Jak uratować to małżeństwo? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Jak uratować to małżeństwo?

Strony 1 2 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 1 do 65 z 129 ]

1 Ostatnio edytowany przez Austen27 (2020-09-02 13:58:59)

Temat: Jak uratować to małżeństwo?

Cześć dziewczyny, piszę tutaj, bo z bezsilności nie wiem już, gdzie się zwrócić po pomoc i poradę.
Moje małżeństwo przechodzi kryzys, ale wygląda na to, że tylko jednostronny.

Jesteśmy parą od 4 lat, 2,5 roku temu się pobraliśmy, a 1,5 roku temu na świat przyszedł nasz syn.
Odkąd zaszłam w ciążę mój mąż stopniowo tracił zainteresowanie moją osobą, coraz częściej szukał pretekstów i okazji do spotkań ze znajomymi z pracy, zamiast spędzać czas ze mną (dodam,że nie należy do osób szczególnie towarzyskich, jest raczej typem domatora).
Kiepsko wygląda również nasze pożycie, w przebiegu całej ciąży uprawialiśmy sex może 3-4 razy z czego większość na samym początku, zanim jeszcze było widać brzuszek, potem raz zmusiłam go wręcz ok 6 miesiąca tłumacząc, że ciężarna też wciąż ma potrzeby. Czuć było wtedy, że został zmuszony. Od tamtej pory jesteśmy białym małżeństwem, mąż mnie nie całuje, nie dotyka, nie przytula. Nie okazuje najmniejszego zainteresowania sexem. Setki już razy podejmowałam temat, próbowałam z nim rozmawiać, pytać o przyczynę etc, ale on nie widzi problemu, uważa że jest dziecko, nie ma czasu, nie ma sposobności, ale gdy przedstawiam mu możliwości (mamy drugi pokój, dziecko w nocy przesypia spokojnie kilka pierwszych godzin) to on zawsze znajdzie jakiś wykręt, a że w drugim pokoju, nie w sypialni to jakoś tak dziwnie (przed ślubem każde pomieszczenie było ok), a co jak obudzi się dziecko etc. Nie rozumiem, co się stało. Nie podejrzewam go o zdradę, bo uważam, że jest na to zbyt leniwy, ale nie jest dla mnie normalnym, że zdrowy facet przez 2 lata nie ma ochoty na sex z własną żoną i świetnie znosi celibat. Ja już dostaję do głowy. W ciąży nie przytyłam dużo, szybko wróciłam do formy i figury sprzed, jestem osobą szczupłą, gdy wychodzę na ulicę non stop zaczepiają mnie obcy faceci, nie pojmuję, dlaczego mój własny mąż nie widzi we mnie już atrakcyjnej kobiety. Bardzo źle się z tym czuję, ale w zasadzie całe nasze małżeństwo wydaję się być teraz takie udawane, na siłę, a bo się pobraliśmy, bo jest dziecko, to trzeba jakoś razem żyć, niekoniecznie się kochać. Mam wrażenie, ze on właśnie tak to widzi, bo dla mnie sex jest bardzo ważną sferą związku, ja wciąż pokazuję mężowi, że jest dla mnie atrakcyjny, że mnie pociąga, a z jego strony nic, zero. Jakby mógł to chyba kijem by mnie odsuwał, a usta zakleił taśmą, żebym tylko przestała już mu truć, że mamy kryzys, że dlaczego nie uprawiamy sexu, że nasz związek jest zupełnie pusty, a my żyjemy ze sobą jak brat z siostra i to na dodatek nie za bardzo ze sobą zżyci...
Już kompletnie nie wiem, co robić, podejmowałam setki prób rozmów, mediacji, naprawiania relacji, proponowałam terapię, ale on mnie wyśmiewa, że nasłucham się koleżanek chwalących swoich mężów, naoglądam głupot w tv o tym, jak to rzekomo powinno wyglądać małżeństwo i potem mi się w głowie roi, że mamy jakiś kryzys.
Co mam robić? Jak do niego dotrzeć? Coraz częściej i poważniej zaczynam myśleć o rozwodzie...
Nie dostaję od męża wsparcia w żadnej dziedzinie naszego wspólnego życia, a teraz mam taki okres w życiu, że naprawdę tego wsparcia potrzebuję.

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Jak uratować to małżeństwo?

Udajcie się do seksuologa,  niech wypada skad u mężczyzny taki problem z libido,  być może podłoże zdrowotne,  stres,  używki  itp.  Jesteś pewna  że nie zdradza? Typ domatora zaczyna częściej wychodzić,  nie ma ochoty na żonę,  emocjonalnie też się oddaliście,  naprawdę tak bardzo ufasz?

3

Odp: Jak uratować to małżeństwo?

Już sama nie wiem, czy ufać,ale od 3 miesięcy pracuje zdalnie z domu, więc wychodzi tylko na szybkie zakupy. Nie miałby kiedy mnie zdradzić. Wcześniej też raczej z biura jechał na zakupy i od razu wracał do domu, co prawda wracał późno, bo koło 18-19, ale taki ma tryb pracy. Nie widzę luki na zdradę. Na obcą babę też trzeba mieć czas, trzeba mieć z nią kontakt, przyjeżdżać na spontaniczne spotkania, to jest kawał logistyki, mojemu mężowi by się po prostu nie chciało w to bawić.
Do seksuologa czy innego terapeuty nie chce iść, bo twierdzi, że on nie ma problemów,a moje to tylko urojenia. Tylko, że dwa lata bez sexu to już nie jest "chwilowy kryzys".

4

Odp: Jak uratować to małżeństwo?

Jak próbowałaś podejmować rozmowę wiele razy i nie widzisz efektów - udajcie się na jakąś terapię. Być może potrzeba, żeby ktoś inny z nim porozmawiał.
Co do potencjalnej zdrady - może jest coś co angażuje go wirtualnie - bez kontaktu osobistego?

5

Odp: Jak uratować to małżeństwo?

Proponowałam terapię już kilka razy, bo sama też widzę, że moje gadanie, próby rozmów, tłumaczeń nie przynoszą żadnych rezultatów i chciałabym, żeby ktoś obcy spojrzał na nasz związek z zewnątrz, ale mój mąż nie chce o tym słyszeć. Upiera się, że on jest zdrowy, a psychologa nie potrzebuje, bo nie mamy żadnych problemów i że brak sexu wynika z braku czasu i faktu, że jest dziecko. Super, tylko miliony ludzi mają dzieci, ale jakoś nikt z tego tytułu nie narzuca sobie celibatu do nie wiem...osiągnięcia przez dziecko pełnoletności?
Jeśli chodzi o inne sposoby na zaspokajanie, to też nie sądzę, żeby mąż odczuwał taką potrzebę.
Ok, kiedyś zapytany czy nie brakuje mu sexu powiedział, że brakuje, ale trudno (?!). Dodał, że nie jest już młodzieniaszkiem, żeby musiał to robić dzień w dzień - to też rozumiem, ale jest facetem świeżo po 40-tce, to nie jest kryzys męskości, to wiek tzw. drugiej młodości, facet w tym wieku nadal powinien być zainteresowany sexem, wiadomo, nie będzie chodził nabuzowany jak 20-latek, ale jakieś potrzeby wciąż ma. Mój mąż jest jakimś wyjątkiem.

6 Ostatnio edytowany przez paslawek (2020-09-02 15:09:37)

Odp: Jak uratować to małżeństwo?

Austen jak wygląda dzień Twojego męża co robi według Ciebie oprócz zdalnej pracy w domu.Jak żyje i funkcjonuje na co dzień?

Znowu niestety mi się skojarzyło to znaczy Twoja historia z inną  historią na forum , zwłaszcza pewien okres waszych historii coś pewnie utożsamisz i zidentyfikujesz różnice też poznasz z w tym wątku
https://www.netkobiety.pl/t116954.html

To co tam się stało jest smutne i w sumie tragiczne,ale u Ciebie nie musi tak być.
Jeszcze nie - możesz wybrać coś innego.

7

Odp: Jak uratować to małżeństwo?

Seks wydaje się pobocznym problemem w tym związku.
Leży na całego bliskość i komunikacja. Bo przyczyny stanu rzeczy są do ustalenia w 10 minut, lecz gdy brakuje komunikacji i bliskości, to właśnie możliwa jest taka aktywna obrona przed wyjaśnieniem co jest grane, którą stosuje Twój mąż, autorko.

Co tu dodać facet jest dorosły, Ty jesteś dorosła, siłą go nie zmusisz, albo się dostosujesz, albo mu podziękujesz.

8

Odp: Jak uratować to małżeństwo?

Hmm aktualnie jesteśmy w trakcie budowy domu, ale ja oprócz opieką nad dzieckiem zajmuję się też całą logistyką ekip budowlanych, załatwianiem materiałów, zgrywaniem wszystkiego do kupy, czytam i analizuje różne rozwiązania, żeby wybrać najlepsze rozwiązania do domu, bo mąż jak tłumaczy, nie ma na to czasu (pracuje).  Tak więc aktualnie jego dzień wygląda tak, że wstaje rano i idzie do komputera, potem jak wstaje mały to ja się nim zajmuje, żeby jak najmniej przeszkadzal tatusiowi w pracy. Są dni, że trzeba czegoś dopilnować na budowie, wtedy mąż w trakcie pracy musi tam podjechać, robi szybkie zakupy i wraca do pracy lub też pracuje normalnie ciągiem do 16-17, a później trochę pobawi się z dzieckiem i w zasadzie już tylko sobie odpoczywa, chyba że znów musimy podjechać coś skontrolować na budowę, wtedy całą paczką jedziemy na działkę. Wieczorami kąpiemy dziecko, układamy je do snu i mój mąż albo musi jeszcze "popracować", albo siedzi na kanapie przed tv i się relaksuje. Sporadycznie od czasu do czasu wieczorami wychodzi jeszcze pobiegać, ale to są raczej rzadkie skoki aktywności. Nie sprząta w domu, nie gotuje. Po prostu pracuje i czasem robi zakupy. Tyle.

9

Odp: Jak uratować to małżeństwo?

MagdaLena1111 wiem, że bliskość i komunikacja też u nas leży, dlatego ja piszę o całokształcie związku - kryzys na całego, ale jest zupełnie tak, jakbym tylko ja to widziała, jakby tylko mi to przeszkadzało i czuję się dodatkowo, jak zrzędliwa żona, bo usiłuję przekonać męża do naprawianie czegoś, co według niego jest bez zarzutu.
Najgorsze jest to, że kiedy ja zaczynam wspominać o rozwodzie (żeby go nastraszyć chocby) to on uwaza, ze to zart, ale odgraza sie,ze wtedy zabierze dziecko i już przestaje być zabawnie.

10

Odp: Jak uratować to małżeństwo?
Austen27 napisał/a:

MagdaLena1111 wiem, że bliskość i komunikacja też u nas leży, dlatego ja piszę o całokształcie związku - kryzys na całego, ale jest zupełnie tak, jakbym tylko ja to widziała, jakby tylko mi to przeszkadzało i czuję się dodatkowo, jak zrzędliwa żona, bo usiłuję przekonać męża do naprawianie czegoś, co według niego jest bez zarzutu.
Najgorsze jest to, że kiedy ja zaczynam wspominać o rozwodzie (żeby go nastraszyć chocby) to on uwaza, ze to zart, ale odgraza sie,ze wtedy zabierze dziecko i już przestaje być zabawnie.

Czyli Ty jeden szantaż i manipulację, on w odwecie kolejny szantaż i manipulację.

Wiesz co, idź sama do psychoterapeuty, bo de facto, jak sama zauważyłaś, to Ty masz problem. Po prostu poukładaj się z sytuacją i znajdź najlepsze rozwiązanie dla siebie przy wsparciu kogoś, kto Ci pomoże przez to przejść. Tu nic się więcej zrobić nie da.

11

Odp: Jak uratować to małżeństwo?

Autorko, napisałaś, że byłaś w szóstym miesiącu, gdy praktycznie zmusilas męża do współżycia i że od tamtej pory jesteście białym małżeństwem, chociaż od początku, gdy tylko zaszlas w ciążę było beznadziejnie, ale ten raz w szóstym miesiącu dobił wszystko do reszty.
Kiedyś słyszałam o takim przypadku, że facet autentycznie nabrał obrzydzenia do żony, ponieważ nie mógł się przełamać do seksu, gdy ona była w ciąży, za każdym razem miał wrażenie, że dziecko patrzy i boi się tego, co widzi. To była tak silna obsesja, że właściwie przełożyła się na dalsze współżycie z żoną, po prostu odrzuciło go od niej. Na co dzień zachowywał się w miarę normalnie, chociaż błysku w oku już nie miał na myśli o tym, że ma rodzinę, ale gdy przychodził moment wyczuwania przez niego, że żona pragnie bliskości wpadał w panikę i zwyczajnie był impotentem na samą myśl o seksie z nią.
Może w waszym przypadku też stało się coś takiego?

12

Odp: Jak uratować to małżeństwo?

Zaprzestań straszenia i szantaży bo on ma widocznie swoje haki na Ciebie uwiązał w jakiś sposób Ciebie.Zwykle tu na forum ( przynajmniej w ostatnim czasie ) to faceci mają takie dylematy jak Ty  kobiety też ale trochę rzadziej.Tego typu historie nie kończą się niestety szczęśliwie,czasem jednak kończą poprzez rozstania spokojem jednej ze stron bo o drugiej niewiele wiadomo co robi..
Jak masz się rozwodzić to się rozwiedź takie wzajemnie strachy na lachy to mordęga na lata.
Adekwatnym określeniem będzie toksyczny związek oparty na przywiązaniu lękowym.
Twój mąż żyje we własnym świecie z którego wychodzi bo czasem musi takie odnoszę wrażenie.
Mąż ma  sztandarowe argumenty - pracuje (świętość pracowitości), zajmuje się dzieckiem tata - (prawie) idealny,nie pije ,nie bije,siedzi w domu na doopie ,pozornie dla świętego spokoju i dla utrzymania swojego "alibi na życie", angażuje się w budowę domu,bo musi czasem .Nie masz za bardzo ruchu

13

Odp: Jak uratować to małżeństwo?

Znalazł sobie drugą mamusie.:), szczerze współczuję.

14

Odp: Jak uratować to małżeństwo?

Hmm może zacznij o siebie dbać,  chodzić na siłownię,  seksownie  się ubierać i przede wszystkim  nie nalegac i nie poruszać  tematu seksu,  niech sam dojdzie do tego,  że tego chce.  Próbowałaś  tego?
Im ktoś bardziej chce,  tym drugą stronę może to odniechecac,  może to typ zdobywcy i to on ma zdobywać  Cię więc nie dawaj się na tacy

15

Odp: Jak uratować to małżeństwo?

Oczywiście, że próbowałam. Niestety jeszcze większe dbanie o siebie nie sprawia mężowi różnicy. Nie działają też na niego sztuczki typu zmysłowa bielizna etc. - nie lubi tego. Tak naprawdę co bym nie zrobiła i czego nie próbowała, to efekt zawsze jest ten sam, czyli nie dzieje się nic.
Próbowałam zadziałać na jego wyobraźnię, rzuciłam mu kiedyś, że wciąż cieszę się powodzeniem, gdy wychodzę na ulicę, mężczyźni mnie zaczepiają, oglądają się za mną, ale jaka jest na to reakcja mojego małżonka (zamiast dumy, zazdrości, lub innej pozytywnie motywującej reakcji) on tylko potrafi powiedzieć, że tacy faceci to jakaś patologia, że to na bank jacyś chorzy zwyrole, bo normalny facet nie woła, nie gwiżdże i nie zaczepia kobiety na ulicy.
Zatracam przy nim poczucie kobiecości, czuję się nieatrakcyjna, mało wartościowa, z każdym dniem mam mniejszą ochotę do życia, do wykonywania codziennych czynności, mam wrażenie, że popadam w jakąś depresję.

16 Ostatnio edytowany przez zwyczajny gość (2020-09-02 23:55:53)

Odp: Jak uratować to małżeństwo?

Hmmm, masz problem jaki zwykle spotyka połowę mężczyzn. Brak seksu w małżeństwie.
Bez szczerej rozmowy problemu nie rozwiążesz.....gorzej, gdy druga strona nie chce na ten temat rozmawiać.....
Przyczyny mogą być różne:
- impotencja i urażona męskość. Do tego wstyd przed kompromitacją. Facetowi trudno się do tego przyznać i woli lawirować byle się nie powiedziec prawdy.
- nowa znajomość internetowa i jakieś zauroczenie drugą kobietą.
- platoniczna i niespełniona miłość do znajomej skoro nie ma czasu na romanse.
- skrywany homoseksualizm
- choroba.....nadciśnienie, cukrzyca, zaburzenia hormonalne....i niektóre lekarstwa obniżające libido
- wpływ pornografii
Itp. itd.
Naciskanie, żadanie czy awantury do niczego nie prowadzą.....powodują u faceta jedynie dodatkowy stres i odwrotny efekt.
Jedynie delikatna rozmowa, chwila szczerości.....może przynieść rozwiązanie.

Bo inaczej to albo trwanie w celibacie, albo kochanek na boku, albo rozwód....

17 Ostatnio edytowany przez Winter.Kween (2020-09-03 06:57:40)

Odp: Jak uratować to małżeństwo?
ulle napisał/a:

Autorko, napisałaś, że byłaś w szóstym miesiącu, gdy praktycznie zmusilas męża do współżycia i że od tamtej pory jesteście białym małżeństwem, chociaż od początku, gdy tylko zaszlas w ciążę było beznadziejnie, ale ten raz w szóstym miesiącu dobił wszystko do reszty.
Kiedyś słyszałam o takim przypadku, że facet autentycznie nabrał obrzydzenia do żony, ponieważ nie mógł się przełamać do seksu, gdy ona była w ciąży, za każdym razem miał wrażenie, że dziecko patrzy i boi się tego, co widzi. To była tak silna obsesja, że właściwie przełożyła się na dalsze współżycie z żoną, po prostu odrzuciło go od niej. Na co dzień zachowywał się w miarę normalnie, chociaż błysku w oku już nie miał na myśli o tym, że ma rodzinę, ale gdy przychodził moment wyczuwania przez niego, że żona pragnie bliskości wpadał w panikę i zwyczajnie był impotentem na samą myśl o seksie z nią.
Może w waszym przypadku też stało się coś takiego?

Szczerze mowiac to gdyby partner raz zmusil mnie do seksu to juz nigdy nie mialabym ochoty. Zbrzydlby mi.
Tez przyszlo mi do glowy cos podobnego do tego co napisalas. On moze sie brzydzic ciezarna i ciaza cala. Czy on byl przy porodzie?
Jezeli nie byl to moze starczy, ze sobie wyobrazi Twoje genitalia po tym porodzie.

Jak uratowac malzenstwo? Pogodzic sie z brakiem seksu.

18 Ostatnio edytowany przez ulle (2020-09-03 08:35:21)

Odp: Jak uratować to małżeństwo?
Winter.Kween napisał/a:
ulle napisał/a:

Autorko, napisałaś, że byłaś w szóstym miesiącu, gdy praktycznie zmusilas męża do współżycia i że od tamtej pory jesteście białym małżeństwem, chociaż od początku, gdy tylko zaszlas w ciążę było beznadziejnie, ale ten raz w szóstym miesiącu dobił wszystko do reszty.
Kiedyś słyszałam o takim przypadku, że facet autentycznie nabrał obrzydzenia do żony, ponieważ nie mógł się przełamać do seksu, gdy ona była w ciąży, za każdym razem miał wrażenie, że dziecko patrzy i boi się tego, co widzi. To była tak silna obsesja, że właściwie przełożyła się na dalsze współżycie z żoną, po prostu odrzuciło go od niej. Na co dzień zachowywał się w miarę normalnie, chociaż błysku w oku już nie miał na myśli o tym, że ma rodzinę, ale gdy przychodził moment wyczuwania przez niego, że żona pragnie bliskości wpadał w panikę i zwyczajnie był impotentem na samą myśl o seksie z nią.
Może w waszym przypadku też stało się coś takiego?

Szczerze mowiac to gdyby partner raz zmusil mnie do seksu to juz nigdy nie mialabym ochoty. Zbrzydlby mi.
Tez przyszlo mi do glowy cos podobnego do tego co napisalas. On moze sie brzydzic ciezarna i ciaza cala. Czy on byl przy porodzie?
Jezeli nie byl to moze starczy, ze sobie wyobrazi Twoje genitalia po tym porodzie.

Jak uratowac malzenstwo? Pogodzic sie z brakiem seksu.

No chyba rzeczywiście tylko pogodzenie się z taką sytuacją pozostało autorce, skoro chce ona uratować to małżeństwo.
Mąż autorki, choćby nawet i na sile wmawiał w siebie, że żona pociąga go jako kobieta, to i tak nic nie wskóra, bo albo jest pociąg, albo go nie ma. On może cenić autorkę za różne jej zalety, lubić ja jako człowieka, szanować itd ale najwyraźniej ona zwyczajnie go nie pociąga jako kobieta. Dla niego nie jest po prostu seksowna.
Autorko, super że o siebie dbasz, ale to i tak niczego nie zmieni.
Twój mąż ma rację nazywając Twoich  ulicznych adoratorów patologia. Rzeczywiście to muszą być prymitywy, bo żaden facet na poziomie nie będzie cmokał, gwizdał ani wykrzykiwał za kobieta idąc ulicą. Kiedyś tacy wołali " ej lala, bucik cię się rozwala" to żadna chlubą dla kobiety, żeby tak wołali za nią faceci.
Nawet jest jeszcze gorzej, bo może ubierasz się i czeszesz tak, że wyglądasz jak, no nie wiem do jakiego typu kobiet cię porównać, żeby nie sprawić Ci niepotrzebnie przykrości, no ok daruje sobie porównywanie Cię do kogokolwiek.

Skoro on nie jest zainteresowany wizyta u terapeuty czy seksuologa, to tak naprawdę odrzuca jedyna szansę walki o wasze małżeństwo. Oboje jesteście jeszcze stanowczo za młodzi na to, by godzić się na białe małżeństwo.
Twój mąż, tak przynajmniej się domyślam, na razie nie myśli o zorganizowaniu sobie kochanki ani o rozwodzie, ponieważ w gruncie rzeczy szanuje Cię jako kobietę i matkę swojego dziecka i na pewno też zależy mu na tym, żeby dziecko miało ojca na co dzień. Stąd jego dalekosiężne plany związane z budową domu. Gdyby było inaczej, to już teraz byłby na wylocie, nie budowałby domu, nie wkładał kasy ani wysiłku w coś, co z góry skazywałby na klęskę. Tak więc wygląda na to, że on jest skłonny żyć w tak wyglądającym małżeństwie. Niestety Ty masz z tym problem i trudno Ci się dziwić.
Nie zmuszaj swojego męża do seksu, nie szantażuj go, bo raz, że i tak nic Ci to nie da, a dwa zniechecisz go do tych spraw jeszcze bardziej.
Niedawno był tu wątek kobiety, której mąż nie dawał spokojnie żyć, bo non stop nagabywał ja o seks, łapał za miejsca intymne w najmniej spodziewanym momencie, ślinił się na jej widok itd. Kobieta miała go serdecznie dość, postrzegała go jako oblecha i kompletnie straciła pociąg do tego człowieka. Szczerze mowiac, w ogóle jej się nie dziwię, bo typ erotomana gawędziarza czy oblapujacego jest po prostu obrzydliwy.
Oczywiście nie twierdzę, że Ty jesteś jakąś erotomanką, ja nawiązuje tylko do tego, że za często i za wszelką cenę starasz się wymusić na swoim mężu zainteresowanie go sobą jako kobieta. Niestety to tak nie działa.

Może idź najpierw sama do seksuologa i przedstaw swój problem. Seksuolog podpowie Ci w jaki sposób mogłabyś zachęcić męża, by następnym razem poszedł na wizytę razem z Tobą, nie wiem ale tak to sobie wyobrażam, że seksuolog on tego zacznie  i może powoli coś zaczęłoby ruszac z miejsca?
Inaczej czeka Cię konieczność znalezienia sobie kochanka (dla mnie masakra) albo rozwód ( też okropne rozwiązanie).

19

Odp: Jak uratować to małżeństwo?
Austen27 napisał/a:

Kiepsko wygląda również nasze pożycie, w przebiegu całej ciąży uprawialiśmy sex może 3-4 razy z czego większość na samym początku, zanim jeszcze było widać brzuszek, potem raz zmusiłam go wręcz ok 6 miesiąca tłumacząc, że ciężarna też wciąż ma potrzeby. Czuć było wtedy, że został zmuszony.

Przepraszam, ale co to znaczy, że ZMUSIŁAŚ go do seksu? yikes Zdajesz sobie sprawę, że to był gwałt? Wyobraź sobie odwrotną sytuację: kobieta nie chce uprawiać seksu, ale partner zmusza ją i nie daje wyboru pod pretekstem jej "małżeńskiego obowiązku" zaspokojenia jego potrzeb. Nadal nic nie zgrzyta?

Upewnię się więc raz jeszcze: zgwałciłaś swojego męża, po tym incydencie on stracił ochotę na współżycie z Tobą, a Ty się temu dziwisz, tak?

20

Odp: Jak uratować to małżeństwo?

Najprawdopodobniej konstrukcja seksualna męża jest taka jaka jest ,tu można coś jedynie naginać ,raczej nic zmienić.
Pokazanie autorce drogi wyjścia z problemu typu , znajdź sobie kochanka ,kiedy ma dziecko ,no nie powiem czym jest.
Ja już się przestalem dziwić temu że ostatecznie tak wiele kobiet ląduje  z kotem jako towarzyszem życia ,kiedy jedynak dorosnie i odejdzie.
Ps. Może być piesek

21

Odp: Jak uratować to małżeństwo?
Anemonne napisał/a:
Austen27 napisał/a:

Kiepsko wygląda również nasze pożycie, w przebiegu całej ciąży uprawialiśmy sex może 3-4 razy z czego większość na samym początku, zanim jeszcze było widać brzuszek, potem raz zmusiłam go wręcz ok 6 miesiąca tłumacząc, że ciężarna też wciąż ma potrzeby. Czuć było wtedy, że został zmuszony.

Przepraszam, ale co to znaczy, że ZMUSIŁAŚ go do seksu? yikes Zdajesz sobie sprawę, że to był gwałt? Wyobraź sobie odwrotną sytuację: kobieta nie chce uprawiać seksu, ale partner zmusza ją i nie daje wyboru pod pretekstem jej "małżeńskiego obowiązku" zaspokojenia jego potrzeb. Nadal nic nie zgrzyta?

Upewnię się więc raz jeszcze: zgwałciłaś swojego męża, po tym incydencie on stracił ochotę na współżycie z Tobą, a Ty się temu dziwisz, tak?

Nie chciałam napisać jej aż tak dosadnie jak Ty, więc troszkę złagodziłam swoje posty, ale tak naprawdę myślę identycznie, jak Ty.

22

Odp: Jak uratować to małżeństwo?
Kacper55 napisał/a:

Najprawdopodobniej konstrukcja seksualna męża jest taka jaka jest ,tu można coś jedynie naginać ,raczej nic zmienić.
Pokazanie autorce drogi wyjścia z problemu typu , znajdź sobie kochanka ,kiedy ma dziecko ,no nie powiem czym jest.
Ja już się przestalem dziwić temu że ostatecznie tak wiele kobiet ląduje  z kotem jako towarzyszem życia ,kiedy jedynak dorosnie i odejdzie.
Ps. Może być piesek

Jak na razie, ja jestem właśnie na etapie kotkowym i bardzo to sobie cenię.

23

Odp: Jak uratować to małżeństwo?

Ulle ,zbyt cenię ciebie by ci dołożyć ,przyznam podczytuję twe wypowiedzi tutaj i są naprawdę spoko .
Naprawdę jesteś na takim etapie swego życia? Nic z tym nie robisz?
No przestań.☺

24

Odp: Jak uratować to małżeństwo?
Kacper55 napisał/a:

Ulle ,zbyt cenię ciebie by ci dołożyć ,przyznam podczytuję twe wypowiedzi tutaj i są naprawdę spoko .
Naprawdę jesteś na takim etapie swego życia? Nic z tym nie robisz?
No przestań.☺

Nic z tym nie robi? Przepraszam, a co ma robic czlowiek z zyciem takim jakie chce?
Jak ktos zyje jak chce to nie musi nic z tym robic bo jakis koles na forum, nie pojmuje takiego trybu zycia. Troche pokory.


Co do tego gwaltu sie zgadzam. Tez mnie to wcale nie dziwi i taka jest prawda.

25 Ostatnio edytowany przez ulle (2020-09-03 09:39:46)

Odp: Jak uratować to małżeństwo?
Winter.Kween napisał/a:
Kacper55 napisał/a:

Ulle ,zbyt cenię ciebie by ci dołożyć ,przyznam podczytuję twe wypowiedzi tutaj i są naprawdę spoko .
Naprawdę jesteś na takim etapie swego życia? Nic z tym nie robisz?
No przestań.☺

Nic z tym nie robi? Przepraszam, a co ma robic czlowiek z zyciem takim jakie chce?
Jak ktos zyje jak chce to nie musi nic z tym robic bo jakis koles na forum, nie pojmuje takiego trybu zycia. Troche pokory.


Co do tego gwaltu sie zgadzam. Tez mnie to wcale nie dziwi i taka jest prawda.


Kacper ma trochę racji, bo póki co żyje w myśl zasady, że jak się nie ma tego, co się lubi, to się lubi, co się ma. Na razie mieszkam tylko z kotem i oczywiście lubię to swoje życie, ale nie ogranicza się ono przecież tylko do kota, chociaż mój kot to naprawdę super sublokator, a raczej domownik.  Tak naprawdę to zaczyna mi się coś kroić w sprawach osobistych, ale wolę nie mówić, żeby nie zapeszyc.
Kacper, pytałeś kiedyś o inteligencję emocjonalną. Nie odpowiedziałam Ci wtedy, bo jakoś mi umknęło ( sorry), ale chyba zgodzisz się ze mną, że autorka wątku za wiele jej nie posiada.

26

Odp: Jak uratować to małżeństwo?

Ulle ,nie ten adres twego pytania.
Jestem trzy dni po rozwodzie ,dla spokoju wewnętrznego ,bez orzekania o winie.
Cieszę się z tego że ci się kroi wyjście z sytuacji zycia tylko z kotem.
Fajnie że się rozumiemy ,mimo oburzenia niektórych.
Pozdrawiam

27 Ostatnio edytowany przez ulle (2020-09-03 10:53:33)

Odp: Jak uratować to małżeństwo?
Kacper55 napisał/a:

Ulle ,nie ten adres twego pytania.
Jestem trzy dni po rozwodzie ,dla spokoju wewnętrznego ,bez orzekania o winie.
Cieszę się z tego że ci się kroi wyjście z sytuacji zycia tylko z kotem.
Fajnie że się rozumiemy ,mimo oburzenia niektórych.
Pozdrawiam

No tak, rozumiem.
Od trzech dni po wielkim PO? No to faktycznie daleko Ci teraz do rozważań na temat inteligencji emocjonalnej i innych tego typu dyskusji.
Wiem, że jesteś bardzo wyksztalconym czlowiekiem, pracujesz na uczelni, ale niestety jak życie wiele razy pokazało, nawet nie wiem, jak bardzo inteligentny moglby być człowiek i żeby nie wiem, ile książek przeczytał, to przecież nijak nie przekłada się to na powodzenie w życiu osobistym, tzn często tak jest.
A może zalozylbys swój wątek? Sama chętnie dowiedziałabym się, co stało się w Twoim życiu i być moze, umiałabym napisać Ci, jakie mam spostrzeżenia.
Głowa do góry. Prędzej czy później, oby prędzej, wyjdziesz na prostą.

28

Odp: Jak uratować to małżeństwo?

Proszę o powrót do tematu wątku. Miejscem na prywatne rozmowy są netkafejki, ew. skrzynki mailowe.

29

Odp: Jak uratować to małżeństwo?
Cyngli napisał/a:

Proszę o powrót do tematu wątku. Miejscem na prywatne rozmowy są netkafejki, ew. skrzynki mailowe.

Ok, jasne.

30

Odp: Jak uratować to małżeństwo?

Mialam podobny problem z moim ex mezem. Okazalo sie, ze uzaleznil sie od pornografii i wolal sam sie zaspokajac przed ekranem. To latwiejsze i nie wymaga fizycznego wysilku.

31 Ostatnio edytowany przez Austen27 (2020-09-03 12:26:00)

Odp: Jak uratować to małżeństwo?

Ok, to może coś sprostuję, bo widzę, że wyszłam tu na jakaś mega napaloną erotomankę, która ubiera się wyzywająco i prowokuje wszystkich dookoła, a na dodatek gwałci swojego męża i potem płacze po kątach, że on nie ma ochoty jej dosiadać kilka razy dziennie.
TO NIE JA.
Jestem spokojną dziewczyną, bez wybujałej fantazji, bez oczekiwań erotycznych zabaw w stylu 50 twarzy Greya. Ubieram się normalnie, schludnie, kobieco, ale nigdy wyzywająco. Przypadki zaczepiania przez mężczyzn na ulicy zdarzają mi się często, gdy wychodzę na zakupy lub idę spacerkiem odebrać synka ze żłobka - najczęściej mam wtedy na sobie zwykłe jeansy, t-shitr, jakąś kurtkę - to wszystko. Ok, też uważam, że zachowanie tych facetów nie jest godne pochwały, nie pieję z zachwytu z tego powodu, ale jednak jest to dla mnie jakiś sygnał, że nawet nieumalowa, w stroju sportowym mogę się komuś podobać i przyciągać wzrok.
W kwestii zmuszenia męża do seksu, widzę, że użyłam tu zbyt mocnego słowa. Może inaczej, nie zmusiłam go, nie ogłuszyłam patelnią i nie zaciągnęłam siłą do sypialni ani nie dosiadłam go też półprzytomnego na zimnych kuchennych kaflach (ludzie litości!, byłam w 6tym miesiącu ciąży). Gdy napisałam,że zmusiłam męża, chodziło mi raczej o to, że mimo wielu rozmów, podchodów, próśb, gdy mąż wciąż nie wykazywał najmniejszego zainteresowania ani inicjatywy, to ja przejęłam tę inicjatywę i doprowadziłam do zbliżenia. Mąż po prostu nie był specjalnie chętny, więc to sprawiło, że czułam się, jakbym go zmusiła - to wszystko.

32

Odp: Jak uratować to małżeństwo?

Może mąż ma problem z porno i samogwałtem?

Siedziałem w tym szambie przez 15 lat, od 5 lat jestem czysty. Mam duża wiedzę nt temat, nie tylko z autopsji, ale także z tematycznego forum.

33 Ostatnio edytowany przez paslawek (2020-09-03 15:11:35)

Odp: Jak uratować to małżeństwo?
lindros napisał/a:

Może mąż ma problem z porno i samogwałtem?

To wysoce prawdopodobne.Rozkład dnia ,"styl życia"męża Autorki sprzyja fantazjowaniu i rozwojowi obsesji natrętnych myśli,oraz rozładowywania napięcia masturbacją napięcia nie tylko seksualnego, ilość pracy którą wykonuje może być próbą tłumienia ewentualne staraniem się wyregulowania emocji
Tylko że on nic nie ma zamiaru z tym zrobić tak jak Ty to zrobiłeś dla siebie,bo nie ma żadnej motywacji do zmiany ułożył się w takim życiu i trwa jeżeli ma problem z uzależnieniem od masturbacji porno nie jest do tego niezbędne.
Austen przed decydującą rozmową z mężem jeżeli już wszystkie sposoby wpływania na męża zawiodły.idź do psychologa po wsparcie ułożysz sobie to czego chcesz,możliwe że nabierzesz odwagi do działania,idź do prawnika poznaj swoje prawa i możliwości .
Inaczej nic się samo nie zmieni i zamieszkacie w nowym domu coraz bardziej obcy pełni wzajemnych żalów urazów pretensji.
Pogodzenie się z brakiem seksu uważam za obłędny i mało prawdopodobny pomysł do wykonania przez młodą sensualną kobietę.Utrzymywanie fikcji zwanej małżeństwem za wszelką cenę też jest bez sensu.Zrezygnować i pogodzić się to można i nie jest to specjalnie trudne z brakiem( choć super łatwe też nie jest) np słodyczy ,papierosów .U zdrowej dziewczyny  która jest w dodatku w związku to jakiś mocno wydumany pomysł coś co ją przerośnie,bo co w zamian czym ma wyrównać i zrekompensować brak bliskości od męża którego jeszcze kocha i ,mniszką buddyjską raczej nie zostanie.Można też polecić wibrator i zabawki różne ,ale na tym to ja się nie znam tzn jak skuteczne takie rozwiązanie może być dla Autorki.Owszem teraz jest rozgoryczona i sfrustrowana, zafiksowana w tak zwanym" kanale seksu" co ma wpływ pewnie  też jakiś na libido,dlatego psychoterapia może pomóc w regulacji i powrocie do równowagi w tej dziedzinie,nie jesteś nienormalna Autorko masz życiowe zawirowanie, natomiast terapia nie zlikwiduje naturalnej instynktownej potrzeby to utopia.Jedynie praca ponad siły ,jakieś ćwiczenia siłowe mogą to wytłumiać okresami,ale co to za życie.Trochę inaczej jest jak jest się singlem a przynajmniej może tak być, Kochanek,romans po początkowej euforii i zaspokojeniu zryje Ci Austen najprawdopodobniej psychikę, bo do romansy trza mieś albo stalowe nerwy.umieć szatkować duszę, oddzielać życia od siebie rodzinne i romans, albo nie mieć sumienia,lub być "nieudolnym moralnie".

34

Odp: Jak uratować to małżeństwo?

Paslawek ,to jest jedna z lepszych twoich wypowiedzi tutaj ,chociaż cenie wszystkie .
Jednak inercja w postępowaniu i zachowaniu ludzi w maszym społeczeństwie skłania mnie do stwierdzenia że twoje słowa to taki trochę groch o ścianę.

35 Ostatnio edytowany przez paslawek (2020-09-03 21:01:36)

Odp: Jak uratować to małżeństwo?
Kacper55 napisał/a:

Paslawek ,to jest jedna z lepszych twoich wypowiedzi tutaj ,chociaż cenie wszystkie .
Jednak inercja w postępowaniu i zachowaniu ludzi w maszym społeczeństwie skłania mnie do stwierdzenia że twoje słowa to taki trochę groch o ścianę.

Masz rację najczęściej pewnie tak jest po prostu - takie życie.
Kacprze zdaję sobie sprawę z tego że nie jestem bogiem,Ty z kolei masz prawo i możesz być nieco przygaszony po rozwodzie,pamiętam inne Twoje wpisy w wątku Kubusia widać różnicę,tylko pewne rzeczy dobrze jest powiedzieć,mimo wszystko, i jaki będzie rezultat wpływu (np tego forum na kogokolwiek ) trudno przewidzieć,obstawiać co się stanie, za chwilę,może Autorka zniknie na lata,albo już nigdy się nie pojawi, a może nie .Nawet nie z próżności czy chęci pomądrzenia się, to warto wpływać, nie ważne co będzie tzn czy będzie nagroda za poradę ,czy nie będzie czy autorka się posłucha,czy nie posłucha. nigdy nic nie wiadomo.To jest fascynujące.
A o tym to się sam na własnej skórze przekonałem nie raz.Żaden połamaniec życiowy nie zasługuje na to żeby go nie wysłuchać.
To jest takie ważne."Siły wyższe" są dziwne.

36

Odp: Jak uratować to małżeństwo?

To już druga ingerencja moderacji w tym wątku. Jeśli Kacper55 zechce założyć swój własny wątek, to sobie podyskutujecie o jego problemach, ale TEN wątek należy do kogoś innego. Ostatni raz proszę o zaprzestanie off-topowania.

37

Odp: Jak uratować to małżeństwo?

Porno, internetowy romans, masturbacja - tu poszukaj odpowiedzi dlaczego Twoj maz odpłynął emocjonalnie i przestań sie zaręczać. Jeśli on nie bedzie chciał coś z tym zrobić, nie uratujesz sama w pojedynkę tego małżeństwa.

38

Odp: Jak uratować to małżeństwo?

Matylda mogla trafić..moze jakoś, wbrew Twoim intencjom  ustawilaś sie do niego w pozycji matki? Ty dom budujesz, Ty decydujesz..
Jak bylo wcześniej?

39

Odp: Jak uratować to małżeństwo?
Austen27 napisał/a:

Odkąd zaszłam w ciążę mój mąż stopniowo tracił zainteresowanie moją osobą, coraz częściej szukał pretekstów i okazji do spotkań ze znajomymi z pracy, zamiast spędzać czas ze mną (dodam,że nie należy do osób szczególnie towarzyskich, jest raczej typem domatora).

Jak dla mnie przyczyną takiego stanu rzeczy jest romans męża, który zaczął się na tych spotkaniach. Nagle stał się towarzyski, choć nigdy nie był itd.

Austen27 napisał/a:

Już sama nie wiem, czy ufać,ale od 3 miesięcy pracuje zdalnie z domu, więc wychodzi tylko na szybkie zakupy. Nie miałby kiedy mnie zdradzić. Wcześniej też raczej z biura jechał na zakupy i od razu wracał do domu, co prawda wracał późno, bo koło 18-19, ale taki ma tryb pracy. Nie widzę luki na zdradę. Na obcą babę też trzeba mieć czas, trzeba mieć z nią kontakt, przyjeżdżać na spontaniczne spotkania, to jest kawał logistyki, mojemu mężowi by się po prostu nie chciało w to bawić.

On ma romans w pracy więc za bardzo nie musiał się wysilać z kombinowaniem. Może teraz bardziej podczas pracy zdalnej ale i to do ogarnięcia. Widocznie on z tych, którzy zostają wierni kochance.
Za duży zbieg okoliczności jak na przypadek.

40

Odp: Jak uratować to małżeństwo?

Czytając ten wątek, też w pierwszym momencie pomyślałem o nałogowym porno i masturbacji, ale nie każdy facet z objawem braku zainteresowania seksem musi iść w tym kierunku. Wtedy przypomniała mi się szkoła rodzenia, w której padły ciekawe dla mnie informacje, a które być może, w jakiś sposób można by przełożyć na męża autorki. W USA zrobiono badania przyczyn rozwodów, w których powodem był brak seksu/zainteresowania partnera. Stwierdzono korelację z tymi mężczyznami, którzy byli w czasie porodu z żoną i widzieli całą akcję, a jeszcze gorzej, gdy patrzyli się bezpośrednio w srom, w czasie porodu. Wiadomo, że nie jest to przyjemny dla oka obraz, ale wtedy w ich psychice włączała się blokada na żony. Przestały być dla nich atrakcyjne, stracili pożądanie, bo wciąż mieli obraz porodu. Obraz kobiety zmęczonej, spoconej, obolałej, we krwi i w wodach płodowych etc. To przerastało ich psychikę, a też nie docierało do świadomości, że przez to stracili zainteresowanie seksem wobec ich partnerki.
Dlatego uczulali nas w szkole, by broń boże nie zaglądać bezpośrednio w akcję, a trwać przy twarzy żony i pomagać w trudach porodu. Jeśli na sali był jakiś zbyt wrażliwy facet, to miał sobie całkowicie odpuścić poród i poczekać poza salą. Myśmy rozmawiali z żoną, że dam radę i dla mnie to były cudowne chwile, ale być może dla męża Autorki, jeśli był w trakcie porodu, nie bardzo. Nawet jeśli nie był, to mógł się zblokować psychicznie na to, co się działo przed porodem, brzuch, rozstępy i po porodzie, czyli połóg.
Trudno ocenić jak sam się nie okreśłi, bo wierzyć mi się nie chce, że mając chętną kobietę zdrowy facet nie chciałby sobie poseksić.

41

Odp: Jak uratować to małżeństwo?
Austen27 napisał/a:

Ok, to może coś sprostuję, bo widzę, że wyszłam tu na jakaś mega napaloną erotomankę, która ubiera się wyzywająco i prowokuje wszystkich dookoła, a na dodatek gwałci swojego męża i potem płacze po kątach, że on nie ma ochoty jej dosiadać kilka razy dziennie.
TO NIE JA.
Jestem spokojną dziewczyną, bez wybujałej fantazji, bez oczekiwań erotycznych zabaw w stylu 50 twarzy Greya. Ubieram się normalnie, schludnie, kobieco, ale nigdy wyzywająco. Przypadki zaczepiania przez mężczyzn na ulicy zdarzają mi się często, gdy wychodzę na zakupy lub idę spacerkiem odebrać synka ze żłobka - najczęściej mam wtedy na sobie zwykłe jeansy, t-shitr, jakąś kurtkę - to wszystko. Ok, też uważam, że zachowanie tych facetów nie jest godne pochwały, nie pieję z zachwytu z tego powodu, ale jednak jest to dla mnie jakiś sygnał, że nawet nieumalowa, w stroju sportowym mogę się komuś podobać i przyciągać wzrok.
W kwestii zmuszenia męża do seksu, widzę, że użyłam tu zbyt mocnego słowa. Może inaczej, nie zmusiłam go, nie ogłuszyłam patelnią i nie zaciągnęłam siłą do sypialni ani nie dosiadłam go też półprzytomnego na zimnych kuchennych kaflach (ludzie litości!, byłam w 6tym miesiącu ciąży). Gdy napisałam,że zmusiłam męża, chodziło mi raczej o to, że mimo wielu rozmów, podchodów, próśb, gdy mąż wciąż nie wykazywał najmniejszego zainteresowania ani inicjatywy, to ja przejęłam tę inicjatywę i doprowadziłam do zbliżenia. Mąż po prostu nie był specjalnie chętny, więc to sprawiło, że czułam się, jakbym go zmusiła - to wszystko.

Ty chyba nie wiesz co to gwalt jezeli myslisz, ze musisz kogos fizycznie zmusic do seksu.
Gwalt to jest jak wiesz, ze ktos nie ma ochoty i nadal to robisz. Nie wazne czy przemoca czy inna metoda, nawet jak osoba nie walczy z Toba.

42

Odp: Jak uratować to małżeństwo?
Austen27 napisał/a:

Ok, to może coś sprostuję, bo widzę, że wyszłam tu na jakaś mega napaloną erotomankę, która ubiera się wyzywająco i prowokuje wszystkich dookoła, a na dodatek gwałci swojego męża i potem płacze po kątach, że on nie ma ochoty jej dosiadać kilka razy dziennie.
TO NIE JA.
Jestem spokojną dziewczyną, bez wybujałej fantazji, bez oczekiwań erotycznych zabaw w stylu 50 twarzy Greya. Ubieram się normalnie, schludnie, kobieco, ale nigdy wyzywająco. Przypadki zaczepiania przez mężczyzn na ulicy zdarzają mi się często, gdy wychodzę na zakupy lub idę spacerkiem odebrać synka ze żłobka - najczęściej mam wtedy na sobie zwykłe jeansy, t-shitr, jakąś kurtkę - to wszystko. Ok, też uważam, że zachowanie tych facetów nie jest godne pochwały, nie pieję z zachwytu z tego powodu, ale jednak jest to dla mnie jakiś sygnał, że nawet nieumalowa, w stroju sportowym mogę się komuś podobać i przyciągać wzrok.
W kwestii zmuszenia męża do seksu, widzę, że użyłam tu zbyt mocnego słowa. Może inaczej, nie zmusiłam go, nie ogłuszyłam patelnią i nie zaciągnęłam siłą do sypialni ani nie dosiadłam go też półprzytomnego na zimnych kuchennych kaflach (ludzie litości!, byłam w 6tym miesiącu ciąży). Gdy napisałam,że zmusiłam męża, chodziło mi raczej o to, że mimo wielu rozmów, podchodów, próśb, gdy mąż wciąż nie wykazywał najmniejszego zainteresowania ani inicjatywy, to ja przejęłam tę inicjatywę i doprowadziłam do zbliżenia. Mąż po prostu nie był specjalnie chętny, więc to sprawiło, że czułam się, jakbym go zmusiła - to wszystko.

Autorko, w tym poście starasz się bardzo wygładzić opis Twojej sytuacji, jaki przedstawiała w pierwszym poście.
Nie zgwalcilas go, bo nie walnęłas go patelnia w łeb, tego typu metod nie uzylas, jednak to był gwałt, gdyż wzbudzilas w nim mocne poczucie winy mówiąc do niego, sorry ale musisz, bo żona tez ma jakieś potrzeby.Wtedy on zrozumiał, że fakt ma obowiązki małżeńskie i chcąc nie chcąc zmusił się do seksu z Tobą. Jednak to , co sobie wtedy pomyślał, to już inna sprawa.
Nie pociagasz go seksualnie i na ten temat można mieć oczywiście kilka wyjaśniających teorii.Ny tutaj tylko spekulujemy bazując na tym, co napisałaś. Nie znamy Cię przecież osobiście.
Tak więc nie gniewaj się, bo każdy tutaj chce jak najlepiej.

43 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-09-04 08:18:19)

Odp: Jak uratować to małżeństwo?

Przecież On się odsunąl wczesniej, przed tą sytuacją,
Moze to jednak klasyka, żona w ciąży, u niego odpalają się wrotki, idzie w romans w pracy.
Wkurzające jest to, ze się odgradza, a jej wmawia, ze wszystko przecież ok.
Wygląda na kogos mocno niedojrzalego.

44

Odp: Jak uratować to małżeństwo?
Ela210 napisał/a:

Przecież On się odsunąl wczesniej, przed tą sytuacją,
Moze to jednak klasyka, żona w ciąży, u niego odpalają się wrotki, idzie w romans w pracy.
Wkurzające jest to, ze się odgradza, a jej wmawia, ze wszystko przecież ok.
Wygląda na kogos mocno niedojrzalego.

Dokładnie. To było zarówno przed porodem, jak i przed tym kiedy brzuszek Autorce urósł. Tak jakby dowiedziawszy się, że zostanie ojcem chciał wykorzystać ostatnie chwile na imprezy z ludźmi z pracy bo potem tylko obowiązki. Tyle, że takie imprezy są niebezpieczne. W dodatku facet tuż po 40-stce, a to chyba najniebezpieczniejszy wiek jeśli chodzi o pokusy z zewnątrz.
Jeżeli wcześniej w łóżku im się układało, a potem nagle on nie potrzebuje i odsuwa emocjonalnie, jednocześnie twierdząc, że problemu nie widzi a kryzys sobie Autorka wmawia, to dla mnie jak nic wygląda na to, że ma kogoś. Żeby ogarnąć coś na boku naprawdę nie trzeba nie wiadomo jakich umiejętności. Jeżeli tamta kobieta też ma rodzinę, to też nie ma zbyt wiele czasu. Wystarczy wybrać "na zakupy" lub "pobiegać". Tak apropos:

Austen27 napisał/a:

Wieczorami kąpiemy dziecko, układamy je do snu i mój mąż albo musi jeszcze "popracować", albo siedzi na kanapie przed tv i się relaksuje. Sporadycznie od czasu do czasu wieczorami wychodzi jeszcze pobiegać, ale to są raczej rzadkie skoki aktywności.

Możliwe też, że to popracować, to filmy porno ale... jakoś nie pasuje mi to do tego przypadku. Co innego, gdyby Autorka sama go odsunęła bo dziecko ważniejsze, a tak przecież nie było.

Austen27 napisał/a:

jest facetem świeżo po 40-tce, to nie jest kryzys męskości, to wiek tzw. drugiej młodości, facet w tym wieku nadal powinien być zainteresowany sexem, wiadomo, nie będzie chodził nabuzowany jak 20-latek, ale jakieś potrzeby wciąż ma. Mój mąż jest jakimś wyjątkiem.

Oj, chyba wyjątkiem nie jest tylko raczej tą swoją drugą młodość przeżywa... obym się myliła.

45

Odp: Jak uratować to małżeństwo?

Nie ma co sie zastanawiac nad tym co jest jego powodem. Bo to nie ma najmniejszego znaczenia. Autorki sytuacji to nie rozwiazuje i nie rozwiaze.
On nie chce i koniec. Na terapie tez nie chce.
Pogodz sie z tym albo rozwiedz sie.

46 Ostatnio edytowany przez paslawek (2020-09-04 10:15:18)

Odp: Jak uratować to małżeństwo?
Roxann napisał/a:

W dodatku facet tuż po 40-stce, a to chyba najniebezpieczniejszy wiek jeśli chodzi o pokusy z zewnątrz.

Rox najniebezpieczniejszy wiek u faceta to jest między 16 a 66 (umownie) rokiem życia smile

Ela210 napisał/a:

Przecież On się odsunąl wczesniej, przed tą sytuacją,
Moze to jednak klasyka, żona w ciąży, u niego odpalają się wrotki, idzie w romans w pracy.
Wkurzające jest to, ze się odgradza, a jej wmawia, ze wszystko przecież ok.
Wygląda na kogos mocno niedojrzalego.

To też jest możliwe.Ludzie mający romans szybko opanowują sztukę kamuflażu i konspiracje tu inwencja jest ogromna.
Mnie mąż Autorki to się kojarzy z typem żonatego "starego kawalera" co się ożenił bo już czas i wypada,trzeba odhaczyć następny etap,wstyd być starym kawalerem,albo mu kazali i musiał, czyli takie męskie "małżeństwo tylko z rozsądku" możliwe że coś w sobie wzbudzał w okresie narzeczeństwa bo takie "aktorzenie", wczucie emocji na żądanie i potrzebę chwili z niby wiara/ w udawanie  jest możliwe tylko że na krótką metę taki ,tu też się domyślam bo Austen nie opisuje za bardzo okresu przed ślubem  .Te jego teksty do żony są jak opędzanie się,właśnie kogoś kto się odsunął i zapadł we własnym świecie fantazji lub romansu.Austen może z resztą zupełnie inaczej widzieć tamten okres przed ślubem i zaraz po  bo była zakochana .
Wybrał młodszą atrakcyjną "reprezentacyjną żonę" i tak sobie siedzi zadowolony wszystko "normalnie" przecież.
Tak czy siak nie jest dobrze.

Pogodzić się z tym ? Jak to zrobić ?

47

Odp: Jak uratować to małżeństwo?
paslawek napisał/a:

Austen nie opisuje za bardzo okresu przed ślubem  .Te jego teksty do żony są jak opędzanie się,właśnie kogoś kto się odsunął i zapadł we własnym świecie fantazji lub romansu.Austen może z resztą zupełnie inaczej widzieć tamten okres przed ślubem i zaraz po  bo była zakochana .
Wybrał młodszą atrakcyjną "reprezentacyjną żonę" i tak sobie siedzi zadowolony wszystko "normalnie" przecież.
Tak czy siak nie jest dobrze.

Pogodzić się z tym ? Jak to zrobić ?

No właśnie, nie wiadomo dokładnie jak to wcześniej wyglądało. Czy rzeczywiscie było to małżeństwo z rozsądku i jak już spełniło obowiązek (ciąża, dziecko), to ta sfera może nie istnieć. Wcale krótko ze sobą nie byli przed ciążą więc raczej gdyby było coś nie tak, to Austen by to zauważyła. Zakochanie, zakochaniem ale pożadania chyba nie da się udawać przez kilka lat (mówię tu o mężu).

48 Ostatnio edytowany przez paslawek (2020-09-04 11:04:30)

Odp: Jak uratować to małżeństwo?
Roxann napisał/a:
paslawek napisał/a:

Austen nie opisuje za bardzo okresu przed ślubem  .Te jego teksty do żony są jak opędzanie się,właśnie kogoś kto się odsunął i zapadł we własnym świecie fantazji lub romansu.Austen może z resztą zupełnie inaczej widzieć tamten okres przed ślubem i zaraz po  bo była zakochana .
Wybrał młodszą atrakcyjną "reprezentacyjną żonę" i tak sobie siedzi zadowolony wszystko "normalnie" przecież.
Tak czy siak nie jest dobrze.

Pogodzić się z tym ? Jak to zrobić ?

No właśnie, nie wiadomo dokładnie jak to wcześniej wyglądało. Czy rzeczywiscie było to małżeństwo z rozsądku i jak już spełniło obowiązek (ciąża, dziecko), to ta sfera może nie istnieć. Wcale krótko ze sobą nie byli przed ciążą więc raczej gdyby było coś nie tak, to Austen by to zauważyła. Zakochanie, zakochaniem ale pożadania chyba nie da się udawać przez kilka lat (mówię tu o mężu).

Oni są 4 lata parą to bardzo krótko .
Czy można udawać pożądanie np przez 3 lata dla mnie to nie do pomyślenia( przynajmniej teraz i od pewnego czasu) ,ale Rox wierz mi da się.Wydaje mi się że znacznie częściej kobiety oskarża się o takie działanie,a kobiety częściej się przyznają do tego z tym żeby wytrzymać w takim układzie trzeba mieć odskocznie i stymulatory możliwość ucieczki w coś .Romans,kompulsywnie traktowane hobby ,nałogi rozwijają się w takich warunkach "znakomicie",albo marazm letarg no nie wiem taki półsen na jawie.śpiące chodzące ciało za życia budzi się tylko jak musi zachować pozory.Tylko to się skończy prędzej czy później, bo to takie "sztuczne "zmienianie myślenia i czucia nie ma podstawy i fundamentu w miłości to jest takie odtwarzanie marny wybór.
Co 4 znany mi rozwiedziony facet ( taki co rozwiódł się jak podostawiał różne rzeczy, substancje, ale nie tylko substancje) jak trochę oprzytomnieje przyznaje że był w takim układzie z rozsądku dla alibi i pozoru że jest był normalny,oszukał sam siebie skutecznie.Taka postawa wcale nie jest charakterystyczna tylko dla osób z problemami/nałogami, w sensie oni tego nie wymyślili nie mają na to monopolu.Ludzie się małpują a potem potrafią imitować całkiem przekonywająco ,mało tego potrafią nie raz sami się przekonać jak im tak wygodnie ale to wszystko do czasu i pewnego stopnia walnie z cała siłą kiedyś tam.

49

Odp: Jak uratować to małżeństwo?
paslawek napisał/a:

Oni są 4 lata parą to bardzo krótko .
Czy można udawać pożądanie np przez 3 lata dla mnie to nie do pomyślenia ,ale Rox wierz mi da się.Wydaje mi się że znacznie częściej kobiety oskarża się o takie działanie,a kobiety częściej się przyznają do tego z tym żeby wytrzymać w takim układzie trzeba mieć odskocznie i stymulatory możliwość ucieczki w coś .

I krótko i długo ale może rzeczywiscie ten trop jest słuszny. Możliwe, że odpowiedź leży w przeszłości małżonka czy rzeczywiście dobijając 40-stki miał parcie na małżeństwo więc udawał (albo Austen nie zauważała niepokojących sygnałów), a jak pojawiła ciąża po prostu odpuścił bo jak dla niego wszystko jest ok. Ma młodszą, ładną żonę, zdrowe dziecko, dom budują - rodzina niemal idealna.
1,5 roku znajomości przed ślubem, 2,5 przed narodzinami dziecka to rzeczywiście niewiele, szczególnie w tym wieku, kiedy facet ma połowę dorosłego życia za sobą.
Z drugiej str ja ze swoim jestem też zaraz 1,5 roku i wydaje mi się, ze znam go na wylot z 20l wink ale jak sam wiesz, przez ten czas różne rzeczy wychodziły i nie wiem czy jeszcze jakiś trup z szafy nie wylezie, choć wydaje mi się, że sprawdziłam wszystkie zakamarki. Nie zmienia to jednak faktu, ze miłość czy też stan zakochania sprawia, że przymykamy oczy na pewne rzeczy, tracimy czujność, widzimy rzeczywistość w różowych barwach. Także ręki za niego uciąć bym nie dała wink

50

Odp: Jak uratować to małżeństwo?
paslawek napisał/a:

Pogodzić się z tym ? Jak to zrobić ?

Można przy pomocy kogoś takiego właśnie jak terapeuta. Autorka ma chyba zaufanie do takiej pomocy, skoro ciągnęła męża na terapię.
Zawsze można sobie powiedzieć, że bardziej mi zależy na bezpieczeństwie, na pełnej rodzinie itd. itp. bardziej niż na byciu pożądaną, seksie. A jeśli nie, zawsze można odejść. Człowiek potrafi sobie zracjonalizować dosłownie wszystko.
Ta sytuacja, jak wiele innych, pokazuje tylko, że nie ma magicznego wyjścia pozbawionego kosztów.

51

Odp: Jak uratować to małżeństwo?

AUSTEN napisałam Ci maila. Odpisz, jeśli będziesz chciała. Pozdrawiam

52 Ostatnio edytowany przez paslawek (2020-09-04 14:14:09)

Odp: Jak uratować to małżeństwo?
MagdaLena1111 napisał/a:
paslawek napisał/a:

Pogodzić się z tym ? Jak to zrobić ?

Można przy pomocy kogoś takiego właśnie jak terapeuta. Autorka ma chyba zaufanie do takiej pomocy, skoro ciągnęła męża na terapię.
Zawsze można sobie powiedzieć, że bardziej mi zależy na bezpieczeństwie, na pełnej rodzinie itd. itp. bardziej niż na byciu pożądaną, seksie. A jeśli nie, zawsze można odejść. Człowiek potrafi sobie zracjonalizować dosłownie wszystko.
Ta sytuacja, jak wiele innych, pokazuje tylko, że nie ma magicznego wyjścia pozbawionego kosztów.

Tak słynne "nie można mieć wszystkiego"

Magdo w praktyce to zależy na kogo Austen ( można poteoretyzować puścić wodze wyobraźni)trafi , na jakiego terapeutę,podejście do klienta i w jakim nurcie (oczywiście można też zmienić jak terapia nie odpowiada nie przynosi trwałej poprawy i ulgi, uwolnienia od cierpienia)
Jeden zaleci zasugeruje odejście,szukanie szczęścia w sobie, być może poleci nawet jogę medytacje doraźnie sport,rozwijanie pasji w hobby,drugi zaleci lekką ręką romans na boku, seks bez miłości i zobowiązań, potem terapia będzie polegać na wachlowaniu gazetą  Autorki ,relatywizowaniu moralności,etyki,racjonalizowanie to kij co ma dwa końce i pracą nad niby odpuszczaniem sobie skrupułów, wyrzutów sumienia, "neutralizacji" poczucia winy coś jak notoryczna "spowiedź" , jak ta faktycznie znajdzie sobie zastępstwo do seksu i bliskości , a jeszcze inny zaleci poradzi "nie pogodzenie się" czyli "walkę" o związek to co Austen już przerabiała bezskuteczne,wszelkie  metody wpływania na męża rożne "tańce na rurze",przebieranie się, wabienie, uwodzenie,rzucanie uroków.
Czyli wariant z pozostaniem w małżeństwie będzie tylko znowu szukaniem  paliwa do życia z kimś kto nie wiadomo czy kocha i niema jak tego zweryfikować tak do końca .Takich znachorów duszy Austen znajdzie na pewno i może przez jakiś czas nawet uzależnić się od terapii tkwić w błogostanie bez głębszej świadomości siebie .To też ciężar straszliwy wymóg bycia doskonałym z cudaczną "bezwarunkowością" w związku który jest z definicji oczywistą więzią na wielu poziomach i wzajemność ma wpisaną naturalnie."Białe małżeństwo" na etapie życia Austen i próby ułożenia się,przetrwania w tym "tworze" to przysłowiowe Himalaje zbyt wielki ciężar .Zapominamy o tym że Autorka prawdopodobnie ma również kobiecą, ludzką, przyrodzoną naturalnie potrzebą dawania miłości, ,bliskości to nie do pominięcia, a adresat ma w nosie jakiekolwiek potrzeby Autorki .Miłość do dziecka też może być zagrożona w takim układzie.
Wypracować w ten sposób można tymczasowo tylko cieniutką  "strefę komfortu" ,powierzchowne i płytkie,w gruncie rzeczy zależne ( od strasznych pierdół ) poczucie bezpieczeństwa, szukając jakiejś (lichej ) równowagi na siłę.Moim zdaniem to niezdrowe podejście, leczenie  skutków.W życiu miewa to psychosomatyczne poważne konsekwencje mimo takiej doraźnej terapii np zespół Kehrera oraz  inne dolegliwości ukryte i lekceważone, bardzo niebezpieczna sprawa, ale życie takie jest niebezpieczne.

Netania napisał/a:

AUSTEN napisałam Ci maila. Odpisz, jeśli będziesz chciała. Pozdrawiam

Austen jak naprawdę chcesz rozwiązać swój problem a nie tylko spuścić parę i poużalać się, to pogadaj z Netanią, w samą porę się pojawiła ściągnięta telepatycznie, jej historia jest też bardzo podobna do Twojej, a jej przypadek odkąd jestem na forum po prostu w takich sytuacja przychodzi na myśl .

53 Ostatnio edytowany przez Netania (2020-09-04 14:13:08)

Odp: Jak uratować to małżeństwo?
paslawek napisał/a:
MagdaLena1111 napisał/a:
paslawek napisał/a:

Pogodzić się z tym ? Jak to zrobić ?

Można przy pomocy kogoś takiego właśnie jak terapeuta. Autorka ma chyba zaufanie do takiej pomocy, skoro ciągnęła męża na terapię.
Zawsze można sobie powiedzieć, że bardziej mi zależy na bezpieczeństwie, na pełnej rodzinie itd. itp. bardziej niż na byciu pożądaną, seksie. A jeśli nie, zawsze można odejść. Człowiek potrafi sobie zracjonalizować dosłownie wszystko.
Ta sytuacja, jak wiele innych, pokazuje tylko, że nie ma magicznego wyjścia pozbawionego kosztów.


Tak słynne "nie można mieć wszystkiego"

Magdo w praktyce to zależy na kogo Austen ( można poteoretyzować puścić wodze wyobraźni)trafi , na jakiego terapeutę,podejście do klienta i w jakim nurcie (oczywiście można też zmienić jak terapia nie odpowiada nie przynosi trwałej poprawy i ulgi, uwolnienia od cierpienia)
Jeden zaleci zasugeruje odejście,szukanie szczęścia w sobie, być może poleci nawet jogę medytacje doraźnie sport,rozwijanie pasji w hobby,drugi zaleci lekką ręką romans na boku, seks bez miłości i zobowiązań, potem terapia będzie polegać na wachlowaniu gazetą  Autorki ,relatywizowaniu moralności,etyki,racjonalizowanie to kij co ma dwa końce i pracą nad niby odpuszczaniem sobie skrupułów, wyrzutów sumienia, "neutralizacji" poczucia winy coś jak notoryczna "spowiedź" , jak ta faktycznie znajdzie sobie zastępstwo do seksu i bliskości , a jeszcze inny zaleci poradzi "nie pogodzenie się" czyli "walkę" o związek to co Austen już przerabiała bezskuteczne,wszelkie  metody wpływania na męża rożne "tańce na rurze",przebieranie się, wabienie, uwodzenie,rzucanie uroków.
Czyli wariant z pozostaniem w małżeństwie będzie tylko znowu szukaniem  paliwa do życia z kimś kto nie wiadomo czy kocha i niema jak tego zweryfikować tak do końca .Takich znachorów duszy Austen znajdzie na pewno i może przez jakiś czas nawet uzależnić się od terapii tkwić w błogostanie bez głębszej świadomości siebie .To też ciężar straszliwy wymóg bycia doskonałym z cudaczną "bezwarunkowością" w związku który jest z definicji oczywistą więzią na wielu poziomach i wzajemność ma wpisaną naturalnie."Białe małżeństwo" na etapie życia Austen i próby ułożenia się,przetrwania w tym "tworze" to przysłowiowe Himalaje zbyt wielki ciężar .Zapominamy o tym że Autorka prawdopodobnie ma również kobiecą, ludzką, przyrodzoną naturalnie potrzebą dawania miłości, ,bliskości to nie do pominięcia, a adresat ma w nosie jakiekolwiek potrzeby Autorki .Miłość do dziecka też może być zagrożona w takim układzie.
Wypracować w ten sposób można tymczasowo tylko cieniutką  "strefę komfortu" ,powierzchowne i płytkie,w gruncie rzeczy zależne ( od strasznych pierdół ) poczucie bezpieczeństwa, szukając jakiejś (lichej ) równowagi na siłę.Moim zdaniem to niezdrowe podejście, leczenie przyczyn i skutków.W życiu miewa to psychosomatyczne poważne konsekwencje mimo takiej doraźnej terapii np zespół Kehrera oraz  inne dolegliwości ukryte i lekceważone, bardzo niebezpieczna sprawa, ale życie takie jest niebezpieczne.


Ja może napiszę jak wygląda naście lat "takiego"małżeństwa. Myślałam... pewnie mu się nie podobam, bo jestem za gruba. Cycki mam za duże, tyłek nie taki.W moim przypadku - zarzynanie się z wszelkimi możliwymi bardziej i mniej sławnymi trenerkami fitness, zyliardy diet, noce przeryczane w poduszkę, wieczne żebry, tulenie się do kawałka skały, która w teorii powinna być ci najbliższą osobą na tej planecie. Żebry. Rzucony z łaski raz na rok seks - i wierz mi, Austen - wiem doskonale co masz na myśli pisząc o "gwałcie". Znowu żebry, pindrzenie się, chudnięcie- które on RAZ zauważa przy znajomych. Zauważa, co nie znaczy, że w kwestii seksu cokolwiek się zmienia. Żebry, żebry o seks, o przytulenie, o buziaka. W lustrze widzę siebie jako potwora w ludzkiej skórze, obmierzłą, paskudną istotę, której własny mąż nie chce tykać. Żebry. Z łózka zwiewa o 4.00 rano. Niby spać mu się nie chce. Kladzie się o 21.00  - bo śpiący. Przed snem sesja biegowa. Na seks jest za stary. Ale ultramaratony górskie zasuwa na lekkiej zadyszce. Maraton? Pikuś. Na seks jest ZA STARY. Człowiek 40 letni. Żebry, wieczne żebry. Upokorzenie, smutek, żal, wieczne przygnębienie. Terapia? Po co. Seks inicjuje 2 razy. DWA. W noc poślubną, i jak chciał drugie dziecko. Bo kuzynka w drugą ciążę zaszła. Więc on też chciał drugie. Żebry bez końca. Rozmowy do obrzygu. Aż zamilkłam. Najdlużej nie uprawiałam seksu z mężem - prawie 4 lata. A tak to raz w roku laskawie po miesiącach żebrania się zgadzał. Pod koniec zaliczyłam romans. Nie polecam. To jak wejście z deszczu pod rynnę. Fajnie jest na chwilkę. Niedługo będę 2 lata po rozwodzie. Szarpię się z nieco zrytym przez małzeństwo i romans berecikiem, ale wierzę, że w koncu będzie lepiej. Sądzę, że jestem lepszą mamą niż byłam. Woele frustracji mniej lub bardziej świadomie przerzucałam ma dziecko. Ech...

54 Ostatnio edytowany przez MagdaLena1111 (2020-09-04 14:15:37)

Odp: Jak uratować to małżeństwo?

pasławku, jasne, że to małżeństwo, jeśli w takim stanie przetrwa, to nie będzie najprawdopodobniej pełnią szczęścia dla autorki. Jestem przekonana, że sama ewakuowałabym się z niego, Ty pewnie także i wiele innych osób. Ale to forum w dużej mierze mnie nauczyło, że dla każdego coś miłego. Ludzie wybaczają zdrady, nawet jeśli zdrajca wcale o to nie prosi i tu pojawia się szereg uzasadnień z ich strony, godzą się na traktowanie bez krzty szacunku, tolerują przemoc itp. A to wszystko wynika głównie z ich własnych deficytów.
Jakoś jednak ci, którzy decydują się na terapię, zaczynają doceniać siebie, rozumieć, że mają jedno życie, że mają na nie wpływ, że to, jak i z kim żyją, to kwestia ich wyboru i decyzji. Po prostu pod okiem kogoś, kto jest tam, żeby im pomóc dotrzeć do siebie i swoich deficytów oraz zrozumieć laitmotywy własnego życia, dokonuje się w nich zmiana.
Lepsza taka zmiana niż usilne próby zmiany drugiego człowieka, „naprawianie” go na siłę i wbrew jego woli, żeby osiągnął zakładany standard.

55

Odp: Jak uratować to małżeństwo?

Paslawek, może być coś w tym, co napisałeś. Czasem sama mam wrażenie, jakby mój mąż mnie po prostu wcześniej zwiódł, oszukał, mówił co chciałam usłyszeć, żeby doprowadzić do ślubu i założyć rodzinę (bo właśnie był już czas, bo rodzina naciskała, bo miał dość pytań z zewnątrz, a kiedy? a czemu? etc.). Mój mąż wcześniej miał tylko dwa poważne związki, z czego w jednym był o krok od ślubu,ale nigdy za bardzo nie chciał o nich opowiadać. Ogólnie zawsze ilekroć usiłowałam wypytać go o jego przeszłość, byłe partnerki, o dzieciństwo, relacje w domu, relacje z rodzicami - to zawsze się denerwował, szybko ucinał rozmowę, rzucał że mam przestać go cisnąć, bo on nie lubi wywlekać przeszłości i takie tam, wiec na dobrą sprawę, im dalej w las, tym ja bardziej czułam,że tak naprawdę nie znam swojego męża. Nie wiem, co lubi w łożku ani poza nim, nie wiem, jak wyglądało jego dzieciństwo i relacje z poszczególnymi członkami rodziny, nie wiem wielu rzeczy, o których ludzie normalnie ze sobą rozmawiają, bo w ten właśnie sposób przecież się poznają, uczą się siebie wzajemnie, poznają swoje granice bezwzględne, swoje pasje, przyjemności. W tym kryje się wszystko, a mój mąż ma bardzo wiele zachowań i blokad, które mnie zaskakują - najczęściej wychodzi to przypadkiem, bo oczywiście sam nigdy mnie o tym nie uprzedził. I nagle ten fantastyczny, dojrzały, opanowany, cierpliwy, stateczny mężczyzna zmienia się w obcego mi człowieka, o którym nic nie wiem, a jak nic nie wiem, to jak mam z nim dłużej żyć pod jednym dachem i wychowywać nasze dziecko?
Co do terapii, nie do końca ufam tego typu metodom, bo sama w życiu uczęszczałam na terapie dwukrotnie, ale niestety nie przyniosły one oczekiwanych rezultatów. Najprawdopodobniej nie dopraliśmy się z terapeutą, źle dobrana metoda etc. Nie mam jednak już kompletnie pomysłu, jak sama mogłabym dotrzeć do męża i przebić się przez mur, który między nami postawił, dlatego liczyłam, że pomoc wyszkolonego w tym zakresie człowieka mogłabym coś dać.

56

Odp: Jak uratować to małżeństwo?
MagdaLena1111 napisał/a:

pasławku, jasne, że to małżeństwo, jeśli w takim stanie przetrwa, to nie będzie najprawdopodobniej pełnią szczęścia dla autorki. Jestem przekonana, że sama ewakuowałabym się z niego, Ty pewnie także i wiele innych osób. Ale to forum w dużej mierze mnie nauczyło, że dla każdego coś miłego. Ludzie wybaczają zdrady, nawet jeśli zdrajca wcale o to nie prosi i tu pojawia się szereg uzasadnień z ich strony, godzą się na traktowanie bez krzty szacunku, tolerują przemoc itp. A to wszystko wynika głównie z ich własnych deficytów.
Jakoś jednak ci, którzy decydują się na terapię, zaczynają doceniać siebie, rozumieć, że mają jedno życie, że mają na nie wpływ, że to, jak i z kim żyją, to kwestia ich wyboru i decyzji. Po prostu pod okiem kogoś, kto jest tam, żeby im pomóc dotrzeć do siebie i swoich deficytów oraz zrozumieć laitmotywy własnego życia, dokonuje się w nich zmiana.
Lepsza taka zmiana niż usilne próby zmiany drugiego człowieka, „naprawianie” go na siłę i wbrew jego woli, żeby osiągnął zakładany standard.

Masz rację wiadomo każdy ma swoją drogę do siebie,nie raz przez doświadczenia o których za młodu nawet się nie śniło i nie było jak pomyśleć, bo miało być tak pięknie, czysto,na bogato,łatwo,lekko, miło i przyjemnie i zawsze.
Też polecałabym Austen terapię jak najbardziej głownie dla niej samej i dlatego że jest właśnie normalna,dla wzmocnienia oprzytomnienia, wyciszenia obaw i urazów na początek, a nie po to żeby zmieniać męża.
Pewnych rzeczy jednak nie da się zaakceptować ,jeżeli rozpocznie się już proces zdrowego kochania,akceptowania  siebie samego.
To to już piszę jako praktyk co ma czasem w życiu bezpośrednio do czynienia z połamańcami różnej maści, taki mój los na własne życzenie z resztą smile

57

Odp: Jak uratować to małżeństwo?

a ja tak trochę obok tematu, ale w sumie może Autorce pomoże: skąd u facetów ta niechęć czy wręcz strach przed rozmową? Mój znajomy twierdz, że przeciętny facet to tchórz i niestety przyznaję mu rację...

Jak można zbudować cokolwiek gdy tylko jedna strona widzi problem? Zakładam, że druga tylko udaje, że nie widzi, jak w tym przypadku gdzie brak sexu jest faktem a zainteresowani się przecież na to nie umawiali.
Austen Twój mąż pewnie myśli że idzie po linii najmniejszego oporu ignorując Twoje obawy, w głowie sobie tłumacząc, że nie chce Cię urazić. G... prawda! Nie ma gorszego sposobu na urażenie/obrażenie jak właśnie lekceważenie. Każda kłótnia, choćby z rzucaniem talerzami lepsza jest od tego.
Powiedz Austen jeszcze czy ta oziębłość jest tylko na poziomie łóżkowym? Czy może jest czuły, przytula i głaszcze, stosuje zdrobnienia w życiu codziennym? Czy martwi się o Ciebie jak jesteś zmęczona/chora/smutna? I czy Ty w ogóle czujesz się kochana? Bo nie wiem czy tu jest robota dla seksuologa (on)/ terapeuty (razem)/ czy prawnika (Ty sama...)

58

Odp: Jak uratować to małżeństwo?
paslawek napisał/a:
MagdaLena1111 napisał/a:

pasławku, jasne, że to małżeństwo, jeśli w takim stanie przetrwa, to nie będzie najprawdopodobniej pełnią szczęścia dla autorki. Jestem przekonana, że sama ewakuowałabym się z niego, Ty pewnie także i wiele innych osób. Ale to forum w dużej mierze mnie nauczyło, że dla każdego coś miłego. Ludzie wybaczają zdrady, nawet jeśli zdrajca wcale o to nie prosi i tu pojawia się szereg uzasadnień z ich strony, godzą się na traktowanie bez krzty szacunku, tolerują przemoc itp. A to wszystko wynika głównie z ich własnych deficytów.
Jakoś jednak ci, którzy decydują się na terapię, zaczynają doceniać siebie, rozumieć, że mają jedno życie, że mają na nie wpływ, że to, jak i z kim żyją, to kwestia ich wyboru i decyzji. Po prostu pod okiem kogoś, kto jest tam, żeby im pomóc dotrzeć do siebie i swoich deficytów oraz zrozumieć laitmotywy własnego życia, dokonuje się w nich zmiana.
Lepsza taka zmiana niż usilne próby zmiany drugiego człowieka, „naprawianie” go na siłę i wbrew jego woli, żeby osiągnął zakładany standard.

Masz rację wiadomo każdy ma swoją drogę do siebie,nie raz przez doświadczenia o których za młodu nawet się nie śniło i nie było jak pomyśleć, bo miało być tak pięknie, czysto,na bogato,łatwo,lekko, miło i przyjemnie i zawsze.
Też polecałabym Austen terapię jak najbardziej głownie dla niej samej i dlatego że jest właśnie normalna,dla wzmocnienia oprzytomnienia, wyciszenia obaw i urazów na początek, a nie po to żeby zmieniać męża.
Pewnych rzeczy jednak nie da się zaakceptować ,jeżeli rozpocznie się już proces zdrowego kochania,akceptowania  siebie samego.
To to już piszę jako praktyk co ma czasem w życiu bezpośrednio do czynienia z połamańcami różnej maści, taki mój los na własne życzenie z resztą smile

Właśnie!

A nie masz wrażenia, że autorka przyszła tutaj i usypała stosik na męża i zaprasza do wspólnych śpiewów przy ogniu.
Coś poszło nie tak, bo wielu nie spodobała się to, że stosuje naciski i manipulacje, zmuszając męża do czegoś, na co nie ma ochoty lub do reakcji obronnych, więc próbowała łagodzić wcześniejszą narrację.
Dla mnie to jest kolejny wątek, kolejna autorka, która oczekuje, że to druga osoba się zmieni. To wcale nie znaczy, że ta zmiana nie byłaby na korzyść i jest wielce pożądana i mogłaby być w wielu wymiarach korzystania dla męża autorki. Chodzi o spychanie odpowiedzialności za własne życie, za własna satysfakcję na drugą osobę, nawet wówczas, gdy ta osoba tego nie chce. Takie to trochę narcystyczne, chociaż to słowo wydaje mi się tutaj nad wyraz. Bo jednak w związku problem jednej osoby jest wspólnym problemem. Tylko trzeba rozgraniczyć sytuację, gdy dwoje ciągnie wóz, a przypadkiem, gdzie tylko jedno się wykrwawia, a drugie patrzy na to obojętnie.

59 Ostatnio edytowany przez paslawek (2020-09-04 15:40:43)

Odp: Jak uratować to małżeństwo?
MagdaLena1111 napisał/a:
paslawek napisał/a:
MagdaLena1111 napisał/a:

pasławku, jasne, że to małżeństwo, jeśli w takim stanie przetrwa, to nie będzie najprawdopodobniej pełnią szczęścia dla autorki. Jestem przekonana, że sama ewakuowałabym się z niego, Ty pewnie także i wiele innych osób. Ale to forum w dużej mierze mnie nauczyło, że dla każdego coś miłego. Ludzie wybaczają zdrady, nawet jeśli zdrajca wcale o to nie prosi i tu pojawia się szereg uzasadnień z ich strony, godzą się na traktowanie bez krzty szacunku, tolerują przemoc itp. A to wszystko wynika głównie z ich własnych deficytów.
Jakoś jednak ci, którzy decydują się na terapię, zaczynają doceniać siebie, rozumieć, że mają jedno życie, że mają na nie wpływ, że to, jak i z kim żyją, to kwestia ich wyboru i decyzji. Po prostu pod okiem kogoś, kto jest tam, żeby im pomóc dotrzeć do siebie i swoich deficytów oraz zrozumieć laitmotywy własnego życia, dokonuje się w nich zmiana.
Lepsza taka zmiana niż usilne próby zmiany drugiego człowieka, „naprawianie” go na siłę i wbrew jego woli, żeby osiągnął zakładany standard.

Masz rację wiadomo każdy ma swoją drogę do siebie,nie raz przez doświadczenia o których za młodu nawet się nie śniło i nie było jak pomyśleć, bo miało być tak pięknie, czysto,na bogato,łatwo,lekko, miło i przyjemnie i zawsze.
Też polecałabym Austen terapię jak najbardziej głownie dla niej samej i dlatego że jest właśnie normalna,dla wzmocnienia oprzytomnienia, wyciszenia obaw i urazów na początek, a nie po to żeby zmieniać męża.
Pewnych rzeczy jednak nie da się zaakceptować ,jeżeli rozpocznie się już proces zdrowego kochania,akceptowania  siebie samego.
To to już piszę jako praktyk co ma czasem w życiu bezpośrednio do czynienia z połamańcami różnej maści, taki mój los na własne życzenie z resztą smile

Właśnie!

A nie masz wrażenia, że autorka przyszła tutaj i usypała stosik na męża i zaprasza do wspólnych śpiewów przy ogniu.
Coś poszło nie tak, bo wielu nie spodobała się to, że stosuje naciski i manipulacje, zmuszając męża do czegoś, na co nie ma ochoty lub do reakcji obronnych, więc próbowała łagodzić wcześniejszą narrację.
Dla mnie to jest kolejny wątek, kolejna autorka, która oczekuje, że to druga osoba się zmieni. To wcale nie znaczy, że ta zmiana nie byłaby na korzyść i jest wielce pożądana i mogłaby być w wielu wymiarach korzystania dla męża autorki. Chodzi o spychanie odpowiedzialności za własne życie, za własna satysfakcję na drugą osobę, nawet wówczas, gdy ta osoba tego nie chce. Takie to trochę narcystyczne, chociaż to słowo wydaje mi się tutaj nad wyraz. Bo jednak w związku problem jednej osoby jest wspólnym problemem. Tylko trzeba rozgraniczyć sytuację, gdy dwoje ciągnie wóz, a przypadkiem, gdzie tylko jedno się wykrwawia, a drugie patrzy na to obojętnie.

Tak jest jak napisałaś  u przeważającej większości osób, która trafia na forum albo trafia na którąś z form terapii ,grup wsparcia np dla osób współuzależnionych, współzależnych czy uzależnionych od emocji czy uzależnionych od drugiej osoby.
Na pewno jest tak bardzo często na samym początku i Ty i ja i wielu użytkowników zna wiele takich wątków gdzie przede wszystkim głównie chodzi o to i porady  żeby tak się zmienić żeby on się zmienił,poużalać,znaleźć sposób dotarcia przełamania, wpływania na różne sposoby , potem różnie bywa albo wątek kończy się po jednej dwóch stronach albo później po różnych przygodach, wzlotach i upadkach mamy do czynienia ze zwycięstwem i  z taką Tonią80,Netanią,Marvie,Ulle.To oczywiście nie koniec własnego życia to początek panowania nad nim.Życie tak czy inaczej ma dziwną właściwość rodzenia się w bólach .

60

Odp: Jak uratować to małżeństwo?
paslawek napisał/a:
MagdaLena1111 napisał/a:
paslawek napisał/a:

Masz rację wiadomo każdy ma swoją drogę do siebie,nie raz przez doświadczenia o których za młodu nawet się nie śniło i nie było jak pomyśleć, bo miało być tak pięknie, czysto,na bogato,łatwo,lekko, miło i przyjemnie i zawsze.
Też polecałabym Austen terapię jak najbardziej głownie dla niej samej i dlatego że jest właśnie normalna,dla wzmocnienia oprzytomnienia, wyciszenia obaw i urazów na początek, a nie po to żeby zmieniać męża.
Pewnych rzeczy jednak nie da się zaakceptować ,jeżeli rozpocznie się już proces zdrowego kochania,akceptowania  siebie samego.
To to już piszę jako praktyk co ma czasem w życiu bezpośrednio do czynienia z połamańcami różnej maści, taki mój los na własne życzenie z resztą smile

Właśnie!

A nie masz wrażenia, że autorka przyszła tutaj i usypała stosik na męża i zaprasza do wspólnych śpiewów przy ogniu.
Coś poszło nie tak, bo wielu nie spodobała się to, że stosuje naciski i manipulacje, zmuszając męża do czegoś, na co nie ma ochoty lub do reakcji obronnych, więc próbowała łagodzić wcześniejszą narrację.
Dla mnie to jest kolejny wątek, kolejna autorka, która oczekuje, że to druga osoba się zmieni. To wcale nie znaczy, że ta zmiana nie byłaby na korzyść i jest wielce pożądana i mogłaby być w wielu wymiarach korzystania dla męża autorki. Chodzi o spychanie odpowiedzialności za własne życie, za własna satysfakcję na drugą osobę, nawet wówczas, gdy ta osoba tego nie chce. Takie to trochę narcystyczne, chociaż to słowo wydaje mi się tutaj nad wyraz. Bo jednak w związku problem jednej osoby jest wspólnym problemem. Tylko trzeba rozgraniczyć sytuację, gdy dwoje ciągnie wóz, a przypadkiem, gdzie tylko jedno się wykrwawia, a drugie patrzy na to obojętnie.

Tak jest jak napisałaś  u przeważającej większości osób, która trafia na forum albo trafia na którąś z form terapii ,grup wsparcia np dla osób współuzależnionych, współzależnych czy uzależnionych od emocji czy uzależnionych od drugiej osoby.
Na pewno jest tak bardzo często na samym początku i Ty i ja i wielu użytkowników zna wiele takich wątków gdzie przede wszystkim głównie chodzi o to i porady  żeby tak się zmienić żeby on się zmienił,poużalać,znaleźć sposób dotarcia przełamania, wpływania na różne sposoby , potem różnie bywa albo wątek kończy się po jednej dwóch stronach albo później po różnych przygodach, wzlotach i upadkach mamy do czynienia ze zwycięstwem i  z taką Tonią80,Netanią,Marvie,Ulle.To oczywiście nie koniec własnego życia to początek panowania nad nim.Życie tak czy inaczej ma dziwną właściwość rodzenia się w bólach .

Ale nie zapominajcie, że Autorka podjęła szereg prób dotarcia do sedna problemu. Mąż nie współpracuje tylko wyśmiewa jej obawy, dlatego przyszła tutaj. Zgadzam się, że szantaż i straszenie rozwodem są dziecinne i raczej nie zdadzą się na nic, ale skoro dojrzałe metody nie skutkują to się człowiek w desperacji łapie się różnych metod. Nie każdy jest na tym poziomie rozwoju osobistego by widzieć rozwiązanie zaraz po dostrzeżeniu problemu. Czasem mamy w głowie odpowiedzi na swoje wątpliwości, ale są one na tyle przykre, że nie chcemy ich słuchać. Bo kto otwarcie powie sobie: nie pociągam męża/on mnie zdradza/nie kocha. Szukamy odpowiedzi na zewnątrz, ale ostateczne decyzje i ich konsekwencje ponosimy sami

Plus dla niej że w przeciwieństwie do męża próbuje.

61

Odp: Jak uratować to małżeństwo?
Austen27 napisał/a:

Paslawek, może być coś w tym, co napisałeś. Czasem sama mam wrażenie, jakby mój mąż mnie po prostu wcześniej zwiódł, oszukał, mówił co chciałam usłyszeć, żeby doprowadzić do ślubu i założyć rodzinę (bo właśnie był już czas, bo rodzina naciskała, bo miał dość pytań z zewnątrz, a kiedy? a czemu? etc.). Mój mąż wcześniej miał tylko dwa poważne związki, z czego w jednym był o krok od ślubu,ale nigdy za bardzo nie chciał o nich opowiadać. Ogólnie zawsze ilekroć usiłowałam wypytać go o jego przeszłość, byłe partnerki, o dzieciństwo, relacje w domu, relacje z rodzicami - to zawsze się denerwował, szybko ucinał rozmowę, rzucał że mam przestać go cisnąć, bo on nie lubi wywlekać przeszłości i takie tam, wiec na dobrą sprawę, im dalej w las, tym ja bardziej czułam,że tak naprawdę nie znam swojego męża. Nie wiem, co lubi w łożku ani poza nim, nie wiem, jak wyglądało jego dzieciństwo i relacje z poszczególnymi członkami rodziny, nie wiem wielu rzeczy, o których ludzie normalnie ze sobą rozmawiają, bo w ten właśnie sposób przecież się poznają, uczą się siebie wzajemnie, poznają swoje granice bezwzględne, swoje pasje, przyjemności. W tym kryje się wszystko, a mój mąż ma bardzo wiele zachowań i blokad, które mnie zaskakują - najczęściej wychodzi to przypadkiem, bo oczywiście sam nigdy mnie o tym nie uprzedził. I nagle ten fantastyczny, dojrzały, opanowany, cierpliwy, stateczny mężczyzna zmienia się w obcego mi człowieka, o którym nic nie wiem, a jak nic nie wiem, to jak mam z nim dłużej żyć pod jednym dachem i wychowywać nasze dziecko?

Austen, ale z tego co piszesz nie możesz mieć pretensji tylko do niego bo przecież decyzja o ślubie była wspólna i nie zostałaś raczej do niego zmuszona. On może jest nadal "opanowanym, cierpliwym, dojrzałym, statecznym mężczyzną", tylko Tobie to już nie wystarcza bo masz też inne potrzeby. Nie odebrałaś wcześniej niepokojących sygnałów, jak umiejętność szczerej rozmowy, w tym o sobie, swoich potrzebach, oczekiwaniach itd. Sama przyznajesz, że nie znasz swego męża, zaskakują Cię jego zachowania, blokady. Wy się po prostu przed ślubem nie poznaliście, nie mieliście szczerych rozmów a mimo to dość szybko zdecydowałaś się na ten ślub. Pytanie, dlaczego? Nie jesteś aż tak bardzo młodziutka by tłumaczyła Cię naiwność i mogła całą odpowiedzialność i winę zwalić na niego.
Nie ma czegoś takiego jak "po ślubie na pewno wszystko ułoży". Podejście: "jaki by nie był ważne, że chce ślubu więc trzeba brać bo latka lecą" też niezbyt rozsądne delikatnie mówiąc. Zapewne imponowała Ci jego dojrzałość i zdecydowanie co do poważnego związku z Tobą (co przy luźnym podejściu wielu mężczyzn do związku może Ci imponowało) dlatego na to poszłaś trochę jak ćma w ogień i teraz odczuwasz konsekwencje swoich być może pochopnych decyzji.
Skoro nie rozmawialiście przed ślubem trudno wyrokować, że zostałaś okłamana bo on jednak tą stateczność w jakiś sposób uskutecznia, pracuje, pomaga przy dziecku, budujecie dom więc tą stabilność on zapewnia.
Nie wiem jak z seksem było przed ślubem ale skoro piszesz, że nie wiesz co on lubi(ł) to raczej też nie najlepiej. Bliskości emocjonalnej też nie zbudowaliście na początku znajomości więc trudno się dziwić, że dalej jej nie ma.

PS. Po tym co w tym poście napisałaś odwołuję swoje podejrzenia o romansie i przychylam się do tego co pisał m.in. Paslavek i Netania.

62

Odp: Jak uratować to małżeństwo?
Roxann napisał/a:
Austen27 napisał/a:

Paslawek, może być coś w tym, co napisałeś. Czasem sama mam wrażenie, jakby mój mąż mnie po prostu wcześniej zwiódł, oszukał, mówił co chciałam usłyszeć, żeby doprowadzić do ślubu i założyć rodzinę (bo właśnie był już czas, bo rodzina naciskała, bo miał dość pytań z zewnątrz, a kiedy? a czemu? etc.). Mój mąż wcześniej miał tylko dwa poważne związki, z czego w jednym był o krok od ślubu,ale nigdy za bardzo nie chciał o nich opowiadać. Ogólnie zawsze ilekroć usiłowałam wypytać go o jego przeszłość, byłe partnerki, o dzieciństwo, relacje w domu, relacje z rodzicami - to zawsze się denerwował, szybko ucinał rozmowę, rzucał że mam przestać go cisnąć, bo on nie lubi wywlekać przeszłości i takie tam, wiec na dobrą sprawę, im dalej w las, tym ja bardziej czułam,że tak naprawdę nie znam swojego męża. Nie wiem, co lubi w łożku ani poza nim, nie wiem, jak wyglądało jego dzieciństwo i relacje z poszczególnymi członkami rodziny, nie wiem wielu rzeczy, o których ludzie normalnie ze sobą rozmawiają, bo w ten właśnie sposób przecież się poznają, uczą się siebie wzajemnie, poznają swoje granice bezwzględne, swoje pasje, przyjemności. W tym kryje się wszystko, a mój mąż ma bardzo wiele zachowań i blokad, które mnie zaskakują - najczęściej wychodzi to przypadkiem, bo oczywiście sam nigdy mnie o tym nie uprzedził. I nagle ten fantastyczny, dojrzały, opanowany, cierpliwy, stateczny mężczyzna zmienia się w obcego mi człowieka, o którym nic nie wiem, a jak nic nie wiem, to jak mam z nim dłużej żyć pod jednym dachem i wychowywać nasze dziecko?

Austen, ale z tego co piszesz nie możesz mieć pretensji tylko do niego bo przecież decyzja o ślubie była wspólna i nie zostałaś raczej do niego zmuszona. On może jest nadal "opanowanym, cierpliwym, dojrzałym, statecznym mężczyzną", tylko Tobie to już nie wystarcza bo masz też inne potrzeby. Nie odebrałaś wcześniej niepokojących sygnałów, jak umiejętność szczerej rozmowy, w tym o sobie, swoich potrzebach, oczekiwaniach itd. Sama przyznajesz, że nie znasz swego męża, zaskakują Cię jego zachowania, blokady. Wy się po prostu przed ślubem nie poznaliście, nie mieliście szczerych rozmów a mimo to dość szybko zdecydowałaś się na ten ślub. Pytanie, dlaczego? Nie jesteś aż tak bardzo młodziutka by tłumaczyła Cię naiwność i mogła całą odpowiedzialność i winę zwalić na niego.
Nie ma czegoś takiego jak "po ślubie na pewno wszystko ułoży". Podejście: "jaki by nie był ważne, że chce ślubu więc trzeba brać bo latka lecą" też niezbyt rozsądne delikatnie mówiąc. Zapewne imponowała Ci jego dojrzałość i zdecydowanie co do poważnego związku z Tobą (co przy luźnym podejściu wielu mężczyzn do związku może Ci imponowało) dlatego na to poszłaś trochę jak ćma w ogień i teraz odczuwasz konsekwencje swoich być może pochopnych decyzji.
Skoro nie rozmawialiście przed ślubem trudno wyrokować, że zostałaś okłamana bo on jednak tą stateczność w jakiś sposób uskutecznia, pracuje, pomaga przy dziecku, budujecie dom więc tą stabilność on zapewnia.
Nie wiem jak z seksem było przed ślubem ale skoro piszesz, że nie wiesz co on lubi(ł) to raczej też nie najlepiej. Bliskości emocjonalnej też nie zbudowaliście na początku znajomości więc trudno się dziwić, że dalej jej nie ma.

PS. Po tym co w tym poście napisałaś odwołuję swoje podejrzenia o romansie i przychylam się do tego co pisał m.in. Paslavek i Netania.

Na podstawie wszystkich postów autorki ciężko było wywnioskować, że istnieje jakaś boczna. Nie wiem Roksann skąd wytrzasnelas pomysł z kochanką.
Jeśli chodzi o mnie, to coraz bardziej podejrzewam, że problem poruszony w wątku jest wyssany z palca. Przecież tu nic kupy się nie trzyma. Kobieta wychodzi za mąż za faceta, z którym do momentu zajścia w ciążę sprawy łóżkowe układały się idealnie, jednak problemy i to takie poważne zaczęły się, gdy zaszła w ciążę. Dziecko ma dzisiaj 1.5 roku, oni pobrali się 2.5 roku temu, a przed ślubem byli ze sobą półtora roku, czyli dzisiaj są razem jakieś cztery lata z półtorarocznym dzieckiem. Od dobrych dwóch lat ich małżeństwo jest typowym białym małżeństwem. Autorka stwierdza, że tak naprawdę to codziennie odkrywa męża na nowo i w ogóle nic o nim nie wie, bo facet daleki jest od opowiadania o sobie. Żyje więc pod jednym dachem praktycznie z obcym człowiekiem.
Nasuwa się też od razu pytanie czy ten facet też nic nie wie o swojej żonie, czy też wprost przeciwnie, on wie wszystko i to z detalami. Co to w ogóle są za ludzie? Oboje, kim są? Tak wyglądają dzisiaj młode małżeństwa?
Ja zmykam z tego wątku, bo chyba jestem za tępa, żeby zrozumieć tych ludzi.

63 Ostatnio edytowany przez Roxann (2020-09-04 18:12:25)

Odp: Jak uratować to małżeństwo?
ulle napisał/a:

Na podstawie wszystkich postów autorki ciężko było wywnioskować, że istnieje jakaś boczna. Nie wiem Roksann skąd wytrzasnelas pomysł z kochanką.

Na podstawie tych kilku postów nie włączając ostatniego i informacji, że niby było wszystko ok a nagle jak zaszła w ciążę zmieniło i pokryło się to w czasie z częstszymi wyjściami męża z ludźmi z pracy mimo, że wcześniej towarzyski nie był.

ulle napisał/a:

Jeśli chodzi o mnie, to coraz bardziej podejrzewam, że problem poruszony w wątku jest wyssany z palca. Przecież tu nic kupy się nie trzyma. Kobieta wychodzi za mąż za faceta, z którym do momentu zajścia w ciążę sprawy łóżkowe układały się idealnie, jednak problemy i to takie poważne zaczęły się, gdy zaszła w ciążę. Dziecko ma dzisiaj 1.5 roku, oni pobrali się 2.5 roku temu, a przed ślubem byli ze sobą półtora roku, czyli dzisiaj są razem jakieś cztery lata z półtorarocznym dzieckiem. Od dobrych dwóch lat ich małżeństwo jest typowym białym małżeństwem.

No właśnie nie do końca bo dopiero w ostatnim poście stwierdziła, że szczerze z mężem to nigdy nie rozmawiała, że nie zna jego przeszłości, jego samego...więc w ogóle się wcześniej nie poznali, nie zbudowali więzi. Nie wiem skąd więc ten pomysł na to by brać tak szybko mimo wszystko ślub, bo obiecywał rodzinę, dziecko, dom? Jeśli tak, to on jakby nie patrzeć słowa dotrzymuje. W tej kwestii rzecz jasna.

64 Ostatnio edytowany przez ulle (2020-09-04 19:11:56)

Odp: Jak uratować to małżeństwo?
Roxann napisał/a:
ulle napisał/a:

Na podstawie wszystkich postów autorki ciężko było wywnioskować, że istnieje jakaś boczna. Nie wiem Roksann skąd wytrzasnelas pomysł z kochanką.

Na podstawie tych kilku postów nie włączając ostatniego i informacji, że niby było wszystko ok a nagle jak zaszła w ciążę zmieniło i pokryło się to w czasie z częstszymi wyjściami męża z ludźmi z pracy mimo, że wcześniej towarzyski nie był.

ulle napisał/a:

Jeśli chodzi o mnie, to coraz bardziej podejrzewam, że problem poruszony w wątku jest wyssany z palca. Przecież tu nic kupy się nie trzyma. Kobieta wychodzi za mąż za faceta, z którym do momentu zajścia w ciążę sprawy łóżkowe układały się idealnie, jednak problemy i to takie poważne zaczęły się, gdy zaszła w ciążę. Dziecko ma dzisiaj 1.5 roku, oni pobrali się 2.5 roku temu, a przed ślubem byli ze sobą półtora roku, czyli dzisiaj są razem jakieś cztery lata z półtorarocznym dzieckiem. Od dobrych dwóch lat ich małżeństwo jest typowym białym małżeństwem.

No właśnie nie do końca bo dopiero w ostatnim poście stwierdziła, że szczerze z mężem to nigdy nie rozmawiała, że nie zna jego przeszłości, jego samego...więc w ogóle się wcześniej nie poznali, nie zbudowali więzi. Nie wiem skąd więc ten pomysł na to by brać tak szybko mimo wszystko ślub, bo obiecywał rodzinę, dziecko, dom? Jeśli tak, to on jakby nie patrzeć słowa dotrzymuje. W tej kwestii rzecz jasna.

Roksann, napisała w ostatnim poście, bo przecież nie dała rady opisać wszystkiego w pierwszym poście, ale chyba nie wierzysz w to, że dopiero teraz odkryła, że kompletnie nic nie wie o swoim mężu i nie chodzi tu tylko o to, że nic nie wie na temat jego przeszłości, lecz nie zna nawet jego aktualnych gustów, smaków czy upodobań.
Ona nie wie, co on lubi, a czego nie, jakie ma poglądy, no nic o nim nie wie. Dobrze, że przynajmniej wie, jak facet się nazywa, chociaż kto wie? Może i nazwisko należałoby prześwietlić.
Przecież ten wątek to jakaś kpina.
Facet dotrzymał słowa i po ślubie rzeczywiście spełnia swoje przedślubne obietnicy z wyjątkiem jednej czyli pożycia seksualnego.
Roksann, czujesz to? Toż to kompletny nonsens.

65

Odp: Jak uratować to małżeństwo?
ulle napisał/a:

Roksann, napisała w ostatnim poście, bo przecież nie dała rady opisać wszystkiego w pierwszym poście, ale chyba nie wierzysz w to, że dopiero teraz odkryła, że kompletnie nic nie wie o swoim mężu i nie chodzi tu tylko o to, że nic nie wie na temat jego przeszłości, lecz nie zna nawet jego aktualnych gustów, smaków czy upodobań.
Ona nie wie, co on lubi, a czego nie, jakie ma poglądy, no nic o nim nie wie. Dobrze, że przynajmniej wie, jak facet się nazywa, chociaż kto wie? Może i nazwisko należałoby prześwietlić.
Przecież ten wątek to jakaś kpina.
Facet dotrzymał słowa i po ślubie rzeczywiście spełnia swoje przedślubne obietnicy z wyjątkiem jednej czyli pożycia seksualnego.
Roksann, czujesz to? Toż to kompletny nonsens.

Widać mało ją to interesowało, tylko małżeństwo, stabilizacja itd., a teraz zonk.

Posty [ 1 do 65 z 129 ]

Strony 1 2 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Jak uratować to małżeństwo?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024