Cześć,
proszę Was o szczerą opinię, jak to wszystko wygląda z Waszej perspektywy.
Żeby nie bawić się w zbędne ckliwe historyjki, jakiego cudownego mężczyznę poznałam, jak to się kochamy, jaki jest dla mnie dobry itp, przejdę od razu do rzeczy.
Jestem zakochana w żonatym mężczyźnie, który ma dwójkę dzieci.
Pół roku temu odbyliśmy rozmowę - co dalej robimy.
Po długich rozmowach, milionie scenariuszy, hektolitrach łez, podjął decyzję, że nie odejdzie. I to nie, że od żony, a od dzieci. Nie chce ich zostawiać tylko dlatego, że myśli tylko o sobie. Nie chce im zawalać świata, bo nie układa im się w małżeństwie. Bo z perspektywy dzieci dom może nie jest idealny, ale jest poprawny. Rodzina jest pełna. Dodatkowo powiedział, że boi się reakcji najbliższych - rodziców, kuzynów, przyjaciół, znajomych, poza tym mają zobowiązania finansowe i to wszystko powoduje, że on boi się odejść.
Czy naprawdę człowiek, który kocha, który każdą wolną chwilę poświęca mi, który spędza ze mną bardzo dużo czasu, czasem i codziennie od popołudnia do nocy, który cały czas pisze, często dzwoni - jest w stanie to poświęcić z tych powodów, które wymieniłam wcześniej?
Cały czas słyszę, że mam nie szukać winy w sobie, że to jego problem, nie mój, bo ja jestem jego ideałem, a mi serce pęka.
Nie potrafię tego przekreślić, to mój najlepszy przyjaciel, zna mnie na wylot, tak samo ja jego.
Podczas kwarantanny próbowałam zerwać z nim kontakt. Przez miesiąc się nie widzieliśmy, kontaktowaliśmy się sporadycznie, a ja ten czas okropnie przeżyłam. Płakałam, myślałam, analizowałam, cholernie tęskniłam..
Spotkaliśmy się tydzień temu, żeby ze sobą porozmawiać.
Jak go zobaczyłam i przytuliłam, to zeszło ze mnie całe napięcie. Popłakałam się tak, że długo nie umiałam się ogarnąć. On zresztą też.
Zdaję sobie sprawę, że jestem kochanką i z góry dostanę łatkę zimnej wyrachowanej s...ki, która wpieprzyła się komuś z buciorami do życia, tylko, że to wszystko zaczęło się od przyjaźni. O bliskości długo nie było mowy. To nie tak miało wyglądać, ale podobne problemy, długie rozmowy nas do siebie zbliżyły. U nas seks nie gra głównej roli.
Nie wiem co mam robić, spotkania i kontakt znów wróciły,
Ja w ciągu tych dwóch lat próbowałam się spotykać z innymi, ale nikt nie dorastał mu do pięt, za każdym razem kończyło się to niepowodzeniem.
Boli mnie to, że to nie do mnie wraca, że to nie ze mną spędza święta, sylwestra itp. Ale nie potrafię tego skończyć, ten miesiąc był dla mnie katorgą. Ale męczy mnie również to, że ja jestem w wiecznej gotowości. Zawsze mam dla niego czas, zrezygnowałam ze spotkań ze znajomymi, żeby zawsze móc się z nim spotkać (no chyba, że wiedziałam, że konkretnego dnia się nie zobaczymy, to wtedy się z nimi widywałam). Po prostu czekam jak na szpilkach na wiadomość, na telefon, na spotkanie...
Czy da się coś tu jeszcze zrobić? Czy jestem już stracona?
...Po długich rozmowach, milionie scenariuszy, hektolitrach łez, podjął decyzję, że nie odejdzie.
czytaj miedzy wierszami
"nie planuję z Tobą przyszłości, na początku myślałem, ze jesteś fajniejsza choć sex był super to jednak reszta mi się opatrzyła. Jak będę Cię chciał znów pobzykać to się spotkamy"
.Nie wiem co mam robić, spotkania i kontakt znów wróciły,
własnie wypełnia to co powiedział wcześniej, tzn potrzebuje chwilowej odskoczni, pobzykać
... Czy jestem już stracona?
nie, ogarnij się i będzie dobrze
Witaj i od razu ci powiem że żadnych łatek nie będę Ci przypinać,osądzać,oceniać czy wyżywać się na Tobie, bo sam dawno temu byłem w Twojej sytuacji i wiem że najgorzej to sam człowiek w pewnych momentach siebie okrutnie surowo ocenia ,a to co Ciebie spotkało było Twoim wyborem i nie jest wyjątkowe chociaż takim się wydaje.Wiem co możesz czuć i myśleć - wesoło,radośnie to nie jest jak już przekroczy się pewną granice czegoś co jest jakimś rodzajem zniewolenia, uzależnienia, z cierpieniem i depresją po ogromnych emocjach i uniesieniach.
Przeczytaj na początek jak chcesz.
ObecnaKochanka napisał/a:...Po długich rozmowach, milionie scenariuszy, hektolitrach łez, podjął decyzję, że nie odejdzie.
czytaj miedzy wierszami
"nie planuję z Tobą przyszłości, na początku myślałem, ze jesteś fajniejsza choć sex był super to jednak reszta mi się opatrzyła. Jak będę Cię chciał znów pobzykać to się spotkamy"ObecnaKochanka napisał/a:.Nie wiem co mam robić, spotkania i kontakt znów wróciły,
własnie wypełnia to co powiedział wcześniej, tzn potrzebuje chwilowej odskoczni, pobzykać
ObecnaKochanka napisał/a:... Czy jestem już stracona?
nie, ogarnij się i będzie dobrze
Spłyciłeś wszystko do seksu. Nigdy nie poczułam się jako odskocznia, jako ktoś od bzykania.
Myślę, że w takiej sytuacji nie spędza się z człowiekiem praktycznie całego wolnego czasu, bo gdyby tak było, to seks byłby na każdym spotkaniu i trwałoby ono max 2 godziny, a nie jak to często bywa 6-7h.
Komu dla samego bzykania chciałoby się poświęcać cały swój czas, angażować się emocjonalnie i tak ryzykować tym, co boi się stracić?
Mi osobiście dla samego seksu nie chciałoby się utrzymywać takiego kontaktu, a jeśli pojawiłyby się uczucia, to bym kopnęła w dupę i tyle. Dużo ludzi jest na świecie
On podjął już decyzję i nie bardzo masz co zrobić. Jeśli tak bardzo Cię kocha i jesteś dla niego ważna, to dlaczego zachował się jak tchórz? Bo boi się opinii innych. Mówienie, że to "dla dobra dzieci" to beznadziejna przykrywka. Dzieci będą rosły i zobaczą, że między rodzicami nie jest dobrze. Wg mnie gdyby miał "jaja" to byłby z Tobą i poniósł tego konsekwencje. Na ten moment to zwykły tchórz.
6 2020-04-29 14:13:50 Ostatnio edytowany przez paslawek (2020-04-29 14:15:25)
bullet napisał/a:ObecnaKochanka napisał/a:...Po długich rozmowach, milionie scenariuszy, hektolitrach łez, podjął decyzję, że nie odejdzie.
czytaj miedzy wierszami
"nie planuję z Tobą przyszłości, na początku myślałem, ze jesteś fajniejsza choć sex był super to jednak reszta mi się opatrzyła. Jak będę Cię chciał znów pobzykać to się spotkamy"ObecnaKochanka napisał/a:.Nie wiem co mam robić, spotkania i kontakt znów wróciły,
własnie wypełnia to co powiedział wcześniej, tzn potrzebuje chwilowej odskoczni, pobzykać
ObecnaKochanka napisał/a:... Czy jestem już stracona?
nie, ogarnij się i będzie dobrze
Spłyciłeś wszystko do seksu. Nigdy nie poczułam się jako odskocznia, jako ktoś od bzykania.
Myślę, że w takiej sytuacji nie spędza się z człowiekiem praktycznie całego wolnego czasu, bo gdyby tak było, to seks byłby na każdym spotkaniu i trwałoby ono max 2 godziny, a nie jak to często bywa 6-7h.
Komu dla samego bzykania chciałoby się poświęcać cały swój czas, angażować się emocjonalnie i tak ryzykować tym, co boi się stracić?
Mi osobiście dla samego seksu nie chciałoby się utrzymywać takiego kontaktu, a jeśli pojawiłyby się uczucia, to bym kopnęła w dupę i tyle. Dużo ludzi jest na świecie
Ty z kolei jesteś chyba jeszcze na etapie wmawiania sobie bajek i idealizowania romansu i tych wszystkich ,emocji w relacji.
Z punktu widzenia (tego ?) faceta ( bo też jeszcze dawniej byłem w podobnej do jego sytuacji z resztą niektóre kobiety też mają tak samo)
chciało by się - ponieważ romans to nie tylko seks, a seks to też mnóstwo emocji cała otoczka, jest bardzo istotna, może nie dla wszystkich i nie zawsze, dla mnie była w każdym bądź razie.
Większość romansów nie opiera się wyłącznie na seksie, co nie oznacza, że nie jest on odskocznią, szczególnie dla tych zajętych.
2 lata to bardzo długo, za długo by coś chcieć zmieniać (mówię o nim). Generalnie im dłużej romans trwa, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że zakończy się on związkiem. Pierwsze motyle mijają, znajomość powszednieje, pojawiają pierwsze zgrzyty itd.
Po co on ma teraz wywracać życie do góry nogami, skoro przez 2 lata udawało mu się ciągnąć obie rzeczy. Jaką teraz ma motywację? Romans, jak przestaje być tylko romansem, zwykle traci swój urok i rolę.
8 2020-04-29 14:31:06 Ostatnio edytowany przez karn (2020-04-29 14:39:44)
Wytłumaczenie jakie on Ci podał jest jak najbardziej sensowne. Dla niego istotne jest wiele rzeczy, a nie tylko uczucie, którym darzy Ciebie. Rodzina, dzieci, stabilność, którą ma, na pewno też pieniądze, bo rozwój oznaczałby poważne konsekwencje finansowe. Moim zdaniem kobiety często nie doceniają wagi, jaką dla mężczyzn ma kariera i zdobyty w życiu majątek. Wziął na jedną stronę wagi plusy bycia z Tobą, na drugą minusy związane z zakończeniem obecnego związku i mu się skalkulowało, że nie warto odchodzić.
Ludzie generalnie za duże znaczenie nadają uczuciu zakochania w życiu jako czegoś nadrzędnego wobec innych rzeczy i myślę, żę Ty poszłaś tą drogą. Zakochanie to stan emocjonalny, chemiczny w mózgu, istotny, fajny, potrzebny w życiu, ale jest tylko życia elementem, a nie jego sensem. I wypala się z czasem. Zgadzam się z Roxan, że im dłuższy romans, tym mniejsza szansa na związek. A no i romans daje pewne emocje, których związek z Tobą mógłby już nie dawać.
Historia jakich wiele. Na miejscu Twoim i wszystkich innych Kobietek wyryłbym sobie w głowie zdanie: żonaci od żon (przeważnie) nie odchodzą. To powinien być element edukacji w szkole zamiast albo obok religii I drugie: to są skutki picia wódki
Tak się kończy uczestniczenie w zdradzie. Na przyszłość, jak poznasz żonatego, z którym zaiskrzy to postaw mu warunek - najpierw odchodzi, potem związek z Tobą.
Jeśli facet nie odchodzi w pierwszym roku romansu to podobno już nigdy nie odejdzie. Jemu jest tak wygodnie. Odpowiada mu ten układ bo nie ponosi żadnych negatywnych konsekwencji swoich decyzji. Nie ma poczucia winy wobec żony (bo małżeństwo mu się nie układa), a z drugiej strony nie musi mierzyć się z traumą rodziny po odejściu i otoczeniem. Ty zaś jesteś przy nim tak czy siak więc nie ma powodu dla którego miałby z tego rezygnować. Poczytaj wątki kochanek zobaczysz jaka męczarnia czeka cię w takim związku i jaka fatalna atmosfera jest w jego rodzinie skoro on poświęca ci każdą wolną chwilę. Tak naprawdę w tym układzie to tylko on na tym korzysta. Ani jego rodzina ani jego dzieci ani ty. Jedyna szansa to, że żona się dowie i sama go wykopie z domu, ale pytanie czy chcesz żeby to ona zdecydowała za niego. Mój mąż zostawił mnie dla kochanki po dokładnie po 9 miesiącach od poznania jej bo zakochał się na zabój, mimo, że właśnie urodziło nam się długo oczekiwane dziecko. Tak robią faceci jak naprawdę kochają. Nic się dla nich nie liczy tylko ta jedyna.
10 2020-04-29 14:43:02 Ostatnio edytowany przez paslawek (2020-04-29 14:44:04)
Jednego czego możesz być niemal pewna Autorko to to, że wasz romans nie zbliżył tego faceta do Ciebie, a oddalił go od żony i rodziny w jakimś stopniu i na jakimś poziomie - on już nie będzie taki sam jak kiedyś - po za wygodą którą ceni sobie bardzo.Jest na to olbrzymie,bardzo wysokie prawdopodobieństwo, oraz na to że przenigdy nie dowiesz się całej absolutnej prawdy o tym co on czuje,co jego łączy z Tobą, jakie miał myśli ,jakie ma intencje i motywy - poznasz fragmenciki, a w tym wiele kłamstw i wiary w nie "niezłomnej" i słyszałaś tylko słowa, widziałaś jakieś gesty,cała reszta rozgrywa się w Twojej głowie z wszystkimi tymi interpretacjami, projekcjami, życzeniami,tego co chcesz widzieć,słyszeć i w co chcesz wierzyć za wszelką cenę.
Komu dla samego bzykania chciałoby się poświęcać cały swój czas, angażować się emocjonalnie i tak ryzykować tym, co boi się stracić?
Mi osobiście dla samego seksu nie chciałoby się utrzymywać takiego kontaktu, a jeśli pojawiłyby się uczucia, to bym kopnęła w dupę i tyle. Dużo ludzi jest na świecie
Mojemu jm Uwierz mi, że są takie przypadki, niestety. Deklarował kochance miłość, spędzał z nią więcej czasu niż ze mną (emocjonalnie, bo nie liczę jego nieobecnej obecności), a jak się dowiedziałam i podjęłam za niego decyzję o rozwodzie, to kocha mnie. Z doświadczenia, jak wszyscy tu piszą, jeżeli dla Ciebie nie zmienia życia, to nie kocha, kropka.
Trzeba wrócić do rzeczywistości, bo odleciałaś w kosmos.
Jeśli facet nie odchodzi w pierwszym roku romansu to podobno już nigdy nie odejdzie. Jemu jest tak wygodnie. Odpowiada mu ten układ bo nie ponosi żadnych negatywnych konsekwencji swoich decyzji. Nie ma poczucia winy wobec żony (bo małżeństwo mu się nie układa), a z drugiej strony nie musi mierzyć się z traumą rodziny po odejściu i otoczeniem. Ty zaś jesteś przy nim tak czy siak więc nie ma powodu dla którego miałby z tego rezygnować.
Zgadzam się z powyższym.
Powody wdania się w romans czy częstotliwość spotkań tak naprawdę nie mają aż tak dużego znaczenia. Wydaje mi się, że kochanki czy kochankowie myślą, że im dłużej romans trwa, tym więź jest silniejsza, a tym samym szanse na związek większe. Jest natomiast zupełnie na odwrót. Romans najbardziej kręci na samym początku, to są emocje, adrenalina, która wciąga i sprawia, ze ludzie tracą głowy, zdrowy rozsądek itd. Z czasem jednak wszystko powszednieje, emocje i ten cały 'haj' opadają.
Jeżeli osobie zdradzającej uda się utrzymać romans dłużej niż rok, to motywacja do odejścia (rozwodu) automatycznie zaczyna się zmniejszać. Wtedy tylko ewentualne wydanie się romansu może coś zmienić, ale tak jak pisała Pikupik, to już nie to samo.
Na romansie tracą wszyscy. Tylko nie wszyscy świadomie (jak jego żona i dzieci).
14 2020-04-29 15:33:16 Ostatnio edytowany przez paslawek (2020-04-29 15:35:09)
Po długich rozmowach, milionie scenariuszy, hektolitrach łez, podjął decyzję, że nie odejdzie. I to nie, że od żony, a od dzieci. Nie chce ich zostawiać tylko dlatego, że myśli tylko o sobie. Nie chce im zawalać świata, bo nie układa im się w małżeństwie. Bo z perspektywy dzieci dom może nie jest idealny, ale jest poprawny. Rodzina jest pełna. Dodatkowo powiedział, że boi się reakcji najbliższych - rodziców, kuzynów, przyjaciół, znajomych, poza tym mają zobowiązania finansowe i to wszystko powoduje, że on boi się odejść.
Czy naprawdę człowiek, który kocha, który każdą wolną chwilę poświęca mi, który spędza ze mną bardzo dużo czasu, czasem i codziennie od popołudnia do nocy, który cały czas pisze, często dzwoni - jest w stanie to poświęcić z tych powodów, które wymieniłam wcześniej?
Cały czas słyszę, że mam nie szukać winy w sobie, że to jego problem, nie mój, bo ja jestem jego ideałem, a mi serce pęka.
Nie potrafię tego przekreślić, to mój najlepszy przyjaciel, zna mnie na wylot, tak samo ja jego.?
Myślę, że w takiej sytuacji nie spędza się z człowiekiem praktycznie całego wolnego czasu, bo gdyby tak było, to seks byłby na każdym spotkaniu i trwałoby ono max 2 godziny, a nie jak to często bywa 6-7h.
Z pewnością facet nie jest potworem,jego obawy i dylematy pewnie istniały i miały znaczenie,były jednak wygodną wymówką w skutkach i to takie niby szczere i uczciwe,ale ojcem roku też raczej nie był,chyba że dzieciom, z poczucia winy i obowiązku, przeznaczył a im to wystarczało, może 15-20 minut dziennie uwagi troski z rana i z wieczora,jakieś tam weekendy no i te święta nieszczęsne - mnóstwo iluzji.Komu poświęcał swoje oddanie czas i myślenie, a kto jest na to bardziej pazerny i chciwy,komu się więcej należy?
Dla Ciebie przeznaczone były miedzy innymi te wszystkie płaczliwe rozterki,użalanie się, rozpaczanie, dramy i ukojenie tych wszystkich ukrywanych uczuć przed rodziną w ramionach Twych przez 6-7 godzin często.
Wytłumaczenie jakie on Ci podał jest jak najbardziej sensowne. Dla niego istotne jest wiele rzeczy, a nie tylko uczucie, którym darzy Ciebie. Rodzina, dzieci, stabilność, którą ma, na pewno też pieniądze, bo rozwój oznaczałby poważne konsekwencje finansowe. Moim zdaniem kobiety często nie doceniają wagi, jaką dla mężczyzn ma kariera i zdobyty w życiu majątek. Wziął na jedną stronę wagi plusy bycia z Tobą, na drugą minusy związane z zakończeniem obecnego związku i mu się skalkulowało, że nie warto odchodzić.
Ludzie generalnie za duże znaczenie nadają uczuciu zakochania w życiu jako czegoś nadrzędnego wobec innych rzeczy i myślę, że Ty poszłaś tą drogą. Zakochanie to stan emocjonalny, chemiczny w mózgu, istotny, fajny, potrzebny w życiu, ale jest tylko życia elementem, a nie jego sensem. I wypala się z czasem. Zgadzam się z Roxan, że im dłuższy romans, tym mniejsza szansa na związek. A no i romans daje pewne emocje, których związek z Tobą mógłby już nie dawać.
Historia jakich wiele. Na miejscu Twoim i wszystkich innych Kobietek wyryłbym sobie w głowie zdanie: żonaci od żon (przeważnie) nie odchodzą. To powinien być element edukacji w szkole zamiast albo obok religii
I drugie: to są skutki picia wódki
Tak się kończy uczestniczenie w zdradzie. Na przyszłość, jak poznasz żonatego, z którym zaiskrzy to postaw mu warunek - najpierw odchodzi, potem związek z Tobą.
Dobrze powiedziane!
Nie ma co tutaj, po raz kolejny, wieszać psów na zdradzającym, bo tacy to raczej nie zmieniają swojej natury - jak będzie chciał, to zawsze ucieknie od problemów skacząc w bok, zamiast je rozwiązać, doceniając jednocześnie tą pogardzaną przez wielu kochanków stabilizację i bezpieczeństwo. Nie ma sensu tutaj też w żaden sposób potrząsać solidnie kochanką, uświadamiając ją w co się pakuje i jak bardzo ślepym torem podąża, bo ona i tak zrobi swoje.
Najlepsze co można zrobić, to wyryć sobie w pamięci słowa Kolegi, szczególnie te pogrubione moim zdaniem i przypominać je sobie w odpowiedniej chwili, nie przeżywając aż tak bardzo odejścia swojego lubego, przypisując temu jakiś wyrafinowany cel, mający tylko i wyłącznie skrzywdzić kobietę. Kiedy tak naprawdę zdradzający dokonuje czystej kalkulacji pod swoje korzyści, dokonując prostego wyboru. Uświadamia sobie co jest dla niego ważniejsze i więcej warte. Analogiczny wybór stoi zawsze przed kimś, kto odpływa w romans z zajętą osobą.
Aż musiałam się tu dla Ciebie zalogować.
Jak masz czas, to poczytaj tutejsze wątki w temacie -Zdrada. Szybko dojdziesz do wniosków, że romanse mają wiele wspólnych mianowników. Twój w żadnym stopniu nie rózni się od pozostałych. Zacznij tak myśleć, a masz szansę by otworzyć oczy.
Schemat jest zwykle ten sam:
1. Zonaty i dzieciaty z żoną zołzą. Są bo dzieci/kredyty etc.
2. Pół biedy jak kochanka ma męża. Choć i taki układ zwykle dla kobiet jest dramatem.
3. Kochanek zabiega o kochanke długo i prawi takie komplementy, że nogi się uginają.
4. Miłość zakazana smakuje wybornie.
5. Jak kochanka domaga się nie należnego, romans powszednieje, emocje opadaja. Ale nadal fajnie mieć kogoś na boku.
Twój k to nikt inny jak oszust kłamiący Ciebie i żonę. Dobrze, że nie sprzedał ci kłamstwa żebyś czekała aż jego dzieci podrosną To mnie zawsze bawi.
Masz idealny czas z racji wirusa by się w początkowej fazie otrząsnąć z tej ułudy. Nie dopisuj sobie żadnej ideologii. Bo zapewniam Cię, że jakbyś pogadała z jego żoną, to miała byś zgoła inny obraz ich związku.
Mają małe dzieci, jest rutyna, może mniej seksu, choć ten na pewno jest. Nie wierz, że nie ma. I facet, nie mówie, że się Tobą na początku nie zauroczył, poszedł w bok. Jak ktoś wyżej napisał - jest mu wygodnie. W domu ma gniazdko, a na boku kochanke. Swoja drogą, jak mogłaś poświęcic swoje życie towarzyskie dla niego? On to wie, że Ty jesteś zakochana więc trwa przy Tobie i mami Cię nic nie wartymi chwilami.
Ciesz się, że romans się nie wydał. Bo wiesz, że kochanek zrobiłby z Ciebie najgorszą, a sam się zawinął z prędkością światła? Bądz stanął by z walizką jakby go żona z domu wyrzuciła. Ale po paru miesiącach jej urabiania spakował by rzeczy i tyle byś go widziała.
Kochanka się nie kalkuluje. Jak jest bogaty, to mysiałby się dzielić. A jak jest zwykłym Kowalskim, to alimenty plus nowa rodzina...No pomyśl sama.
Jeśli mogę spytać, to ile masz lat? Ile on?
Ty sobie marnujesz zapewne młode lata, które mogłabyś przeznaczyć na swój rozwój, poznawanie ludzi, znalezienie faceta z którym mogłabyś założyć normalną rodzinę a on ma już i żonę i dzieci i ładny dom i samochód i zawodowe spełnienie, aż szkoda że się trochę nie pozachwycałaś jaki on dobry i wspaniały dla ciebie
A mnie ciekawi jeszcze jedna rzecz, mianowicie: czy poruszaliście temat, co byłoby, gdyby Wasz romans się wydał? Czy Twój ukochany deklarował, że wtedy odszedłby od żony, i przestał się męczyć w nieudanym związku? Bo jeśli nie, to zapewne, zrobiłby z Ciebie tę najgorszą, która szantażem i groźbami trzymała biedactwo na łańcuchu.
19 2020-04-29 17:54:48 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-04-29 17:55:21)
Rozwiązanie jest proste: wrócić do swoich oczekiwań z początku romansu, bo jak rozumiem, nie wchodziłaś w to z założeniem, że zajmiesz miejsce zony.
Jak masz oczekiwania związane z budzeniem się razem każdego poranka przy nim, wspólne święta, sylwester, to masz jasną i szczerą deklarację, że to się nie zdarzy.
Ty decydujesz, czy Ci to wystarcza czy nie, czy ta znajomość w takiej formie jak jest to dla Ciebie plus czy minus.
Zawsze powtarza się dokładnie ten sam schemat, ze wszystkimi etapami i szczegółami. Za każdym razem też osoba, będąca na miejscu Autorki MUSI się solidnie sparzyć na takiej relacji, żeby dopiero się z niej wycofać. Dopóki silne emocje, nowości i oraz ciągłe poszukiwania wszelkich formy odskoczni będą przeważać, to zawsze będzie miało to podobny przebieg: na początku taplanie się w emocjach a potem twarde zderzenie z rzeczywistością połączone z koniecznością stawania przed wyborem: "miłość" czy stałość i powrót do spokojnej przystani.
No dobrze, on ma swoją żonę i dzieci do których wraca. Znajomych z którymi utrzymuje kontakt. I Ciebie, gdy mu rodzina, praca i inne rzeczy na to pozwolą. A Ty autorko? Co masz? Sama mówisz, że przez niego nie masz swojego życia. Że to, co jest, jest wypełnione czekaniem. Tak chcesz żyć? Jak jeszcze długo? Kwarantanna się skończy, a Ty będziesz ciągle sama.
Jasne, że odejście boli. Pół roku, rok. Nie ma reguły. Jednak tak nie powinno wyglądać życie - zmarnowane dla paru chwil.
Według mnie, temu człowiekowi jest dość wygodnie tak żyć, ma dom i pełna rodzinę z drugiej strony kiedy jest źle, ramię w które może się schować - odreagować. Niestety tylko Ty tracisz czas bo jesteś uzależniona od niego psychicznie i fizycznie. Jeżeli On nie potrafi podjąć decyzji spróbuj mu pomóc inkognito wysyłając zdjęcia do żony. Wtedy sprawdzisz czy przyjdzie do Ciebie czy będzie ją prosił o wybaczenie. Wtedy będziesz mieć jeszcze czas by odratować swoje życie i poznać kogoś kto będzie Ci szczęrze oddany bo póki co jesteś tylko drugą obcją
23 2020-04-29 18:20:12 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-04-29 18:20:49)
Może nie odchodzić, jak nie ma siły, ale priorytety powinna sobie poustawiać inaczej.
Jak słusznie zauważyłaś, jej życie polega na czekaniu, a On ma swoje. Ma to swoje skutki.
24 2020-04-29 18:33:19 Ostatnio edytowany przez imieslow (2020-04-29 18:36:08)
Nie rozumiem czego oczekuje autorka. Ona ma przynajmniej jasno postawioną sprawę i nie jest zwodzona jak większość kochanek - facet mówi, że swojej rodziny dla niej nie zostawi, powiedział też dlaczego taka a nie inna decyzja. Chyba jaśniej się już nie da. A to, że ona ma jakieś nadzieje mimo przejrzystości sytuacji ze strony kochanka, to już jej zmartwienie. To ona marnuje swój czas, emocje i młodość - na własne życzenie. Właściwie to ona nawet nie jest kochanką, tylko kumpelą, którą czasem kumpel bzyknie.
A mnie ciekawi jeszcze jedna rzecz, mianowicie: czy poruszaliście temat, co byłoby, gdyby Wasz romans się wydał? Czy Twój ukochany deklarował, że wtedy odszedłby od żony, i przestał się męczyć w nieudanym związku? Bo jeśli nie, to zapewne, zrobiłby z Ciebie tę najgorszą, która szantażem i groźbami trzymała biedactwo na łańcuchu.
Przepraszam, że się zachwycę, ale same smaczki tutaj Cytrynowa, a wcześniej Margo001 piszecie Mój jm w takiej sytuacji przeszedł od miłości do nienawiści do swojej kochanki i to ona się do niego oczywiście przyczepiła.
Tyle tylko, jak ktoś wcześniej słusznie zauważył, do większości kochanek logiczne argumenty nie trafiają i one wiedzą lepiej (moje doświadczenie), jak wyglądało małżeństwo
26 2020-04-29 19:18:44 Ostatnio edytowany przez Roxann (2020-04-29 19:19:04)
Przepraszam, że się zachwycę, ale same smaczki tutaj Cytrynowa, a wcześniej Margo001 piszecie
Mój jm w takiej sytuacji przeszedł od miłości do nienawiści do swojej kochanki i to ona się do niego oczywiście przyczepiła.
Tyle tylko, jak ktoś wcześniej słusznie zauważył, do większości kochanek logiczne argumenty nie trafiają i one wiedzą lepiej (moje doświadczenie), jak wyglądało małżeństwo
Kochanki czy kochankowie (tu nie ma jakiejś większej różnicy) wiedzą tyle co usłyszą i wyobrażą na podstawie zachowania zdradzającej osoby, czyli zaangażowania w romans i podjętego ryzyka. No przecież gdyby kochał żonę, to nie poświęcałby kochance tyle czasu, uwagi, czułości itd. Dopiero po czasie przychodzi refleksja, że gdyby kochał kochankę, to by do tej 'złej' żony nie wracał. Nie mówiąc o sypianiu z nią tylko po to by niczego nie domyśliła.
Osoba, która tak lawiruje nie kocha nikogo prócz siebie. Dlatego zawsze będzie kalkulować. Bez skrupułów.
27 2020-04-29 19:39:58 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2020-04-29 19:40:40)
No dobrze, on ma swoją żonę i dzieci do których wraca. Znajomych z którymi utrzymuje kontakt. I Ciebie, gdy mu rodzina, praca i inne rzeczy na to pozwolą. A Ty autorko? Co masz? Sama mówisz, że przez niego nie masz swojego życia. Że to, co jest, jest wypełnione czekaniem. Tak chcesz żyć? Jak jeszcze długo? Kwarantanna się skończy, a Ty będziesz ciągle sama.
Jasne, że odejście boli. Pół roku, rok. Nie ma reguły. Jednak tak nie powinno wyglądać życie - zmarnowane dla paru chwil.
Niestety dla Autorki, jak i dla wielu osób na jej miejscu, właściwie nic się na tym etapie nie liczy. Nic nie jest ważne, oprócz tej kąpieli emocjach, uniesieniu i ekstazie, jakie odczuwa przy kontakcie ze swoim lubym. Romans, i to chyba każdy się opiera właściwie głównie o to, więc jak nagle wszystkie te uczucia mijają, następuje twarde lądowanie, połączone z niedowierzaniem, żalami i frustracjami. Jednocześnie obwinia się wszystkich dookoła, a tylko nie siebie.
Niestety dla Autorki, jak i dla wielu osób na jej miejscu, właściwie nic się na tym etapie nie liczy. Nic nie jest ważne, oprócz tej kąpieli emocjach, uniesieniu i ekstazie, jakie odczuwa przy kontakcie ze swoim lubym. Romans, i to chyba każdy się opiera właściwie głównie o to, więc jak nagle wszystkie te uczucia mijają, następuje twarde lądowanie, połączone z niedowierzaniem, żalami i frustracjami. Jednocześnie obwinia się wszystkich dookoła, a tylko nie siebie.
Romans rządzi się innymi prawami dlatego osoby, które pierwszy raz w niego wchodzą zachowują się trochę jak dziecko we mgle. Tych emocji, adrenaliny itd. nie da się porównać do normalnej relacji/związku bo one są iluzją, wręcz bym powiedziała, że 'mutacją' wszelkich uczuć. Dlatego tak wiele osób nie potrafi potem z nikim ułożyć życia, bo "to nie to".
Trudno jednak osobom, które w to wsiąkły jakoś to wytłumaczyć bo one wiedzą a raczej 'czują' swoje.
Mnie żadna znajomość/związek/rozstanie tak emocjonalnie nie przeorały, jak romans z żonatym, który był ogólnie bardzo krótki bo trwał zaledwie kilka msc. ale ciągnęło się to za mną bardzo długo.
Ta 'mutacja' moim zdaniem wynika z 2 rzeczy. Po pierwsze, to nie jest związek tylko jego iluzja, nie ważne ile byśmy czasu spędzali i ile gadali. Samo ukrywanie nie jest "normalne" choć dostarcza mega adrenaliny i nakręca. Po drugie, w normalnej relacji jeśli się kocha, to nie wraca do innej/innego. Nie mówiąc, że z nim sypia. W normalnych relacjach nawet kontakt z ex jest problemem, a nie spędzanie świąt wakacji itd. z inną osobą. To nie ma nic wspólnego ze związkiem, miłością itd. Stąd niemal każdy wdający w romans z kimś zajętym kończy depresją, nerwicą czy innymi problemami.
A jeśli z romansu jest związek to moim zdaniem tylko wtedy kiedy decyzja jest podejmowana w miarę szybko by tym romansem z jego czarnymi stronami nie zżyć czyli zakochuję się, dystansuję od partnera i układam życie z inną/innym. A nie że sobie żyję rok, dwa... na dwa fronty albo w takim dziwnym zawieszeniu będąc drugim/drugą.
29 2020-04-29 20:02:56 Ostatnio edytowany przez Olinka (2020-04-30 02:21:43)
Przepraszam, że się zachwycę, ale same smaczki tutaj Cytrynowa, a wcześniej Margo001 piszecie
Mój jm w takiej sytuacji przeszedł od miłości do nienawiści do swojej kochanki i to ona się do niego oczywiście przyczepiła.
Tyle tylko, jak ktoś wcześniej słusznie zauważył, do większości kochanek logiczne argumenty nie trafiają i one wiedzą lepiej (moje doświadczenie), jak wyglądało małżeństwo
Jasna sprawa - zaczął się palić grunt pod nogami, to kochanka stała się wrogiem.
I co? Pogoniłaś dziada?
Jasna sprawa - zaczął się palić grunt pod nogami, to kochanka stała się wrogiem.
I co? Pogoniłaś dziada?
Tak, czekam na termin sprawy rozwodowej
Rox Masz absolutną rację. Romans z mojego punktu widzenia to nic innego, jak bujanie w obłokach, będące jakąś dziwną karykaturą związku. Kiedy jedyną i najważniejszą motywacją do wejścia czy kontynuowania takiego teatrzyku jest łaknienie emocji i kolorowe motylki, gdzie jednocześnie osobie takiej nie przeszkadza fakt, iż "partner" wraca do innego/innej, dzieląc czas pomiędzy dwójkę ludzi, już jest odrażające. Dodatkowo ta konspiracja wydaje się w mojej perspektywie strasznie odpychająca. Potem takie osoby, dla których związek to tylko i wyłącznie emocje, krzywdzą innych, zostawiając za sobą zgliszcza.
32 2020-04-29 21:04:32 Ostatnio edytowany przez Roxann (2020-04-29 21:05:33)
Rox Masz absolutną rację. Romans z mojego punktu widzenia to nic innego, jak bujanie w obłokach, będące jakąś dziwną karykaturą związku. Kiedy jedyną i najważniejszą motywacją do wejścia czy kontynuowania takiego teatrzyku jest łaknienie emocji i kolorowe motylki, gdzie jednocześnie osobie takiej nie przeszkadza fakt, iż "partner" wraca do innego/innej, dzieląc czas pomiędzy dwójkę ludzi, już jest odrażające. Dodatkowo ta konspiracja wydaje się w mojej perspektywie strasznie odpychająca. Potem takie osoby, dla których związek to tylko i wyłącznie emocje, krzywdzą innych, zostawiając za sobą zgliszcza.
Tak, ale nie do końca. Myślę, że motywacje nie są przynajmniej początkowo tak jednoznacznie. Każdy z nas chce kochać i być kochanym. Z tym się też wiążą emocje, adrenalina itd. Ja bym nie myliła podejścia osób, które pierwszy raz w to wchodzą z recydywistami. Ci drudzy wiedzą po co na co i jak w tym się poruszać. Co pierwsi nie. Dlatego najczęściej początkowo traktują taki romans jak kolejną relację, która się rozwija i dąży do związku. Możemy się oburzać ale prawda taka, że gro związków zaczyna od zdrad, może niekoniecznie małżeńskich ale jednak.
Stąd moja teza, że romanse które trwają stosunkowo krótko (jako romans tu rozumiem relacje w której co najmniej jedna osoba jest zajęta) mają szansę na przerodzenie w związek. Wypaczenie pojawia się kiedy sytuacja trwa zbyt długo i zaczyna życie na dwa fronty. Ani kochanek/kochanka ani zdradzający po czymś takim nie wychodzi bez szwanku. Myślę, że taką granicą jest pół roku max rok. Romans ze zdradą w tle to bagno. Dużo gorsze niż rozstanie.
Nie ma opcji by psychika nie ucierpiała. Dlatego potem albo terapia albo recydywa.
Powiem Ci jak ja to widzę z perspektywy faceta. Na pewno ma gorące uczucie do Ciebie, być może Cię kocha. Jego też to strasznie boli. Jeśli jest silny, wygasi w sobie to uczucie, ale widząc Cię serce będzie mu się zawsze kołowało w środku.
Jednak jeśliby odszedł od rodziny to cała fala krytyki spadnie na niego. Może pokłócić się z kimś z rodziny, a przede wszystkim stracić finansowo. Alimenty, kredyt. To mogą być ogromne koszta. Do tego nie wiesz jaką kobietą jest jego żona. Jeśli jest mściwa, to ma karty w ręku i może go łatwo zniszczyć. To może się odbić na jego psychice, przez co mógłby sobie z tym nie poradzić. Kocha też swoje dzieci, ale będzie się z tym męczył dla ich dobra. Pewnie po cichu liczy, że jednak żona go zostawi.
34 2020-04-29 22:03:25 Ostatnio edytowany przez bullet (2020-04-29 22:05:01)
Powiem Ci jak ja to widzę z perspektywy faceta. Na pewno ma gorące uczucie do Ciebie, być może Cię kocha. Jego też to strasznie boli. Jeśli jest silny, wygasi w sobie to uczucie, ale widząc Cię serce będzie mu się zawsze kołowało w środku.
Jednak jeśliby odszedł od rodziny to cała fala krytyki spadnie na niego. Może pokłócić się z kimś z rodziny, a przede wszystkim stracić finansowo. Alimenty, kredyt. To mogą być ogromne koszta. Do tego nie wiesz jaką kobietą jest jego żona. Jeśli jest mściwa, to ma karty w ręku i może go łatwo zniszczyć. To może się odbić na jego psychice, przez co mógłby sobie z tym nie poradzić. Kocha też swoje dzieci, ale będzie się z tym męczył dla ich dobra. Pewnie po cichu liczy, że jednak żona go zostawi.
Aleś mnie rozbawił, przy drugim zdaniu oplułem monitor herbatą ze śmiechu, fajnie, że są ludzie z takim poczuciem humoru
Powiem Ci jak ja to widzę z perspektywy faceta. Na pewno ma gorące uczucie do Ciebie, być może Cię kocha. Jego też to strasznie boli. Jeśli jest silny, wygasi w sobie to uczucie, ale widząc Cię serce będzie mu się zawsze kołowało w środku.
Jednak jeśliby odszedł od rodziny to cała fala krytyki spadnie na niego. Może pokłócić się z kimś z rodziny, a przede wszystkim stracić finansowo. Alimenty, kredyt. To mogą być ogromne koszta. Do tego nie wiesz jaką kobietą jest jego żona. Jeśli jest mściwa, to ma karty w ręku i może go łatwo zniszczyć. To może się odbić na jego psychice, przez co mógłby sobie z tym nie poradzić. Kocha też swoje dzieci, ale będzie się z tym męczył dla ich dobra. Pewnie po cichu liczy, że jednak żona go zostawi.
Faktycznie, musi być bardzo wrażliwy, skoro poradził sobie bez problemów z 2 letnim romansem, oszukiwaniem, kłamaniem i zdradzaniem - ale z całą pewnością nie poradzi sobie z uczciwym postawieniem sprawy. Niesamowicie wrażliwy po prostu.
36 2020-04-29 22:23:17 Ostatnio edytowany przez Olinka (2020-04-30 02:25:42)
Tak, czekam na termin sprawy rozwodowej
Życzę powodzenia, jakkolwiek to brzmi.
A jak się potoczyła historia rogacza z ukochaną?
--------------
Jeśli posługujesz się cytatem, rób to, proszę, w sposób, który nie będzie budził wątpliwości, które słowa są Twojego autorstwa, a które pochodzą z czyjejś wypowiedzi. W tym celu możesz użyć tagów 'quote' lub posłużyć się cudzysłowem. Tym razem Twoje posty edytowałam, ale w przyszłości proszę o stosowanie się do tej zasady.
Z góry dziękuję i pozdrawiam, Olinka
Życzę powodzenia, jakkolwiek to brzmi.
A jak się potoczyła historia rogacza z ukochaną?
Powiem tak - chciał zakończyć relację z nią zanim się dowiem, dlatego się dowiedziałam Nie jest zatem ani ze mną ani z nią.
Faktycznie, musi być bardzo wrażliwy, skoro poradził sobie bez problemów z 2 letnim romansem, oszukiwaniem, kłamaniem i zdradzaniem - ale z całą pewnością nie poradzi sobie z uczciwym postawieniem sprawy. Niesamowicie wrażliwy po prostu.
Tia.. i ta wrażliwość, kiedy wraca od kochanki mówiąc, że musiał tyle pracować i nie ma siły zajmować dziećmi.
39 2020-04-29 22:44:42 Ostatnio edytowany przez Margo001 (2020-04-29 22:50:00)
Oj jaka szkoda... a taka ladna miłość miała być. W ogóle mi takich nie szkoda.
Jak się dowiedziałaś? Możesz coś napisać?
Nie spodziewałam się, że odzew będzie aż tak duży, choć zdaję sobie sprawę, że takie tematy są dość kontrowersyjne.
Odniosę się ogólnie do tego co mi piszecie.
Ciężko powiedzieć, że wiem lepiej, jak wygląda ich małżeństwo, niż sama żona. Ja wiem tyle co mi on powie, tyle co czasem do niego zadzwoni, tyle co czasem napisze. Zdaje sobie sprawę z tego, że to nie jest cała prawda i medal ma dwie strony, ale to co widzę i słyszę nie daje mi dobrego obrazu.
Czy czułość tam jest? Czy się kochają? Czy ze sobą sypiają? Twierdzi, że nie. Jak jest? Tego się nie dowiem. Jestem świadoma swojej pozycji..
Nie uważam też, że mnie zwodzi, bo sprawa jest postawiona jasno, ale mam problem z zaakceptowaniem tego i odejściem.
Wiem, że jestem głupia i naiwna, ale gdzieś w środku mam nadzieję, że jednak decyzję zmieni, gdzie rozum wie, że tak nie będzie.
Z jednej strony chciałabym się z tego wyplątać, chciałabym zacząć układać sobie życie, zacząć budować je na nowo, ale z drugiej ogarnia mnie panika, że go może przy mnie nie być.
Tak jak mówicie... To jest koncentrat wszystkich pozytywnych emocji. Czuję się przy nim bardzo dobrze, od strony emocjonalnej jest moim ideałem. Właśnie takiego kogoś szukałam całe życie, tylko, że bez żony.. I tu wszystko leci na łeb na szyję.
Nie umiem się w tym odnaleźć, nie umiem sobie nawet wyobrazić końca. Inaczej by było gdybyśmy się żarli i mieli siebie dość, wtedy łatwiej byłoby mi przełknąć smak rozczarowania i smutku, bo przecież było źle, więc nie ma sensu.. Ale jest tak dobrze, że racjonalne argumenty nie docierają. Ściana, mur, różowe okulary i, jak ćma do światła...
Czuje się strasznie pogubiona, a nawet nie mam z kim o tym porozmawiać.
I ja wiem, że ja sama sobie ten los zgotowałam, tylko co dalej?
Ano nic. Oni będą żyli pełnią swojego rodzinnego życia, a Ty będziesz trwoniła swoje na czekanie, stając się z biegiem lat coraz bardziej zgorzkniałą. Po jakimś czasie nie będziesz miała nawet krótkich "interakcji" bo zgorzkniałe nie są atrakcyjne, a wyłącznie męczące.
Nie myśl w ogóle w ten sposób, że on się rozmyśli. Dobrze, że sama w to nie wierzysz. Wielu ci tutaj napisało, że sobie miłość do niego wyidealizowałaś. A to niestety klasyczny romans.
On się odezwie, bądz tego pewna. Jak się w domu z żoną atmosfera oczyści. Życzę byś miała wtedy dużo siły by powiedzieć - nie.
43 2020-04-29 23:24:57 Ostatnio edytowany przez ObecnaKochanka (2020-04-29 23:26:49)
Nie myśl w ogóle w ten sposób, że on się rozmyśli. Dobrze, że sama w to nie wierzysz. Wielu ci tutaj napisało, że sobie miłość do niego wyidealizowałaś. A to niestety klasyczny romans.
On się odezwie, bądz tego pewna. Jak się w domu z żoną atmosfera oczyści. Życzę byś miała wtedy dużo siły by powiedzieć - nie.
Cześć Margo
Ja nie wiem czy się gdzieś niejasno wyrazilam, czy źle mnie zrozumiałaś
My nie straciliśmy kontaktu, bo ma jakieś kwasy z żoną, u nich wszystko żyje swoim starym trybem.
Oj jaka szkoda... a taka ladna miłość miała być. W ogóle mi takich nie szkoda.
Jak się dowiedziałaś? Możesz coś napisać?
Dowiedziałam się od niej, po tym jak jm "wrócił" do mnie, ona postanowiła mnie o ich romansie po prostu poinformować.
Nie spodziewałam się, że odzew będzie aż tak duży, choć zdaję sobie sprawę, że takie tematy są dość kontrowersyjne.
Odniosę się ogólnie do tego co mi piszecie.
Ciężko powiedzieć, że wiem lepiej, jak wygląda ich małżeństwo, niż sama żona. Ja wiem tyle co mi on powie, tyle co czasem do niego zadzwoni, tyle co czasem napisze. Zdaje sobie sprawę z tego, że to nie jest cała prawda i medal ma dwie strony, ale to co widzę i słyszę nie daje mi dobrego obrazu.
Czy czułość tam jest? Czy się kochają? Czy ze sobą sypiają? Twierdzi, że nie. Jak jest? Tego się nie dowiem. Jestem świadoma swojej pozycji..
Nie uważam też, że mnie zwodzi, bo sprawa jest postawiona jasno, ale mam problem z zaakceptowaniem tego i odejściem.
Wiem, że jestem głupia i naiwna, ale gdzieś w środku mam nadzieję, że jednak decyzję zmieni, gdzie rozum wie, że tak nie będzie.
Z jednej strony chciałabym się z tego wyplątać, chciałabym zacząć układać sobie życie, zacząć budować je na nowo, ale z drugiej ogarnia mnie panika, że go może przy mnie nie być.
Tak jak mówicie... To jest koncentrat wszystkich pozytywnych emocji. Czuję się przy nim bardzo dobrze, od strony emocjonalnej jest moim ideałem. Właśnie takiego kogoś szukałam całe życie, tylko, że bez żony.. I tu wszystko leci na łeb na szyję.
Nie umiem się w tym odnaleźć, nie umiem sobie nawet wyobrazić końca. Inaczej by było gdybyśmy się żarli i mieli siebie dość, wtedy łatwiej byłoby mi przełknąć smak rozczarowania i smutku, bo przecież było źle, więc nie ma sensu.. Ale jest tak dobrze, że racjonalne argumenty nie docierają. Ściana, mur, różowe okulary i, jak ćma do światła...
Czuje się strasznie pogubiona, a nawet nie mam z kim o tym porozmawiać.
I ja wiem, że ja sama sobie ten los zgotowałam, tylko co dalej?
Niestety, mężczyzna który zdradza, bardzo często zmienia swoje zachowanie wobec żony i dlatego może być między nimi gorzej. I to romans jest powodem tego "gorzej", a nie odwrotnie. Zmiany dotykają wszystkich obszarów wspólnego życia. To, co słyszysz, jest zwykle bardzo dalekie od prawdy. Ja nie mogłam się nadziwić jak usłyszałam jak bardzo źle jest w moim małżeństwie
Jedyne wyjście dla Ciebie, to odciąć się całkowicie, odwyk. Będzie bolało, tak, ale to naprawdę jedyne rozwiązanie, jeżeli chcesz zadbać o siebie i wyjść z tego jak najmniej poraniona...
Margo001 napisał/a:Nie myśl w ogóle w ten sposób, że on się rozmyśli. Dobrze, że sama w to nie wierzysz. Wielu ci tutaj napisało, że sobie miłość do niego wyidealizowałaś. A to niestety klasyczny romans.
On się odezwie, bądz tego pewna. Jak się w domu z żoną atmosfera oczyści. Życzę byś miała wtedy dużo siły by powiedzieć - nie.
Cześć Margo
Ja nie wiem czy się gdzieś niejasno wyrazilam, czy źle mnie zrozumiałaś
My nie straciliśmy kontaktu, bo ma jakieś kwasy z żoną, u nich wszystko żyje swoim starym trybem.
Zasadnicze pytanie ile masz lat???czy chcesz mieć dzieci??
Wyrzuciłaś w śmieci ponad dwa lata swojego życia i chciałabyś jeszcze. Cóż, kto bogatemu zabroni, skoro stać Cię na takie marnotrawstwo...
ObecnaKochanka napisał/a:Margo001 napisał/a:Nie myśl w ogóle w ten sposób, że on się rozmyśli. Dobrze, że sama w to nie wierzysz. Wielu ci tutaj napisało, że sobie miłość do niego wyidealizowałaś. A to niestety klasyczny romans.
On się odezwie, bądz tego pewna. Jak się w domu z żoną atmosfera oczyści. Życzę byś miała wtedy dużo siły by powiedzieć - nie.
Cześć Margo
Ja nie wiem czy się gdzieś niejasno wyrazilam, czy źle mnie zrozumiałaś
My nie straciliśmy kontaktu, bo ma jakieś kwasy z żoną, u nich wszystko żyje swoim starym trybem.
Zasadnicze pytanie ile masz lat???czy chcesz mieć dzieci??
Czy chce mieć dzieci? Myślę, że tak. Choć nie na ten moment.
Jestem tuż przed 30.
Ja w ciągu tych dwóch lat próbowałam się spotykać z innymi, ale nikt nie dorastał mu do pięt, za każdym razem kończyło się to niepowodzeniem.
Skoncentrowałas całe swoje życie na nim, on ci je wypełnia bo go kochasz i nie znajdziesz nikogo innego, kto będzie miał szansę stać się dla ciebie kimś ważnym, gdy będziesz miała w głowie tylko tamtego.
Jesli chcesz się wyplątać z tego związku, który nie daje i nie da ci szczęścia, to musisz znaleźć w sobie siłę, aby to przerwać niezależnie od tego, czy masz kogoś innego na horyzoncie, czy nie. Wiem, ze teraz wydaje ci się, że to ponad twoje siły, ale tak jest. Przestań dawać się wykorzystywać, odejdź od tego faceta i zajmij się sobą, sklejaniem swojego życia. Jeśli to zrobisz, to za jakiś czas spotkasz kogoś, kto stanie się twoim ideałem, a bedzie zupełnie inny od tego faceta teraz. Daj sobie szansę na lepszy związek, który da ci pełnię szczęścia i radość.
Zarówno gorące uczucie do drugiej osoby w stylu romantycznej miłości jak również dojmujący smutek po rozstaniu z czasem odchodzą. Wszystko jest tylko kwestią czasu.
Ludzie mogą zakochiwac się i odkochiwac wielokrotnie i za każdym razem inne walory i inne cechy ideała ma wybrany partner. Teraz koloryzujesz swoj związek, nadajesz cechy wyjątkowości temu mężczyźnie, bo darzysz go uczuciem i patrzysz na niego przez różowe okulary. Chcesz znaleźć w innych jego kopię, tylko taką bez żony, ale on nie ma kopii Jest za to na świecie mnóstwo mężczyzn naprawdę fajnych, wartościowych o cechach o których nie masz zielonego pojęcia, bo ich w nich nie szukasz i ich nie zauważasz, szukasz tylko takich, które ma teraz ten obecny.
Nie marnuj swojego życia, zacznij sie o siebie troszczyć, bo nikt tego za ciebie nie zrobi.
50 2020-04-30 09:00:31 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-04-30 09:29:14)
Nie widzę tu nadawania cech wyjątkowości, szczerze mówiąc. To już ponad 2 lata, spotykają się nie tylko na seks, autorka zna zapewne jego wady również.
Z jego strony widzę jest szczerość do bólu.
Więc nie wyciągajcie tych sztampowych różowych okularów, emocji seksu jako głównego motywu, bo to trochę kulą w płot.
Nie ma sensu też by obwiniala się o stan tamtego małżeństwa, bo moim zdaniem wszelkie romanse wydobywają tylko stan faktyczny, tak jakby wyciągamy na wierzch ukrytą chorobę. Piszę to jako zona która ma doświadczenia takie jak New Life.
Natomiast ten mężczyzna podjął decyzję jaką podjął. I na Twoim miejscu nie robilabym żadnych łzawych scen zrywania, tylko stopniowo uwalbiala swoją głowę dla innych.
Głowę właśnie , bo wchodzenie w układy z innymi którzy nie do końca Ci odpowiadają to jest właśnie strata czasu, a nie czas z kochankiem.Wiem że jest taka drogą uwalniania się z niechcianych relacji uczuciowych przez ich dewaluację i zmieszanie z błotem, może i skuteczna, ale moim zdaniem coś odbierając sobie.
To mniej więcej tak, jakby nie było Cię stać na sukienkę za 3000 tyś, więc wmawiasz sobie że jest brzydka. A tak naprawdę to przede wszystkim, nie możesz jej mieć. Może i okazałoby się niewygodna w noszeniu, ale nie jest brzydka, jest dla Ciebie idealną, tylko że nie będziesz jej mieć na własność.
Więc nie ulegaj namówił by pluć na ten romans i to, co Ci dał, bo raczej odkrylas czego szukasz w mężczyźnie, to żadne zmarnowane lata.
Chcesz rodziny: szukaj podobnego, ale wolnego. Nie na siłę, zrób na to miejsce w głowie najpierw.
51 2020-04-30 09:11:03 Ostatnio edytowany przez Netania (2020-04-30 09:37:35)
Marnujesz swój drogocenny czas na gonitwę za iluzją. To ktoś, kto się o Ciebie nie zatroszczy, nie pomoże Ci, będzie za to dużo gadał. Będzie mówił i mówił. Bez końca. Od ponad 2 lat tylko Ci plecie. 2 lata to 24 miesiące, 108 tygodni... nie mogę powiedzieć, że w 100% zmarnowanych -Wyciągniesz z tego jakąś naukę - zajęty facet to ktoś, z kim można pogadać. Jak tylko zacznie gadkę o żonie złej, należy powstać, pożegnać się i w podskokach spier.... to jest z godnością oddalić się. W sumie można było na to wpaść, zanim się wzięło w tym udział, ale nie rzucam kamieniem - sama nie jestem bez winy, a emocje i stan zakochania robią mi z mózgu ciapkę...
Zajęty facet narzekający na żonę to taki facet, co ma żonę i na nią narzeka.
Nudy - jednym słowem.
Od 2 lat grasz w telenoweli pt"Ojej tak cię kocham, ale żona i dzieciaczki - rozumiesz." Odcinek 26649826498267.
Zrozum, że bierzesz udział w bezsensownej emocjonalnej szarpaninie, w której największą przegraną będziesz Ty. Dajesz z siebie mnóstwo, dostajesz wielkie gie. Bo słowa bez pokrycia tym właśnie są.
Zakładając, że facet od rodziny odejdzie - A NIE ODEJDZIE, bo jakby miał odejść, to w ciągu tych 2 lat sto razy by to zrobił -czeka Cię jazda bez trzymanki, kwilące dzieci, wściekła i rozżalona żona i ta skołowana pierdoła (to ten Twój luby znaczy się) która w końcu obarczy Cię winą za swe nieszczęście i efekt cieplarniany na dodatek. A potem.wróci do dzieciaczków. Bo nie do żony przecież. On nie jest nieszczęśliwy. Jest mu tam całkiem ok. Może ogień nieco przygasł, ale nie jest źle. Seks też jest. Wkrótce dzieci dorosną, a on i żona będą przeżywać sprawdziany w LO, maturę, studia....potem wnuki itd. Circle of life... a Ty wciąż na wycieraczce pod drzwiami pana żonatego. Zacznij w końcu żyć...
Idealizujesz go zupełnie niepotrzebnie. Facet kłamie, oszukuje, robi Cię w konia, żonę 2 lata wali po rogach... ideał, zaprawdę - ideał...
Czytałam kiedyś fajny artykuł o zdradach. Wiesz po co faceci zdradzają?
By wytrwać w małżeństwie. Po co Ci rola takiej "pomagaczki" w wytrwaniu?
Nie widzę tu nadawania cech wyjątkowości, szczerze mówiąc. To już ponad 2 lata, spotykają się nie tylko na seks, autorka zna zapewne jego wady również.
Z jego strony widzę jest szczerość do bólu.
Więc nie wyciągajcie tych sztampowych różowych okularów, emocji seksu jako głównego motywu, bo to trochę kulą w płot.
Czy istnieje coś takiego jak szczerość wybiórcza?
Jak mężczyznę, który przez 2 lata oszukuje i zdradza swoją żonę możemy nazwać szczerym?
Jego czyny i postępowanie jest dostateczną weryfikacją jego "szczerości do bólu". I o ile on okłamuje swoją żonę, o tyle może również okłamywać Autorkę wątku, romans wcale nie jest gwarancją na prawdomówność w stosunku do kochanki. Co więcej, w 99% przypadków okazuje się, że obrotny kochać łże jak pies, zarówno żonie, jak i kochance.
53 2020-04-30 09:43:15 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-04-30 09:59:22)
Ela210 napisał/a:Nie widzę tu nadawania cech wyjątkowości, szczerze mówiąc. To już ponad 2 lata, spotykają się nie tylko na seks, autorka zna zapewne jego wady również.
Z jego strony widzę jest szczerość do bólu.
Więc nie wyciągajcie tych sztampowych różowych okularów, emocji seksu jako głównego motywu, bo to trochę kulą w płot.Czy istnieje coś takiego jak szczerość wybiórcza?
Jak mężczyznę, który przez 2 lata oszukuje i zdradza swoją żonę możemy nazwać szczerym?
Jego czyny i postępowanie jest dostateczną weryfikacją jego "szczerości do bólu". I o ile on okłamuje swoją żonę, o tyle może również okłamywać Autorkę wątku, romans wcale nie jest gwarancją na prawdomówność w stosunku do kochanki. Co więcej, w 99% przypadków okazuje się, że obrotny kochać łże jak pies, zarówno żonie, jak i kochance.
Różnimy się w podejściu. TY traktujesz zdradę żony jako akt wymierzony przeciwko niej, czy rodzinie. Ja tak tego nie spostrzegam.
Kochanką nie jest przyczyną, ale objawem tego że coś w małżeństwie nie gra. Żona jest dysponentką większości czasu męża i może w tym czasie budować sobie swoją szczęśliwość jaką chce jak ma z czego i ma wolę. Zakładasz że jest jakaś cząstka tortu dostępna żonie, którą kochanką zabiera. Ja też tak myślałam gdy mąż mnie zdradził. Ale było to nieprawdą, bo tych kawałków tortu które ona jadła z moim wtedy mężem, ja bym nie ugryzla. To ujawniło inne oczekiwania w relacji, które już tam były i wcześniej.
Czy warto dla nich rozwalić małżeństwo?
Mój mąż uznał że tak, kochanek autorki że nie.
Ale to za mało, by osądzić go o cyniczną grę.
Jest wiele prawdy w tym co napisałaś teraz Elu, i z tym się zgadzam.
Jednak trudno mi przełknąć nazywanie kogoś, kto ma pozamałżeński romans od 2 lat - szczerym do bólu.
Jakby nie było - to swoim postępowaniem on wystawia najlepsze świadectwo swojej szczerości.
Nie widzę tu nadawania cech wyjątkowości, szczerze mówiąc. To już ponad 2 lata, spotykają się nie tylko na seks, autorka zna zapewne jego wady również.
Z jego strony widzę jest szczerość do bólu.
Więc nie wyciągajcie tych sztampowych różowych okularów, emocji seksu jako głównego motywu, bo to trochę kulą w płot.
Nie ma sensu też by obwiniala się o stan tamtego małżeństwa, bo moim zdaniem wszelkie romanse wydobywają tylko stan faktyczny, tak jakby wyciągamy na wierzch ukrytą chorobę. Piszę to jako zona która ma doświadczenia takie jak New Life.
Natomiast ten mężczyzna podjął decyzję jaką podjął. I na Twoim miejscu nie robilabym żadnych łzawych scen zrywania, tylko stopniowo uwalbiala swoją głowę dla innych.
Głowę właśnie , bo wchodzenie w układy z innymi którzy nie do końca Ci odpowiadają to jest właśnie strata czasu, a nie czas z kochankiem.Wiem że jest taka drogą uwalniania się z niechcianych relacji uczuciowych przez ich dewaluację i zmieszanie z błotem, może i skuteczna, ale moim zdaniem coś odbierając sobie.
To mniej więcej tak, jakby nie było Cię stać na sukienkę za 3000 tyś, więc wmawiasz sobie że jest brzydka. A tak naprawdę to przede wszystkim, nie możesz jej mieć. Może i okazałoby się niewygodna w noszeniu, ale nie jest brzydka, jest dla Ciebie idealną, tylko że nie będziesz jej mieć na własność.
Więc nie ulegaj namówił by pluć na ten romans i to, co Ci dał, bo raczej odkrylas czego szukasz w mężczyźnie, to żadne zmarnowane lata.
Chcesz rodziny: szukaj podobnego, ale wolnego. Nie na siłę, zrób na to miejsce w głowie najpierw.
Elu, nie zapominaj że nie tylko ty jestes mężatą, inne też nią są lub były. Poza tym, nie pisałam wczuwając się w rolę żony, tylko autorki i do niej pisany był mój post.
Przez jakiś czas kontynuowałam jeszcze znajomość z żonatym, aczkolwiek już nie na płaszczyźnie seksualnej. Zastanawiałam się o co chodzi - no bo żona po sypnięciu się postanowiła wybaczyć, a jednak on nie zamierzał rezygnować z romansu. Co najwyżej ograniczyć ilość spotkań.
Z rozmów wynikało, że on uważał, że nie robi źle romansując, no bo przecież nie zostawi tej żony, dba o nią i o swoją rodzinę.
Jaka jest zatem rola kochanki? Gdzie ona stoi w tej sytuacji? Czy godząc się na romans krzywdzi żonę, czy bardziej siebie? Bo zakładając, że nie o sam seks jej chodzi, tylko w dalszej perspektywie o tzw "normalne życie" to tkwiąc w takiej relacji - sama sobie robi źle.
Dla tego konkretnego "mojego" faceta, aktem nielojalności wobec żony byłoby jej opuszczenie, a nie bzykanie na boku. Choć ja nie usłyszałam nigdy - spotykajmy się tylko dla seksu. Ja słyszałam że jestem kobietą jego życia, ale... i tu wystpywał się rój "ale" z dzieckiem na czele.
Romans mnie osobiście zrył psyche niesamowicie. W życiu prezentuję raczej postawę - "nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło" - muszę jeszcze tylko ogarnąć jakie "dobre" dla mnie z romansu wyjdzie.
IsaBella77 napisał/a:Ela210 napisał/a:Nie widzę tu nadawania cech wyjątkowości, szczerze mówiąc. To już ponad 2 lata, spotykają się nie tylko na seks, autorka zna zapewne jego wady również.
Z jego strony widzę jest szczerość do bólu.
Więc nie wyciągajcie tych sztampowych różowych okularów, emocji seksu jako głównego motywu, bo to trochę kulą w płot.Czy istnieje coś takiego jak szczerość wybiórcza?
Jak mężczyznę, który przez 2 lata oszukuje i zdradza swoją żonę możemy nazwać szczerym?
Jego czyny i postępowanie jest dostateczną weryfikacją jego "szczerości do bólu". I o ile on okłamuje swoją żonę, o tyle może również okłamywać Autorkę wątku, romans wcale nie jest gwarancją na prawdomówność w stosunku do kochanki. Co więcej, w 99% przypadków okazuje się, że obrotny kochać łże jak pies, zarówno żonie, jak i kochance.Różnimy się w podejściu. TY traktujesz zdradę żony jako akt wymierzony przeciwko niej, czy rodzinie. Ja tak tego nie spostrzegam.
Kochanką nie jest przyczyną, ale objawem tego że coś w małżeństwie nie gra. Żona jest dysponentką większości czasu męża i może w tym czasie budować sobie swoją szczęśliwość jaką chce jak ma z czego i ma wolę.
Jakkolwiek to nie zabrzmi, to zgadzam się ze zdaniem Eli. Nie pojawiłam się w jego życiu, bo było u nich super. Owszem, pewnie zdarzają się takie ewenementy, które szukają wrażeń pomimo dobrych relacji w małżeństwie, ale nikt mi nie wmówi, że jeśli się w związku układa, to ucieka się z domu przy pierwszej lepszej okazji na całe dnie i to nie jest sporadyczne zachowanie, tylko praktycznie codziennie.
Z jej strony nie widzę zainteresowania jego osobą, zdarzały się nam wyjazdy kilkudniowe i ani razu nie zadzwoniła, nie napisała. W ciągu normalnego dnia, gdy wyjdzie z domu, to może zadzwoni raz na dwa/trzy tygodnie, z jakimś pytaniem z kosmosu. Po tych dwóch latach wnioskuje, że tam to już jest przyzwyczajenie, znudzenie, rozdrażnienie, ale nic z tym nie robią, bo tak im po prostu wygodniej. Ona zajmuje się sobą, on sobą. Żyją obok siebie.
Seks nie jest podstawą naszej relacji, znam jego wady, tak samo, jak on moje. Po tylu latach nie da się tego uniknąć. Na pewno pierwszy ogień już opadł, ale uczucie zostało. Czy mnie oklamuje? Tego nie wiem, mogę jedynie domnienimywac, choć to co mówi jest spójne z jej zachowaniem.
58 2020-04-30 10:30:59 Ostatnio edytowany przez Salomonka (2020-04-30 10:32:06)
Dlaczego analizujesz co jest w jego związku, a nie myslisz o sobie? Masz nadzieję, że skoro nie jest super u niego to zostawi żone i bedzie z tobą? Na pewno nie i wiele razy tu już pisano do ciebie na ten temat. Nie licz na to, ze jesli ona do niego nie dzwoni gdy jesteście ze sobą to o nim nie myśli i on jest jej obojętny. Czasem kobieta po prostu odpuszcza, bo sama musi zadbać o siebie. To jak z rozbitkiem na oceanie; gdy nie ma wody pitnej to w końcu pije morską, choć wie że go to zabija a przynajmniej w niczym nie pomaga. Wiele kobiet wygrało swoje małżeństwo (oczywiscie jesli mysleć w tych kategoriach), gdy zwyczajnie przeczekały szał uniesień swojego mężą i pozwoliły mu, aby zobaczył swoją kochankę właśnie z podobnej strony jak żonę. Wtedy często wcale nie wydaje mu się taka fajna i taka bardziej interesująca od żony, wręcz przeciwnie.
59 2020-04-30 10:34:08 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-04-30 10:41:50)
Oczywiście szczerość do bólu miałam na myśli w stosunku do autorki. O jego rozmowach z żoną nie wiemy nic.
Niemniej on się określił, autorko..
Po tej przerwie, kto zainicjował kontakt?
No właśnie, co wygrały? To że nie dzwoni, to wycofanie, ale niekoniecznie zerwane więzy..
Pytanie, co się wygrywa na tym przeczekaniu? Na pewno ciągłość tych wszystkim nitek, które są od lat, dzieci, rodzina, znajomi..
Autorko obejrzyj rumuński film "wtorek po świętach.." jest w sieci ktoś to polecał na forum kiedyś
60 2020-04-30 11:00:30 Ostatnio edytowany przez imieslow (2020-04-30 11:18:06)
Ela210 napisał/a:IsaBella77 napisał/a:Czy istnieje coś takiego jak szczerość wybiórcza?
Jak mężczyznę, który przez 2 lata oszukuje i zdradza swoją żonę możemy nazwać szczerym?
Jego czyny i postępowanie jest dostateczną weryfikacją jego "szczerości do bólu". I o ile on okłamuje swoją żonę, o tyle może również okłamywać Autorkę wątku, romans wcale nie jest gwarancją na prawdomówność w stosunku do kochanki. Co więcej, w 99% przypadków okazuje się, że obrotny kochać łże jak pies, zarówno żonie, jak i kochance.Różnimy się w podejściu. TY traktujesz zdradę żony jako akt wymierzony przeciwko niej, czy rodzinie. Ja tak tego nie spostrzegam.
Kochanką nie jest przyczyną, ale objawem tego że coś w małżeństwie nie gra. Żona jest dysponentką większości czasu męża i może w tym czasie budować sobie swoją szczęśliwość jaką chce jak ma z czego i ma wolę.Jakkolwiek to nie zabrzmi, to zgadzam się ze zdaniem Eli. Nie pojawiłam się w jego życiu, bo było u nich super. Owszem, pewnie zdarzają się takie ewenementy, które szukają wrażeń pomimo dobrych relacji w małżeństwie, ale nikt mi nie wmówi, że jeśli się w związku układa, to ucieka się z domu przy pierwszej lepszej okazji na całe dnie i to nie jest sporadyczne zachowanie, tylko praktycznie codziennie.
Z jej strony nie widzę zainteresowania jego osobą, zdarzały się nam wyjazdy kilkudniowe i ani razu nie zadzwoniła, nie napisała. W ciągu normalnego dnia, gdy wyjdzie z domu, to może zadzwoni raz na dwa/trzy tygodnie, z jakimś pytaniem z kosmosu. Po tych dwóch latach wnioskuje, że tam to już jest przyzwyczajenie, znudzenie, rozdrażnienie, ale nic z tym nie robią, bo tak im po prostu wygodniej. Ona zajmuje się sobą, on sobą. Żyją obok siebie.Seks nie jest podstawą naszej relacji, znam jego wady, tak samo, jak on moje. Po tylu latach nie da się tego uniknąć. Na pewno pierwszy ogień już opadł, ale uczucie zostało. Czy mnie oklamuje? Tego nie wiem, mogę jedynie domnienimywac, choć to co mówi jest spójne z jej zachowaniem.
I mimo tego wszystkiego, wybrał żonę a nie ciebie. Oczywiście, słowo dzieci to taka przyjemna zasłona dymna, która pozwala nadal bujać w obłokach, ale po zejściu na ziemię okazuje się, że byłaś i jesteś numero duo. Spędzacie kilka dni razem a żona się nie odzywa - gdzie wtedy jest ten kochający ojciec, który z rozsądku zostaje przy rodzinie? Nie martwi się wtedy o dzieci? Żona oczywiście nie potrzebuje seksu, śpią w osobnych łóżkach i rozmawiają tylko o kredycie i sprawach dzieci. Ty jesteś i od seksu i od emocji, czyli ta najważniejsza, ale mimo tej wspaniałości nie chce się z tobą związać "na poważnie". Na dobrą sprawę, to mimo tego robienia koło pióra żonie, ona jest tą wygraną. Ty nie zyskujesz absolutnie nic, oprócz jakiejś otoczki w którą sama usilnie wierzysz, ale wierzyć sobie można we wszystko. Latka lecą, ludzie dookoła zakładają rodziny a ty tkwisz w swojej bajeczce i co najlepsze -to nie facet nawija ci makaron na uszy, sama go sobie nawijasz.
A może zaproponujesz mu, że weźmiecie dzieci, wam we dwójkę będzie łatwiej się nimi zająć niż zostawiać je samotnej kobiecie? Ona stanie na nogi, będzie je odwiedzała 2 razy w tygodniu i co drugi weekend, ty od razu zobaczysz jak wygląda rodzicielstwo a pan nie będzie musiał ich porzucać?
Jakkolwiek to nie zabrzmi, to zgadzam się ze zdaniem Eli. Nie pojawiłam się w jego życiu, bo było u nich super. Owszem, pewnie zdarzają się takie ewenementy, które szukają wrażeń pomimo dobrych relacji w małżeństwie, ale nikt mi nie wmówi, że jeśli się w związku układa, to ucieka się z domu przy pierwszej lepszej okazji na całe dnie i to nie jest sporadyczne zachowanie, tylko praktycznie codziennie.
Z jej strony nie widzę zainteresowania jego osobą, zdarzały się nam wyjazdy kilkudniowe i ani razu nie zadzwoniła, nie napisała. W ciągu normalnego dnia, gdy wyjdzie z domu, to może zadzwoni raz na dwa/trzy tygodnie, z jakimś pytaniem z kosmosu. Po tych dwóch latach wnioskuje, że tam to już jest przyzwyczajenie, znudzenie, rozdrażnienie, ale nic z tym nie robią, bo tak im po prostu wygodniej. Ona zajmuje się sobą, on sobą. Żyją obok siebie.Seks nie jest podstawą naszej relacji, znam jego wady, tak samo, jak on moje. Po tylu latach nie da się tego uniknąć. Na pewno pierwszy ogień już opadł, ale uczucie zostało. Czy mnie oklamuje? Tego nie wiem, mogę jedynie domnienimywac, choć to co mówi jest spójne z jej zachowaniem.
Ja też uważam, że za bardzo skupiasz się na ich małżeństwie. Widząc to, co chcesz widzieć na potwierdzenie jego słów... Mój jm też miał takie kilkudniowe wypady z racji swojej pasji, pasja trwała dużo dłużej niż romans, tyle tylko że w pewnym momencie wypady przestały być w pojedynkę. A ja nawet dostawałam zdjęcia z tych wyjazdów i to zawsze jm się kontaktował pierwszy (nie wnikając w szczegóły nie było po co dzwonić jak zajmował się pasją, a później już nie tylko pasją ). Miarą dobrej relacji nie jest częstotliwość kontaktów i inne romantyczne zachowania. Zakładam, że Twój kochanek jest jakieś 10 lat starszy, ma staż małżeński pewnie ok 15-18 lat, to naprawdę jest inna dynamika niż na początku. On nie mówi prawdy żadnej z Was i im szybciej to zobaczysz, tym lepiej dla Ciebie.
Koleżanko jesteś po drugiej stronie lustra. Może nie będę obiektywny bo to mnie dotknęło ale właśnie przez takich jak Ty rozwalają się rodziny.
Moja poznała "kolegę" i od ponad roku mieli romans a dziś już z nim nawet jest. Mamy dwójkę 4,5 letnich dzieci. Sielskie życie prawda.
A mnie się wydaje, że istnieje szansa na przełom w tej sytuacji, ale jedynie pod warunkiem, że autorka całkowicie zerwie kontakt i szczerze weźmie się za budowanie siebie i własnego życia.
Do tej pory wytrzymała jedynie miesiąc, a potem wróciła jak narkoman, zasmarkana i stęskniona uwagi. Ten mężczyzna wie, że jest ona odniego uzależniona, dlatego nie ma dla niego sensu opuszczenie swojego wygodnego przecież życia. Ja się mu też nie dziwię - zaledwie po mięsiącu "rozłąki" wraca mu kobieta jak bumerang. No i po co się starać i cokolwiek zmieniać?
Dla Ciebie jedyną szansą jest całkowicie odcięcie się.
Ale to ma być prawdziwe odejście, spalenie wszystkich mostów za sobą, bo jeżeli będzie to tylko szantaż na zasadzie "uważaj, bo mnie stracisz", to on to wyczuje.
On musi Cię stracić, żeby zaistniała szansa na rozpoznanie, czy kiedykolwiek byłaś dla niego ważna.
W tej chwili masz tylko słowa i zapewnienia, a to nic nie znaczy i nic nie kosztuje.
Postaw na siebie a wtedy rozpoznasz, czy on również postawi na Ciebie.
Czytając tyle różnych wątków o zdradach i romansach, nigdy chyba jeszcze nie dało się zauważyć w reakcji kochanki/nka choć odrobiny refleksji nad zachowaniem swojego, zajętego oczywiście, lubego.
W szczególności tego, co mówi na temat sytuacji panującej w domu i relacji z żoną/mężem. Pewnie zresztą nigdy się takich refleksji nie dostrzeże. Najgorsze i najtrudniejsze w tym wszystkim, to zdolność przewidzenia, że prędzej czy później, istnieje spora szansa, że zajęty partner wróci do bezpiecznej przystani, w postaci domu i małżonka, choćby nie wiem jak źle im się układało. W takich przypadkach facet może z całą pewnością obdarzać Cię uczuciem, wręcz uwielbiać spędzać z Tobą czas, jednak ostatecznie to i tak zostaje przy żonie, bo nie chce burzyć tego co i tak wcześniej zbudował. Potrafi skutecznie przewartościować wszytko w swoim życiu i jak okropnie by się nie zachował, to zawsze wybierze tą opcję, gdzie jest więcej do stracenia. Dla Ciebie oczywiście najcenniejszym aspektem jest relacja z nim a raczej nieustające emocje, jakie Ci daje. On może mieć jedno i drugie, ale postawiony przed wyborem dokona oczywistego wyboru, co własnie zrobił.
O to, czy nie brzydzi Cię zwyczajnie ktoś, kto oszukuje przez 2 lata inną osobę lub wraca do innej kobiety, po spotkaniu z Tobą, nie pytam, bo w KAŻDYM romansie kochanka zachowuje się podobnie..
Głowę właśnie , bo wchodzenie w układy z innymi którzy nie do końca Ci odpowiadają to jest właśnie strata czasu, a nie czas z kochankiem.Wiem że jest taka drogą uwalniania się z niechcianych relacji uczuciowych przez ich dewaluację i zmieszanie z błotem, może i skuteczna, ale moim zdaniem coś odbierając sobie.
To mniej więcej tak, jakby nie było Cię stać na sukienkę za 3000 tyś, więc wmawiasz sobie że jest brzydka. A tak naprawdę to przede wszystkim, nie możesz jej mieć. Może i okazałoby się niewygodna w noszeniu, ale nie jest brzydka, jest dla Ciebie idealną, tylko że nie będziesz jej mieć na własność.
Więc nie ulegaj namówił by pluć na ten romans i to, co Ci dał, bo raczej odkrylas czego szukasz w mężczyźnie, to żadne zmarnowane lata.
Chcesz rodziny: szukaj podobnego, ale wolnego. Nie na siłę, zrób na to miejsce w głowie najpierw.
Nie do końca się zgodzę z tym, że czas z kochankiem to nie strata czasu i że kogoś podobnego do niego powinna szukać, skoro uważa, że jest jej ideałem. No chyba, że o fizyczne cechy chodzi.
W romansie, w którym jedna osoba zdradza i żyje przez dłuższy czas na dwa fronty wszystko jest iluzją, wręcz karykaturą miłości czy związku. Autorka wyidealizowała sobie w głowie tego faceta na podstawie tych wspólnie spędzonych chwil w ukryciu, jego słów. Nie zna go na co dzień, nie wie jakim jest człowiekiem, nie wie jak wygląda jego życie rodzinne, nie widzi go kłamiącego żonie i dzieciom w oczy dlaczego wraca tak późno itd. Poza tym gdyby on Autorkę kochał i szanował nie pozwoliłby by była tą drugą. Nie wyobrażałby sobie spędzania świąt czy wakacji w towarzystwie innej kobiety.
Dlatego uważam, że ta iluzja może potem sprawić Autorce wiele problemów ponieważ jej odbiór jest mylny.
Przytoczyłaś przykład sukienki. Ja bym go opisała inaczej. Widzisz sukienkę na pięknym zdjęciu z napisem "wykupiona", która staje się twoją obsesją. Nie możesz spać ani jeść bo chcesz mieć ją koniecznie u siebie. Masz poczucie straty czegoś wyjątkowego, co było gdzieś w zasięgu i żadna inna sukienka, nawet najdroższa nie sprawi Ci satysfakcji bo Ty chciałaś właśnie tamtą. I nagle okazuje się, że ktoś ją zwrócił i w końcu możesz tą sukienkę nabyć. Dostajesz przesyłkę, jesteś w skowronkach, otwierasz, patrzysz... a tu materiał kiepski, szwy krzywe, kolor nie taki - ogólnie bardzo się różni od tej ze zdjęcia, idealnej.
Zdrajca=kłamca.
Skoro będąc z kochanką kłamie żonie, że np. jest w pracy, na spotkaniu biznesowym czy uprawia sport (pasje), to jak potem ma zareagować ta kochanka, kiedy do niej z takim tekstem wypali?
Nie ma tak, że on kłamie tylko żonie czy tylko kochance, kłamie obu.