Pwgen musisz iść do przodu !!! Tego życia już NIE MA - i nigdy już nie wróci...
Nic już nie będzie takie same, przeczytaj cały mój wątek jeszcze raz, a myślę, że dostrzeżesz moje błędy.. Ja tak samo myślałem, analizowałem - martwiłem się, przejmowałem - i co ???
Zrób to proszę Cię i idź w końcu do przodu !!!
Pozdrawiam
Pwgen ,czy ty sądzisz że już do końca życia sam zostaniesz? Naprawdę? No przestań.
Bierz kartkę i wypisuj w punktach jakiej kobiety potrzebujesz ,a później po prostu rusz tyłek i szukaj. Nikt tego za ciebie nie zrobi. I tylko nie pierwsza lepsza ,proszę . Nie siedź w domu ,rusz się gdzieś ,gdziekolwiek. Oczywiście zero alko i dziwnych kolegów.
Na drugiej kartce wypisz swoje cechy które chcesz zmienić i zrób coś z tym. Od teraz.
Masz już termin rozwodu?
68 2020-12-12 23:56:59 Ostatnio edytowany przez Ajko (2020-12-12 23:59:40)
Autorze współczuję, że było ci dane trafić na taką osobę. Nie szukaj na siłę powodów, bo tylko się zadręczasz, a prawda jest przyziemna. Nawet jeśli byłeś najlepszym mężem świata, to twoja żona jest zakompleksioną osobą, która potrzebuje czuć, że cytat z reklamy szamponów " wszyscy mężczyźni stoją w kolejce do niej". To silniejsze od niej przy jednym, mężczyźnie, czuje, że gaśnie, brakuje jej świeżej krwi, bajkowych uniesień z komedii romantycznych dla nastolatek, a życie szybko ucieka. Młoda wiecznie nie będzie. W sumie jesteś przykładem tego, że jeśli raz się natniesz to nie ma sensu wracać. Ten czas razem mimo, ze się przykro skończył dał ci dużo miłych wspomnień. Tak, że na marne też nie poszedł. Nazbierałeś doświadczeń, miłych wspólnych chwil i teraz zaczynasz od nowa. Nie daj sobie zatruć głowy przez to co się wydarzyło. Prawda jest taka, że trzeba uwzględnić, że w prawdziwym życiu rozstania mogą się zdarzyć. Pary, które dobierają się na całe życie są bardzo rzadko. Trzeba nauczyć się doceniać doświadczenia, które nam się trafiają, bo może być tak, że nic się nie dzieje i tez z tym człowiekowi ciężko. Nie warto ani demonizować, ani idealizować. Może tak naprawdę, za rogiem czeka na ciebie ktoś wyjątkowy.
Ja odniosłem inne wrażenie. Jej po prostu nikt nie chciał. Boczniak (znajomy) sobie poużywał i zostawił, więc chciała wróć do męża. Maż wyrzucił ją z mieszkania, no to poszła do rodziny. Rodzina też chciała się jej pozbyć, więc zaczęli jeździć do męża, żeby ja przyjął. Co się udało. Autor jako jedyny był w niej zakochany i nie widział jej problemów. Sam tytuł wątku też wiele mówi. Zakochał się w obrazie kobiety, który kompletnie nie pokrywał się z dziewczyną z wieloma problemami - jaką jest jego żona.
Do tego momentu zgadzam się z Tobą w 100%.
Zawsze przed związaniem się z kobietą, trzeba koniecznie sprawdzić (na ile jest to możliwe), jaka jest jej sytuacja w rodzinie. Oczywiście jaką miała przeszłość w stosunkach z facetami. Zapewne już przed poznaniem Autora często zmieniała facetów, szukając jakieś chorej akceptacji, której jej brakowało już od dzieciństwa. Gdyby Autor miał taka wiedzę, zapewne by się z nią nie związał.
Nigdy nie przewidzisz cudzego zachowania w 100%, ludzie potrafią się zmienić i zaskakiwać, czasami nawet uczyć się na własnych błędach
Ta kobieta potrzebuje głębokiej terapii. Kompletnie nie nadaje się do związku, w wyniku przejść życiowych, nie umie tworzyć relacji emocjonalnych, potrzebnyc do udanego związku.
Może nie róbmy z niej aż takiego potwora, moim zdaniem jest egoistką i jako taka kieruje się w życiu wyłącznie swoją wygodą i nie lubi się poświęcać. Z autorem wątku była dopoki było jej wygodnie, a teraz uznała ze przyszedł czas na cos nowego.
A ja bym już w ogóle zostawiła jej temat. Autor powinien totalnie skupić się na sobie i swoim uleczeniu. Zwłaszcza, ze teraz ciężki czas - nie tylko pandemia ale i okres swiateczno-noworoczny. Musisz autorze nabrać więcej sił. Wszystko się poukłada, ale zostaw juz temat tej osoby
prego napisał/a:Ja odniosłem inne wrażenie. Jej po prostu nikt nie chciał. Boczniak (znajomy) sobie poużywał i zostawił, więc chciała wróć do męża. Maż wyrzucił ją z mieszkania, no to poszła do rodziny. Rodzina też chciała się jej pozbyć, więc zaczęli jeździć do męża, żeby ja przyjął. Co się udało. Autor jako jedyny był w niej zakochany i nie widział jej problemów. Sam tytuł wątku też wiele mówi. Zakochał się w obrazie kobiety, który kompletnie nie pokrywał się z dziewczyną z wieloma problemami - jaką jest jego żona.
Do tego momentu zgadzam się z Tobą w 100%.
prego napisał/a:Zawsze przed związaniem się z kobietą, trzeba koniecznie sprawdzić (na ile jest to możliwe), jaka jest jej sytuacja w rodzinie. Oczywiście jaką miała przeszłość w stosunkach z facetami. Zapewne już przed poznaniem Autora często zmieniała facetów, szukając jakieś chorej akceptacji, której jej brakowało już od dzieciństwa. Gdyby Autor miał taka wiedzę, zapewne by się z nią nie związał.
Nigdy nie przewidzisz cudzego zachowania w 100%, ludzie potrafią się zmienić i zaskakiwać, czasami nawet uczyć się na własnych błędach
prego napisał/a:Ta kobieta potrzebuje głębokiej terapii. Kompletnie nie nadaje się do związku, w wyniku przejść życiowych, nie umie tworzyć relacji emocjonalnych, potrzebnyc do udanego związku.
Może nie róbmy z niej aż takiego potwora, moim zdaniem jest egoistką i jako taka kieruje się w życiu wyłącznie swoją wygodą i nie lubi się poświęcać. Z autorem wątku była dopoki było jej wygodnie, a teraz uznała ze przyszedł czas na cos nowego.
Miałem coś podobnego napisać i nawet rano napisałem ale znikło
Tak teraz to sobie można powiedzieć uważaj bo się potkniesz jak ktoś już leży i co kiedyś powinien,jestem pewny że jakby 29 letni Autor przeczytał takie wnioski po zdradzie i opinie o jż to i tak by nie uwierzył bo po prostu był mniej doświadczony i zakochany.
72 2020-12-15 11:52:37 Ostatnio edytowany przez Pwgen (2020-12-15 12:53:59)
Tak teraz to sobie można powiedzieć uważaj bo się potkniesz jak ktoś już leży i co kiedyś powinien,jestem pewny że jakby 29 letni Autor przeczytał takie wnioski po zdradzie i opinie o jż to i tak by nie uwierzył bo po prostu był mniej doświadczony i zakochany.
No cóż, człowiek jeszcze młody (przy pierwszej jej zdradzie miałem 32-33 lata i nie byłem jeszcze w związku małżeńskim). Nie szukałem pomocy innych, jakoś mnie to bardzo nie wzruszyło (czułem gniew, złość, stratę, nic więcej). Po prostu zacząłem żyć na nowo bez niej. Niestety emisariusze zrobili swoje i tak się poskładało że rozpaliłem dogasające uczucie, zaufałem na słowo (że nie było zdrady fizycznej i że tylko się pogubiła), zaczęliśmy żyć dalej.
Zje8@!m wiem, powinienem uczucia ulokować po tym wydarzeniu w kimś innym, z drugiej strony zyskałem dzięki temu 6-7 lat z nią. Czy było warto - nie TERAZ mi oceniać (dlatego między innymi tak długo wahałem się ze ślubem bo uważałem że zaczynamy od 0). Czy żałuje tamtej decyzji, chyba nie bo byłem prawdziwie szczęśliwy przez ten czas (może żyłem tylko w iluzji, ale to co przeżyłem było dla mnie czymś wartościowym i pięknym). Nie warto w ogóle w tych kategoriach myśleć, jakaś refleksja i nauka na przyszłość z nauki życia jaką mnie doświadczyła na pewno się przyda.
Na razie mam szczerą nienawiść do jż za to jak mnie przeczołgała - oszustwo z przed lat które zataiła, szukanie okazji do zdrady (bo romans na nią sam nie spadł), brak szczerości i szacunku (jak związek jest zbrzydł to mogła uczciwie postawić sprawę), udawanie że chce ratować - a tak naprawdę tylko czekanie aż się kochanek określi co robi ze swoim małżeństwem, Myślę jednak że ta nienawiść z czasem przejdzie i ta osoba stanie mi się całkowicie obojętną jak setki ludzi mijanych na ulicy. Natomiast wiem, że nigdy z nią nie chce już mieć nic wspólnego (dzieci nie mamy) = jakakolwiek próba kontaktu w przyszłości będzie od razu prze mnie ucinana.
73 2021-05-22 00:17:09 Ostatnio edytowany przez Pwgen (2021-05-22 05:30:10)
Aktualizacja...
Wczoraj sąd w imieniu Rzeczypospolitej orzekł że małżeństwo nie istnieje, udzielił rozwodu z wyłącznej winy mojej jż (wyrok za 7 dni się uprawomocni).
Zakończyłem ten etap życia, na pierwszej rozprawie która trwała dokładnie 12 min (licznik czasu był nad kamerami więc dla rozładowania stresu i emocji jakie mną szargały skupiałem się na nim). W sumie to dłużej trwało czekanie na wyrok i jego uzasadnienie... Mały sukces, który jednak traktuje jako pyrrusowe zwycięstwo. Z całej rozprawy zapamiętam młotek sędziowski którym podpierali drzwi w celu wywietrzenia sali i o którego wyjęcie zostałem poproszony aby zamknąć drzwi (żartowałem z sędzina, że przynajmniej ja będę "grzeczny" i nie będzie musiała go używać).
Obecność mojej jż nie zrobiła na mnie żadnego wrażenia, zero kołatania serca i innych tego typu rzeczy - widziałem ją ostatnio jakoś we wrześniu. Ot 2 osoby które formalnie coś muszą załatwić. Unikała choćby wzrokowego kontaktu ze mną, na rozprawę i wyrok czekała gdzieś daleko z boku, ewidentnie uciekła przede mną, nie odezwała się ani słowem, po orzeczeniu rozwodu po prostu wyszła nie mówiąc nawet słowa żegnam. Już wiem ile dla niej znaczyła ta dekada wspólnego życia ile dla niej ja znaczyłem...
Z rzeczy jakich się dowiedziałem na rozprawie, to to, że romans przetrwał i jest z tym swoim partnerem nadal razem. Po cichu, głębszej refleksji, życzę jej aby ten związek się udał i aby była szczęśliwia nawet kosztem mojego nieszczęścia....
Teraz pewnie będę przez kilka dni czuł się jak zbity pies, ale mam nadzieję że szybko to przejdzie i zacznę dostrzegać pozytywne strony życia jako kawaler z odzysku...
Ta cała historia nauczyła mnie jednego, tego że choćbym chciał to nie mam żadnej kontroli nad swoim życiem. Ono toczy się jak chce i nawet jeśli nim kieruje ostrożnie to i tak zawsze może zdarzyć się kolizja z mojej lub kogoś innego winny, zawsze mogę brać udział w jakimś karambolu, lub po prostu być zmuszonym stać w korku... Biorąc pod uwagę, że związek wymaga minimum 2 osób, daje to statystycznie dosyć niskie szanse aby udało się przejechać przez swoją życiową drogę bez jakiś większych perturbacji.....
74 2021-05-22 07:46:55 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2021-05-22 08:26:56)
Zadałeś w tytule wątku pytanie: czy to jest konieczne by zrozumieć dlaczego?
Moim zdaniem tak. By nie kręcić się w kółko.
Ja szczerze, mimo iż wielu rzeczy nie da się przewidzieć i nie mamy wpływu nie nazwałabym przypadkowymi naszych wyborów.
Niepotrzebnie zdejmuje to z nas odpowiedzialność za wybór partnera.
Ludzie za bardzo ufają słowom a nie obserwacjom i swojej intuicji, która niczym innymi nie jest niż przerabianiem nieświadomie tych informacji.
Przechodzą one jednak na taśmę naszego chciejstwa i oczekiwań i się nagina.
Za nikogo nie można ręczyć ale partnera można lepiej poznać zanim się wejdzie w związek. Bo w związku to już nie da się byc na pół gwizdka bo to rozwala od wewnątrz.
Powodzenia na nowej drodze życia.
I życzę wybierania jednak a nie radosnego losowania z nadzieją że nie będzie wypadku
Patrz na znaki drogowe.;) Bo było ich wiele w przypadku tego związku
Cóż, myślę że 8 lat wspólnego życia przed ślubem to był wystarczający czas aby poznać partnera... Życie jednak zweryfikowało jego wartość... Nie ma recepty chyba na miłość, po prostu czasem potrafi się wykoleić.
Cóż, myślę że 8 lat wspólnego życia przed ślubem to był wystarczający czas aby poznać partnera... Życie jednak zweryfikowało jego wartość... Nie ma recepty chyba na miłość, po prostu czasem potrafi się wykoleić.
jak uważasz- moim zdaniem jednak przegapiłeś wszystkie znaki ostrzegawcze po drodze z wcześniejszą zdrada na czele.
Pwgen napisał/a:Cóż, myślę że 8 lat wspólnego życia przed ślubem to był wystarczający czas aby poznać partnera... Życie jednak zweryfikowało jego wartość... Nie ma recepty chyba na miłość, po prostu czasem potrafi się wykoleić.
jak uważasz- moim zdaniem jednak przegapiłeś wszystkie znaki ostrzegawcze po drodze z wcześniejszą zdrada na czele.
Dokładnie. A to wszystko dlatego, że ludzie zamiast myśleć logicznie to się po prostu łudzą, czekają, tracą czas, zakładają klapki na oczy. Ja wiem, że to są ciężkie decyzje, trudne i z poważnymi konsekwencjami no ale kurczę, jednak życie ma sie jedno a trwać w takim czymś ...
Ponieważ są ludźmi to tak robią ,jest i jedno i drugie w życiu to na co mamy wpływ i na co nie mamy,jest też to co dostaliśmy i czego nas nauczono,oraz to jak to interpretujemy w danej chwili ,czasem jesteśmy bezsilni i bezbronni ,a czasem jesteśmy silni i zdecydowani.
Pwgen za pierwszym razem dał szansę wybaczył bo taki wtedy był koniec kropka ,tak myślał i tak czuł ,teraz jest trochę inny.
Odpowiedzialność nie musi być czymś surowym i okrutnym dla siebie samego ,a na pewno obwinianie się za skryte nieuczciwe wybory drugiej osoby nie są odpowiedzialnością.
79 2021-05-22 12:50:52 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2021-05-22 12:51:43)
tylko że jak nie będzie wyciagał przemyślanych ( to ważne) wniosków to wyladuje wkrótce w podobnej sytuacji, u boku podobnej kobiety i będzie narzekał na zły los.
więc moja odpowiedż na tytułowe pytanie: TAK. to jest konieczne moim zdaniem
80 2021-05-22 12:59:33 Ostatnio edytowany przez paslawek (2021-05-22 13:11:12)
dlatego najbliższe miesiące dobrze jak by Autor spędził w spokoju nad tym o czym piszesz Elu ,a nie na uleganiu jakimś presjom i szukaniu potwierdzeń męskości ,udowadnianiu sobie i rekompensowaniu rany, straty czyli szukaniu plastra,bo też tak ludzie robią niestety nic prostszego.
To bywa wchodzeniem w rolę ofiary, że tak powiem od zakrystii.
Dwa nowe wątki na forum jakby to potwierdzają (Queen i Reyny) od strony męskiej i kobiecej niewiele się to różni jest podobne.
Ta cała historia nauczyła mnie jednego, tego że choćbym chciał to nie mam żadnej kontroli nad swoim życiem. Ono toczy się jak chce i nawet jeśli nim kieruje ostrożnie to i tak zawsze może zdarzyć się kolizja z mojej lub kogoś innego winny, zawsze mogę brać udział w jakimś karambolu, lub po prostu być zmuszonym stać w korku... Biorąc pod uwagę, że związek wymaga minimum 2 osób, daje to statystycznie dosyć niskie szanse aby udało się przejechać przez swoją życiową drogę bez jakiś większych perturbacji.....
Dużo w tym prawdy. Trzymamy przez całe życie kierownicę (jeden mocniej, drugi mniej), ale niekiedy jest właśnie jak z efektem motyla - ciąg na pozór błahych zdarzeń może się połączyć w okrutną całość, której niekiedy nie da się już dźwignąć. Działa to też w drugą stronę. Mówimy wtedy, że cuda się zdarzają.
Życie pisze różne scenariusze, niektórzy to nazywają karmą, nauczką, lekcją życia. Na nasze wpływ nie tylko my mamy ale otoczenie. Tak jak autora małżonka na niego. Najgorsze jest to że jej wpływ będzie oddziaływał jeszcze trochę w zależności od poradzenia sobie z traumą jaką autorowi zafundowała. To nie tylko zdrady ale kłamstwa, oszukiwanie, manipulacja, cała gama negatywnych zachowań. Pada tu zapytanie dlaczego tak łatwo poszło z ,,pierwszym" zawirowaniem związku, dlaczego tak ślepo zaufał, uwierzył. Wydaje mi się że osoba uczciwa, kochająca mierzy współmałżonka swoimi standardami nie dopuszczając że to kłamca, oszust, zdrajca. Bo w końcu przecież to najbliższa osoba której zawierzamy siebie i ona też zawierza nam tworząc przez to związek dwojga ludzi o tych samych interesach społecznych, uczuciowych, finansowych. No bo jak inaczej ma wyglądać małżeństwo ? Ten błąd o ile można to nazwać błędem popełnia większość zdradzonych = chce wierzyć i wierzy. Autorze jedynym pozytywną rzeczą w rozpadzie małżeństwa jest brak dzieci . Natomiast negatywne rzeczy możesz szybko zwalczyć odpowiednio podchodząc do tego co cię spotkało. Bardzo dobrym posunięciem z twojej strony jest całkowite zerwanie kontaktu wszelakiego i brak reakcji na jakiejkolwiek zaczepki (poinformuj znajomych i rodzinę o tej decyzji by tematu o ex nie poruszali przy tobie ). Staraj się przestać analizować co , jak, dlaczego bo szkoda czasu marnować na taką osobę , lepiej spożytkować ten czas dla siebie. Trzymaj się i nie daj się , poczytaj i zobacz = słonce znowu zaświeci dla ciebie
83 2021-05-24 08:09:07 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2021-05-24 08:21:13)
Zgadzam się że mierzy się partnera swoimi standardami. Dobrze to znam
Ale to , że to jest szlachetne, niestety nie oznacza że nie jest naiwne i że jest słuszne w ocenie ludzi. niestety..
Bo ocenianie ludzi swoją miarą a nie "po znakach" nie działa.
Skutki katastrofy analizuje się nie po to by płakać nad rozlanym mlekiem, ale by wyciągnąć jakieś wnioski na przyszłość.
Uciekanie w strach przed ślepym losem nic nie da.
Bezradność może wyplywac z tego że większość ludzi nie jest szczerych i ukrywa swoje zdanie za tym co się im opłaca.
A to już pierwszy życiowy wniosek po takiej katastrofie: unikać nieszczerych kobiet które nie dzielą się swoimi przemyśleniami bo tam jajko niespodzianka może być.
Intrygująca, nieśmiala: to nie zawsze znaczy fajna. To samo zresztą w przypadku mężczyzn.
84 2021-05-24 21:45:48 Ostatnio edytowany przez IsaBella77 (2021-05-25 00:20:05)
Zgadzam się że mierzy się partnera swoimi standardami. Dobrze to znam
Ale to , że to jest szlachetne, niestety nie oznacza że nie jest naiwne i że jest słuszne w ocenie ludzi. niestety..
Bo ocenianie ludzi swoją miarą a nie "po znakach" nie działa.
Skutki katastrofy analizuje się nie po to by płakać nad rozlanym mlekiem, ale by wyciągnąć jakieś wnioski na przyszłość.
Uciekanie w strach przed ślepym losem nic nie da.Bezradność może wyplywac z tego że większość ludzi nie jest szczerych i ukrywa swoje zdanie za tym co się im opłaca.
A to już pierwszy życiowy wniosek po takiej katastrofie: unikać nieszczerych kobiet które nie dzielą się swoimi przemyśleniami bo tam jajko niespodzianka może być.
Intrygująca, nieśmiala: to nie zawsze znaczy fajna. To samo zresztą w przypadku mężczyzn.
Warto też wziąć pod uwagę (a przede wszystkim to), że w życiu nic nie jest stałe, a już na pewno poglądy ludzi. Nieregulaminowy off top, niezwiązana z tematem wątku historia, wklejana uporczywie w wielu tematach.
no jasne...
86 2021-05-26 03:01:19 Ostatnio edytowany przez Deszcz (2021-05-26 03:02:05)
Nieregulaminowy off top, niezwiązana z tematem wątku historia, wklejana uporczywie w wielu tematach.
Widzę Adminko, że się już uwzięłaś na mnie i moje posty są na celowniku. Uporczywie mnie zmuszasz do założenia swojego wątku, a ja tyle razy mówię, że nie jestem gotowy na to, bo musiałbym bardzo szczegółowo opisać moją sytuację, inaczej byłoby to bez sensu. Dwoma zdaniami z mojej historii chciałem przekazać autorowi mój punkt widzenia, żeby miał też jakieś porównanie.
A swoją drogą przeglądałem teraz dużo innych historii na tym forum i w wielu miejscach widzę, że właśnie tak ludzie robili, że wplatali w odpowiedzi również część swoich doświadczeń i im się "upiekło". Uważam, że bez tego nie można niekiedy w pełni przeprowadzić wyczerpującej dyskusji.
Nie wiem czy zauważyłeś ale tu na forum jakkolwiek to brzmi ludzie starają się jakoś poznać swoje historie i na tej podstawie się wypowiadają.
Jak ktoś coś pisze o sobie to zwykle inni mogą zerknąć w jego awatar i poczytać coś o nim.
Inaczej jeżeli wypowiedź skupia się nie na problemie autora ale na pokazywanie swojej historii w odcinkach robi zamieszanie bo nie wiadomo do czego to odnieść.
Chyba że to krótka wypowiedź io faktach zw swojego życia które mogą istnieć w oderwaniu.
Dzięki temu nie przypomina to Hyde parku.
Każda historię da się opisać w różnym stopniu szczegółowości nie trzeba podawać elementów identyfikujących.
A zwykle to są historie mocno powtarzalne.
88 2021-05-26 09:34:34 Ostatnio edytowany przez bullet (2021-05-26 10:06:14)
..Widzę Adminko, że się już uwzięłaś na mnie i moje posty są na celowniku. ...
albo jest konsekwentna i chyba taka jest jej rola.
..
Inaczej jeżeli wypowiedź skupia się nie na problemie autora ale na pokazywanie swojej historii w odcinkach robi zamieszanie bo nie wiadomo do czego to odnieść.
Chyba że to krótka wypowiedź io faktach zw swojego życia które mogą istnieć w oderwaniu. ...
zgadzam się, powstaje offtop, często komentowany przez innych, wtedy ginie główny watek tematu.
Deszczu ... po kilka zdań do różnych wątków ... nic nie stoi na przeszkodzie by zebrać to w jednym miejscu ... nawet po kilka zdań, Twoja historia będzie się uzupełniać
Masz podgląd do swoich postów teraz wyłącznie je scal ..
Do Deszcz = nikt nie jest gotowy by wyrzucić z siebie żal, smutek, rozgoryczenie, ból. Jednak przychodzi taki moment w życiu że się ulewa i coś trzeba zrobić. Niektórzy mają kogoś w rodzinie któremu mogą bezgranicznie zaufać ( nie tak jak zdradzającej osobie) czy przyjaciela zweryfikowanego. Niektórzy wybierają sobie całkowicie obcą osobę napotkaną i od słowa do słowa wyrzucają z siebie. Kilka lat temu właśnie taki facet dosiadł się do stolika i od słowa do słowa fundując mi piwko w barze opowiedział o swoim losie, nie chciał rad ani opinii chciał tylko bym słuchał go. Tutaj jesteś anonimowy i przy zachowaniu środków ostrożności (bez nazwisko, adresów, charakterystycznych miejsc i sytuacji nikt nie skojarzy ani nie odgadnie kto to się dzieli własnym problemem. Jeżeli nie jesteś gotowy na to aby na forum przedstawić swój los to postaraj się to zrobić z kimś innym np. psychologiem. To naprawdę pomaga, nie wolno tłamsić emocji bo one narastają mnożąc się i to właśnie starają Ci się przekazać tutaj obecni na forum. Większość jest tutaj po tej samej stronie barykady !
Moim zdaniem przede wszystkim - nie obwiniaj siebie. Nie szukaj winy w sobie, bo z tego co piszesz wynika, że to nie była Twoja wina, tylko ona potrzebowała czegoś innego. Jeśli zdradzała Cię praktycznie od samego początku, to znaczy, że nie potrzebowała stałej, stabilnej relacji. W sensie - potrzebowała, ale nie takiej opartej na prawdzie, tylko chciała mieć bezpieczną przystań, i dalej szukac przygód. To nie jest Twoja wina, po prostu jest taką osobą. Myślę też, że sama się w tym wszystkim pogubiła. A to, że jest z tym nowym partnerem nie oznacza, że będzie z nim zawsze, że on jest lepszy. Może być różnie. Na pewno jest to dla Ciebie bardzo trudne, szczególnie że o nią dbałeś i się starałeś. Wydaje mi się, że po prostu szukaliście czegoś innego. Myślę, że znajdziesz jeszcze kobietę, która będzie szukała tego co Ty, bo uwierz mi że takich kobiet jest sporo, kobiet szukających stabilizacji, bezpieczeństwa i miłości. Dobrze, że nie macie dzieci, bo wtedy by było trudniej. A jeśli chodzi o jej słowa, że nie widzi Cię jako ojca swoich dzieci - jeśli szukała przygód z różnymi mężczyznami to ja bym się nie przejmowała jej słowami (chociaż na pewno Cie zabolały), bo to świadczy o jej braku stabilności, a nie Twojej.
Każda sytuacja jest inna. Czasami nie warto próbować zrozumieć. Zatroszcz się teraz o siebie. Ja się dowiedziałem, że sam pozwalałem na kogoś u boku bo nie protestowałem. Tyle, że ja nigdy nie miałem zielonego pojęcia, że ktoś jest. Nigdy mi przez myśl nie przeszło, że to nie nadgodziny czy spotkanie z koleżanką. I co - niby mam nikomu teraz nie ufać? Sprawdzać, kontrolować? Ani dla mnie ani dla kogoś kto wart jest zaufania nie byłoby to dobre. Podobne jest to, że ciągle jej się przypominało, że musi o czymś powiedzieć, bo źle się czuje z takim ciężarem. I tak doszliśmy, że nawet roku po ślubie nie była wierna. Ale twierdziła, że to tylko tak było, że mnie kochała zawsze. Już nie chcę wiedzieć jak było przez lata przed ślubem. Wystarczy mi widzieć w jak różowych okularach patrzyłem. I raczej tu bym szukał co dalej. Co zrobiłem źle? Czy to przypadek?
Nie macie dzieci, na dobrą sprawę nie musicie się nawet kiedykolwiek zobaczyć. Widzę, że ją kochasz. Ale może to jest wyobrażenie osoby którą kochasz, a nie ona tak naprawdę. Teraz patrz na siebie. Inna kobieta nie powie Tobie co myślała Twoja żona. Bo nie jest nią. Każdy jest inny. Nie obraź się, ale w tym przypadku i w moim na szczęście. Choć może ułożą sobie, życie, ale to już nie musisz Ty się tym martwić. Jest dorosła. Nie zrobiła nic pod wpływem impulsu, alkoholu, narkotyków czy coś. Daliście sobie sporo czasu. Mogła wszystko przemyśleć. Więc nie musisz za nią brać odpowiedzialności.
92 2021-06-18 20:41:06 Ostatnio edytowany przez Pwgen (2021-06-18 21:07:34)
Korzystając z wolnego wieczoru zapytam się jak sobie radzicie czy radziliście z jakimś takim poczuciem "porażki", choć w sumie nie wiem jak to nazwać. To taka jakby nostalgia za tym co było tylko mega silna... Chciałbym ją jakoś "wyłączyć", czasami jest tak silna, że aż ściska w środku, czasami jak sam jestem w domu uronię jakąś męska łzę. Zazwyczaj wtedy przez głowę przechodzi mi obraz ślubu, czy jakieś wspólne chwile... Choć rozwód już za mną i każdy kto na mnie patrzy myśli, że wszystko co najgorsze już za mną (mówię słuchaj, nie wyszło, trzeba iść dalej) to chyba jeszcze tak nie jest. Aby mieć jak najmniej czasu na takie smutne chwile staram się organizować czas, praca, zajęcia po pracy, spotkania ze znanymi l znajomymi, byle tylko uciekać od tego.... Bo wiem, że jak siądę jak teraz oczekując jak przyjdą znajomi na choćby godzinkę, zacznę robić NIC to wszystko wraca.... Dawno temu byłem w 5 letnim związku i nigdy mnie tak nie trzymało długo, albo już zapomniałem jak to było po rozstaniu (choć tam wszytko skończyło się bez 3 osoby w tle, albo o tym nie wiedziałem). Może moje podejście do małżeństwa (na dobre i na złe), tak utrudnia mi proces żałoby...
Zawsze starałam się oddzielić to co było od teraźniejszości grubą kreską. Ok wspomnienia zawsze wracają- ale staram się o tym co było nie myśleć; jak tylko zaczynam o tym myśleć to robię coś żeby mimo wszystko przestać- albo zaczynam myśleć o czymś bardziej absorbującym ( praca, wakacje), albo próbuje się czymś zająć. W ostateczności przypominam sobie wady eksa, albo nieprzyjemne sytuacje w których mnie stawiał- to działa jak kubeł zimnej wody. Staram się nie myśleć o pozytywach tylko skupić na negatywnych aspektach i poczuciu że teraz jest lepiej niż wcześniej z nim. Po jakimś czasie ( niestety kilku lat) ta nostalgia przemija.
Korzystając z wolnego wieczoru zapytam się jak sobie radzicie czy radziliście z jakimś takim poczuciem "porażki", choć w sumie nie wiem jak to nazwać. To taka jakby nostalgia za tym co było tylko mega silna... Chciałbym ją jakoś "wyłączyć", czasami jest tak silna, że aż ściska w środku, czasami jak sam jestem w domu uronię jakąś męska łzę. Zazwyczaj wtedy przez głowę przechodzi mi obraz ślubu, czy jakieś wspólne chwile... Choć rozwód już za mną i każdy kto na mnie patrzy myśli, że wszystko co najgorsze już za mną (mówię słuchaj, nie wyszło, trzeba iść dalej) to chyba jeszcze tak nie jest. Aby mieć jak najmniej czasu na takie smutne chwile staram się organizować czas, praca, zajęcia po pracy, spotkania ze znanymi l znajomymi, byle tylko uciekać od tego.... Bo wiem, że jak siądę jak teraz oczekując jak przyjdą znajomi na choćby godzinkę, zacznę robić NIC to wszystko wraca.... Dawno temu byłem w 5 letnim związku i nigdy mnie tak nie trzymało długo, albo już zapomniałem jak to było po rozstaniu (choć tam wszytko skończyło się bez 3 osoby w tle, albo o tym nie wiedziałem). Może moje podejście do małżeństwa (na dobre i na złe), tak utrudnia mi proces żałoby...
Mam tak samo.. Wolny wieczór... Ciepłe lato i wspominam byle dziewczyny... Okresy kiedy byłem szczęśliwy...
Teraz to się czuje rąk źle...
Dawniej wiedziałem weekend pełno szczęscia... Widziałem że z dziewczyna się spotkam...
95 2021-06-19 11:55:31 Ostatnio edytowany przez aniuu1 (2021-06-19 11:55:59)
Uśmiechnęłam się na tę męską łzę :-)
Ja ostatnio słucham wykładów mnichów buddyjskich i tam na przykład usłyszałam, że "trzeba nauczyć się cierpieć, wtedy cierpi się mniej". Taki spokój czuć jak się ich słucha. Kanał Plum Village na YouTube. Może znajdziesz tom coś dla siebie. Trafiłam na to przez Pasławka, który podrzucił mi kilka cytatów jednego z braci.
96 2021-06-20 07:29:08 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2021-06-20 07:41:33)
Poczucie porażki , znam to.
Nie ma chyba innego wyjścia jak ją uznać I przeżyć po tym żałobę.
Pomaga skupienie się na nowych celach.
Zamknięcie jednych drzwi otwiera inne, nawet jak nie wiesz w które wejść. Chwilowo
Pomaga też zrozumienie że czasem z kimś mamy po prostu inny system wartości, chociaż wydaje się podobny, inne rzeczy cenimy w relacji i tak naprawdę było to skazane na porażkę i brak bliskości.
Wspomnień to mam mnóstwo bo ponad 20 letni związek, ale co z następnymi 20 latami?
Nie traci się doświadczeń, nie zaczyna się od zera. Trzeba to spakować i skatalogować. Nie wyrzucać, zrobić miejsce na nowe.
Tak przebiega ten proces, autorze.
Najpierw musisz to wszystko w głowie przekreślić, by ratować siebie, przeżyć złość.
Ale potem trzeba do bałaganu wrócić, poukładać, obejrzeć zniszczenia..
Posprzątać i zaplanować nowe.
Przeżywać żałobę to przeżywać, nie da się tego przeskoczyć. Czasami znajomi mają dobre intencje, ale chcą byś za szybko to przeskoczył.
Pwgen powiem na swoim przykładzie ja wcale żadnej porażki nie odczuwam, kiedyś owszem był duży żal i rozczarowanie ale obecnie jest znacznie lepiej. Nie powiem, że zostałem zupełnie uzdrowiony bo na to trzeba jednak trochę czasu ale wiem i głęboko w to wierzę, że kiedyś z czasem to będzie rozdział zamknięty!!!
Co do mojej byłej - bardzo dużo dała mi wyprowadzka, chociaż pierwsze dni były wręcz prze dziwne - po pierwsze tęsknota za synem, jak to będzie, wszystko sam itd.
Powiem tak tym rzadziej widzę bż, tym sto razy lepiej się czuje, lecz nie mam tego komfortu co Ty bo mamy syna i chcąc czy nie chcąc czasami musze ją widzieć - chociaż staram się te widzenia ograniczać do zupełnego minimum...
Pamiętaj to wszystko dzieje się w Twojej głowie !!!!!
Ja wiem, że to będzie wracało setki, a może tysiąc razy ale w końcu kiedyś przyjdzie ukojenie...
Co mi pomogło - dużo rozmawiam ze znajomymi i przyjaciółmi, nie o rozwodach, truamach, przeżyciach - chociaż czasami nie ukrywam, że nawinie się taki temat ale ogólnie o życiu: czyli wszystkim i niczym. Teraz masz najlepszą okazję wyjść do ludzi, spacer, przejść się - nie ważne czy będziesz z kimś czy sam - najważniejsze to wyjść z 4 ścian!!!!
Jesteś wolny - możesz teraz tak naprawdę robić wszystko... Wiesz ile jest samotnych atrakcyjnych kobiet wokoło, pytanie czy chcesz się pakować teraz w nowy związek??? (bo stawiam, że za wcześnie na to) - ale nikt Ci nie broni kogoś nowego poznać i zaprzyjaźnić się...
Uprawianie sportu, a nawet sam ruch dużo pomaga, dobra muzyka, książka a może ciekawy film w kinie. Spotykaj się ze znajomymi i przestań myśleć o byłej, zadręczać się - bo to Ci nic nie da i w niczym nie pomoże!!!!! Jej już nie ma i lepiej dla Ciebie aby nigdy nie chciała wrócić!!!!
Pomyśl chciałbyś nadal żyć w jednym wielkim oszustwie i aby to wyszło jak będziesz np. 10-20 lat starszy ??? To tak naprawde jej porażka, że straciła godnego zaufania człowieka!!!! Niech sobie wierzy w te wszystkie miłości z filmów, harlekiny itd.
Ona zapewne otworzy kiedyś oczy, ale Ty będziesz już wtedy zupełnie daleko!!!!!! Zresztą chciałbyś osobę, wrócić do takiej, która jest nie pewna swoich uczuć i w każdej chwili może wplątać się w nowy romans???
Pwgen jeżeli jednak żadna z moich powyższych rad nie zadziała na Ciebie pozytywnie, to może warto pomyśleć o specjaliście??? Nie ma się czego wstydzić!!!! Bo to wszystko siedzi w naszych głowach, najważniejsze jest w tym wszystkim aby odnaleść ten prawidłowy klucz do układanki!!!
Masz wybór - nikt tego nie zrobi za Ciebie!!!! I jedno życie, czy nie lepiej je godnie przeżyć, niż zmarnować na przemyślenia, smutki, rozpacz i żal nad osobą co nie jest tego warta...
Pamiętaj idziesz do przodu albo stoisz i zaczynasz się cofać....
Pozdrawiam!!!
98 2021-06-27 22:16:59 Ostatnio edytowany przez IsaBella77 (2021-06-27 22:28:34)
A potem się dziwić skąd tylu mizoginów i inceli. Nie wzięli się z powietrza. Czytam ten wątek i nie wierze, że takie rzeczy się dzieją. Jakiegoś farta mam, że takie rzeczy mnie omijają.
Jedyna wina jaką autor popełnił jest taka, że za bardzo ufał. Za bardzo się angażował. Za bardzo się starał. Po prostu był zbyt "ludzki", zabrakło bycia chłodnym, bycia takim "robotem", spojrzenie z trzeciej perspektywy, krytycznym okiem na tą całą "miłość" i te wszystkie czerwone flagi - i pogonienie panny już wcześniej. Te jakiejś teksty o byciu dusi groszem - ja pierdziele. Chłop się dwoił i troił, był po prostu zaradny, a ona była pasożytem i chciała przyjść na gotowe, jednocześnie jeszcze autora urobić i wzbudzić w nim poczucie winy, zrobić z niego sponsora, wół roboczy do spełniania zachcianek. A ona to co mu mogła dać, najwięcej od siebie dała kochanki, a jemu zamiast wsparcia i wdzięczności jedyne co mu dała, to nóź w plecy.
Gatunek ludzki jest jakiś nienormalny. Schemat zawsze jest ten sam - jak ktoś jest zbyt dobry i zbyt dużo daje od siebie, to druga osoba tego nie doceni i wykorzysta. No i ciekawe, czy to autor ją jakoś przyciągnął, ona jego urobiła, czy to czysty przypadek? Jak to się stało, że ona - pasożyt, doczepiła się do niego - zbyt dużo dającego od siebie. Dlaczego np: dwa pasożyty nie łączą się w związek? Dwie zbyt dużo dające osoby nie łączą się w związek? Zawsze jest jakoś tak, że jedna strona jest ta "dobra", a druga "zła", ale prawie nigdy "zła" ze "złą" się nie łączy, ani "dobra" z "dobrą".
Nie wiem, może ludzie są jacyś opętani, zniewoleni. Ciężko to zrozumieć jak ludzie mogą tak po prostu dla własnej wygody gnoić innych i nie czuć się z tym źle. Baa, ona jeszcze zła była, że on ŚMIAŁ odkryć zdradę. Nie zabolało ją, że zdradza, tylko że została nakryta. No to już w ogóle jest tupet.
Brak jakiejkolwiek moralności, przyzwoitości, wyrzutów sumienia? Z jednej strony żyjemy w najlepszych czasach, najwięcej możliwości od początku istnienia świata. Jakościowe jedzenie, możliwości leczenia, dłuższe życie, możliwości realizowania swoich pasji, podróżowanie po całym świecie - kiedyś nie do pomyślenia. Ale jeśli chodzi o budowanie społeczności, lojalności, więzów międzyludzkich - to jest coraz gorzej. Zdrady modne, na przesadny egoizm i hedonizm jest przyzwolenie, masakra. Z jednej strony budujemy lepszy świat, ale z drugiej - coraz bardziej powierzchowny. Kiedyś to wulgaryzm, Andrzeju
A potem się dziwić skąd tylu mizoginów i inceli. Nie wzięli się z powietrza. Czytam ten wątek i nie wierze, że takie rzeczy się dzieją. Jakiegoś farta mam, że takie rzeczy mnie omijają.
Jedyna wina jaką autor popełnił jest taka, że za bardzo ufał. Za bardzo się angażował. Za bardzo się starał. Po prostu był zbyt "ludzki", zabrakło bycia chłodnym, bycia takim "robotem", spojrzenie z trzeciej perspektywy, krytycznym okiem na tą całą "miłość" i te wszystkie czerwone flagi - i pogonienie panny już wcześniej. Te jakiejś teksty o byciu dusi groszem - ja pierdziele. Chłop się dwoił i troił, był po prostu zaradny, a ona była pasożytem i chciała przyjść na gotowe, jednocześnie jeszcze autora urobić i wzbudzić w nim poczucie winy, zrobić z niego sponsora, wół roboczy do spełniania zachcianek. A ona to co mu mogła dać, najwięcej od siebie dała kochanki, a jemu zamiast wsparcia i wdzięczności jedyne co mu dała, to nóź w plecy.
Gatunek ludzki jest jakiś nienormalny. Schemat zawsze jest ten sam - jak ktoś jest zbyt dobry i zbyt dużo daje od siebie, to druga osoba tego nie doceni i wykorzysta. No i ciekawe, czy to autor ją jakoś przyciągnął, ona jego urobiła, czy to czysty przypadek? Jak to się stało, że ona - pasożyt, doczepiła się do niego - zbyt dużo dającego od siebie. Dlaczego np: dwa pasożyty nie łączą się w związek? Dwie zbyt dużo dające osoby nie łączą się w związek? Zawsze jest jakoś tak, że jedna strona jest ta "dobra", a druga "zła", ale prawie nigdy "zła" ze "złą" się nie łączy, ani "dobra" z "dobrą".
Nie wiem, może ludzie są jacyś opętani, zniewoleni. Ciężko to zrozumieć jak ludzie mogą tak po prostu dla własnej wygody gnoić innych i nie czuć się z tym źle. Baa, ona jeszcze zła była, że on ŚMIAŁ odkryć zdradę. Nie zabolało ją, że zdradza, tylko że została nakryta. No to już w ogóle jest tupet.
Brak jakiejkolwiek moralności, przyzwoitości, wyrzutów sumienia? Z jednej strony żyjemy w najlepszych czasach, najwięcej możliwości od początku istnienia świata. Jakościowe jedzenie, możliwości leczenia, dłuższe życie, możliwości realizowania swoich pasji, podróżowanie po całym świecie - kiedyś nie do pomyślenia. Ale jeśli chodzi o budowanie społeczności, lojalności, więzów międzyludzkich - to jest coraz gorzej. Zdrady modne, na przesadny egoizm i hedonizm jest przyzwolenie, masakra. Z jednej strony budujemy lepszy świat, ale z drugiej - coraz bardziej powierzchowny. Kiedyś to wulgaryzm, Andrzeju
Niesty jest jak jest bo ludzie którzy zdradzają się z tym kryją. Łatwo jest oszukać ufnego człowieka. Łatwo jest nim manipulować oczywiście do czasu aż kłamstwa i zdrady wyjdą na jaw ale nawet wtedy większość zdradzających stara się przekonać partnera i wmówić mu kolejne kłamstwa.
To przykre oczywiście dla wszystkich zdradzonych ale niestety prawda jest taka że ktoś kto raz zdradził i kłamał przy tym w zaparte zrobi to ponownie. To tylko kwestia czasu. Jest tak ponieważ takie osoby nie czują wewnętrznie że to co robią jest złe. Nie mają wpojonych zasad. Egoizm nie pozwala im myśleć o partnerze o jego losie, uczuciach itd. Myślą tylko o sobie dlatego tak łatwo przychodzi im kłamstwo i zdrada. Nawet jak wewnętrznie czują że coś jest nie tak potrafią bardzo szybko zostawić sumienie za sobą...