ImKaS napisał/a:W takiej sytuacji większość ludzi się stresuje, spina i nie ma to nic wspólnego z desperacją.
Tak jak większość się spina, czyli mniejszość jednak nie, tak samo można tych spinających się podzielić na zdesperowanych i nie, z tego samego powodu nie można z kolei jednoznacznie założyć, że to nie ma nic wspólnego z desperacją.
Zauważ przy tym, że nie napisałam, że tak jest w przypadku Rakastankieli, ale że przypuszczam, że tak może być. Cała reszta była do przemyślenia.
Miałam w swoim otoczeniu kilka samotnych osób, które już nie tyle chciały związku, co koniecznie, niemal na siłę, chciały się do kogoś zbliżyć, by wieczorami nie siedzieć samemu/samej w domu. One na pewno były zdesperowane, tak jak Rakastankielia na tym etapie bardzo pragnie mieć obok siebie drugą osobę, z którą będzie mógł stworzyć romantyczną relację. Często naprawdę brakowało im nie tylko świadomości, że widać to po ich zachowaniu, ale też brakowało im wyczucia. Pojawiała się sztywność w zachowaniu, brak umiejętności otwartego wyrażania zdania, nienaturalna uprzejmość, a nawet nachalność. To innych zniechęca.
Z zaciekawieniem przeczytałam o eksperymencie Nory Vincent, ale muszę przyznać, że wnioski z niego raczej mnie nie zaskoczyły. Kobiety lubią męskich facetów, przy których czują się kobieco, ewentualnie z damskim pierwiastkiem, który daje im pewnego rodzaju wrażliwość. Niekoniecznie marzymy o kimś, komu bliżej do dużego dziecka niż mężczyzny z krwi i kości. Chcemy kogoś, kto pozwoli nam poczuć się bezpiecznie i stabilnie, także, a może przede wszystkim emocjonalnie.
Równocześnie nie dziwi mnie, że spotykała ją niechęć, a nawet wrogość, jeśli zaczepiała potencjalne kandydatki do bliższej znajomości w kawiarni czy na ulicy. To naprawdę nie jest nic przyjemnego, jeśli obcy człowiek narusza naszą przestrzeń w chwili, kiedy niekoniecznie sobie tego życzymy, bo na przykład chcemy pobyć same ze sobą. Ja po dziś dzień nie lubię być zaczepiana przez obcych, którzy naruszają mój komfort, pomimo że nie sprawia mi żadnej trudności krótka pogawędka w sklepie, na spacerze czy w poczekalni do lekarza. To jest jednak coś innego, nawet jeśli pozornie podobne, bo czym innym jest naturalnie nawiązana rozmowa, a czym innym narzucanie drugiej osoby swojego towarzystwa. Tu trzeba po prostu wyczucia.
KoralinaJones napisał/a:Oczywiście że są! To przecież Ty, Tadziu.
No i popłakałam się! Przez Ciebie! 