Przejściowy kryzys czy definitywny koniec? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Strony Poprzednia 1 5 6 7 8 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 391 do 455 z 473 ]

391 Ostatnio edytowany przez polis (2021-01-29 15:23:27)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?
Roxann napisał/a:


Ja dokładnie mu wyjaśniłam dlaczego uważam, że wtedy na nartach czy desce zachował się jak rozkapryszony dzieciak. Przecież nikt siłą go na ten stok nie ciągnął. Nie szło mu? No nie szło. Mógł się wkurzać? Mógł, ale to jeszcze nie powód by psuć zabawę innym. Wymaganie, że inni, a przynajmniej ex będzie wciąż koło niego skakać, dbać o jego samopoczucie i obchodzić jak z jajkiem, jest skrajnie egoistyczne. 
Oczywiście każdy ma prawo mieć inne zdanie.

Tylko właśnie pojedynczy przypadek nie oznacza od razu problemu. Każdy może mieć gorszy dzień. Gdyby Wituś taki był na co dzień, to czy jego eks nie powinna bez problemu przytoczyć okoliczności, po pierwsze świeższych, po drugie powtarzających się, a nie jednorazowej sprawy sprzed roku?
Druga sprawa, kiedy ona miała dąsy, że on nie gra z nią w siatkówkę pomimo bolącego barku, to był akurat dąs księżniczki z jej strony. To samo z dąsem, że Wituś nie chce sobie z nią robić zdjęć po pijaku.

Kolejna sprawa, czy ja dobrze rozumiem, że eks Witusia próbowała go zmienić? Jeśli tak, to to powinno być zawsze czerwoną lampką ostrzegawczą.

Moim zdaniem nie wygląda to jakby miała patent na większą dojrzałość.

Żeby nie było, oczywiście miała prawo zakończyć związek, tak jak Wituś ma prawo czuć smutek, żal po zerwaniu.

Natomiast to co mi się rzuciło w oczy, to ich różne style radzenia sobie z problemami. Ona twierdzi, że nie potrzebuje nikogo, zamyka się w sobie. On jak widać potrafi się dzielić z innymi smutkami i problemami, oczekując i sam dając innym w takim momencie sympatię. Ona w takich momentach ma problem, żeby dawać sympatię.

Teraz, moim nieprofesjonalnym zdaniem wygląda na to, że Wituś potrafi w związku z tym wyrzucić z siebie skuteczniej problemy i wyrazić emocje, więc go nie obciążają na dłuższą metę. Ona prawdopodobnie tłumi w sobie emocje i się jej zbiera, dlatego być może nie pasowało jej, że Wituś chce się z nią dzielić problemami*, bo być może czuła jakby on jej jeszcze próbował dokładać do tej kupki, którą ma w sobie, a z którą, jeśli tłumi emocje, to tak naprawdę sobie nie radzi. Wygląda mi na to, że dziewczyna może mieć problem rozładowywaniem emocji na bieżąco i się jej kumulują, stąd możliwe robienie problemów z takich pierdułek. Typowe dla ludzi, którzy tak tłumią, zbiera im się i zbiera, aż w końcu wybuchają z byle powodu, bo już są tak napompowani, że byle co ich zapala. (Fakt, że jako problem podała jednorazową akcję z nartami. Zrozumiałabym frustrację jakby oni na te narty co tydzień jeździli i Wituś za każdym razem odstawiała taką akcję) Jeśli miałabym rację, to mogę jej tylko życzyć, żeby odkryła, że problemu kumulacji tłumionych emocji w sobie, bo nie chce innych obciążać problemami, czyli ogólnie zamknięcia w sobie nie rozwiązuje się zmianą partnera na, na przykład bardziej zamkniętego w sobie.

Mogę ją nawet zrozumieć, też kiedyś nie mówiłam o problemach i trzymałam je tylko dla siebie, ale dostałam jasny sygnał na terapii, że źle robią i faktycznie podzielenie się problemem z zaufaną osobą i wyrażanie emocji działa o wiele lepiej. Problem niestety może być w znalezieniu osoby, która nie widzi problemu w dzieleniu się problemami i emocjami.

*Zwłaszcza, że z tego całego wątku nie wynika, żeby Wituś postawił ja w sytuacji naprawdę trudnej i obciążającej psychicznie.

Zobacz podobne tematy :

392 Ostatnio edytowany przez Roxann (2021-01-29 16:19:32)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?
polis napisał/a:
Roxann napisał/a:


Ja dokładnie mu wyjaśniłam dlaczego uważam, że wtedy na nartach czy desce zachował się jak rozkapryszony dzieciak. Przecież nikt siłą go na ten stok nie ciągnął. Nie szło mu? No nie szło. Mógł się wkurzać? Mógł, ale to jeszcze nie powód by psuć zabawę innym. Wymaganie, że inni, a przynajmniej ex będzie wciąż koło niego skakać, dbać o jego samopoczucie i obchodzić jak z jajkiem, jest skrajnie egoistyczne. 
Oczywiście każdy ma prawo mieć inne zdanie.

Tylko właśnie pojedynczy przypadek nie oznacza od razu problemu. Każdy może mieć gorszy dzień. Gdyby Wituś taki był na co dzień, to czy jego eks nie powinna bez problemu przytoczyć okoliczności, po pierwsze świeższych, po drugie powtarzających się, a nie jednorazowej sprawy sprzed roku?
Druga sprawa, kiedy ona miała dąsy, że on nie gra z nią w siatkówkę pomimo bolącego barku, to był akurat dąs księżniczki z jej strony. To samo z dąsem, że Wituś nie chce sobie z nią robić zdjęć po pijaku.

Kolejna sprawa, czy ja dobrze rozumiem, że eks Witusia próbowała go zmienić? Jeśli tak, to to powinno być zawsze czerwoną lampką ostrzegawczą.

Moim zdaniem nie wygląda to jakby miała patent na większą dojrzałość.

Żeby nie było, oczywiście miała prawo zakończyć związek, tak jak Wituś ma prawo czuć smutek, żal po zerwaniu.

Natomiast to co mi się rzuciło w oczy, to ich różne style radzenia sobie z problemami. Ona twierdzi, że nie potrzebuje nikogo, zamyka się w sobie. On jak widać potrafi się dzielić z innymi smutkami i problemami, oczekując i sam dając innym w takim momencie sympatię. Ona w takich momentach ma problem, żeby dawać sympatię.

Teraz, moim nieprofesjonalnym zdaniem wygląda na to, że Wituś potrafi w związku z tym wyrzucić z siebie skuteczniej problemy i wyrazić emocje, więc go nie obciążają na dłuższą metę. Ona prawdopodobnie tłumi w sobie emocje i się jej zbiera, dlatego być może nie pasowało jej, że Wituś chce się z nią dzielić problemami*, bo być może czuła jakby on jej jeszcze próbował dokładać do tej kupki, którą ma w sobie, a z którą, jeśli tłumi emocje, to tak naprawdę sobie nie radzi. Wygląda mi na to, że dziewczyna może mieć problem rozładowywaniem emocji na bieżąco i się jej kumulują, stąd możliwe robienie problemów z takich pierdułek. Typowe dla ludzi, którzy tak tłumią, zbiera im się i zbiera, aż w końcu wybuchają z byle powodu, bo już są tak napompowani, że byle co ich zapala. (Fakt, że jako problem podała jednorazową akcję z nartami. Zrozumiałabym frustrację jakby oni na te narty co tydzień jeździli i Wituś za każdym razem odstawiała taką akcję) Jeśli miałabym rację, to mogę jej tylko życzyć, żeby odkryła, że problemu kumulacji tłumionych emocji w sobie, bo nie chce innych obciążać problemami, czyli ogólnie zamknięcia w sobie nie rozwiązuje się zmianą partnera na, na przykład bardziej zamkniętego w sobie.

Mogę ją nawet zrozumieć, też kiedyś nie mówiłam o problemach i trzymałam je tylko dla siebie, ale dostałam jasny sygnał na terapii, że źle robią i faktycznie podzielenie się problemem z zaufaną osobą i wyrażanie emocji działa o wiele lepiej. Problem niestety może być w znalezieniu osoby, która nie widzi problemu w dzieleniu się problemami i emocjami.

*Zwłaszcza, że z tego całego wątku nie wynika, żeby Wituś postawił ja w sytuacji naprawdę trudnej i obciążającej psychicznie.

Polis, ja może nie jestem w stanie dokładnie wczuć ani w nią ani w jego bo jak pisałam mogłabym być (pod względem wieku) jego matką. I trochę tak na ten wątek patrzyłam. Dlatego choćby ten jego przykład nart czy deski odebrałam tak a nie inaczej. Dla mnie po prostu nie do pomyślenia, że dorosły facet tak zachowuje.
Jeszcze odniosę się do tego wojska, które wzbudziło tyle emocji. Od razu powiem, że znam osoby po nim tylko 45++ I dużo nasłuchałam. Ja nie wiem jak to później było (w tych młodszych rocznikach) więc wybaczcie. Ale ci faceci których znam, którzy je przeszli, wcale nie są mało inteligentni. Może faktycznie wtedy byli po szkole średniej czy zawodowej, bo wiadomo w jakim wieku do wojska brano. Choć potem te studia często kończyli i są na wysokich stanowiskach.
Niemniej KIEDYŚ wojsko ich tak wyćwiczyło i zahartowało, że są bardzo samodzielni, zdyscyplinowani itd.
Kiedyś z koleżankami żartowałyśmy, że no właśnie KIEDYŚ wojsko ćwiczyło/uczyło facetów życia, teraz akademik. Z dala od mamy, trzeba sobą zająć, nagotować, koszulę umyć, wyprasować itd. I najlepiej takiego 'brać' a nie od mamusi. Ale to też było ponad 10l temu.
Ja się nie wkurzam ani nie obrażam jak ktoś ze mną nie zgadza.
Gdyby Wituś rzeczywiście uważał, że piszę bez sensu, to by to zignorował. Prawda jednak w oczy kole. Chce coś z tego wynieść to wyniesie, nie to nie.
Mi to lotto smile

393 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2021-01-29 17:20:21)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Jak tak teraz przypominam sobie cały wątek, to polis możę mieć rację. Wituś się dąsał -źle, ona się dąsała - problemu nie ma. Laska najwidoczniej chciała go ustawiać tak, jak jej się wydawało, że będzie najlepiej. To mnie zawsze w takich wypadkach uderza, bo to chyba notorycznie popełniany błąd przez kobiety, na który zwracają uwagę psychologowie( w drugą stronę też oczywiście). Poza tym, jeśli to jakieś pojedyncze akcje akutkowały takim wynikiem(rozstanie) to ona rzeczywiśćie mogła kumulować  w sobie te emocje i ja w pewnym momencie przerosło. Stąd taka reakcja.

Z tym wojskiem to może i dla niektórych dobry argument, ale w dzisiejszych czasach  nie jest problemem to, że nie ma obowiązkowej służby, tylko to, ze ludzie sami nie potrafią się zdyscyplinować. Nikt nie musi samemu wszystkiego ogarniać i potrafić zrobić coś z niczego, ale podstawowe zasady tzw. "ogaru" to nie jest coś, co musiałoby wojsko uczyć, tylko chociażby akademik czy mieszkanie po prostu na swoim smile Akurat najpoważniejsza strata z powodu braku służby to taka, że młodzi(teoretycznie), zdrowi ludzie mają problem z kondycją fizyczną, nie mogąc np przejść piechota 5 km po mieście smile

394 Ostatnio edytowany przez Wituś (2021-01-30 00:40:12)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Kiedyś z koleżankami żartowałyśmy, że no właśnie KIEDYŚ wojsko ćwiczyło/uczyło facetów życia, teraz akademik. Z dala od mamy, trzeba sobą zająć, nagotować, koszulę umyć, wyprasować itd. I najlepiej takiego 'brać' a nie od mamusi. Ale to też było ponad 10l temu.

Śmieszne, bo od 6 lat mieszkam 300km z dala od "mamusi", gotuję sobie, piorę, prasuję, sprzątam i wszystkie czynności który każdy człowiek musi robić żeby przeżyć robię sam, bo wyjechałem na studia. Nie wiem skąd ten argument że jestem spod cycka mamy wyjęty, ale przykro mi - nietrafiony. Jestem w pełni samodzielny jeśli chodzi o praktyczną stronę życia, niczego nikomu nie zawdzięczam, oprócz oczywiście wsparcia i wychowania przez rodziców. Zaraz zaczynam pracę w zawodzie bo i studia skończone teraz tylko czekam aż skończę staż. Ale wybaczam, bo wielu ludzi myśli, że wojsko by wszystko naprawiło, ale to ile jest patologii wszelakiego rodzaju tego już nie zauważają. Mam wielu znajomych i przyjaciół w WOT i wiem z czym to się je, z resztą regularna służba to też nie jest kraina miodem płynąca tylko zatruta polityką sitwa.

Z tymi nartami to już jest tak przewałkowane ale trudno, dalej będę brnął. Jeśli nie potrafisz zrozumieć ludzkiej ambicji i myślisz, że ja poszedłem tam do dziewczyny z płaczem i błagałem żebyśmy wrócili do domu bo mi łezki lecą już ze złości i tuptałem nóżkami to się grubo mylisz. Jestem osobą bardzo ambitną i po prostu sobie za dużo zarzuciłem, szybko mi frustracja minęła. Ale tu po prostu błąd, że się z tą frustracją podzieliłem. Patrz - inaczej radzimy sobie z problemami tak jak pisała polis. Chociaż cholera, to nie był problem, ja przynajmniej tak tego nie odbieram. Ludzie się obrażają na siebie, fuczą robia fochy i im przechodzi, przeproszą się, obrócą to potem w żart czy coś i jest git, jedziemy dalej. A Ty dalej się tego trzymasz jak ostatniego bastionu, akcji która była dosłownie rok temu.

Gdyby Wituś taki był na co dzień, to czy jego eks nie powinna bez problemu przytoczyć okoliczności, po pierwsze świeższych, po drugie powtarzających się, a nie jednorazowej sprawy sprzed roku?

O tym mówię, to było rok temu i nigdy później. Ba, zanim jeszcze chodziliśmy jak trenowałem siatkówkę często byłem (sportowo) zły na siebie bo mi coś nie poszło albo nie tak jak chciałem, bo zarzucałem sobie wysoko poprzeczkę. Osobiście uważam że tak trzeba bo to motywuje do pracy nad sobą. To trochę tak jak tutaj, ale wtedy jakoś jej to nie przeszkadzało, zwłaszcza że zluzowałem i od dawna gram tylko rekreacyjnie, a właściwie no właśnie - nie gram za dużo bo dalej utrzymuje mi się kontuzja i prawdopodobnie nigdy już nie będę na tyle sprawny żeby nigdy już mnie nie bolało od atakowania smile

Teraz, moim nieprofesjonalnym zdaniem wygląda na to, że Wituś potrafi w związku z tym wyrzucić z siebie skuteczniej problemy i wyrazić emocje, więc go nie obciążają na dłuższą metę. Ona prawdopodobnie tłumi w sobie emocje i się jej zbiera, dlatego być może nie pasowało jej, że Wituś chce się z nią dzielić problemami

Tak jest, z tym, że wybuchowa była zanim byliśmy parą. I chyba to przeoczyłem, powinna faktycznie zapalić mi się lampka, biję się w pierś. Z tym, że tak jak i ja się zmieniłem w trakcie tych dwóch lat ona też, no ale z nią nie jestem taki pewny bo z boku na to nie patrzę. Aczkolwiek to nie są moje słowa, że jest zamknięta, bo jakoś chcę wszystko usprawiedliwić, to są jej słowa, że to jej największa wada, ale inaczej nie potrafi. Sam już po wszystkim jej mówiłem, że to nie jest najlepszy pomysł i sama sobie szkodzi, ale ona nigdy nie chciała mnie słuchać. Taka sytuacja na marginesie ostatnio jak rozmawialiśmy (pomijając, jak bardzo narzekała na swój staż i że już wytrzymać tam nie może - jaka ironia, prawda?) to, że nauczyła się w końcu chodzić spać wcześnie o tej samej porze żeby potem nie umierać rano. Ale jak jej to radziłem wcześniej to nie - ona jak to powiedziała musiała sama do tego dojść. W każdym razie - kolejny zarzucana mi przewina. Nie chcę ani nie wyobrażam sobie życia w takim układzie dlatego na myśl mi nie przychodzi nawet powrót do związku z nią. Nie wiem czy sam bym do tego doszedł bez tego forum, raczej jeśli to zajęłoby mi to dużo więcej czasu.

Zwłaszcza i tu teraz trochę hit, jak ostatnio ją przycisnąłem powiedziała mi, że wiedziała na co się pisze i że różnimy się znacząco charakterami, ale chciała SPRÓBOWAĆ. Także no cóż, czy ja tu muszę coś więcej dodawać smile

Ona twierdzi, że nie potrzebuje nikogo, zamyka się w sobie. On jak widać potrafi się dzielić z innymi smutkami i problemami, oczekując i sam dając innym w takim momencie sympatię. Ona w takich momentach ma problem, żeby dawać sympatię.

Może to głupio zabrzmi ale też ostatnio zwracałem na uwagę, jak inni ludzie a właściwie w jaki sposób dodają sobie otuchy czy pocieszają się, w totalnych pierdołach ot powiedzmy w grze jak ktoś przegra czy no totalnie bzdurnych rzeczach. Ona nigdy nie nacechowywała takich wypowiedzi emocjami, nigdy nie czułem że to do mnie dociera, z resztą nie tylko to, czy jakieś komplementy których prawie nie było zawsze były takie, że równie dobrze mogłaby to powiedzieć osoba z ulicy. No ogólnie totalne rozmycie między nami.

I żeby nie było to wszystko nie jest żeby się wybielić, czy coś, po prostu zauważam z dnia na dzień, że tu nie było czego zbierać a tym bardziej czego żałować. Mówię to wszystko z pełną odpowiedzialnością i nutką radości, że jedyne co mi pozostaje to oczywiście samotność z odrobiną żalu, który mnie do tego wszystkiego popycha, ale i on minie. No i wszystko jest bardziej "for science" bo fajnie mi się tu pisze i wymienia doświadczenia, lubię czasem pomyśleć nad takimi rzeczami.

Gdyby Wituś rzeczywiście uważał, że piszę bez sensu, to by to zignorował. Prawda jednak w oczy kole. Chce coś z tego wynieść to wyniesie, nie to nie.

A jak pisałem, że ignoruję niektóre posty to też mi było zarzucane. Tak jak mówię, cokolwiek nie zrobię, zawsze źle smile Ale szczerze daleko mam zarzuty, które się mnie nie dotyczą, wyżej już napisałem że nietrafiony totalnie smile

395

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Wituś,  jak to możliwe,  że to jak Ty siebie postrzegasz skrajnie się różni od tego jak odbierała Cię ex?
Piszesz o sobie, że jesteś samodzielny, ambitny itd. podczas gdy ex zarzucała Ci, że ciągniesz ją w dół czy też nie radzisz sobie nawet z małymi problemami.
Myślisz dlaczego wcześniej podałam przykład z zajęć podczas których dana osoba była oceniana przez grupę.
Jak widzisz, to co sam o sobie myślisz może się bardzo rozmijać z tym jak widzą Cię inni.
Ja tu nie mówię o sobie czy ogólnie ludziach z forum bo my tylko jesteśmy w stanie się odnieść do tego co jest napisane. Natomiast partner czy partnerka to przecież osoba, która zwykle zna nas najlepiej.
Wiesz, mi to lotto kto jest bliższy rzeczywistości. Czy Ty czy ona.
Niemniej jak to mówią: tyle o sobie wiemy ile nas sprawdzono...

396

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Tu akurat prawda może leżec pośrodku.
Zapewne wynika to z tego, że kompletnie rozminęli się w celach życiowych i oczekiwaniach co do zwiazku..Pomijając emocje i owe "dąsy", zarówno z jednej, jak i z drugiej strony, to akurat wizja jak powinna wyglądać dana relacja może zdecydować o takich zachowaniach. To, co dla Witusia, jak i dla wielu ludzi może być zwykłym, przeciętnym życiem, ale wystarczającycm, dla tej dziewczyny okaże się nudną stagnacją, więc zacznie wyrażać swoje pretensje o "ciągnięciu w dół", bo oczekuje od związku i od życia czegoś więcej

397

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?
bagienni_k napisał/a:

Tu akurat prawda może leżec pośrodku.
Zapewne wynika to z tego, że kompletnie rozminęli się w celach życiowych i oczekiwaniach co do zwiazku..Pomijając emocje i owe "dąsy", zarówno z jednej, jak i z drugiej strony, to akurat wizja jak powinna wyglądać dana relacja może zdecydować o takich zachowaniach. To, co dla Witusia, jak i dla wielu ludzi może być zwykłym, przeciętnym życiem, ale wystarczającycm, dla tej dziewczyny okaże się nudną stagnacją, więc zacznie wyrażać swoje pretensje o "ciągnięciu w dół", bo oczekuje od związku i od życia czegoś więcej

Tyle, że Wituś w wątpliwość poddawał każdy powód przytoczony przez ex, a tym samym wypowiedzi innych osób (w tym moje) odnoszące się do jej punktu widzenia uznawał za "nietrafione".
Poza tym sam często gubił w zeznaniach i zaprzeczał sam sobie. Już dam spokój tej sytuacji na stoku, ale przecież pisał, że nigdy się nie kłócili, po czym wyszło, że dąsy w jego wykonaniu zdarzały się i to na porządku dziennym. 
Przecież nie trzeba się wyzywać czy rzucać talerzami, foch to też kłótnia.
Poza tym gdyby był taki ambitny, to by nie wpisywał na listę jako ostatni, nie rezygnowałby z nauki jazdy tylko dlatego, że mu nie szło (zresztą potem sam przyznał, że po prostu nogi mu bolały, no i ok). Itd. itd.

398 Ostatnio edytowany przez Wituś (2021-02-02 12:59:25)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Nie o to chodzi Roxann, że poddaję w wątpliwość. Ona miała do tego wszystkiego prawo, żeby odczuwać to tak jak odczuwała. Tylko teraz widzę, że te wszystkie sytuacje to były takie próby dla nas obojga, których oboje nie przeszliśmy bo minęliśmy się z wzajemnymi oczekiwaniami. Ja na co dzień nie potrzebowałem atencji, ale w takich momentach pewnie gdzieś mi jej brakowało. Dobrego słowa, jakiegoś komplementu, cokolwiek. Wspominałem już, że tego w tym związku mi brakowało.  Nie uważam, że to "skrajnie egoistyczne". Po prostu takie mam potrzeby i już, każdy jakieś ma. Nie uważam że oczekuję nie wiadomo czego. Zwłaszcza że wokół widzę jak funkcjonują inne związki i może nawet czasami z zazdrością patrzyłem jak gdzieś dają swoim chłopakom buziaka w policzek czy się przytulą i mówią o sobie miłe rzeczy. Gdzieś chyba przehandlowałem to za to, że z moją byłą wydawało mi się, że jest taka hmm, nietypowa? Wspominałem już, że jej charakter jest bardzo męski, że nie robi problemów, nie suszy głowy o byle pierdołę itd. Chociaż jak się przeczyta ten wątek to też chyba żyłem w jakiejś nieświadomości i to bardzo mocnej. Dużą rolę tu odegrało to, że byliśmy przyjaciółmi przed związkiem i pewnie, ba nawet na pewno nigdy bym na nią nie zwrócił uwagi. Bardzo dużo czasu mi zajęło żeby coś do niej poczuć, początku związku też nie byłem pewny, przez dość dłuższy czas. Czas pokazał, że powinienem posłuchać własnej intuicji, że to nie jest dobra rzecz w którą się pakuję.

Z jej strony zaś pewnie z różnych już wymienionych akcjach gdzieś był zgrzyt bo się nie zachowałem tak jak oczekiwała. A pewnie jeszcze wychodzi na to, że nie oczekiwała że będę się dzielić z wszystkim co się u mnie w życiu dzieje, że będę tak jak ona i będę dusić w sobie wszystko, byleby nie powiedzieć czegoś negatywnego czy że coś jest nie tak. Nie wiem czy to błąd, taki mam sposób na życie że się dzielę wszystkimi moimi myślami w związku i chyba nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej, bo tak jak ja tego oczekuję, tak jestem jak najbardziej gotowy i wręcz może nawet wymagam tego samego od tej drugiej strony. Że RAZEM się idzie przez życie, tak jak jest dobrze jak i źle i razem się wszystkie problemy rozwiązuje.  A że żyłem w fałszywym poczuciu że wszystko jest ok, bo ona to w sobie ukrywała no to cóż, mleko się rozlało. Może po prostu muszę w przyszłości czasem ugryźć się w język, no sam nie wiem, kwestia rozmów na ten temat z moją przyszłą (oby) i monitorowania swoich zachowań, tego monitorowania tutaj ewidentnie zabrakło jak już wspomniałem wcześniej. Sławne domyślanie się czy jest ok czy też nie. Kolejna cecha która z jakiegoś powodu myślałem, że moja była jej nie ma a jednak miała. 

Z tymi kłótniami, owszem spadły mi okulary i nie powiem już, że ich nie było, po prostu jak już wspomniałem wyżej żyłem w błogiej nieświadomości jaka to moja dziewczyna jest wspaniała. I zanim ktoś mi tu zarzuci że sobie z nich nic nie robiłem, nie, to nie jest prawdą.

Pozostaje kwestia ambicji. Czy to jest tak w życiu, że do wszystkiego się w takim samym stopniu przykłada? No nie oszukujmy się - nie. Sprawa pracy magisterskiej i listy, po prostu mi ręce opadły, zostałem perfidnie oszukany i wodzony za nos a Ty mi jeszcze mówisz o wpisaniu się na listę jako ostatni big_smile Jak byłem wpisany to przecież mogłem przewidzieć, że mnie z niej wywalą, bo jakaś inna dziewczyna rok wcześniej nawiasem mówiac spadochroniarz nie z naszego roku umówiła się na gębę z jednym z promotorów na pisanie u niej pracy, nie poinformowała o tym kierownika katedry i był wakat wolny więc się wpisałem, a potem mnie postawiono przed faktem dokonanym i jeszcze obiecywali dodatkowe miejsce, którego w ostatnim dniu zapisów mi jeszcze odmówili i zostałem na lodzie.  Przecież takie rzeczy dzieją się na porządku dziennym, prawda? Przecież nie miałbym do nikogo pretensji gdybym zwlekał z wszystkim do ostatniej chwili i się okazało że nie ma miejsc, to przecież byłaby tylko i wyłącznie moja wina, tutaj nie miałbym już podkładki. Chyba że tak to zrozumiałaś, w takim razie na górze wszystko wytłumaczyłem.

A z nauki nie zrezygnowałem, następnego dnia już się super bawiłem i wychodziło mi o niebo lepiej po tym jak się wypoczęło na spokojnie.

Z resztą na nie mielibyśmy w planach kolejnego wyjazdu w tym roku gdyby było inaczej. Tak się stało, że się rozstaliśmy, to inna sprawa. A na marginesie, zapytała mnie czy nie chciałbym jechać w tym roku tą samą ekipą. Odmówiłem. Nie wiem, to jest dla mnie niepoważne zachowanie, rozmawialiśmy nawet o tym wcześniej, że ja tego nie widzę, ona sama też mówiła, że taki wyjazd byłby zbliżający. A tu nagle się jedna pyta, czy bym nie chciał pojechać.

399

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?
Wituś napisał/a:

Nie o to chodzi Roxann, że poddaję w wątpliwość. Ona miała do tego wszystkiego prawo, żeby odczuwać to tak jak odczuwała. Tylko teraz widzę, że te wszystkie sytuacje to były takie próby dla nas obojga, których oboje nie przeszliśmy bo minęliśmy się z wzajemnymi oczekiwaniami. Ja na co dzień nie potrzebowałem atencji, ale w takich momentach pewnie gdzieś mi jej brakowało. Dobrego słowa, jakiegoś komplementu, cokolwiek. Wspominałem już, że tego w tym związku mi brakowało.  Nie uważam, że to "skrajnie egoistyczne". Po prostu takie mam potrzeby i już, każdy jakieś ma. Nie uważam że oczekuję nie wiadomo czego. Zwłaszcza że wokół widzę jak funkcjonują inne związki i może nawet czasami z zazdrością patrzyłem jak gdzieś dają swoim chłopakom buziaka w policzek czy się przytulą i mówią o sobie miłe rzeczy. Gdzieś chyba przehandlowałem to za to, że z moją byłą wydawało mi się, że jest taka hmm, nietypowa? Wspominałem już, że jej charakter jest bardzo męski, że nie robi problemów, nie suszy głowy o byle pierdołę itd. Chociaż jak się przeczyta ten wątek to też chyba żyłem w jakiejś nieświadomości i to bardzo mocnej. Dużą rolę tu odegrało to, że byliśmy przyjaciółmi przed związkiem i pewnie, ba nawet na pewno nigdy bym na nią nie zwrócił uwagi. Bardzo dużo czasu mi zajęło żeby coś do niej poczuć, początku związku też nie byłem pewny, przez dość dłuższy czas. Czas pokazał, że powinienem posłuchać własnej intuicji, że to nie jest dobra rzecz w którą się pakuję.

Z jej strony zaś pewnie z różnych już wymienionych akcjach gdzieś był zgrzyt bo się nie zachowałem tak jak oczekiwała. A pewnie jeszcze wychodzi na to, że nie oczekiwała że będę się dzielić z wszystkim co się u mnie w życiu dzieje, że będę tak jak ona i będę dusić w sobie wszystko, byleby nie powiedzieć czegoś negatywnego czy że coś jest nie tak. Nie wiem czy to błąd, taki mam sposób na życie że się dzielę wszystkimi moimi myślami w związku i chyba nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej, bo tak jak ja tego oczekuję, tak jestem jak najbardziej gotowy i wręcz może nawet wymagam tego samego od tej drugiej strony. Że RAZEM się idzie przez życie, tak jak jest dobrze jak i źle i razem się wszystkie problemy rozwiązuje.  A że żyłem w fałszywym poczuciu że wszystko jest ok, bo ona to w sobie ukrywała no to cóż, mleko się rozlało. Może po prostu muszę w przyszłości czasem ugryźć się w język, no sam nie wiem, kwestia rozmów na ten temat z moją przyszłą (oby) i monitorowania swoich zachowań, tego monitorowania tutaj ewidentnie zabrakło jak już wspomniałem wcześniej. Sławne domyślanie się czy jest ok czy też nie. Kolejna cecha która z jakiegoś powodu myślałem, że moja była jej nie ma a jednak miała. 

Z tymi kłótniami, owszem spadły mi okulary i nie powiem już, że ich nie było, po prostu jak już wspomniałem wyżej żyłem w błogiej nieświadomości jaka to moja dziewczyna jest wspaniała. I zanim ktoś mi tu zarzuci że sobie z nich nic nie robiłem, nie, to nie jest prawdą.

Brawo, zaczynasz gadac z sensem i z przekonaniem i widzisz, ze jezeli ktos ma sporo wad, to mimo wielkiego serca do walki czasami nie ma sensu wypruwac sobie zyl i na sile kogos zmieniac, a tym bardziej tlumic w sobie swoje potrzeby i oczekiwania, sa kobiety ktore nie potrzebuja dawac co chwila buziakow, ale sa i tez tacy faceci ktorzy tego nie potrzebuja, wniosek taki, ze warto szukac kogos, kto ma podobne potrzeby, wizje swiata, upodobania co Ty, a nie zupelnie odmienne, bo to generuje oczekiwania a te pozniej frustracje.

Dosc istotna rzecz wymieniles o wczesniejszej przyjazni i tu sie zatrzymam na chwile, bo osobiscie doszedlem do wniosku, ze najlepiej buduje sie zwiazek z kims, z kim sie przyjaznisz kto ma podobne wizje zycia i swiata. W kazdym zwiazku w ktoryms momencie namietnosc troche zastyga a zastepuje ja przyzwyczajenie - chcac nie chcac taka kolej rzeczy etapow w zwiazku i tu dosc wazne jest miec w tej drugiej osobie przyjaciela, partnera z ktorym sie przez to zycie idzie. Tu warto rozgraniczyc kto i jakim przyjacielem jest. Ktos komu sie zalisz z problemow a on Tobie i wspieracie sie nawzajem to jedno, ale istotne jest by ten ktos z kim mozesz dodatkowo swietnie sie bawic, spedzac czas i miec ciagle o czym gadac to druga istotna kwestia, w kim widzisz oparcie, a ten ktos widzi w je w Tobie, calosc przeklada sie pozniej na mega zdrowa relacje.

400 Ostatnio edytowany przez Wituś (2021-02-02 16:35:16)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

No i tu jestem trochę w kropce bo bardzo szkoda mi tego, że ta relacja jest już spalona, z nikim nie miałem mimo wszystko tak bliskiego kontaktu, chociaż do końca nie jestem pewien czy to po prostu ja się tak nie zaangażowałem a jak było z jej strony nie mam już zielonego pojęcia, skoro wyszło jak bardzo jest zamknięta w sobie.  Tak czy siak nawet nie jestem w stanie przynajmniej na razie utrzymywać kontaktu i pewnie długo nie będę.

Tu tajemnicą pozostanie dla mnie jakim typem przyjaciół byliśmy, na pewno świetnie się rozumielismy i spędzaliśmy dużo czasu na różnych rzeczach, świetna zabawa też była bardzo często. Sam już nie wiem co myśleć na ten temat. Ona i tak utrzymywała żebym nie patrzył na to co mówi z tymi przykładami bo po prostu tu nie chodzi o moje czy jej błędy ale o uczucia. Ale moze nie do końca powinienem jej wierzyć. Tak czy siak to już skończone

401

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?
Wituś napisał/a:

No i tu jestem trochę w kropce bo bardzo szkoda mi tego, że ta relacja jest już spalona, z nikim nie miałem mimo wszystko tak bliskiego kontaktu, chociaż do końca nie jestem pewien czy to po prostu ja się tak nie zaangażowałem a jak było z jej strony nie mam już zielonego pojęcia, skoro wyszło jak bardzo jest zamknięta w sobie.  Tak czy siak nawet nie jestem w stanie przynajmniej na razie utrzymywać kontaktu i pewnie długo nie będę.

Tu tajemnicą pozostanie dla mnie jakim typem przyjaciół byliśmy, na pewno świetnie się rozumielismy i spędzaliśmy dużo czasu na różnych rzeczach, świetna zabawa też była bardzo często. Sam już nie wiem co myśleć na ten temat. Ona i tak utrzymywała żebym nie patrzył na to co mówi z tymi przykładami bo po prostu tu nie chodzi o moje czy jej błędy ale o uczucia. Ale moze nie do końca powinienem jej wierzyć. Tak czy siak to już skończone

Nie wiesz i nie jestes przekonany do konca o typie przyjaciol jakimi byliscie i czy to bylo “to” bo tez nie masz zbyt duzego porownania, a takze ze uczucia i emocje jeszcze gotuja sie w Twojej glowie. Za kilka lat po poznaniu wielu innych kobiet i po wygasnieciu jakichkolwiek emocji i uczuc dojdziesz do wniosku co to tak naprawde bylo i czy bylo to wlasnie “to”, ale skoro sam juz teraz do pewnych wnioskow dochodzisz to mysle, ze szybciej niz te kilka lat Ci to przyjdzie.

Wiadomym jest ze sie dogadywaliscie “swietnie”, bo nikt z kim sie gada “srednio”, czy tez z kims kto w Tobie zadnych emocji pozytywnych nie wzbudza sie nie wchodzi w zwiazek, po prostu, bo sie tego nie czuje.

Kolejna sprawa, ze zawsze przychodzi po rozstaniu etap idealizowania eks czy tez wysyp, ze to byla najlepsza kobieta w Twoim zyciu - glupie iluzje tworzone przez Twoja podswiadomosc.

402 Ostatnio edytowany przez Wituś (2021-02-03 18:16:02)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Nie chcę dojść do wniosku, że to było "to". Na razie mam problem, żeby przestać tak myśleć a wizja że nie przestanę jest naprawdę dołująca. Tak to jest że jak się nie pokaże komuś co potencjalnie stracił boli dużo mniej, a nawet wcale. Z tym że ja nie mogę oszukiwać siebie, że tego nie widziałem bo to było kilka lat mojego życia.

Porównania może i dużego nie mam, ale jeśli mogę porównać z moim poprzednim związkiem (prawie 6 lat, ale w takim wieku że nie ma co raczej mówić o tym na serio) był o wiele dojrzalszy i po prostu no, taki jaki powinien być. To też nie pomaga, lepiej by było mieć czarno na białym jakiś powód tak jak było w poprzednim. Z tamtą dziewczyną nie chcę mieć nic wspólnego, mimo tego że obiektywnie była dużo ładniejsza i bardziej zadbana niż moja druga była. No i oczywiście dużo gorzej to przeżywałem niż rozpad tego związku (o zgrozo). Bo przecież tyle lat i jak to się w ogóle może dziać że ona tak się zmieniła. A to zwyczajny wyjazd na studia sprawił że moje okulary i kurtyna z niej spadły. Żadnych żalów do niej nie mam, dziękuję że mnie od siebie uwolniła.

Czy ja moją obecną byłą idealizuję? No właśnie tutaj nie jestem pewny, zawsze byłem przekonany że patrzę na ten związek obiektywnie i jestem po prostu w nim szczęśliwy bez żadnego oszukiwania siebie bo wszystko było czarne na białym. Może to jest niepokojące bo dalej gdzieś to w sobie czuję. Ale żeby nie było, bo pewnie znowu mi ktoś zarzuci że wzdycham i myślę o powrocie. Nic bardziej mylnego, ani trochę o tym nie myślę bo już sobie to uświadomiliśmy, że tu nie ma co zbierać. Swoją drogą fajnie, że moje poczucie własnej wartości wróciło na swoje miejsce, nie katuję się myślami co by było gdyby bo codzienne sytuacje mi uświadamiają, że tak reaguję na pewne rzeczy, tak było i tyle.

Tak sobie po prostu myślę egzystencjonalnie smile Pewnie jeszcze ten okres gdzie nagle się pojawiło tyle niewiadomych i zniszczonych planów temu sprzyja, bardzo mnie to przytłacza, nie będę nawet starał się ukrywać.

403

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Heh, natknąłem się na nią w sklepie w czwartek, przedwczoraj napisała mi że będzie robić imprezę dla trójki naszych wspólnych znajomych, żebym wpadł. A w sklepie pierwsze jej słowa: "O, hejcia, chyba przyciągam cię myślami bo właśnie myślałam o tobie."

Szczerze? Wkurza mnie to. Co ona sobie myśli do cholery. Chyba jednak totalnie zbagatelizowałem sobie gadanie jej ludzi z grupy studenckiej że nie ma serca. Żeby nie było, ja do niej nie piszę.

Przestaję patrzeć na to z perspektywy zranionej osoby, bardziej patrzę na swoje potrzeby i jak tak czasem czytam ten temat chyba w końcu zrozumiałem, że nie mówicie tego wszystkiego z perspektywy "Co robiłeś źle, a co mogłeś żeby ten związek utrzymać", niestety tak myślałem wcześniej i dlatego tak mnie te wszystkie posty bolały. Bo to po prostu obniża samoocenę i to diametralnie.

Wetknę tylko, bo jeszcze raz po przeczytaniu tego tematu widzę, że popełniłem straszny błąd myślowy. Mianowicie że ona niby nie okazywała problemów. Bzdura, miałem na myśli problemów ze mną, a nie co się dzieje w jej życiu. To tym bardziej mnie wkurza, że jak ona miała problemy to ok, jak ja to już nie, zwijam się. Zwłaszcza że to żadne problemy były, ja tylko chciałem się wygadać i nie oczekiwałem nic innego.

A kolejna rzecz, w końcu diagnoza mojego barku, 3-4 miesiące brak jakiegokolwiek przeciążenia, jak nie i dalej będzie boleć przy nagłych ruchach to zabieg. I że mam sporo szczęścia bo mogłem całkiem zerwać i nie byłoby kolorowo. I jak jej mówiłem, że trzeba cierpliwości bo przeczytałem na ten temat pół internetu, konsultowałem ze znajomymi lekarzami, smarowałem chyba każdą maścią, próbowałem wszystkiego to dalej było dąsanie się i presja której ulegałem chodząc grać bo wiedziałem, że jej na tym zależy. A tylko przedłużyłem sobie czas rehabilitacji.

Po prostu cieszę się, że widzę to wszystko z boku a nie wmawiam sobie co było nie tak, żeby nie daj boże nie wypuścić jej z objęcia. Cholera jaki byłem głupi.

404

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Mysle Witus ze swoje refleksje w duzej mierze zawdzieczasz temu forum. Ja cos podobnego przechodzilem jak bylem mlody i nie bylo wtedy takich forow/no moze byly ale w powijakach i znacznie dluzej przez to przechodzilem i duzo zajelo mi czasu zanim przechorowalem strate smile  Dobrze cie leczy to forum no i widac ze jestes myslacy chlopak. Dodam ze obecenie jest u niej na ciebie zapotrzebowanie bo nic tam jej sie nie wyklulo co kombinowala na twoje miejsce ( znaczy sie kogo ) bo by o tobie zupelnie zapomniala a tak widac ze tamta "galąź" nie wypalila to i probuje machac twoja furką jak to ujela ladnie Magdalena1111. To ze twoja ex nie konsultowala z toba problemow w zwiazku to juz zalapales, to ze miales byc zawsze oparciem tez. Jest spora czesc kobiet ktore maja to chyba wyciagniete z relacji domowych-mowie o tym oparciu. Do konca wlasciwie nie wiadomo skad to jest bo moze to jest zassane gdzies z kultury ( media, grupy rowiesnicze ).

405 Ostatnio edytowany przez Wituś (2021-02-10 00:59:06)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Nie jest tak, że jakaś gałąź. Takie rzeczy się czuje i wiem, że robiła to ze względu że się źle czuła nie dając mi tego na co zasługuję. Jestem o tym święcie przekonany, z resztą nawet jakbym nie miał racji to prędzej czy później kogoś znajdzie, to z resztą nie ma żadnego znaczenia.

Ważne że ogarnąłem w końcu że nie liczy się (już) jej szczęście tylko ja sam i moje potrzeby. Inna sprawa, że z jakiegoś powodu całe te sytuacje to było dla mnie za mało, żeby samemu odejść, temu też muszę się w przyszłości bardziej przyglądać. Bo gdybym słuchał swojej intuicji odszedłbym już rok temu, nie wiem jak to się stało, ze totalnie tamtą sprawę oboje zapomnieliśmy. A raczej ja bo potem już nie było żadnego komunikowania że coś jest nie tak więc myślałem że jest super. A przecież nie wyobrażam sobie sytuacji gdzie siadam w weekend, siadam koło niej, chwytam za dłonie i pytam: "No jak tam kochanie, sprawowałem się w tym tygodniu dobrze?" Przecież tak się nie da.

W relacjach domowych a bywałem u niej często, zauważyłem to, że jej rodzice dużo pracują, musiała sobie chyba sobie dużo radzić sama. No i też chyba brak pieniędzy. W każdym razie rzuciło mi się w oczy obojętność jej rodziców na cokolwiek, widocznie takie przyjęła wzorce. Tak widocznie radzą sobie z problemami, ignorując, nie przejmować się i tyle. U mnie też się nigdy jakoś nie przelewało jeśli chodzi o pieniądze, ale u niej chyba trochę gorzej było. W każdym razie wspominała, że jej dzieciństwo wspomina w 100% szczęśliwie. Ja tego tak pewnie powiedzieć nie mogę, wspominałem już o mojej matce. Więc możliwe jest tak, że nawet mojego wsparcia bardzo nie potrzebowała jakoś. Mimo tego, że nie odbieram sobie tego, sama twierdziła, że je zawsze miała. W każdej pierdole i nie tylko i dam sobie tego odebrać. Ale to już też nieważne.

Gdzieś czuję, że to były 2 lata próby zmiany mnie zarówno z jej strony jak i mojej, po części wyszło, po części nie. I chyba było z góry skazane na porażkę, tu znowu nie posłuchałem swojej intuicji.

Zostaje samotność, niestety też moje wysokie libido. To wszystko dyktuje moje głupie myślenie bo to że dochodzę do takich a nie innych wniosków na chłodno nie znaczy, że to nie przeplata jeszcze głupiego myślenia po próżnicy co by było gdyby, itd. Największym moim wrogiem jest mój własny mózg, trzeba się ratować i aktywnie to wypychać. Dlatego czasem sobie poczytuję ten wątek.

Edit. Na pewno pomogłaby rzecz w niej, która by mi przeszkadzała na tyle żebym dał sobie spokój. Problem w tym że na razie tego nie zauważam.

406

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?
Wituś napisał/a:

Na pewno pomogłaby rzecz w niej, która by mi przeszkadzała na tyle żebym dał sobie spokój. Problem w tym że na razie tego nie zauważam.

Już Ci chyba wcześniej pisałem, że może i sie zejdziecie, ale na dłuższą metę i tak się to skończy rozstaniem.

Ten związek raczej na pewno jest już skończony. Jeśli wejdziesz drugi raz do tej samej rzeki, stracisz tylko czas.

Na Twoim miejscu znalazłbym sobie jakąś pannę do imprezowania i seksu. Bez zobowiązań. Po prostu byś kompletnie przestał myśleć o byłej.

407 Ostatnio edytowany przez Wituś (2021-02-10 11:20:27)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Imprezowania i seksu? Raz, że to nie dla mnie, chociaż gdzieś słyszałem, że znamy siebie tylko na tyle na ile nas sprawdzono.

To że ten związek jest skończony mam w 100% przekonanie, zwariowałbym myśląc nad każdym ruchem co zrobiłem tak czy nie tak. A i tak to by nic nie dało. Tylko chyba ja chciałem być taki żeby była ze mną szczęśliwa, jakiś wzorzec nawet dla siebie jakim chciałbym być, a to nie wystarczyło i to najbardziej boli. Chciałbym być bardziej x, bardziej y.

Ale tu pojawia się największy problem, nawet już nie to, że nie jestem podrywaczem i szukam związku tego jednego, a nie jakichś przypadkowych. Tylko że po prostu nie jestem osobą na tyle otwartą, że nawiązuję łatwo nowe kontakty. Nie wiem czy jestem zbyt wymagający, zbyt nieśmiały, nie mam pojęcia. Może i jedno i drugie. Na pewno bardziej szanuję to co już mam.
Wczoraj wieczorem jeszcze trochę sobie dowaliłem oglądając profile ludzi na facebooku z mojej miejscowości, kupa znajomych i w ogóle super. Już nie wspominając o tym ile osób teraz się zaręcza.

Na tę chwilę nie będę nawet zwalać na pandemię, bo gdyby jej nie było byłbym w takiej samej dupie. Na razie mój dzień wygląda tak, że wstaję, idę do pracy, wracam i gram w coś ze znajomymi/czytam coś i idę spać. Po prostu skończyły się lata studenckie, wyjść nawet na miasto się nie da, poza tym wspominałem o wspólnych znajomych. Milionów ich też nie było nigdy, po prostu grupa zaufanych +/- 10-15 osób. Nie mam pojęcia gdzie ja bym miał znaleźć dziewczynę w tej chwili.

I chyba to mnie najbardziej dobija, samospełniające się proroctwo, że już będę sam. No ale na razie nie jestem w stanie nic z tym zrobić, za miesiąc wracam do rodzinnego miasta, może coś się zmieni ale też chyba w to nie wierzę.

408

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Rozumiem o co Ci chodzi, bo choć już 40stka u mnie zbliża się nieubłaganie, miałem w życiu tylko 5 partnerek seksualnych i to właśnie na takiej zasadzie, że przygodny seks to nie dla mnie. Nie sugeruję jednak skakania z kwiatka na kwiatek, a taką koleżankę typu FwB.

Co do zastanawiania się nad każdym ruchem, jeszcze jest pewna alternatywa. Gdybyście się zeszli z jej inicjatywy, jak byłbyś twardy, mógłbyś na nowo ustalić zasady tego związku, wytyczyć granice. Nie musiałoby być tak jak wcześniej. Choć z tego jak ona się w tej chwili zachowuje, myslę, że lepiej będzie Ci już z nią nic nie próbować - w końcu nie macie żadnych wspólnych zobowiązań i każdy może iść w swoją stronę.

A co do tego, że będziesz sam, póki co jesteś zdecydowanie za młody, by się o coś takiego martwić.

Jak rozpadło się moje pierwsze małżeństwo miałem 30 lat. Nie było żadnego problemu, by sobie kogoś znaleźć. Szczerze mówiąc nawet poczułem się szczęśliwy, że wreszcie jestem sam i nie muszę się z nikim liczyć. Dobrze wspominam ten czas, więc to tylko od Ciebie zależy jak go wykorzystasz. Praca, a potem granie, czy czytanie, to też całkiem przyjemne życie. Nie ma się do czego śpieszyć.

Ale skoro wspominasz o wysokim libido, to FwB może być dla Ciebie smile Dzięki internetowi i social media młodzież dziś ma dużo różnych możliwości nawiązywania nowych znajomości.

Z drugiej strony wg psychologii trzeba niby sobie dać czas na żałobę po związku, ale to już wiesz.

409

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?
Wituś napisał/a:

Imprezowania i seksu? Raz, że to nie dla mnie, chociaż gdzieś słyszałem, że znamy siebie tylko na tyle na ile nas sprawdzono.

To że ten związek jest skończony mam w 100% przekonanie, zwariowałbym myśląc nad każdym ruchem co zrobiłem tak czy nie tak. A i tak to by nic nie dało. Tylko chyba ja chciałem być taki żeby była ze mną szczęśliwa, jakiś wzorzec nawet dla siebie jakim chciałbym być, a to nie wystarczyło i to najbardziej boli. Chciałbym być bardziej x, bardziej y.

Ale tu pojawia się największy problem, nawet już nie to, że nie jestem podrywaczem i szukam związku tego jednego, a nie jakichś przypadkowych. Tylko że po prostu nie jestem osobą na tyle otwartą, że nawiązuję łatwo nowe kontakty. Nie wiem czy jestem zbyt wymagający, zbyt nieśmiały, nie mam pojęcia. Może i jedno i drugie. Na pewno bardziej szanuję to co już mam.

I chyba to mnie najbardziej dobija, samospełniające się proroctwo, że już będę sam. No ale na razie nie jestem w stanie nic z tym zrobić, za miesiąc wracam do rodzinnego miasta, może coś się zmieni ale też chyba w to nie wierzę.

Jak bym siebie slyszal 7 lat temu. Serio, nawet pisalem tak samo, zreszta moj pierwszy temat mozesz zobaczyc.

Seks to nie mus, nie chcesz nie uprawias jego z nikim, tak samo jak i podrywasz czy spotykac sie chcesz. Po rozstaniu malo komu sie chce bo lapie frustracje i usilnie przyrownuje te osoby do eks i obarcza wina za to, ze nie jest eksem. Na to akurat trzeba czasu zeby syf z glowy ulecial i zebys nie porownywal usilnie.
Mysle, ze za jakis czas zaczniesz doceniac i widziec plusy bycia singlem, choc ich teraz nie widzisz w ogole.

Odniose sie rowniez do tego: “tylko chyba ja chciałem być taki żeby była ze mną szczęśliwa, jakiś wzorzec nawet dla siebie jakim chciałbym być”

Najwazniejsze to byc soba, tylko wtedy bedziesz szczesliwy, udajac na okraglo kogos kim nie jestes tylko zeby komus wiecznie imponowac do niczego dobrego nie prowadzi. Poza tym, chcesz zeby Ciebie pokochal ktos za to kogo udajesz czy za to jaka jestes osoba naprawde?

No raczej malo kto wchodzi w zwiazek tak o zeby sobie byc, kazdy z nas kto deklaruje sie na zwiazek, ma jakas mniejsza lub wieksza nadzieje, ze moze to bedzie “to”.

Klasyka gatunku, “jestem taki ch.., juz pewnie nikogo nie poznam w zyciu, a na prwno nikogo tak cudownego jak moja eks”, powiem Ci, ze za kazdym razem mialem to samo co Ty w glowie i kazda nasteona dziewczyna z ktora wchodzilem w zwiazek czy wiazalem blizsza relacje byla lepsza od poprzedniej i dwa razy lepsza od jeszcze poprzedniej. (Tu pozwole sobie nazwac “lepsza” kobiete, ktora zwyczajnie mi bardziej odpowiadala, pasowala, czulem wieksza chemie i dostarczala wiecej pozytywnych emocji co w efekcie na wieksze uczucia sie przekladalo).

Fwb odradzam, szczegolnie teraz bo mozesz zaczac lapac jeszcze dodatkowe frustracje. Daj sobie czas, pokochaj siebie na nowo i spedzanie czasu z samym soba.
Poza tym, jak widze Twoja wrazliwosc i emocje to fwb moze sie skonczyc z Twojej strony zaangazowaniem i mozesz odbic sie od sciany slyszac, ze z tej maki chleba nie bedzie bo to miala byc niezobowiazujaca sie relacja.

Glowa do gory, bedzie jeszcze dobrze!

410 Ostatnio edytowany przez Wituś (2021-02-10 22:05:08)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Żadnego wracania do tego, nie ma na to szansy a ja nie chcę tego przeżywać znowu.

Jak rozpadło się moje pierwsze małżeństwo miałem 30 lat. Nie było żadnego problemu, by sobie kogoś znaleźć. Szczerze mówiąc nawet poczułem się szczęśliwy, że wreszcie jestem sam i nie muszę się z nikim liczyć. Dobrze wspominam ten czas, więc to tylko od Ciebie zależy jak go wykorzystasz. Praca, a potem granie, czy czytanie, to też całkiem przyjemne życie. Nie ma się do czego śpieszyć.

Ja tak niestety nie mam. Podejrzewam, że się między Wami psuło to i poczułeś ulgę. Ja nic takiego nie przeżyłem. Gdyby faktycznie mi truła cały czas, że to nie tak, to tamto to pewnie bym się w końcu zdecydował, ale ona to trzymała w sobie.
Wszystko fajnie, kiedyś to uwielbiałem, ale jak odeszła to nic mnie za bardzo nie cieszy. Wszystko straciło sens kiedy jej nie ma.

Klasyka gatunku, “jestem taki ch.., juz pewnie nikogo nie poznam w zyciu, a na prwno nikogo tak cudownego jak moja eks”, powiem Ci, ze za kazdym razem mialem to samo co Ty w glowie i kazda nasteona dziewczyna z ktora wchodzilem w zwiazek czy wiazalem blizsza relacje byla lepsza od poprzedniej i dwa razy lepsza od jeszcze poprzedniej. (Tu pozwole sobie nazwac “lepsza” kobiete, ktora zwyczajnie mi bardziej odpowiadala, pasowala, czulem wieksza chemie i dostarczala wiecej pozytywnych emocji co w efekcie na wieksze uczucia sie przekladalo).

No i to o czym mówiłem, nie potrafię się na dłuższą metę wkurzyc, że ktoś mnie chciał zmieniać. Bo najgorsze jest chyba w tym to, że ja sam nie chcę być taki jaki jestem. A że nie wyszła zmiana samego siebie tak żeby była ze mną jest to podwójnie frustrujące i dołujące.

Fwb odradzam, szczegolnie teraz bo mozesz zaczac lapac jeszcze dodatkowe frustracje. Daj sobie czas, pokochaj siebie na nowo i spedzanie czasu z samym soba.
Poza tym, jak widze Twoja wrazliwosc i emocje to fwb moze sie skonczyc z Twojej strony zaangazowaniem i mozesz odbic sie od sciany slyszac, ze z tej maki chleba nie bedzie bo to miala byc niezobowiazujaca sie relacja.

To jeden z powodów, dwa że ja bym nawet chyba nie potrafił czerpać przyjemności z tego, że pieprzę kogoś kto nawet do mnie nic nie czuje. Jak się już raz skosztowało seksu z kimś z kim się dzieliło tak bliskie relacje, przelotny seks to nawet nie 1% tej satysfakcji.

411 Ostatnio edytowany przez polis (2021-02-10 22:17:54)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?
Wituś napisał/a:

Nie jest tak, że jakaś gałąź. Takie rzeczy się czuje i wiem, że robiła to ze względu że się źle czuła nie dając mi tego na co zasługuję. Jestem o tym święcie przekonany, z resztą nawet jakbym nie miał racji to prędzej czy później kogoś znajdzie, to z resztą nie ma żadnego znaczenia.

Ważne że ogarnąłem w końcu że nie liczy się (już) jej szczęście tylko ja sam i moje potrzeby. Inna sprawa, że z jakiegoś powodu całe te sytuacje to było dla mnie za mało, żeby samemu odejść, temu też muszę się w przyszłości bardziej przyglądać. Bo gdybym słuchał swojej intuicji odszedłbym już rok temu, nie wiem jak to się stało, ze totalnie tamtą sprawę oboje zapomnieliśmy. A raczej ja bo potem już nie było żadnego komunikowania że coś jest nie tak więc myślałem że jest super. A przecież nie wyobrażam sobie sytuacji gdzie siadam w weekend, siadam koło niej, chwytam za dłonie i pytam: "No jak tam kochanie, sprawowałem się w tym tygodniu dobrze?" Przecież tak się nie da.

W relacjach domowych a bywałem u niej często, zauważyłem to, że jej rodzice dużo pracują, musiała sobie chyba sobie dużo radzić sama. No i też chyba brak pieniędzy. W każdym razie rzuciło mi się w oczy obojętność jej rodziców na cokolwiek, widocznie takie przyjęła wzorce. Tak widocznie radzą sobie z problemami, ignorując, nie przejmować się i tyle. U mnie też się nigdy jakoś nie przelewało jeśli chodzi o pieniądze, ale u niej chyba trochę gorzej było. W każdym razie wspominała, że jej dzieciństwo wspomina w 100% szczęśliwie. Ja tego tak pewnie powiedzieć nie mogę, wspominałem już o mojej matce. Więc możliwe jest tak, że nawet mojego wsparcia bardzo nie potrzebowała jakoś. Mimo tego, że nie odbieram sobie tego, sama twierdziła, że je zawsze miała. W każdej pierdole i nie tylko i dam sobie tego odebrać. Ale to już też nieważne.

Gdzieś czuję, że to były 2 lata próby zmiany mnie zarówno z jej strony jak i mojej, po części wyszło, po części nie. I chyba było z góry skazane na porażkę, tu znowu nie posłuchałem swojej intuicji.

Zostaje samotność, niestety też moje wysokie libido. To wszystko dyktuje moje głupie myślenie bo to że dochodzę do takich a nie innych wniosków na chłodno nie znaczy, że to nie przeplata jeszcze głupiego myślenia po próżnicy co by było gdyby, itd. Największym moim wrogiem jest mój własny mózg, trzeba się ratować i aktywnie to wypychać. Dlatego czasem sobie poczytuję ten wątek.

Edit. Na pewno pomogłaby rzecz w niej, która by mi przeszkadzała na tyle żebym dał sobie spokój. Problem w tym że na razie tego nie zauważam.

Nawet jeśli nikogo jeszcze nie ma, to ona też pewnie odczuwa samotność i nie wykluczone, że strach, że lepszego faceta nie znajdzie to wygodnie jej mieć Ciebie u boku, dopóki nowy amant się nie znajdzie. Nawet masz teraz taki temat w tym dziale, gdzie jest strach przed odejściem, bo jeszcze się okaże, że lepszego modelu nie znajdzie https://www.netkobiety.pl/t125133.html

To, że Ci ktoś mówi, że miał szczęśliwe dzieciństwo słuchaj z przymrużeniem oka. Dzieci potrafię mieć wysoką lojalność wobec nawet bardzo niefajnych rodziców i udawać, że wszystko jest w porządku nawet jak bardzo nie jest fajnie. Czytałam jedną książkę, gdzie psycholog opowiadał, że takie teksty o szczęśliwym dzieciństwie potrafiły rzucać osoby, które były gwałcone przez własnych rodziców w dzieciństwie. Nie, że sądzę, że u niej takie akcje były, ale to dobrze pokazuje, że dzieci niekoniecznie przyznają, że rodzice byli słabi.

Masz jeszcze sporo czasu, żeby kogoś poznać, jak nie dzisiaj i nie jutro, to z rok albo dwa może się ktoś trafić bardziej dopasowany.

Wituś napisał/a:

No i to o czym mówiłem, nie potrafię się na dłuższą metę wkurzyc, że ktoś mnie chciał zmieniać. Bo najgorsze jest chyba w tym to, że ja sam nie chcę być taki jaki jestem. A że nie wyszła zmiana samego siebie tak żeby była ze mną jest to podwójnie frustrujące i dołujące.

No to masz nad czym pracować, musisz polubić samego siebie. Nikt nigdy nie będzie rozumiał Ciebie lepiej niż Ty sam, więc warto być samemu dla siebie przyjacielem.

412

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Nawet jeśli nikogo jeszcze nie ma, to ona też pewnie odczuwa samotność i nie wykluczone, że strach, że lepszego faceta nie znajdzie to wygodnie jej mieć Ciebie u boku, dopóki nowy amant się nie znajdzie. Nawet masz teraz taki temat w tym dziale, gdzie jest strach przed odejściem, bo jeszcze się okaże, że lepszego modelu nie znajdzie

To akurat jest nieważne, bo mój instynkt samozachowawczy, pomimo że to naprawdę wspaniała dziewczyna mi na to nie pozwoli. Nawet jakby mi za kilka lat powiedziała, że się pomyliła czy coś w ten deseń. Chociaż nie wiem czy nie bez zastanowienia.

Masz jeszcze sporo czasu, żeby kogoś poznać, jak nie dzisiaj i nie jutro, to z rok albo dwa może się ktoś trafić bardziej dopasowany.

Tutaj też leży pies pogrzebany, bo chyba podobają mi się dziewczyny które z góry nie są partią dla mnie, stąd też moje rozterki i początkowa niepewność jeśli chodzi o ten związek. Czas pokazał znowu że powinienem słuchać swojej intuicji. Chociaż tak sobie dłużej pomyślę, to chyba bardziej nie pociągała mnie wtedy tak bardzo fizycznie, pokochałem jej charakter a i z czasem wygląd coraz bardziej i chociaż tu chciałbym mieć punkt zaczepienia. Chociaż obiektywnie są piękniejsze od niej kobiety to ciężko nawet pomyśleć o innej.

Z tym dzieciństwem to też nie jest już ważne, chociaż jej wierzę, często o tym rozmawialiśmy i taki obraz też mi się klaruje a nie miała po co kłamać czy zatajać prawdy. Z resztą, pal licho.

No to masz nad czym pracować, musisz polubić samego siebie. Nikt nigdy nie będzie rozumiał Ciebie lepiej niż Ty sam, więc warto być samemu dla siebie przyjacielem.

Nie będę w stanie być super przebojowym pełnym kreatywności i szalonych pomysłów facetem, no nie oszukujmy się. A chciałbym, bo takim ludziom jest łatwiej w życiu na każdym kroku. Może za dużo bym od siebie chciał, może stąd ta frustracja. Na pewno że byłem niewystarczająco taki a taki, to zawsze występuje u porzuconych. Z tym, że obiektywnie mówiąc to nie są rzeczy które z wyboru są poszukiwane u facetów, mówię teraz o moich wadach. Chyba że się mylę, fajnie by było szczerze mówiąc się w taki sposób pomylić.

Inną sprawą jest, że jak rozmawiam często ze starszymi ludźmi to też mówili że w moim wieku nie byli jeszcze tak bardzo śmiali i jestem w stanie w to uwierzyć, samo to że pracuję z ludźmi powinno mnie otworzyć, aczkolwiek czy zmieni moją osobowość na tyle? Szczerze wątpię.

No i kolejny problem jest że łatwo się mówi, polubić siebie, kiedy nie jest się taki jak inni. Boję się tego zdania bo nie wiem jak to odbierzecie, ale no kiepsko pasowałem do grupy moich znajomych będąc trochę wycofanym w towarzystwie i wolącym słuchać niż gadać. Chociaż gadać też lubię, jak czuję się pewnie. Ale w sumie też lubiłem być w centrum uwagi, z tym że wtedy kiedy mi to odpowiadało. Teraz trochę siebie bardziej poznałem, że potrzebuję atencji, bardzo lubię komplementy, czasami poczuć się w czymś dobrym, wyjątkowym. Niby banał ale chyba trochę to w sobie zaniedbałem. Dochodziłem do takiego wniosku chyba dopiero jak zaczynałem zauważać, że coś w związku jest nie tak, dosłownie tygodnie przed rozstaniem. A może to po prostu samotność, sam już nie wiem.

Ktoś tu wspomniał, że jestem z zewnątrz sterowny. Fakt, trochę za bardzo przejmuję się opinią innych, a przecież ile ludzi tyle opinii, na logikę szkoda się przejmować, ale wiadomo jak jest w praktyce. Zwłaszcza jak to są osoby bliskie czy z którymi spędza się dużą ilość czasu. Ale jestem jednocześnie asertywny i stąd te dysonanse, wspomniane już picie alkoholu, czy jak jakaś gra w którą nie chcę grać a inni chcą (była taka sytuacja, którą mi niedawno przypomniała w tych rozmowach), to po prostu tego nie robię. Stąd to niezrozumienie moich zachowań, bo przecież każdy gra a ja nie, no niby czemu.

413 Ostatnio edytowany przez polis (2021-02-11 01:40:30)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?
Wituś napisał/a:

Nie będę w stanie być super przebojowym pełnym kreatywności i szalonych pomysłów facetem, no nie oszukujmy się. A chciałbym, bo takim ludziom jest łatwiej w życiu na każdym kroku. Może za dużo bym od siebie chciał, może stąd ta frustracja. Na pewno że byłem niewystarczająco taki a taki, to zawsze występuje u porzuconych. Z tym, że obiektywnie mówiąc to nie są rzeczy które z wyboru są poszukiwane u facetów, mówię teraz o moich wadach. Chyba że się mylę, fajnie by było szczerze mówiąc się w taki sposób pomylić.

Inną sprawą jest, że jak rozmawiam często ze starszymi ludźmi to też mówili że w moim wieku nie byli jeszcze tak bardzo śmiali i jestem w stanie w to uwierzyć, samo to że pracuję z ludźmi powinno mnie otworzyć, aczkolwiek czy zmieni moją osobowość na tyle? Szczerze wątpię.

No i kolejny problem jest że łatwo się mówi, polubić siebie, kiedy nie jest się taki jak inni. Boję się tego zdania bo nie wiem jak to odbierzecie, ale no kiepsko pasowałem do grupy moich znajomych będąc trochę wycofanym w towarzystwie i wolącym słuchać niż gadać. Chociaż gadać też lubię, jak czuję się pewnie. Ale w sumie też lubiłem być w centrum uwagi, z tym że wtedy kiedy mi to odpowiadało. Teraz trochę siebie bardziej poznałem, że potrzebuję atencji, bardzo lubię komplementy, czasami poczuć się w czymś dobrym, wyjątkowym. Niby banał ale chyba trochę to w sobie zaniedbałem. Dochodziłem do takiego wniosku chyba dopiero jak zaczynałem zauważać, że coś w związku jest nie tak, dosłownie tygodnie przed rozstaniem. A może to po prostu samotność, sam już nie wiem.

Ktoś tu wspomniał, że jestem z zewnątrz sterowny. Fakt, trochę za bardzo przejmuję się opinią innych, a przecież ile ludzi tyle opinii, na logikę szkoda się przejmować, ale wiadomo jak jest w praktyce. Zwłaszcza jak to są osoby bliskie czy z którymi spędza się dużą ilość czasu. Ale jestem jednocześnie asertywny i stąd te dysonanse, wspomniane już picie alkoholu, czy jak jakaś gra w którą nie chcę grać a inni chcą (była taka sytuacja, którą mi niedawno przypomniała w tych rozmowach), to po prostu tego nie robię. Stąd to niezrozumienie moich zachowań, bo przecież każdy gra a ja nie, no niby czemu.

Po 8 stronach tego wątku moim zdaniem praktycznie na pewno jesteś introwertykiem. Takie przemyślnie, analizy, refleksje. Wolisz słuchać niż mówić. Samo dobrze to znam. Kultura i społeczeństwo promują przebojowość, ale nie wszyscy mogą być przebojowi i nie wszyscy powinni być przebojowi. Bycie nie przebojowym też jest ok i nie musi być równoznaczne z byciem ofiarą albo sierotą życiową. Życie nie jest tak zero jedynkowe, że albo wszystko, albo nic.

Uwierz mi rozumiem, że polubienie siebie może nie być proste, ale teraz wiem, że lepiej ten wysiłek podjąć. Co do pochwał też rozumiem, kto nie lubi być doceniany, ale trzeba przede wszystkim nauczyć się chwalić samego siebie i czerpać wewnętrzną satysfakcję z tego, co się zrobiło lub osiągnęło. Pochwała innych to coś co fajnie jak się pojawi, ale może się też nie pojawić nawet jak z naszego punktu widzenia postąpimy słusznie/odniesiemy nie mały sukces. Masz za co chwalić siebie, po rozpadzie związku idziesz w dobrym kierunku. Mnie na przykład dojście do takiego stanu po zerwaniu zajęło więcej czasu.

Co do Twojego zachowania w tamtych momentach, postąpiłeś ok. Nie miałeś obowiązku spełniać wszystkich życzeń byłej i zachowywać się tak, żeby jej było fajnie. To już jej problem, jak nie potrafi pogodzić się z asertywną odmową i tym, że nikt nie został stworzony na jej obraz i podobieństwo.

Zauważ też, że tu były sprzeczne oczekiwania z jej strony. Z jednej strony chciała "silnego" faceta, co radzi sobie z problemami sam, a z drugiej jak wykazywałeś się asertywnością, gdzie miałeś do tego w 100% prawo, to jej też nie pasowało.

414 Ostatnio edytowany przez Wituś (2021-02-11 19:17:25)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Po 8 stronach tego wątku moim zdaniem praktycznie na pewno jesteś introwertykiem. Takie przemyślnie, analizy, refleksje. Wolisz słuchać niż mówić. Samo dobrze to znam. Kultura i społeczeństwo promują przebojowość, ale nie wszyscy mogą być przebojowi i nie wszyscy powinni być przebojowi. Bycie nie przebojowym też jest ok i nie musi być równoznaczne z byciem ofiarą albo sierotą życiową. Życie nie jest tak zero jedynkowe, że albo wszystko, albo nic.

Tak samo jak ja i introwertyzm, mam zarówno cechy jednego i drugiego, ale z tego co czytałem o tym w przeszłości, to tak 50/50 pewnie. Przede wszystkim niejakie zaprzeczenie mojego introwertyzmu to to, że ja emocje odczuwam bardzo na zewnątrz. Na pewno bardziej cenię sobie bliższych znajomych niż przypadkowych ludzi bo po prostu nie potrzebuję z nimi zaczynać relacji, po prostu nie widzę sensu. (wiem, że to znowu samospełniająca się przepowiednia). Zwłaszcza teraz kiedy muszę kogoś poznać nowego. Tu znowu patrz jej wyrzuty, że czasami nie pogadałem z kimś u niej w pracy na wakacjach, kiedy czekałem aż wyjdzie. Ale to że barman i szef mnie bardzo lubili (sama to przyznała), bo z nimi mi się gadało fajnie to już ominęła. Albo że czasami na jakiejś imprezie zaczynałem być zmęczony towarzystwem i nie chciałem dłużej gadać, czasami przeglądałem telefon.
Fakt, że jakbym się zmył wcześnie to potem mógłbym mieć wyrzuty sumienia, że się dobrze bawią a ja poszedłem. Bo tak bywało jak musiałem iść się uczyć czy coś. Ale to jeszcze jak nie byliśmy razem, nigdy bym nie wyszedł z imprezy sam bez niej.
Chociaż raz tak było bo czułem się tragicznie, następnego dnia złapałem zapalenie zatok i mocne przeziębienie. To jeszcze wracałem sam, bo ona chce zostać jeszcze chwilę. W sumie dobrze, że sobie o tym przypomniałem bo ja sobie nie wyobrażam siedzenia na imprezie jak moja dziewczyna się źle czuje.

Co do pochwał też rozumiem, kto nie lubi być doceniany, ale trzeba przede wszystkim nauczyć się chwalić samego siebie i czerpać wewnętrzną satysfakcję z tego, co się zrobiło lub osiągnęło. Pochwała innych to coś co fajnie jak się pojawi, ale może się też nie pojawić nawet jak z naszego punktu widzenia postąpimy słusznie/odniesiemy nie mały sukces.

Tak, ja nigdy tego nie potrzebowałem wcześniej. A raczej nie czułem, że potrzebuje. Rozstanie sprawiło, że mi się odbija i widzę więcej niż wtedy. Mam nawet głupie myśli, że gdybym to zakomunikował to byłoby tak super i rozwiązałoby to wszystkie problemy. Głupota, ona taka po prostu jest i tyle. Wspomniałem już, że bardzo rzadko czułem z jej strony takie codzienne wsparcie, jakieś "miłego dnia" czy cokolwiek tego, jakieś miłe słowo. No ale to też już mniejsza z tym.

Masz za co chwalić siebie, po rozpadzie związku idziesz w dobrym kierunku. Mnie na przykład dojście do takiego stanu po zerwaniu zajęło więcej czasu.

Sam nie wiem, na pewno rozkminianie i przelewanie tego wszystkiego "na papier" dużo pomaga, aczkolwiek mam momenty gdzie to wszystko do czego doszedłem do tej pory przestaje mieć znaczenie bo jest "ona", smutek i żal, ostatnio z resztą zauważyłem że chyba łapię kolejny dołek. Ale skoro z boku to tak wygląda to jestem szczęśliwy.

Edit. Dlatego tu wspominałem o tej mitycznej już na tym wątku empatii itd. Po prostu clue tego związku było to, że byłem niezrozumiały. I chyba czuję, że od samego początku ona starała się mnie zmieniać pod to, żeby jej bardziej pasować. Może nawet byłem plasterkiem. Nie wiem, pewnie nigdy się nie dowiem, a może to i lepiej.

415

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Chyba takim 100% introwertykiem to mało kto jest. Jeśli dobrze pamiętam raczej ma to formę spektrum, coś w stylu 70% do introwertyzmu i 30% do ekstrawertyzmu albo na odwrót. 

Wituś napisał/a:


Sam nie wiem, na pewno rozkminianie i przelewanie tego wszystkiego "na papier" dużo pomaga, aczkolwiek mam momenty gdzie to wszystko do czego doszedłem do tej pory przestaje mieć znaczenie bo jest "ona", smutek i żal, ostatnio z resztą zauważyłem że chyba łapię kolejny dołek. Ale skoro z boku to tak wygląda to jestem szczęśliwy.

Edit. Dlatego tu wspominałem o tej mitycznej już na tym wątku empatii itd. Po prostu clue tego związku było to, że byłem niezrozumiały. I chyba czuję, że od samego początku ona starała się mnie zmieniać pod to, żeby jej bardziej pasować. Może nawet byłem plasterkiem. Nie wiem, pewnie nigdy się nie dowiem, a może to i lepiej.

Gorsze momenty i emocje jak smutek czy żal jeszcze jakiś czas będą Ci towarzyszyć, tyle że będzie ich coraz mniej i mniej. Najważniejsze to dać emocjom upust i je wyrazić, żeby w nas nie siedziały i te wydarzenia stały się naprawdę przeszłością. Dzięki tym emocjom już wiesz, że Twój obraz byłej był wyidealizowany. Także jak się potrzebujesz smucić i czuć żal, to się smuć i czuj żal.

416 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2021-02-12 11:04:40)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

To, czy ktoś jest intro- czy ekstrawertykiem, czasami zależy od punktu siedzenia smile Osobiście sam nie uważam się ani za jednego, ani za drugiego, lecz z pewnością znalazłyby się takie osoby z mojego otoczenia, które uznałyby mnie za sktytego czy zamkniętego w sobie, bo nie lubię chociażby masowych imprez czy brylowania po klubach smile Choć na spływ kajkowy czy górską wycieczkę w większej grupą ludzi chętnie się wybiorę smile Zatem do nie kwestia kontaktu czy przebywania z ludźmi, ale specyficznych miejsc czy okoliczności, których unikam. Co do emocji, to niektóre czasami uchodza ze mnie od razu a inne z kolei w sobie trzymam- taki mix osobowości..
Ciężko raczej znaleźć takiego prawdziwego introwertyka, bo chyba błędnie są oni kojarzeni z nerdami, siedzącymi 24godz/dobę przed ekranem komputera..

417

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Mieliście rację, żeby wywalić z socjal mediów i wszystkiego. Wrzuciła zdjęcie na facebooka i nie wiem czy czuję się teraz gorzej niż zaraz po rozstaniu. Cholera dlaczego to tak bardzo boli. Nigdy tak dobrze nie wyglądała w mojej opinii jak teraz, niby normalne że będzie się teraz bardziej starać o swój wygląd, ale to tak bardzo boli.

Zerwałem kontakt, nie mogę tak dłużej.

418

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?
Wituś napisał/a:

Mieliście rację, żeby wywalić z socjal mediów i wszystkiego. Wrzuciła zdjęcie na facebooka i nie wiem czy czuję się teraz gorzej niż zaraz po rozstaniu. Cholera dlaczego to tak bardzo boli. Nigdy tak dobrze nie wyglądała w mojej opinii jak teraz, niby normalne że będzie się teraz bardziej starać o swój wygląd, ale to tak bardzo boli.

Zerwałem kontakt, nie mogę tak dłużej.

Mowilem:)

Informacje o niej -> mysli, rozkminy -> emocje, uczucia w Twojej glowie -> cierpienie

A dodam jeszcze, ze po rozstaniu wiekszosc osob, szczegolnie tych niedojrzalych emocjonalnie lub tez niedowartosciowanych chce na sile pokazac jak jej jest cudownie, jak swietnie sie bawi i jakie to zycie jest wspaniale i lepsze niz te znane z okresu bycia zwiazku:)

Uwierz mi, ze odciecie sie calkowite w tym wywalenie z socjal mediow jest ciezkie, bo wywoluje w Tobie to, co wywoluje odstawienie tego, od czego jestes uzaleniony, ale plus jest taki ze im dalej w las tym latwiej. Przestajesz chciec sprawdzac, z czasem skupiasz sie na swoim zyciu, mysli coraz mniej kraza wokol eks i nagle uczucie i emocje ulatuje, a Ty zaczynasz miec na to wylane.

419 Ostatnio edytowany przez Wituś (2021-02-14 20:56:54)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Pamiętam, że po rozstaniu z poprzednim chłopakiem (chyba gdzieś tak bo o jej rozstaniu dowiedziałem się później, więc nie jestem pewny) też wrzuciła zdjecie. Dlatego chyba to mnie tak zabolało, no ale to już nieważne, teraz czuję (odpukać) spokój. Przynajmniej na razie.

Szkoda, że nie słuchałem swojej intuicji od razu, żeby to zakończyć, tak samo żeby nie walczyć o powrót. Dalej chyba patrzyłem na "my" a raczej "ona" i to czego chce a nie powinienem. Miałem lekcję z poprzedniego związku, że to nie działa, a i tak postanowiłem sobie zaprzeczyć i zrobić na złość. Śmieszne bo nawet data się zgadza, wtedy też mi odwaliło w walentynki, ale tu z innego powodu, no już mniejsza w szczegóły.

Rano czułem się chyba gorzej niż w dniu rozstania, cały czas najgorsze jest poczucie że nie byłem taki jaki chciała żebym był. Cholera nigdy nie miałem z takimi rzeczami problemu, tylko podczas rozstań. W każdym razie rozmowa z siostrą dużo pomaga, nie wiem co bym zrobił bez rodziny.

420

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?
Wituś napisał/a:

Pamiętam, że po rozstaniu z poprzednim chłopakiem (chyba gdzieś tak bo o jej rozstaniu dowiedziałem się później, więc nie jestem pewny) też wrzuciła zdjecie. Dlatego chyba to mnie tak zabolało, no ale to już nieważne, teraz czuję (odpukać) spokój. Przynajmniej na razie.

Szkoda, że nie słuchałem swojej intuicji od razu, żeby to zakończyć, tak samo żeby nie walczyć o powrót. Dalej chyba patrzyłem na "my" a raczej "ona" i to czego chce a nie powinienem. Miałem lekcję z poprzedniego związku, że to nie działa, a i tak postanowiłem sobie zaprzeczyć i zrobić na złość. Śmieszne bo nawet data się zgadza, wtedy też mi odwaliło w walentynki, ale tu z innego powodu, no już mniejsza w szczegóły.

Rano czułem się chyba gorzej niż w dniu rozstania, cały czas najgorsze jest poczucie że nie byłem taki jaki chciała żebym był. Cholera nigdy nie miałem z takimi rzeczami problemu, tylko podczas rozstań. W każdym razie rozmowa z siostrą dużo pomaga, nie wiem co bym zrobił bez rodziny.

Wituś, czas na nowe życie i to dla Was Obojga. Daj sobie spokój z roztrząsaniem, bo nie ruszysz do przodu. Potraktuj to jak szkołę, którą musiałeś przejść. Ona ma prawo do nowego życia, a Ty zacznij żyć swoim.

421 Ostatnio edytowany przez polis (2021-02-16 16:11:06)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Pamiętaj też, że w social mediach ludzie pokazują jak bardzo są szczęśliwi, ale nie pokazują tam problemów, z którymi się mierzą, więc siedzenie na facebooku daje iluzje, że inni są szczęśliwi, podczas gdy niekoniecznie jest to prawda albo cała prawda.

Teraz jeszcze będą trudne chwile, ale masz jeszcze mnóstwo czasu, żeby spotkać na swojej drodze dziewczynę, która będzie bardziej do Ciebie dopasowana, np. nie będzie widziała problemu w dawaniu wsparcia i otrzymywaniu wsparcia. Wtedy byłej podziękujesz, że zwolniła miejsce wink

422

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Tak, jak pierwsze emocje opadły już się tym nie przejmuję. Z tym wsparciem, ona na pewno chciała jak najlepiej, a to że jest jaka jest to wyszło jak wyszło. Ale staram się o tym nie myśleć już bo to prowadzi do nikąd. Jest ciężko, wiadomo ale jest światełko w tunelu chociaż dalej jestem jakby na początku, dalej huśtawka nastrojów. Teraz dla przykładu jest bardzo dobrze.

Ale w rozmowie z kimś, już nie pamiętam wyszła mi taka rozkmina, mianowicie trochę pomogło mi to też zrozumieć siebie i w świetle że wcale nie jestem gorszy z tego powodu tylko inny.

Mianowicie w moim środowisku ludzie krzywo patrzyli na to, że mam taki charakter że lubię się czasem przed czymś zabezpieczyć, mieć jakiś plan awaryjny, gdyby coś nie poszło tak jak planowałem. Stąd było mi gdzieś (dowiadywałem się np tego od mojej byłej) zarzucane że psuję zabawę, czy że jestem sztywny.

Skąd w ludziach (dodatkowo chyba w mojej eks) tyle ułańskiej fantazji i niechęć, wręcz strach przed myśleniem dwa kroki do przodu, wytłumaczy mi ktoś? tongue

I od razu uprzedzam, samo moje zdanie GDYBY coś poszło nie tak. Nie zakładanie, że się nie uda. Bo nie wszystkie rzeczy mogą pójść po naszej myśli tylko pod wpływem naszych działań, jest przecież tyle czynników zewnętrznych. A potem wielkie zdziwienie na twarzy, że jak to, dlaczego to się nie udało. I życie w stresie, obmyślanie planu wtedy kiedy już czasami jest na to za późno.

423

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?
Wituś napisał/a:

Mianowicie w moim środowisku ludzie krzywo patrzyli na to, że mam taki charakter że lubię się czasem przed czymś zabezpieczyć, mieć jakiś plan awaryjny, gdyby coś nie poszło tak jak planowałem. Stąd było mi gdzieś (dowiadywałem się np tego od mojej byłej) zarzucane że psuję zabawę, czy że jestem sztywny.

Skąd w ludziach (dodatkowo chyba w mojej eks) tyle ułańskiej fantazji i niechęć, wręcz strach przed myśleniem dwa kroki do przodu, wytłumaczy mi ktoś? tongue

Wituś, zdecydowanie za dużo analizujesz, to raz. A dwa, to nie wiem co ma zabezpieczenie czy plan awaryjny do psucia zabawy czy bycia sztywnym?
Na czym polegało to Twoje myślenie dwa kroki do przodu, które wywoływało u innych niechęć?

424 Ostatnio edytowany przez Wituś (2021-02-18 10:32:36)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Nie jestem w stanie podać konkretnej sytuacji, tu chodzi o ogół, podejście do życia.

Znowu biję się z myślami, że mogłem coś więcej. Potem przychodzą myśli, że w takim razie czemu ona nie mogła więcej się postarać? Chciałem o tym pogadać ale tak wyszło że się nagle rozstaliśmy. Mam wrażenie, że chyba zagłuszałem własne potrzeby, nie wiem czy to normalne jak się jest zakochanym że mniej się patrzy na swoje potrzeby niż na partnera. Z tym, że nigdy nie mówiła o tym, że ją zaniedbuję, wręcz przeciwnie. Tylko tak teraz odbija mi się, że ona nie musiała się bardzo starać i to trochę boli, czy dlatego że nie wymagałem czy dlatego że po prostu nie chciała, czy co. A potem nawet to, że ona się nie starała mój głupi mózg przekształca na to, że to przecież ze mną musiało być nie tak. I to z rzeczami które takie były od samego początku związku. Cholera nie chcę już się męczyć a są momenty że te myśli przychodzą naprawdę niespodziewanie i nie potrafię ich odgonić.

Bo to jest najgorsze, ona się nie musi bić z myślami, że było się nie wystarczającym, co tak naprawdę zaważyło, co mogłem zmienić, co robić.
Dlaczego niby głowa podpowiada mi, że starasz się na tyle ile czujesz, że druga osoba się stara, a mimo to dalej mam natłok myśli. Że to przecież nie jest tak, że tylko jedna osoba ciągnie związek. Zwłaszcza, że przecież mówiła, że źle jej z tym że widzi jak się staram a ona nie może tego odwzajemnić...

425 Ostatnio edytowany przez Roxann (2021-02-18 11:01:39)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?
Wituś napisał/a:

Nie jestem w stanie podać konkretnej sytuacji, tu chodzi o ogół, podejście do życia.

Jak można mówić o podejściu do życia, nie potrafiąc podać przykładów?
Między teorią a praktyką jest często znacząca różnica.
Sam powiedz, że to trochę dziwne, że to co Ty nazywasz myśleniem 2 kroki do przodu, zabezpieczeniem czy planem awaryjnym inni odbierali z niechęcią, twierdzili, że psujesz zabawę i jesteś sztywny.
Dlaczego się znów tego przyczepiłam? Bo  jeśli wykazywałeś się asertywnością w momencie kiedy inni robią coś głupiego czy lekkomyślnego, no nie wiem np. dla zabawy wchodzą na lekko zamarznięte jezioro, jadą na gapę czy bez prawka lub próbują jakichś dziwnych używek (tak sobie gdybam co mogłoby oznaczać to myślenie 2 kroki do przodu w kontekście psucia zabawy i bycia sztywnym), no to sorry ale takich znajomych by mi nie było szkoda i wolałabym wyjść na sztywniarę. Natomiast jeśli sabotowałeś każdy ich pomysł bo zawsze coś ci się nie podobało czy nie pasowało i jako jeden zawsze wyłamywałeś z grupy, no to też sorry... Oczywiście nie należy robić tego na co nie mamy ochoty ale wtedy to nie ma nic wspólnego z tym co piszesz.

426 Ostatnio edytowany przez Wituś (2021-02-18 11:49:19)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Nie wiem, czasami mam wrażanie że szukam w sobie jakiegoś problemu na siłę, sam nie wiem. Przecież jakby tak było z drugiej strony to czemu zawsze byśmy wychodzili ze znajomymi razem i się dobrze bawili. Wyciągam rzeczy ze spektrum 4 lat i wydaje mi się, że do czegoś tym dojdę.

Ale fakt, czuję w sobie, że nie jestem jakoś bardzo kreatywny i spontaniczny. Ale co ja mam z tym zrobić na dłuższą metę.

Już samo to, że nigdy na co dzień nie rozmyślam praktycznie wcale, tylko właśnie w sytuacjach rozstania a naprawdę już nie mam na to siły. Przecież nie można żyć w ten sposób, że tylko się myśli czy się jest wystarczająco dobrym i tylko co zrobić żeby ta druga osoba była szczęśliwsza. Poprawcie mnie jeśli mówię źle.

427

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?
Wituś napisał/a:

Już samo to, że nigdy na co dzień nie rozmyślam praktycznie wcale, tylko właśnie w sytuacjach rozstania a naprawdę już nie mam na to siły. Przecież nie można żyć w ten sposób, że tylko się myśli czy się jest wystarczająco dobrym i tylko co zrobić żeby ta druga osoba była szczęśliwsza. Poprawcie mnie jeśli mówię źle.

Piszesz rzeczy oczywiste, tyle że z niewiadomego powodu niepotrzebnie się zadręczasz. Ile ludzi tyle gustów, charakterów, preferencji. Nie każda kobieta oczekuje od swego partnera nie wiadomo jakiej spontaniczności czy kreatywności. Ty natomiast z tego co widzę wpadasz ze skrajności w skrajność często sam sobie przecząc.
Raz piszesz o sobie, że jesteś ambitnym, przezornym facetem z fajnym poczuciem humoru, a drugi raz wyłania się obraz marudy nie radzącego sobie z najmniejszymi emocjami/problemami, potrzebującego ciągłej atencji i głaskania po główce.
Zapewne prawda leży gdzieś po środku, jak to zwykle bywa ale czy po prostu nie możesz potraktować tamtej znajomości jako cennego doświadczenia, które czegoś Cię nauczyło i sprawiło, że sam lepiej siebie poznałeś, swoje potrzeby itd.?

428

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

No na pewno leży po środku bo tak jak mówiłem, potrzeba atencji i "głaskania po główce" objawiła mi się teraz, nie wcześniej. Nie potrzebowałem niczego takiego bo moje poczucie własnej wartości było na właściwym miejscu. Najgorzej jak wpadam w dołek wtedy wszystko jest wyolbrzymiane. Nie sądzę też, że nie radzę sobie z problemami bo te jej słowa tylko się odnosiły do tamtej sytuacji, a przecież jaki to był problem no. Poza tym właśnie atencji ani głaskania po głowie z jej strony nie było. 

Jeszcze wczoraj się z tego wszystkiego śmiałem, z dołka który był przedwczoraj, rozmawiając z siostrą. Że nie wie co mnie naszło na to zadręczanie się i że wcale tak nie jest jak sobie wmawiam. I tak raz w jedną raz w drugą.

Nie wiem po prostu widocznie jestem narwany i chcę z powrotem moje szczęście a przecież tak dobrze nie ma. A nawet jak sobie pomyślę teraz o związku czy jakiejkolwiek reakcji z kimkolwiek mam reakcję odpychającą, nie widzę nawet jakby to miało funkcjonować.

429

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Wituś, nie ma naprawdę sensu się zadręczać, że coś nie wyszło.Wiadomo przecież, że nie wszystko w naszym życiu się układa dokładnie tak, jakbyśmy tego chcieli. Jeśli czujesz, żę nie pasujesz do kogoś z uwagi na różnicę charakterów czy podejścia do życia, to nie warto na siłę się dostosowywać po to tylko, aby coś udowodnić sobie czy komuś, że na nim nam zależy. Powiem Ci, że osobiście tez nie jestem zwpolennikiem stosowania spontanu, przebojowości szaleństwa w znacznej mierze, wystarcza mi taki względne miminum wink Im coś wymaga większego wysiłku to wolę to mieć w maire zaplanowane.

430

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Jeśli czujesz, żę nie pasujesz do kogoś z uwagi na różnicę charakterów czy podejścia do życia, to nie warto na siłę się dostosowywać po to tylko, aby coś udowodnić sobie czy komuś, że na nim nam zależy.


Wszystko fajnie, tylko ja właśnie nie czułem, że się różnimy, w tym jest cały problem. A raczej czułem, bo każdy wokół z nas wiedział, że się bardzo różnimy. Ale ja sądziłem, że nam się uda. Wyszło jak wyszło.

431 Ostatnio edytowany przez Wituś (2021-02-20 13:07:08)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Bo  jeśli wykazywałeś się asertywnością w momencie kiedy inni robią coś głupiego czy lekkomyślnego, no nie wiem np. dla zabawy wchodzą na lekko zamarznięte jezioro, jadą na gapę czy bez prawka lub próbują jakichś dziwnych używek (tak sobie gdybam co mogłoby oznaczać to myślenie 2 kroki do przodu w kontekście psucia zabawy i bycia sztywnym), no to sorry ale takich znajomych by mi nie było szkoda i wolałabym wyjść na sztywniarę. Natomiast jeśli sabotowałeś każdy ich pomysł bo zawsze coś ci się nie podobało czy nie pasowało i jako jeden zawsze wyłamywałeś z grupy, no to też sorry...

Nie wiem, chyba sam sobie próbuję dopisywać winę za wszelką cenę. To że raz nie chciałem grać w grę z nimi czy czasami już nie chciałem więcej pić alkoholu nie przekreśla 99% innych sytuacji kiedy wszystko robiliśmy razem i było super przecież. Z resztą gdyby było źle mówiłaby na bieżąco a nie dopiero po rozstaniu jako przykłady. Po prostu tak lubię, czasem posiedzieć i posłuchać innych, do tego nie jest potrzebne picie dalej alkoholu.

A dwa, to nie wiem co ma zabezpieczenie czy plan awaryjny do psucia zabawy czy bycia sztywnym?
Na czym polegało to Twoje myślenie dwa kroki do przodu, które wywoływało u innych niechęć?

Nie wiem czy niechęć, ale tak mi podpowiada intuicja po tym wszystkim, w czym się trochę różniliśmy. Przykładowo wczoraj rozmawiając w pracy z koleżanką powiedziała mi, że są przeceny na buty w sklepach. A akurat dopiero w poniedziałek będę mieć czas na to i powiedziałem, że pewnie już nie będzie z czego wybierać, ale może coś tam jeszcze dla siebie znajdę.

Staram się odszukać w sobie coś złego, nie wiem czy moje realistyczne podejście do życia jest czymś złym? Po prostu tak się chronię przed niepotrzebnymi rozczarowaniami, czasami nawet zakładam najgorsze (przykładowo kiedy prosiłem po powrót) żeby potem nie poczuć się tylko gorzej. Po co się niepotrzebnie oszukiwać? Lepiej się pozytywnie zaskoczyć niż rozczarować.

Edit. Sytuacja ze stoku dobrze obrazuje co się ze mną dzieje, ze mną i jak znoszę takie rozczarowania.

Z tym, że zauważam że w stosunku do innych ludzi zawsze jestem pozytywny, znowu przykład że znajomi piszą dzisiaj egzamin i narzekają, że jak mają strzelać to zawsze strzelą źle. A moją naturalną reakcją jest to, że to nieprawda i żeby tak nie myśleli, bo może tym razem nawet jeśli będą musieli strzelać to akurat będzie inaczej.

Zwłaszcza że przecież wiem, że jestem wspierającą osobą, a nie taką która podcina tylko skrzydła. Nie wiem, są momenty w których pod wpływem emocji i tęsknoty sam sobie nie ufam.

432

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Strasznie duzo w Tobie nadal emocji. Szukasz odpowiedzi na pytanie dlaczego Twoj zwiazek sie rozpasl w swoich zachowaniach i we wszystkim co Ty robiles, a czy zastanowiles sie kiedys, ze to moze nie w Tobie do konca problem, albo calkowicie nie jest z Twojej winy? Moze to ona ma problem ze soba, moze nie czuje czegos, moze sie bala, moze po prostu wiatr inaczej zawial, a jej hormony powiedzialy, ze ma Ciebie zostawic. No i zostawila, a teraz chce twarz zachowac i nie chce tego zmieniac, bo i po co?

No wlasnie. Odrzucenie boli, bardzo, kazdy z nas to wie, ale zamiast za kazdym razem doszukiwac sie winy tylko i wylacznie w sobie, moze warto spojrzec, ze wina nie lezy tylko w jednej osobie. Ciezko to stwierdzic jak ma sie w sobie sporo emocji i nie jest sie obiektywnym, co wiecej dla ludzi z boku patrzacych co innego moze byc wina.

Tez za kazdym razem szukalem winy tylko i wylacznie w sobie, doszukiwalem sie drugiego dna, karcilem siebie a na piedestale stawialem tamte kobiety. Z czasem zrozumialem, ze nie do konca wina byla moja, tym bardziej jak trafialem na kobiety z DDA, albo traumami po poprzednich zwiazkach przez ktore bie potrafily ruszyc dalej i podswiadomie karaly mnie za to, ze nie jestem tamtym gosciem i paradoksalnie karaly za to, ze poprzedni ja zdradzal to ja tez pewnie zdradzac bede. Spojrz na to z tej strony.

433 Ostatnio edytowany przez Wituś (2021-02-20 20:41:20)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Dużo we mnie emocji bo chyba w mojej głowie rozstaliśmy się dopiero tydzień temu, kiedy zerwałem kontakt.

Wina zawsze leży po oby stronach 50/50 z wyjątkiem przypadków, gdzie jest przemoc, brak szacunku i tego typu sprawy. Tego tutaj nie było, przynajmniej na tym polu jestem od początku do końca spokojny, bo wiem, że byłem dobrym chłopakiem.

Chociażbym usilnie poszukiwał rzeczy które mi nie do końca pasowały bo takie były, to realistycznie nie byłyby wystarczające żeby sobie powiedzieć, że to nie było to. Chyba najgorsze w tym jest to, że nie wiem czy taka rzecz nawet gdyby istniała mogłaby przelać czarę goryczy.

Nie wiem, mam czasami myśli, że faktycznie byłem plasterkiem, że nigdy mnie tak naprawdę nie kochała. Doskonale wiedziała jaki jestem, a i tak można powiedzieć, że to ona wykonała pierwszy ruch, żeby ten związek zaistniał. Chyba najzwyczajniej nie potrafię odpuścić. I to mnie martwi bo po poprzednim związku miałem tak samo. Mimo że zdawałem sobie sprawę, że mnie wykorzystywała i robiła co chciała i tak nie potrafiłem odejść. Może nawet tu byłoby podobnie z czasem gdyby nie to, że jest po prostu lepszym człowiekiem.

Nigdy nie miałem problemów z poczuciem własnej wartości, do momentu kiedy pierwszego rozpadu związku 4 lata temu, teraz przechodzę to samo. Nie wiem czy kocham i przywiązuję się za mocno, ale moja psychika nie radzi sobie dobrze z tymi zerwaniami.

I jeszcze to przeczucie że mimo iż tamten związek trwał 6 lat, a ten 2 to nawet się nie umywa do drugiej byłej. Z nikim nie byłem tak pewny siebie, miałem poczucie bezpieczeństwa i zrozumienia, a tak naprawdę okazało to się wszystko ułudą. Ale mimo wszystko cały czas mam przeczucie życiowej szansy, która została przeze mnie zaprzepaszczona.

434

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Wituś... time to move on... Tego kwiatu jest pół światu (a w rzeczywistości nawet więcej niż pół).

435 Ostatnio edytowany przez Wituś (2021-03-21 17:28:22)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Życie chyba wyjątkowo mnie nienawidzi, bo prawdopodobieństwo tego co się stało kilka dni temu jest tak małe, że aż nie chce mi się wierzyć.

Spotkaliśmy się na badaniach lekarskich, okazuje się, że będziemy pracować w tej samej firmie tylko w miastach obok. Nawiasem mówiąc, znalezienie pracy ani kupno samochodu totalnie mnie nie ucieszyło. W innych okolicznościach czekałem na ten moment, że zamieszkamy razem, że będziemy jeździć na spotkania ze znajomymi, że będziemy pracować i że wszystko się ułoży. A teraz praktycznie mi to wisi.

Chcąc nie chcąc spędziliśmy razem kilka godzin, standardowo na początku byłem spięty potem wyluzowałem się, a na końcu jak odeszła poczułem się jak gówno.

I nie to, że do tej pory już było coraz lepiej. Zawsze rano budzę się z wręcz fizycznym uczuciem niepokoju i stresu w klatce piersiowej. Nie ma dnia, żebym o niej nie myślał, a po ostatnich rozmowach znowu dochodzą myśli, ze jestem gorszy. Żeby robić coś ze swoim życiem, bo ona robi a ja stoję w miejscu, że za mało się interesuje swoim zawodem chociaż zawsze miałem podejście bardziej wyluzowane. A że ona tak nie robi to ja też muszę, te wszystkie sprzeczności mnie wyniszczają psychicznie. Bo co mogę zrobić więcej, praca jest, samochód jest, teraz tylko czekać na papiery i zaczynać a ja dalej nie mogę usiedzieć w miejscu mimo to że to jest wbrew mojej naturze i chciałbym robić to tylko dlatego żeby sobie coś udowodnić, a nikogo już to nie obchodzi.

Nie mogę już tak dłużej, ciągle za nią tęsknię, chyba znowu obraz zaczyna się koloryzować na jej korzyść, ciągle nie mogę sobie wybaczyć tego jaki jestem, że mogłem lepiej to że mogłem robić tamto albo nie robić. Czuję się jak ludzki śmieć, moja samoocena totalnie poszła na dno. Z jednej strony chcę być sobą, z drugiej przez to wszystko nienawidzę siebie. Dlaczego chociażby nie mogę być taki jak ona. Porównuję się do wszystkich naokoło, nie jestem w stanie zauważać u siebie dobrych cech.

Jak to jest cholera, że ludzie w związkach przeżywają razem takie tragedie i jakoś te problemy naprawiają razem, a ja nie jestem w stanie sklecić związku z drugą osobą, która by mnie kochała. A tu nawet nic złego się nie zdarzyło, ot tak i do widzenia.

Już sam fakt że dalej tu wypisuję posty źle o mnie świadczy, wiem. Powinienem sobie ze wszystkim radzić sam, ale nie potrafię. Przechodzę to samo już drugi raz i boję się, że tym razem nie skończy się (chwilowo) happy endem. Po prostu chcę żeby to się skończyło, jakkolwiek...

436

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Wpadłeś w dołek, ale zaraz będzie górka smile

437

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Ona raczej ciebie już nie kocha, dlatego zaczęła mieć dylematy i postanowiła podjąć decyzję. Ona nie czuje tego w pełni co czuje osoba kochająca. Zabrakło jej tego czegoś. Nie wiem czy jest sens abyś w tym momencie walczył, lepiej odpuścić. Ona wtedy gdy pobędzie sama będzie wiedziała czy aby napewno to była dobra decyzja, czy może miała chwilowy kryzys. W takich sytuacjach najlepiej odpuścić. Jak kocha to wróci. Naszła mnie też myśl, że może gdzieś tam ktoś nowy się u niej pojawił, kto ją silnie zauroczył? I dziewczyna dlatego tak emocjonalnie to wszystko przeżywa?

438 Ostatnio edytowany przez Wituś (2021-03-21 20:32:20)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Ale kto powiedział, że ja chcę walczyć? Już tu mówiłem, fajnie by było cofnąć czas, po tym co mi tutaj post factum powiedziała może i nawet bym wiedział nad czym pracować. Tylko dlaczego po czasie. A bo nie kocha. Najprostsze wytłumaczenie, chociaż tego też pewny nie jestem, to już nie jest ważne. Słowo spotkaliśmy się jest źle użyte, natknęliśmy się brzmi lepiej bo nie rozmawialiśmy od miesiąca, może stąd to nieporozumienie że niby walczę.

Ja już teraz wariuję bo gdzieś podświadomie staram się zachowywać jakby chciała a przynajmniej się staram, oprócz uśmiechu na ustach bo pewnie było go wtedy za mało o ile mogę w ten sposób wytłumaczyć to, że "nie umiem cieszyć się życiem". Zdaję sobie sprawę, że dla przeciętnego człowieka wcale tak nie jest, ale dla niej tak bo jak już mówiłem ma wyjątkową umiejętność bycia na pewno bardziej optymistyczną osobą niż ja jestem.

Teraz praktycznie mam trudności ze zmuszeniem się do uśmiechu, wcześniej to nie był problem zwłaszcza przy niej, ale mimo to czuję, że wszystko zjebałem przez to że nie byłem wystarczająco szczęśliwy dla niej. Chociaż byłem najszczęśliwszy chyba w całym moim życiu. Ot paradoks. Te wyrzuty sumienia strasznie mnie dobijają.

To co się między nami działo po rozstaniu, między innymi moje jakieś tam jęczenia i parę spotkań na których dobitnie dałem po sobie poznać, że nie daję sobie za bardzo rady, jeśli jakieś jeszcze były możliwości powrotu w 100% je zabiły. Już samo to jak jechałem z nią samochodem i ona siedząca w telefonie dużo mi daje do myślenia że praktycznie ma mnie w dupie. To nie człowiek który przyznałby się do błędu, na marginesie błędu tutaj nie ma. Z resztą nawet gdyby nie, ona nie daje po sobie poznać takich rzeczy, tu się różnimy o 180 stopni, na mój humor strasznie wpływa środowisko zewnętrzne. Nie wiem jak na to poradzić, staram się ale nie jestem w stanie aktywnie poprawiać swojego humoru. Nie wiem czy to jest w ogóle możliwe.

Pomyśleć, że jeszcze te 3 miesiące temu byłem tak podekscytowany tyloma rzeczami, że ze znajomymi sobie wieczorkami pogrywaliśmy w gry, że się z nią spotkam, cokolwiek. Dzisiaj nic nie ma znaczenia poza przebłyskami spokoju w głowie, o które modlę się żeby trwały jak najdłużej. A teraz mam wstręt do tych rzeczy tak jakby to one były przyczyną rozstania z nią i boję się w ogóle odpoczywać jakąkolwiek rozrywką bo mam uczucie że nie idę do przodu i marnuję czas. Tylko co mogę innego robić?

I dziewczyna dlatego tak emocjonalnie to wszystko przeżywa?

Niby gdzie ona coś emocjonalnie przeżywa? Ona nigdy nic emocjonalnie nie przeżywa, ewentualnie sam moment rozstania bo wtedy faktycznie się rozkleiła, tak samo jak potem rozmawialiśmy kilka dni później przez messengera podobno płakała przez cały czas ale to tyle.

Edit. Czy jak nie śmieszy cię żart to masz się specjalnie uśmiechać i udawać? Czy jak coś cię gryzie albo wkurzy trzeba utrzymywać kamienną twarz ze sztucznym uśmiechem? Ja zdaję sobie sprawę, że mnie się czyta jak książkę, ale z drugiej strony czy to nie jest dobrze że jest się szczerym z tym co się czuje? Ile jest w tym wszystkim temperamentu którego jak wiemy nie da się zmienić czyli to jak odczuwamy a ile charakteru nad którym mogę pracować.

439 Ostatnio edytowany przez polis (2021-03-22 00:12:30)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?
Wituś napisał/a:

Niby gdzie ona coś emocjonalnie przeżywa? Ona nigdy nic emocjonalnie nie przeżywa, ewentualnie sam moment rozstania bo wtedy faktycznie się rozkleiła, tak samo jak potem rozmawialiśmy kilka dni później przez messengera podobno płakała przez cały czas ale to tyle.

Edit. Czy jak nie śmieszy cię żart to masz się specjalnie uśmiechać i udawać? Czy jak coś cię gryzie albo wkurzy trzeba utrzymywać kamienną twarz ze sztucznym uśmiechem? Ja zdaję sobie sprawę, że mnie się czyta jak książkę, ale z drugiej strony czy to nie jest dobrze że jest się szczerym z tym co się czuje? Ile jest w tym wszystkim temperamentu którego jak wiemy nie da się zmienić czyli to jak odczuwamy a ile charakteru nad którym mogę pracować.

To co piszesz o swojej dziewczynie przypomina mi mojego było. Potrafił mieć pokerową twarz w trudnych sytuacjach, po mnie widać było emocje. Też myślałam, że ma fajniej, aż się dowiedziałam parę miesięcy po naszym rozstaniu, że były ma ciężką depresję i jedzie na antydepresantach. Jak się dowiedziałam, to od razu się wyleczyłam z przekonania, że miał fajniej. Ewidentnie stłumione emocje wystawiły mu wysoki rachunek.

To, że się czujesz jeszcze źle i zaliczasz dołki jest normalne. Teraz masz czas na smutek, złość, przygnębienie, przeżywanie tego typu emocji po rozstaniu. Lepiej wyrazić silne emocje od razu, żeby nie brudziły Ci w psychice w przyszłości.

440

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

1. Jaka masz pewnosc co ona tak naprawde czuje? Nikt nigdy nie chce pokazywac swoich slabosci, tym bardziej nie pokaze Ci nigdy, tego ze moze zalowac swojej decyzji, a jeszcze bardziej jak mantre bedzie sobie wmawiac, ze to byla dobra decyzja, choc czuc i miec watpliwosci moze miec na kazdym kroku caly czas. Nikt nie zapomina o drugiej osobie na pstrykniecie palcami, niewazne czy zostawil czy byl zostawiony i zawsze temu towarzysza jakies emocje o ile byla zazylosc.
2. To poczucie niskiej wartosci to efekt projekcji jaki tworzy umysl, widzisz ja z przybrana maska jaka to jest szczesliwa i jak to odzyla, wiec podswiadomie w glowie pojawia sie “czyli ja bylem taki do d.. skoro jej jest teraz lepiej bo wyglada na duzo szczesliwsza niz jak byla ze mna” - no nie, nikt sie nigdy nie przyzna do tego co faktycznie ma w glowie totez nie da Ci satysfakcji, ze moze byc do d..
Tez kiedys mialem taka dziewczyne, ktora mnie zostawila, zawsze twarda, usmiechnieta, pokazywala mi jaka to szczesliwa z podjetej decyzji jest, pieknie sie kryla, alkohol ja zdradzil na wspolnej imprezie, jak popila i zobaczyla, ze mam ja gdzies to skonczylo sie jej upiciem, lzami i wylewaniem zalu przyjaciolce, ktora pozniej mi powiedziala, ze powinienem z nia pogadac, bo ona w glebi duszy teskni, ale ego jej nie pozwoli wykonac ruchu pierwszej - olalem calkowicie ja, bo albo ktos chce i cos robi, albo nie i juz, tu warto miec szacunek do swojej osoby, a nie byc na kazde zawolanie i wyciagniecie reki.
3. Zmien w glowie swoje priorytety, czy ona jest definicja Twojego calego szczescia w zyciu? Zanim ja poznales byles szczesliwy w zyciu nie raz, wiec na to pytanie sam sobie odpowiedz czy ona jest wyznacznikiem szczescia. Wiec jakie to zaprzepraszczenie szansy?

Z tym poczuciem wartosci to kazdy odrzucony ma problem, sam tez pisalem, ze to jedna z dwoch rzeczy, z ktorymi ciezko sobie radze po rozstaniu i ja, mozolnie wyglada przywrocenie na poziom neutralny, ale zawsze do przodu. Duzo daje wsparcie bliskich, dobrych znajomych, ktorzy nas znaja bardziej i wiedza jakimi jestesmy osobami i za co nas cenia, w moim przypadku to bardzo skrzydel dodaje, gdy wystepuja takie dolki jak wlasnie ten ktory spowodowal, ze napisales tu znowu post. Zmiana w wygladzie tez czesto dodaje powiewu swiezosci, pisales o kupnie auta i to tez jest wprowadzenie czegos nowego, co daje Ci radosc. Jasne, chwilowo, ale daje. Tylko ilosc takich malych radosnych rzeczy wplywa finalnie na jedna wielka calosc.

441

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?
Zyczliwy napisał/a:

(...) Też kiedys mialem taka dziewczyne, ktora mnie zostawila, zawsze twarda, usmiechnieta, pokazywala mi jaka to szczesliwa z podjetej decyzji jest, pieknie sie kryla, alkohol ja zdradzil na wspolnej imprezie, jak popila i zobaczyla, ze mam ja gdzies to skonczylo sie jej upiciem, lzami i wylewaniem zalu przyjaciolce, ktora pozniej mi powiedziala, ze powinienem z nia pogadac, bo ona w glebi duszy teskni, ale ego jej nie pozwoli wykonac ruchu pierwszej - olalem calkowicie ja, bo albo ktos chce i cos robi, albo nie i juz, tu warto miec szacunek do swojej osoby, a nie byc na kazde zawolanie i wyciagniecie reki.(...)

To zadziwiające, jak ciężko przyznać się przed samym sobą i przed innymi, do tego co tak naprawdę czujemy. Niektórzy czują się tak "ważni", że nie potrafią się ani przyznać do błędu ani wyciągnąć ręki na zgodę, kiedy powinni.

442 Ostatnio edytowany przez Wituś (2021-03-22 11:47:07)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

To już nie jest ważne co ona czuje, mimo tego co mówicie jestem pewny w 100% że sobie daje radę dużo lepiej. Z resztą tak jak mówię, jakie to ma znaczenie.

Problem oczywiście tkwi we mnie, teraz z kolei wyszukuję w internecie coachingowe pierdzielenie o tym jak być bardziej spontanicznym. Powiedziała mi na odchodne że może to wina tego roku, ale jej tego brakuje. Zawsze nie tyle co śmiałem się z tego co podchodziłem z dużym dystansem do tego typu "samorozwoju", ale chyba muszę przestać bo im więcej tego typu rzeczy czytam tym bardziej się dołuję jaki jestem do dupy.

Niby nie mówiła wprost, ale powinienem sobie po tej rozmowie rok temu i tej całej akcji z tym że nie chciałem sobie z nią zrobić fotki po imprezie dać mi do zrozumienia że powinienem się zmienić, być bardziej wyluzowany i spontaniczny. Teraz mam tyle pomysłów na to co moglibyśmy robić w wolnym czasie, gdzieś pojechać, jakieś pierdoły mam w głowie typu zostawienie kartki z napisem "dzień dobry" kiedy u niej nocowałem i szedłem wcześniej na staż, mnóstwo. Teraz, kiedy już na to za późno... Niby mogę sobie mówić, że nie zauważam tego typu rzeczy które robiłem spontanicznie, ale nie wystarcza. Tak samo z tym, że jeśli to było tak ważne, dlaczego wprost o tym nie powiedziała.

Dlatego winię siebie za to, że zawiniła komunikacja. Bo to przecież nie ja miałem problem z nią tylko ona ze mną. Wydaje mi się, że to wszystko dałoby się naprawić, z drugiej strony mam wyrzuty że nie potrafiłem sam się domyślić i po tej jednej rozmowie przez pieprzonego messengera rok temu źle wszystko zrozumiałem...

To zadziwiające, jak ciężko przyznać się przed samym sobą i przed innymi, do tego co tak naprawdę czujemy. Niektórzy czują się tak "ważni", że nie potrafią się ani przyznać do błędu ani wyciągnąć ręki na zgodę, kiedy powinni.

Ja nigdy z tym problemu nie miałem, mam już takie łagodne w tym temacie usposobienie że (jak widać w tym przypadku związku) robię to zbyt często w bliskich relacjach. A potem wychodzę na słabego.

Swoją drogą czytając o spontaniczności doszedłem do wniosku że miałem zły pogląd na to czym naprawdę spontaniczność jest. To nie jest robienie głupot i nieprzemyślanch rzeczy tylko po prostu bycie szczerym z samym sobą i z otoczeniem, bycie naturalnym. Wiadomo że to się łączy ale nie do końca jest tym samym. No i jak patrzę na tą definicję to wychodziłoby że jestem spontaniczny, niezła ironia. I jak bardzo się kłóci z obrazem tego, że chciała, wręcz wymagała żebym był spontaniczny, a tak naprawdę najwidoczniej nigdy mnie nie akceptowała takim jakim jestem. Tu jest pies pogrzebany, akceptacja samego siebie a samorozwój i zmiana charakteru, gdzie jest granica. Gubię się już w tym zasranym życiu...

Zmien w glowie swoje priorytety, czy ona jest definicja Twojego calego szczescia w zyciu? Zanim ja poznales byles szczesliwy w zyciu nie raz, wiec na to pytanie sam sobie odpowiedz czy ona jest wyznacznikiem szczescia. Wiec jakie to zaprzepraszczenie szansy?

Widzisz, tak już jest że w mojej edukacji przez lata otaczałem się głównie kobietami, wiem jakie są. Obrabianie dupy innym, materializm wylewający się litrami, tapeciarstwo, rozbujane ego, krzykliwość, wykłócanie się o każdą pierdołę na porządku dziennym, niekoniecznie w tej kolejności. Długo by jeszcze wymieniać te cechy, już nie mówiąc po prostu o inteligencji czy życiowym ogarnięciu. Ona była inna, jest z resztą. To tak bardzo mi imponowało. A zwłaszcza kontrast do mojej toksycznej matki, która ciągle krzyczy i obraża się, potrafiąc burmuszyć się o każdą pierdołę. Nie znam drugiej takiej dziewczyny, tak bardzo normalnej a jednocześnie wyjątkowej. Fakt, że nie jestem osobą która dobrze i łatwo nawiązuje bliskie kontakty, ale znam kobiet mnóstwo. I to jest ta zaprzepaszczona szansa, na kogoś kto jest normalny w tym dzisiejszym zwariowanym świecie. Ale wychodzi na to, że na nią po prostu nie zasługuję, godzę się z tym z dnia na dzień. Zwłaszcza że sama mi powiedziała o tym, że czasami potrafiłem gdzieś przenieść emocje z czegoś co mnie wkurzyło na rozmowę z nią, że nie byłem super happy. Cechy które ceniłem w niej nie do końca sam posiadam, hipokryzja z mojej strony.  I to tez sprawia to paskudne uczucie bycia gorszym.

443

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Nie ma sensu, żebyś przypisywał wyłącznie sobie winę za to, co Cię spotkało. Ona zapewne oczekiwała od Ciebie wielu rzeczy, chciała, żebyś był taki a nie inny, ale zapomniała tez o swoim wkładzie w ten związek. Zapewne nie widzi w tym, co się stało ani trochę swojej winy, bo myśli przede wszystkim o sobie. Ty też pomyśl o sobie i dla swojego dobra nie zdręczaj się po prostu tym, że trafiłeś na kogoś, od kogo się różnisz. Nie jestes gorszy, tylko jestes po prostu sobą, Nikt nie powinien Cię zmieniać, tylko Ty sam siebie zgodnie ze swoją wolą.

444

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Wituś spoko majonez.

Rozumiem Cię, ale naprawdę wybij sobie z głowy myśli o byciu gorszym. Inny naprawdę nie znaczy gorszy. Przede wszystkim powoli. Samo życie to nie wyścig, a już na pewno nie ścigaj się z byłą...

Jaki jest sens biczować się za to co zrobiłeś, czego nie zrobiłeś? Byłeś sobą. Nie da się na dłuższą mętę grać kogoś innego. Nie ma ludzi lepszych i gorszych, serio nie ma czegoś takiego.

Ktoś tu pisał, że dołki są normalne. I są. I trzeba je przeczekać.

Wiesz co zawsze się radzi w Twojej sytuacji? Skup się na sobie. I to wcale nie znaczy wspinaczki na K2. Nie znaczy to robienia oszałamiającej kariery.

Jak wiesz, jestem w trochę podobnej sytuacji co Ty, aczkolwiek małymi kroczkami robię rzeczy dla siebie i to pomaga.

Może wyznacz sobie jakieś cele, choćby nawet nie były trudne do osiągnięcia. Wtedy jak już je osiągniesz, od razu pojawi się satysfakcja.

W każdym razie piszesz całkiem sensownie. Wszyscy na forum to widzimy, więc nie jest z Tobą wcale tak źle kolego ;-)

PS - Mi pomaga też wk..w. Np jak łapie mnie dołek, że żona odeszła, przypominam sobie jak bardzo mnie zawiodła i od razu lepiej smile

445 Ostatnio edytowany przez Wituś (2021-03-22 17:17:34)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Na wstępie bardzo dziękuję za wsparcie, naprawdę doceniam.

Nikt nie powinien Cię zmieniać, tylko Ty sam siebie zgodnie ze swoją wolą.

No z tym, że ja chciałem się zmieniać, dalej chcę z resztą. Ta mistyczna już rozmowa rok temu, że muszę się zmienić, a jak zapytałem to dlaczego mówisz o tym dopiero po ponad roku bycia w związku i tylu lat wspólnej znajomości i że to nie jest tak, że się zmieniłem na gorsze tylko zawsze taki byłem, to otrzymałem pytanie "Aha, czyli to znaczy że będziesz taki na zawsze?" Ale i tak źle to wszystko zrozumiałem bo to było w afekcie kolejnej awantury w moim domu i miałem już dość, dlatego po prostu myślałem, że ma dość mojego narzekania a nie mojego stylu bycia o czym dopiero po rozstaniu i naciskaniu się dowiedziałem. Z tym, że jej odejście i obecna sytuacja zrobiła w mojej zmianie ogromną pauzę wręcz regres, nie mam ochoty za bardzo z nikim się spotykać, nie ma za bardzo nawet z kim, odbyłem jedno spotkanie z wspólnymi znajomymi bo praktycznie tylko takich mam. Zbyt wiele kręciło się wokół "nas", wtedy myślałem że to fajnie, że skończymy studia i będziemy się spotykać w takim gronie wspólnych znajomych, wspaniała perspektywa, zwłaszcza że właśnie ci o których wcześniej wspomniałem się przeprowadzili do mojego miasta. Teraz nie wyobrażam sobie z nią być na takiej większej imprezie i w przyszłości raczej też nie. To chyba będzie tak jak z moją poprzednią byłą, dopóki nie zaangażuję się w inny związek (chociaż o tym oczywiście nie myślę a nawet nie widzę siebie w nim) nie zoobojętnieje mi. Może nawet nigdy, bo to też biorę pod uwagę.

Każdy chyba chciałby być bardziej żywiołowy uśmiechnięty wyluzowany i mieć wszystko gdzieś, ja czasami mam po prostu taką wewnętrzną barierę przed własnym szczęściem, chociażby te fotki które znowu wspomnę. Ja już wtedy miałem wątpliwości, że to się uda, ale skoro nie mówiła mi że coś jest złego to skąd miałem wiedzieć. Po drodze mieliśmy jeszcze wesele z którego była zadowolona, kilka imprez ze znajomymi na których się super bawiliśmy, no ale znowu mieszkałem w domu i coś tam zawsze mogłem powiedzieć nie tak.

Chociaż z drugiej strony budzi się we mnie bunt że przecież to nie jest tak że tylko ja dla niej jestem w związku tylko ona dla mnie też, z tym że outcome tego wszystkiego jest taki że znowu jestem sam.

Cholera brakuje mi tych wszystkich chwil z tych kilku lat na studiach, takich właśnie spotkań ze znajomymi do rana, robienia głupot, po prostu bycia szczęśliwym. A ja tkwię tak już trzeci miesiąc na niczym a perspektywa przyszłości wcale nie wygląda lepiej. A nawet jak jechałem sobie dzisiaj samochodem i chciałem sobie pośpiewać do radia to od razu uderzyło mnie to, że czego nie robiłem tego wcześniej, na pewno by się jej to spodobało. No i że chciałoby się czymś pochwalić, podzielić a biorę telefon do ręki i uświadamiam sobie, że nie mam do kogo. Strasznie za nią tęsknię.

PS - Mi pomaga też wk..w. Np jak łapie mnie dołek, że żona odeszła, przypominam sobie jak bardzo mnie zawiodła i od razu lepiej smile

Chciałbym, z tym że ja nigdy się na nią nie potrafiłem gniewać. Teraz tym bardziej bo to nie ona zawiodła mnie, to ja zawiodłem ją.

446

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?
Wituś napisał/a:

Na wstępie bardzo dziękuję za wsparcie, naprawdę doceniam.

Nikt nie powinien Cię zmieniać, tylko Ty sam siebie zgodnie ze swoją wolą.

No z tym, że ja chciałem się zmieniać, dalej chcę z resztą. Ta mistyczna już rozmowa rok temu, że muszę się zmienić, a jak zapytałem to dlaczego mówisz o tym dopiero po ponad roku bycia w związku i tylu lat wspólnej znajomości i że to nie jest tak, że się zmieniłem na gorsze tylko zawsze taki byłem, to otrzymałem pytanie "Aha, czyli to znaczy że będziesz taki na zawsze?" Ale i tak źle to wszystko zrozumiałem bo to było w afekcie kolejnej awantury w moim domu i miałem już dość, dlatego po prostu myślałem, że ma dość mojego narzekania a nie mojego stylu bycia o czym dopiero po rozstaniu i naciskaniu się dowiedziałem. Z tym, że jej odejście i obecna sytuacja zrobiła w mojej zmianie ogromną pauzę wręcz regres, nie mam ochoty za bardzo z nikim się spotykać, nie ma za bardzo nawet z kim, odbyłem jedno spotkanie z wspólnymi znajomymi bo praktycznie tylko takich mam. Zbyt wiele kręciło się wokół "nas", wtedy myślałem że to fajnie, że skończymy studia i będziemy się spotykać w takim gronie wspólnych znajomych, wspaniała perspektywa, zwłaszcza że właśnie ci o których wcześniej wspomniałem się przeprowadzili do mojego miasta. Teraz nie wyobrażam sobie z nią być na takiej większej imprezie i w przyszłości raczej też nie. To chyba będzie tak jak z moją poprzednią byłą, dopóki nie zaangażuję się w inny związek (chociaż o tym oczywiście nie myślę a nawet nie widzę siebie w nim) nie zoobojętnieje mi. Może nawet nigdy, bo to też biorę pod uwagę.

Każdy chyba chciałby być bardziej żywiołowy uśmiechnięty wyluzowany i mieć wszystko gdzieś, ja czasami mam po prostu taką wewnętrzną barierę przed własnym szczęściem, chociażby te fotki które znowu wspomnę. Ja już wtedy miałem wątpliwości, że to się uda, ale skoro nie mówiła mi że coś jest złego to skąd miałem wiedzieć. Po drodze mieliśmy jeszcze wesele z którego była zadowolona, kilka imprez ze znajomymi na których się super bawiliśmy, no ale znowu mieszkałem w domu i coś tam zawsze mogłem powiedzieć nie tak.

Chociaż z drugiej strony budzi się we mnie bunt że przecież to nie jest tak że tylko ja dla niej jestem w związku tylko ona dla mnie też, z tym że outcome tego wszystkiego jest taki że znowu jestem sam.

Cholera brakuje mi tych wszystkich chwil z tych kilku lat na studiach, takich właśnie spotkań ze znajomymi do rana, robienia głupot, po prostu bycia szczęśliwym. A ja tkwię tak już trzeci miesiąc na niczym a perspektywa przyszłości wcale nie wygląda lepiej. A nawet jak jechałem sobie dzisiaj samochodem i chciałem sobie pośpiewać do radia to od razu uderzyło mnie to, że czego nie robiłem tego wcześniej, na pewno by się jej to spodobało. No i że chciałoby się czymś pochwalić, podzielić a biorę telefon do ręki i uświadamiam sobie, że nie mam do kogo. Strasznie za nią tęsknię.

PS - Mi pomaga też wk..w. Np jak łapie mnie dołek, że żona odeszła, przypominam sobie jak bardzo mnie zawiodła i od razu lepiej smile

Chciałbym, z tym że ja nigdy się na nią nie potrafiłem gniewać. Teraz tym bardziej bo to nie ona zawiodła mnie, to ja zawiodłem ją.

Prawie 3 miesiace minely kiedy pojawiles sie na forum ze swoim problemem i jest gorzej niz na samym poczatku. Ciagle tylko ona, ona i ona. Gdzie ty jestes, twoje potrzeby, twoje zachcianki, twoje hobby, twoje przyjemnosci? Ciagle tylko jojczysz o tej jedynej, ktora nawet nie pamieta, ze istniejesz. Takie cudo z niej bylo, taki dimencik, takie dzielo sztuki, a tak cię kopnęła w dupę! Chyba jednak nie jeat taka wspaniała jak ci sie teraz wydaje. Stan przed lustrem, powiedz, ze to koniec i zacznij funkcjonowac jakby to byl koniec. Ciagle rozpamietywanie przyczynia sie do coraz gorszej formy psychicznej.

447

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Jeszcze wiele kobiet na swej drodze poznasz, a to, ze trafila sie jedna w wieku 24 lat bardziej ogarnieta nie oznacza, ze jest wyjatkowa ponad wszystko. Bedziesz kilka lat starszy to zobaczysz. Tym bardziej zaczniesz dostrzegac wiecej kobiet niz dziewczynek w swoim otoczeniu.

Raczej powatpiewam, ze jest taka cudowna i nadludzka, ze nie ma drugiej takiej, pozwol ze sie zasmieje “hahaha”, bo tak samo zareagujesz za jakis czas jak troche dystansu i doswiadczenia oraz po poznaniu innych kobiet nabierzesz.
Zacznij zyc swoim zyciem, a nie zastanawianiem sie wiecznie co zje..les, byles soba. Najgorsze co mozna sobie zrobic to zmienic sie pod kogos, albo bo ktos tak chcial, oczywiscie nie mowie o skrajnych przypadkach jak np problem z alkoholem, ale jakas wylewnosc, spontanicznosc, granie na gitarze pod balkonem w blasku Ksiezyca piesni romantyczne. Znajdzie sie taka, co doceni to jakim jestes. No tak, brak spontanicznosci i luzu to powod do tego zeby wszystko przekreslic, masz racje, dojrzalosc na najwyzszym poziomie, a idac dalej - pieprzyk na czole to aseksualnosc w pelnej okazalosci.. doprawdy..

Zacznij dzialac, a nie ogladac tylko filmy motywacyjne. Od samego ogladania treningow fitness online waga nie spada.

448 Ostatnio edytowany przez Wituś (2021-03-23 13:11:51)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Żeby tylko jeszcze o brak spontaniczności chodziło to by było łatwiej. Pokłóciliśmy się kilka dni przed rozstaniem o to że się nie wystarczająco interesuję szczepieniami (chyba) bo jej "zaproszenie do rozmowy" wyglądało tak: no to może byś się bardziej zainteresował". Nie brzmi jak zaproszenie. I tak jakbym nie chciał się zaszczepić a powtarzałem nieraz że chcę się zaszczepić tylko chcę poczekać i zobaczyć czy ludzie mają działania niepożądane, poza tym sama się jeszcze wtedy nie zapisała. Wyszła ustawa o naszym zawodzie o której nawet jakoś wtedy nie wiedziałem, tak się składa że brakuje mi teraz rozmów z nią na tematy stricte o pracy, ona się tym jakoś bardziej interesowała.

Tu jest pies pogrzebany, zaczynam czuć że ja nie wiem co tak naprawdę robię w życiu, całkiem mnie ta sytuacja rozwaliła na drobne. Nie wiem, może ja mam osobowość zależną i nie potrafię samemu funkcjonować. Bo jak sobie przejechałem swoje życie z góry na dół to chyba to że teraz podejmuję decyzje w małym albo bez wpływu innych najbardziej mnie przytłacza. Chociaż z drugiej strony jak o tym czytałem asertywność to moja mocna strona i kłóci mi się to bardzo, reszta pasuje. I przyczyna w postaci autorytarnej i lekko nadopiekuńczej matki.

A to wszystko jeszcze bardziej potęguje poczucie winy, że nie rozpoznałem tego wcześniej, nie zastanowiłem się nad swoim życiem w ten sposób mimo że poprzednie rozstanie przechodziłem podobnie. To by wszystko nawet wyjaśniało czego wybieram sobie takie dziewczyny a nie inne. Chociaż z tą silną potrzebą opieki i miłości ze strony innych to też nie pasuje no i sam już nie wiem.

Edit. Zabawne jak tu było poruszane, że to ona jest zaburzona czy tam ma jakieś problemy a im dalej w wątek tym więcej problemów widzę w samym sobie. To jest ta zmarnowana szansa o której mówię.

449

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Za duzo rozkminiasz wszystko, po co? Bylo, skonczylo sie zycie toczy sie dalej. Skoro widzisz jak to na Ciebie wplywa, to moze czas postawic kreske, oddzielic przeszlosv i skupic sie na tym co jest tu i teraz, a nie w kolko rozkminiac jaka to byla wspaniala i tylko dobijac samego siebie, albo analizowac czy 14 kwietnia 2020 roku to Ty powiedziales to drugie slowo w zdaniu czy to jednak to, ze miales wlosy na lewy bok zaczesane, a nie do tylu jak zwykle. Po co?! Odetnij w koncu te rozkminy bo widac jak Cie to zamecza, a dam sobie palca uciac ze stalkujesz ja w mediach spolecznosciowych tak namietnie ze tym bardziej Ci ciezej sie od tego odciac.

450

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Nie wiem dlaczego to robię, ktoś tu mówił, że nie wyglądam na upośledzonego, ale może jednak? Tak jakbym myślał, że kiedy wykminię wszystkie swoje przewinienia a raczej cechy charakteru które nie są pożądane to czas się cofnie ona wróci i wszystko będzie spoko. Tylko tak nie będzie, ludzi bez wad nie ma, a już na pewno to nie ja. Z tym, że ja nie widzę wad u niej.

Ja jestem tylko głupim facetem, jaki miał ten związek przyszłość jak nie wiedziałem co robię nie tak, czego ona oczekuje ode mnie, jak miałem się tego wszystkiego domyślić. Gdybym wiedział na pewno przynajmniej bym wiedział na czym stoję. Nie wiem, może powinienem się domyślić, może nie nadaję się do budowania związków. Tylko jak ten związek miał się rozwijać.

A, no i akurat tu byś przysłowiowej  ku*** ręki nie miał, bo nie stalkuję, tak jak miesiąc temu kiedy pisałem tu posta zablokowałem ją na face tak jest on o tyle dobry dla mnie że nie pokazuje mi jej wcale.

451

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Informacje dostarczane z zewnatrz powoduja, ze powstaja mysli, ktore to pozniej generuja emocje, a emocje tworza zle samopoczucie, to zaniza samoocene itd i tak kolko sie kreci. Akcja - reakcja. Mi pomoglo, ze jedna z tych rzeczy odcialem i caly sznurek z koralikami sie posypal. Przestalem sprawdzac w mediach spolecznosciowych, pozniej gadac o eks ciagle w kolko, troche minelo czasu, skupilem sie na rzeczach innych w tym na sobie i na tym co mnie otacza i w 80% emocje, mysli itd z poczatku rozstania same zniknely. Moze ta droga tez i Tobie pomoze?

452 Ostatnio edytowany przez Wituś (2021-03-25 13:14:58)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Widzisz, tego do końca nie da się zrobić. Bo kończyliśmy jeden kierunek, wspomniałem już że jedną pracę będziemy wykonywać. Gdzie tu trzeba się teraz napocić i czytać, bo jest dużo niejasności i różnego typu rzeczy którymi ja się do tej pory nie interesowałem, ona wcześniej. To też mnie boli, że chyba starała się mi to wpoić żeby się zacząć interesować, ja chciałem to sobie zostawić właśnie na ten miesiąc kiedy jeszcze będę czekać na papiery z izby. Zbyt dużo mnie z nią łączy nie tylko emocjonalnie.

I tak jak czytam cokolwiek na temat przyszłej pracy to od razu kojarzy mi się z nią. Nie zawsze ale w większości przypadków. I znowu poczucie że jestem gorszy bo nie jestem do końca tak pewny tego zawodu ale już 5,5 lat "zmarnowanych" na studia i nie widzę niczego innego co chciałbym robić, mimo że na stażu było naprawdę fajnie i podobało mi sie, to byłem pod opieką mimo wszystko, nie byłem decyzyjny. A teraz po prostu momentami paraliżuje mnie strach że sobie nie poradzę. Staż to tylko chwila i słabo przygotowuje do pracy, nie mówię nawet o studiach. Po ostatniej rozmowie z nią to samo mówiła, że też się boi jak to będzie. Ale tu się różnimy, mnie takie rzeczy trochę paraliżuja, ją motywują do działania. Chociaż to ta cała sytuacja jest za to bardziej odpowiedzialna, wcześniej tak bardzo tego w sobie nie widziałem, chyba że po prostu brak jej osoby to uwidocznił. Muszę starać się nie porównywać, nie tylko do niej. Bo to już i tak nie ma sensu, za późno na jakieś zmiany dla niej, zawsze z resztą było a teraz tylko mi to ryje beret bo próbuję sobie coś udowodnić i to mnie niszczy.

No i to ten fakt, że nie interesuje mnie to tak bardzo obniża mi samoocenę. Tak, to jest koło które się kręci i nie jestem w stanie go zatrzymać, musiałbym chyba wyjechać, zmienić branżę na nie wiem sam nawet co. Czuję, że jestem osobą która jak ktoś mu nie powie co to nie zrobi bo nie widzi potrzeby albo sam nie wie jak zrobić, co zrobić. O i tak to jest. Brakuje mi tych rozmów które przeprowadzaliśmy na tematy pracy, z tym że wtedy bardziej na to co się działo w naszych miejscach stażu i jak nam minął dzień w pracy a teraz jest to niemożliwe... Nie wiem, może to było tak że ja ją eksploatowałem w tym kierunku, może stąd ta kłótnia o szczepienia wtedy. Może wszystko wyolbrzymiam, bo przecież muszę sobie poradzić, nie mam wyjścia. Tylko wtedy wszystko się wydawało łatwiejsze. I może tu jest pies pogrzebany. Tylko czemu tego nie mówiła.

Na marginesie, na przyszłość. Czy to jest normalne że chciałbym żeby druga osoba była ze mną szczera jeśli coś jej nie pasuje? Na spokojnie usiąść i pogadać że oczekuję tego i tego, nie pasuje mi to i to? Bo nie wiem, może ja chciałem za dużo.

Edit. I dlaczego skoro nie widzę przyszłości w tym wszystkim dalej codziennie pojawiają mi się projekcje wszystkich dobrych chwil i tęsknota za tym co było. Mimo że po prostu ja już nie wiem co to był za związek. Że nie mam zaufania, że ja już teraz wariuję bo ciągle myślę o tym czy coś zrobiłem dobrze czy nie, każdy swój ruch poddaję w zwątpienie. Tak by było gdyby wróciła. I o to za życie. Wiem, że jestem dobrym człowiekiem a tak mi zryła banię że totalnie nie wiem kim już jestem, kim być, co robić.

I jeszcze najlepsze, dzwoniono do mnie na szkolenie zbiorowe, już nawet mam wyznaczoną datę kiedy znowu będę musiał z nią być w jednym pomieszczeniu i to kilka godzin. Wspaniale.

453

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Jeśli ona dawała Ci odczuć(czy tez sam się tak czułeś), że jesteś w jakiś sposób "gorszy", to tylko źle świadczy o niej. Dzisiaj już tak jest, że "modelem" młodego, ambitnego człowieka jest osoba, która nie obawia się nikogo i niczego a pragnie wiecznie się doskonalić i pokonywać kolejne przeszkody. O ile w normalnych warunkach jest to wskazane, to mam wrażenie, że ludzie, którzy obierają taką ścieżkę pragną pokazywać wszystkim, że jedynie tak należy żyć. Twoja była wydaje się byc taką osobą. Natomiast nie masz powodu, aby tak myśleć. Jeśli w życiu mamy wątpliwości czy zachodzą stresujące sytuacje mamy prawo się wahać czy mieć obway, co dalej z nami będzie. Jesteś dalej niejako pod jej wpływem i musisz się z tego wyplątać.

454 Ostatnio edytowany przez Wituś (2021-03-25 15:17:16)

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Pod żadnym pozorem nie winiłbym jej za to. Ona chciała się rozwijać i mi nic do tego. To już mój problem że, bardzo możliwe że nie będę robić w życiu tego co mnie pasjonuje. Sam już nie wiem czy to wytwór faktycznie jej wpływu czy tylko moje nieogarniecie życiowe.

Jak sobie pomyśle co mi dały studia i jak przygotowały albo chociaż pokazały jak będzie wyglądać praca, boli mnie głowa.

Heh i znowu porównywanie się do innych. Jak to jest że wszyscy są tacy pewni drogi życiowej a ja nie. Chociaż to chyba też kwestia nastawienia, chcesz to robisz i w takim stopniu jak ci odpowiada a nie patrzysz co robią inni i co ci mówią. A ja tą presję czułem już jakiś czas temu. A co potem było wszyscy wiedzą. Bo to też nie jest tak że nie interesowałem się wcale, tutaj trzeba samodoksztalcania, ba nawet jest narzucane.

Ale może to wszystko tylko spowodowane moją huśtawka nastrojów i przesadzam. Pewnie za godzinę dwie pomyśle że to głupota. 
Szkoda tylko że mam wiele zainteresowań które nie da przełożyć się na nic produktywnego.

Może to wszystko dlatego że po prostu cenię sobie spokój a nie ciągły wyścig o to kto jest w czymś lepszym. Sam już nie wiem

455

Odp: Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Problem w tym, że każdy rozumie ten rozwój i satysfakcję inaczej smile Ona najwidoczniej widzi to jako wieczny wyścig i póbowanie nowych rzeczy, podejmowanie ryzyka itp. ALe nie ma prawa Tobie dawać odczuć że jesteś gorszy ani prawić Ci żadnych durnych morałów. Można żyć spokojnie i bez zbędnych fajerwerków, ale grunt, żeby znależć to, co się chce robić smile

Posty [ 391 do 455 z 473 ]

Strony Poprzednia 1 5 6 7 8 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Przejściowy kryzys czy definitywny koniec?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024