Przepraszam za taki sposób cytowania, jakieś techniczne usterki.
Pirat:"Dziewczyny. To nasz zasrany świat taki jest. Pewnie ten wspomniany tata też kiedyś był wychowany na twardziela. Same nakazy i zakazy żeby być mocnym. Chłopaków tak się wychowuje. Masz spodnie to walcz. Płacz nie przystoi. Potem mamy to co mamy. Ludzi nie potrafiących okazać uczucia. Albo inaczej. To taki sposób ich okazywania jak opisany powyżej."
Racja. Tutaj wiele zależy od wychowania. Ale czy to ma znaczyć, że takie wychowanie usprawiedliwia wszystko? Świat światem, ale tworzą go ludzie. Nie wierzę, że całe nasze życie jest warunkowane dzieciństwem. To jak nas wychowano ma bardzo duży wpływ na to, jak postępujemy, ale to jest jakaś składowa. Człowiek dorasta, widzi jaki jest świat, jaka jest jego rodzina, kształtuje swoje poglądy, system wartości. Facetom niby nie przystoi płacz, okazywanie uczuć. Ale wobec własnego dziecka? Nawet jeśli ma w sobie blokadę wywołaną wychowaniem to nie czuje potrzeby okazania uczuć?
"Gdy byłyście jeszcze naprawdę małe i słodkie a nie takie wredne baby jak teraz dla których wszystcy faceci to świnie, zwierzaki itp. bydlaki.To wasi ojcowie stawali wtedy do trudnego etapu w życiu> być tatą."
Wiadomo, nie można generalizować i patrzeć na wszystkich facetów przez pryzmat złego ojca. Trudny etap, ciężkie czasy - ok. Ale skoro dojrzewa do tego, żeby mieć dziecko, to powinien dojrzeć do tego, żeby je wychować. Jest instynkt macierzyński to tacierzyński też jest. Wydaje mi się, że faceci mają nawet bardziej rozbudowaną potrzebę chronienia kogoś słabszego (kobiety, dziecka).
"Czasy których wy nie pamiętacie, nie były ciekawe. Teraz też nie są wiele ciekawsze, nic to.
Otóż taki tata. Znalazł się w tym wszystkim z zadaniem do wypełnienia. Dookoła beznadzieja. Każda minuta jego młodego życia musiała przestawić się na tory> co zrobić żeby rodzinie dało się żyć?"
Albo na tory: co zrobić, żeby samemu żyło się jak najlepiej, jak zadbać o siebie.
A zadanie do wypełnienia jakie staje przed młodym ojcem nie jest łatwe. I nikt nie mówił, że będzie. To po co je podejmować, jeśli nie czuje się na siłach?
"I potem z młodego taty, prawie fajnego chłopaka. Zaczyna robić się taka skorupa.
Całą swoją młodość oddał rodzinie. A na koniec został bydlakiem. Taką dostał podziękę.
Uwierzcie, może to w nim wyrobić postawę zgodną do tej opisanej na samym początku."
Oczywiście, że może. Tylko, że od czegoś to się zaczęło. Dziecko nie jest winne, że nie było obdarzone ojcowską miłością. Nie chodzi o to, że widzę tu jednostronną winę. Ale na początku cierpi dziecko, które nie wie nawet dobrze co się dzieje, nie mówiąc o próbie zmiany tej sytuacji. Dziecko dorasta, dostrzega problem, analizuje różne sposoby patrzenia na sytuację, widzi jak zachowują się inni ojcowie i coś nie gra. Może i robi coś w kierunku zmian. Ale jeśli ojciec tkwi się w tej skorupie mimo wszystko?To on powinien być mądrzejszy, życiowo mądrzejszy. Ale jak nie chce ręki, której podaje mu dziecko to po co wyciągać obie.
"A może by popatrzeć oczyma małej dziewczynki, która podziwia swojego tatę za to co dla niej zrobił. I spróbować to spojrzenie przekazać temu staremu, głupiemu dziadowi."
Wiesz, gorzej jak za bardzo nie ma za co podziwiać... ja dziękować mogę tylko za to, że wiem jakich ludzi mam unikać.
To jest mój wielki offtop, wybaczcie. Pirat, Twój punkt widzenia jest dobry, bo jest inny, zdrowy. Niestety mnie Twoje argumenty nie przekonują. Ale to nie o mnie tu chodzi, więc super, jeśli rzucisz jakieś nowe światło na problem autorki wątku.