Dzięki za Wasze odpowiedzi. Jest w nich dużo niewygodnej prawdy. Lubię myśleć o sobie jako o kimś, kto potrafi być ze sobą szczery, więc tak, przyznaję, że obie sesje z tym terapeutą były niewygodne. BARDZO.
Wielokropek napisał/a:Mur pęka, powstają pierwsze szczeliny, dają o sobie znać nieprzyjemne emocje. Co zrobić? Nie tak miało być! Miałam czuć się wspaniale, miałam mieć komfort. Jak zagłuszyć to, co się we mnie dzieje? Oskarżę. Obwinię. Przerzucę odpowiedzialność. Ucieknę.
Chcę schudnąć. Mówię to od lat, co rusz chwytam się rozmaitych diet. Gdy słyszę opinie o tym, że jem zbyt dużo, że jem dużo za dużo, że jem niezdrowo, protestuję, wściekam się na mówiących te słowa, oskarżam, obwiniam, usprawiedliwiam się na tysiąc sposobów. Przecież znam i stosuję podstawowe zasady, w kuchni i na stole mnóstwo, zdrowych przecież, owoców i warzyw, słodyczy unikam, przecież dużo chodzę, także z kijami. Przecież mam tylko nadwagę, nie jestem otyła. To nie ode mnie zależy, zrobiłam dotąd wszystko, co mogłam zrobić. To geny. To inni.
Kolejne zasłony dymne.
Po co to wszystko? By "być w porządku" (jakby o jakikolwiek porządek w tym wszystkim chodziło), by wbrew temu, co powtarzam od lat, utrzymać status quo, by udawać zaangażowanie, by po raz kolejny być ofiarą.
Zabolało. Coś z tego jest o mnie, i to wcale nie jest miłe. Budzi się we mnie wiele "ale, ale, przecież..."
Beyondblackie napisał/a:Nie wiem, ale z wlasnego doświadczenia, coś zaczeło się ruszać w mojej terapii, jak poczulam się niewygodnie. Po prostu terapeuta trafil na moje punkty zapalne i zmusiło mnie to do pracy. Nie twierdzę, że to miłe uczucie. Też mialam ochotę uciec, schować się, mialam wrażenie, że on mnie ocenia, naśmiewa się ze mnie, ale po przegrzebaniu się przez te pierwsze automatyczne schematy reakcji, okazalo sie, że absolutnie mial rację naciskać na co naciskał. Także to mnie dosyć skutecznie przekonalo, że terapeuta nie jest od miłych pogaduszek przy kawce, użalania się nad sobą, tylko od uświadomienia klientowi, że są inne sposoby dzialania i myślenia niż klient w życiu polega na. W końcu dlatego trafil na terapię, że jego orginalne sposoby nie działają.
Także dobrze bym sie zastanowila nad tym czy taka ucieczka po dwóch spotkaniach nie jest przypadkiem ucieczka od samej siebie. Oczywiście, jeżeli po iluś tam miesiacach ciagle nic nie rusza do przodu, może faktycznie ten konkretny czlowiek nie jest odpowiedni dla Ciebie.
Zgadzam się, nie oczekiwałam plotek przy kawce, ale też nie spodziewałam się takiego ciosu. I nie odczuwałam nacisku - odczuwałam bierną obserwację, pozostawienie samej sobie. Właśnie chyba liczę na nacisk, ale liczę też na jasne komunikaty, jakieś prowadzenie. Może to zła metoda, zły terapeuta, a może ja nie wykorzystałam okazji, uciekłam, oskarżyłam kogoś innego. Nie wiem, chciałabym znać odpowiedź ale czasem niestety sama nie wiem, co jest prawdą.
LadyLoka napisał/a:Moze to jest fajne cwiczenie, zeby sobie uswiadomic, jakie rzeczy sobie narzucasz i w jakie schematy sama siebie wkladasz? Przeciez to nie zegarek jest wyrzutem, tylko to Ty cos sobie sama wyrzucasz.
W punkt. Jeszcze nie umiem nic z tym zrobic.
Beyonblackie napisał/a: Wydaje mi się, że Monoceros ma bardzo rozbudowany wewnętrzny system krytyka, który na kazdym kroku wpędza ja w poczucie winy, także w efekcie kazda aktywność staje się czymś czego się boi, odkłada ja, szuka wymówek, by potem czuć się winna i zajadać. Zamknięte kolo.
Tak.
Co więcej, świadomość tego krytyka powoduje, że poświęcam dużo czasu na walkę z nim - co jest spoko, bo fajne rzeczy w życiu dzięki temu zrobiłam. Ale zjada to ogrom mojej energii mentalnej i na więcej aktywności "wbrew" zaprogramowanym wartościom nie mam siły. Ale też nie umiem sobie odpuścić. Czuję się jak w błędnym kole. Czasem jak w pralce. Poczucie winy jest czymś, co towarzyszy mi nieustannie.
Beyonblackie napisał/a:Czasem by z tego się wyrwać, dobrze jest po prostu, "bezmyślnie", wbrew sobie, narzucic sobie jakąś rutynę i sie jej trzymać. Zanim sie czlowiek obejrzy taki spacer czy rowerek stanie się rzecza odruchową, na którą przestanie zwracać uwagę i odczaruje z lęku.
Eh. Fajnie by było bez tych moich mózgowych ograniczeń narzucić coś sobie i nie zmagać się przez wszystkie dni non stop z tym krytykiem i strachem. Zazdroszczę ludziom, którzy to robią, nie znalazłam jeszcze na to sposobu.
Nawet wasze komentarze, cudowne, wspierające, oferujące wsparcie, są pożywką dla krytyka. Z wieloma się zgadzam. Część budzi we mnie opór, ale nie wiem czy dlatego że rzeczywiście nie są zgodne ze mną, czy dlatego że uciekam przed czymś trudnym. Czasem mam poczucie, że wcale nie wiem, o co mi chodzi.
Stąd moja chęć udania się do terapeuty, i jeśli rzeczywiście przy kolejnych też będę miała chęć uciekać po dwóch spotkaniach, to dam znać. Na razie postanawiam zaufać swojej intuicji, że podejście tego pana nie było tym, czego akurat potrzebowałam.