2 lata temu zdradziłam...kontynuowałam znajomość tylko smsową przez 5 m-cy....Mąż się dowiedział, przyznałam się i poczułam ulgę, że wie.....myślałam że wybaczy....niestety zaczął się horror....wracał nocami, znikał na całe weekendy. Przez 20 miesięcy smsy, telefony (latał jak kot z pęcherzem ...nie tłumacząc się)...wszędzie kody i blokady....nie liczył się z nikim i niczym...likwidacja wspólnego konta, brak opłat itp.
Ja żałowałam, płakałam i prosiłam...2 sprawy rozwodowe, przed, którymi pokorniał i nie chciał rozwodu.
Huśtawka emocjonalna....
Międzyczasie rachunki z restauracji, kin i jubilera i oczywiście prezerwatywy znalezione w jego aucie - on na to nic nie robi złego innym razem, że to moja wina....
Wspomnę cały czas nie chciał rozwodu-ja wierzyłam i kochałam...walczyłam...ale za dwa miesiące będą 2 lata...małżeństwem jesteśmy na papierze...dzień w dzień łzy.
Chciałam ostatnią szansę...jedźmy na urlop, ale on zwodzi a dziś złapałam na kolejnym kłamstwie....
Czy on się zatracił, czy ja wymagam niemożliwego?
Czytam to forum prawie 2 lata, ale nie spotkałam się z sytuacją, że ktoś z forumowiczów chciał dać szanę, ale jednocześnie prowadził grę.
Pod koniec sierpnia kolejna sprawa, on twierdzi, że ze mną coś nie tak (jak gestapo:)) a ja tylko chciałam krok po kroku zbudować na nowo, bo go kocham, a on dzień w dzień niszczył to....i to miało związek z daniem szansy? A może ze mną rzeczywiście coś nie tak, bo się starałam....a jak on kłody stawiał to gadałam...gadałam...proszę doradźcie
trudna sprawa. wydaje mi się, że jeżeli ktoś popełnia błąd ( w Twoim przypadku zdrada) to jeżeli ta druga osoba chce wybaczyć, powinno się ten temat zamknąć i zacząć od nowa.. ale pewnie to utopia. może wspólna terapia, sami chyba już nie dacie rady, strasznie się zapętliło i bardzo się poraniliście.. sąd może zalecić taką terapię, ale lepiej żebyś to ty namówiła męza do tego, żeby to była wasza obopólna decyzja..
mnie też się tak wydawało...ale dawałam czas...na przezycie traumy...ale w tej chwili wydaje mi się, że jest to typowo perfidne zachowanie. Psychologa zalecał sad-dwukrotnie on nie chce słyszeć...wydaje mi się że jemu tak wygodnie...tłumaczy własne wybryki.... Stąd mój post..czy po prawie dwóch latach ja jestem niecierpliwa czy rzeczywiście dać spokó...i niech każdy idzie we własną stronę...
nie wiem, trudno mi oceniać i nawet nie śmiałabym. musisz sobie odpowiedzieć na pytanie czy jest szansa na terapię i czy po tej terapii byłabyś (potencjalnie ) gotowa zacząć jeszcze raz z tym samym mężczyzną. separacja, ale na tej zasadzie, że oboje byście w tym czasie zastanowili się czego chcecie i co jeszcze do siebie czujecie, też wydaje mi się mieć sens. ale to Ty musisz zajrzeć w głąb siebie.. no i do tanga trzeba dwojga, porozmawiaj z nim o tym, powiedz wszystko, spokojnie, i zostaw go na jakiś czas, żeby miał chwilę na samotność i żeby jak jedzenie - ułożyło mu się ;-) jeżeli tego chcesz..
a on dzień w dzień niszczył to....
On niszczył? Dziwne, już w pierwszym zdaniu czytam, że to Ty zniszczyłaś. A on, jako człek najwidoczniej inteligentny, zrozumiał kogo ma w domu i dostosował się do sytuacji.
6 2011-08-03 00:40:42 Ostatnio edytowany przez niekochana72 (2011-08-03 00:41:36)
maya7 napisał/a:a on dzień w dzień niszczył to....
On niszczył? Dziwne, już w pierwszym zdaniu czytam, że to Ty zniszczyłaś. A on, jako człek najwidoczniej inteligentny, zrozumiał kogo ma w domu i dostosował się do sytuacji.
Grunt to dobre uzasadnienie dla własnego marnego zachowania....
Wilku - nie idziemy dziś spać? Ja mam o 6-tej pociąg
7 2011-08-03 00:53:02 Ostatnio edytowany przez Lupus (2011-08-03 00:54:51)
Do czego masz pociąg?
A do sytuacji naszej autorki, dlaczego ktoś kto sam zdradza oczekuje wierności? Wyraźnie wynika z jej postu, że "wybryki" męża zaczęły się po wyjściu jej zdrady na jaw. To ma co chciała.
8 2011-08-03 00:57:46 Ostatnio edytowany przez niekochana72 (2011-08-03 00:58:05)
Do czego masz pociąg?
A do sytuacji naszej autorki, dlaczego ktoś kto sam zdradza oczekuje wierności? Wyraźnie wynika z jej postu, że "wybryki" męża zaczęły się po wyjściu jej zdrady na jaw. To ma co chciała.
Ale tak w ogóle, czy dzisiaj? Bo dzis to na Śląsk...
Eskalacja zachowań - ciekawe dokąd zaprowadzi?
Wszystko wraca - szanowna autorko
Wszystko wraca - szanowna autorko
No tak, jej wraca, więc można rzec - jak juz rzekłem - ma co chciała. Ale czemu on tak ma? Bo sądzę, że też wolałby mieć wierną żonę i samemu siedzieć na tyłku w domu. Ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Nie ma wiernej żony, to jest impreza .
Ale czemu on tak ma? Bo sądzę, że też wolałby mieć wierną żonę i samemu siedzieć na tyłku w domu. Ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Nie ma wiernej żony, to jest impreza .
Chyba każdy by chciał... Kurcze, jakaś nostalgia mnie ogarnia...
maya7 ja nie widzę happy endu w Twoim małżeństwie, Twój mąż nie podejmuje współpracy (i nie dziwię mu się) bo stracił zaufanie do Ciebie, w moim odczuciu lepiej będzie jeśli każde z was pójdzie swoją drogą...
Jesteście małżeństwem 2 lata i 2 lata temu go zdradziłaś? po co więc wychodziłaś za niego? przecież problem już był!
Kurcze, nie mogę zrozumieć takich partnerów co zdradzają, a gdzie LOJALNOŚĆ? gdzie temu podobne wartości?
Eh... szkoda gadać!!!
12 2011-08-03 11:46:18 Ostatnio edytowany przez Malwina69 (2011-08-03 11:47:14)
Niestety... i ja równiez mam wrażenie, że to będzie zmarnowany czas.. nic z tego nie będzie... zostały przekroczone granice i zbyt wiele ran i ciosów sobie zadaliście... Sorry ale nie ma sensu... raczej trzeba by było oczekiwac cudu..... on raczej Ci zdrady nie wybaczył.. nie uporał sie z tematem..i raczej mu się to nie uda... bo jesli ludzie decydują sie jednak razem zostać i dalej życ.. to musza oczyścić, zamknąć tamten etap życia, postawić grubą kreche i pracować WSpOLNIE nad odbudowaniem wszystkiego a u Was kryzys sie poglębia... to wygląda na dawanie Ci lekcji, na karanie... za to co sie stało......
.... i razsmakował się w tym karaniu...
Naprawdę chcesz żyć w ciągłych oskarżeniach i tłumaczeniu wszystkich jego wyskoków Twoim jednym? Czasu nikt nie cofnie. On jak widać nie chce tak z serca, może już nie potrafi... Może.
Nie ma niestety recepty jak postąpić....
Ja nie walczyłabym dłużej...
Pisząc tego posta liczyłam się z krytyką, jednak oczekiwałam odpowiedzi trochę innych od osób które były zdradzone...
Moje pytanie brzmiało: gdzie sens w postępowaniu męża - nie chce rozwodu, ale też nie podejmuje on żadnych prób....
Widzę, że większość osób zdradzonych wrzuca wszystkich zdradzaczy do jednego worka, zdradził - to zły i już zawsze ma cierpieć.
Każdy się uczy na błędach, szkoda, że tak bolesnych i kosztem osób, które tak naprawdę nie zawiniły...ja zrozumiałam swój błąd żałowałam, chciał być wolny chciałam dać mu rozwód-a on nie....
dlatego chciałam usłyszeć opinie osób, które były po "drugiej stronie muru"....jaki jest proces przeżywania zdrady, jednak widzę że niektórzy po zdradzie irracjonalnie biorą pewne rzeczy....czarne to czarne a białe to białe...nie ma pośredniego - szarego...
czy osoba, która zdradziła na zawsze ma być skreślona, bo kiedyś potknęła się noga....czy zawsze już ma być usłużna i poniżana?
czy osoba, która zdradziła na zawsze ma być skreślona, bo kiedyś potknęła się noga...
To nie jest żadne potknięcie czy błąd, ale wybitne świństwo - największe jakie można w związku zrobić. Jeśli chodzi o mnie, byłabyś skreślona dożywotnio.
maya7 napisał/a:czy osoba, która zdradziła na zawsze ma być skreślona, bo kiedyś potknęła się noga...
To nie jest żadne potknięcie czy błąd, ale wybitne świństwo - największe jakie można w związku zrobić. Jeśli chodzi o mnie, byłabyś skreślona dożywotnio.
zgadzam się świństwo, które można zrobić drugiemu człowiekowi...szkoda, że zrozumiałam po czasie...
ale piszesz...byłabym skreślona...więc rozwód...
to o co chodzi mojemu mężowi? tak jak pisałam wcześniej: rozwód nie..ale żyć razem też nie...
Twojemu mężowi chodzi o to, żeby mieć w domu służącą i pogotowie seksualne w jednym. To że się na Tobie wyżywa, dowodzi, że wciąż coś do Ciebie czuje, ale to minie. I tak to będzie się ciągnąć, aż pozna kobietę, z którą będzie chciał spędzić resztę życia i wtedy Ci podziękuje za współpracę.
Niestety... i ja równiez mam wrażenie, że to będzie zmarnowany czas.. nic z tego nie będzie... zostały przekroczone granice i zbyt wiele ran i ciosów sobie zadaliście... Sorry ale nie ma sensu... raczej trzeba by było oczekiwac cudu..... on raczej Ci zdrady nie wybaczył.. nie uporał sie z tematem..i raczej mu się to nie uda... bo jesli ludzie decydują sie jednak razem zostać i dalej życ.. to musza oczyścić, zamknąć tamten etap życia, postawić grubą kreche i pracować WSpOLNIE nad odbudowaniem wszystkiego a u Was kryzys sie poglębia... to wygląda na dawanie Ci lekcji, na karanie... za to co sie stało......
Lupusie...każda twoja wypowiedź ocieka goryczą i zajadłością...byle dopiec...patrząc na twoje posty potwierdzasz tylko znany aforyzm: "jad zatruwa umysł i duszę....i tylko wielcy potrafią wybaczać....inni pełzają..."
Współczuję Ci, tych komentarzy też. Ale myślę, że powinnaś (nie lubie tego słowa) zadbać o siebie i odseparować się od niego. Nic go nie usprawiedliwia, nawet Twoja zdrada. On chce tylko się nad Tobą pastwić i tym karmi sie i będzie to trwać tak długo, aż tego nie przerwiesz. Zobacz co on robi, a nie mówi. Trzymaj się.
20 2011-08-03 23:12:57 Ostatnio edytowany przez Lupus (2011-08-03 23:19:33)
To Ci dam inny "aforyzm":
Kochaj swoich wrogów i czyń dobrze tym, którzy cię nienawidzą i wykorzystują - czyż to nie jest godna pogardy filozofia spaniela, który przewraca się łapami do góry, gdy się go kopnie?
Musisz nienawidzić swoich wrogów z całego serca i jeśli ktoś uderzy cię w policzek, TRZAŚNIJ go w jego! pobij go na głowę, ponieważ samoobrona jest najwyższym prawem!
Ten, kto nadstawia drugi policzek, jest tchórzliwym psem!
Odpłać ciosem za cios, pogardą za pogardę, przekleństwem za przekleństwo - mając w tym swój spory udział! Oko za oko, ząb za ząb, zawsze po czterokroć, po stokroć!
różowe okulary
Oczywiście, że zdrada go usprawiedliwia. Skoro jemu to poprawia nastrój, to czemuż ma się tego wyrzekać? Nie prosił się o rogi, dostał za "darmo".
To Ci dam inny "aforyzm":
Kochaj swoich wrogów i czyń dobrze tym, którzy cię nienawidzą i wykorzystują - czyż to nie jest godna pogardy filozofia spaniela, który przewraca się łapami do góry, gdy się go kopnie?
Musisz nienawidzić swoich wrogów z całego serca i jeśli ktoś uderzy cię w policzek, TRZAŚNIJ go w jego! pobij go na głowę, ponieważ samoobrona jest najwyższym prawem!
Ten, kto nadstawia drugi policzek, jest tchórzliwym psem!
Odpłać ciosem za cios, pogardą za pogardę, przekleństwem za przekleństwo - mając w tym swój spory udział! Oko za oko, ząb za ząb, zawsze po czterokroć, po stokroć!
różowe okulary
Oczywiście, że zdrada go usprawiedliwia. Skoro jemu to poprawia nastrój, to czemuż ma się tego wyrzekać? Nie prosił się o rogi, dostał za "darmo".
Ostatnio edytowany przez Lupus (Dzisiaj 23:19:33)
Lupusie, kolejny raz potwierdzasz to, że niektóre osoby po zdradzie zapominają co to jest człowieczeństwo...dlatego pełzają...
I jeszcze jedno odnośnie twojego poprzedniego postu: nie jestem ani służącą, ani pogotowiem seksualnym....może ty byś tak się zachowywał gdyby żona dała ci szansę...więc nie mierz wszystkich swoją miarą...
pozdrawiam
Lupusie, kolejny raz potwierdzasz to, że niektóre osoby po zdradzie zapominają co to jest człowieczeństwo...dlatego pełzają...
Piszesz o sobie? MOże i pełzasz przed facetem, którego zdradziłaś. Ale to Ci nic nie pomoże.
I jeszcze jedno odnośnie twojego poprzedniego postu: nie jestem ani służącą, ani pogotowiem seksualnym....
Najwyraźniej dla niego jesteś.
Imoże ty byś tak się zachowywał gdyby żona dała ci szansę...więc nie mierz wszystkich swoją miarą...
Gdyby żona mnie zdradziła, to dostałaby tylko czas na spakowanie się. I od tej pory nie znalibyśmy się, nawet na "Dzień dobry" na ulicy. A wiesz czemu? Bo najpewniej dostałbym takiego szału, że nie wymyśliłbym lepszego odwetu, np. takiego, żeby udać, że jej wybaczam i 1. odpłacić pięknym za nadobne, 2. zabrać jej parę lat życia na kontynuowanie czegoś, co i tak chcę zakończyć.
Lupusie....zaśmiecasz tylko wątki swoimi zajadłymi wypowiedziami....
Gdzieś tam pisałeś o inteligencji...której ci brakuje...więc nie odpisuj, bo jesteś płytkim facecikiem...
nie masz co robić...? skoro jesteś taki super to gdzie kobieta u twojego boku...ale tak to jest pies który dużo szczeka ...nie gryzie...
maya, co do kobiety, to jakby miała być taka jak Ty, to lepiej, że jej nie ma. Oszczędzi mi to trudu wyrzucania jej z mojego życia.
Rzeczywiście, gdzie mi tam do Twej głębokości. Jakoś nie staje mi inteligencji, by przystawić komuś rogi i mieć jeszcze pretensje, że ten ktoś jest niezadowolony.
Masz rację, rozmowa z Tobą już sensu nie ma, bo Ty swej winy nie widzisz, nie widzisz tego, że zniszczyłaś swoje życie, ale przede wszystkim życie swojego męża, który na to nie zasłużył. Przyszłaś tu, bo oczekiwałas oklasków i rad typu: "Zostaw go, bo nie jest ciebie wart". A ja Ci daję taką radę: "Zostaw go, bo nie jesteś jego warta". Odejdź od niego i daj mu szansę ułożenia życia z normalną kobietą. Tylko w sądzie bądź uczciwa - weź winę na siebie.
maya, co do kobiety, to jakby miała być taka jak Ty, to lepiej, że jej nie ma. Oszczędzi mi to trudu wyrzucania jej z mojego życia.
Rzeczywiście, gdzie mi tam do Twej głębokości. Jakoś nie staje mi inteligencji, by przystawić komuś rogi i mieć jeszcze pretensje, że ten ktoś jest niezadowolony.
Masz rację, rozmowa z Tobą już sensu nie ma, bo Ty swej winy nie widzisz, nie widzisz tego, że zniszczyłaś swoje życie, ale przede wszystkim życie swojego męża, który na to nie zasłużył. Przyszłaś tu, bo oczekiwałas oklasków i rad typu: "Zostaw go, bo nie jest ciebie wart". A ja Ci daję taką radę: "Zostaw go, bo nie jesteś jego warta". Odejdź od niego i daj mu szansę ułożenia życia z normalną kobietą. Tylko w sądzie bądź uczciwa - weź winę na siebie.
lupus... piszesz wkoło to samo...pijesz czy co ...napisałam nie pisz...a ty jesteś taką natrętną muchą....po napisaniu tylu postów, gdybyś był taką wartościową osobą za którą się uważasz- nie byłbyś na tym forum,,,tu same pogubione dusze szukające wsparcia i obiektywnego punktu widzenia...
ty przez swą zajadłość niszczysz pewien obiektywizm...nie masz co robić...obejrzyj pogodę lub kiepskich....a jak się dalej będziesz nudzić to podłub w nosie....a nie praw morałów skoro sam zioniesz ogniem...
Gdyby żona mnie zdradziła, to dostałaby tylko czas na spakowanie się. I od tej pory nie znalibyśmy się, nawet na "Dzień dobry" na ulicy. A wiesz czemu? Bo najpewniej dostałbym takiego szału, że nie wymyśliłbym lepszego odwetu, np. takiego, żeby udać, że jej wybaczam i 1. odpłacić pięknym za nadobne, 2. zabrać jej parę lat życia na kontynuowanie czegoś, co i tak chcę zakończyć.
Lupusie... agdyby to było jej mieszkanie ??? to co byś zrobił
1. To bym się wyprowadził.
2. Nie oglądam TV, tak rozwijające zajęcie pozostawiam Tobie.
3. Na Twoje zaczepki nie będę odpowiadał, bo polemika z głupstwem nobilituje je bez potrzeby.
Tylko wyjaśnij, po co zakładałaś ten wątek? Dla oklasków, dla tego, żeby przyznano Ci rację?
och dajcie spokój,
mógłby raz z zemsty, ale tak?
rozwiedź się i prześpij z jego najlepszym przyjacielem
Czytam to forum prawie 2 lata, ale nie spotkałam się z sytuacją, że ktoś z forumowiczów chciał dać szanę, ale jednocześnie prowadził grę.
Pod koniec sierpnia kolejna sprawa, on twierdzi, że ze mną coś nie tak (jak gestapo:)) a ja tylko chciałam krok po kroku zbudować na nowo, bo go kocham, a on dzień w dzień niszczył to....i to miało związek z daniem szansy? A może ze mną rzeczywiście coś nie tak, bo się starałam....a jak on kłody stawiał to gadałam...gadałam...proszę doradźcie
dziewczyno... nie jestem przeciwko Tobie mimo, że brzydze się zdradą... popełniłas błąd to nie ulega żadnej dyskusji i masz tego świadomość... ALE uważam, że Twój mąż się z tym nie uporał..nie potrafi... będzie Cie nękał w nieskończoność, karał, szarpał.. ranił... i być może terapia by dała jakiś zwrot sytuacji, owszem ciężka robota ..ale gdyby zapadła wspólna decyzja, że probujecie... hmhmmhmh może.... kto wie.. uda się..
Były dupek ( czytaj mój były mąz) dostał ode mnie szanse po zdradzie...ale uprzedziłam go, że nie mam pojęcia czy ja dam rade wytrwać w nowej dla mnie sytuacji... nie gwarantowałam..nie obiecywałam... wykonałam ogromną robotę...układanie sobie w głowie, że ufam, wierzę, nie podejrzewam, nie mam watpliwości... DAJĘ RADĘ... kosztowało mnie to tak wiele, że tylko sama to wiem...zmarnował to... ( dziś się z tego nawet cieszę)...
Ale ja chciałam mieć z powrotem mój spokojny świat i dlatego ten wysiłek podjęłam... i być może twój mąż musiałby to zrozumieć, że nie chodzi o walkę, zemstę i lekcję.. tylko o powrót z całych sił do normalności.... dla niego i Ciebie.. dla Was....
2 lata temu zdradziłam...kontynuowałam znajomość tylko smsową przez 5 m-cy....Mąż się dowiedział, przyznałam się i poczułam ulgę, że wie.....myślałam że wybaczy....niestety zaczął się horror....wracał nocami, znikał na całe weekendy. Przez 20 miesięcy smsy, telefony (latał jak kot z pęcherzem ...nie tłumacząc się)...wszędzie kody i blokady....nie liczył się z nikim i niczym...likwidacja wspólnego konta, brak opłat itp.
Ja żałowałam, płakałam i prosiłam...2 sprawy rozwodowe, przed, którymi pokorniał i nie chciał rozwodu.
Huśtawka emocjonalna....
Międzyczasie rachunki z restauracji, kin i jubilera i oczywiście prezerwatywy znalezione w jego aucie - on na to nic nie robi złego innym razem, że to moja wina....
Wspomnę cały czas nie chciał rozwodu-ja wierzyłam i kochałam...walczyłam...ale za dwa miesiące będą 2 lata...małżeństwem jesteśmy na papierze...dzień w dzień łzy.
Chciałam ostatnią szansę...jedźmy na urlop, ale on zwodzi a dziś złapałam na kolejnym kłamstwie....
Czy on się zatracił, czy ja wymagam niemożliwego?
Czytam to forum prawie 2 lata, ale nie spotkałam się z sytuacją, że ktoś z forumowiczów chciał dać szanę, ale jednocześnie prowadził grę.
Pod koniec sierpnia kolejna sprawa, on twierdzi, że ze mną coś nie tak (jak gestapo:)) a ja tylko chciałam krok po kroku zbudować na nowo, bo go kocham, a on dzień w dzień niszczył to....i to miało związek z daniem szansy? A może ze mną rzeczywiście coś nie tak, bo się starałam....a jak on kłody stawiał to gadałam...gadałam...proszę doradźcie
pogubiliśta się już widze chcesz odpowiedzi to masz ; delikatny jest dla ciebie po takiej sytuacji (mogłaś nie brać ślubu ) chyba ma gość trochę kasy , wiesz moim zdaniem robi wszystko specjalnie , a niechce rozwodu bo musi ci jeszcze dokopać zrobiłaś nie świństwo , ALE WIELKIE ŚWIŃSTWO ciesz się , że laski z twojego łóżka nie wyskakują bo ja bym tak zrobił ( koleś żył z tobą w nie świadomości) kochał cię a ty co , dałaś dowód miłości i liczyłaś się z ripostą w bani ci się pomieszało dziewczyno LUPUS pisze co myśli i mu wolno , a ty jak się ztym nie zgadzasz to nie czytaj ciesze się że tak ci kopie tyłek ja bym zrobił to jeszcze bardziej pozdrawiam
31 2011-08-04 19:16:16 Ostatnio edytowany przez Iwkaaa (2011-08-04 19:27:23)
Maya swoją zdradą zniszczyłaś coś bardzo cennego- zaufanie, wiare w człowieka. Nie chce rozgrzeszac Twojego meża, ale tak naprawde dałaś mu przyzwolenie na zdrade.
Maya swoją zdradą zniszczyłaś coś bardzo cennego- zaufanie, wiare w człowieka. Nie chce rozgrzeszac Twojego meża, ale tak naprawde dałaś mu przyzwolenie na zdrade.
Zgadzam się.
Maya7: przyprawiłaś mężowi rogi, zniszczyłaś Wasze małżeństwo i w dupie miałaś wtedy uczucia męża.
Dlaczego On miałby zrobić inaczej?
Złamałaś Waszą małżeńską umowę - wszelkie zasady na Twoje życzenie przestały obowiązywać.
Nie podoba się? Odejdź. Tylko - jak pisze Lupus - bądź choć teraz uczciwa i przyznaj, że to Twoja wina.
33 2011-08-04 19:40:41 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2011-08-04 19:49:47)
Pisząc tego posta liczyłam się z krytyką, jednak oczekiwałam odpowiedzi trochę innych od osób które były zdradzone...
Moje pytanie brzmiało: gdzie sens w postępowaniu męża - nie chce rozwodu, ale też nie podejmuje on żadnych prób....
Widzę, że większość osób zdradzonych wrzuca wszystkich zdradzaczy do jednego worka, zdradził - to zły i już zawsze ma cierpieć.
Każdy się uczy na błędach, szkoda, że tak bolesnych i kosztem osób, które tak naprawdę nie zawiniły...ja zrozumiałam swój błąd żałowałam, chciał być wolny chciałam dać mu rozwód-a on nie....
dlatego chciałam usłyszeć opinie osób, które były po "drugiej stronie muru"....jaki jest proces przeżywania zdrady, jednak widzę że niektórzy po zdradzie irracjonalnie biorą pewne rzeczy....czarne to czarne a białe to białe...nie ma pośredniego - szarego...
czy osoba, która zdradziła na zawsze ma być skreślona, bo kiedyś potknęła się noga....czy zawsze już ma być usłużna i poniżana?
Mimo, że nie jestem osobą zdradzoną, a przynajmniej nic na ten temat nie wiem, zabiorę głos.
Pytasz o sens w postępowaniu męża.
Widzę jeden. Bardzo chce, i robi to w skuteczny sposób, dokopać Tobie.
Czemu nie chce rozwodu? Nie jest mu do niczego potrzebny. Rozumiem, że nie planuje brać ślubu. Faktycznie jesteście już rozwiedzeni: nie łączy was nic oprócz mieszkania i wspomnień.
Chciałaś odbudować zaufanie męża do Ciebie, chciałaś zbudować od nowa wasz związek. Trwa to już drugi rok. Do tanga trzeba dwojga. Twój mąż nie chce tańczyć z Tobą. Chcesz dalej przekonywać męża i siebie, że jest co wspólnie budować? Czy też chcesz, by każde z was poszło w swoją stronę? Jeśli wybierzesz tę drugą opcję, to wiedz, że można się rozstać i rozmieszkać bez rozwodu. Nawet bez formalnej, przeprowadzonej sądownie, separacji.
Edit:
Przeczytałam jeszcze jeden post:
Gdyby żona mnie zdradziła, to dostałaby tylko czas na spakowanie się. I od tej pory nie znalibyśmy się, nawet na "Dzień dobry" na ulicy. A wiesz czemu? Bo najpewniej dostałbym takiego szału, że nie wymyśliłbym lepszego odwetu, np. takiego, żeby udać, że jej wybaczam i 1. odpłacić pięknym za nadobne, 2. zabrać jej parę lat życia na kontynuowanie czegoś, co i tak chcę zakończyć.(...)
Twój mąż wybrał inną opcję. Toż to jest JEGO REAKCJA NA TWOJĄ AKCJĘ. Każdy reaguje na swój sposób. Ale dlaczego jesteś zła na niego, że źle zrozumiałaś jego intencje?
34 2011-08-04 19:41:16 Ostatnio edytowany przez panx (2011-08-04 19:41:55)
niekochana72
Nie podoba się? Odejdź. Tylko - jak pisze Lupus - bądź choć teraz uczciwa i przyznaj, że to Twoja wina.
he tak to podstawa nigdy nie ma się twarzy żeby się przyznać zdradzacze zawsze to wykorzystują ona pewnie też tak zrobi .
Czytam to forum prawie 2 lata, ale nie spotkałam się z sytuacją, że ktoś z forumowiczów chciał dać szanę, ale jednocześnie prowadził grę.
Pod koniec sierpnia kolejna sprawa, on twierdzi, że ze mną coś nie tak (jak gestapo:)) a ja tylko chciałam krok po kroku zbudować na nowo, bo go kocham, a on dzień w dzień niszczył to....i to miało związek z daniem szansy? A może ze mną rzeczywiście coś nie tak, bo się starałam....a jak on kłody stawiał to gadałam...gadałam...proszę doradźcie
Mayu gdy mąż mnie zdradził, czułam sie potwornie, straciłam grunt pod nogami, zawalił mi sie swiat. Dałam mu szanse mimo, że nie potrafiłam sie z tym wszystkim pogodzic i uporac. To był początek końca. Zarzucił mi potem, że jednego dnia potrafiłam kochac, a drugiego dnia wszystko niszczyc. I to nie była gra, to byłam ja prawdziwa, pełna sprzecznych uczuc. Nasze małżenstwo sie nie utrzymało, to była przedłużająca sie agonia. Piekełko trwało prawie dwa lata.
niekochana72
Nie podoba się? Odejdź. Tylko - jak pisze Lupus - bądź choć teraz uczciwa i przyznaj, że to Twoja wina.he tak to podstawa nigdy nie ma się twarzy żeby się przyznać zdradzacze zawsze to wykorzystują ona pewnie też tak zrobi .
Kurcze - pisz, gdzie cytat, bo prawie się obraziłam...
Wyszło, ze zdradzam Lupusa...
panx napisał/a:niekochana72
Nie podoba się? Odejdź. Tylko - jak pisze Lupus - bądź choć teraz uczciwa i przyznaj, że to Twoja wina.he tak to podstawa nigdy nie ma się twarzy żeby się przyznać zdradzacze zawsze to wykorzystują ona pewnie też tak zrobi .
Kurcze - pisz, gdzie cytat, bo prawie się obraziłam...
Wyszło, ze zdradzam Lupusa...
haha sory lupus by cię z budy wygnał , chyba , że buda twoja
38 2011-08-04 19:46:18 Ostatnio edytowany przez niekochana72 (2011-08-04 19:46:32)
Czytam to forum prawie 2 lata, ale nie spotkałam się z sytuacją, że ktoś z forumowiczów chciał dać szanę, ale jednocześnie prowadził grę.
To nie jest gra - to nieludzkie cierpienie, z którym Twój mąż najwyraźniej sobie nie radzi. Ma do tego prawo, bo osoba, która powinna go wspierać i kochać - skrzywdziła go.
A Ty jeszcze masz czelność uważać, że Ty zadecydujesz, kiedy ma się skończyć Jego cierpienie??? Chyba sobie żartujesz...
maya7 napisał/a:Czytam to forum prawie 2 lata, ale nie spotkałam się z sytuacją, że ktoś z forumowiczów chciał dać szanę, ale jednocześnie prowadził grę.
To nie jest gra - to nieludzkie cierpienie, z którym Twój mąż najwyraźniej sobie nie radzi. Ma do tego prawo, bo osoba, która powinna go wspierać i kochać - skrzywdziła go.
A Ty jeszcze masz czelność uważać, że Ty zadecydujesz, kiedy ma się skończyć Jego cierpienie??? Chyba sobie żartujesz...
Tak zawsze jest, gdy kat robi z siebie ofiarę.
niekochana72 napisał/a:maya7 napisał/a:Czytam to forum prawie 2 lata, ale nie spotkałam się z sytuacją, że ktoś z forumowiczów chciał dać szanę, ale jednocześnie prowadził grę.
To nie jest gra - to nieludzkie cierpienie, z którym Twój mąż najwyraźniej sobie nie radzi. Ma do tego prawo, bo osoba, która powinna go wspierać i kochać - skrzywdziła go.
A Ty jeszcze masz czelność uważać, że Ty zadecydujesz, kiedy ma się skończyć Jego cierpienie??? Chyba sobie żartujesz...Tak zawsze jest, gdy kat robi z siebie ofiarę.
dobre porównanie
niekochana72
czytaj maila
Facet dał sobie czas żeby się odkochać. Po prostu. Dwa lata małżeństwa i zdrada 2 lata temu i jeszcze 5 miechów smsowania z kochasiem. Nie wiem co bym zrobiła na jego miejscu. Pomijając zbrodnię w afekcie - bo bardzo kocham swojego męża. Walizki za drzwi. Nie wiem czy miałabym siłę dawać szanse, nie wypominać, nie robić masochistycznych projekcji w trakcie seksu. Czy nie rozdrapywałabym rany? Na pewno tak. Czy chciałabym by choć przez chwilę poczuł jak to jest. Oooo z dziką rozkoszą. Z bólem i z satysfakcją. Czysta toksyna.
Twój mąż się dowiedzial - a Ty się przyznałaś. Czyli NIE dowiedział się od Ciebie. Przyprawiłaś mu megarogi w momencie kiedy małżeństwo normalnie powinno przeżywać maksymalne chwile uniesień. Nie przyznając się - po raz wtóry zawiodłaś jego zaufanie. Zrobiłaś z niego idiotę publicznie - skoro wiedziało więcej osób poza glównym zainteresowanym.
Ty poczułaś ulgę. On miał milion uczuć na sekundę. Miał prawo nie dotrzymać danego słowa. To się nazywa "w afekcie". Miał prawo ewoluować, zmienić zdanie, wymierzyć karę taką, abyś poczuła jak to jest gdy ktoś na kim Ci zależy, kochasz nad życie i ufasz - wbija Ci nóż w plecy ku uciesze gawiedzi.
Porównalabym to do uczucia straty po śmierci kogoś najbliższego. Jest żałoba, żal, wściekłość, próba podpisania paktu z diabłem - aby tylko wrócił. Ale wraca nie jako ta sama osoba. Tylko jako zombie. Chodząca klęska i wyrzut sumienia.
Pytanie czy już wystarczy, czy jeszcze trochę pokopie - powinnaś zadać jemu.
Nie lubię nazwywania zdrady "potknięciem", "błędem", "pomyłką", etc. Bardziej mi tu pasuje: "puszczanie się", "kłamstwo", "oszustwo", "obślizgłe", "obleśne", "ohyda".
Lupus to mądry facet, nie wiem dlaczego wkurzasz się na niego ....wczytaj się w to co pisze bo ma rację ( choć z tą nienawiścią do wrogów to przesadza). Nic Ci nie dadzą pocieszenia w stylu "trzymaj się kochana", posłuchaj co przecietny facet o tym myśli i jaki ma punkt widzenia - więcej z tego pożytku.
Ludzie po zdradzie powinni zrobić to co napisał Lupus " wystawić sobie walizki za drzwi". Wspólne życie nie ma sensu - bo to ciągle wraca.
Mój mi wybaczył i żyjemy już kupę lat. I co z tego ....ile on wycierpiał na myśl, że byłam z innym mężczyzną...ile ja wycierpiałam w poczuciu winy. Przez lata jestem "pilnowana" jakbym była na smyczy.
I po co to wszystko ? Ludzie powinni się rozstać. Będziecie oboje cierpieć a zwłaszcza Ty - zastanów się nad tym.
Szkoda, że nikt mi nie wystawił walizek za drzwi tylko mi "wybaczył".
44 2011-08-04 20:21:14 Ostatnio edytowany przez niekochana72 (2011-08-04 20:24:17)
niekochana72
czytaj maila
Kurde - jednego pieprzo**go dyktatora właśnie się pozbywam ze swojego życia.
"Droga niekochana72, czy byłabyś tak miła i mogłabyś poświęcić swój drogocenny czas na przeczytanie moich okropnych pod względem ortograficznym i stylistycznym wypowiedzi?" .
Tak masz pisać. Inaczej nie będę z Tobą pisać. Koniec
P.S. Lupus- ale że aż "Biblia Szatana"?
panx napisał/a:niekochana72
czytaj mailaKurde - jednego pieprzo**go dyktatora właśnie się pozbywam ze swojego życia.
"Droga niekochana72, czy byłabyś tak miła i mogłabyś poświęcić swój drogocenny czas na przeczytanie moich okropnych pod względem ortograficznym i stylistycznym wypowiedzi?" .
Tak masz pisać. Inaczej nie będę z Tobą pisać. KoniecP.S. Lupus- ale że aż "Biblia Szatana"?
:-)
On che cię za wszelką cenę ukarać. I tak strasznie zatracił się w tym karaniu, że troche zapomniał o reszcie świata... I skupia się tylko na tym. Pewnie zapomniał już zdrade... Jeśli go nadal kochasz, wystarczająco na tyle żeby nie poddac sie i walczyć, to musisz się dalej starać. Ale to jest strasznie destrukcyjne x| nie ma jednej dobrej rady. Trzeba zaufac kobiecej intuicji i albe szybko to skończyć.. albo dalej się meczyc w imię lepszej przyszłości
Pewnie zapomniał już zdrade... J
Tego się nie da zapomnieć. Dlatego właśnie mąż się tak zachowuje.
hmhmhhm pewnie, że sie nie da zapomnieć... ale to naprawde nie znaczy, że mają w takim koszmarze żyć.. autorce postu z całym szacunkiem dla wszystkich raczej nie chodziło o wystawienie stopnia za jej zachowanie ale o to, że skoro podjęli decyzje ( tak jakby) że są razem.. nie rozwodzą się to... chyba nie na tym sztuka polega żeby sie teraz dać biczować... no stało się... mleko rozlane, ucho od dzbana urwane a czara goryczy sie leje i leje...
49 2011-08-05 12:57:03 Ostatnio edytowany przez smutnamonia (2011-08-05 12:59:40)
Pisząc tego posta liczyłam się z krytyką, jednak oczekiwałam odpowiedzi trochę innych od osób które były zdradzone...
Moje pytanie brzmiało: gdzie sens w postępowaniu męża - nie chce rozwodu, ale też nie podejmuje on żadnych prób....
Widzę, że większość osób zdradzonych wrzuca wszystkich zdradzaczy do jednego worka, zdradził - to zły i już zawsze ma cierpieć.
Każdy się uczy na błędach, szkoda, że tak bolesnych i kosztem osób, które tak naprawdę nie zawiniły...ja zrozumiałam swój błąd żałowałam, chciał być wolny chciałam dać mu rozwód-a on nie....
dlatego chciałam usłyszeć opinie osób, które były po "drugiej stronie muru"....jaki jest proces przeżywania zdrady, jednak widzę że niektórzy po zdradzie irracjonalnie biorą pewne rzeczy....czarne to czarne a białe to białe...nie ma pośredniego - szarego...
czy osoba, która zdradziła na zawsze ma być skreślona, bo kiedyś potknęła się noga....czy zawsze już ma być usłużna i poniżana?
Długo zastanawiałam się co napisać!
Ja jestem właśnie po drugiej stronie tego muru - to ja zostałam zdradzona. I to jest świeża sprawa - zaledwie kilka miesięcy..
Jaki proces przeżywania zdrady?
Po pierwsze szok! Potem rozpacz, niedowierzanie! Później poczucie, że jest się jak zdepnięty wypalony pet! Czuje się bezwartościową osobą, która już nic nie ma do zaoferowania!
Mój świat legnąl w gruzach! Nic już nie będzie takie samo! Najbliższa memu sercu osoba, której bezgranicznie ufałam zawiodła mnie!
I dla mnie niestety białe jest białe, a czarne jest czarne!
Jeśli mąż twierdzi, że mnie kocha to nie powinien "zaprzyjaźniać się" z koleżanką z pracy.
Mieliśmy długą szczerą rozmowę po której doszliśmy do wniosku, że ratujemy nasze małżeństwo. Mąż twierdzi, że mnie kocha, tylko się pogubił - ja również go kocham. Zbyt długo jestesmy razem, zbyt wiele nas łączy (i nie mam tu na myśli kredytów), żeby nie spróbować od nowa!
Ale to nie znaczy, że wybaczyłam, zaufałam i zapomniałam! Na to trzeba baaardzoooo dużo czasu!
Chęć zemsty jest naturalną reakcją! Tylko jedni się temu poddają inni nie!
Ja również mam zakusy, żeby odpłacić pięknym za nadobne, ale mam inny charakter - sama bym się poprostu z tym źle czuła!
Ale w chwilach zwątpienia mam na to ochotę niestety!
Każdy przypadek jest inny, trudno cokolwiek radzić.
Tylko tak myślę, że Twój mąż ma ewidentnie dziką satysfakcję ze swej zemsty. I to nie rokuje dobrze...
hmhmhhm pewnie, że sie nie da zapomnieć... ale to naprawde nie znaczy, że mają w takim koszmarze żyć...(...) skoro podjęli decyzje ( tak jakby) że są razem.. nie rozwodzą się to...
Ze wskazaniem na: TAK JAKBY!
Widać SŁOWA sobie, a praktyka dnia codziennego sobie.
Autorka, mimo własnych przewin NIE MUSI się godzić na takie życie. Bo to zakłamanie i fałsz oraz hipokryzja a NIE ODBUDOWA związku
Sprawa rozwodowa jest w toku. To sprawę upraszcza. Wystarczy powiedzieć: JA TAK NIE UMIEM, nie zgadzam się na takie traktowanie. Wystarczy poprosić sąd o zmianę kwalifikacji z rozwodu na separację LUB zawieszenie rozwodu na "czas próby" np. 1 roku.
W tym czasie można się dogadać co do warunków TEJ odbudowy związku. Np. w drodze mediacji sądowych lub terapii par u psychologa. Trzeba nakreślić granice tego wspólnego dalszego życia. Postawić warunki - na co obie strony są w stanie się zgodzić a co jest niedopuszczalne.
51 2012-08-19 21:37:59 Ostatnio edytowany przez maya7 (2012-08-19 21:41:45)
Nie zabierałam głosu, ale byłam przez ten rok na forum czytałam i analizowałam...Ostatnio pojawiła się prośba aby napisać zakończenie wątków....Próbowałam zrozumieć osoby zdradzane i zrozumiałam...zmądrzałam (szkoda, że po czasie)...jak pisałam wcześniej, mąż wniósł apelację (3 rozprawa), a na niej poprosił o szansę...3 lata żyję w zawieszeniu, on uważa że jemu wszystko wolno, ostatnio rozbił moje auto i dał teściowi (po kasacji) a swojego nie da ruszyć...nadal ukrywa telefon, na weekendy wyjeżdża, bo rodzice go zapraszają na działkę...a ja siedzę w domu...czy nadal jest sens, że kiedyś zdradziłam mam się godzić na to wszystko...czy on wykorzystuje sytuację...bardzo proszę o obiektywną ocenę osób zdradzonych
Maya,
Niedawno dowiedziałem się o zdradzie kobiety, której w życiu bym o to nie podejrzewał, dobra żona, matka, fajny człowiek, co ją do tego skłoniło... To że jej mąż widziałe w niej wyłącznie matkę polkę, że przestał po iluś tam latach dostrzegać w niej kobietę, nagle pojawił się ktoś kto się nią zainteresował, właśnie jako kobietą...
Przyznała się post factum mężowi, od kilku lat sytuacja w domu jest napięta, z tym że on nie cuduje jak Twój, nie uderza swoim postępowaniem tak drastycznie w nią. Tak, odsunął się, tak spędza więcej czasu i jest bardziej skupiony na sobie, ale nie zrzuca całości tej odpowiedzialności na nią. Choć być może jeszcze nie dojrzał do tego by przejrzeć na oczy, że to był również wynik jego zaniedbań...
Mówisz, że chciałas się już 3 razy rozwodzić... Jak budować zaufanie, jak cokolwiek budować gdy szantarzujesz rozwodem??
To jak on się zachowuje jest poniżej krytyki, ale Ty pomimo zabicia w nim wiary w ludzi swoim postępkiem, miast zacisnąć zęby i dać sobie jakiś czas na przetrwanie, szantażowałaś rozwodem...
Przydałaby się Wam obojgu solidna terapia po tym wszystkim...
53 2012-08-19 22:54:29 Ostatnio edytowany przez maya7 (2012-08-19 23:02:51)
Cash...dziękuję za szybką odpowiedź, ale źle zrozumałeś..
Ja chciałam ratować małżeństwo, on chciał rozwodu, swoje postępowanie tłumacząc moją zdradą, ja go nie szantażowałam to on go chciał, poczym stając przed sądem zmieniał zdanie...ja chciałam w lewo albo w prawo...to on nadal stoi w rozkroku, jednocześnie uważając że mu wolno, bo ja jestem winna....wiem po 3 latach mam cholerne pokłady wyrzutów sumienia, ale zastanawiam się czy w imię poczucia winy mam już mu do końca życia na wszystko zezwalać i wszystkie jego występki tłumaczyć moją zdradą?...czy mam się zgadzać na wszystko co on zechce a samej spędzać weekendy , bo on woli u mamusi, a ja nie potrafiłabym z nimi spędzać czasu ze względu na to że mi zabrali auto....pomimo ze mają mercedesa w garażu, ale im mało....
54 2012-08-20 06:22:53 Ostatnio edytowany przez mark21 (2012-08-20 06:23:41)
"2 lata temu zdradziłam...kontynuowałam znajomość tylko smsową przez 5 m-cy Mąż się dowiedział, przyznałam się i poczułam ulgę, że wie....."
Maya, może napiszesz coś więcej o swojej zdradzie, dlaczego ciągnęłaś tę znajomość jeszcze 5 miesięcy(rozumiem, że do momentu, aż Twój mąż się dowiedział, bo gdyby nie to, to trwałoby to nadal). i od kogo się dowiedział?
Twojego męża jednak rozumiem> On w momencie dowiedzenia się o zdradzie poczuł się zwolniony z przysięgi małżeńskiej: ślubuję Ci............ Chyba jeszcze ją pamiętasz.
Bo widzisz Mayu, zdrada to jest podstępna egzekucja na kochającym bezgranicznie partnerze, wykonana bez sądu, prawa do obrony i wyroku.
Ja też zostałem zdradzony, też dowiedziałem się o tym fakcie, tyle że sam, także wiem jak zdrada ukochanej osoby kompletnie obniża samoocenę i niszczy psychikę człowieka.
Cash...dziękuję za szybką odpowiedź, ale źle zrozumałeś..
Ja chciałam ratować małżeństwo, on chciał rozwodu, swoje postępowanie tłumacząc moją zdradą, ja go nie szantażowałam to on go chciał, poczym stając przed sądem zmieniał zdanie...ja chciałam w lewo albo w prawo...to on nadal stoi w rozkroku, jednocześnie uważając że mu wolno, bo ja jestem winna....wiem po 3 latach mam cholerne pokłady wyrzutów sumienia, ale zastanawiam się czy w imię poczucia winy mam już mu do końca życia na wszystko zezwalać i wszystkie jego występki tłumaczyć moją zdradą?...czy mam się zgadzać na wszystko co on zechce a samej spędzać weekendy , bo on woli u mamusi, a ja nie potrafiłabym z nimi spędzać czasu ze względu na to że mi zabrali auto....pomimo ze mają mercedesa w garażu, ale im mało....
Mayu,
niemniej odbudowa siebie, własnej psychiki, własnego poczucia wartości po czymś takim trwa bardzo długo. Sama pewnie czytałaś wątki zdradzonych dziewczyn, niektóre mimo że próbowały, po kilku latach stwierdzały że nie są w stanie tego wybaczyć., zapomnieć i małżeństwo się kończyło. Tu minęło 2-3 lata, on jeszcze nie opamiętał się...
Czy masz to wszystko znosić w milczeniu?? Zrzuciłaś na niego swoje poczucie winy za zdradę i oczekujesz że będzie ok. Niestety... Nie wszyscy są w stanie poradzić sobie z takim strzałem w kręgosłup. A już zwłaszcza samemu sobie poradzić...
Dlatego sądzę że potrzebujecie pomocy zewnętrznej.
próbowałam załozyć nowy wątek aby powoli odcinać się od przeszłości,ale jakiś admin kazał kontynuować...a ja chciałam już krok do przodMam pytanie do forumowiczek co by zrobiły na moim miejscu..., bo ja mam już dość, mąż cały czas zrzuca wszystko na barki mojej zdrady, kto przeczytał mój wątek wie, że ja jestem ta zła bo zdradziłam...3 lata temu, a mój mąż który po drodze chciał mi się odegrać " zakopchał się", on cały czas widzi tylko moją winę, a swoje postępowanie tłumaczy moją zdradą. Zastanawiam się, bo jest tu wiele osób, które zostały zdradzone i decydujące się na ratowanie małżeństwa po zdradzie zachowują się inaczej...mój mąż każdy weekend i każdy inny dzień leci do rodziców i siostry, by robić remont, obiadki niedzielne itp., a gdy ja się wkurzam, że skoro też chciał ratować związek powinien się dopasować do mnie...On jest innego zdania-skoro zdradziłam, a chce z nim być mam znosić wszystkie jego zniewagi i tylko on się liczy..Ja powoli mam dosyć, bo skoro 3 lata temu zdradziłam, i bardzo tego żałowałam mam znosić jego humory ?
57 2012-09-01 13:47:16 Ostatnio edytowany przez maja 84 (2012-09-01 13:49:09)
maya, nie zawsze jest tak,że zdradzony " wykorzystuje sytuację" czasami ból i potrzeba zaduśćuczynienia za krzywdę u zdradzonego jest zbyt duża, zbyt głęboka by zdradzony poradzil sobie całą sytuacją, ale to nie oznacza ,że nie kochał, po prostu nie potrafi wybaczyć, uciszyć bólu.
Trzy lata to długo, wystarczająco długo jesteś tu karana.Trzy lata to tez czas ,żeby zrozumieć,że Twoja zdrada nie daje meżowi zielonego swiatła do takiego postepowania bo to zaczyna się przeradzać w przemoc psychiczną, albo sie coś RAZEM odbudowuje albo czas sie rozstać, nie mozesz pokutować do smierci.
Jeżeli mąż nie zacznie współpracować to jednak lepiej sie rozwieść i dla Ciebie i dla niego. Ty tu powinnaś podjąć decyzję bo sie zameczysz,odbudowa związku oznacza partnerstwo, sama nie dasz rady.
I jeszcze jedno , mąż nie powinien dopasować sie do Ciebie, Wasze dzialania powinny być wspolne, a tak Ty sobie, On sobie.
Zawsze był takim mamisynkiem? Po co on sie żenił jak czas spędza z mamusią.
próbowałam załozyć nowy wątek aby powoli odcinać się od przeszłości,ale jakiś admin kazał kontynuować...a ja chciałam już krok do przodMam pytanie do forumowiczek co by zrobiły na moim miejscu..., bo ja mam już dość, mąż cały czas zrzuca wszystko na barki mojej zdrady, kto przeczytał mój wątek wie, że ja jestem ta zła bo zdradziłam...3 lata temu, a mój mąż który po drodze chciał mi się odegrać " zakopchał się", on cały czas widzi tylko moją winę, a swoje postępowanie tłumaczy moją zdradą. Zastanawiam się, bo jest tu wiele osób, które zostały zdradzone i decydujące się na ratowanie małżeństwa po zdradzie zachowują się inaczej...mój mąż każdy weekend i każdy inny dzień leci do rodziców i siostry, by robić remont, obiadki niedzielne itp., a gdy ja się wkurzam, że skoro też chciał ratować związek powinien się dopasować do mnie...On jest innego zdania-skoro zdradziłam, a chce z nim być mam znosić wszystkie jego zniewagi i tylko on się liczy..Ja powoli mam dosyć, bo skoro 3 lata temu zdradziłam, i bardzo tego żałowałam mam znosić jego humory ?
Nie mozesz znosic wszystkich jego zlych zachowan ,skoro zdradzilas ,skoro razem mieliscie walczyc o zwiazek .Dac sobie druga szanse ,najwyrazniej nie poradzil sobie z tym ,sam zle postepuje ,ale uwaza ze to twoja zdrada go zmienila.Byc moze tak jest ,ale mowa o tym czy warto zyc obok siebie?
Jestescie juz daleko od siebie ,albo ostro razem zaczniecie dzialac ,albo rozejsc sie i poukladac zycie na nowo.
maya, nie zawsze jest tak,że zdradzony " wykorzystuje sytuację" czasami ból i potrzeba zaduśćuczynienia za krzywdę u zdradzonego jest zbyt duża, zbyt głęboka by zdradzony poradzil sobie całą sytuacją, ale to nie oznacza ,że nie kochał, po prostu nie potrafi wybaczyć, uciszyć bólu.
Trzy lata to długo, wystarczająco długo jesteś tu karana.Trzy lata to tez czas ,żeby zrozumieć,że Twoja zdrada nie daje meżowi zielonego swiatła do takiego postepowania bo to zaczyna się przeradzać w przemoc psychiczną, albo sie coś RAZEM odbudowuje albo czas sie rozstać, nie mozesz pokutować do smierci.
Jeżeli mąż nie zacznie współpracować to jednak lepiej sie rozwieść i dla Ciebie i dla niego. Ty tu powinnaś podjąć decyzję bo sie zameczysz,odbudowa związku oznacza partnerstwo, sama nie dasz rady.
I jeszcze jedno , mąż nie powinien dopasować sie do Ciebie, Wasze dzialania powinny być wspolne, a tak Ty sobie, On sobie.
Zawsze był takim mamisynkiem? Po co on sie żenił jak czas spędza z mamusią.
Ja zrozumiałam swój błąd, z całąś...żle się wyraziłam w poprzednim poście, żąe siłą próbowałam ratować małżeństwo , ale co z tego jeżeli on mówił, że też chce a robił wszystko by nie...
Moim zdaniem 3 lata to kawał życia, pewnie inni powiedzą, że zasł?żyłam...ok zasłuzyłam, ale nie przez taki okres czasu znosić zniewagi, poniżanie itp.
Chciałabym uratować ten związek ale coraz częściej zastanawiam się czy to ma sens, bo wychodzi na to że tylko ja się staram...
gdy się wkurzam, że co weekend on leci na obiadki do mamusi i tatusia, siostrze robić remont, zarzuca mi, że oczekuję od niego rzeczy niemożliwych bo on nie zamierza siedzieć i się męczyć ze mną, i co weekend wybywa-rano był u siostry, a teraz poszedł na piwo z kumplami...
Nie jestem osobą która wymaga całkowitego "poddania" ale jego stosunek wb mnie wydaje mi się niezdrowy..tak samo liczyłam, że urlop spędzimy razem po czym on na dzień przed oznajmia, że jedzie sam....poza tym cały czas ukrywa telefon, laptop pod hasłem...dlatego szukam obiektywnych opinii osób postronnych. Od dłuższego czasu czytam to forum, ale widze że osoby zdradzone albo się rozchodżą albo dają coś od siebie...ja rozumiem ból i chęć zemsty, ale po 3 latach?
On się zmienił, zdrada go zmieniła -może na zasadzie " Jaki ja byłem głupi i dobry, teraz tak nie bedzie", zmieniły sie też uczucia do Ciebie, w każdym razie zmieniaja się i to na niekorzyść, chce sie rozwodzić-nie chce sie rozwodzić, jest niezdecydowany, potrzebuje czasu, ale na co?
Jeżeli tak sie bedziecie oddalać, to On rzeczywiscie dojrzeje do tego rozwodu,bez traumy gwałtownego rozstania, ale Ty wtedy poczujesz sie oszukana.
W tej chwili daje Ci jasne sygnały, że odbudowywać związku nie zamierza, masz przy nim trwać jako pokutujacy zdradzacz godzący się na wszystko bo tak podobno jest sprawiedliwie moralnie. Nie jest sprawiedliwie bo każdy ma prawo do dobrej jakości związku i szczęścia tym bardziej,że odstępując od rozwodu obiecał Ci to, to nie czasy gdy zdradzające zony były zamykane w wiezy, jesteś wolna i tez tu masz cos do powiedzenia.
Nie jest dobrze,że czmycha z domu przy każdej okazji i nie chce spedzać z Toba urlopu-oddala sie.
Porozmawiaj z nim, moze terapia mu uswiadomi, że droga, którą teraz obrał to droga do rozwalenia związku.A może właśnie to mu chodzi, mieć siłę na zakończenie tego, może nawet chce poznać kogoś -stąd te chowanie telefonu?( chociaz też to może być demonstracja)
Zaproponuj terapie, jeżeli sie zgodzi to dobrze, ale jeżeli jak mantrę bedzie powtarzał-zdradziłas bądź potepiona na wieki -to uciekaj z tego związku, tak bedzie lepiej dla Ciebie i dla Niego.
Posty przeniesione
Witam,
zwracam się do osób zdradzonych, ale jednocześnie u których minęło znacznie więcej czasu od zdrady niż tuż po... - mam na myśli stałych bywalców forum, którzy podejście do zdrady zmienili pod wpływem czasu....
może żle to ujełam, bo zdrada jest zdradą i nic jej nie tłumaczy...
zastanawiam się tylko na ile upokorzeń musi sie zgadzać osoba, która zdradziła?
Czy osoba zdradzona ma prawo wykorzystywać fakt, że została zdradzona i na tym bazować ze wszystko jej wolno...ja byłam tą złą, ale czuję że mój mąż 5 lat jedzie na tym koniku... nie chce odejść ale też nie potrafi odejść i kompletnie nie liczy się z moimi uczuciami...
Jesli Ci wypomina zdrade caly czas to znaczy, ze nie do konca jeszcze Ci wybaczyl. Oczywiscie istotne jest jakiego charakteru sa te wypominania. Jesli to taka uniwersalna palka na kazda okazje - to faktycznie moze byc ciezko. Z drugiej strony to dziwisz sie? Potrafilabys okreslic tak w latach ile czasu zajeloby Tobie rozpatrywanie smierci kogos bliskiego? Oczywiscie ze nie. A przeciez zdrada jest jak smierc. Cos sie konczy bezpowrotnie. Czegos juz nigdy nie bedzie. I mUoze zdradzony budzi sie codzienne z postanowieniem nie wracania do tego co bylo, jednak z realizacja tego juz jest gorzej. Odhaczenie zdrady gruba kreska jest nie lada sztuka.
To co piszesz, to tak jakbym slyszal wypowiedz roszczeniowa. No przeciez juz 5 lat jestem grzeczna! No przeciez PRZEPROSILAM! Dla zdradzacza sprawa jest prostsza. W skrocie: pociupcial, przeprosil i chce 'zaczynac wszystko od nowa'. Dla zdradzanego jest zgola inaczej. Jaki dowod inny mozesz mu dac na potwierdzenie, ze nie zrobisz tego wiecej - procz czasu w postaci lat? Czasu, w ktorym kwant po kwancie bedziesz zacierac zlo jakie zrobilas.
5 lat jechania na zdradzie ! Masakra!
Wygląda na to, że Twój mąż albo nie wybaczył, albo jest mu wygodnie mieć na Ciebie takiego "haka" i stałe wpędza Ciebie w poczucie winy.W pierwszym przypadku zastanawiam się, czy przepracowaliście zdradę i podjęliście wspólnie decyzję o ułożeniu życia na nowo? Jeśli przeszliście nad tym do porządku dziennego to on może nosić w sobie wciąż żal, gniew i ból.
W drugiej sytuacji to wygląda na czystą manipulację. Wykorzystywanie zdrady aby wymusić na Tobie może konkretne zachowanie, może kontrolę a na pewno psychiczną przewagę.W obu przypadkach na Waszym miejscu rozpoczęłabym od szczerej rozmowy, bo wracając do Twojego pytania 5 lat życia ze zdradą na porządku dziennym to wg mnie zdecydowanie za długo.
maya7 napisał/a:zastanawiam się tylko na ile upokorzeń musi sie zgadzać osoba, która zdradziła?
Czy osoba zdradzona ma prawo wykorzystywać fakt, że została zdradzona i na tym bazować ze wszystko jej wolno...ja byłam tą złą, ale czuję że mój mąż 5 lat jedzie na tym koniku... nie chce odejść ale też nie potrafi odejść i kompletnie nie liczy się z moimi uczuciami...Opis sytuacji jest zbyt ogólny, aby cokolwiek napisać. Bo niby co to znaczy "jedzie na tym koniku" ? Co to znaczy, że "nie liczy się z moimi uczuciami" ?
Na upokorzenia to w ogóle nie ma przymusu się zgadzać, niezależnie od tego w jakiej się jest sytuacji.
Pisałem w wielu wątkach o tej tematyce, że zdradę trzeba przepracować, czyli oczyścić do dna. Przyczyna nigdy nie leży po jednej stronie, bo w zdradzie (podobnie jak w chorobie alkoholowej) biorą udział oboje małżonkowie. To nie jest właściwość jednej z nich, ale coś, co jest chore w ich relacji.
W Twoim przypadku ta choroba relacji właśnie wychodzi na jaw w czasie tych pięciu lat. Ta sama choroba była obecna przed aktem zdrady. Jak tej przyczyny zdrady nie przepracujecie, nie odszukacie, nie ujawnicie sobie, to ona będzie trawiła Waszą relację aż ją zniszczy.
Pewnie sobie z tym sami nie poradzicie, tak jak sami nie poradziliście sobie z aktem zdrady i dlatego to powraca.
Nie wybaczył zdrady, stale to powtarza i nie wie czy wybaczy...ale jednocześnie nie chce rozwodu, bo...się zastanawia....
Ja już dawno zrozumiałam swój błąd i chciałabym żyć w miarę "normalnie" z człowiekiem, który mnie szanuje i liczy się z moim zdaniem...Zrozumiałabym gdyby nie potrafił wybaczyć i odszedł - moja wina ale on nie chce rozwodu, żyje jak Piotruś Pan, rozmów na temat zdrady unika (nie przypominaj mi) , robi na złość nie odbierając tel.(w myśl cierp ciało jak chciało) i wyjeżdża sobie kiedy chce wbrew moim protestom....jestem po prostu zmęczona tym wszystkim...
rozumiem że można walczyć o związek na określonych zasadach...chcę wybaczyć robię coś ku temu a nie wszystko by rozwalić związek...czuję się winna i może dlatego w tym tkwie, ale powoli zastanawiam się co ze mną jest nie tak by pozwolić na takie traktowanie...
Na tym forum jestem kupe czasu i widze wpisy osób, które wybaczają lub nie ale są konkretne w swych poczynaniach...zostaję lub walczę lub odchodzę bo nie dam rady..a u mnie taka galareta...a może ja wymagam zbyt szybko..bo dopiero 5 lat mineło...
Maya,
To bardzo indywidualna sprawa, ile czasu potrzeba danej osobie żeby wybaczyć.
Ja w takim okresie zawieszenia wisiałam przez kilka miesięcy.
I jeszcze doskonale pamiętam, jak go "testowałam" ile jest w stanie znieść.
Gdzieś podświadomie dążyłam do tego, aby zniechęcony moją postawą odszedł, żebym mogła powiedzieć, że to on jest słaby, nie dał rady i wtedy mogłabym żyć bez ciężaru zdrady w związku.
Dzisiaj myślę, że to była taka moja zemsta za zdradę.
A on ten okres przetrwał, ale może jakbym ten czas rozciągnęła na lata, to osiągnęłabym ten podświadomy cel.
Przyszłość napisał/a:Maya,
To bardzo indywidualna sprawa, ile czasu potrzeba danej osobie żeby wybaczyć.
Ja w takim okresie zawieszenia wisiałam przez kilka miesięcy.
I jeszcze doskonale pamiętam, jak go "testowałam" ile jest w stanie znieść.
Gdzieś podświadomie dążyłam do tego, aby zniechęcony moją postawą odszedł, żebym mogła powiedzieć, że to on jest słaby, nie dał rady i wtedy mogłabym żyć bez ciężaru zdrady w związku.
Dzisiaj myślę, że to była taka moja zemsta za zdradę.Ale Tobie to zajęło kilka miesięcy a nie kilka lat...ale często ta myśl przelatywała, że on nie ma odwgi zakończyć małżeństwa i czeka na mój ruch, nie raz wspominał skoro nie chcesz czekać to złóż wniosek rozwodoey bo ja nie potrafie...
Przyszłość napisał/a:A on ten okres przetrwał, ale może jakbym ten czas rozciągnęła na lata, to osiągnęłabym ten podświadomy cel.
I byłabyś szczęśliwsza w tym momencie?
maya7 napisał/a:Witam,
zwracam się do osób zdradzonych, ale jednocześnie u których minęło znacznie więcej czasu od zdrady niż tuż po... - mam na myśli stałych bywalców forum, którzy podejście do zdrady zmienili pod wpływem czasu....
może żle to ujełam, bo zdrada jest zdradą i nic jej nie tłumaczy...
zastanawiam się tylko na ile upokorzeń musi sie zgadzać osoba, która zdradziła?
Czy osoba zdradzona ma prawo wykorzystywać fakt, że została zdradzona i na tym bazować ze wszystko jej wolno...ja byłam tą złą, ale czuję że mój mąż 5 lat jedzie na tym koniku... nie chce odejść ale też nie potrafi odejść i kompletnie nie liczy się z moimi uczuciami...Co zroblaś żeby to zmienić?Czy powiedziałaś mu o tym jak się z tym czujesz?Dlaczego z nim jesteś ?
Z mojego punktu widzenia-osoby zdradzonej jest tak,ze on nie radzi sobie w trudnych sytuacjach w waszej relacji ,nie potrafi panować nad swoją złością -tak wlaśnie miałam, i w "gorszych" chwilach/kłótniach wypominałam M jego "przyjaciółki", bo czułam sie bezsilna w danym momencie a robiłam to też z premedytacją,żeby go zabolało-moja wina i mój błąd-grzech (karałam w ten sposób siebie i jego).Tak to chora relacja była .
Jak dla mnie 5 lat to baardzo długi czas zeby temat zdrady zamknąć.Twój wybór co z tym zrobisz.
Maya7 to że zdradziłaś swojego męża czy jeszcze może swojego faceta to był błąd. Jeśli on nie jest wstanie Ci tego wybaczyć i zapomnieć tzn: ciągle go to dusi. Możliwe, że nie daży Cię prawdziwym uczuciem miłości. Powinnaś znim porozmawiać i to twardo. Nie ma co rozciągać tego na lata. Pytanie: Ile można cierpieć za zdradę? Nie można tego przełożyć na czas, on powinien wcześniej zamknąć związek albo wybaczyć a nie karać Cię. Bo to on w tym momencie wyrządza Ci krzywdę.
Po prostu szczera rozmowa i podjęcie konkretnej decyzji. Jeśli on nie jest tego dokonać to powinnaś odejść od niego. Założyć przynajmniej Separacje, aby zrozumiał. Jeżeli to nie pomoże, to rozwód i układanie życia z inną osobą.
maya7 napisał/a:Przyszłość napisał/a:Maya,
To bardzo indywidualna sprawa, ile czasu potrzeba danej osobie żeby wybaczyć.
Ja w takim okresie zawieszenia wisiałam przez kilka miesięcy.
I jeszcze doskonale pamiętam, jak go "testowałam" ile jest w stanie znieść.
Gdzieś podświadomie dążyłam do tego, aby zniechęcony moją postawą odszedł, żebym mogła powiedzieć, że to on jest słaby, nie dał rady i wtedy mogłabym żyć bez ciężaru zdrady w związku.
Dzisiaj myślę, że to była taka moja zemsta za zdradę.Ale Tobie to zajęło kilka miesięcy a nie kilka lat...ale często ta myśl przelatywała, że on nie ma odwgi zakończyć małżeństwa i czeka na mój ruch, nie raz wspominał skoro nie chcesz czekać to złóż wniosek rozwodoey bo ja nie potrafie...
Ponoć mężczyznom trudniej przychodzi wybaczenie zdrady. Nie wiem. Może.
Zakładam, że Twój mąż chce na nowo zbudować związek, ale nie może przełamać wewnętrznych oporów. Ja na Twoim miejscu próbowałabym szczerze porozmawiać, zmusić go do wykrzyczana wszystkich żalów i złości, które najwidoczniej gdzieś w nim ciągle siedzą głęboko.
Ale Ty też powinnaś mówić wprost, że brak decyzji z jego strony zabija Wasz związek. Bo tak jest, czy Wam to pasuje, czy nie. Może dajcie sobie jeszcze jakiś czas na "wiszenie", po którym podejmiecie decyzję albo o budowie związku od nowa, albo o rozstaniu, bo na dłuższą metę nie da się tak żyćmaya7 napisał/a:Przyszłość napisał/a:A on ten okres przetrwał, ale może jakbym ten czas rozciągnęła na lata, to osiągnęłabym ten podświadomy cel.
I byłabyś szczęśliwsza w tym momencie?
Nie lubię gdybać, ale myślę, że nie byłabym szczęśliwa. Nie wiem jeszcze jak skończy się moja historia, ale postanowiliśmy dać nam szansę i w tej chwili staramy się ją wykorzystać.
3maj się
Dla mnie to już psychopatia bo ile można drążyć tą sprawę nie wybaczył to niech odejdzie, może on po prostu cały czas się mści.
ojojoj bidulko, dupcią się poświeciło na prawo i lewo a teraz wielki ból zadu, bo zrogowacialy mąż wykłada lagę na starania panienki o odbudowę zaufania. Nie ma czegoś takiego jak wybaczenie zdrady. Odstawiłaś numer, to teraz cierp. On cierpi cały czas. Sprowadziłaś go do podłogi, to teraz on pokazuje ci jak wygląda świat z tej perspektywy. Było słodko, cukierkowo i spijanie z dzióbków z kochasiem, to teraz pospijaj nieco szumowin. Wymieniłaś ambrozję męża na szambo, to teraz też się w nim taplaj. 5 lat to dużo? Ile lat mu zmarnowałaś? Po ilu latach okazało się, że jego największe szczęście jest największym przekleństwem? Miej odwagę wziąć to na cycki, skoro miałaś odwagę cycem innemu świecić. Nigdy nie zrozumiem cór psich. Cóż za podłość ze strony męża, przecież ty się tak starasz. Pranie mózgu mu zafunduj. Może zapomni, bo na wybaczenie nie licz. Nie ma czegoś takiego. Jest co najwyżej jakaś tam wspólna egzystencja podyktowana przeszłością sprzed kobiecych serc podrygów do innych. Idź nie rycz więcej, boś niegodna.
62 2014-07-27 08:32:44 Ostatnio edytowany przez Animus (2014-07-27 10:54:00)
ojojoj bidulko, dupcią się poświeciło na prawo i lewo a teraz wielki ból zadu, bo zrogowacialy mąż wykłada lagę na starania panienki o odbudowę zaufania. Nie ma czegoś takiego jak wybaczenie zdrady.
Odstawiłaś numer, to teraz cierp. On cierpi cały czas. Sprowadziłaś go do podłogi, to teraz on pokazuje ci jak wygląda świat z tej perspektywy. Było słodko, cukierkowo i spijanie z dzióbków z kochasiem, to teraz pospijaj nieco szumowin. Wymieniłaś ambrozję męża na szambo, to teraz też się w nim taplaj. 5 lat to dużo? Ile lat mu zmarnowałaś? Po ilu latach okazało się, że jego największe szczęście jest największym przekleństwem? Miej odwagę wziąć to na cycki, skoro miałaś odwagę cycem innemu świecić. Nigdy nie zrozumiem cór psich. Cóż za podłość ze strony męża, przecież ty się tak starasz. Pranie mózgu mu zafunduj. Może zapomni, bo na wybaczenie nie licz. Nie ma czegoś takiego. Jest co najwyżej jakaś tam wspólna egzystencja podyktowana przeszłością sprzed kobiecych serc podrygów do innych. Idź nie rycz więcej, boś niegodna.
Wkurzony, dziękuję Ci za ten najczystszy obraz męskiej głupoty. Zmień sobie nick na WKURZAJĄCY, bo potrafisz wkurzyć !
Tyle, że w Twoim wpisie dokonałeś wiwi-seks-cji takiego myślenia, które jest ponad wszelką miarę szkodliwe. To myślenie jest nastawione na zniszczenie siebie i drugiej osoby. WKURZONY, to Wkure-wskie myślenie, pokrzywione i wypaczone do dna, zdehumanizowane do granic, bezrefleksyjne. Pokazałeś to wyśmienicie. Nie spotkałem lepszego wpisu już dawno na tym forum. Pozwalam sobie na te mocne słowa (Moderacja niech mi wybaczy, jeśli może), żeby wyraźnie też napisać: takie myślenie prowadzi zawsze w przepaść.
To jest masochizm i sadyzm ujawniony w swojej pokrętności. I pięknie przyznajesz się do swojego ograniczenia, pisząc, że nigdy nie zrozumiesz... bo właśnie nie potrafisz rozumieć, potrafisz tylko cierpieć. Cierp więc.
Maya7, podkreśliłem boldem te zdania, które w wypowiedzi wkurzonego mogą być dla Ciebie wskazówką, pozwalającą zrozumieć zachowanie Twojego Męża. Najpierw: on uważa, że nie można wybaczyć zdrady i nie potrafi tego zrobić, nie wie, jak to zrobić. Nie wie, że niszczy nie tylko Ciebie, relację miedzy Wami, ale także siebie. Niszczy, bo cierpi i chce to cierpienie zniszczyć razem z sobą. Dlatego karmi Ciebie tymi (jak to napisał Wkurzony) "szumowinami", pianą swojej wściekłości. Nie może wybaczyć nie tylko Tobie, ale sobie nie może wybaczyć... czuję się także winny za to, co się stało. Pewnie nawet nie wie, że czuje się winny.
Poczucie winy niszczy Was oboje. We wpisie Wkurzonego znajdziesz motywy tej zbrodni, które kiełkują także w umyśle Twojego Męża.
Ratunek jest gdzieś indziej i można go odnaleźć w Twoim poście:
Nie wybaczył zdrady, stale to powtarza i nie wie czy wybaczy...ale jednocześnie nie chce rozwodu, bo...się zastanawia....[...] Zrozumiałabym gdyby nie potrafił wybaczyć i odszedł - moja wina ale on nie chce rozwodu,
I tu jest Twoja nadzieja. W tym "nie wie" jest Twoja nadzieja. Jeśli 5 lat nie podjął decyzji, to najprawdopodobniej dlatego, że nie chce podjąć decyzji o odejściu. Chce być z Tobą, ale sobie nie radzi w tą krwawiącą raną. Z tym połamaniem. Tylko Ty mu możesz pomóc. Tylko ktoś bardzo znający się na psychice ludzkiej może pomóc Wam.
Ja już dawno zrozumiałam swój błąd i chciałabym żyć w miarę "normalnie" z człowiekiem, który mnie szanuje i liczy się z moim zdaniem...
Ty zrozumiałaś, ale On nie zrozumiał. Jeśli On szanuje Ciebie, to uszanuj Jego cierpienie, które się wypala i nie dokładaj, nie dolewaj oliwy do ognia.
rozmów na temat zdrady unika (nie przypominaj mi) , robi na złość nie odbierając tel.(w myśl cierp ciało jak chciało) i wyjeżdża sobie kiedy chce wbrew moim protestom....jestem po prostu zmęczona tym wszystkim...
Właśnie rozmowy przypominają mu i są dolewaniem oliwy do ognia. Robi Ci na złość i przyjmuj to w taki sposób, jakbyś chciała, aby On przyjął Twoją zdradę: przyjmuj z miłością, miłosierdziem i wyrozumiałością. Przyjmuj ze spokojem i zrozumieniem. Daj mu przykład, że można ponosić duże koszty w imię uczucia. Pokaż mu jak przekuwać złość i cierpienie w zrozumienie.
Kiedy wyjeżdża to Ty czekaj spokojnie. Pozwalaj mu wyjeżdżać, to przestanie uciekać. Jest jak mały chłopczyk, który nie umie sobie poradzić z emocjami, więc ucieka z domu. Swoje zmęczenie uczyń siłą. Byłaś kiedyś w górach? Ostre podejście, maksymalne zmęczenie przed szczytem. Słuchaj swojego serca, które w tym zmęczeniu wysila się, przyspiesza, aby dostarczyć tlen do pracujących mięśni. Nie ustawaj. Idź pomimo zmęczenia drobnymi kroczkami dni i godzin. Pokonaj zmęczenie, aby wcześniej dojść na szczyt.
rozumiem że można walczyć o związek na określonych zasadach...chcę wybaczyć robię coś ku temu a nie wszystko by rozwalić związek...
On nie wie, co zrobić, aby sobie pomóc. Nie walcz o związek. Trwaj. On może tego nie wie, ale chce właśnie Ciebie zmęczyć, męczy też siebie. Mógłby zrzucić ten ciężar, ale nie wie, jak to się robi. Nie wie, jak się wybacza.
.czuję się winna i może dlatego w tym tkwie, ale powoli zastanawiam się co ze mną jest nie tak by pozwolić na takie traktowanie...
To bardzo ważne: czujesz się winna, dlatego jesteś słaba. Nie grzech zabija grzesznika, ale poczucie winy. Odrzuć poczucie winy i poczujesz się silna mocą pokuty. Pokutuj swoim zmęczeniem. Pomóż swojemu Mężowi w ten sposób wypalić jego złość do ostatniej kropelki. Niech w tym ogniu hartuje się Wasze przyszłe możliwe szczęście, którego jeszcze nie czujecie. Ono jest w tym, że jesteście razem, pomimo wszystko.
Na tym forum jestem kupe czasu i widze wpisy osób, które wybaczają lub nie ale są konkretne w swych poczynaniach...zostaję lub walczę lub odchodzę bo nie dam rady..a u mnie taka galareta...a może ja wymagam zbyt szybko..bo dopiero 5 lat mineło...
Ten, kto nie wybacza, ten nie może iść dalej w życie. Dlatego nie idzie, ale stoi w miejscu.
Wybaczenie nie jest kwestią czasu. Jest aktem woli. Do tego trzeba dojrzałości, a nie czasu.
Do tego trzeba odważnej decyzji i męstwa zaryzykowania wspólnego ciągu dalszego. To nie jest możliwe dla małych chłopców skupionych na rozbitym kolanie, rozżalonych i wyjących z bólu.
Taka decyzja jest TYLKO DLA ORŁÓW.
63 2014-07-27 11:16:33 Ostatnio edytowany przez Przyszłość (2014-07-27 11:17:18)
Wybaczenie nie jest kwestią czasu. Jest aktem woli. Do tego trzeba dojrzałości, a nie czasu.
Nie do końca zgadzam się z powyższym, bo do każdej decyzji trzeba dojrzeć.
A okres dojrzewania, czas potrzebny na dojrzenie do decyzji o wybaczeniu jest kwestią indywidualną.
Smutna prawda jest taka, że niektórzy nigdy nie dojrzeją do tej decyzji, na zawsze pozostaną ofiarą nie-wybaczenia i pozwolą aby doznana krzywda kierowała ich życiem.
Animus napisał/a:Wybaczenie nie jest kwestią czasu. Jest aktem woli. Do tego trzeba dojrzałości, a nie czasu.
Nie do końca zgadzam się z powyższym, bo do każdej decyzji trzeba dojrzeć.
A okres dojrzewania, czas potrzebny na dojrzenie do decyzji o wybaczeniu jest kwestią indywidualną.
Smutna prawda jest taka, że niektórzy nigdy nie dojrzeją do tej decyzji, na zawsze pozostaną ofiarą nie-wybaczenia i pozwolą aby doznana krzywda kierowała ich życiem.
No tak, Przyszłość, właśnie o to mi chodziło. Dlatego to nie jest kwestia czasu, ale woli, decyzji i umiejętności.
Inaczej rzecz ujmując: może się to zdarzyć w każdej chwili lub trwać do-wolnie długo.
65 2014-07-27 15:13:02 Ostatnio edytowany przez Przyszłość (2014-07-27 15:22:14)
Przyszłość napisał/a:Animus napisał/a:Wybaczenie nie jest kwestią czasu. Jest aktem woli. Do tego trzeba dojrzałości, a nie czasu.
Nie do końca zgadzam się z powyższym, bo do każdej decyzji trzeba dojrzeć.
A okres dojrzewania, czas potrzebny na dojrzenie do decyzji o wybaczeniu jest kwestią indywidualną.
Smutna prawda jest taka, że niektórzy nigdy nie dojrzeją do tej decyzji, na zawsze pozostaną ofiarą nie-wybaczenia i pozwolą aby doznana krzywda kierowała ich życiem.No tak, Przyszłość, właśnie o to mi chodziło. Dlatego to nie jest kwestia czasu, ale woli, decyzji i umiejętności.
Inaczej rzecz ujmując: może się to zdarzyć w każdej chwili lub trwać do-wolnie długo.
Widzisz Animus, gdzieś w wątku obok toczy(ła) się dyskusja na temat NLP a ja mam tutaj wrażenie, że próbujesz przeramować moją wypowiedź. Niby nie zaprzeczasz logice moich słów, ale tak zmieniasz ich kontekst, że w konsekwencji zmieniasz ich sens.
To teraz ja. Nie zaprzeczam, baaa... wprost potwierdzam, że wybaczenie to kwestia woli, decyzji i umiejętności. Ale w przeciwieństwie do Ciebie nie bagatelizuję czy wręcz nie neguję roli czasu.
Bo przebaczenie to praca nad sobą, to proces, do którego czas jest niezbędny. I tylko nie wiadomo, ile czasu dana osoba potrzebuje aby zrozumieć, że brak przebaczenia to brak "kontroli" nad własnymi myślami, zanim podejmie decyzję "chcę przebaczyć".