Romans, z którego chcę się wydostać. - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Romans, z którego chcę się wydostać.

Strony 1 2 3 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 1 do 65 z 164 ]

1 Ostatnio edytowany przez MotoBiedronka (2021-01-02 03:57:37)

Temat: Romans, z którego chcę się wydostać.

Długo, naprawdę długo zastanawiałam się czy tu napisać. W tym dziale, na tym forum jestem tą najgorszą, po najgorszej stronie mocy. Jestem, a raczej już byłam kochanką.
Zastanawiam się czego od forum oczekuję, co bym chciała usłyszeć, co bym chciała od Was przeczytać, czego potrzebuję. Zdaję sobie sprawę, że wyleje się tu na mnie wiadro pomyj, że będę biczowana z każdej strony, ale może potraktujecie mnie choć trochę łagodniej, bo postanowiłam sobie, że to koniec.
Byłam w romansie, długo, bardzo długo, za długo. Pokochałam człowieka z całego serca pomimo tego, że wiedziałam, że nie jestem jedyna. Wiedziałam, że w domu czekają na niego dzieci i ponoć oschła, bezuczuciowa żona.
Gdy Go poznałam byłam narzeczoną, nieszczęśliwą i sfrustrowaną, ale nadal narzeczoną. Ostatnie lata związku- to ja latałam z wywieszonym językiem, żeby zadowolić i zaspokoić wymagania królewicza. Nigdy nie byłam wystarczająco dobra, nigdy nie robiłam nic wystarczająco dobrze. Nigdy obiad nie był idealny, nigdy łazienka nie błyszczała tak, jak powinna, nigdy pranie nie było wyprasowane tak, jak tego wymagał, po prostu przestałam zasługiwać na jego uznanie.
Od początku związku zmagaliśmy się z problemem seksu. Ten temat zawsze powodował frustrację. Czułam, że nie jestem atrakcyjna, że nie jestem wystarczająco dobra, żeby mnie zechciał. Miałam wrażenie, że muszę sobie zasłużyć na to, żeby zechciał się ze mną przespać. Okrutnie poniżające. Byłam wtedy gówniarą, nie wiedziałam, jak się zachować, co robić. Były prośby, groźby, szantaże, rozmowy, fochy, płacze i nigdy nie skutkowało to na dłużej. Rozstawaliśmy się i schodziliśmy, z różnych powodów, ale kłótnie niestety wynikały z braku bliskości, co powodowało problemy na innych płaszczyznach. Odważyliśmy się na wspólny wyjazd za granicę do pracy, to nas zjednoczyło, może nie było seksu kilka razy w miesiącu, ale zaczęliśmy się dogadywać. Wmawiałam sobie, że seks nie jest taki istotny, najważniejsze, że się dogadujemy. Wróciliśmy do Polski, on się oświadczył i tak żyliśmy. Po kupnie mieszkania wszystko wróciło do starej normy. Brak zrozumienia, brak bliskości, brak rozmów. I tak nasz związek zaczął się staczać, znów się rozchodziliśmy i wracaliśmy. Zawsze z mojej inicjatywy, zawsze z mojej walki o niego. (Naprawdę nie wiem co mnie tak ciągnęło..). Schemat od lat był ten sam. Cmok w usta rano, rozjezdzalismy się do swoich prac, powrót, zajmowanie się obiadem, domem, a potem do momentu położenia się spać - TV. Całowaliśmy się tylko na dobranoc, po latach, gdzie tych pocałunków nie było w ogóle, tylko na dobranoc stało się to całkowicie mechaniczne, bez jakichkolwiek emocji czy uczuć. Takie odhaczone - można iść spać. Nie sprawiało to żadnej przyjemności. Wiele razy kładłam się do łóżka z płaczem, że poraz kolejny nie chce mnie dotknąć, moja samoocena spadała na dno. Nie pomagały rozmowy, próby naprawy z mojej strony..
Wtedy pojawił się On.
Romans zaczął się, jak większość historii tutaj. Praca, to ona skrzyżowała nasze drogi i pozwoliła się poznać. Najpierw zwykłe rozmowy, zero emocji, bliskości, fizyczności, nic tylko praca.
Pewnego dnia na imprezie firmowej on mnie zaczepił i zaczęliśmy rozmawiać. Mijały minuty, godziny, a my nie przestawaliśmy. Impreza skończyła się naszym przytulaniem, niby nic wielkiego, ale dużo to dla mnie znaczyło, po latach chłodu i braku bliskości.
Po imprezie wróciłam do domu i żyłam, jak dawniej.
Z Nim dalej się widywałam w pracy, zaczęliśmy ze sobą pisać, nie było w tych rozmowach podtekstów, intymności, po prostu zwykłe rozmowy dwójki znajomych. Spotkaliśmy się po pracy raz, drugi, trzeci i tak się zaczęło. Stawaliśmy się dla siebie coraz bliżsi, połączyły nas te same "problemy" w naszych związkach, różnił się tylko nasz staż i to, że ja nie miałam dzieci.
Ja przestałam żyć, jak dawniej. Bo miałam już dość kanapowego życia, o czym mówiłam swojemu partnerowi milion razy. Zapisałam się na siłownię, rzuciłam palenie, zaczęłam o siebie bardziej dbać, spotykałam się ze znajomymi, odwiedzałam rodziców, chodziłam na imprezy. Trochę odżyłam.
A On opowiadał mi o swoim życiu, o podobieństwach naszych związków, żeby ustrzec mnie przed tym, w czym on tkwi od lat. Stał się moim przyjacielem. Był człowiekiem, który dodawał mi skrzydeł.
W końcu doszło do zdrady, co było pewnie nieuniknione w takiej relacji. Niedługo po tym rozstałam się ze swoim narzeczonym definitywnie. Pierwszy raz poczułam ulgę, czułam, że postępuję właściwie i to najlepsza decyzja, jaką mogłam podjąć. I pierwszy raz zrobiłam to ja. A On był cały czas obok, dopingował mnie w tym.
W jakiś sposób zmieniłam swoje życie, uwierzyłam w siebie, uwierzyłam, że mogę coś znaczyć, że mogę się podobać, że mogę być ważna. Zmieniłam pracę, zaczęłam upragnione studia, które w narzeczeństwie przerwałam. Podjęłam się nauki języka obcego, cały czas mając obok swojego kochanka.
Po jakimś czasie euforia z tej relacji gasła, przestała być wystarczająca. Zakochałam się, chciałam czegoś więcej, co pewnie było naturalną rzeczą. Z jego ust również padały wyznania miłości, ale się wahał, a ja cały czas naciskałam. Był dla mnie wszystkim, czułam się przy nim najlepszą wersją siebie, nie chciałam go stracić, ale nie chciałam dłużej się nim dzielić, nie satysfakcjonowało mnie już takie życie. A skoro żona taka zła, głupia, oschła, to myślałam, że wybór nie będzie trudny. Jakże się pomyliłam..
Nie wybrał mnie, wybrał żonę. Byłam zrozpaczona, próbowałam odejść, ale był, jak narkotyk. Z nim źle, ale bez niego jeszcze gorzej. Powtórzył się schemat z moim byłym. Rozstawaliśmy się i wracaliśmy. Obie rzeczy zawsze były z mojej inicjatywy. Zarówno rozstanie, jak i powrót. Z każdym dniem coraz gorzej znosiłam bycie drugą, były coraz częstsze awantury, kłótnie o byle co i ciche dni. Próbowałam to ratować, próbowałam go przekonywać, że jestem lepszym wyborem, ale zawsze słyszałam, że nie dam mu gwarancji, że nasze życie nie będzie wyglądało tak, jak teraz, że przestaniemy się w końcu kłócić i żreć o wszystko. Nie macie pojęcia, jakie to okrutne uczucie być wystarczająca na kochankę, ale na partnerkę już nie. Te myśli mnie wykańczały, każdy nawet najmniejszy jego gest w stronę żony kończył się moim atakiem. Nie rozumiał, że to wszystko przez siedząca we mnie frustrację i bezsilność, że ktoś kogo kocham nie potrafi mnie wybrać, pomimo tego, że to ponoć zło wcielone. Kłótnie przybierały na sile, aż w końcu powiedziałam STOP. Wyznaczyłam termin rozstania, powiedziałam, że nie mam już więcej siły walczyć. Oboje byliśmy już sobą zmęczeni, oboje mieliśmy dość tych kłótni, ja już nie wytrzymywałam tego, że to nie do mnie wraca, to nie koło mnie się kładzie, pomimo tego, że mówi, że kocha. Skończyliśmy to wszystko przez kolejną kłótnię, ale rozeszliśmy się w zgodzie. Pożegnaliśmy się.
I teraz pytanie, jak w tym wytrwać, żeby to nie była kolejna burza, po której wyjdzie słońce. Z jednej strony cholernie za nim tęsknię, a z drugiej czuję jakąś ulgę. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że znów się stałam tą niezasługującą na wszystko. Znów się prosiłam, ganiałam, błagałam.. powtórzył się schemat poprzedniej relacji, może w innej formie, na innej płaszczyźnie, ale to znów ja płaszczyłam się przed mężczyzną, żeby mnie chciał.
W końcu czułam się kochana, doceniana, ale wiem, że to było cholernie złudne.
Jestem zmęczona takim życiem. Zmęczona ukrywaniem się przed wszystkimi, zmęczona okłamywaniem innych, zmęczona udawaniem, zmęczona brakiem stabilizacji.

Edit : oczywiście powodem nie jest brak gwarancji, że przestaniemy się kłócić. Nie może odejść od żony ze względu na dzieci. Nie chce ich skrzywdzić, bo ponoć są bardzo emocjonalne i słabe psychicznie. Brak gwarancji, to tylko kolejny argument

Zobacz podobne tematy :

2 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2021-01-02 09:49:37)

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.

Rozumiem dlaczego weszłaś w romans. Ale niestety od momentu gdy wasze oczekiwania co do relacji się rozbiegly  nie ma to sensu i to w Twoim a nie kochanka interesie jest się trzymać  z daleka.
TY chcesz związku rodziny bycia razem. On inaczej to widzi więc jego małżeństwo przede wszystkim nie jest tak martwe jak Ci się wydaje. Tylko z powodu samych dzieci mężczyźni nie zostają  w małżeństwie. Co nie znaczy że zostałaś wykorzystana jako zabawka czy coś  w tym stylu, bo pewnie zaraz się tu pojawią takie wypowiedzi.
Jeżeli w relacji było Ci dobrze masz wzornik..
wiesz czego szukać w mężczyznach. Wolnych.
Nie będą oni NIM..Ale będzie nagrodą  własną rodzina, wspólne poranki chodzenie  na imprezy do znajomych z nim, do dowolnej knajpki gdzie zobaczy Was całe miasto i nikt nie doniesie żonie. Razem pojedziecie na wakacje. No i żadna żoną nie będzie myślała o Tobie źle
Wiem że Ci ciężko  ale on się zadeklarował wyraźnie i bez niedomówień.

3

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.

Cóż, wina ewidentnie jest po Twojej stronie. To Ty, a nie ktoś inny, podejmowałaś takie a nie inne decyzje. To Ty tworzyłaś toksyczne, chore związki.
W związku z powyższym udaj się biegusiem na psychoterapię (przynajmniej roczną) aby uleczyć SIEBIE. Bo inaczej będziesz miała niekończącą się opowieść.
Zajmij się SOBĄ. a nie innymi.
Czyli psycholog, a dopiero długo później wszystko inne.

4

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.

Typowy przykład wampira emocjonalnego.

5

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.
prego napisał/a:

Typowy przykład wampira emocjonalnego.

Rozwiniesz?

6

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.

Autorko... widzisz jak bardzo jesteś wyniszczona przez te relacje? Jedyne co możesz teraz zrobić to skupić się na sobie. Ogarnosc swoje emocje, swoje wnętrze. Terapia jest dobrym pomysłem. Jesteś wzburzona, załamana, moze wyciszenie się... pomoże. Nowy rok to dobry moment, żeby wszystko zacząć od nowa i zawalczyć od siebie. Jeśli nie polubisz/pokochasz siebie będziesz wybierac właśnie takich mężczyzn jak w przeszłości. Poznanie siebie umożliwi Ci lepsze decyzje smile

7

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.
Stella_ napisał/a:
prego napisał/a:

Typowy przykład wampira emocjonalnego.

Rozwiniesz?

Dużo by pisać. Wpisz hasło w wujka gogle. smile

8 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2021-01-02 11:19:58)

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.

Raczej wybrała 2 różnych mężczyzn.
Przy narzeczonym na wszystko trzeba było sobie zasłużyć, przy kochanku rozwinęła skrzydła.
Zabrakło jej natomiast trzeźwej oceny sytuacji co może a co nie uzyskać w danym układzie czyli trzeźwego spojrzenia na partnera.
Terapia? Pewnie nie zaszkodzi ale schematu tu nie widzę. 
Na ten moment chyba te 500 miesięcznie wolałabym wydać  na podniesienie kwalifikacji zawodowych podnieść  bo ciężkie czasy idą.
Problem widzę  u autorki w frustracji jaką  wyraża gdy nie dostaje tego czego chce i w nieumiejętności przekazywania asertywnie swoich potrzeb by w relacjach z ludźmi nie robić awantur wymuszeń i doskonaleniu  słuchania innych. 
Proponuję  w tym kierunku się rozwijać.

Też nie wiem do czego wampir emocjonalny pasuje.
Narzeczony był raczej kochającym się Panem dla którego jego kobieta nigdy nie była wystarczająco dobra.
Kochanek nie był toksyczny tylko żonaty.
A ona przyparla go do muru i zaczęła zachowywać się jak żoną awanturujaca się ale to nie wampirzenie raczej.

Nie zgodzę  się że autorka jest wyniszczenia przez relacje. Raczej przez klapki na oczach i wypieranie faktow

9

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.
MotoBiedronka napisał/a:

Nie wybrał mnie, wybrał żonę. Byłam zrozpaczona, próbowałam odejść, ale był, jak narkotyk. Z nim źle, ale bez niego jeszcze gorzej. Powtórzył się schemat z moim byłym. Rozstawaliśmy się i wracaliśmy. Obie rzeczy zawsze były z mojej inicjatywy. Zarówno rozstanie, jak i powrót. Z każdym dniem coraz gorzej znosiłam bycie drugą, były coraz częstsze awantury, kłótnie o byle co i ciche dni. Próbowałam to ratować, próbowałam go przekonywać, że jestem lepszym wyborem, ale zawsze słyszałam, że nie dam mu gwarancji, że nasze życie nie będzie wyglądało tak, jak teraz, że przestaniemy się w końcu kłócić i żreć o wszystko. Nie macie pojęcia, jakie to okrutne uczucie być wystarczająca na kochankę, ale na partnerkę już nie. Te myśli mnie wykańczały, każdy nawet najmniejszy jego gest w stronę żony kończył się moim atakiem. Nie rozumiał, że to wszystko przez siedząca we mnie frustrację i bezsilność, że ktoś kogo kocham nie potrafi mnie wybrać, pomimo tego, że to ponoć zło wcielone. Kłótnie przybierały na sile, aż w końcu powiedziałam STOP. Wyznaczyłam termin rozstania, powiedziałam, że nie mam już więcej siły walczyć. Oboje byliśmy już sobą zmęczeni, oboje mieliśmy dość tych kłótni, ja już nie wytrzymywałam tego, że to nie do mnie wraca, to nie koło mnie się kładzie, pomimo tego, że mówi, że kocha. Skończyliśmy to wszystko przez kolejną kłótnię, ale rozeszliśmy się w zgodzie. Pożegnaliśmy się.
I teraz pytanie, jak w tym wytrwać, żeby to nie była kolejna burza, po której wyjdzie słońce. Z jednej strony cholernie za nim tęsknię, a z drugiej czuję jakąś ulgę. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że znów się stałam tą niezasługującą na wszystko. Znów się prosiłam, ganiałam, błagałam.. powtórzył się schemat poprzedniej relacji, może w innej formie, na innej płaszczyźnie, ale to znów ja płaszczyłam się przed mężczyzną, żeby mnie chciał.
W końcu czułam się kochana, doceniana, ale wiem, że to było cholernie złudne.
Jestem zmęczona takim życiem. Zmęczona ukrywaniem się przed wszystkimi, zmęczona okłamywaniem innych, zmęczona udawaniem, zmęczona brakiem stabilizacji.

Skoro tyle już było rozstań i powrotów i nic to nie zmieniało,
skoro jesteś tym zmęczona,
skoro chcesz odejść

To ja bym po prostu proponowała przestać kierować się emocjami i zacząć kierować się rozumem. Weź odpowiedzialność za swoje życie. Chcesz odejść? To odejdź raz a porządnie, przestań z panem rozmawiać, przestań z nim pisać, kontaktować się i zacznij żyć dalej.
To naprawdę nie jest takie strasznie trudne, tylko trzeba sobie uświadomić to, że nikt poza Tobą nie kieruje Twoim życiem. To są Twoje wybory. Chcesz poświęcić kolejne lata na niego, bo teraz tęsknisz?

10

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.

Piękny przykład na to, jak destrukcyjnie może się życie potoczyć, kiedy człowiek kieruje się w nim (prawie) wyłącznie emocjami. Zresztą oczekiwanie, że dostanie się zawsze to, czego się chce już jest powodem do niepokoju, czy to dla tego kogoś, czy tym bardziej dla partnera.
Awantury, wymuszenia, szantaż czy nakazy to zwykle najlepsza droga by tylko sytuację pogorszyć.

11

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.

Autorko zacznij od początku - przede wszystkim od analizy swojego pierwszego związku z narzeczonym, skup się co było źle, co mogliście zrobić aby to zmienić itp.
Potem przejdź dalej i zastanów się do czego doprowadziła Twoja frustracja, bo zrobiłaś dosłownie to samo.

A teraz zadbaj o siebie, jeżeli masz kontakt ze swoim kochankiem, zmień pracę zdala od niego, jeżeli postanowiłaś to zakończyć definitywnie to tak zrób!
Zero kontaktu, telefonów, maili itp. - wszystko skasuj, najlepiej to zmienić nr tel.
A potem zajmij się sobą, może pomyśl o wolnym - a ten czas wykorzystać na coś co sprawi Tobie przyjemność, spacery, sport - dobra książka itd.

Nie będzie na Ciebie pomyj, bo Ty już po części zrozumiałaś swój błąd. Teraz zapewne bardzo cierpisz, użalasz się nad sobą, pamiętaj, że taki stan nie będzie trwał wiecznie, kiedyś to przejdzie i będziesz silniejsza...
Najważniejsze to 3mać się planu, koniec z tym i pracujemy nad sobą !!!
A potem analiza przeszłości, żeby w przyszłości nie wpakować się w następne gów...

Zachowania kochanka nie będę oceniał, bo szkoda słów na takich typów! (Szkoda, że jego żona, nie dowiedziała się kogo ma pod swoim dachem)

12

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.

Zdecydowanie zgodzę się z tym, że piłka jest po mojej stronie, żeby raz na zawsze się rozstać. Jest mi ciężko, ale nie widzę tego w kategoriach - niemożliwe. Myślę, że porównanie do narkotyku jest najlepsze. Wiem o tym, że nic z tgeo nie będzie, że to mi nie służy, ale ciągnie, bo w jakiś sposób w jego ramionach czuję się bezpiecznie, czuję się pożądana. Nie jest to najlepsza droga w moim życiu, dlatego podjęłam decyzję o rozstaniu.
Oczywiście, dzieci nie są jedynym powodem, dla którego nie chce odejść, ale w ani jednym argumencie nie było tu wzmianki o żonie. Strach przed zmianą, strach przed tym co inni powiedzą, a chyba najwiekszy strach przed rodzicami i utratą stabilizacji finansowej i utrzymanie tego poziomu, na którym jest.
Nie nazwałbym się wampirem energetycznym, ale z całą pewnością niektóre moje zachowania są toksyczne. Tak, jak słusznie zauważyliście - mam problem z wyrażaniem tego co potrzebuję, gdy pierwsze rozmowy nie pomagają. Gdy spokojne rozmowy nie przynoszą skutku zaczynam innych prób, które, jak podkreślił bagiennik - działają wręcz odwrotnie.

Długo słyszałam od niego, że jeszcze się zastanawia, że jeszcze nie wie co robić, że mnie kocha, ale boi się o dzieci, o ich reakcje, że nie chce ich stracić, bał się co powiedzą rodzice, ale nadal o tym myślał, więc czekałam w zawieszeniu. Niszcząc tym samym siebie. Nie ufam mężczyznom, stałam się podejrzliwa, wszędzie dookoła widzę zdrady, nieszczęśliwe związki i stwierdzam, że na chwilę obecną nie jestem gotowa na żadną relacje, póki się jakoś nie podkładam.

13

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.
MotoBiedronka napisał/a:

Zdecydowanie zgodzę się z tym, że piłka jest po mojej stronie, żeby raz na zawsze się rozstać. Jest mi ciężko, ale nie widzę tego w kategoriach - niemożliwe. Myślę, że porównanie do narkotyku jest najlepsze. Wiem o tym, że nic z tgeo nie będzie, że to mi nie służy, ale ciągnie, bo w jakiś sposób w jego ramionach czuję się bezpiecznie, czuję się pożądana. Nie jest to najlepsza droga w moim życiu, dlatego podjęłam decyzję o rozstaniu.
Oczywiście, dzieci nie są jedynym powodem, dla którego nie chce odejść, ale w ani jednym argumencie nie było tu wzmianki o żonie. Strach przed zmianą, strach przed tym co inni powiedzą, a chyba najwiekszy strach przed rodzicami i utratą stabilizacji finansowej i utrzymanie tego poziomu, na którym jest.
Nie nazwałbym się wampirem energetycznym, ale z całą pewnością niektóre moje zachowania są toksyczne. Tak, jak słusznie zauważyliście - mam problem z wyrażaniem tego co potrzebuję, gdy pierwsze rozmowy nie pomagają. Gdy spokojne rozmowy nie przynoszą skutku zaczynam innych prób, które, jak podkreślił bagiennik - działają wręcz odwrotnie.

Długo słyszałam od niego, że jeszcze się zastanawia, że jeszcze nie wie co robić, że mnie kocha, ale boi się o dzieci, o ich reakcje, że nie chce ich stracić, bał się co powiedzą rodzice, ale nadal o tym myślał, więc czekałam w zawieszeniu. Niszcząc tym samym siebie. Nie ufam mężczyznom, stałam się podejrzliwa, wszędzie dookoła widzę zdrady, nieszczęśliwe związki i stwierdzam, że na chwilę obecną nie jestem gotowa na żadną relacje, póki się jakoś nie podkładam.

Sama dostrzegasz własne błędy, a to jest dużo - tylko pięknie mówić, a coś zrobić, to jest znaczna różnica?
Jak postanowiłaś to zakończyć - to tak zrób i nie cofaj się, bo nigdy nie wyjdziesz z tego gów...
Nie myśl już o nim, co by mogło się jeszcze wydarzyć - tego już NIE MA, to KONIEC !!!
Teraz czas zadbać o siebie, a z czasem zaufaj mi dojdziesz do tego, że on wcale nie był taki idealny i dobrze się stało, że tak się zakończyło!
To tylko kwestia czasu...

14

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.

Prawda jest taka, że do decyzji rozstania dorastałam od kilku miesięcy. Nie siedzę i nie płaczę, nie szlocham już w poduszkę, że to nie mnie wybrał. Nie łączy nas już praca, bo zmieniłam ją jakiś czas temu.
Jestem na tyle zmęczona tą relacją, tymi kłótniami, że nie mam już nawet ochoty na płacz. Czuję tęsknotę, ale to chyba normalne, w końcu romans ten można liczyć w latach.
Ciekawi mnie tylko czy w takiej sytuacji jest możliwa przyjaźń. Czy gdy obie strony "wyleczą" się z tej miłości, to czy można powrócić do sytuacji sprzed romansu.
Jest to człowiek, który z perspektywy czasu stał się dla mnie ważny, zna mnie, a ja znam jego. Stąd moje pytanie.
Czy jesteście w stanie polecić mi coś, oprócz terapii, żeby móc nad sobą popracować? Żeby słuchać, to co inni mają do przekazania i przyjmować to bez próby zmiany?
Mam ogromny problem z innym zdaniem niż moje. Ciężko przyjąć mi, że w tym wszystkim mimo wszystko ktoś może chcieć inaczej niż ja, wtedy zaczynam przekonywać, udowadniać, co jest totalnie bez sensu. Tylko, jak się tego nauczyć?

15

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.

Zaczelabym od pracy nas asertywnoscią . Kursów pewnie teraz nie ma ale może ktoś organizuje coś online. Jak nauczysz się panowania nad emocjami i jasnego wyrażania  myśli to już będzie krok milowy.

16

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.

Jakie to typowe i powtarzalne w tych romansach, chciałaś mieć wszystko dla siebie i pod siebie.
No i przekonałaś się na tym przykładzie ,że jednak nie masz na wszystko wpływu bo pokazali ci miejsce w szeregu.
Ty jeszcze chcesz zostać jego psiapsiółką bo on taki mimo wszystko fajny koleś, na kawki byś z nim polatała powspominać sobie czy porozmawiać o fajnych rzeczach. Może warto się skupić na sobie jednak i iść przez to życie dalej, tam realizować się i nie powielać tych starych błędów na przyszłość czyli poszukać faceta ( wolnego ) nie kanapowca nudnego i nie wdawać się już w romanse w pracy czy gdziekolwiek.

17 Ostatnio edytowany przez umajona (2021-01-02 13:21:08)

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.

Biedronko, naprawdę chcesz się z nim przyjaźnić?

Skoro on się tak strasznie boi, to niech da Ci znać, jak się przestanie bać. I jak się rozwiedzie.

Zasługujesz na bycie kochaną, a nie tylko "tą drugą". Naprawdę wystarcza Ci być "tą drugą"? Powiesz, że nie, ale jednak się zgadzałaś, bo od początku wiedziałaś, że jest żonaty... Dlaczego? (to pytanie, na które sama sobie powinnaś odpowiedzieć, ja nie oczekuję odpowiedzi)

18

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.

Po przeczytaniu kilkunastu historii tutaj muszę się zgodzić, że to typowe i powtarzalne. Zarówno moje zachowania, jak i Jego.
Każdy przeciera ten sam szlak, z tymi samymi zachowaniami, przekonaniami i oczekiwaniami. I tak, zostało mi pokazane miejsce w szeregu. Niestety dość boleśnie, ale musiało mi trochę zająć dojście do tego, że z niego nie wyjdę.

Nie wystarcza mi bycie tą drugą, zdecydowanie nie.
Pewnie moja historia nie jest żadną wyjątkową, nie ma w niej nic nadzwyczajnego, ale dla mnie ma swoją wartość.
Tak jak mówiłam, nie zaczęło się od romansu, nie zaczęło się od seksu, namiętności i bliskości.
Najpierw staliśmy się dla siebie bliscy na płaszczyźnie przyjaźni. Dopiero po jakimś czasie zbliżyliśmy się fizycznie.
Wiedziałam o żonie, ale nie czułam się drugą. Nie w tej formie rozpatrywałam naszą relację.
A gdy zaczęłam się tak czuć powiedziałam "sprawdzam". Chciałam pójść albo w lewo, albo w prawo. Nie mogłam już znieść tego, że jestem dobra na kochankę, ale na więcej już nie.
Dlatego po ogromnej walce, przede wszystkim z samą sobą powiedziałam KONIEC. Bo nie umiem już dłużej żyć w takiej formie.

A czy chciałabym się z nim przyjaźnić? Na chwilę obecną myślę, że tak. Ale na pewno nie czując to co czuję. Możliwe, że kiedy emocje opadną, uczucia się wyciszą, to stwierdzę, że to najgłupszy pomysł na świecie. Nie wiem, na razie czuję się pogubiona w tym wszystkim, ale z jasnym celem. Nie chcę dłużej być kochanką.

19

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.

"Przyjaźń" to ostatni, rozpaczliwy argument jakiego wiele osób w podobnej sytuacji kurczowo się trzyma.
To pretekst do zachowania kontaktu.
Przecież się przyjaźnimy, to jak się w takiej sytuacji nie odzywać?!

A czy naprawdę jesteś gotowa na przyjaźń? Na słuchanie o tym, co fajnego zrobiły jego dzieci? Że byli na super urlopie, że miał świetny seks z żoną? Jesteś gotowa na spokojne i przyjazne rozmowy o takich rzeczach?

20 Ostatnio edytowany przez (o_0) (2021-01-02 14:40:48)

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.

A czy chciałabym się z nim przyjaźnić? Na chwilę obecną myślę, że tak. Ale na pewno nie czując to co czuję. Możliwe, że kiedy emocje opadną, uczucia się wyciszą, to stwierdzę, że to najgłupszy pomysł na świecie. Nie wiem, na razie czuję się pogubiona w tym wszystkim, ale z jasnym celem. Nie chcę dłużej być kochanką.

Teraz pytanie brzmi czy on by chciał tak jak ty chcesz, czy zależało mu tylko na tej otoczce i tym czym robiliście , jako odskocznia w związku z jego żoną.
Może on nie jest taki sentymentalny jak ty jesteś bo to też takie powielane jest myślenie, mieć dobre relacje z byłym kochankiem, ex partnerem czy kimś z kim się coś tam robiło i was niby łączyło razem.
Żeby się nie okazało ,że znowu zostaniesz sprowadzona na ziemie z tymi swoimi wizjami.
Lepiej jakbyś jednak już stanęła na nogi i zajęła się tym swoim życiem skoro już wiesz na czym stoisz,a nie jakieś sentymentalne kawki.

Nawet sam twój temat mówi,a raczej jego tytuł sam za siebie, jeszcze się z tego nie wydostałaś tam w głowie ,a już wizje snute o dobrych relacjach.
Powiedziałaś A to zrób B najpierw, bo wiesz już na czym stoisz no i gdzie ci zostało pokazane to twoje miejsce w szeregu.

21 Ostatnio edytowany przez MotoBiedronka (2021-01-02 14:48:02)

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.

Nie wiem czy potrafiłabym ze spokojem słuchać o jego rodzinie, żonie. Ostatnie takie rozmowy kończyły się moimi docinkami. Chciałam, żeby mu też było źle, skoro i mi jest. Mało dojrzale, wiem.

Propozycja przyjaźni padła z jego strony, bo nasz "związek" nigdy nie opierał się na seksie, był dodatkiem, ale nigdy podstawą. Miałam problemy zdrowotne przez co nie było zbliżeń w ogóle. Nigdy z tego powodu nie robił problemu, nigdy mi tego nie wypominał, nadal wszystko było, jak było. Jeśli miałabym opisać naszą relację jednym słowem, to byłoby to : rozmowa. To była nasza najmocniejsza strona. Potrafiliśmy siedzieć i gadać godzinami nie patrząc na uciekający czas, nawet przy największych zgrzytach wychodziliśmy z nich przez to, że potrafiliśmy ze sobą rozmawiać. A tego nigdy nie miałam w swoich związkach, zawsze drugą stroną bagatelizowała, to co do niej mówiłam, albo w ogóle nie słuchała. Tu od początku moje słowa były ważne, od początku była rozmowa i wspólne wysłuchiwanie się. Pewnie dlatego tak daleko to zaszło, bo i u niego w związku jest taki brak.

22

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.

Jak nie będzie seksu a nadal będziecie intymnie rozmawiać  to nadal będzie romans.

23

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.
MotoBiedronka napisał/a:

Zdecydowanie zgodzę się z tym, że piłka jest po mojej stronie, żeby raz na zawsze się rozstać. Jest mi ciężko, ale nie widzę tego w kategoriach - niemożliwe. Myślę, że porównanie do narkotyku jest najlepsze. Wiem o tym, że nic z tgeo nie będzie, że to mi nie służy, ale ciągnie, bo w jakiś sposób w jego ramionach czuję się bezpiecznie, czuję się pożądana. Nie jest to najlepsza droga w moim życiu, dlatego podjęłam decyzję o rozstaniu.
Oczywiście, dzieci nie są jedynym powodem, dla którego nie chce odejść, ale w ani jednym argumencie nie było tu wzmianki o żonie. Strach przed zmianą, strach przed tym co inni powiedzą, a chyba najwiekszy strach przed rodzicami i utratą stabilizacji finansowej i utrzymanie tego poziomu, na którym jest.
Nie nazwałbym się wampirem energetycznym, ale z całą pewnością niektóre moje zachowania są toksyczne. Tak, jak słusznie zauważyliście - mam problem z wyrażaniem tego co potrzebuję, gdy pierwsze rozmowy nie pomagają. Gdy spokojne rozmowy nie przynoszą skutku zaczynam innych prób, które, jak podkreślił bagiennik - działają wręcz odwrotnie.

Długo słyszałam od niego, że jeszcze się zastanawia, że jeszcze nie wie co robić, że mnie kocha, ale boi się o dzieci, o ich reakcje, że nie chce ich stracić, bał się co powiedzą rodzice, ale nadal o tym myślał, więc czekałam w zawieszeniu. Niszcząc tym samym siebie. Nie ufam mężczyznom, stałam się podejrzliwa, wszędzie dookoła widzę zdrady, nieszczęśliwe związki i stwierdzam, że na chwilę obecną nie jestem gotowa na żadną relacje, póki się jakoś nie podkładam.

Moja droga, to już chyba zostało naukowo udowodnione, że romans dzieli na 3 etapy. Pierwszy, wiadomo euforia, drugi, kiedy zaczyna coś nie pasować bo żona itd., że chcemy mieć faceta dla siebie. Trzeci to walka o siebie, swoją godność. Ty dotarłaś do trzeciego.
Wiem, że to trudne ale jedyne co możesz zrobić to zadbać o siebie. Nie dla kogoś.

24

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.

Witaj Biedronko.
Jakiś czas temu pisałam tu swoj wątek. Ale zniknęłam z forum, miałam się nie odzywać, ale przeczytałam Twój wpis. Jak bym czytala o sobie.
Różniez miałam kochanka w pracy, też psychicznie już nie dałam rady. Odeszłam jak Ty z firmy...
Odchodzilam wracałam, poniżyłam się milion razy. Walczyłam jak głupia, kiedy moje argumenty nic nie dawały a on pisał nie czytam twoich książek... Przypomniałam mu kim był.
Wiesz co? Sam zaproponował przyjaźń. 3 tygodnie po odejściu z pracy czułam ulgę. Że nie ma romansu, ale została przyjaźń. On był dobry. Prawdziwy kumpel. Gadaliśmy często, nie spotykaliśmy się. Ale łączyła nas więź.. Do. Czasu.
Pisał skarbie ja jestem i będę zawsze, to co nas łączyło to wartość. Może pozostać bliskość, wsparcie itp.
G... Prawda.
O 21 wysłał mi dobranoc a o 23 że trzeba zająć się swoją rodziną.
Znów walczyłam jak on mógł. Sam proponował przyjaźń, wsparcie i odsunął się. Nie wiem czemu. Poprostu inny człowiek.
Robiłam wiele błędów. Pisałam do niego nawet gdy on milczał. Gdy czytał i olewał. Próbowałam przypomnieć mu jego słowa, mam nawet do tej pory zapisane wiadomości.
Jak obiecywał przyjaźń.
Teraz dla niego jestem nikim. W miesiąc po tym jak twierdził, że zawsze przy mnie będzie. Przyjaźń jest ważna.
Nadal nie rozumiem dlaczego zaczął mnie tak olewać. Wiesz? Mi nie brakowało romansu, sexu faceta. Brakowało mi człowieka, uśmiechu, pogadania, napisania. Dostałam w serce setke noży. Każde jego słowo to dla mnie nóż... A ja nadal walczyłam.
Gdzie teraz jestem? Straciłam wiarę w ludzi, w miłość w przyjaźń.
Zawiódł mnie i oszukał. Najbliższy mi człowiek. Tyle nas łączyło. Zawodowo prywatnie... Przez 3 lata. I nagle stałam się tak mało ważna. Jak bym nie istniała. To boli najgorzej.
Dziś już nie walczę. Widzę czasem na msg zielone światełko przy nim i serce zaczyna bić... Ale wiem że nie znaczę już nic.

Nie ma przyjaźni. Jak też w to wierzyłam.
Ja nadal nie umiem się uleczyć. Nadal czuje glod narkotykowy. Modle się oby przeszło.
Muszę. Dla swojego zdrowia, dla rodziny.
Modlę się żebym zapomniała o nim jak on o mnie.
Jeśli chcesz odezwij się na maila. Może razem będzie łatwiej.
Pozdrawiam.

25 Ostatnio edytowany przez MotoBiedronka (2021-01-02 16:34:21)

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.

Bezsilna, to ja ten czas kiedy płakałam, błagałam, prosiłam się o jego czas, o zmianę decyzji mam już za sobą. Przeszło mi przez myśl, czy to też nie jest w jakiś sposób przyzwyczajenie. Kończyłam pracę i czekałam, aż się odezwie czy znajdzie dla mnie czas, czy żona nic sobie na dzisiaj nie wymyśliła. Na 7 dni w tygodniu spotykaliśmy się praktycznie codziennie, każdego dnia. Zdarzało się, że raz na jakiś czas zostawał w domu, bo był padnięty, bo chciał spędzić czas z dziećmi. Spędzaliśmy razem cały swój wolny czas. Oboje mieliśmy wspólną pasje, oboje lubimy majsterkować i tak często mijał nam czas. Widywaliśmy się godzinami dziennie, dlatego brak jego osoby spowodował jakąś pustkę w moim życiu. Przyzwyczaiłam się do tego schematu, teraz raptem mam cały czas dla siebie, z którym nie wiem co zrobić, bo zawsze był On. Cały dzień pisania, a potem spotkanie do późnego wieczora. Może też za tym tęsknię, za wbrew pozorom jakimś utartym schematem, do którego zdążyłam już przywyknąć. Człowiek, jak ma za dużo czasu, to zaczyna świrować. Boję się trochę tej samotności i co z tym czasem zrobię. Zaczną się samotne wieczory, samotne weekendy, a to coś czego zawsze unikałam.

26

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.

Teraz macie kontakt? Dzwonicie, piszecie?
Właśnie. To jest uzależnienie. Tęsknota. Brakuje mi go i zastanawiam się czemu jemu mnie nie. Przecież byliśmy tak blisko.
Nie umiem walczyć że swoimi emocjami. Nie wiem jak i gdzie się tego nauczyć. Często mam ochotę wysłać mu milion wiadomości z tym co czuje. Jak się czuje o często to robiłam. Było jeszcze gorzej.
Chciałam tylko przyjaźni... Zabrał nawet to.

Jestem słaba. Psychicznie bardzo.

27 Ostatnio edytowany przez Gary (2021-01-02 16:52:29)

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.
MotoBiedronka napisał/a:

Od początku związku zmagaliśmy się z problemem seksu. Ten temat zawsze powodował frustrację. Czułam, że nie jestem atrakcyjna, że nie jestem wystarczająco dobra, żeby mnie zechciał. Miałam wrażenie, że muszę sobie zasłużyć na to, żeby zechciał się ze mną przespać. Okrutnie poniżające.

Za długo może byłaś w tym związku. Bo sama siebie oszukiwałaś... że seks nie jest taki ważny, że może jak się zmieni otoczenie to w związku się poprawi (ale to tak jakby mieć kupę na talerzu i powiedzieć, że jak dasz talerz królewski, to kupa będzie smakować lepiej).


Byłam wtedy gówniarą, nie wiedziałam, jak się zachować, co robić. Były prośby, groźby, szantaże, rozmowy, fochy, płacze i nigdy nie skutkowało to na dłużej.

Gdybyś wtedy tutaj na forum pisała, to ludzie by mówili, że trzeba rozmawiać. Ja bym Tobie mówił, że rozmowy nic nie dadzą, co najwyżej przesuną godzinę sądu na później. Masz ten przykry eksperyment za sobą.



I tak nasz związek zaczął się staczać, znów się rozchodziliśmy i wracaliśmy. Zawsze z mojej inicjatywy, zawsze z mojej walki o niego.

Takie rzeczy też tutaj na forum ludzie opisują... Mówię wtedy, że ktoś jest na dnie, ale musi mieć jeszcze trochę czasu, aby się o tym przekonać, że naprawdę jest na dnie...
Ty masz ten przykry eksperyment już za sobą. Opłaciłaś to swoim czasem.



Całowaliśmy się tylko na dobranoc, po latach, gdzie tych pocałunków nie było w ogóle, tylko na dobranoc stało się to całkowicie mechaniczne, bez jakichkolwiek emocji czy uczuć. Takie odhaczone - można iść spać.

A to jest lekcja, której nie odrobiłaś jeszcze. Oczekujesz, że ktoś będzie działać tak jak Ty chcesz, tak jak sobie wyobrażałaś, tak jak sobie wymarzyłaś. Oczekujesz, że ktoś będzie innym człowiekiem bo Ty tak chcesz. Naciskasz -- albo wprost, albo stosując szantaż emocjonalny (=== "NIE jestem szczęśliwa, ponieważ TY nie jesteś taki jakbym ja chciała, czyli TY jesteś winny, że JA czuję się źle").
Te pocałunki były dla świętego spokoju -- bo ich wymagałaś. Dostałaś co chciałaś.

Z biegiem czasu się nauczysz, że lepiej dostawać coś dlatego że dający chce to dać, a nie przez wymuszenie.


Romans zaczął się, ... widywałam w pracy, ... nie było w tych rozmowach podtekstów, intymności,

Spoko... romans, przyjaciel, seks. Każdy szuka szczęścia. Jak trzeba to poza związkiem.


Ja przestałam żyć, jak dawniej. Bo miałam już dość kanapowego życia, o czym mówiłam swojemu partnerowi milion razy. Zapisałam się na siłownię, rzuciłam palenie, zaczęłam o siebie bardziej dbać, spotykałam się ze znajomymi, odwiedzałam rodziców, chodziłam na imprezy. Trochę odżyłam.

To jest twoja wygrana, której pewnie nie doceniasz.




W końcu doszło do zdrady,

Dobrze. Seks jest ważny.


.. rozstałam się ze swoim narzeczonym definitywnie. Pierwszy raz poczułam ulgę, czułam, że postępuję właściwie i to najlepsza decyzja, jaką mogłam podjąć.

Bardzo dobrze.


W jakiś sposób zmieniłam swoje życie, uwierzyłam w siebie, uwierzyłam, że mogę coś znaczyć, że mogę się podobać, że mogę być ważna. Zmieniłam pracę, zaczęłam upragnione studia, które w narzeczeństwie przerwałam. Podjęłam się nauki języka obcego,

Bardzo dobrze. To jest twoja wygrana.

W międzyczasie masz romans. Zakochałaś się. Zaczynasz stawiać wymagania. Podobnie jak parę akapitów wyżej rosną twoje oczekiwania:


cały czas mając obok swojego kochanka.
Po jakimś czasie euforia z tej relacji gasła, przestała być wystarczająca. Zakochałam się, chciałam czegoś więcej, co pewnie było naturalną rzeczą. Z jego ust również padały wyznania miłości, ale się wahał, a ja cały czas naciskałam. Był dla mnie wszystkim, czułam się przy nim najlepszą wersją siebie, nie chciałam go stracić, ale nie chciałam dłużej się nim dzielić, nie satysfakcjonowało mnie już takie życie. A skoro żona taka zła, głupia, oschła, to myślałam, że wybór nie będzie trudny. Jakże się pomyliłam..

Twoje wymagania, oczekiwania, założenia, wyobrażenia -- to taki trujący koktajl, który serwujesz Wam obojgu.
Zakochałaś się w kochanku? Okej... fajnie jest być zakochanym w kochanku-przyjacielu... Wielu ludzi żyje w samotności, nie mają nikogo bliskiego, a Ty masz go... ale nie możesz z nim żyć. Eskalujesz oczekiwania. Psujesz.


Nie wybrał mnie, wybrał żonę. Byłam zrozpaczona, próbowałam odejść, ale był, jak narkotyk. Z nim źle, ale bez niego jeszcze gorzej.

Powinnaś była nie odchodzić. Dalej z nim być. W końcu to przyjaciel. Ale twoim mężem nie będzie.

Brutalne ultimatum -- albo on będzie taki jaki jak chcę, aby on był, albo niech spada.


zawsze słyszałam, że nie dam mu gwarancji, że nasze życie nie będzie wyglądało tak, jak teraz, że przestaniemy się w końcu kłócić i żreć o wszystko.

On ma rację. Gdyby odszedł od żony, a żył z Tobą, to byłyby awantury, draki, kłótnie -- o wszsytko -- ale do potęgi N-tej, znacznie gorsze niż były wtedy.
Skąd draki? Z powodu twoich oczekiwań.


Nie macie pojęcia, jakie to okrutne uczucie być wystarczająca na kochankę, ale na partnerkę już nie. .......  stałam tą niezasługującą na wszystko.

To jest twój straszny błąd pojmowania. Tak teraz jako kochanka i tak samo w związku z narzeczonym. Poczucie wartośći bardzo niskie, albo może jakieś krzywdy z dzieciństwa. To chyba nadaje się na terapię.



I teraz pytanie, jak w tym wytrwać, żeby to nie była kolejna burza, po której wyjdzie słońce. Z jednej strony cholernie za nim tęsknię, a z drugiej czuję jakąś ulgę. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że znów się Znów się prosiłam, ganiałam, błagałam.. powtórzył się schemat poprzedniej relacji, może w innej formie, na innej płaszczyźnie, ale to znów ja płaszczyłam się przed mężczyzną, żeby mnie chciał.
W końcu czułam się kochana, doceniana, ale wiem, że to było cholernie złudne.

smile smile

Ale jest NADZIEJA.

Przeszłaś dużo. Piszesz ładnie. Jesteś świadoma.

Z kochankiem-przyjacielem bym się pogodził, pod warunkiem, że uświadomisz sobie, że żoną nigdy nie bedziesz. Musisz to sama ze sobą ustalić. Czy dasz rady cakowicie się dostosować do takiej sytacji? Jeśłi dasz radę, to będziesz mieć cenną relację z kochankiem-przyjacielem. Jak nie dasz rady, to zostajesz sama.    Innymi słowy -- albo bierzesz relację z kochankiem taka jaka ona jest, albo wyrzucasz ją do kosza, bo Ci nie pasuje.   To ten sam schemat co masz przez całe życie.

Druga ważna rzecz... jak przeanalizujesz swoją historię, to były tam wzloty... jak zaczęłaś żyć własnym życiem, przestałąś siedzieć na kanapie. Czyli stanęłaś na nogi jako człowiek, kobieta. Nie masz nikogo bliskiego, wiec może powinnaś kogoś poznać -- masz taką samą sytuację jak singiel, który jest samotny, a chciałby kogoś mieć.

Twój kochanek-przyjaciel nie jest jedynym mężczyzną na świecie. Tak, wiem, że mówię jak mama do nastolatka... ale to prawda. Kiedyś może i sama tak powiesz.

28

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.

Rozstaliśmy się w tym tygodniu, więc to naprawdę świeża sprawa. Postanowiłam, że nowy rok zacznę już sama. On to rozumie i nie próbował zmienić mojej decyzji, podejrzewam, że też już był psychicznie zmęczony tym wszystkim, dlatego z tym nie polemizował. Wiele razy mówił, że ma dość, że psychicznie nie daje rady i to był dla mnie kolejny znak, że nie możemy dłużej tego ciągnąć.
Ja bardziej czuję w chwili obecnej złość niż żal czy smutek. Oczywiście pomijając tęsknotę. Jestem zła, że tak się stało, jestem zła, że zabrnęło to tak daleko, jestem zła, że się tak zaangażowałam. Wiele mnie ta relacja kosztowała, wiele wycierpiałam, wiele łez wylałam, ale też wiele z tego wyciągam. Widzę swoje błędy, widzę swoją niedojrzałość w pewnych kwestiach, widzę swoje braki i nad czym muszę popracować.
Nie mamy na chwilę obecną kontaktu i nie dlatego, że mu nie brakuje mnie, czy mi nie brakuje jego, tylko dlatego, że musimy wyciszyć emocje, przynajmniej ja. Bo one strasznie mną kierują, jestem im strasznie podatna i nie umiem nad nimi panować.

29

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.

... napisałem Ci wyżej posta... chyba pisaliśmy równocześnie.

30

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.

Biedronko naucz mnie tego.
Widzisz u mnie w środku jest żal, niedowierzanie, że stałam się nikim. Przynajmniej tak się czuję.
Emocje... Jak z nimi walczyć. Jak je wyciszyć.
Też chce czuć złość... A czuje tylko smutek i gorycz.
I jego obojętność.
Daj mi troche siły.

31

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.

Gary, pozwól, że przemyślę sobie co mi napisałeś i się do tego odniosę, ale potrzebuję chwili.

Bezsilna, ale tu nie ma czego się uczyć. Wystarczy sobie odpowiedzieć na pytanie dokąd to zmierza, a czego Ty byś od tej relacji chciała. Mi nie odpowiadało już to wszystko, czułam się zmęczona i bezsilna. Odsuń swoje uczucie do niego i spójrz na to obiektywnie. Czy to co Was łączyło, to spełnienie Twoich marzeń. Moich to nie spełniało, dodatkowo się męczyłam i katowałam, dlatego odeszłam. Potrzebuję się teraz tego utrzymać, bo wiem, że tego chce.

32

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.

Kochana, zastanów się, czy na pewno ten mężczyzna jest aż tak bliski Twojemu sercu, czy może po prostu się napatoczył i wpasował idealnie w Twoją samotność. Ponad rok temu moja przyjaciółka miała podobny romans. Obecnie jak o tym rozmawiamy, to zastanawia się, jakim cudem w ogóle mogła spojrzeć na takiego typa. On z perspektywy czasu wcale nie wydaje jej się interesujący. Po prostu pojawił się w odpowiednim momencie i był zaprzeczeniem jej aktualnego partnera. Partner był nudny i spokojny, a kochanek pewny siebie i imprezowy. Tylko tyle i aż tyle. Pomyśl o sobie i o tym, co ta relacja mogła Ci przynieść dobrego i złego. Bazuj na tym, że udało Ci się zmienić swoje przyzwyczajenia na lepsze, rzucić palenie. To są pozytywy, które już z Tobą zostaną.

Po drugie wiedz, że żonaci faceci mówiąc o swoich "potwornych" żonach KŁAMIĄ. Nasłuchałam się paru takich historii w życiu. Chcą wzbudzić litość albo chcą uwiarygodnić się w oczach kochanki. Często też zmyślają, że niby są w separacji albo ich związek wisi na włosku. W poprzedniej pracy miałam takiego bajeranta, co każdej kobiecie opowiadał, jak to mu źle z żoną. Tylko jakoś jest z tą żoną tyle lat i nic się nie zmienia, a na wigilii firmowej grzecznie przy niej stał i patrzył jej słodko w oczka. wink

33

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.
MotoBiedronka napisał/a:

Gary, pozwól, że przemyślę sobie co mi napisałeś i się do tego odniosę, ale potrzebuję chwili.
.

W pigułce:

-- jesteś singlem, który szuka bratniej duszy
-- nauczyłaś się sama ze sobą być szczęśliwa (siłownia, imprezy, studia, język)
-- możesz mieć przyjaciela-kochanka, ale nie możesz z nim żyć

To nie jest taka zła sytuacja... Seks był... narzeczony był... kochanek był... Czas na kogoś fajnego, na związek, miłość.

Czyli mega-problemem jest znalezienie kogoś fajnego, a nie relacja z przyjacielem-kochankiem.

34 Ostatnio edytowany przez Ćmaazjatycka (2021-01-02 18:30:48)

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.
MotoBiedronka napisał/a:

Bezsilna, to ja ten czas kiedy płakałam, błagałam, prosiłam się o jego czas, o zmianę decyzji mam już za sobą. Przeszło mi przez myśl, czy to też nie jest w jakiś sposób przyzwyczajenie. Kończyłam pracę i czekałam, aż się odezwie czy znajdzie dla mnie czas, czy żona nic sobie na dzisiaj nie wymyśliła. Na 7 dni w tygodniu spotykaliśmy się praktycznie codziennie, każdego dnia. Zdarzało się, że raz na jakiś czas zostawał w domu, bo był padnięty, bo chciał spędzić czas z dziećmi. Spędzaliśmy razem cały swój wolny czas. Oboje mieliśmy wspólną pasje, oboje lubimy majsterkować i tak często mijał nam czas. Widywaliśmy się godzinami dziennie, dlatego brak jego osoby spowodował jakąś pustkę w moim życiu. Przyzwyczaiłam się do tego schematu, teraz raptem mam cały czas dla siebie, z którym nie wiem co zrobić, bo zawsze był On. Cały dzień pisania, a potem spotkanie do późnego wieczora. Może też za tym tęsknię, za wbrew pozorom jakimś utartym schematem, do którego zdążyłam już przywyknąć. Człowiek, jak ma za dużo czasu, to zaczyna świrować. Boję się trochę tej samotności i co z tym czasem zrobię. Zaczną się samotne wieczory, samotne weekendy, a to coś czego zawsze unikałam.

Biedronko zapewne to był ciepły i empatyczny kochający ojciec który sześć dni w tygodniu spędzał u kochanki....

Uciekaj.

35

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.

Jak pracować nad emocjami? Jak je uspokoić? Trwa to już dlugo. Czuje żal.., że proponował przyjaźń i się odsunął.
To naprawdę działa odwrotnie, że próbujesz komuś coś wytłumaczyć, pokazać że może warto dbać o przyjaźń a spotykasz się że ściana obojętności?

36

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.
Bezsilna35 napisał/a:

Jak pracować nad emocjami? Jak je uspokoić? Trwa to już dlugo. Czuje żal.., że proponował przyjaźń i się odsunął.
To naprawdę działa odwrotnie, że próbujesz komuś coś wytłumaczyć, pokazać że może warto dbać o przyjaźń a spotykasz się że ściana obojętności?

Przyjazn z eks? Wolne zarty. Nie da sie przyjaznic sie z kims do kogo nadal cos czuje, to jest przeciaganie bolu w czasie i zycie w nadziei ze mu sie odwidzi i nagle bedzie chcial wrocic. Wrecz przeciwnie, dalej ma swiadomosc, ze ma Ciebie na wyciagniecie reki, kiedykolwiek bedzie chcial, bo i tak mu odpiszesz, spotkasz sie itd. Bedzie chcial seksu to bedzie mial swiadomosc ze moze na to liczyc z Twojej strony, ale potraktuje to jako ostatecznosc, jak nie bedzie mial w danej chwili innej alternatywy.
Zacznij sie szanowac, jak chcesz zwiazku, a gosc chce to zakonczyc i pieprzy Ci o przyjazni, zeby nie cierpiec i miec swiadomosc ze nikogo sobie nie znajdziesz bo bedzie Cie w emocjonalnej klatce trzymac. Nie i koniec, godzisz sie na przyjazn, a typ ma Cie w 4 literach, malo zrozumiale to jest?

Czas, czas.. albo psychoterapia i inne tematy, historie na tym forum.

37

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.
Bezsilna35 napisał/a:

Biedronko naucz mnie tego. Widzisz u mnie w środku jest żal, niedowierzanie, że stałam się nikim. Przynajmniej tak się czuję. Emocje... Jak z nimi walczyć. Jak je wyciszyć. Też chce czuć złość... A czuje tylko smutek i gorycz. I jego obojętność. Daj mi troche siły.

Nie jesteś nikim. Przekuj Jego obojętność w swoją siłę. Postanów sobie, że ten Nowy Rok będzie dla Ciebie nowym początkiem, bez Niego, to się tyczy walki ze swoimi myślami i wspomnieniami. Odpuść. Zajmij się sobą. Zostaw Wasza historie w przeszłości. Nawet nie wiesz ile masz w sobie siły, żeby z tego 'uzalezenia' wyjść.

38 Ostatnio edytowany przez Artiii (2021-01-02 21:45:21)

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.
Bezsilna35 napisał/a:

Biedronko naucz mnie tego.
Widzisz u mnie w środku jest żal, niedowierzanie, że stałam się nikim. Przynajmniej tak się czuję.
Emocje... Jak z nimi walczyć. Jak je wyciszyć.
Też chce czuć złość... A czuje tylko smutek i gorycz.
I jego obojętność.
Daj mi troche siły.

Bezsilna po prostu pokutujesz za swoje błędy, pisałem do Ciebie w Twoim wątku o tym.
Ten stan rzeczy nie będzie trwał wiecznie, kiedyś dojdziesz do siebie i będziesz znowu silna, ale widocznie jeszcze nie ten czas...
Nie zapominaj o ważnych słowach: "Poproś a będzie Ci dane" ale szczerze z pokorą, a zobaczysz, że stanie się cud jak będziesz mocno w to wierzyła !!!
Pozdrawiam Cię i pomimo tego całego nieszczęścia, życzę Ci radości z życia i pięknych chwil... bo kiedyś takie nastąpią...

Biedronka zapomnij o jakiejkolwiek formie przyjaźni ze swoim byłym, bo nigdy z tego bagna nie wyjdziesz - zacznie się rozmyślanie, może być, że za jakiś czas znowu poczujesz pociąg do niego itd. A z drugiej strony dziwi mnie Twoja taka decyzja - po co Ci z takim człowiekiem przyjaźń ???
Chyba, żeby się z czasem przekonać, co on takiego naprawdę był wart!!!

39

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.

Chciałabym zwrócić uwagę na to, że nie jest to wątek Bezsilnej35.
Bardzo proszę o powrót do problemów Autorki wątku, Bezsilna35 uzyskała pomoc, wsparcie i mnóstwo rad w swoim własnym temacie.

40 Ostatnio edytowany przez Bezsilna35 (2021-01-02 22:25:29)

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.

Dzięki za Wasze słowa.
Izabella chyba każdy ma prawo pogadać, wyrazić swoje emocje. Przecież nie pisze tylko o sobie, każdy w watkach innych ma coś że swojej historii.

Autorko. Nie licz na przyjaźń. Nie chcij tego jak ja chciałam. I tak zostaniesz z niczym, to są ich tylko puste słowa. Są wtedy, kiedy im dobrze, kiedy im pasuje.

Artii.. Mówisz o modlitwie?

41 Ostatnio edytowany przez paslawek (2021-01-03 00:38:47)

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.

Analogiczna historia Autorko bardzo podobna do Twojej ,na książki polecane w tym wątku zwróć uwagę moim zdaniem jeżeli chcesz oczywiście pracować nad sobą .

https://www.netkobiety.pl/t122587.html

Te wszystkie Twoje urazy do eks partnera i eks kochanka masz nie ruszone,bardzo dużo tego nazbierałaś w sobie tak myślę ja na to mowie przepalone styki,z tym człowiekiem możesz nie odzyskać panowania nad sobą w relacji na poziomie przyjaźni zbyt wiele moim zdaniem traumy pod którą są rany do eksa z którym się rozstałaś ,fazę deprecjonowania i resentymentu ,może być Tobie bardzo ciężko przejść ,tak jak tęsknoty samej w izolacji,codzienny kontakt nie ułatwi leczenia Twoich licznych ran,
to marzenie o przyjaźni bez seksu i zobowiązań, wygląda na zostawianie sobie furtki na przyszłość jakby stworzyły się inne niby korzystniejsze, lepsze warunki albo czekasz na jego zmianę zdania przesuwając granicę swojej uległości ,arcytrudna rzecz,to jak ponowne próby kontrolowanego zażywania cracku od którego ludzie się uzależniają tracąc kontrolę nad swoim życiem ,nie ma w tym przesady,ale z kolei odcięcie się to początek, myśli wspomnienia nie znikają ,pamięć ludzka nie działa w ten sposób że robi się lobotomię i wywołuje amnezję na żądanie życzenie pstryk jest pstryk nie ma .Po dłuższym bardzo długim okresie i bardzo rzadko jak na moje doświadczenia zdarza się przyjaźń z żonatym kochankiem .Taka schowana zgoda na to na co wcale się nie zgodziłaś ,oczekując czegoś innego zżera od wewnątrz.
Romanse w późniejszych etapach bywają jeszcze trudniejsze nawet dla singli, niż związek "legalny" łatwiej o toksyczność nawet jak jedno wydaje się z kochanków niby dojrzalsze .
Gary świetnie napisał Ci o żądaniach roszczeniach,oczekiwaniach.To druga strona monety zaborczość, pożądanie kogoś na wyłączną własność ,nie zważając na siebie swoje naturalne potrzeby ,które najlepiej jak są zrealizowane zaspokojone swobodnie jawnie,z dobrowolnością i autentyczną pełną zgodą i na jego deklaracje postawione niby jasno na początku wszego układu.
Rozgoryczenie,rozczarowania nawet te irracjonalne działają jak te faktyczne urazy słuszne,podobnie poczucie winy może niszczyć jak poczucie krzywdy.
Wiele przed Tobą do zrobienia ,ale można się z tego podnieść.

42

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.
Artiii napisał/a:

Biedronka zapomnij o jakiejkolwiek formie przyjaźni ze swoim byłym, bo nigdy z tego bagna nie wyjdziesz - zacznie się rozmyślanie, może być, że za jakiś czas znowu poczujesz pociąg do niego itd. A z drugiej strony dziwi mnie Twoja taka decyzja - po co Ci z takim człowiekiem przyjaźń ???

"Przyjaźń" w takich wypadkach, to wyświechtany frazes, którym jedna strona (najczęściej zrywająca) wyciera sobie twarz, aby stłumić wyrzuty sumienia. Proponując przyjaźń porzucający czuje się lepiej sam ze sobą.
Z kolei porzucony - łapie się kurczowo tej przyjaźni, bo to dla niego ostatnia deska ratunku, ostatni pretekst do utrzymywania kontaktu.
Tymczasem koło przyjaźni, to to nawet nie stoi niestety.
Prawdziwa przyjaźń opiera się na szczerości, na otwartości, na bezinteresowności. A o takich rzeczach w kontakcie z byłym kochankiem/ kochanką - nie ma mowy.

43

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.

Trzeba się zastanowić skąd potrzeba pakowania się w relacje, które nie mają przyszłości.
Najpierw tkwienie w narzeczeństwie z oziębłym seksualnie i emocjonalnie partnerem, za którym jednak zabiegałaś gdy znikał z horyzontu. Która panna w kwiecie wieku uznaje za normę brak seksu? A jednak mimo, że to sytuacja dla Ciebie upokarzająca, brnelas w to. Później przejście w romans i znowu relacja bez perspektyw, znów upokarzanie się (serio, nie uwierzę w to, że Ty nie wiesz że on sypia regularnie z "oschłą żoną"). I myślę, że gdyby nastąpił ten 1% szansy, że on by zostawił żonę i dzieci, to Ty byś nie udźwignęła tej "sielanki", bo Ty po prostu musisz być nieszczęśliwa w związku. Jak dla mnie - terapia i przepracowanie schematów z dzieciństwa - obowiązkowe. Jeśli tego nie przepracujesz, wkopiesz się w kolejną relację bez perspektyw, cholera wie jak bardzo pokręconą.

44

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.

W tej historii jednoznacznie negatywną osobą dla mnie jest Twój "przyjaciel". Ma żonę, dzieci, rodzinę i uwikłał się w romans z Tobą. Ty miałaś "tylko" narzeczonego, który nie był dla Ciebie zbyt dobry, i ogólnie wasz związek był nieciekawy. Nie wierzę w tą początkową przyjaźń bez zainteresowania Twoją osobą jako kobietą. Jak Cię poznał musiałaś mu się spodobać, pierwsza impreza (pierwsze spotkanie poza biurem) i już jesteś w jego ramionach i się przytulacie. Osoby nieszczęśliwe i niedowartościowane w swoich związkach są stosunkowo łatwą "zdobyczą". On rzekomo też taką osobą jest, jednakże jakoś dziwnym trafem woli tkwić w tym nieszczęściu, choć Tobie kibicował żebyś się wymiksowała. Idzie klasyka jak po drucie: pisanie do siebie, potem spotkania, w końcu seks. Sama zresztą napisałaś, że działacie wg utartego schematu. Daruj sobie tego typa, nie wikłaj się w żadne "przyjaźnie" z nim, to bez sensu.

Ela210 napisał/a:

Jak nie będzie seksu a nadal będziecie intymnie rozmawiać  to nadal będzie romans.

Otóż to.

45

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.
Niuans napisał/a:

Trzeba się zastanowić skąd potrzeba pakowania się w relacje, które nie mają przyszłości.
Najpierw tkwienie w narzeczeństwie z oziębłym seksualnie i emocjonalnie partnerem, za którym jednak zabiegałaś gdy znikał z horyzontu. Która panna w kwiecie wieku uznaje za normę brak seksu? A jednak mimo, że to sytuacja dla Ciebie upokarzająca, brnelas w to. Później przejście w romans i znowu relacja bez perspektyw, znów upokarzanie się (serio, nie uwierzę w to, że Ty nie wiesz że on sypia regularnie z "oschłą żoną"). I myślę, że gdyby nastąpił ten 1% szansy, że on by zostawił żonę i dzieci, to Ty byś nie udźwignęła tej "sielanki", bo Ty po prostu musisz być nieszczęśliwa w związku. Jak dla mnie - terapia i przepracowanie schematów z dzieciństwa - obowiązkowe. Jeśli tego nie przepracujesz, wkopiesz się w kolejną relację bez perspektyw, cholera wie jak bardzo pokręconą.

Wybrałaś podobnie, z powodu braku umiejętności życia w bliskości. Twój kochanek także ucieka od bliskości od zony i wikła się w romanse. Twój narzeczony  był oziębły. To nieprzypadkowe wybory i Twoje, i Twoich wybranków. Psychoterapia ma szanse uzdrowić Ciebie i Twoje wybory. Masz szanse zmienić siebie i swoje życie. Czy skorzystasz z niej?

46 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2021-01-03 10:34:12)

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.

Kiedyś dużo myślałam na ten temat. Romanse mają małą statystycznie szansę przerodzenia się w związki, ale ucieczką  od bliskości  bym ich nie nazwała.  One są  raczej efektem właśnie szukania tej bliskości tylko że są obarczone skutkami ubocznymi i często mają  wysoką cenę  dla kochanków a jednak w to wchodzą. Znalezienie kogoś wolnego i nadającego się do zbudowania tej bliskości to jest dłuższa droga. Ale jak się chce rodziny dzieci to trzeba na nią  wejść. 
Pewnie że autorka może iść na terapię. Tylko że jeden związek z ozieblym narzeczonym z którego być może by się nie wyzwolila gdyby nie romans i opisywała swoje małżeństwo nieszczęśliwe w innym dziale to za malo by stwierdzic ze nie szuka bliskosci.
Autorko miałaś ciężkie dzieciństwo? Jesteś DDD DDA?

47

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.
IsaBella77 napisał/a:
Artiii napisał/a:

Biedronka zapomnij o jakiejkolwiek formie przyjaźni ze swoim byłym, bo nigdy z tego bagna nie wyjdziesz - zacznie się rozmyślanie, może być, że za jakiś czas znowu poczujesz pociąg do niego itd. A z drugiej strony dziwi mnie Twoja taka decyzja - po co Ci z takim człowiekiem przyjaźń ???

"Przyjaźń" w takich wypadkach, to wyświechtany frazes, którym jedna strona (najczęściej zrywająca) wyciera sobie twarz, aby stłumić wyrzuty sumienia. Proponując przyjaźń porzucający czuje się lepiej sam ze sobą.
Z kolei porzucony - łapie się kurczowo tej przyjaźni, bo to dla niego ostatnia deska ratunku, ostatni pretekst do utrzymywania kontaktu.
Tymczasem koło przyjaźni, to to nawet nie stoi niestety.
Prawdziwa przyjaźń opiera się na szczerości, na otwartości, na bezinteresowności. A o takich rzeczach w kontakcie z byłym kochankiem/ kochanką - nie ma mowy.

Ta chęć przyjaźni, to też nic innego jak niechęć czy wręcz strach przed nagłym, całkowitym zerwaniem kontaktu osoby uzależnionej emocjonalnie od drugiej.
Póki Autorka nie zda sobie sprawy, że ta znajomość, tamten człowiek ma na nią destrukcyjny wpływ, a ich relacja nigdy nie była czystą przyjaźnią, nigdy się od niego nie uwolni.
Ja już wyżej pisałam o fazach romansu z zajętą osobą. Autorka dotarła do trzeciej, ostatniej, którą jest szeroko rozumianą walką, też o siebie, swoją godność, życie. Walka też w tym sensie, że wtedy kochankowie zaczynają kłócić między sobą bo te dwie pierwsze fazy ich już psychicznie wykończyły. Wtedy tym bardziej facet nie odejdzie od "złej" żony bo przecież i kochanka zaczęła robić mu awantury, czyli wszystkie kobiety są takie same.
Jak facet ma odejść od żony (czy żona od męża), to w tej pierwszej fazie euforii, ewentualnie drugiej, kiedy sam widzi, że krzywdzi kochankę wracając co rusz do żony.
Autorka dość szybko odeszła od narzeczonego. Kochanek zwlekał, aż wszystkim ulało. To co Autorka teraz czuje to nie miłość, tylko uzależnienie. Ona jest sama więc pewnie ciężej to znosi. Facet może zając dziećmi. Kto wie, może też pomyśli, że ta żona wcale taka zła nie jest. A może zaraz znajdzie inną?

48

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.

Biedronko jak się masz? Zamilkłaś.

49

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.

Mam nadzieję, że zrozumiałaś bądź zrozumiesz jak egoistycznie się zachowałaś. Nie obchodziło cię, że skrzywdzisz żonę i dzieci, że dzieciom odbierzesz ojca, liczyło się dla ciebie jedynie twoje własne szczęście. Ale co to za szczęście budowane na cudzej krzywdzie.

Uważam, że to upadek moralny społeczeństwa, że przyzwala na takie zachowania. A że przyzwala to wiem stąd, bo gdyby było inaczej prawie żadna kobieta nie odważyłaby się na związek z żonatym mężczyzną ze strachu przed ostracyzmem społecznym.

50

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.

A dlaczego to akurat kobieta ma podlegać temu ostracyzmowi? Kiedyś tak było a zdrady też przecież były.  Dla faceta to bardzo wygodne mieć zawsze taki argument, że to kobieta jego, dobrego męża uwiodła. Wielu panów z rozmysłem szuka kochanek, również wprowadzając w błąd co do swojego statusu, każdy to przecież wie.

51 Ostatnio edytowany przez prego (2021-01-04 13:46:01)

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.
aniuu1 napisał/a:

A dlaczego to akurat kobieta ma podlegać temu ostracyzmowi? Kiedyś tak było a zdrady też przecież były.  Dla faceta to bardzo wygodne mieć zawsze taki argument, że to kobieta jego, dobrego męża uwiodła. Wielu panów z rozmysłem szuka kochanek, również wprowadzając w błąd co do swojego statusu, każdy to przecież wie.

Pomieszanie z poplątaniem. Za zdrady ostracyzmowi podlegali mężczyźni i kobiety. Nawet ukuło się określenie gach, a na zdradzonego męża rogacz. Wiele kobiet też szuka kochanków i też oszukują.

52 Ostatnio edytowany przez Roxann (2021-01-04 14:24:44)

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.
prego napisał/a:
aniuu1 napisał/a:

A dlaczego to akurat kobieta ma podlegać temu ostracyzmowi? Kiedyś tak było a zdrady też przecież były.  Dla faceta to bardzo wygodne mieć zawsze taki argument, że to kobieta jego, dobrego męża uwiodła. Wielu panów z rozmysłem szuka kochanek, również wprowadzając w błąd co do swojego statusu, każdy to przecież wie.

Pomieszanie z poplątaniem. Za zdrady ostracyzmowi podlegali mężczyźni i kobiety. Nawet ukuło się określenie gach, a na zdradzonego męża rogacz. Wiele kobiet też szuka kochanków i też oszukują.

Z tymże kiedyś można to było zwalić na barki małżeństw z przymusu. Teraz raczej już takich niewiele o ile w ogóle jakieś są (pomijam wpadki). Obecnie ludzie świadomie wchodzą w związki małżeńskie, tak jak i świadomie w romanse. Motywacja jest tylko różna. Dla jednych to tylko odskocznia, dla innych jedyna szansa na wyrwanie się z małżeństwa, które nie jest udane, a dla jeszcze innych jedyna możliwość bycia z kimś.
Patrząc z tego punktu widzenia, może rzeczywiście instytucja małżeństwa jest przestarzała i przereklamowana bo ani gwarancji nie daje żadnej, a tylko więcej komplikuje. W "zwykłych" związkach ludzie po prostu się rozstają, choć rozstania nigdy łatwe nie są. Jednak nie wzbudza to takiego poruszenia jak rozwód. Ciężko jednak przyznać słuszność przysiędze, zawieranej często w młodym wieku, że kogoś się będzie kochać i nie opuści do śmierci. Skoro nawet naukowo jest udowodnione, że "miłość/zakochanie" trwa średnio 3lata, a potem jak się dwoje ludzi nie dopasuje, to zostaje męka na całe życie. Albo szukanie kogoś na boku. Jaki więc w tym sens?
Głównym problemem wydaje się (nowy?) model wychowywania dzieci.

53

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.

Jestem, żyję, nie zamilkłam.
Staram się jakoś poukładać swoje myśli, żeby nie odbiegać od swojego celu i nie szukać wyjść awaryjnych. Byłam wczoraj na łyżwach z koleżanką, odwiedziłam starych znajomych, po prostu zapełniam jakoś ten czas, choć jest mi bardzo trudno. Jestem przerażona tym, że mój harmonogram został zaburzony i raptem zostaje z ogromem czasu. Choć wiem, że i tak jestem na wygranej pozycji, bo inni tego czasu nie mają. Dlatego próbuję z niego korzystać w pełni.
Na pewno nie czuję się nikim, na pewno nie czuję, że nie jestem warta czegoś lepszego, ale i nie czuję, żebym to ja ponosiła winę i odpowiedzialność za krzywdę dzieci i żony. To nie ja jej ślubowałam i przysięgałam, jest dla mnie obcym człowiekiem, to nie ja ją zdradzam. Nie w moim interesie jest ją chronić i dbać o nią.
Nie sądzę, żebym miała potrzebę bycia nieszczęśliwej w związku, bo gdyby tak było, to nadal bym trwała albo w jednym, albo w drugim, ale jeszcze się temu przyjrzę.
Muszę zgodzić się z Garym, chyba trafia w sedno mojego problemu. Problemem jest brak kogoś fajnego, nie umiem takiej osoby znaleźć. Dlatego trzymałam się tego co mnie boli, bo z jakiejś strony dodawał mi ten "związek" skrzydeł i On też jest fajny, bo podejrzewam, że gdybym spotkała kogoś, kto spełnia moje oczekiwania, kto chciałby tego samego co ja, to nie zrezygnowałbym z tego na rzecz romansu.
Ćmo - nie jest dobrym ojcem, co sam zauważył, przyznam szczerze, że po głębszym zastanowieniu i analizie tej relacji stwierdziłam, że jeśli jakimś cudem wybrałby mnie, to nie mielibyśmy dzieci. I nie dlatego, że nigdy nie czułam instynktu, a dlatego, że nie chciałabym takiego taty dla swoich dzieci. Co też nie oznacza, że nie był dobry dla mnie.
Czytam jeszcze dodatkowo w wolnych chwilach wątek Obecnej, faktycznie są podobne te sytuacje, w niektórych momentach aż identyczne. Co tylko potwierdza, że wszystkie romanse idą tym samym szlakiem, a mój nie był strasznie wyjątkowy.

54

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.
MotoBiedronka napisał/a:

ale i nie czuję, żebym to ja ponosiła winę i odpowiedzialność za krzywdę dzieci i żony. To nie ja jej ślubowałam i przysięgałam, jest dla mnie obcym człowiekiem, to nie ja ją zdradzam. Nie w moim interesie jest ją chronić i dbać o nią

Jesteś współodpowiedzialna za krzywdę dzieci.
To nie ty ślubowałaś, fakt, ale w d...... masz czyjeś uczucia. Nie liczyłaś się z nimi. Totalny, skrajny egoizm.  Dla ciebie człowiek, który zdradza, jest wart zaufania? Nie przeszkadzało ci, że zamiast z dziećmi, spędza czas z tobą? A... to przecież nie twoje dzieci, ty nic im nie obiecywałaś. Podejście rewelacyjne.

55

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.
Badas napisał/a:

To nie ty ślubowałaś, fakt, ale w d...... masz czyjeś uczucia. Nie liczyłaś się z nimi. Totalny, skrajny egoizm.

Skrajny egozim po obu stronach, zdecydowanie


Badas napisał/a:

Nie przeszkadzało ci, że zamiast z dziećmi, spędza czas z tobą? A... to przecież nie twoje dzieci, ty nic im nie obiecywałaś. Podejście rewelacyjne.

To głównie Jemu powinno przeszkadzać, że spędza czas poza domem. Tego nigdy nie zrozumiem, jak można ryzykować utratę nawej minuty spędzania czasu z rodziną w ciągu dnia. To jest raczej pytanie do zdrajcy..

56 Ostatnio edytowany przez Badas (2021-01-04 17:14:06)

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.

Tak, przede wszystkim zdrajca powinien żałować tych straconych chwil. Osoba z którą zdradzał nie zabierała maluchom swojego czasu. Ale powodowała, że przez nią ktoś ten czas zabierał. Dlatego napisałam, że jest współodpowiedzialna.
Ja sobie nie wyobrażam spędzać z kimś upojnych chwil, kosztem kogoś. Czy też jakichkolwiek chwil. Nie miałabym spokoju i żadnej przyjemności.

57

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.
MotoBiedronka napisał/a:

Muszę zgodzić się z Garym, chyba trafia w sedno mojego problemu. Problemem jest brak kogoś fajnego, nie umiem takiej osoby znaleźć.

I to jest najważniejszy moim zdaniem twój cel. Sama żyć nie będziesz, bo samotność męczy. Zatem musisz kogoś poznać. Aby poznać trzeba dużo pracy wykonać, to na pewno jest trudne, wymaga szczęścia, ale szczęściu się pomaga.

58

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.

Tak, z całą pewnością jest tu egoizm. Zarówno mój, jak i jego. Mój jest dość logiczny, łapię każdą chwilę, jaką może mi dać, nie patrzę co komu zabiera, tylko co daje w tym momencie mi. Ale mimo wszystko myślę, że odpowiedzialność jest nie po mojej stronie.

59

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.

A Ty autorko masz jakiś system wartości w życiu?
Czy żyjesz bez wartości, z dnia na dzień a najważniejsze jest to, żeby to życie wypełniał obojętnie kto, byłe tylko był?

60

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.
Badas napisał/a:
MotoBiedronka napisał/a:

ale i nie czuję, żebym to ja ponosiła winę i odpowiedzialność za krzywdę dzieci i żony. To nie ja jej ślubowałam i przysięgałam, jest dla mnie obcym człowiekiem, to nie ja ją zdradzam. Nie w moim interesie jest ją chronić i dbać o nią

Jesteś współodpowiedzialna za krzywdę dzieci.
To nie ty ślubowałaś, fakt, ale w d...... masz czyjeś uczucia. Nie liczyłaś się z nimi. Totalny, skrajny egoizm.  Dla ciebie człowiek, który zdradza, jest wart zaufania? Nie przeszkadzało ci, że zamiast z dziećmi, spędza czas z tobą? A... to przecież nie twoje dzieci, ty nic im nie obiecywałaś. Podejście rewelacyjne.

Bzdura. Ona mogłaby odpowiadać za dzieci gdyby je miała. Facet chyba w pełni rozumu i wiedział co robi wdając w romans. Szczególnie kiedy mówił wprost, że nie układa w małżeństwie. Nie oszukujmy się, każdy z nas dąży do tego by być szczęśliwym. Skoro facet nie był to mógłby rozwieźć i tyle. Ona odeszła od narzeczonego. Odpowiedzialność za romans ponoszą oboje, jednak ona chciała z nim wspólnego życia, on wolał mieć ją z doskoku. Kto tu bardziej 'winny'? To jego obowiązkiem było zatroszczyć o żonę i dzieci wdając w romans i teoretycznie wypisać z małżeństwa. Dla niej to obca kobieta, a gdyby facet zdecydował odejść, to pewnie też przyjęłaby to, że on ma dzieci.  Nawet gdyby nie chciała mieć z nim własnego.
Facet zdecydował inaczej. Został z żoną choć tam pewnie zgliszcza relacji, tylko dzieci.

61

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.
MotoBiedronka napisał/a:

... tu egoizm. ...łapię każdą chwilę, jaką może mi dać, nie patrzę co komu zabiera,...

Krytyka romansu opiera się na takim założeniu:   "gdyby mąż nie poświęcał czasu kochance, to poświęciłby ten czas żonie i byli by szczęśliwi".

Prawda jest taka, że nie poświęciłby żonie.

Mówi się, że kochanka zabiera męża żonie, ojca dzieciom. Wydaje mi się, że gdyby kochanki nie było, to żona i dzieci by więcej jego nie miały.

Zresztą ten mąż sam wybiera gdzie chce być w danej chwili.

62

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.

Wybacz, ale swojego kochanka nigdy nie nazwę byle kim, byle tylko był.
Gdybym była z kimś kogo nie lubię, z kim się męczę, z kimś kto mnie wkurza, kto podcina skrzydła, to ok, wtedy byłoby to - byle by był.
Wbrew pozorom przy tym człowieku zrobiłam dużo, dodał mi skrzydeł, dopingował mnie i mobilizował. Gdyby pominąć to, że ma żonę, to naprawdę jest to ktoś z kim chciałabym być. I nie na zasadzie byle jak.

63

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.
MotoBiedronka napisał/a:

Wybacz, ale swojego kochanka nigdy nie nazwę byle kim, byle tylko był.
Gdybym była z kimś kogo nie lubię, z kim się męczę, z kimś kto mnie wkurza, kto podcina skrzydła, to ok, wtedy byłoby to - byle by był.
Wbrew pozorom przy tym człowieku zrobiłam dużo, dodał mi skrzydeł, dopingował mnie i mobilizował. Gdyby pominąć to, że ma żonę, to naprawdę jest to ktoś z kim chciałabym być. I nie na zasadzie byle jak.

Ale problem nie polega na tym, że on ma żonę, tylko że on nie chce z tobą być.

64

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.
Gary napisał/a:
MotoBiedronka napisał/a:

... tu egoizm. ...łapię każdą chwilę, jaką może mi dać, nie patrzę co komu zabiera,...

Krytyka romansu opiera się na takim założeniu:   "gdyby mąż nie poświęcał czasu kochance, to poświęciłby ten czas żonie i byli by szczęśliwi".

Prawda jest taka, że nie poświęciłby żonie.

Mówi się, że kochanka zabiera męża żonie, ojca dzieciom. Wydaje mi się, że gdyby kochanki nie było, to żona i dzieci by więcej jego nie miały.

Zresztą ten mąż sam wybiera gdzie chce być w danej chwili.

Dokładnie tak, jak Gary mówi. Przede mną może i nie miał kochanki, z którą spędzał 60 h w tygodniu, ale wynajdywał tyle zajęć dodatkowych, że i tak tego czasu nie spędzał w domu. Czy byłam ja, czy inne pasje, hobby itp, to efekt był ten sam.

65

Odp: Romans, z którego chcę się wydostać.
Niuans napisał/a:
MotoBiedronka napisał/a:

Wybacz, ale swojego kochanka nigdy nie nazwę byle kim, byle tylko był.
Gdybym była z kimś kogo nie lubię, z kim się męczę, z kimś kto mnie wkurza, kto podcina skrzydła, to ok, wtedy byłoby to - byle by był.
Wbrew pozorom przy tym człowieku zrobiłam dużo, dodał mi skrzydeł, dopingował mnie i mobilizował. Gdyby pominąć to, że ma żonę, to naprawdę jest to ktoś z kim chciałabym być. I nie na zasadzie byle jak.

Ale problem nie polega na tym, że on ma żonę, tylko że on nie chce z tobą być.

Zgadza się, dlatego właśnie odeszłam, bo nie jestem w stanie już tego akceptować, nie jestem w stanie dłużej żyć w tej bajce, która nigdy nie będzie miała szczęśliwego zakończenia.

Posty [ 1 do 65 z 164 ]

Strony 1 2 3 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Romans, z którego chcę się wydostać.

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024