trzeba zacząć.

Może akurat w twoim otoczeniu nie ma nikogo odpowiedniego, więc trzeba poszerzyć zakres poszukiwań.

11,703

Odp: 30lat i cały czas sam
ChuopskiChłop napisał/a:
rakastankielia napisał/a:
Lady Loka napisał/a:

Raka, litości.
Jesteś zdolny do zbudowania związku. To jest fakt. Masz zdolności fizyczno-prawne, żeby to zrobić. I te zdolności ma każdy człowiek, który nie jest ubezwłasnowolniony. Jak potraficie pisać bzdety w internecie, to prawdopodobnie nie jesteście ubezwłasnowolnieni.


Widocznie ci niepełnosprawni faceci, którzy normalnie wchodzą w związki potrafią sobą kobietę zainteresować. To, że Wy nie potraficie, to już inna sprawa.

Oczywiście, że jestem zdolny do zbudowania związku. Tak samo jak Rumun czy ktokolwiek inny, przecież nie o to mi chodziło...

Ja mam czym zainteresować kobietę, ale najpierw ona musi być choć trochę zainteresowana, a nie jest.

Ale żeby była zainteresowana to musisz najpierw sam ją zainteresować smile Ja wierzę że masz czym, no ale od czegoś trzeba zacząć.

Może akurat w twoim otoczeniu nie ma nikogo odpowiedniego, więc trzeba poszerzyć zakres poszukiwań.

No nie do końca. Jeśli nie chce nawet wysłuchać, co mam do powiedzenia, to niczym jej nie zainteresuję. Szukam wszędzie, gdzie się da, ale bez efektu.

Rumunski_Zolnierz napisał/a:
rakastankielia napisał/a:

Ja mam czym zainteresować kobietę, ale najpierw ona musi być choć trochę zainteresowana, a nie jest.


To brzmi trochę jak:

Ja umiem opowiadać zabawne kawały, ale najpierw to publiczność musi się z tego śmiać, a tak nie jest.

big_smile

No jeśli ktoś z góry odrzuca możliwość nawiązania jakiejkolwiek relacji, to nic nie pomoże.

11,704

Odp: 30lat i cały czas sam
Rumunski_Zolnierz napisał/a:
Lady Loka napisał/a:

ale co to dla Ciebie znaczy "nie ma możliwości"? Bo dla mnie w tym kontekście jedyna opcja, kiedy faktycznie bym powiedziała, że prostytutka jest ok, to jakby facet miał jakieś znaczne fizyczne lub mentalne ograniczenia i po prostu w każdym znaczeniu nie byłby zdolny do budowania związku.


Przykład: Ja sam.

Również wspominałaś, że nie ma szans, abym wszedł w związek.

Zatem jakby to było w moim przypadku? Jeżeli nie jestem w stanie / nie mam możliwości znalezienia sobie normalnej dziewczyny to czy w takim razie też uważasz, że pójście do prostytutki nie byłoby upokorzeniem w moim wypadku?

Wspominałam. Wiesz czemu? Bo masz zrypane podejście do związków, kobiet i seksualności i byś kobiecie krzywdę zrobił toksyką. A nie dlatego, że masz upośledzenie, które Cię wyklucza ze związku. Jeżeli masz, to go tu nie widać w rozmowie.
A podejście zawsze można przepracować i zmienić.

Więc w Twoim przypadku nie jest tak, że fizyczne ograniczenia sprawiają, że nigdy w związku nie będziesz.

I ja już pisałam, że dla mnie prostytutka nie jest czymś upokarzającym.

11,705 Ostatnio edytowany przez ChuopskiChłop (2023-02-01 00:03:07)

Odp: 30lat i cały czas sam
rakastankielia napisał/a:
ChuopskiChłop napisał/a:
rakastankielia napisał/a:

Oczywiście, że jestem zdolny do zbudowania związku. Tak samo jak Rumun czy ktokolwiek inny, przecież nie o to mi chodziło...

Ja mam czym zainteresować kobietę, ale najpierw ona musi być choć trochę zainteresowana, a nie jest.

Ale żeby była zainteresowana to musisz najpierw sam ją zainteresować smile Ja wierzę że masz czym, no ale od czegoś trzeba zacząć.

Może akurat w twoim otoczeniu nie ma nikogo odpowiedniego, więc trzeba poszerzyć zakres poszukiwań.

No nie do końca. Jeśli nie chce nawet wysłuchać, co mam do powiedzenia, to niczym jej nie zainteresuję. Szukam wszędzie, gdzie się da, ale bez efektu.

Rumunski_Zolnierz napisał/a:
rakastankielia napisał/a:

Ja mam czym zainteresować kobietę, ale najpierw ona musi być choć trochę zainteresowana, a nie jest.


To brzmi trochę jak:

Ja umiem opowiadać zabawne kawały, ale najpierw to publiczność musi się z tego śmiać, a tak nie jest.

big_smile

No jeśli ktoś z góry odrzuca możliwość nawiązania jakiejkolwiek relacji, to nic nie pomoże.

Wiesz, ale trochę nie chce mi się wierzyć że jest aż tak źle. Wydaje mi się że jesteśmy do siebie podobni, jesteśmy prawie w tym samym wieku. Moja historia w tym aspekcie jest inna  Ja przez całą edukację nie miałem problem z zagadywaniem do kobiet, teraz w pracy też odwaliłem tą akcję z koleżanką.

Czy to dzięki wyglądowi? Na pewno nie. Uwierz mi, jestem naprawdę paskudny, zapryszczony i trochę otyły, więc nie mam w tym aspekcie czym przyciągać. Może gadkę mam po prostu nieco lepszą? Też bym nie powiedział, lubię bardzo o sobie gadać i jestem średnim słuchaczem.

Po prostu brakuje ci szczęścia moim zdaniem. Musisz próbować dalej, nie chce mi się wierzyć że każda kobieta miałaby cię odrzucić.

11,706 Ostatnio edytowany przez ChuopskiChłop (2023-02-01 00:03:49)

Odp: 30lat i cały czas sam
ChuopskiChłop napisał/a:
rakastankielia napisał/a:
ChuopskiChłop napisał/a:

Ale żeby była zainteresowana to musisz najpierw sam ją zainteresować smile Ja wierzę że masz czym, no ale od czegoś trzeba zacząć.

Może akurat w twoim otoczeniu nie ma nikogo odpowiedniego, więc trzeba poszerzyć zakres poszukiwań.

No nie do końca. Jeśli nie chce nawet wysłuchać, co mam do powiedzenia, to niczym jej nie zainteresuję. Szukam wszędzie, gdzie się da, ale bez efektu.

Rumunski_Zolnierz napisał/a:

To brzmi trochę jak:

Ja umiem opowiadać zabawne kawały, ale najpierw to publiczność musi się z tego śmiać, a tak nie jest.

big_smile

No jeśli ktoś z góry odrzuca możliwość nawiązania jakiejkolwiek relacji, to nic nie pomoże.

Wiesz, ale trochę nie chce mi się wierzyć że jest aż tak źle. Wydaje mi się że jesteśmy do siebie podobni, jesteśmy prawie w tym samym wieku. Moja historia w tym aspekcie jest inna. Ja przez całą edukację nie miałem problem z zagadywaniem do kobiet, teraz w pracy też odwaliłem tą akcję z koleżanką.

Czy to dzięki wyglądowi? Na pewno nie. Uwierz mi, jestem naprawdę paskudny, zapryszczony i trochę otyły, więc nie mam w tym aspekcie czym przyciągać. Może gadkę mam po prostu nieco lepszą? Też bym nie powiedział, lubię bardzo o sobie gadać i jestem średnim słuchaczem.

Po prostu brakuje ci szczęścia moim zdaniem. Musisz próbować dalej, nie chce mi się wierzyć że każda kobieta miałaby cię odrzucić.

11,707

Odp: 30lat i cały czas sam
ChuopskiChłop napisał/a:
rakastankielia napisał/a:
ChuopskiChłop napisał/a:

Ale żeby była zainteresowana to musisz najpierw sam ją zainteresować smile Ja wierzę że masz czym, no ale od czegoś trzeba zacząć.

Może akurat w twoim otoczeniu nie ma nikogo odpowiedniego, więc trzeba poszerzyć zakres poszukiwań.

No nie do końca. Jeśli nie chce nawet wysłuchać, co mam do powiedzenia, to niczym jej nie zainteresuję. Szukam wszędzie, gdzie się da, ale bez efektu.

Rumunski_Zolnierz napisał/a:

To brzmi trochę jak:

Ja umiem opowiadać zabawne kawały, ale najpierw to publiczność musi się z tego śmiać, a tak nie jest.

big_smile

No jeśli ktoś z góry odrzuca możliwość nawiązania jakiejkolwiek relacji, to nic nie pomoże.

Wiesz, ale trochę nie chce mi się wierzyć że jest aż tak źle. Wydaje mi się że jesteśmy do siebie podobni, jesteśmy prawie w tym samym wieku. Moja historia w tym aspekcie jest inna  Ja przez całą edukację nie miałem problem z zagadywaniem do kobiet, teraz w pracy też odwaliłem tą akcję z koleżanką.

Czy to dzięki wyglądowi? Na pewno nie. Uwierz mi, jestem naprawdę paskudny, zapryszczony i trochę otyły, więc nie mam w tym aspekcie czym przyciągać. Może gadkę mam po prostu nieco lepszą? Też bym nie powiedział, lubię bardzo o sobie gadać i jestem średnim słuchaczem.

Po prostu brakuje ci szczęścia moim zdaniem. Musisz próbować dalej, nie chce mi się wierzyć że każda kobieta miałaby cię odrzucić.

No ja też nigdy nie miałem problemu z zagadaniem, choć może do całkiem obcej dziewczyny tak bez kontekstu bym nie zagadał. Też lubię rozmawiać, ale raczej jestem dobrym słuchaczem. Nie lubię się chwalić swoimi sukcesami, więc staram się nie mówić o sobie, dopóki nie ma takiej potrzeby.

11,708

Odp: 30lat i cały czas sam
rakastankielia napisał/a:
ChuopskiChłop napisał/a:
rakastankielia napisał/a:

No nie do końca. Jeśli nie chce nawet wysłuchać, co mam do powiedzenia, to niczym jej nie zainteresuję. Szukam wszędzie, gdzie się da, ale bez efektu.



No jeśli ktoś z góry odrzuca możliwość nawiązania jakiejkolwiek relacji, to nic nie pomoże.

Wiesz, ale trochę nie chce mi się wierzyć że jest aż tak źle. Wydaje mi się że jesteśmy do siebie podobni, jesteśmy prawie w tym samym wieku. Moja historia w tym aspekcie jest inna  Ja przez całą edukację nie miałem problem z zagadywaniem do kobiet, teraz w pracy też odwaliłem tą akcję z koleżanką.

Czy to dzięki wyglądowi? Na pewno nie. Uwierz mi, jestem naprawdę paskudny, zapryszczony i trochę otyły, więc nie mam w tym aspekcie czym przyciągać. Może gadkę mam po prostu nieco lepszą? Też bym nie powiedział, lubię bardzo o sobie gadać i jestem średnim słuchaczem.

Po prostu brakuje ci szczęścia moim zdaniem. Musisz próbować dalej, nie chce mi się wierzyć że każda kobieta miałaby cię odrzucić.

No ja też nigdy nie miałem problemu z zagadaniem, choć może do całkiem obcej dziewczyny tak bez kontekstu bym nie zagadał. Też lubię rozmawiać, ale raczej jestem dobrym słuchaczem. Nie lubię się chwalić swoimi sukcesami, więc staram się nie mówić o sobie, dopóki nie ma takiej potrzeby.

Widzisz, ja bez problemu jestem w stanie do ludzi zagadywać nawet obcych, no ale siedzę na kasie więc to mi się przydaje smile (tak wiem marnuję sie po studiach, wszyscy w robocie mi to mówią, ale wziąłem pierwszą lepszą robotę żeby chociaż zobaczyć jak wygląda praca)

Mówisz że jesteś dobrym słuchaczem, jedną niezwykle cenną umiejętność już masz. Tutaj przechodzimy do kwestii rozmowy o sobie - musisz częściej to robić, bo druga strona też się chce coś o tobie dowiedzieć. Na pewno masz dobre strony, postaraj się je zaprezentować.

11,709 Ostatnio edytowany przez rakastankielia (2023-02-01 01:11:49)

Odp: 30lat i cały czas sam
ChuopskiChłop napisał/a:
rakastankielia napisał/a:
ChuopskiChłop napisał/a:

Wiesz, ale trochę nie chce mi się wierzyć że jest aż tak źle. Wydaje mi się że jesteśmy do siebie podobni, jesteśmy prawie w tym samym wieku. Moja historia w tym aspekcie jest inna  Ja przez całą edukację nie miałem problem z zagadywaniem do kobiet, teraz w pracy też odwaliłem tą akcję z koleżanką.

Czy to dzięki wyglądowi? Na pewno nie. Uwierz mi, jestem naprawdę paskudny, zapryszczony i trochę otyły, więc nie mam w tym aspekcie czym przyciągać. Może gadkę mam po prostu nieco lepszą? Też bym nie powiedział, lubię bardzo o sobie gadać i jestem średnim słuchaczem.

Po prostu brakuje ci szczęścia moim zdaniem. Musisz próbować dalej, nie chce mi się wierzyć że każda kobieta miałaby cię odrzucić.

No ja też nigdy nie miałem problemu z zagadaniem, choć może do całkiem obcej dziewczyny tak bez kontekstu bym nie zagadał. Też lubię rozmawiać, ale raczej jestem dobrym słuchaczem. Nie lubię się chwalić swoimi sukcesami, więc staram się nie mówić o sobie, dopóki nie ma takiej potrzeby.

Widzisz, ja bez problemu jestem w stanie do ludzi zagadywać nawet obcych, no ale siedzę na kasie więc to mi się przydaje smile (tak wiem marnuję sie po studiach, wszyscy w robocie mi to mówią, ale wziąłem pierwszą lepszą robotę żeby chociaż zobaczyć jak wygląda praca)

Mówisz że jesteś dobrym słuchaczem, jedną niezwykle cenną umiejętność już masz. Tutaj przechodzimy do kwestii rozmowy o sobie - musisz częściej to robić, bo druga strona też się chce coś o tobie dowiedzieć. Na pewno masz dobre strony, postaraj się je zaprezentować.

Zdarzało mi się rozmawiać z całkowicie obcymi osobami, ale to pojedyncze sytuacje. O sobie potrafię rozmawiać, ale nie chcę wyjść na kogoś, kto tylko się przechwala i ciągle mówi o sobie. Ale też to nie jest tak, że w ogóle nic o sobie nie mówię.

11,710

Odp: 30lat i cały czas sam
Herne napisał/a:

To jest duża zaleta, ale także duża wada. Wada, ponieważ może wprowadzić do całego procesu motyw płytkości relacji i samego zaangażowania w nią, wynikający ze złudzenia dużego wyboru.

Oczywiście, że tak. Jestem przekonana, że zupełnie naturalnie i po ludzku większość osób bardziej angażuje się w relację, która stanowi dla nich dużą wartość. Jeśli więc w czyjejś świadomości utkwi przekonanie, że "jak nie ten, to inny" czy "nie ta, to inna", to po drodze pojawia się niewielka motywacja, aby się starać. Analogicznie wygląda to już podczas dokonywania decyzji w aplikacji - dopóki ktoś nie okaże się dla nas wartościowy, a wiemy, że mamy spory wybór, to nasze zaangażowanie może być znikome.

ImKaS napisał/a:

to czy mogłabyś wobec tego powiedzieć, jakie są przyczyny tego, że mężczyźni ograniczają okazywanie swoich emocji?

Nie jest żadną tajemnicą, że dużą, a nie wiem czy nie największą, rolę w hamowaniu przez mężczyzn uzewnętrzniania swoich emocji, pełni wychowanie i powtarzane z pokolenia na pokolenie dosyć krzywdzące slogany "chłopaki nie płaczą" czy "co się mażesz, baba jesteś?". Osobiście uważam, że główną winę ponoszą rodzice i inni dorośli, którzy powinni być bardziej świadomi, a uczestniczyli w całym procesie dorastania młodego człowieka. To, że byłeś wyszydzany za okazywanie własnych emocji, to również efekt wychowania, przy czym tutaj po stronie tych, którzy wyszydzali, mając wcześniej wbite przekonanie, że to jest niemęskie. Gdyby tego nie było, ich reakcje na pewno byłyby inne.

ImKaS napisał/a:

Czy jednak kobiety też są w stanie przyznać, że fakt, iż jak wielu innych mężczyzn tłumiłem swoje emocje, byłem piętnowany i wyszydzany w okresie nastoletnim za ich okazywanie, jest również winą ich wrodzonych preferencji? Chciałbym kiedyś usłyszeć takie szczere przyznanie tego (bez ukrytego szyderstwa i sarkazmu wymierzonego we mnie lub innych mężczyzn) z ust jakiejkolwiek kobiety.

Ja generalnie wiem, do czego dążysz, ale... tu nie ma wrodzonych preferencji. Rozumiem, że chciałbyś winić za to kobiety, zauważ jednak, że jeżeli weźmiemy pod uwagę okres dorastania, to częściej to jednak ojcowie, a nie matki, usiłują swoim synom przekazywać i narzucić jedyny słuszny model emocjonalności. Ponadto, choć to się akurat mocno zmienia, jeszcze wcale nie tak dawno trudno było spotkać tatę ze swoim dzieckiem w piaskownicy czy na spacerze w wózku, a to też wiele mówi na ten temat. Ojciec, także ten zdystansowany i chłodny, jest pierwszym męskim wzorcem dla dziewczynki i ona ten wzorzec niesie potem ze sobą przez całe życie, szukając kogoś do niego podobnego. Często nie jesteśmy tego świadomi, ale tak właśnie działa nasza psychika, że powielamy pewne wzorce. Trzeba sporej dojrzałości i samoświadomości, żeby to przełamać.

Ja naprawdę nie mam z tym problemu, ale dlaczego to my mamy czuć się odpowiedzialne za wychowanie Twoich kolegów i koleżanek, którzy z Ciebie szydzili? Możemy odpowiadać jedynie za dokonywane przez siebie wybory, a nam emocjonalnie opanowany mężczyzna kojarzy się z poczuciem bezpieczeństwa i stabilizacji. Opanowany to nie znaczy jednak niewrażliwy.

W tym miejscu można się jeszcze zastanawiać, co się w Twoim życiu wydarzyło, że reagowałeś tak silnie, że rówieśnicy aż Cię piętnowali. Naprawdę trudno mi sobie wyobrazić, jakiej skali to musiała być emocjonalność.
Sama pamiętam kolegę z klasy (późna podstawówka), któremu zmarł tata - kiedy płakał na wspomnienie o nim, NIKT z niego nie szydził. Poza tym nie przypominam sobie innej tego typu sytuacji.

Rumunski, napisałam, że konieczność płacenia za seks wydaje mi się upokarzająca, bo tak to czuję, co jednak nie znaczy, że Ty musisz czuć tak samo. Moim zdaniem musisz wsłuchać się w siebie i będziesz wiedzieć, czy ten fakt, że jest to jedyna metoda, by mieć seks, w jakiś sposób Cię upokarza.

11,711

Odp: 30lat i cały czas sam
ImKaS napisał/a:

to czy mogłabyś wobec tego powiedzieć, jakie są przyczyny tego, że mężczyźni ograniczają okazywanie swoich emocji?

Odpowiem na własnym przykładzie. Jeżeli chodzi o relacje damsko-męskie to jest uważane za słabość i zmniejsza atrakcyjność. Ja je ukrywam, bo przynosi mi to korzyść.

11,712

Odp: 30lat i cały czas sam
Hopefull napisał/a:
ImKaS napisał/a:

to czy mogłabyś wobec tego powiedzieć, jakie są przyczyny tego, że mężczyźni ograniczają okazywanie swoich emocji?

Odpowiem na własnym przykładzie. Jeżeli chodzi o relacje damsko-męskie to jest uważane za słabość i zmniejsza atrakcyjność. Ja je ukrywam, bo przynosi mi to korzyść.

Kluczem są emocje jakie przeżywają dwie osoby. Trzeba myśleć za siebie i za nią. Musielibyśmy rozważyć konkretne przypadki, bo to jest jak dobro i zło -- nie wolno kraść, ale czasem trzeba... nie wolno kłamać, ale czasem trzeba.


Przykładowo jeśli ona się rozczula jak widzi małe kotki, albo dziecko w wózku, to jeśli mężczyzna też się wtedy rozczula, to jest okej, to bardzo dobrze. Jak ona ma na końcu filmu w kinie załzawione oczy i on też, to jest naprawdę zupełnie dobre.

Ale jeśli on ma stres w pracy, a w domu jęczy nad tragiczną swoją sytuacją, blady ze strachu, i jeszcze z nią rozważa wszystkie detale, to nie jest dobre. Ona go żałuje, martwi się o niego, boi się razem z nim. To nie jest dobre. To jakby przełożenie ciężaru na jej barki, pokazanie, że jeśli nie weźmie trochę udręki, to ten jej mężczyzna się załamie. Chyba że się już znają jak łyse konie i relacja się nie psuje od wywlekania smutnych spraw. Ale nawet w małżeństwie żona chyba lepiej się czuje jak mąż mówi "Mam kłopoty w pracy, ale nic się nie martw, jakoś to ogarnę...".

Jak on pisze "Tęsknię..." to jest toksyczne wyznanie. Brzmi "Cierpię, ratuj mnie, twoja obecność jest jedynym lekarstwem.". Obciążenie.    "Pożądam Cię", "Pragnę Cię", "Marzę o Tobie" -- uzewnętrznienie emocji, uczuć, ale te są pozytywne, dodają skrzydeł osobie, która jest odbiorcą takich wiadomości.

-- Zauroczyłem się w Tobie...
-- Yyy? To źleee...
-- Dlaczego?
-- Bo będziesz cierpiał -- (a może nawet pomyślała "bo będziesz mnie naciskał", "może stalkował", to dla mnie niebezpieczne, "bo będziesz tęsknił, a ja nie chcę Cię z tego ratować, bo ja nie czuję zauroczenia")
-- Nieee... nie będę cierpiał. Właśnie będę się cieszył, że znam dziewczynę, do której uciekam myślami w wolnych chwilach.

11,713

Odp: 30lat i cały czas sam
Hopefull napisał/a:

Odpowiem na własnym przykładzie. Jeżeli chodzi o relacje damsko-męskie to jest uważane za słabość i zmniejsza atrakcyjność. Ja je ukrywam, bo przynosi mi to korzyść.

No bo która dziewczyna by chciała faceta, który ma problemy jakieś? Facet ma być pewny siebie i silny. Jeśli jest słaby, ma gorsze chwile, to znaczy, że się nie nadaje.

11,714

Odp: 30lat i cały czas sam
jakis_czlowiek napisał/a:
Hopefull napisał/a:

Odpowiem na własnym przykładzie. Jeżeli chodzi o relacje damsko-męskie to jest uważane za słabość i zmniejsza atrakcyjność. Ja je ukrywam, bo przynosi mi to korzyść.

No bo która dziewczyna by chciała faceta, który ma problemy jakieś? Facet ma być pewny siebie i silny. Jeśli jest słaby, ma gorsze chwile, to znaczy, że się nie nadaje.

Mniej filmów o Robocop"ie.

11,715

Odp: 30lat i cały czas sam
jakis_czlowiek napisał/a:
Hopefull napisał/a:

Odpowiem na własnym przykładzie. Jeżeli chodzi o relacje damsko-męskie to jest uważane za słabość i zmniejsza atrakcyjność. Ja je ukrywam, bo przynosi mi to korzyść.

No bo która dziewczyna by chciała faceta, który ma problemy jakieś? Facet ma być pewny siebie i silny. Jeśli jest słaby, ma gorsze chwile, to znaczy, że się nie nadaje.

To mit. Każdy ma jakieś problemy, nie ma ludzi idealnych. Ci pewni siebie i silni też

11,716 Ostatnio edytowany przez KoralinaJones (2023-02-01 11:31:34)

Odp: 30lat i cały czas sam
Hopefull napisał/a:
jakis_czlowiek napisał/a:
Hopefull napisał/a:

Odpowiem na własnym przykładzie. Jeżeli chodzi o relacje damsko-męskie to jest uważane za słabość i zmniejsza atrakcyjność. Ja je ukrywam, bo przynosi mi to korzyść.

No bo która dziewczyna by chciała faceta, który ma problemy jakieś? Facet ma być pewny siebie i silny. Jeśli jest słaby, ma gorsze chwile, to znaczy, że się nie nadaje.

To mit. Każdy ma jakieś problemy, nie ma ludzi idealnych. Ci pewni siebie i silni też

Otóż to. Nie każdy obnosi się na lewo i prawo ze swoimi problemami i kłopotami. To, że ktoś nie okazuje słabości lub nie mówi o swoich lękach nie znaczy że ich nie ma. Natomiast wiadomo że jakikolwiek portal randkowy ani też randki nie są do tego dobrym miejscem.

11,717

Odp: 30lat i cały czas sam
Olinka napisał/a:

... zupełnie naturalnie i po ludzku większość osób bardziej angażuje się w relację, która stanowi dla nich dużą wartość.

Pewnie tak.


Jeśli więc w czyjejś świadomości utkwi przekonanie, że "jak nie ten, to inny" czy "nie ta, to inna", to po drodze pojawia się niewielka motywacja, aby się starać.

To jest wielkie zagrożenie poznawania się. Bo ona może jest powściągliwa, bo nie chce być zraniona, choć emocjonalnie się angażuje, a on myśli, że jej nie zależy, bo ona ma wielu mężczyzn od wyboru.

Drugi biegun to zaborczość -- skoro "jak nie ta to inna", to ona od razu stara się temu zapobiegać: "Dlaczego masz jeszcze tam konto? Szukasz innej? Szukasz dalej?".   Ale przecież oni się dopiero poznali, przecież to ledwie parę spotkań. 




Nie jest żadną tajemnicą, że dużą, a nie wiem czy nie największą, rolę w hamowaniu przez mężczyzn uzewnętrzniania swoich emocji, pełni wychowanie i powtarzane z pokolenia na pokolenie dosyć krzywdzące slogany "chłopaki nie płaczą" czy "co się mażesz, baba jesteś?".

Te slogany są przemocą emocjonalną wobec dziecka. Człowiek nie powinien hamować emocji, ale je przeżywać. Mimo to w obliczu problemów trzeba szukać rozwiązań, a nie poddawać się rozpaczy.

Te dwie rzeczy są mylone. Ludzie myślą, że jak chłopakowi się zabroni płakać, albo zawstydzi go, to wtedy on się skieruje w stronę poszukiwania rozwiązań. Są w błędzie.






W tym miejscu można się jeszcze zastanawiać, co się w Twoim życiu wydarzyło, że reagowałeś tak silnie, że rówieśnicy aż Cię piętnowali. Naprawdę trudno mi sobie wyobrazić, jakiej skali to musiała być emocjonalność.

Też się zastanawiam jak to mogło być. Bo słyszymy o dziewczynie, która popełniła samobójstwo, bo była uporczywie prześladowana przez długi okres czasu. Ja tak nie byłem prześladowany, a to że "popłakał się ktoś, albo ktoś dostał w nos, coś działo się" ... no cóż... życie...


Sama pamiętam kolegę z klasy (późna podstawówka), któremu zmarł tata - kiedy płakał na wspomnienie o nim, NIKT z niego nie szydził. Poza tym nie przypominam sobie innej tego typu sytuacji.

No właśnie... dlaczegóż miałby nie płakać. Właśnie niech płacze.

11,718

Odp: 30lat i cały czas sam
KoralinaJones napisał/a:
Hopefull napisał/a:
jakis_czlowiek napisał/a:

No bo która dziewczyna by chciała faceta, który ma problemy jakieś? Facet ma być pewny siebie i silny. Jeśli jest słaby, ma gorsze chwile, to znaczy, że się nie nadaje.

To mit. Każdy ma jakieś problemy, nie ma ludzi idealnych. Ci pewni siebie i silni też

Otóż to. Nie każdy obnosi się na lewo i prawo ze swoimi problemami i kłopotami. To, że ktoś nie okazuje słabości lub nie mówi o swoich lękach nie znaczy że ich nie ma. Natomiast wiadomo że jakikolwiek portal randkowy ani też randki nie są do tego dobrym miejscem.

Każdy ma problemy. Kobieta, która marzy o mężczyźnie, z którym będzie szła przez życie chyba nie chce takiego, z którym będzie przede wszystkim odczuwać ciężar jego problemów.

11,719 Ostatnio edytowany przez jakis_czlowiek (2023-02-01 11:38:11)

Odp: 30lat i cały czas sam
Hopefull napisał/a:

To mit. Każdy ma jakieś problemy, nie ma ludzi idealnych. Ci pewni siebie i silni też

No może i mają. Ale nie powinni ich okazywać. Bo wtedy żadnego pożytku z nich dziewczyny nie będą miały, bo nie będą mogły na nich polegać.

Mężczyzna ma być oparciem dla kobiety, a nie problemem.

11,720 Ostatnio edytowany przez ImKaS (2023-02-01 12:02:55)

Odp: 30lat i cały czas sam
Olinka napisał/a:

Ja generalnie wiem, do czego dążysz, ale... tu nie ma wrodzonych preferencji.

Wobec tego nie zgadzamy się, bo moim zdaniem to są kwestie wrodzonych preferencji. Mężczyźni również preferują młodsze lub wyglądające młodziej partnerki i jest (przynajmniej dla mnie) oczywiste, że faktyczne przyczyny tego zjawiska nie są kulturowe tylko biologiczne. Kultura i wychowanie nie spadły z nieba. Są często wytworem biologicznych charakterystyk naszego gatunku.

Olinka napisał/a:

Rozumiem, że chciałbyś winić za to kobiety, zauważ jednak, że jeżeli weźmiemy pod uwagę okres dorastania, to częściej to jednak ojcowie, a nie matki, usiłują swoim synom przekazywać i narzucić jedyny słuszny model emocjonalności.

Podobnie to matki, a nie ojcowie, strofują swoje córki, żeby dbały o wygląd, odpowiednie uczesanie itd. Również dziewczynki w procesie socjalizacji przebywają i bawią się z innymi dziewczynkami i często naśladują sposób ubioru i wygląd swoich najpopularniejszych koleżanek. Nie zmienia to faktu, że przyczyną kompleksów urodowych tak powszechnych wśród kobiet, są męskie preferencje ewolucyjne.

Olinka napisał/a:

Ja naprawdę nie mam z tym problemu, ale dlaczego to my mamy czuć się odpowiedzialne za wychowanie Twoich kolegów i koleżanek, którzy z Ciebie szydzili? Możemy odpowiadać jedynie za dokonywane przez siebie wybory, a nam emocjonalnie opanowany mężczyzna kojarzy się z poczuciem bezpieczeństwa i stabilizacji. Opanowany to nie znaczy jednak niewrażliwy.

Nie biorę pełnej odpowiedzialności za to, że jakaś nastolatka popełniła samobójstwo, popadła w depresję lub bulimię z tego powodu, że nie była w stanie sprostać instagramowym standardom atrakcyjności. Jednak mam świadomość, że główną przyczyną tego zjawiska są męskie preferencje i wiem, że ja te preferencje w ogromnej mierze podzielam. Jakaś odpowiedzialność spoczywa zatem również na mnie. Gdybym krytykował to zjawisko, a nie był w stanie (ze względu na swoje dobre samopoczucie) przyznać, że jestem (co prawda bardzo małą) częścią problemu, to młode dziewczęta, których ten problem dotyka, mogłyby słusznie uznać mnie za hipokrytę. Kogoś, kto z jednej strony dostrzega problem, z drugiej uważa, że nie ponosi żadnej odpowiedzialności, a z trzeciej strony przez znaczną część swojej młodości umawiał się i sypiał z dziewczynami o urodzie jak najbardziej zbliżonej do instagramowych modelek (może się mylę, bo nie przeglądam instagrama, więc na dobrą sprawę nie wiem, jak te modelki wyglądają). Gdybym miał teraz szukać partnerki, to również (choć w znacznie mniejszym stopniu niż w młodości) kierowałbym się urodą.

Olinka napisał/a:

W tym miejscu można się jeszcze zastanawiać, co się w Twoim życiu wydarzyło, że reagowałeś tak silnie, że rówieśnicy aż Cię piętnowali. Naprawdę trudno mi sobie wyobrazić, jakiej skali to musiała być emocjonalność.

Myślę, że moje doświadczenia nie są w żaden sposób nadzwyczajne. Jestem jednak człowiekiem, który dokonał i ciągle dokonuje refleksji nad życiem i ludźmi. Nie potrafię nawet powiedzieć, jak potoczyłoby się moje życie i życie moich męskich rówieśników, gdybyśmy nie byli poddawani i nie poddawali się wzajemnie tej presji. Straciliśmy coś i teraz to już jest nie do odzyskania. Nauczyliśmy się tłumić nasze emocje i nie potrafimy już inaczej żyć. Stało się to cześcią naszej natury. Tego oczywiście nie widać, gdy inni ludzie na nas patrzą, ale jesteśmy emocjonalnymi inwalidami. Wielu z nas nie zdaje sobie nawet sprawy z tego, że jest okaleczona. Zresztą też bardzo długo nie zdawałem sobie z tego sprawy. Gdy ktoś w moim otoczeniu jest nadmiernie emocjonalny, to mam taki odruch, taki impuls, że od razu oceniam to jako słabość (słabość kobiet oceniam jako coś dopuszczalnego i naturalnego, a słabość mężczyzn lub dorastających chłopców jako coś godnego potępienia). Gdy spotykam się z moimi heteroseksualnymi męskimi przyjaciółmi, to rozmawiamy o polityce, nauce, kobietach i o swoich życiowych trudnościach, ale nigdy nie rozmawiamy o naszych emocjach, naszych zranieniach i krzywdach. Po prostu nie potrafimy o tym rozmawiać.

Wydaje mi się, że byłoby pomocne, gdyby kobiety uświadomiły sobie, że to ich preferencje (niech już będzie, że częściowo) odpowiadają za to zjawisko. Jednak zazwyczaj nie macie ochoty brać za to jakiejkolwiek odpowiedzialności. To wygodne i zrozumiałe. Odpowiedzialna jest tylko zmaskulinizowana kultura stworzona na obraz i podobieństwo starotestamentowego patriarchy, którego słudzy wypasali trzodę na polach dzisiejszej Palestyny. Odpowiedzialni są nasi (równie kalecy) ojcowie i dziadowie.

Powinienem napisać książkę pod tytułem "Spowiedź mizantropa". Obawiam się tylko, że wyszedłbym w oczach czytelnika na pajaca z deficytami (tak jak autor "Spowiedzi szaleńca"), którym zresztą pewnie jestem.

11,721

Odp: 30lat i cały czas sam
ImKaS napisał/a:
Legat napisał/a:

Ale może nie zapewniać emocji jakie daje np. kobieciarz z pracy, czy koleś super wyrzeźbiony na siłowni.
Co do przykładów, to nawet sporo tego w dziale o zdradach.

Jedyna sytuacja, kiedy dziewczyna mnie zdradziła, miała miejsce wtedy, kiedy zaczął się nią interesować pewien młody artysta. Nie wiem, czy był przystojny, ani czy miał wyrzeźbione ciało. Na pewno nie miał forsy ani statusu. Niemniej zostałem wtedy zdradzony. Przewidziałem jednak, że do tego dojdzie (trzeba byłoby być naiwniakiem, by tego nie dostrzec), co pozwoliło mi podjąć skuteczne środki zaradcze.

Zapewne bił cie o głowę atrakcyjnością emocjonalną i seksualna.

11,722

Odp: 30lat i cały czas sam
Gary napisał/a:

Te slogany są przemocą emocjonalną wobec dziecka. Człowiek nie powinien hamować emocji, ale je przeżywać. Mimo to w obliczu problemów trzeba szukać rozwiązań, a nie poddawać się rozpaczy.

Te dwie rzeczy są mylone. Ludzie myślą, że jak chłopakowi się zabroni płakać, albo zawstydzi go, to wtedy on się skieruje w stronę poszukiwania rozwiązań. Są w błędzie.

Oczywiście, że jest to przemoc i takiej przemocy w dzieciństwie doświadcza wiele osób i to na bardzo wielu płaszczyznach. To się potem może ciągnąć za nami przez całe dorosłe życie, o ile nie zdamy sobie sprawy z zależności i nie przerwiemy tego łańcucha.

ImKaS napisał/a:

Wobec tego nie zgadzamy się, bo moim zdaniem to są kwestie wrodzonych preferencji. Mężczyźni również preferują młodsze lub wyglądające młodziej partnerki i jest (przynajmniej dla mnie) oczywiste, że faktyczne przyczyny tego zjawiska nie są kulturowe tylko biologiczne. Kultura i wychowanie nie spadły z nieba. Są często wytworem biologicznych charakterystyk naszego gatunku.

Ale od tego mamy świadomość i żyjemy w społeczeństwach, żeby ona kształtowała nasze preferencje. Gdyby było inaczej po dziś dzień chodzilibyśmy nago albo jedli palcami.

ImKaS napisał/a:

Podobnie to matki, a nie ojcowie, strofują swoje córki, żeby dbały o wygląd, odpowiednie uczesanie itd. Również dziewczynki w procesie socjalizacji przebywają i bawią się z innymi dziewczynkami i często naśladują sposób ubioru i wygląd swoich najpopularniejszych koleżanek. Nie zmienia to faktu, że przyczyną kompleksów urodowych tak powszechnych wśród kobiet, są męskie preferencje ewolucyjne.

Częściowo tak, ale mylisz się twierdząc, że to mężczyźni kształtują i narzucają kobietom preferowane kanony urody. Kobiety są dla siebie wzajemnie tak dużymi krytykami, że często mają o wiele większą moc w tej kwestii. Zauważmy zresztą, że regularnie zmieniające się mody na różnego typu triki urodowe, jak usta, włosy, brwi i mogłabym do tego dodać całą, długą listę - to kobiety są tutaj ich prekursorkami, a potem pojawia się naśladownictwo.

ImKaS napisał/a:

Jednak mam świadomość, że główną przyczyną tego zjawiska są męskie preferencje i wiem, że ja te preferencje w ogromnej mierze podzielam. Jakaś odpowiedzialność spoczywa zatem również na mnie. Gdybym krytykował to zjawisko, a nie był w stanie (ze względu na swoje dobre samopoczucie) przyznać, że jestem (co prawda bardzo małą) częścią problemu, to młode dziewczęta, których ten problem dotyka, mogłyby słusznie uznać mnie za hipokrytę.

I tu się różnimy, bo ja nie czuję odpowiedzialności, o której wspominasz. Nie czuję choćby dlatego, że moje preferencje są moje, a każdy ma własne, za które nie mogę odpowiadać, nawet jeśli ogólny trend jest dosyć precyzyjnie określony. Nawet tu, na forum, widać jak na dłoni, że kobiety są różne i mają bardzo różne oczekiwania, tym samym to co mnie pociąga w mężczyznach, dla innej kobiety może być zupełnie nieistotne, a w skrajnych przypadkach nawet odrzucające.

ImKaS napisał/a:

Myślę, że moje doświadczenia nie są w żaden sposób nadzwyczajne. Jestem jednak człowiekiem, który dokonał i ciągle dokonuje refleksji nad życiem i ludźmi. Nie potrafię nawet powiedzieć, jak potoczyłoby się moje życie i życie moich męskich rówieśników, gdybyśmy nie byli poddawani i nie poddawali się wzajemnie tej presji. Straciliśmy coś i teraz to już jest nie do odzyskania. Nauczyliśmy się tłumić nasze emocje i nie potrafimy już inaczej żyć. Stało się to cześcią naszej natury. Tego oczywiście nie widać, gdy inni ludzie na nas patrzą, ale jesteśmy emocjonalnymi inwalidami. Wielu z nas nie zdaje sobie nawet sprawy z tego, że jest okaleczona. Zresztą też bardzo długo nie zdawałem sobie z tego sprawy. Gdy ktoś w moim otoczeniu jest nadmiernie emocjonalny, to mam taki odruch, taki impuls, że od razu oceniam to jako słabość (słabość kobiet oceniam jako coś dopuszczalnego i naturalnego, a słabość mężczyzn lub dorastających chłopców jako coś godnego potępienia). Gdy spotykam się z moimi heteroseksualnymi męskimi przyjaciółmi, to rozmawiamy o polityce, nauce, kobietach i o swoich życiowych trudnościach, ale nigdy nie rozmawiamy o naszych emocjach, naszych zranieniach i krzywdach. Po prostu nie potrafimy o tym rozmawiać.

To jest bardzo smutne, o czym piszesz, ale to wcale nie jest regułą, że mężczyźni są źle postrzegani, kiedy potrafią okazywać emocje. Tu znaczenie ma wyłącznie intensywność przeżywania, ale - jak wspominałam wcześniej - nadmierna emocjonalność każdemu utrudnia życie - mężczyznom i kobietom także. Męskie łzy w pewnych okolicznościach są bardzo męskie, podobnie jak wzruszenie, jeśli jednak ktoś płacze, bo ktoś inny krzywo na niego popatrzył albo nie dostał podwyżki, to faktycznie jest to słabe. U kobiet także.

I nie wiem, kim się otaczasz, ale mój mąż ze swoimi najbliższymi przyjaciółmi rozmawiają o tym, co ich boli, z czym sobie nie radzą, jakie mają życiowe trudności. Kiedy przede mną się otwiera, to nas to do siebie zbliża i NIGDY nie oceniłam tego słabością. Mój mąż na co dzień jest jednak emocjonalnie silny, opanowany, kiedy coś się dzieje, nie traci głowy, na bycie sobą pozwala sobie tylko przed bliskimi. To mi daje poczucie bezpieczeństwa, które bardzo sobie cenię. Ja zresztą też jestem zadaniowcem, szybko podejmuję decyzje, są one przemyślane, kiedy trzeba działać, to działam, nierzadko widzę wtedy w oczach męża podziw, co wcale nie znaczy, że u niego te cechy stają się mniej pożądane.

Być może, gdybyś sam przestał się bać i otworzył się przed kimś, komu ufasz, dla Was obu okazałoby się to wielką ulgą.

ImKaS napisał/a:

Wydaje mi się, że byłoby pomocne, gdyby kobiety uświadomiły sobie, że to ich preferencje (niech już będzie, że częściowo) odpowiadają za to zjawisko. Jednak zazwyczaj nie macie ochoty brać za to jakiejkolwiek odpowiedzialności. To wygodne i zrozumiałe. Odpowiedzialna jest tylko zmaskulinizowana kultura stworzona na obraz i podobieństwo starotestamentowego patriarchy, którego słudzy wypasali trzodę na polach dzisiejszej Palestyny. Odpowiedzialni są nasi (równie kalecy) ojcowie i dziadowie.

Powinienem napisać książkę pod tytułem "Spowiedź mizantropa". Obawiam się tylko, że wyszedłbym w oczach czytelnika na pajaca z deficytami (tak jak autor "Spowiedzi szaleńca"), którym zresztą pewnie jestem.

Masz z tym wielki problem i naprawdę szczerze napiszę, że bardzo mnie to zasmuca. Nie ma w tym cienia ironii. Sądzę przy tym, że ktoś kiedyś bardzo Cię skrzywdził i nie byli to tylko koledzy, którzy szydzili z Twojej emocjonalności. Być może urodziłeś się wyjątkowo wrażliwy, a być może to osoby, które Cię wychowywały, zrobiły Ci krzywdę.

Jak sięgnę pamięcią, to świadoma pewnych zagadnień, ale też intuicyjnie, na swoim synu nigdy nie wywierałam tego typu presji, w ogóle nie wywierałam żadnej presji - czy to jedzeniem (tak, tak, poprzez jedzenie też można stosować przemoc i jest ona bardzo częsta), czy na naukę, czy oczekiwaniem, że musi być najlepszy.

11,723

Odp: 30lat i cały czas sam
jakis_czlowiek napisał/a:
Hopefull napisał/a:

To mit. Każdy ma jakieś problemy, nie ma ludzi idealnych. Ci pewni siebie i silni też

No może i mają. Ale nie powinni ich okazywać. Bo wtedy żadnego pożytku z nich dziewczyny nie będą miały, bo nie będą mogły na nich polegać.

Mężczyzna ma być oparciem dla kobiety, a nie problemem.

Słabości na początku nigdy w życiu, ale jak już jesteś w związku to jak najbardziej. Facet powinien komunikować co go boli, bo prędzej czy później i tak to wyjdzie. Człowiek potrafi wyładowywać emocje choćby przez złość. Jeżeli partnerka z tego szydzi to jest do wymiany, bo związek to wsparcie obu stron.

11,724 Ostatnio edytowany przez jakis_czlowiek (2023-02-01 14:02:07)

Odp: 30lat i cały czas sam

A się wtrącę xD

Olinka napisał/a:

To jest bardzo smutne, o czym piszesz, ale to wcale nie jest regułą, że mężczyźni są źle postrzegani, kiedy potrafią okazywać emocje. Tu znaczenie ma wyłącznie intensywność przeżywania, ale - jak wspominałam wcześniej - nadmierna emocjonalność każdemu utrudnia życie - mężczyznom i kobietom także. Męskie łzy w pewnych okolicznościach są bardzo męskie, podobnie jak wzruszenie, jeśli jednak ktoś płacze, bo ktoś inny krzywo na niego popatrzył albo nie dostał podwyżki, to faktycznie jest to słabe. U kobiet także.

Tylko że kobieta może okazać słabość, bo to jest normalne. Jak facet okaże słabość, to zostanie zjechany. Wyobrażasz sobie, żeby facet powiedział, że nie wierzy w siebie, złapał doła, czy coś? Przecież to byłby koniec, która kobieta by kogoś takiego chciała mieć?


Olinka napisał/a:

I nie wiem, kim się otaczasz, ale mój mąż ze swoimi najbliższymi przyjaciółmi rozmawiają o tym, co ich boli, z czym sobie nie radzą, jakie mają życiowe trudności. Kiedy przede mną się otwiera, to nas to do siebie zbliża i NIGDY nie oceniłam tego słabością.

Nie przypominam sobie żadnego faceta w moim otoczeniu, kto mówiłby o tym, że ma z czymś problem, że coś go boli, że ma jakieś trudności, itp. Jest to po prostu źle postrzegane i nie wypada.

Moi rodzice też nigdy ze sobą nie rozmawiali o takich rzeczach. Bo to zwyczajnie by znaczyło, że są słabi.


Olinka napisał/a:

Jak sięgnę pamięcią, to świadoma pewnych zagadnień, ale też intuicyjnie, na swoim synu nigdy nie wywierałam tego typu presji, w ogóle nie wywierałam żadnej presji - czy to jedzeniem (tak, tak, poprzez jedzenie też można stosować przemoc i jest ona bardzo częsta), czy na naukę, czy oczekiwaniem, że musi być najlepszy.

Mi się tam wydaje, że wywieranie presji na dziecku, żeby się dobrze uczyło, czy było najlepsze w czymś, to jest normalne ze strony rodziców. No chyba, że rodzice mają to gdzieś. Ale od tego jednak zależy przyszłość dziecka, czy będzie mieć dobrze płatną pracę, skończone dobre studia, itp.

11,725

Odp: 30lat i cały czas sam
Olinka napisał/a:

Jak sięgnę pamięcią, to świadoma pewnych zagadnień, ale też intuicyjnie, na swoim synu nigdy nie wywierałam tego typu presji, w ogóle nie wywierałam żadnej presji - czy to jedzeniem (tak, tak, poprzez jedzenie też można stosować przemoc i jest ona bardzo częsta), czy na naukę, czy oczekiwaniem, że musi być najlepszy.

Ale musiało coś jeść (nie tylko chipsy, colę, czy żelki) i chodzić do szkoły?

11,726

Odp: 30lat i cały czas sam
jakis_czlowiek napisał/a:

Mi się tam wydaje, że wywieranie presji na dziecku, żeby się dobrze uczyło, czy było najlepsze w czymś, to jest normalne ze strony rodziców. No chyba, że rodzice mają to gdzieś. Ale od tego jednak zależy przyszłość dziecka, czy będzie mieć dobrze płatną pracę, skończone dobre studia, itp.

Mylisz presję ze zdrowym, opartym na wzajemnym szacunku wychowaniem.
Mój syn "dziwnym trafem" skończył studia, ma dobrą pracę, przyjaciół, dziewczynę, pasje, jest samodzielny i odpowiedzialny. Chyba nie tak źle było z tym moim wychowaniem wink.

jakis_czlowiek napisał/a:

Tylko że kobieta może okazać słabość, bo to jest normalne. Jak facet okaże słabość, to zostanie zjechany. Wyobrażasz sobie, żeby facet powiedział, że nie wierzy w siebie, złapał doła, czy coś? Przecież to byłby koniec, która kobieta by kogoś takiego chciała mieć?

Oczywiście, że sobie wyobrażam. Obok siebie chcę mieć człowieka z krwi i kości, a nie zimnego cyborga. Poza tym upychanie emocji po kątach jest prostą drogą do frustracji i depresji, czego nikomu nie życzę, a pracuje się na to takim właśnie podejściem, jakie pokazujesz.

jakis_czlowiek napisał/a:

Moi rodzice też nigdy ze sobą nie rozmawiali o takich rzeczach. Bo to zwyczajnie by znaczyło, że są słabi.

No widzisz, a w moim domu się o tym rozmawia i nie zauważyłam, żeby ktokolwiek uważał mnie za słabą. Wręcz przeciwnie - chwilami czuję, że wpadłam we własną pułapkę, bo wszyscy dookoła nauczyli się, że sobie ze wszystkim poradzę. Nie mam jednak problemu z tym, by prosić o pomoc, czy w gorszej chwili pokazać tę "słabą" część osobowości.

11,727

Odp: 30lat i cały czas sam
rossanka napisał/a:
Olinka napisał/a:

Jak sięgnę pamięcią, to świadoma pewnych zagadnień, ale też intuicyjnie, na swoim synu nigdy nie wywierałam tego typu presji, w ogóle nie wywierałam żadnej presji - czy to jedzeniem (tak, tak, poprzez jedzenie też można stosować przemoc i jest ona bardzo częsta), czy na naukę, czy oczekiwaniem, że musi być najlepszy.

Ale musiało coś jeść (nie tylko chipsy, colę, czy żelki) i chodzić do szkoły?

Oczywiście, ale z jedzenia nie robiłam rytuału, bo jeszcze żadne dziecko nie umarło, jeśli razem ze wszystkimi nie zjadło obiadu, nie stosowałam też jakże częstych szantaży emocjonalnych w typie "za mamusię nie zjesz, mamusi będzie przykro". A fe! Jedzenie nie może być karą ani nagrodą.
Szkoła? Wszystko opierało się na rozmowie, a przy tym bardzo chciałam, żeby syn miał wyniki najlepsze, jakie może osiągnąć, ale ani nie muszą to być celujące z góry na dół, ani nie musi być najlepszy w klasie.
Wierzyłam w jego rozsądek i dopóki nic się nie działo, to bazowaliśmy na tym zaufaniu.
Dziecko musi czuć, że jest ważne, a przy tym nikt nie realizuje jego kosztem własnych ambicji. Wtedy nie odczuwa presji.

11,728 Ostatnio edytowany przez Agnes76 (2023-02-01 14:27:12)

Odp: 30lat i cały czas sam
rossanka napisał/a:
Olinka napisał/a:

Jak sięgnę pamięcią, to świadoma pewnych zagadnień, ale też intuicyjnie, na swoim synu nigdy nie wywierałam tego typu presji, w ogóle nie wywierałam żadnej presji - czy to jedzeniem (tak, tak, poprzez jedzenie też można stosować przemoc i jest ona bardzo częsta), czy na naukę, czy oczekiwaniem, że musi być najlepszy.

Ale musiało coś jeść (nie tylko chipsy, colę, czy żelki) i chodzić do szkoły?

Normalne dziecko w normalnym domu nigdy nie jest głodne.
Robili badania grupy dzieci, które same przez pewien czas wybierały sobie posiłki dostępne z wszystkich grup, jak słodycze, owoce i normalne jedzenie. Co prawda na początku dzieci wybierały słodycze, niemniej po pewnym czasie zmieniały swoje wybory. W ogólnym rozrachunku każde dziecko dostarczyło organizmowi potrzebne składniki z wszystkich grup żywieniowych.

Szkoła w czasie pandemii też stała się wyczekiwanym miejscem do życia po okresie nauki zdalnej wink

11,729 Ostatnio edytowany przez jakis_czlowiek (2023-02-01 14:33:40)

Odp: 30lat i cały czas sam
Olinka napisał/a:

Mój syn "dziwnym trafem" skończył studia, ma dobrą pracę, przyjaciół, dziewczynę, pasje, jest samodzielny i odpowiedzialny. Chyba nie tak źle było z tym moim wychowaniem wink.

No spoko. A jak dostał banię z polskiego w szkole podstawowej/gimnazjum to co? Uznawałaś, że to nic takiego? Czy robiłaś awanturę, że się nie uczy? Albo tróję z matmy?

11,730

Odp: 30lat i cały czas sam
jakis_czlowiek napisał/a:
Olinka napisał/a:

Mój syn "dziwnym trafem" skończył studia, ma dobrą pracę, przyjaciół, dziewczynę, pasje, jest samodzielny i odpowiedzialny. Chyba nie tak źle było z tym moim wychowaniem wink.

No spoko. A jak dostał banię z polskiego w szkole podstawowej/gimnazjum to co? Uznawałaś, że to nic takiego? Czy robiłaś awanturę, że się nie uczy? Albo tróję z matmy?

Włodek,  końca życia będziesz to przerabiał?
To były błędy Twoich rodziców gdy byłeś dzieckiem.
Pora  zrzucić z siebie te niewłaściwe przekazy rodziców. Nie szukaj sposobu na zmianę tamtego okresu, bo tego nie można już zmieni, było, mięło, trzeba żyć dalej.

11,731

Odp: 30lat i cały czas sam
Agnes76 napisał/a:

Włodek,  końca życia będziesz to przerabiał?
To były błędy Twoich rodziców gdy byłeś dzieckiem.
Pora  zrzucić z siebie te niewłaściwe przekazy rodziców. Nie szukaj sposobu na zmianę tamtego okresu, bo tego nie można już zmieni, było, mięło, trzeba żyć dalej.

Ja się tylko z ciekawości pytam, żeby wiedzieć jak inni do tego podchodzili xD

11,732 Ostatnio edytowany przez jjbp (2023-02-01 16:09:24)

Odp: 30lat i cały czas sam
jakis_czlowiek napisał/a:
Olinka napisał/a:

Mój syn dziwnym trafem skończył studia, ma dobrą pracę, przyjaciół, dziewczynę, pasje, jest samodzielny i odpowiedzialny. Chyba nie tak źle było z tym moim wychowaniem wink.

No spoko. A jak dostał banię z polskiego w szkole podstawowej/gimnazjum to co? Uznawałaś, że to nic takiego? Czy robiłaś awanturę, że się nie uczy? Albo tróję z matmy?

Skoro Cię interesuje jak to wyglądało w takich domach, to ja się podzielę smile Ja nigdy nie dostałam opieprzu za żadne oceny. Fakt, we wczesnej podstawówce mama mi pomagała w lekcjach ale już pod koniec sama zaczęłam ogarniać kiedy mam kartkówki, co zadane do domu, które oceny muszę poprawić, jaka mi wychodzi średnia i tak dalej. Od gimnazjum po sam koniec edukacji moi rodzice nie mieli zielonego pojęcia co do takich detali, miałam w tym ich pełne zaufanie. Jak dostałam banię to się normalnie przyznawałam i przygotowywałam na poprawę, nie było żadnego strachu przed przyjściem do domu albo zebraniami. Jedynka to był element życia i wsio, czasem się dostało ale nie był to powód do awantury.

11,733

Odp: 30lat i cały czas sam
Agnes76 napisał/a:

Normalne dziecko w normalnym domu nigdy nie jest głodne.
Robili badania grupy dzieci, które same przez pewien czas wybierały sobie posiłki dostępne z wszystkich grup, jak słodycze, owoce i normalne jedzenie. Co prawda na początku dzieci wybierały słodycze, niemniej po pewnym czasie zmieniały swoje wybory. W ogólnym rozrachunku każde dziecko dostarczyło organizmowi potrzebne składniki z wszystkich grup żywieniowych.

Ciekawy eksperyment, który doskonale pokazuje ten mechanizm, który miałam na myśli.
Zgodnie z opowieściami ciotek, moja mama, kiedy byłam mała, biegała za mną z łyżką i za punkt honoru stawiała sobie, żebym zjadła posiłek o określonej porze. Efekt tego był taki, że byłam niejadkiem, a jedzenie przez pewien czas kojarzyło mi się z karą, chyba że było to coś, co bardzo lubiłam, np. naleśniki albo budyń wink.
Ja z kolei tego nie robiłam i mój syn posiłki traktował jak zwykłą, aczkolwiek całkiem przyjemną część dnia, która nie wymaga specjalnych zabiegów. Być może dlatego od zawsze jadł chętnie i w zasadzie wszystko, nabierając przy tym zdrowych nawyków. Tak mu zostało do dzisiaj.

jakis_czlowiek napisał/a:

No spoko. A jak dostał banię z polskiego w szkole podstawowej/gimnazjum to co? Uznawałaś, że to nic takiego? Czy robiłaś awanturę, że się nie uczy? Albo tróję z matmy?

Nie, nigdy, moi rodzice też nigdy na mnie nie krzyczeli. Poza tym co miałabym w ten sposób osiągnąć? Wzbudzić strach? Serio uważasz, że nie ma lepszej metody na zbudowanie u dziecka zdrowej motywacji? Krzyk jest zresztą porażką rodzica. Nie wspominając, że nie znam nastolatka, u którego krzykiem można było zbudować autorytet, a to przecież na nim opiera się właściwie funkcjonująca relacja z synem czy córką.

11,734 Ostatnio edytowany przez jakis_czlowiek (2023-02-01 16:22:05)

Odp: 30lat i cały czas sam
Olinka napisał/a:

Nie, nigdy, moi rodzice też nigdy na mnie nie krzyczeli. Poza tym co miałabym w ten sposób osiągnąć? Wzbudzić strach? Serio uważasz, że nie ma lepszej metody na zbudowanie u dziecka zdrowej motywacji? Krzyk jest zresztą porażką rodzica. Nie wspominając, że nie znam nastolatka, u którego krzykiem można było zbudować autorytet, a to przecież na nim opiera się właściwie funkcjonująca relacja z synem czy córką.

Nie napisałem, że tak uważam. Po prostu się zastanawiam jakie podejścia mają inni ludzie smile

Moi rodzice byli z tych, którzy za każdą złą ocenę karali i robili awanturę (przynajmniej w podstawówce). Dobre oceny to był po prostu mój obowiązek i tyle. Dostanie bani to było pewne z 2 tygodnie wolnego od kompa. Trójka z polskiego jeszcze mogła przejść, ale z matmy to też było ciężko. Zdarzyło mi się nawet oberwać za to, że dostałem 5 zamiast 6 ze sprawdzianu xD Albo hit - mając średnią ~4.2 musiałem za karę jako jedna z 2 osób w klasie nosić dzienniczek ucznia, by rodzice wiedzieli kiedy dostanę złą ocenę tongue Szybko go "przypadkiem" zgubiłem. I wywiadówki - mimo że zawsze byłem jednym z najlepszych uczniów w klasie, to byłem chyba jedynym w klasie, który się bał wywiadówek xD

Każdy ma inne podejście do wychowania. Jedni wolą luźniejsze, a inni bardziej tradycyjne, co nie znaczy, że jest złe.

11,735

Odp: 30lat i cały czas sam
jakis_czlowiek napisał/a:

Każdy ma inne podejście do wychowania. Jedni wolą luźniejsze, a inni bardziej tradycyjne, co nie znaczy, że jest złe.

Nie chcę się bawić w etatowego krytyka, ale co jest, Twoim zdaniem, dobrego w takim modelu, jaki panował w Twoim domu? Poważnie pytam. Czujesz dziś za to wdzięczność, uważasz, że to Ci zrobiło dobrze?
Lęk przed złą oceną, wywiadówką, właściwie przed czymkolwiek - ja tego nie znam i nigdy nie chciałabym, aby moje dziecko się mnie bało. Wracając do domu powinno się odczuwać poczucie bezpieczeństwa, a nie strach.

11,736

Odp: 30lat i cały czas sam
jakis_czlowiek napisał/a:

A się wtrącę xD

Olinka napisał/a:

To jest bardzo smutne, o czym piszesz, ale to wcale nie jest regułą, że mężczyźni są źle postrzegani, kiedy potrafią okazywać emocje. Tu znaczenie ma wyłącznie intensywność przeżywania, ale - jak wspominałam wcześniej - nadmierna emocjonalność każdemu utrudnia życie - mężczyznom i kobietom także. Męskie łzy w pewnych okolicznościach są bardzo męskie, podobnie jak wzruszenie, jeśli jednak ktoś płacze, bo ktoś inny krzywo na niego popatrzył albo nie dostał podwyżki, to faktycznie jest to słabe. U kobiet także.

Tylko że kobieta może okazać słabość, bo to jest normalne. Jak facet okaże słabość, to zostanie zjechany. Wyobrażasz sobie, żeby facet powiedział, że nie wierzy w siebie, złapał doła, czy coś? Przecież to byłby koniec, która kobieta by kogoś takiego chciała mieć?


Olinka napisał/a:

I nie wiem, kim się otaczasz, ale mój mąż ze swoimi najbliższymi przyjaciółmi rozmawiają o tym, co ich boli, z czym sobie nie radzą, jakie mają życiowe trudności. Kiedy przede mną się otwiera, to nas to do siebie zbliża i NIGDY nie oceniłam tego słabością.

Nie przypominam sobie żadnego faceta w moim otoczeniu, kto mówiłby o tym, że ma z czymś problem, że coś go boli, że ma jakieś trudności, itp. Jest to po prostu źle postrzegane i nie wypada.

Moi rodzice też nigdy ze sobą nie rozmawiali o takich rzeczach. Bo to zwyczajnie by znaczyło, że są słabi.


Olinka napisał/a:

Jak sięgnę pamięcią, to świadoma pewnych zagadnień, ale też intuicyjnie, na swoim synu nigdy nie wywierałam tego typu presji, w ogóle nie wywierałam żadnej presji - czy to jedzeniem (tak, tak, poprzez jedzenie też można stosować przemoc i jest ona bardzo częsta), czy na naukę, czy oczekiwaniem, że musi być najlepszy.

Mi się tam wydaje, że wywieranie presji na dziecku, żeby się dobrze uczyło, czy było najlepsze w czymś, to jest normalne ze strony rodziców. No chyba, że rodzice mają to gdzieś. Ale od tego jednak zależy przyszłość dziecka, czy będzie mieć dobrze płatną pracę, skończone dobre studia, itp.

Mój mąż normalnie mi mowi jak ma doła. Zresztą po latach bycia razem rozpoznanę to nawet, jeżeli nie mówi. Mój mąż przy mnie płakał, przeżywał żałobę, denerwował się stanem zdrowia bliskich, łapał doła zmieniając pracę itd.
Nigdy nie sprawiło to, że był dla mnie mniej męski.

Moi rodzice też niby nie rozmawiali o trudnych rzeczach, a z czasem sie okazało, że rozmawiali, tylko nie przy dzieciach.

11,737 Ostatnio edytowany przez jakis_czlowiek (2023-02-01 16:43:45)

Odp: 30lat i cały czas sam
Olinka napisał/a:
jakis_czlowiek napisał/a:

Każdy ma inne podejście do wychowania. Jedni wolą luźniejsze, a inni bardziej tradycyjne, co nie znaczy, że jest złe.

Nie chcę się bawić w etatowego krytyka, ale co jest, Twoim zdaniem, dobrego w takim modelu, jaki panował w Twoim domu? Poważnie pytam. Czujesz dziś za to wdzięczność, uważasz, że to Ci zrobiło dobrze?
Lęk przed złą oceną, wywiadówką, właściwie przed czymkolwiek - ja tego nie znam i nigdy nie chciałabym, aby moje dziecko się mnie bało. Wracając do domu powinno się odczuwać poczucie bezpieczeństwa, a nie strach.

Ciężko powiedzieć. Ale na pewno nie jestem im wdzięczny i wiem, że przeginali. Ale w miarę dobrze się uczyłem, potem skończyłem studia i mam dobrą pracę. Może na to jakiś wpływ miało właśnie to ostrzejsze podejście rodziców? Może gdyby bardziej mi odpuszczali, to teraz bym zapierdzielał za najniższą krajową?


Minus jest taki, że mam w głowie niezły burdel.


Lady Loka napisał/a:

Mój mąż normalnie mi mowi jak ma doła. Zresztą po latach bycia razem rozpoznanę to nawet, jeżeli nie mówi. Mój mąż przy mnie płakał, przeżywał żałobę, denerwował się stanem zdrowia bliskich, łapał doła zmieniając pracę itd.
Nigdy nie sprawiło to, że był dla mnie mniej męski.

Moi rodzice też niby nie rozmawiali o trudnych rzeczach, a z czasem sie okazało, że rozmawiali, tylko nie przy dzieciach.

Hmm, moi to prawie wcale ze sobą nie rozmawiają. No chyba, gdy czegoś od siebie chcą xD Albo gdy się kłócą.

11,738

Odp: 30lat i cały czas sam
Olinka napisał/a:

Mój syn "dziwnym trafem" skończył studia, ma dobrą pracę, przyjaciół, dziewczynę, pasje, jest samodzielny i odpowiedzialny. Chyba nie tak źle było z tym moim wychowaniem wink.

Znaczy dobrą mamą byłaś smile Ja swoją też bardzo kocham, dzięki jej namowom skończyłem studia, a to że jestem trochę inny to nie jej wina, i tak zrobiła wszystko co mogła jako samotna matka.

Teraz mnie tylko męczy o lepsza robotę niż kasa, ale na razie tu mi wygodnie, zastanawiam się ewentualnie nad ochroną bo mają dużo dni wolnych, do korpo mnie nie ciągnie. Nie mój styl, nie moi ludzie.

11,739

Odp: 30lat i cały czas sam

Ale jak już temat ocen zaczęliście, to powiem że matka uważała mnie za zdolnego, ale leniwego, nauczyciele też w sumie. Nie raz mi się dostało za jakąś słabsza ocenę, ale wiem dobrze że bez tego nie miałbym już całkiem motywacji xd

Zawsze miałem średnią powyżej 4.5, nigdy nie chciało mi się walczyć o więcej, raz tylko miałem 5.0, na studiach tak samo wyszło mi 4+. Niby był ten potencjał, ale bardziej ceniłem sobie posiadówki z ziomkiem przy jakiejś gierce niż naukę. Po dziś dzień tak zostało, robotę też wziąłem specjalnie łatwą.

11,740

Odp: 30lat i cały czas sam
jakis_czlowiek napisał/a:

Ciężko powiedzieć. Ale na pewno nie jestem im wdzięczny i wiem, że przeginali. Ale w miarę dobrze się uczyłem, potem skończyłem studia i mam dobrą pracę. Może na to jakiś wpływ miało właśnie to ostrzejsze podejście rodziców? Może gdyby bardziej mi odpuszczali, to teraz bym zapierdzielał za najniższą krajową?


Minus jest taki, że mam w głowie niezły burdel.

Moi rodzice nigdy mnie nie karali za złą ocenę, a  uczyłam się bardzo dobrze. W  pewnych okresach byłam najlepsza w klasie.
Wystarczyło, ze mi tłumaczyli, iż dobre wykształcenie jest przepsutką do lepszego życia i dawali przykłady, jak się żyje i pracuje ludziom wykształconym na dobrych stanowiskach. To w zupełności wystarczało do obudzenia ambicji.
A jak byłam starsza to czasem mi wjechali na ambicję, że stać mnie na więcej i to wystarczało.
Żadnych kar o naukę nigdy nie miałam. Nigdy. A przecież nieraz coś się zawaliło. Normalka.

Sama tez nigdy nie stosuję kar za złe oceny, tylko chwalę za dobre. Jak jest gorzej to pytałam czy potrzebuje pomocy.
Nie ma problemu z nauką i ocenami.

11,741

Odp: 30lat i cały czas sam

Moja Mama nigdy mnie nie karała ani nie strofowała za złe oceny. Raczej prędzej okazywała smutek z tego, że coś mi się nie udało, ale nigdy jej do głowy nie przyszło, żeby w ten sposób mnie "motywować" do nauki czy podnosić moje ambicje. Grunt, aby do niczego nie zmuszać ani nie kierować się siłą, przemocą czy krzykiem - przynosi to całkowicie odwrotne skutki.

11,742 Ostatnio edytowany przez jakis_czlowiek (2023-02-01 17:19:12)

Odp: 30lat i cały czas sam
Agnes76 napisał/a:

Sama tez nigdy nie stosuję kar za złe oceny, tylko chwalę za dobre. Jak jest gorzej to pytałam czy potrzebuje pomocy.
Nie ma problemu z nauką i ocenami.

No zależy od podejścia. U mnie było odwrotnie. Dobre oceny to był mój obowiązek, więc jak je dostawałem to było to normalne, niewarte zainteresowania. A jak miałem złe, to znaczyło, że się nie uczę, opierdzielam, itp. Co denerwowało rodziców. Więc było trzeba mnie "zmotywować", żebym się lepiej uczył xD

Dlatego też teraz mam podejście, że nie mogę popełniać błędów, itp.

11,743

Odp: 30lat i cały czas sam
Agnes76 napisał/a:
jakis_czlowiek napisał/a:

Ciężko powiedzieć. Ale na pewno nie jestem im wdzięczny i wiem, że przeginali. Ale w miarę dobrze się uczyłem, potem skończyłem studia i mam dobrą pracę. Może na to jakiś wpływ miało właśnie to ostrzejsze podejście rodziców? Może gdyby bardziej mi odpuszczali, to teraz bym zapierdzielał za najniższą krajową?


Minus jest taki, że mam w głowie niezły burdel.

Moi rodzice nigdy mnie nie karali za złą ocenę, a  uczyłam się bardzo dobrze. W  pewnych okresach byłam najlepsza w klasie.
Wystarczyło, ze mi tłumaczyli, iż dobre wykształcenie jest przepsutką do lepszego życia i dawali przykłady, jak się żyje i pracuje ludziom wykształconym na dobrych stanowiskach. To w zupełności wystarczało do obudzenia ambicji.
A jak byłam starsza to czasem mi wjechali na ambicję, że stać mnie na więcej i to wystarczało.
Żadnych kar o naukę nigdy nie miałam. Nigdy. A przecież nieraz coś się zawaliło. Normalka.

Sama tez nigdy nie stosuję kar za złe oceny, tylko chwalę za dobre. Jak jest gorzej to pytałam czy potrzebuje pomocy.
Nie ma problemu z nauką i ocenami.

Mnie też karmili kapitalistyczną propagandą o wyższych stanowiskach, a ja akurat siebie tam nie widzę mimo tego że bardzo dobrze mi szło w edukacji. Zawsze wolałem być tym który wykonuje polecenia, zamiast wydawać.

Ja mam mentalność robotniczo-chłopską, nie ukrywam też swoich komunistycznych poglądów.

Lepsze życie nie powinno być mierzone kwestiami materialnymi. Współczesny świat dąży do autodestrukcji swoją chorą wizją o nieskończonym wzroście.

11,744

Odp: 30lat i cały czas sam
ChuopskiChłop napisał/a:

Lepsze życie nie powinno być mierzone kwestiami materialnymi. Współczesny świat dąży do autodestrukcji swoją chorą wizją o nieskończonym wzroście.

Mimo wszystko pieniądze zapewniają bezpieczeństwo w życiu. Spróbuj żyć w ciągłej niepewnosci, czy masz kasę na mieszkanie albo media.

11,745 Ostatnio edytowany przez ChuopskiChłop (2023-02-01 17:46:41)

Odp: 30lat i cały czas sam
Agnes76 napisał/a:
ChuopskiChłop napisał/a:

Lepsze życie nie powinno być mierzone kwestiami materialnymi. Współczesny świat dąży do autodestrukcji swoją chorą wizją o nieskończonym wzroście.

Mimo wszystko pieniądze zapewniają bezpieczeństwo w życiu. Spróbuj żyć w ciągłej niepewnosci, czy masz kasę na mieszkanie albo media.

Oczywiście, w każdym systemie pieniądz jest potrzebny do życia, byleby nie pożądać go za wszelką cenę. Od każdego według możliwości, każdemu według potrzeb.

Motorem rozwoju powinien być wspólny interes społeczeństwa, nie indywidualny zysk.

11,746

Odp: 30lat i cały czas sam
ChuopskiChłop napisał/a:
Agnes76 napisał/a:
jakis_czlowiek napisał/a:

Ciężko powiedzieć. Ale na pewno nie jestem im wdzięczny i wiem, że przeginali. Ale w miarę dobrze się uczyłem, potem skończyłem studia i mam dobrą pracę. Może na to jakiś wpływ miało właśnie to ostrzejsze podejście rodziców? Może gdyby bardziej mi odpuszczali, to teraz bym zapierdzielał za najniższą krajową?


Minus jest taki, że mam w głowie niezły burdel.

Moi rodzice nigdy mnie nie karali za złą ocenę, a  uczyłam się bardzo dobrze. W  pewnych okresach byłam najlepsza w klasie.
Wystarczyło, ze mi tłumaczyli, iż dobre wykształcenie jest przepsutką do lepszego życia i dawali przykłady, jak się żyje i pracuje ludziom wykształconym na dobrych stanowiskach. To w zupełności wystarczało do obudzenia ambicji.
A jak byłam starsza to czasem mi wjechali na ambicję, że stać mnie na więcej i to wystarczało.
Żadnych kar o naukę nigdy nie miałam. Nigdy. A przecież nieraz coś się zawaliło. Normalka.

Sama tez nigdy nie stosuję kar za złe oceny, tylko chwalę za dobre. Jak jest gorzej to pytałam czy potrzebuje pomocy.
Nie ma problemu z nauką i ocenami.

Mnie też karmili kapitalistyczną propagandą o wyższych stanowiskach, a ja akurat siebie tam nie widzę mimo tego że bardzo dobrze mi szło w edukacji. Zawsze wolałem być tym który wykonuje polecenia, zamiast wydawać.

Ja mam mentalność robotniczo-chłopską, nie ukrywam też swoich komunistycznych poglądów.

Lepsze życie nie powinno być mierzone kwestiami materialnymi. Współczesny świat dąży do autodestrukcji swoją chorą wizją o nieskończonym wzroście.

Ja się nie nadaję do zarządzania ludźmi, więc też wolę, gdy ktoś mi powie, co mam robić (oczywiście w zakresie obowiązków), ale komunizmem gardzę.

11,747

Odp: 30lat i cały czas sam
rakastankielia napisał/a:
ChuopskiChłop napisał/a:
Agnes76 napisał/a:

Moi rodzice nigdy mnie nie karali za złą ocenę, a  uczyłam się bardzo dobrze. W  pewnych okresach byłam najlepsza w klasie.
Wystarczyło, ze mi tłumaczyli, iż dobre wykształcenie jest przepsutką do lepszego życia i dawali przykłady, jak się żyje i pracuje ludziom wykształconym na dobrych stanowiskach. To w zupełności wystarczało do obudzenia ambicji.
A jak byłam starsza to czasem mi wjechali na ambicję, że stać mnie na więcej i to wystarczało.
Żadnych kar o naukę nigdy nie miałam. Nigdy. A przecież nieraz coś się zawaliło. Normalka.

Sama tez nigdy nie stosuję kar za złe oceny, tylko chwalę za dobre. Jak jest gorzej to pytałam czy potrzebuje pomocy.
Nie ma problemu z nauką i ocenami.

Mnie też karmili kapitalistyczną propagandą o wyższych stanowiskach, a ja akurat siebie tam nie widzę mimo tego że bardzo dobrze mi szło w edukacji. Zawsze wolałem być tym który wykonuje polecenia, zamiast wydawać.

Ja mam mentalność robotniczo-chłopską, nie ukrywam też swoich komunistycznych poglądów.

Lepsze życie nie powinno być mierzone kwestiami materialnymi. Współczesny świat dąży do autodestrukcji swoją chorą wizją o nieskończonym wzroście.

Ja się nie nadaję do zarządzania ludźmi, więc też wolę, gdy ktoś mi powie, co mam robić (oczywiście w zakresie obowiązków), ale komunizmem gardzę.

Tylko w tym systemie możliwa jest równość. Kapitalizm to wyzysk planety i człowieka, życie w ułudzie że wzrost się nigdy nie skończy. Bzdura, za którą przyjdzie zapłacić nam, zwykłym ludziom.

11,748

Odp: 30lat i cały czas sam

Moi rodzice często narzekali na moje studia i na oceny i na to, że zmieniałam studia w trakcie i byłam 2 lata w plecy.
Przeszło im jak po 2 latach pracy przebiłam zarobkami mamę tongue

11,749

Odp: 30lat i cały czas sam

A ja byłem mocno rozpieszczany, oczko w głowie, wszystkie kuzynki się we mnie kochały, nie wspominając o sąsiadach, swój pierwszy raz miałem z sąsiadka, w wieku 14 lat, jestem ideałem.

11,750

Odp: 30lat i cały czas sam
Lady Loka napisał/a:

Moi rodzice często narzekali na moje studia i na oceny i na to, że zmieniałam studia w trakcie i byłam 2 lata w plecy.
Przeszło im jak po 2 latach pracy przebiłam zarobkami mamę tongue

Farmaceutki tak dobrze zarabiają?

11,751

Odp: 30lat i cały czas sam
Theodore Robert Bundy napisał/a:
Lady Loka napisał/a:

Moi rodzice często narzekali na moje studia i na oceny i na to, że zmieniałam studia w trakcie i byłam 2 lata w plecy.
Przeszło im jak po 2 latach pracy przebiłam zarobkami mamę tongue

Farmaceutki tak dobrze zarabiają?

Na pewno lepiej niż ludzie z mitomanią, Be smile

11,752

Odp: 30lat i cały czas sam
Lady Loka napisał/a:

Moi rodzice często narzekali na moje studia i na oceny i na to, że zmieniałam studia w trakcie i byłam 2 lata w plecy.
Przeszło im jak po 2 latach pracy przebiłam zarobkami mamę tongue

Też zmieniałem, z historii na europeistykę, rok w plecy i się nieźle nasłuchałem od rodziny.

11,753

Odp: 30lat i cały czas sam
Olinka napisał/a:
ImKaS napisał/a:

Podobnie to matki, a nie ojcowie, strofują swoje córki, żeby dbały o wygląd, odpowiednie uczesanie itd. Również dziewczynki w procesie socjalizacji przebywają i bawią się z innymi dziewczynkami i często naśladują sposób ubioru i wygląd swoich najpopularniejszych koleżanek. Nie zmienia to faktu, że przyczyną kompleksów urodowych tak powszechnych wśród kobiet, są męskie preferencje ewolucyjne.

Częściowo tak, ale mylisz się twierdząc, że to mężczyźni kształtują i narzucają kobietom preferowane kanony urody. Kobiety są dla siebie wzajemnie tak dużymi krytykami, że często mają o wiele większą moc w tej kwestii. Zauważmy zresztą, że regularnie zmieniające się mody na różnego typu triki urodowe, jak usta, włosy, brwi i mogłabym do tego dodać całą, długą listę - to kobiety są tutaj ich prekursorkami, a potem pojawia się naśladownictwo.

Oczywiście. Mężczyźni nie interesują się modowymi i urodowymi nowinkami w takim stopniu jak kobiety. Zgadzam się, że to kobiety wywierają w tej kwestii bezpośrednią presję na inne kobiety. Dokładnie to chciałem wyrazić we fragmencie, do którego się odnosiłaś. Jednak mimo to uważam, że to męskie preferencje są tutaj decydujące. Presja ewolucyjna wynikała właśnie z nich.

Analogicznie mężczyźni są krytykami lub częstymi krytykami innych mężczyzn, gdy okazują oni słabość lub wątpliwości (chociaż często dzieje się to za milczącą zgodą lub aprobatą kobiet). Jednak główną przyczyną, że tak się dzieje, są preferencje kobiet. To one wywierały na pokolenia mężczyzn presję w procesie selekcji potencjalnych partnerów.   

Olinka napisał/a:

I tu się różnimy, bo ja nie czuję odpowiedzialności, o której wspominasz. Nie czuję choćby dlatego, że moje preferencje są moje, a każdy ma własne, za które nie mogę odpowiadać, nawet jeśli ogólny trend jest dosyć precyzyjnie określony. Nawet tu, na forum, widać jak na dłoni, że kobiety są różne i mają bardzo różne oczekiwania, tym samym to co mnie pociąga w mężczyznach, dla innej kobiety może być zupełnie nieistotne, a w skrajnych przypadkach nawet odrzucające.

Statystycznie kobiety oczekują od partnera, że będzie on zazwyczaj trzymał swoje emocje na wodzy. Z tego, co rozumiem, wpisujesz się w ten trend. Statystycznie mężczyźni oczekują atrakcyjnych fizycznie partnerek. Z całą w pewnością pod tym względem jestem statystycznym mężczyzną.

Olinka napisał/a:

Być może, gdybyś sam przestał się bać i otworzył się przed kimś, komu ufasz, dla Was obu okazałoby się to wielką ulgą.

Rzecz w tym, że naprawdę nie chodzi o mnie. Czuję się całkiem nieźle. W dodatku mój partner jest bardzo rozwinętą emocjonalnie osobą i jestem w stanie poruszyć z nim dowolny (chyba) temat bez jakichkolwiek obaw.

Olinka napisał/a:

Masz z tym wielki problem i naprawdę szczerze napiszę, że bardzo mnie to zasmuca. Nie ma w tym cienia ironii. Sądzę przy tym, że ktoś kiedyś bardzo Cię skrzywdził i nie byli to tylko koledzy, którzy szydzili z Twojej emocjonalności. Być może urodziłeś się wyjątkowo wrażliwy, a być może to osoby, które Cię wychowywały, zrobiły Ci krzywdę.

Ty natomiast masz skłonność to bardzo poważnych diagnoz na podstawie kilku fragmentów pisemnej wypowiedzi smile. Niewykluczone zresztą, że masz rację, ale jestem nieco zaskoczony stopniem ufności, jakim darzysz swoją psychologiczną intuicję.

11,754

Odp: 30lat i cały czas sam
ChuopskiChłop napisał/a:
rakastankielia napisał/a:
ChuopskiChłop napisał/a:

Mnie też karmili kapitalistyczną propagandą o wyższych stanowiskach, a ja akurat siebie tam nie widzę mimo tego że bardzo dobrze mi szło w edukacji. Zawsze wolałem być tym który wykonuje polecenia, zamiast wydawać.

Ja mam mentalność robotniczo-chłopską, nie ukrywam też swoich komunistycznych poglądów.

Lepsze życie nie powinno być mierzone kwestiami materialnymi. Współczesny świat dąży do autodestrukcji swoją chorą wizją o nieskończonym wzroście.

Ja się nie nadaję do zarządzania ludźmi, więc też wolę, gdy ktoś mi powie, co mam robić (oczywiście w zakresie obowiązków), ale komunizmem gardzę.

Tylko w tym systemie możliwa jest równość. Kapitalizm to wyzysk planety i człowieka, życie w ułudzie że wzrost się nigdy nie skończy. Bzdura, za którą przyjdzie zapłacić nam, zwykłym ludziom.

Nie jest możliwa. To utopia. Równości nie ma i nie będzie, bo każdy ma inne predyspozycje. Wolę mieć możliwość zapewnienia sobie dostatniego życia niż mieć to, co wszyscy, czyli nic.

11,755

Odp: 30lat i cały czas sam
ImKaS napisał/a:
Olinka napisał/a:

Być może, gdybyś sam przestał się bać i otworzył się przed kimś, komu ufasz, dla Was obu okazałoby się to wielką ulgą.

Rzecz w tym, że naprawdę nie chodzi o mnie. Czuję się całkiem nieźle. W dodatku mój partner jest bardzo rozwinętą emocjonalnie osobą i jestem w stanie poruszyć z nim dowolny (chyba) temat bez jakichkolwiek obaw.

Skąd zatem te opisy pozornie zimnych emocjonalnie, ale właśnie dlatego skrzywdzonych mężczyzn, jak poniżej?

ImKaS napisał/a:

Nauczyliśmy się tłumić nasze emocje i nie potrafimy już inaczej żyć. Stało się to cześcią naszej natury. Tego oczywiście nie widać, gdy inni ludzie na nas patrzą, ale jesteśmy emocjonalnymi inwalidami. Wielu z nas nie zdaje sobie nawet sprawy z tego, że jest okaleczona. Zresztą też bardzo długo nie zdawałem sobie z tego sprawy. Gdy ktoś w moim otoczeniu jest nadmiernie emocjonalny, to mam taki odruch, taki impuls, że od razu oceniam to jako słabość (słabość kobiet oceniam jako coś dopuszczalnego i naturalnego, a słabość mężczyzn lub dorastających chłopców jako coś godnego potępienia). Gdy spotykam się z moimi heteroseksualnymi męskimi przyjaciółmi, to rozmawiamy o polityce, nauce, kobietach i o swoich życiowych trudnościach, ale nigdy nie rozmawiamy o naszych emocjach, naszych zranieniach i krzywdach. Po prostu nie potrafimy o tym rozmawiać.

W moim odczuciu jedno drugiemu trochę przeczy. Uważam, że gdybyś naprawdę nie miał z tym problemu, to nie tylko nie poświęcałbyś temu zagadnieniu tak dużo uwagi i czasu, ale też ton Twoich wypowiedzi byłby inny. Tymczasem w Twoich słowach pojawia się sporo oskarżeń, żalu i pretensji, nawet jeśli zostały opisane w bardzo wyważony sposób.
Niemniej to Ty wiesz lepiej, co Cię ewentualnie gryzie, więc dalej nie drążę wink.

ImKaS napisał/a:

Ty natomiast masz skłonność to bardzo poważnych diagnoz na podstawie kilku fragmentów pisemnej wypowiedzi smile. Niewykluczone zresztą, że masz rację, ale jestem nieco zaskoczony stopniem ufności, jakim darzysz swoją psychologiczną intuicję.

Nie chciałam, żeby z mojej strony zabrzmiało to aż tak pysznie. Jeśli sięgam za daleko, to naprawdę przepraszam, ale też prawdą jest, że wszystko, co się w naszym życiu dzieje, także od strony emocjonalnej, ma jakieś przyczyny, zaś ludzie są bardzo schematyczni. Tym samym bazując na obserwacjach, wiedzy i własnym doświadczeniu można wysuwać pewne wnioski relatywnie szybko. One oczywiście nie muszą być prawdziwe, ale zawsze warto przynajmniej zastanowić się, czy podsunięta myśl przypadkiem nie ma odbicia w rzeczywistości.

11,756

Odp: 30lat i cały czas sam
jakis_czlowiek napisał/a:
Hopefull napisał/a:

To mit. Każdy ma jakieś problemy, nie ma ludzi idealnych. Ci pewni siebie i silni też

No może i mają. Ale nie powinni ich okazywać. Bo wtedy żadnego pożytku z nich dziewczyny nie będą miały, bo nie będą mogły na nich polegać.

Mężczyzna ma być oparciem dla kobiety, a nie problemem.

Wyjdź chłopie wreszcie z tego szablonowego widzenia świata. Faceci są różni i kobiety są różne. NIE MA czegoś takiego jak jedna preferencja wszystkich kobiet, albo wszystkich facetów. Dorośnij. Spójrz na te pary, które chodzą wokół. Czy wszystkie są wg jednego wzorca ? Nie są. Ludzie dobierają się przeróżnie. Żyjemy w XXI wieku i role kobiet, i facetów są już inne. Każdy w parze generuje jakiś problem, bo sytuacje, że ludzie są ze sobą w 100% kompatybilni to są prawdziwe wyjątki. Zawsze ludzi coś różni i to może generować problem. Ja np. uwielbiam słuchać muzykę, a moja była żona nie była w ogóle "melomanem", a ponadto różniły nas gusta muzyczne, i co ? To już może robić problem. Jak będziesz szukał kogoś kto w 100% jest dopasowany do Ciebie, to z dużym prawdopodobieństwem nie znajdziesz.

11,757

Odp: 30lat i cały czas sam

Misinx Pisanie o takich OCZYWISTOŚCIACH dla większości społeczeństwa będzie mimo wszystko zrozumiałe. Jednak w przypadku tego ułamka procenta i tak okaże się to waleniem głową w mur, kiedy pewne jednostki mają "wgraną" melodyjkę, którą powtarzają za każdym razem jak mantrę. Do tego potrzebny jest specjalista i dłuuuga droga.

11,758

Odp: 30lat i cały czas sam
bagienni_k napisał/a:

Misinx Pisanie o takich OCZYWISTOŚCIACH dla większości społeczeństwa będzie mimo wszystko zrozumiałe. Jednak w przypadku tego ułamka procenta i tak okaże się to waleniem głową w mur, kiedy pewne jednostki mają "wgraną" melodyjkę, którą powtarzają za każdym razem jak mantrę. Do tego potrzebny jest specjalista i dłuuuga droga.

Nie wiem, może... kropla drąży skałę big_smile

11,759

Odp: 30lat i cały czas sam

W przypadku Kolegi to się już nazbierało tyle kropel, że wody starczyłoby na zapełnienie niejednego morza..No, ale być może nalezy dojść do poziomu oceanu..

11,760

Odp: 30lat i cały czas sam
Misinx napisał/a:

Wyjdź chłopie wreszcie z tego szablonowego widzenia świata. Faceci są różni i kobiety są różne. NIE MA czegoś takiego jak jedna preferencja wszystkich kobiet, albo wszystkich facetów. Dorośnij. Spójrz na te pary, które chodzą wokół. Czy wszystkie są wg jednego wzorca ? Nie są. Ludzie dobierają się przeróżnie. Żyjemy w XXI wieku i role kobiet, i facetów są już inne. Każdy w parze generuje jakiś problem, bo sytuacje, że ludzie są ze sobą w 100% kompatybilni to są prawdziwe wyjątki. Zawsze ludzi coś różni i to może generować problem. Ja np. uwielbiam słuchać muzykę, a moja była żona nie była w ogóle "melomanem", a ponadto różniły nas gusta muzyczne, i co ? To już może robić problem. Jak będziesz szukał kogoś kto w 100% jest dopasowany do Ciebie, to z dużym prawdopodobieństwem nie znajdziesz.

Ale nie mam na myśli jakichś głupich różnic w zainteresowaniach. Chodzi mi o to, że jednak każdy dąży do tego, żeby żyło się łatwiej, nie? To po co kobiecie np. facet, który jest słaby psychicznie, albo ma jakieś poważniejsze problemy? Jaki z niego pożytek? Żaden.

11,761

Odp: 30lat i cały czas sam

Ale to że ktoś ma doła albo probemy nie znaczy że jest słaby psychicznie. Doły się zdarzają każdym i większość ludzi raczej to rozumie i akceptuje w związkach.

11,762

Odp: 30lat i cały czas sam
jjbp napisał/a:

Ale to że ktoś ma doła albo probemy nie znaczy że jest słaby psychicznie. Doły się zdarzają każdym i większość ludzi raczej to rozumie i akceptuje w związkach.

Jak się już znają to spoko. Gorzej jak ktoś taki np. dopiero randkuje. Wtedy ma przekichane xD

11,763

Odp: 30lat i cały czas sam
jakis_czlowiek napisał/a:
jjbp napisał/a:

Ale to że ktoś ma doła albo probemy nie znaczy że jest słaby psychicznie. Doły się zdarzają każdym i większość ludzi raczej to rozumie i akceptuje w związkach.

Jak się już znają to spoko. Gorzej jak ktoś taki np. dopiero randkuje. Wtedy ma przekichane xD

Ale na drugiej randce zazwyczaj nikt się nie uwewnętrznia o problemach i dołach. Zazwyczaj takimi tematami się dzieli właśnie gdy już pojawiło się jakieś zaufanie, nić porozumienia, uczucia.

11,764

Odp: 30lat i cały czas sam

Przede wszystkim, widząc się z kimś, nie spowiadam mu się od razu z moich problemów. Raczej skupiam się na przeżywaniu chwili, słuchając drugiej strony, próbując ją zainteresować swoją osobą w sensie pozytywnym. Skoro mi się z kimś przyjemnie rozmawia lub nawet pisze, oznacza to, że akurat sobie nie zaprzątam głowy żadnymi problemami, gdyż moja uwaga skupia się na tej osobie.

11,765 Ostatnio edytowany przez jakis_czlowiek (2023-02-02 12:17:23)

Odp: 30lat i cały czas sam
jjbp napisał/a:
jakis_czlowiek napisał/a:
jjbp napisał/a:

Ale to że ktoś ma doła albo probemy nie znaczy że jest słaby psychicznie. Doły się zdarzają każdym i większość ludzi raczej to rozumie i akceptuje w związkach.

Jak się już znają to spoko. Gorzej jak ktoś taki np. dopiero randkuje. Wtedy ma przekichane xD

Ale na drugiej randce zazwyczaj nikt się nie uwewnętrznia o problemach i dołach. Zazwyczaj takimi tematami się dzieli właśnie gdy już pojawiło się jakieś zaufanie, nić porozumienia, uczucia.

Ale to, że ktoś nie jest pewny siebie, stresuje się, itp., to przecież widać. I na 100% taka osoba nie ma szans na dalsze spotkania.

A jak wyjdą poważniejsze problemy w przyszłości, to co to za problem zerwać znajomość? tongue Dajmy na to, facet będzie miał cięższy okres, zamknie się w sobie, nie będzie mu się nic chciało. No jaki z niego pożytek będzie?

Posty [ 11,701 do 11,765 z 29,785 ]

Strony Poprzednia 1 179 180 181 182 183 459 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024