Cześć dziewczyny, piszę tutaj, bo z bezsilności nie wiem już, gdzie się zwrócić po pomoc i poradę.
Moje małżeństwo przechodzi kryzys, ale wygląda na to, że tylko jednostronny.
Jesteśmy parą od 4 lat, 2,5 roku temu się pobraliśmy, a 1,5 roku temu na świat przyszedł nasz syn.
Odkąd zaszłam w ciążę mój mąż stopniowo tracił zainteresowanie moją osobą, coraz częściej szukał pretekstów i okazji do spotkań ze znajomymi z pracy, zamiast spędzać czas ze mną (dodam,że nie należy do osób szczególnie towarzyskich, jest raczej typem domatora).
Kiepsko wygląda również nasze pożycie, w przebiegu całej ciąży uprawialiśmy sex może 3-4 razy z czego większość na samym początku, zanim jeszcze było widać brzuszek, potem raz zmusiłam go wręcz ok 6 miesiąca tłumacząc, że ciężarna też wciąż ma potrzeby. Czuć było wtedy, że został zmuszony. Od tamtej pory jesteśmy białym małżeństwem, mąż mnie nie całuje, nie dotyka, nie przytula. Nie okazuje najmniejszego zainteresowania sexem. Setki już razy podejmowałam temat, próbowałam z nim rozmawiać, pytać o przyczynę etc, ale on nie widzi problemu, uważa że jest dziecko, nie ma czasu, nie ma sposobności, ale gdy przedstawiam mu możliwości (mamy drugi pokój, dziecko w nocy przesypia spokojnie kilka pierwszych godzin) to on zawsze znajdzie jakiś wykręt, a że w drugim pokoju, nie w sypialni to jakoś tak dziwnie (przed ślubem każde pomieszczenie było ok), a co jak obudzi się dziecko etc. Nie rozumiem, co się stało. Nie podejrzewam go o zdradę, bo uważam, że jest na to zbyt leniwy, ale nie jest dla mnie normalnym, że zdrowy facet przez 2 lata nie ma ochoty na sex z własną żoną i świetnie znosi celibat. Ja już dostaję do głowy. W ciąży nie przytyłam dużo, szybko wróciłam do formy i figury sprzed, jestem osobą szczupłą, gdy wychodzę na ulicę non stop zaczepiają mnie obcy faceci, nie pojmuję, dlaczego mój własny mąż nie widzi we mnie już atrakcyjnej kobiety. Bardzo źle się z tym czuję, ale w zasadzie całe nasze małżeństwo wydaję się być teraz takie udawane, na siłę, a bo się pobraliśmy, bo jest dziecko, to trzeba jakoś razem żyć, niekoniecznie się kochać. Mam wrażenie, ze on właśnie tak to widzi, bo dla mnie sex jest bardzo ważną sferą związku, ja wciąż pokazuję mężowi, że jest dla mnie atrakcyjny, że mnie pociąga, a z jego strony nic, zero. Jakby mógł to chyba kijem by mnie odsuwał, a usta zakleił taśmą, żebym tylko przestała już mu truć, że mamy kryzys, że dlaczego nie uprawiamy sexu, że nasz związek jest zupełnie pusty, a my żyjemy ze sobą jak brat z siostra i to na dodatek nie za bardzo ze sobą zżyci...
Już kompletnie nie wiem, co robić, podejmowałam setki prób rozmów, mediacji, naprawiania relacji, proponowałam terapię, ale on mnie wyśmiewa, że nasłucham się koleżanek chwalących swoich mężów, naoglądam głupot w tv o tym, jak to rzekomo powinno wyglądać małżeństwo i potem mi się w głowie roi, że mamy jakiś kryzys.
Co mam robić? Jak do niego dotrzeć? Coraz częściej i poważniej zaczynam myśleć o rozwodzie...
Nie dostaję od męża wsparcia w żadnej dziedzinie naszego wspólnego życia, a teraz mam taki okres w życiu, że naprawdę tego wsparcia potrzebuję.