Dlaczego tkwię w starych schematach? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » PSYCHOLOGIA » Dlaczego tkwię w starych schematach?

Strony 1 2 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 1 do 65 z 113 ]

1 Ostatnio edytowany przez Monoceros (2020-08-04 00:19:55)

Temat: Dlaczego tkwię w starych schematach?

Epopeja jest. Może ktoś coś mądrego mi powie, jakieś słowa wsparcia lub kopa w tyłek?

Trochę nie wiem, co ze sobą zrobić. Właśnie minęły moje 30-te urodziny. Mam 30 lat. Przeraża mnie ta liczba. Jakoś trudno mi zrozumieć, kiedy to się stało. Mam wrażenie, że ostatnie 10 lat przeżyłam w jakimś letargu, z którego wybudziła mnie pandemia (może terapia trochę wcześniej).

Zauważyłam, że nie traktuję siebie dobrze. Nie traktuję siebie poważnie. W niektórych aspektach jestem wobec siebie zbyt pobłażliwa, zbyt wyrozumiała, wszystko sobie mogę darować, nie trzymam się obietnic danych sobie. W innych jestem znów zbyt surowa, czasem trudno mi darować sobie nawet najmniejsze potknięcia i błędy, które inni uważają za naturalne, normalne, a nawet nie za błędy.

Mam mnóstwo przemyśleń na temat tego, co mnie doprowadziło do tego momentu. I czasem myślę, że jestem naprawdę wyjątkowa, że przy tak niesprzyjających warunkach, jestem względnie normalna i ogarnięta. A czasem mam dni, kiedy myślę, że nic nie osiągnęłam, marnuję swój potencjał.

Czuję się rozrywana przez ten wewnętrzny konflikt i chciałabym udowodnić samej sobie, że SAMA potrafię sobię z tym wszystkim poradzić, kiedy ewidentnie nie jest to prawdą, bo gdybym mogła... Gdybym mogła, to bym to dawno zrobiła. Chyba nie doceniam trudności zadań, które przed sobą stawiam... A może przeceniam swoje siły, i wtedy zaczynam wątpić w siebie, tracę wszelką motywację i wracam do starych utartych schematów, i nic się nie zmienia... Co znów mnie dobija, powtórnie i już wtedy czuję, że nic nie robię dobrze.

Nie umiem już na nic w moim życiu spojrzeć obiektywnie. Byłam ostatnio u psycholożki, tuż przed pandemią, z myślą o rozpoczęciu terapii. Przyszłam po pomoc w zmianie swojego życia. Ewidentnie coś mi uwiera. A jak mnie zaczęła wypytywać, na ile czuję się szczęśliwa, to nagle poczułam, że nie mam prawa czuć się źle, skoro mam tyle dobrodziejstw w życiu, i w sumie to ogólnie to mogę ocenić mój poziom zadowolenia z życia tak 8 na 10. Jej zdziwienie, że jestem na terapii przy tak dobrym samopoczuciu spowodowało, że poczułam się bardzo nie na miejscu...

Poczułam się wtedy, jakbym wdepnęła w minę. Mam wyrzuty sumienia, że mam tak dobre życie, a wciąż znajduję rzeczy, które są nie okej. Czuję wtedy, że jestem niewdzięczna.
I zaczyna się wtedy kolejna spirala, "powinnaś się cieszyć, masz wszystko, dlaczego sobie z >tak prostą< rzeczą nie radzisz".

A potem zaczynają się wyjaśnienia (wymówki?) że to nie jest proste, że takich miałam rodziców, takie schematy, takie trudne doświadczenia, że już i tak dużo zrobiłam, jak na te warunki to jestem genialna, świetnie sobie życie urządziłam, niczego mi nie brakuje.

Mój problem? Moja otyłość. Wkręcam się w spiralę, im więcej myślę o odchudzaniu, tym więcej jem. Czasem zastanawiam się, czy moje doświadczenie molestowania nie jest powodem, dla którego nie lubię swojego ciała i nie chcę, żeby było kobiece. W domu moja matka była tyranką, decydowała o każdym elemencie mojego życia, o ubiorze, wyglądzie i tym, co kiedy i ile jem. Kontrolowała też wyrażanie emocji - złość była zupełnie zabroniona. Plus te wszystkie komentarze, docinki, uwagi mojej rodziny - moje ciało nie było moje, wszyscy mieli coś do powiedzenia a propos tego jak wyglądam, czy to ojciec (o, masz czym oddychać) czy matka (ależ włosy, co za czupiradło), czy bracia (jeszcze trochę a waga się zerwie!) czy babcie i ciotki, komentujące fałdki i postawę i że "życie mnie dobrze traktuje" i moje szanse na znalezienie partnera. Przez całe życie do dziś słyszę te teksty. Chciałabym schudnąć, myślę wtedy, jak byłoby super, jak by mnie ludzie podziwiali, że tak sobie z tym poradziłam, że mogłabym się wreszcie komuś podobać, i sobie, i nosić fajne rzeczy... I to są myśli, ktore mi towarzyszą. Potem dochodzi cichy racjonalny głos: twoje zdrowie, twoje stawy, kolana, układ krążeniowy za chwilę, cukier cię niszczy, zerowa kondycja... Zrób to dla siebie.

Ale kiedy zaczęłam chudnąć parę lat temu, w trakcie terapii, zaczęły pojawiać się koszmarne myśli. Zaczęłam bać się wszystkiego, najbardziej mężczyzn. Jechałam autobusem i patrzyłam tylko, kto wsiada. Kiedy usiadł za mną mężczyzna, prawie miałam atak paniki, że zaraz coś mi zrobi. Bałam się wychodzić po ciemku, zostawać sama w domu.

Czemu jestem otyła? Jem dużo słodyczy. Pozostałe moje posiłki są w miarę okej, różnorodne, warzywne, kolorowe. Bez słodyczy mój bilans kaloryczny wychodzi na tyle dobrze, że schudłabym bez problemu. Takie proste, prawda?

Nie potrafię podjąć tej decyzji, że dobra, to zaczynam, od teraz koniec.

Nie pomaga mi świat. Wszyscy "znawcy" tematu, komentujący że wystarczy mniej jeść, a otyli ludzie są otyli z własnego wyboru, lenistwa i są głupi. Biorę to do siebie, a kiedy trafia do mnie taki komunikat, zupełnie nieświadomie pocieszenia szukam w słodyczach. "Wystarczy nie jeść słodyczy, wystarczy jeść więcej warzyw, wystarczy więcej się ruszać..."

Szukam dla siebie sportu, ale zawsze trafiam na "pomocne" rady. Joga super, sport super. Ale joga tak naprawdę nie pomaga w odchudzaniu, a samo bieganie i tak ci nie pomoże. Wciąż słyszę głosy z dzieciństwa "pff, żeby schudnąć to musiałabyś biegać codziennie 20 km" albo "pływanie pół godziny dziennie i tak ci nic nie da", albo "biegasz tak wolno, że ja mogę takim tempem iść".

Mam wrażenie, że za każdym razem podcinano mi skrzydła, kiedy zaczęłam robić coś konstruktywnego.

Ale mam 30 lat. To nie jest wymówka, nie jestem dzieckiem, dlaczego mnie to tak obciąża?

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?

Hej Monoceros. Wspomniałaś w swojej epopei o molestowaniu - bardzo mi przykro, że masz za sobą takie doświadczenie. Mam poczucie, że to zawsze ma druzgocący wpływ na postrzeganie własnej cielesności i kobiecości i też bardzo często wiąże się w późniejszym życiu z różnymi problemami właśnie z jedzeniem czy wagą. Mam w swoim otoczeniu bliską osobę, której ciało wręcz „krzyczy” na różne sposoby o tym, co mu się przed przed laty przydarzało.
Temat uzależnienia od słodyczy (molestowania w sumie też, chociaż zawsze to bagatelizowałam w swojej głowie) jest mi bardzo bliski i przez wiele lat zupełnie nie potrafiłam wyjść z takiego zaklętego kręgu „rzucania” słodyczy i kolejnych porażek/powrotów do nałogu. Przez lata zabierałam się do tego od zupełnie niewłaściwej strony, ale że strasznie się wstydziłam tego problemu i nie było po mnie widać, że się tymi słodyczami objadam, to nikomu o tym nie mówiłam i nie szukałam pomocy z zewnątrz. Z perspektywy czasu żałuję, bo zaoszczędziłabym sobie wielu lat męczenia się z nałogiem. Jak poznałam mojego męża i zaczęliśmy kiedyś rozmawiać o nałogach, to odkryłam świetny sposób na wyjście z takiego zaklętego kręgu, mój mąż odkrył go kiedyś przez przypadek, kiedy próbował rzucić palenie. U niego sprawdziły się nie żadne radykalne metody typu „od dzisiaj nie palę”, tylko takie nieznaczne odkładanie ciągot na później - kiedy nachodziła go chęć na papierosa, mówił sobie „ok, zapalę, ale może za 20 minut” i tak to pomału odwlekał coraz bardziej i bardziej, a w międzyczasie zajmował się czymś innym.
Mi w sumie pomogło coś podobnego, chociaż najbardziej pomocne było uświadomienie sobie, że te słodycze pełniły u mnie „specjalną funkcję”, nie były po prostu słodyczami, a bardziej czymś, co pomagało mi uciekać od samej siebie i zagłuszać własne emocje i niezadowolenie z życia, jakie prowadziłam i schematów, w jakich wbrew sobie tkwiłam. Jak zaczęłam bardziej słuchać siebie i żyć w zgodzie z sobą, słodycze bardzo szybko przestały mi być potrzebne.
To jest chyba „najmądrzejsza mądrość” smile, jaką odkryłam - żeby nie słuchać zewnętrznego świata, przeróżnych autorytetów, o których wspominasz, czy rodziny, tylko przede wszystkim samej siebie. Mnie to doprowadziło do takiego etapu, na którym uwielbiam swoje życie i nie zamieniłabym się z nikim na żadne inne. I wtedy żadne nałogi czy „zagłuszacze” nie są już potrzebne.

3 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2020-08-04 07:16:49)

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?

Monoceros, znam Cię od dawna, z przyjemnością czytam Twe posty. Jesteś mądrym, wrażliwym człowiekiem. Jesteś pięknym człowiekiem, takim, z którym wedle powiedzenia, można konie kraść. Kopniaka Ci nie zafunduję, ale wirtualnie przytulam, bo moim zdaniem tego bardziej potrzebujesz.

To, co dostałaś od swych najbliższych jest obciążającym bagażem, to myślenie o sobie w kategorii bycia 'nie taką', z tego to wynika brak zaufania do siebie, brak zaufania do własnych uczuć, potrzeb, pragnień. Zostałaś nauczona i nauczyłaś się ignorować siebie, zagłuszać się, szukać pocieszek, uznania i aprobaty w oczach innych.

Najwyższa pora byś zaczęła (i nie przestała) siebie doceniać, byś dla siebie samej była najważniejszą, byś zaczęła ufać sobie i swoim uczuciom. To Ty jesteś najlepszą specjalistką od siebie, bo tylko Ty wiesz, co Tobie pasuje a co Cię uwiera. To, co słyszysz od innych ludzi - także tu na forum, także ode mnie - to tylko opinie, nie prawda objawiona. Opinia to czyjeś zdanie na jakiś temat, warto nad nią się zastanowić, ale też warto użyć własnego rozumu (a tego masz dużo), by zdecydować, czy jest ona pomocna, czy nie i tę pierwszą przyjąć, tę drugą odrzucić.

Wykreśl ze swego słownika wszystkie osłabiacze, czyli "muszę", "powinnam", "zrobiłabym to, gdyby...", "nic na to nie poradzę" "chciałabym", "nie mogę", "nie dam rady". Zamiast nich używaj słów, zwrotów, które wzmacniają, to "chcę", "wybieram", "wolę", "decyduję", "mam zamiar", "zależy mi", "postanawiam", "ważne dla mnie jest", "zdecydowałam, że".

Zobacz, czego TY chcesz naprawdę. To, co osiągnęłaś mimo swych doświadczeń, zawdzięczasz sobie. I nie musisz być wdzięczna nikomu. Możesz, ale nie musisz. Być wdzięcznym za coś nie eliminuje innych - mniej sympatycznych - uczuć, nie likwiduje pamięci, także a może przede wszystkim, o trudnych doświadczeniach.

Zobacz, co dla Ciebie jest ważne i zrób to swym drogowskazem.

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?

Spokojnie, jak będziesz szczupła to będą komentarze właśnie że włosy czupiradło, że cycki zmalały, zjedz coś itd. Też nie jest tak że magicznie zmienia ci się figura i zostajesz top model, czasem schudnie brzuch, cycku wsiąkną, ręce jak patyki a duża dupa zostanie i koniec. Jeżeli nie potrafisz zapanować nad sobą ze względu na komentarze to to jest problem z którym powinnaś się do kogoś zwrócić. Bo one będą zawsze i nie miną choćbyś wydała miliony na chirurga. Lewandowskiej też piszą w necie że jest brzydka a Chodakowskiej że ma morde jak koń. Idealne ciała żadnej z nich przed tym nie uchroniły ale żadna z nich nie je czekolady przed kompem zaczytując się w tych bzdetach big_smile

A jeżeli całe życie nic nie robiłaś to nie licz na to że sport nagle zacznie sprawiać ci przyjemność. Jeszcze długie miesiące może lata miną zanim przemienisz się z babci w ruchliwą 30stkę. I choćby trwało to do 40stki to zapewniam Cię że warto. Grube, niesprawne ciało jest jak więzienie. Pewnego dnia twoje serce zachce np w Tatry ale kolana powiedzą nie. Chociaż serce też może powiedzieć nie. Szkoda żeby to Twój tłuszcz wyznaczał gdzie możesz chodzić a nie ty sama.

Zrób porządek w głowie, zacznij się ruszać i udaj się do dietetyka.

5

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?

W mojej opinii wizyta u dietetyka niewiele pomoże. Problem tkwi w głowie i zajadaniu emocji... Przydałby się jakiś specjalista od spraw zaburzeń odżywiania.

Trzymam za Ciebie kciuki, Twoja historia jest mi bardzo bliska.

P.S. Jutro kończę 30 lat :-)

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?
Cyngli napisał/a:

W mojej opinii wizyta u dietetyka niewiele pomoże. Problem tkwi w głowie i zajadaniu emocji... Przydałby się jakiś specjalista od spraw zaburzeń odżywiania.

Trzymam za Ciebie kciuki, Twoja historia jest mi bardzo bliska.

P.S. Jutro kończę 30 lat :-)

Hmmm mnie się wydawało że tu właśnie powinien współpracować psycholog aby nauczyć pacjenta radzić sobie z emocjami które zajada i dietetyk właśnie aby pomóc zaplanować posiłki, zbilansować dietę? Czy są takie wielkie mózgi że są bogami psychologii i doskonale znają się na węglowodanach, tłuszczach i białku?:D Z dietetykiem też można pracować na zasadzie planowania posiłków tak aby powoli ograniczyć słodycze czy nauczyć się wybierać zdrowsze alternatywy a i tak warto zweryfikować te posiłki, które autorka uważa za zdrowe i zbilansowane bo może się okazać że może są zdrowe i zbilansowane ale nie dla niej ale dla górnika big_smile

Sto lat wink

7

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?

Rolą psychologa w tej kwestii nie jest dyskutowanie o białkach i węglowodanach, a dotarcie do powodów kompulsywnego objadania się pacjenta smile

Jak już się znajdzie powód, to wdraża się rozwiązywanie problemu. Jednym słowem, trzeba zacząć od głowy, następnie można pomyśleć o dietetyku. Albo korzystać z pomocy jednego i drugiego, rownolegle.

Bo na co komu wypisana dieta, jeśli ktoś i tak nie będzie się jej trzymał? smile

P.S. Dzięki za życzenia.

8

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?

Uważam osobiście, że kluczową tutaj jest współpraca z terapeutą, bo faktycznie kompulsywne objadanie się jest spowodowane problemami emocjonalnymi, ale nie negowałabym wpływu dobrej diety, takiej profesjonalnie ulożonej, i roli sportu, na zmianę myślenia.

Wiele osób, które twierdzą, że poza słodyczami jedzą dobrze, tak naprawdę ma jadlospis ubogi w białko, błonnik, z licznymi niedoborami witamin i kupą przetworzonego, śmieciowego jedzenia. A to niestety wpływa i na poczucie łaknienia, ale rownież na gospodarkę hormonalną organizmu- a za tym na samopoczucie.

Drugą sprawa jest wysiłek fizyczny, który odpowiednio dobrany pod względem różnorodności i upodobań danego człowieka, jest w stanie dać takiego kopa do zmian, że ho ho. Najlepsze rezultaty daje zwykle połączenie treningu silowegoi interwalów, jednak przy znacznej nadwadze, nie ma sensu wysylać kogoś na silownię z rozpiską ćwiczeń i zaleceniem biegania po poł godziny, bo taka osoba nabawi się tylko kontuzji. Siądą kolana i tyle. Lepiej zacząć od długich spacerów, jogi czy też pilates, a dopiero potem stopniowo przechodzić do bardziej dynamicznego sportu. Swietnie sprawdza sie też pływanie, jeżeli ktoś ma blisko siebie basen.

Ja bym na miejscu Monoceros zrobila sobie przede wszystkim kompleksowe badania krwi, by ustalić co i jak jest z jej organizmem, a potem, poza pomocą terapeutyczną, znalazła dobrego dietetyka lub/ i też trenera by odpowiednio ustalić diete i treningi.

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?
Cyngli napisał/a:

Rolą psychologa w tej kwestii nie jest dyskutowanie o białkach i węglowodanach, a dotarcie do powodów kompulsywnego objadania się pacjenta smile

Jak już się znajdzie powód, to wdraża się rozwiązywanie problemu. Jednym słowem, trzeba zacząć od głowy, następnie można pomyśleć o dietetyku. Albo korzystać z pomocy jednego i drugiego, rownolegle.

Bo na co komu wypisana dieta, jeśli ktoś i tak nie będzie się jej trzymał? smile

P.S. Dzięki za życzenia.

To nie zaprzeczam, wszystko zaczyna się w głowie! Tam musi być porządek! Tylko że jak masz lat 30 to już nie wystarczy big_smile Przepraszam że tak w przed dzień 30 urodzin o tym piszę, to nie tak że już czas umierać big_smile Po prostu na efekty po 30stce trzeba sobie trochę bardziej zapracować i na pewno wymaga to już pewnych przemyśleń. Dlatego ja tak kompleksowo wyjechałam z ruchem i dietetykiem a to i tak się wstrzymałam jeszcze z trenerem, lekarzem, badaniami itd żeby autorki nie przytłaczać big_smile

10

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?

Badania koniecznie, w tym krzywa cukrowa i insulinowa.

Monoceros, będzie dobrze.

11

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?
krolowachlodu87 napisał/a:

To nie zaprzeczam, wszystko zaczyna się w głowie! Tam musi być porządek! Tylko że jak masz lat 30 to już nie wystarczy big_smile Przepraszam że tak w przed dzień 30 urodzin o tym piszę, to nie tak że już czas umierać big_smile Po prostu na efekty po 30stce trzeba sobie trochę bardziej zapracować i na pewno wymaga to już pewnych przemyśleń. Dlatego ja tak kompleksowo wyjechałam z ruchem i dietetykiem a to i tak się wstrzymałam jeszcze z trenerem, lekarzem, badaniami itd żeby autorki nie przytłaczać big_smile

Absolutnie się zgadzam.

Ja zaczęłam się odchudzać jakieś cztery lata temu, kiedy miałam prawie dekadę więcej niż Autorka. Co prawda nie miałam nadwagi, a zaledwie kilka kilo, które mi przeszkadzały, ale takie holistyczne podejście pozwoliło mi nie tylko zrzucić wagę do takiej jaką chcialam, lecz również ją utrzymać i zmienić swoje nawyki. Zauważyłam, że sport daje mi dużo energii, a dobre odżywianie poprawia nastrój- to były wystarczajace motywatory by nie wracać do slonych przekąsek i kanapy.

Dodam, że niekoniecznie trzeba wywalać dużo kasy na profesjonalnego dietetyka. Jak ktoś ma czas i zaparcie, to dietę mozna sobie samemu wyliczyć przy pomocy literatury, albo, tak łatwiej, zamówić z jakiejś dobrej strony internetowej. To samo z ćwiczeniami.

Samo chodzenie TYLKO na terapię raczej niewiele da w kwestii zmiany gabarytów.

12 Ostatnio edytowany przez polis (2020-08-04 13:20:22)

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?

Ćwiczenia takie wysiłkowe jeśli wcześniej nie ćwiczyłaś nie są dobre. Zacznij pomału od prostych ćwiczeń i przejdź potem do trudniejszych.
Znajdź sobie taki filmik na Youtube: At Home Pilates Butt and Thigh Workout - Pilates Workout for Lower Body

To nie są trudne ćwiczenia, więc na początek idealne, ale możesz sobie dodawać obciążenie na kostki, żeby zwiększyć trudność z czasem.

13

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?

Słodycze wyraźnie regulują u Ciebie poziom emocji. To jest jeden z tych problemów, nad którymi warto popracować na terapii.
Nasunęła mi się taka myśl - skoro już znalazłaś się w gabinecie, to wyraźnie czułaś, że potrzebujesz wsparcia, a mimo to ostatecznie w to zwątpiłaś. Poczucie "bycia nie na miejscu", bo przecież pozornie wszystko jest ok, jest niewłaściwe, bo, no właśnie - tak jest tylko pozornie, a chodzi przecież o to, by było dobrze naprawdę i w pełni. Proszę, nigdy nie pozwól innym ludziom, by wbijali Cię w poczucie winy tylko dlatego, że chcesz od życia więcej, inaczej, lepiej. Ty masz pełne prawo chcieć.

Intuicja podpowiada mi, że obok bliskich, którzy zamiast Cię akceptować i wspierać, głównie zawodzili, molestowanie w dzieciństwie wpłynęło na to, że teraz chowasz się za swoim ciałem, jakby podświadomie czując, że będąc otyłą jesteś nieatrakcyjna, a jeśli będziesz nieatrakcyjna, to już nikt nigdy nie zainteresuje się Tobą na tyle, by Cię ponownie skrzywdzić. Nie wiem czy to nie jest Twój główny problem z szybkim porzucaniem wszelkich prób zmiany fizyczności. Świadczy o tym również wzrastający poziom lęku w chwili, kiedy zauważałaś, że w kwestii wagi idzie ku dobremu.

Monoceros napisał/a:

Szukam dla siebie sportu, ale zawsze trafiam na "pomocne" rady. Joga super, sport super. Ale joga tak naprawdę nie pomaga w odchudzaniu, a samo bieganie i tak ci nie pomoże. Wciąż słyszę głosy z dzieciństwa "pff, żeby schudnąć to musiałabyś biegać codziennie 20 km" albo "pływanie pół godziny dziennie i tak ci nic nie da", albo "biegasz tak wolno, że ja mogę takim tempem iść".

Rzeczywiście zamiast Cię wspierać, podcinano Ci skrzydła, bo każda forma ruchu pomaga w schudnięciu, na początek wystarczy 30 minutowy, ale dosyć intensywny i regularny spacer. Potem stopniowo, w miarę nabierania kondycji, zaczniesz wchodzić na coraz to wyższe poziomy. Ważne, abyś lubiła to, co robisz, dlatego szukaj takiej formy aktywności, która sprawia Ci przyjemność, a spektrum możliwości jest tu ogromne. Joga wbrew pozorom też przynosi doskonałe zmiany w ciele, bo nie tylko podnosi sprawność, ale też ładnie rozciąga mięśnie, w efekcie czego wysmukla całą sylwetkę.

W każdym razie chciałabym napisać, że wiele razy zaimponowałaś mi swoją odwagą (nawet ten wątek jest formą odwagi), mądrością, rzeczowym podejściem do przeróżnych zagadnień, umiejętnością wyrażania własnych myśli. Jestem przekonana, że za Twoimi wypowiedziami kryje się ktoś bardzo wyjątkowy, nie potrafi tylko w siebie samego i w tę wyjątkowość uwierzyć.

14

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?

Przerasta mnie wizja pójścia znów na terapię. Coś mnie blokuję, nie mogę podjąć tej decyzji. Może to jakiś wstyd "już raz próbowałaś i dalej jest tak samo". To nieracjonalne wiem, bo nie da się poradzić ze swoimi trudnościami, tak głęboko zakorzenionymi, "raz na zawsze" ale kiedy sobie wyobrażam, ile czeka mnie pracy... Poddaję się zanim zacznę.

Rzeczywiście jest tak, że ciągle uważam się za "nie taką". Ciągle porównuję się do innych, łapię się na monologach w głowie, gdzie udowadniam innym swoją wartość. Łapię się na myślach "co myślą teraz o mnie inni" i zawsze staram się działać zgodnie z oczekiwaniami tych innych. Z jednej strony WIEM czemu tak mam, jednak silnie mnie dom przystosował do roli mediatora, kogoś, kto zawsze uważnie i czujnie sprawdza poziom napięcia w domu i robi wszystko, by inni czuli się lepiej... Z drugiej strony wiem też, że ani mi to teraz potrzebne, i nawet nie chcę takiej roli mieć. Ale wciąż szukam uznania w oczach innych. Nie zdarza mi się często żyć samej dla siebie, wciąż jest ktoś komu "pomagam", żyję czyimś życiem, przejmuję się.

Poruszają mnie słowa o tym, że niesprawne ciało jest jak więzienie. Odczuwam to teraz. Odczuwam ograniczenia. Ale nie tylko te fizyczne. Ile razy nie odważyłam się na wyjście gdzieś, bo myśl o tym, że miałabym wyjść w takie miejsce tak wyglądając mnie osłabiała.

Joga jest cudowna i zmotywowałam się w maju do codzinnej praktyki przez cały miesiąc. To było dla mnie wyjątkowe doświadczenie, chociaż wciąż walczyłam z "głosami" w głowie, mówiącymi, że to za mało, nic nie da... Kiedyś na terapii z podobnymi głosami walczyłam w temacie mojego poczucia wlasnej wartości, konfliktów z matką i wyszłam z tego zwycięsko. Dziś do tego wracam, wracam do jogi. (Myśli, przekonania, które właśnie pojawiły się w tym momencie kiedy to napisałam to poezja, ileż w nich zwątpienia, braku wiary, podcinania skrzydeł).

To prawda, że nie szukam pomocy z zewnątrz. Nawet teraz trudno mi przyznać, że jej potrzebuję. Nie wiem czemu, kojarzy mi się z porażką, wstydem. "Przecież jesteś po psychologii, przecież jesteś taka mądra".

Przeczytałam właśnie polecaną w sąsiednim wątku książkę Kat Miłości, a właściwie jej rozdział poświęcony rozmowie terapeuty z otyłą kobietą. Zastanawiam się, ile mamy wspólnego. Moja historia nie wydaje mi się aż tak dramatyczna, ale w sumie wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazują na to, że pierwsze, co powinnam (tak, tak, wiem) zrobić to zaopiekowanie się swoim wnętrzem. Co jest racjonalne, sensowne i jednocześnie tak trudne...

Kiedyś terapeuta mnie zapytał, co by się stało, gdybym nie jadła słodyczy. Powiem wam, że doświadczyłam czegoś strasznie dziwnego, kiedy spróbowałam. Oczywiście, mam dni, kiedy jest OK, nie muszę ich jeść, nie mam ochoty, bez problemu leżą sobie w szafce. Są dni, kiedy mam taki przymus zjedzenia czegoś słodkiego... i właśnie w takim dniu chciałam się powstrzymać, zaobserwować, co się stanie. Ból, ale nie fizyczny, który mnie ogarnął, był nie do wytrzymania. Nie jestem pewna, co się ze mną działo, ale towarzyszący mi smutek, żal, brak możliwości uspokojenia się, jakoś mi kojarzy się z jakimś atakiem paniki. To było tak trudne doświadczenie, że więcej go nie powtórzyłam.

Co oczywiście jest kolejnym sygnałem wskazującym na to, że potrzebuję pomocy w tym obszarze.

Dziękuję za dobre i ciepłe słowa i wsparcie. Jestem wzruszona, tak poważnie, tym że nie spotkałam się z tradycyjnymi tekstami o tym, jak sama sobie to robię i zmiana jest prosta, przecież wystarczy jeść mniej...

Chcę być dla siebie lepsza, lepiej się traktować, bardziej dbać o siebie.

15 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2020-08-04 19:59:02)

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?

Monoceros, przeszłaś terapię, dużo, jesli nie bardzo dużo, wiesz o sobie, znasz mechanizmy leżące u podstaw Twego sposobu myślenia i Twych zachowań. To, moim zdaniem, sporo, by podejmować decyzję co do dalszych swych zachowań. To ten czas. Teraz możesz zdecydować o sobie, przyznać się sama przed sobą, co dla Ciebie jest ważne i tym się kierować. Każdy z nas ma zdrową i chorą część rozumu. Ważne jest, by umieć trzymać tą drugą na krótkiej smyczy i uniemożliwić jej wycinanie hołubców. To, że wracasz do starych schematów jest zrozumiałe i... normalne, tak długo z Tobą były. Nowością jest dla Ciebie uniezależnienie się od opinii, słuchanie siebie i trzymanie zdrowej części.

Na własnej skórze, przy pomocy terapeuty, przekonałaś się na czym polegają skutki odstawienie rzeczy, od których się uzależniłaś. Opisałaś je dokładnie: panika, smutek to jedne z wielu objawów odstawiennych.



Bądź łagodną dla siebie i wyrozumiałą, ale zobacz, że używanie trudnych doświadczeń do usprawiedliwienia podejmowanych obecnie wyborów nie ma sensu. Czy tego chcesz, czy nie teraz Ty decydujesz o sobie. Ty. Nikt inny. I nikomu z niczego nie musisz się tłumaczyć. Pora korzystać z wiedzy i rozumu. smile



***
I jeszcze jedno.
Pogadaj z lekarzem pierwszego kontaktu o swych cukrowych zachciankach. Może to brak czegoś z gatunku mikro?


***
I kolejne "jeszcze jedno". smile
Proszenie o pomoc jest umiejętnością, więc można tego się nauczyć. Można, daję słowo. smile I nagle okazuje się, że jest to przydatna umiejętność. Zachęcam do ćwiczenia tego, co tutaj na forum zaczęłaś. Bo... poprosiłaś o pomoc. tongue

16

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?
Monoceros napisał/a:

Przerasta mnie wizja pójścia znów na terapię. Coś mnie blokuję, nie mogę podjąć tej decyzji. Może to jakiś wstyd "już raz próbowałaś i dalej jest tak samo". To nieracjonalne wiem, bo nie da się poradzić ze swoimi trudnościami, tak głęboko zakorzenionymi, "raz na zawsze" ale kiedy sobie wyobrażam, ile czeka mnie pracy... Poddaję się zanim zacznę. ........
Chcę być dla siebie lepsza, lepiej się traktować, bardziej dbać o siebie.

Mam podobne wrażenia i odczucia jak Wielokropek kiedy Ciebie czytam w różnych wątkach i tematach,przyznam się że ze szczególnym zainteresowaniem to robię i uwagą nawet podziwem dla Twojej wiedzy i świadomości.
Moich parę powrotów na terapią wyglądało podobnie, chyba bardzo podobnie się czułem za każdym razem,taki jeden znaczący powrót  to też w okolicach "magicznej" 30 stki postanowiłem z ogromnymi oporami wrócić na terapię ,mając siebie dosyć "serdecznie" a byłem wtedy uwikłany w romans aktywny nie zakończony.
Powiem Ci że z perspektywy czasu to "przełamanie" uważam za jedną z mądrzejszych życiowych decyzji mało tego to wcale nie był koniec moich rożnych perypetii ,ale już było ze mną inaczej albo jeszcze inaczej, zmiany okresami wydawały mi się duże skutkiem terapii albo żadne ,kiedy straszliwie dużo od siebie oczekiwałem i wymagałem.Co też było jednym z chorych schematów.
Powoli jednak zmiany zachodziły, odzyskiwanie władzy i panowania nad zdolnością kierowania własnym życiem wreszcie zaskoczyło,to fascynujące budujące  momenty, ale  czy władza jest absolutna i idealnie doskonała nie nie jest i nie ma być moim zdaniem bo życie jest żywe i bardzo bogate w zjawiska a psychika jest i bardzo prosta i bardzo skomplikowana jednocześnie u nas ludzi.
A terapii i psychologi momentami też miałem dosyć zbierało mi się na wymioty czasami bo znowu i znowu i znowu tyle już wiedziałem i znowu ,sama wiedza nie niweluje schematów działanie to robi.
Nie kombinuj i po prostu wróć na terapię im więcej się myśli tym mniej robi o czym pewnie wiesz.

17

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?

Zmiana nigdy nie jest łatwa, szczególnie w tak trudnej sytuacji.

Sama wiem jak to jest gdy w glowie slyszy się negatywne komentarze rodziny: nigdy ci sie nie uda, to nie dla ciebie, masz slomiany zapal, niczego dobrze nie potrafisz zrobić, nie ośmieszaj się...itp. Moja matka cale dzieciństwo mi spartoliła takimi "radami". Dopiero na studiach kiedy zaczęlam chodzić na silownię i ktoś profesjonalnie ocenil moje mozliwości rozwojowe, okazalo sie, że nie tylko moja matka jest wredną s*ką, która uwielbia podcinac skrzydła, ale też zupełnie nie zna się na sporcie big_smile

Dlatego wlaśnie polecam szukania porady specjalisty, czy to od diety czy od treningu, dzięki której nabierzesz obiektywnej wiedzy na temat tego co dla Ciebie jest najlepszym rozwiązaniem wzgledem odchudzania, a to pomoże Ci sie odciąc od toksycznych komentów rodziny.

Mimo to, dobrze jest też samej zauwazyć progres, który jestes w stanie sama osiągnąc. Polubiłas jogę? Super! Trenuj dla przyjemności, nabieraj energii, ciesz się tym smile Rób male kroki i staraj się wprowadzać wiecej ruchu. Może odpal filmik z pilates. Kup sobie pedometer i staraj sie robić tysiąc kroków dziennie. Albo naucz się prostych ćwiczeń wielostawowych jak pompki, planki, przysiady i zakroki. Żadnego skakania, żadnych maratonów- skup się na odpowiednim dla Twojego ciała rozwoju.

Co do diety, jedyne co jestem w stanie polecić, to zwiekszenie podazy białka. Zmniejsza to apetyt na slodkie. Celowalabym w 1,5 g na kg ciała. To sie da policzyć.

18

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?
Beyondblackie napisał/a:

(...) staraj sie robić tysiąc kroków dziennie. (...)

Tysiąc? Nie wychodząc z domu, a tylko po nim się krzątając zobaczysz na liczniku ponad dwa tysiące. smile



I kolejne "jeszcze jedno". smile
Od terapii, tak jak od wszystkiego, można się uzależnić.

19

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?
Wielokropek napisał/a:

I kolejne "jeszcze jedno". smile
Od terapii, tak jak od wszystkiego, można się uzależnić.

Dlatego też wskazuję, że robienie coś od siebie dużo pomaga smile

20

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?

Jeśli mogłabym coś poradzić - spróbuj nie trzymać słodyczy w domu. Wtedy może  - jak zapragniesz tych słodyczy, to zwyczajnie nie będzie Ci się chciało ruszyć do sklepu, albo już będą pozamykane, albo pogoda nie taka lub akurat fajny film leci w TV. Zawsze to jakaś przeszkoda. A jak już naprawdę będziesz musiała do tego sklepu iść, to zawsze jednak te trochę ruchu więcej...
I jeszcze Ci powiem - z doświadczenia swojego i obserwacji innych osób - w okolicach czterdziestki już zaczynasz zazwyczaj mieć "w głębokim poważaniu" to co mogą pomyśleć o Tobie inni smile

21 Ostatnio edytowany przez Winter.Kween (2020-08-05 01:08:10)

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?

Problem jest jak na moje oko calkowicie w jakims zapetleniu psychicznym, a fizyczne problemy to objawy tego.
Zawsze wspolczuje ludziom, ktorzy maja zaburzenia odzywiania. Jest to strasznie trudne i musi byc meczace dla Ciebie, ze caly czas bijesz sie po glowie na temat tej wagi i braku zdrowia.
Ja staram sie podchodzic do siebie bardzo poblazliwie i to dla mnie dziala. Jezeli mam cwiczyc to zaczynam od doslownie 5 miniut cwiczen, jezeli mam jesc zdrowo to jem jak mam ochote, ale jezeli nagle chce burgera to tez go zjem. W ten sposob nie wchodze w jakies chore kontrolowanie siebie jak wieznia i dlatego mam wiecej entuzjazmu w stosunku do zjedzenia owocow czy tez wykonywania cwiczen.

Zblizajaca sie 30 w pewnym momencie tez mnie tak jakos spoleczenie przerazila haha
Jednak teraz widze to inaczej bo moje 30 urodziny juz sobie mniej wiecej wyobrazam jakie zrobie swietowanie siebie. Dzien przed bedzie spa i relaksy i fryzjer, a w dzien urodzin najlepszy stroj, najpiekniejszy tort, najlepsze jedzenie i same ulubione aktywnosci.
Wszystko zalezy od podejscia do tego co sie dzieje, a nie od tego co sie dzieje.
Moglabym patrzec na ostatnia dekade przez pryzmat moich bledow i wtedy moglabym myslec, ze zmarnowalam zycie.
Jednak moje zycie bylo niezwykle, a poza tym mam na wszystko nadal czas czego wczesniej nie zrobilam.
Swoja droga to gdybym byla swoja przyjaciolka i bym siebie z zewnatrz widziala to wydawaloby mi sie marnowaniem prawdziwym zycia brak celebracji siebie i wypominanie sobie poslizgniec.

Jeszcze odnoszac sie do strachu przed facetami. Dwa razy mnie atakowal gwalciciel w toalecie publicznej, raz mialam stalkera i kilka razy jakis creep mnie zaczepial. Musze Ci jednak powiedziec, ze to jest jakis wybor to jak bedziesz sobie z tym radzic.
Pamietam bylam w takiej sytuacji, ze mieszkalam w miejscu nie bezpiecznym (w sensie squatu) i moj kumpel powiedzial do mnie 'posluchaj, mozesz cale noce nasluchiwac i mozesz caly czas sie obawiac i codziennie chodzic coraz bardziej zmartwiona, zmeczona i martwa...ale mozesz tez zwyczajnie wsadzic zatyczki w uszy i spac, a jezeli cos sie stanie to bedziesz miala sile by wtedy sobie z tym poradzic'
I wtedy sobie powiedzialam, ze wybieram zyc bez strachu. Musisz wybrac zycie bez tego strachu. Czy to w kazdym momencie kiedy zaczynasz go odczuwac czy tez poprzez terapie.

22

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?
Monoceros napisał/a:

Joga jest cudowna i zmotywowałam się w maju do codzinnej praktyki przez cały miesiąc. To było dla mnie wyjątkowe doświadczenie, chociaż wciąż walczyłam z "głosami" w głowie, mówiącymi, że to za mało, nic nie da... Kiedyś na terapii z podobnymi głosami walczyłam w temacie mojego poczucia wlasnej wartości, konfliktów z matką i wyszłam z tego zwycięsko. Dziś do tego wracam, wracam do jogi. (Myśli, przekonania, które właśnie pojawiły się w tym momencie kiedy to napisałam to poezja, ileż w nich zwątpienia, braku wiary, podcinania skrzydeł).

o panie... jak ty doszłaś do tych myśli to nawet nie chce wiedzieć big_smile Nie startujesz w zawodach żebyś nie mogła marnować czasu na aktywności które nie dają efektów:D

Przy następnej sesji jogi odetchnij głęboko i powiedz sobie: A teraz będę sobie godzine robić te śmieszne skłony, wypady i inne rzeczy bo tak mi się podoba. Teraz interesuje mnie tylko czy to co ma się rozciągać to się rozciąga a na resztę będę miała absolutnie słodko wyjeba**&* big_smile

Btw, tak na serio skup się na połączeniu mózg ciało bo przy siedzącym trybie życie to zanika i potem wydaje ci się ze robisz przysiad a tak na prawdę to zginasz się w biodrach a nie w kolanach big_smile Joga jest na to świetna a dodatkowo takie wsłuchanie się we własne ciało jest odprężające i pozwala bezpiecznie i naturalnie posuwać własne granice dalej i dalej wink)

23 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-08-05 09:22:41)

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?

Sporo zmieniłam w swoim życiu na lepsze, nawet nie wiem jak i kiedy. Po prostu zrobiłam pierwszy krok, a potem następny i następny jakoś "same" się robiły.
A jednak wiele rozważań z tego wątku jest mi bliskich.

Jak budować zaufanie do siebie i zwalczać ten stary głos, który mówi: "To bzdura! To fanaberie! Zajmij się czymś sensownym i nie marudź!'. A jedynie sensowny, według  moich starych głosów, jest rozsądek i pragmatyzm.
Trzymać się stałej pracy, doceniać, nie narzekać. Przecież pracuję lekko (tylko nikt, kto nie tkwił po 8 godzin dziennie za biurkiem wklepując wciąż takie same dane i walcząc ze spadającym ciśnieniem, brakiem koncentracji itp., nie wie, jak to może umęczyć), przecież nikt mnie nie wyrzuca, wręcz mam ciepłą posadkę, wypłatę co miesiać i po ośmiu godzinach święty spokój.
Tylko od dłuższego czasu i coraz głośniej coś mi mówi, żeby, za przeproszeniem, pieprznąć tą samą od dwudziestu lat pracą, zrobić kurs szycia, spróbować szczęścia w innej branży, uwolnić się od udawania, że nie, wcale nie jestem zmęczona, wcale się źle nie czuję, wcale nie mam dosyć biura, monotonii i małostkowych współpracowników.
Jak uwierzyć w siebie i swoje pragnienia, w ich sens i zasadność? Jak je MĄDRZE realizować?

24

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?
Piegowata'76 napisał/a:

(...) Jak uwierzyć w siebie i swoje pragnienia, w ich sens i zasadność? Jak je MĄDRZE realizować?

Jak? Szybko. smile

Poważniej mówiąc, przestać być swym największym krytykiem i wrogiem.

25 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-08-05 09:46:54)

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?

Czyli, drogi Wielokropku, nie wahać się, tylko zaiwaniać na kurs kroju i szycia big_smile

Łazi mi to po głowie i łazi. Od kilku lat, a od niedawna wreszcie ośmielam się wierzyć, że to nie musi być mrzonką.
Chociaż krytyk palcem grozi i straszy, że może ja wcale się do tego nie nadaję. Że to takie niepoważne...

Nigdy tak naprawdę nie szyłam z wyjątkiem ubranek dla lalek w zamierzchłej epoce. Ale pamiętam sporą zazdrość, gdy koleżanka ze szkoły odzieżowej paradowała w sukienkach własnej roboty.

26 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2020-08-05 09:39:24)

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?

Możesz się wahać i zaiwaniać. smile

Jesteś dużą dziewczynką. tongue Rób, co chcesz.

27

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?

Wiem właściwie, co już wiedzieć trzeba, ale "najszło" mnie takie spostrzeżenie: mam przekaz, że duże, dorosłe i odpowiedzialne dziewczynki nie mają fanaberii, zaiwaniają na państwowych posadach jako księgowe, tudzież inne referentki do spraw administracyjnych smile Względnie sklepowe wink

Dzięki za odpowiedź. Właściwie już tylko potwierdzenia szukam. Na odwagę.

28

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?

Masz też rozum, dzięki któremu oddzielić możesz ziarna od plew.


Wagon z odwagą dotrze niebawem. smile
A wiesz, że odwaga, to działanie mimo strachu?

29

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?
Wielokropek napisał/a:

A wiesz, że odwaga, to działanie mimo strachu?


Ano wiem.
Odważyłam się dwa lata temu skorzystać z maminego wsparcia i nabyć mieszkanie. Ogromnie ważny i pozytywny krok. Poza wszelkimi innymi walorami dostarczył mi lekcji o życiu i odwadze właśnie.
Pozdrawiam ciepło.

30

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?

Według mnie podświadomie chcesz być otyła i boisz się schudnąć, wyglądać atrakcyjnie - a przede wszystkim być atrakcyjną dla mężczyzn. Bo z powodu okropnej traumy, której nie przepracowałaś jeszcze wewnątrz siebie, masz negatywne przekonania na temat mężczyzn.

Boisz się, że mogłoby Cię spotkać ponownie to samo. Boisz się, że nawet jeśli spotkasz fajnego faceta, to w głębi ducha nie będziesz potrafiła mu zaufać i uwierzyć, że on widzi w Tobie coś więcej, że Cię kocha, że NIE TRAKTUJE CIĘ JAKO OBIEKT SEKSUALNY. Możliwe, że bardzo boisz otworzyć się na bliskość fizyczną, nawet z kimś potencjalnie odpowiednim, bo w głębi ducha czujesz, że przecież Ty nie zasługujesz, nie jesteś ważna, warta kochania (oczywiście to nieprawda! Ale niska samoocena potrafi mocno kopać, zwłaszcza po takiej traumie, gdzie ktoś potraktował Cię jak potraktował)... Możliwe że boisz się, że gdybyś otworzyła się na bliskość z mężczyzną, to podwójnie kopną tamte wspomnienia, wpadniesz w panikę/histerię, a facet tego nie zrozumie, pomyśli, że jesteś wariatką. Tak czuję, że właśnie tego wszystkiego panicznie się boisz, dlatego za wszelką cenę sabotujesz siebie i robisz wszystko, żeby faceci w Twoim życiu nie istnieli.

Otyłość traktujesz jako pancerz ochronny, bo w głowie masz też inne przekonanie, które nabite w głowie ma sporo kobiet: MĘŻCZYŹNI MOCNO PATRZĄ NA WYGLĄD. WIĘKSZOŚĆ TEŻ WOLI SZCZUPLEJSZE. Więc wnioski w podświadomości tworzą się same: jeśli będę miała nadwagę, to mocno maleje ryzyko bycia ponownie molestowaną/zgwałconą, bo faceci polecą do tej atrakcyjniejszej, szczuplejszej. Zwłaszcza jeśli będzie im zależało tylko na seksie (i są gotowi go wymusić siłą), to wtedy przecież zaatakują tę bardziej atrakcyjną i w ich typie. BEZPIECZNIEJ BYĆ NIEWIDZIALNĄ. Nie wystawiać się na ryzyko - nie tylko samego molestowania czy gwałtu, ale też ryzyko OTWORZENIA SIĘ NA RELACJĘ Z MĘŻCZYZNĄ, która może się potoczyć różnie. Bo może nie będziesz szybko gotowa na seks, facet tego nie zrozumie i Cię zostawi, przez co znów skopie Ci samoocenę i poczujesz się mało ważna, niekochana, traktowana przedmiotowo. I tak dalej, i tak dalej. I koło się zamyka.

Monoceros napisał/a:

Ale kiedy zaczęłam chudnąć parę lat temu, w trakcie terapii, zaczęły pojawiać się koszmarne myśli. Zaczęłam bać się wszystkiego, najbardziej mężczyzn. Jechałam autobusem i patrzyłam tylko, kto wsiada. Kiedy usiadł za mną mężczyzna, prawie miałam atak paniki, że zaraz coś mi zrobi. Bałam się wychodzić po ciemku, zostawać sama w domu.

Tu jest właśnie ta kwintesencja. Gdy zaczęłaś chudnąć (stawałaś się bardziej atrakcyjna), od razu poczułaś się zagrożona,wróciły lęki, traumy i blokady. Blokady przed otwarciem się na zaufanie i bliskość. Lęki przed "sprowokowaniem" i przyciągnięciem nieodpowiednich typów, którzy mogą się pchać z łapami, bo będziesz szczuplejsza/bardziej atrakcyjna/bardziej kobieca/bardziej seksownie ubrana.

Podświadomość jest tutaj kluczem. Dopóki nie pokochasz siebie w pełni, dopóki nie uwierzysz głęboko w środku, że nie jesteś winna temu, że byłaś molestowana i że w żaden sposób tego nie sprowokowałaś itd, to nie ruszysz z miejsca. To pierwszy fundament, który musisz położyć. Miłość do siebie, poczucie własnej wartości. I zaakceptowanie faktu, że złe rzeczy również przytrafiają się dobrym ludziom. Nie jesteś niczemu winna.

Drugi fundament, to zmiana przekonań na temat mężczyzn - nie wszyscy są potworami, nie wszyscy stanowią zagrożenie, nie wszyscy przekraczają siłą czyjeś granice.

Dopóki solidnie nie ruszysz z tymi dwoma punktami, to będziesz stała w jednym miejscu i żadne diety i treningi tego nie zmienią. Bo problem jest inny i siedzi w Twojej głowie, a otyłość to tylko zasłona dymna i sposób "radzenia sobie" z tym, czego się boisz naprawdę.

31 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-08-05 20:44:06)

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?

Sport czy raczej ruch może zacząc sprawiać przyjemnosc od razu, bo jest nagroda w postaci endorfin.
Zacznij wlasnie od jogi, pilatesu by wzmocnić mięsnie. Jak nic nie robilaś szybko zobaczysz efekty, prawdopodobnie spadnie też ochota na slodycze, sama z siebie.
Zacznij, stale pory, staly tryb.
Tu chodzi o zdrowie i bys dobrze czula sie w swoim ciele.
Aeroby dołączysz, jak wzmocnisz miesnie, by nie dochodzilo do kontuzji.
Cialo to nie tylko wygląd, kobiecość, ale też Twoja siła.

32

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?

Czytam, co piszesz, Monoceros, i w moim odczuciu jesteś siebie bardzo świadoma, a to już jest ogromna część drogi, którą większość osób korzystających z terapii ma do przejścia, by dotrzeć do wiedzy, którą Ty posiadasz już teraz. Niestety przez Tobą najtrudniejsza część wyzwania, czyli przełamanie barier i zmierzenie się ze swoimi demonami.
Moim zdaniem nie musisz od razu stawiać sobie wielkich wyzwań, za to główne cele warto podzielić na mniejsze etapy, dzięki czemu będą dla Ciebie realniej osiągalne. Każdy postęp będzie wówczas bardziej zauważalny i będzie Cię nakręcał, bo z jednej strony będziesz widzieć, że idziesz do przodu, co daje wiarę, że można, że się da, a z drugiej motywuje do podejmowania kolejnych kroków, choćby po to, by nie zaprzepaścić tego, czego już się dokonało.

Wracając do samego cukru, to brak w diecie chromu wywołuje wahania poziomu glukozy i wywołuje stałą ochotę na słodkie. To oczywiście tylko mała wskazówka, żeby nie zapominać o tym cennym mikroskładniku, nawet jeśli główne źródło Twojego problemu, a przypuszczam, że tak jest, tkwi w emocjach.

Piegowata'76 napisał/a:

Czyli, drogi Wielokropku, nie wahać się, tylko zaiwaniać na kurs kroju i szycia big_smile

Łazi mi to po głowie i łazi. Od kilku lat, a od niedawna wreszcie ośmielam się wierzyć, że to nie musi być mrzonką.
Chociaż krytyk palcem grozi i straszy, że może ja wcale się do tego nie nadaję. Że to takie niepoważne...

Nigdy tak naprawdę nie szyłam z wyjątkiem ubranek dla lalek w zamierzchłej epoce. Ale pamiętam sporą zazdrość, gdy koleżanka ze szkoły odzieżowej paradowała w sukienkach własnej roboty.

Mnie z kolei łazi po głowie, żeby je, czyli te kursy, zacząć w końcu organizować big_smile. Wiem, że szyć naprawdę potrafię, mam stosowne uprawnienia, solidne przygotowanie, umiem przekazać swoją wiedzę, co już moje uczennice pokazały, a jednak wciąż odkładam to na jakąś bliżej nieokreśloną przyszłość ze świadomością, że jakiekolwiek nie nastaną czasy, to mam solidny fach w ręku, który zawsze da mi pracę, nawet jeśli miałaby być to praca fizyczna. Póki co traktuję to jak wciągające, bardzo użyteczne hobby, choć swego czasu dawało mi to również dodatkowy zarobek.

33 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-08-07 16:17:41)

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?

Olinko, to bardzo zachęcające,  co napisałaś w odpowiedzi na mój post. Dziękuję.

34

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?

Kilogramy nie zniknęły, ale moje podejście do mojego ciała się zmienia. Jest mi w nim wygodniej, bardziej swojsko. Przestałam ciągle patrzeć na swój brzuch (o jeżu jaki wielki!). Dzięki wyjściu tutaj na forum i rozmowie mam poczucie, że jest mi lepiej. Pisałam tutaj w kryzysie i przerażeniu. Przeszło.

Ciekawa rzecz, zawsze uważałam, że moja przyjaciółka - osoba niska i szczupła - widzi moją otyłość i ją ocenia. Jak przy wszystkich, wstydziłam się swojego wyglądu, tego co jem, kiedy jem... Nigdy z nią o tym nie rozmawiałam, właściwie nigdy z nikim poza terapeutą o swoim wyglądzie nie rozmawiałam. Jakieś moje było OGROMNE zdziwienie, gdy się okazało, że ta moja przyjaciółka w ogóle uważa, że otyłość nie jest chorobą, można być zdrowym i mieć więcej kilogramów niż przewiduje BMI, że w ogóle ta cała nagonka na otyłość to jakiś spisek, często otyłość i choroby występują niezależnie od siebie, mówi się o zwiększonym ryzyku a nie wyroku, wszystko jedna wielka ściema. I podesłała mi jakieś strony, podcasty w tym temacie.
Dało mi to taki wielki spokój... nie dlatego, że uwierzyłam w to, że moja otyłość jest dobra, ale że dla kogoś (wielu ludzi być może?) otyłość w ogóle nawet nie jest tematem. Że można mieć takie podejście, nie oceniać, a moja otyłość nie jest wyrokiem... a czymś do pracy.

35

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?

Tak, właśnie!! Fajnie, ze to poczułaś. Ja wręcz jestem oczarowana tym jak nasza głowa nasze ciało chroni nas przed największymi dla nas zagrożeniami. Przecież to jest logiczne twoje ciało zgodnie z twoją potrzebą przywdziało ochroną powłokę, by nie narażać cię już na zagrożenia od zboczeńców, by w razie czego jak ktoś się będzie czepiał o coś by dać ci powód do zrozumienia, że faktycznie ma o co. Takie pokrętne poczucie jednak bezpieczeństwa i dodatkowo do zwiększenia poczucia choć odrobiny przyjemności słodycze.
Zanim cokolwiek zdecydujesz ze zmianami. Doceń mądrość twego ciała, że chroni cię tak umiało, ukochaj je bo ono potrzebuje też twojej akceptacji do jakichkolwiek zmian. Potrzebuje czuć, że jesteś po jego stronie, że w razie czego jak wróci dyskomfort to nie będziesz się winić za ponowne chronienie. Niczym w bajce, tylko twój pocałunek, twoja miłość i zrozumienie jak było ciężko z tym wszystkim, jak bardzo się bałaś, jak bardzo byłaś samotna może odmienić cokolwiek. Ale nic na siłę, nie rób tego dla innych, dla ich akceptacji, bo ona nigdy nie nasyci twojej potrzeby. Jeśli kiedykolwiek sie zdecydujesz to tylko dla siebie, bo poczujesz, że jesteś gotowa.

36

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?
Monoceros napisał/a:

Dało mi to taki wielki spokój... nie dlatego, że uwierzyłam w to, że moja otyłość jest dobra, ale że dla kogoś (wielu ludzi być może?) otyłość w ogóle nawet nie jest tematem. Że można mieć takie podejście, nie oceniać, a moja otyłość nie jest wyrokiem... a czymś do pracy.

Mam otyłą przyjaciółkę, bardzo bliską mi osobę i doprawdy nie wyobrażam jej sobie w innym ciele. Znam ją ponad 20 lat i w tym okresie jeśli chudła, to niewiele, za to przeszła ogromną, wewnętrzną przemianę. Dziś już ze sobą nie walczy, akceptuje się taką, jaką jest, można nawet powiedzieć, że się kocha, ale pamiętam czas, kiedy wstydziła się tego co widzi w lustrze. Swoją wesołością na zewnątrz maskowała brak pewności siebie, ale przychodziły momenty, kiedy potrzebowała to z siebie wyrzucić. Wtedy nierzadko płakała. Bardzo dobrze pamiętam taką sytuację, kiedy ktoś, komu bardzo pomogła, zawiódł ją i sprawił przykrość, a że na koniec chciał uderzyć tak, żeby zabolało, to słowami "popatrz na siebie jak wyglądasz" uderzył w najczulszy punkt. To ją załamało. Niemniej niedługo potem zebraliśmy się większą paczką i bardzo zależało mi, żeby poszła z nami na imprezę sylwestrową. To był trudny dla niej okres także pod względem materialnym, więc dla zachęty obiecałam, że ją ubiorę. Przerobiłam starą, ale uszytą ze świetnej jakości materiału bluzkę, dzięki czemu nabrała zupełnie nowego życia (nie chwaląc się wyszło to naprawdę fajnie), do tego za kilka złotych kupiłyśmy tkaninę na spódnicę, a ja wymyśliłam dla niej fason, w którym wyglądała bardzo korzystnie. Do tego makijaż, włosy, buty na niewielkiej szpilce... I wiecie co się stało? W tym swoim nowym looku poczuła się tak dobrze, a muszę dodać, że wyglądała świetnie, że na tej imprezie oczarowała naszych znajomych, także mężczyzn, zaś przyjaciel mojego męża, który akurat był sam, zauroczył się na tyle, że niebawem zostali parą. Ten związek co prawda nie przetrwał, ale to również był milowy krok ku zmianie myślenia o sobie. Dziś jest zresztą szczęśliwą mężatką.

Dążę do tego, że akceptacja siebie to jest coś, co tak naprawdę zmienia wszystko. To dlatego, Monoceros, jesteś na najlepszej drodze, by to 'wszystko' stało się także Twoim udziałem. Jesteś przecież bardzo mądrą i wartościową osobą, nie możesz swojej wartości mierzyć przez pryzmat kilogramów, które nosi Twoje ciało.

Naprawdę cieszę się, że idzie ku dobremu! smile

37

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?
Piegowata'76 napisał/a:

Czyli, drogi Wielokropku, nie wahać się, tylko zaiwaniać na kurs kroju i szycia big_smile

Łazi mi to po głowie i łazi. Od kilku lat, a od niedawna wreszcie ośmielam się wierzyć, że to nie musi być mrzonką.
.

Zrób ten kurs. Nawet jeśli nie będzie krawiectwo Twoim nowym zawodem, to zawsze sobie coś użyjesz, czy znajomym. Będziesz miała fajne hobby i przyjemność i dla samego tego faktu warto.

38 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-10-03 13:29:36)

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?

Odwleka się to trochę w czasie, bo na razie muszę zająć się swoim zdrowiem, są też poważne wydatki w związku z rozpoczęciem nauki syna w szkole średniej.
Ale bardzo bym chciała dotrzymać sobie słowa i nie zawieść samej siebie.
Walczę ze złośliwym chochlikiem który mówi: a po co ci to?
Niech się zamknie wink

39 Ostatnio edytowany przez Jovanna (2020-10-03 21:18:41)

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?

Czesc autorko smile Jestesmy bardzo podobne. Mam 29 lat, dziecinstwo to przemoc psychiczna, fizyczna i seksualna. Z domu rodzinnego wyszlam z masa kompleksow, szkodliwymi mechanizmami zachowania. Sama funkcjonuje dobrze, jezeli chodzi o zwiazki to juz przypal. Za kazdym razem wybieram osoby niedostepne emocjonalnie, chlodne, zaburzone (zaburzenia paranoiczne, socjopaci, psychopaci). Unikam takich ludzi teraz, ale wciaz przyciagam ich jak magnes. Pewnego razu wpadlam na genialny pomysl, ze jezeli obnize swoja atrakcyjnosc, to przyciagne milych facetow. Blad - nic sie nie zmienilo big_smile Teraz mam lekka nadwage big_smile big_smile big_smile (smiech przez lzy).

Zmienilam ostatnio strategie i to chyba jest klucz. Pierwszy raz chce byc ladna dla siebie - a nie byc ladna lub nieladna dla kogos. To nie wazne jak inni mnie traktuja - ale to - jak ja sama siebie traktuje i jakie granice stawiam innym.

Nie wazne, czy bedziesz grubsza, czy chudsza - bedziesz czuc te same leki. Niemili ludzie istnieja i ich tez bedziemy spotykac na swojej drodze. Zawsze bedziemy slyszec przykre slowa, krytyke, ktos bedzie podcinal nam skrzydla. To nie dotyczy tylko nas. Kazdy tak ma. To my same pozwalamy  tym slowom na nas dzialac. Nie wolno opierac poczucia wartosci na slowach innych ludzi. Oni nic o nas nie wiedza. Musisz polubic siebie. Przestac stawiac sobie wysoka poprzeczke, jaka stawiano Ci zawsze w dziecinstwie. Patrz na siebie realnie, a nie przez kompleksy. Rob to co kochasz. Jezeli czegos na prawde chcesz to zdobedziesz to! Daj sobie czas. Nie forsuj sie, ze cos ma wyjsc od razu.

Spojrz na tych ludzi, co Ciebie krytykuja - czy sa idealni? Ile daja od siebie? Dlaczego tylko Ty masz sie dostosowywac do spoleczenstwa. Dlaczego tylko od Ciebie mozna wymagac, krytykowac, stawiac poprzeczki? Nikt nie jest idealny, cos na nich znajdziesz. Gdyby byli madrzy to by nad soba pracowali. Ale wola wyzyc sie na Tobie. Olej to po prostu. Czyjes problemy, nie naleza do Ciebie. Masz swoje i o nie dbaj smile Zaslugujesz na milosc. Zaslugujesz na zdrowe cialo i na dobre zycie, bo jestes fajna babka. To nie wstyd chciec wiecej - to ma Ciebie motywowac! MOTYWOWAC, a nie dolowac! Potrafisz, na prawde, tylko nie mozesz sie lamac. Od naszej psychiki bardzo duzo zalezy. Myslisz, ze slynni sportowcy nie mieli nigdy chwili zalamania? Jakas Magda Gessler (tak gdzies to czytalam) nie pomyslala, jako 20 letnie dziewczyna - po co ja stoje przy tych garach? Kazdy ma momenty zwatpienia. Wtedy powiedz sobie - "bo siebie kocham i tego wlasnie chce!" i wytrzymaj. A jezeli sie cos nie uda, to powtorz to sobie drugi raz i wstawaj na nogi. Nikt inny oprocz Ciebie nie sprawi, ze zycie sie zmieni. Ludzie beda Cie motywowac i demotywowac, ale nikt - poza Toba - nie zmieni stanu rzeczy. To jest wlasnie doroslosc. Nie jestes juz ta mala dziewczynka z domu. Jestes dorosla. Wiesz czego chcesz. Nikomu nie podlegasz, nie jestes zalezna i mozesz zadbac  o siebie sama.

Tez czasami slysze przykre slowa od rodziny. Wychodze, koncze rozmowe - "zadzwon do mnie, jak postanowisz byc moja rodzina i mnie wspierac, zamiast podcinac skrzydla". Raz, drugi, trzeci. Naucza sie. Ucz sie stawiac granice, daj im tez mozliwosc zmiany. Nie jestes workiem treningowym. Masz prawo do tego, zeby rodzina Cie szanowala. Jezeli tego nie robi - to ich problem. Ty masz swoje zycie, jestes dorosla - mozesz to ucinac. Nie przejmuj sie ich dramami. Jak postawisz na swoim - to sie dostosuja. To jest doroslosc.

Zadbaj o psychike, pokochaj siebie, napraw poczucie wartosci, nie sluchaj krytyki, walcz o siebie i dbaj, badz dorosla, wez za siebie odpowiedzialnosc, nie uzalaj sie i nie zniechecaj tym samej siebie. Nie boj sie tego, ze jak bedziesz atrakcyjna, to staniesz sie obiektem seksualnym. Masz byc atrakcyjna dla siebie, dobrze sie ze soba czuc. Twoj wyglad jest dla Ciebie - nie dla nich. No i wiadomo terapia. Tez jej potrzebuje.

40

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?

Jovanna, dzięki Ci bardzo za ten wpis. Szczególnie biorę sobie ten kawałek:

Spojrz na tych ludzi, co Ciebie krytykuja - czy sa idealni? Ile daja od siebie? Dlaczego tylko Ty masz sie dostosowywac do spoleczenstwa. Dlaczego tylko od Ciebie mozna wymagac, krytykowac, stawiac poprzeczki? Nikt nie jest idealny, cos na nich znajdziesz. Gdyby byli madrzy to by nad tym pracowali.

rzeczywiście często pozwalam innym mieć nade mną władzę w tym obszarze, ale sama nie mam tego kawałka krytyki wobec innych. Wręcz jestem bezkrytyczna, wszystko rozumiem, wybaczam, akceptuję, toleruje. A to jest bardzo dobre pytanie, które można zadać sobie, kiedy mnie ktoś krytykuje. Przypomina mi się też takie motywujące zdanie od Roosevelta, które propaguje Brene Brown (niesamowita babeczka!!):

„Nie krytyk się liczy, nie człowiek, który wskazuje, jak potykają się silni albo co inni mogliby zrobić lepiej. Chwała należy się człowiekowi na arenie, którego twarz jest umazana błotem, potem i krwią, który dzielnie walczy(…)”

Jeszcze tylko to uwewnętrznić.

Ostatnio dotarła do mnie, nie pamiętam skąd, bardzo trafna kwestia jeśli chodzi o jedzenie. To, co piszesz tutaj:

Zaslugujesz na zdrowe cialo i na dobre zycie,

przypomniało mi zdanie o tym, że to nie jest tak, że po ciężkim dniu, wielkiej pracy, wysiłku "zasługuję na coś słodkiego" (co często sobie mówię i przez to po harówce 5 dniówek przez kolejne dni jem jakby jutra nie było). To jest tak, że po ciężkim dniu, wielkiej pracy, wysiłku zasługuję na ZDROWIE. Na zdrowe ciało, wartościowe jedzenie.

Jest ze mną lepiej niż kilka lat temu. Zwłaszcza przed terapią. Też staram się to doceniać. Mam zachwiania, kryzysy. Ale szczęście mam takie, że potrafię zwrócić się o pomoc a ludzie na moją prośbę odpowiadają.

41 Ostatnio edytowany przez Jovanna (2020-10-04 01:17:09)

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?
Monoceros napisał/a:

Jovanna, dzięki Ci bardzo za ten wpis. Szczególnie biorę sobie ten kawałek:

Spojrz na tych ludzi, co Ciebie krytykuja - czy sa idealni? Ile daja od siebie? Dlaczego tylko Ty masz sie dostosowywac do spoleczenstwa. Dlaczego tylko od Ciebie mozna wymagac, krytykowac, stawiac poprzeczki? Nikt nie jest idealny, cos na nich znajdziesz. Gdyby byli madrzy to by nad tym pracowali.


Fajnie, ze cos pozytywnego wyniklo smile Kiedys pracowalam jak wol dla wszystkich, staralam sie byc idealna. Pamietam ten moment, zasuwalam zmeczona z torbami zakupow, tylko krytyka w domu. Nikt sie nie pofatygował, zeby mi pomoc. Walnelam to wszystko na srodku trawnika na ulicy i poszlam big_smile bo dotarlo do mnie, ze bliscy nic dla mnie nie robia - "jak chcecie jesc, to jedzenie lezy na trawniku na tej ulicy iks de". Poszlam! I zadbalam o siebie big_smile jestem sobie wdzieczna. Teraz czas na Ciebie wink


Monoceros napisał/a:

„Nie krytyk się liczy, nie człowiek, który wskazuje, jak potykają się silni albo co inni mogliby zrobić lepiej. Chwała należy się człowiekowi na arenie, którego twarz jest umazana błotem, potem i krwią, który dzielnie walczy(…)”

Takkk!! Tez moglybysmy usiasc i krytykowac smile Ale zastanawiamy sie nad soba, prawda. Pilka w grze!

Monoceros napisał/a:

przypomniało mi zdanie o tym, że to nie jest tak, że po ciężkim dniu, wielkiej pracy, wysiłku "zasługuję na coś słodkiego" (co często sobie mówię i przez to po harówce 5 dniówek przez kolejne dni jem jakby jutra nie było).

Z tym jedzeniem to jest szalenie ciekawe - czesto juz za bobasa jestesmy programowani, ze jedzenie jest nagroda!!! Kupic ciastko w sklepie jest latwo, szczegolnie jak czlowiek jest zmeczony - szczescie instant i zjazd cukrowy, bol glowy, brak sil big_smile jest duzo fajnych, zdrowych przepisow w necie na slodkosci rowniez smile Dobrze sie po nich bedziesz czula. Pobaw sie troche kuchnia w wolnym czasie, to jest fajne!

42

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?
Jovanna napisał/a:

Zadbaj o psychike, pokochaj siebie, napraw poczucie wartosci, nie sluchaj krytyki, walcz o siebie i dbaj, badz dorosla, wez za siebie odpowiedzialnosc, nie uzalaj sie i nie zniechecaj tym samej siebie. Nie boj sie tego, ze jak bedziesz atrakcyjna, to staniesz sie obiektem seksualnym. Masz byc atrakcyjna dla siebie, dobrze sie ze soba czuc. Twoj wyglad jest dla Ciebie - nie dla nich.

Ja sama już dawno doszłam do tego, że to jak wyglądamy, nasze niedoskonałości, kompleksy, mają znaczenie wyłącznie dla nas samych. Inni mogą nas podziwiać lub chcieć nam coś wytykać (czasem niestety tylko po to, by sobie samemu poprawić samopoczucie), ale dla nich w gruncie rzeczy NIE ma to żadnego znaczenia, a nie ma, bo nie ma najmniejszego wpływu na ich własne życie.
Jeśli zrozumie się ten mechanizm i przyjmie do wiadomości, że tak to działa, to nagle okazuje się, że kompleksy i wynikające z nich ograniczenia są kompletnie pozbawione podstaw. One nie powstają przecież w efekcie własnego, wewnętrznego przekonania, że coś z nami jest nie tak, ale z lęku, że nie spełniamy określonych wymagań tych, którzy stoją na zewnątrz i na nas patrzą.

Oczywiście, że będąc obiektywnie nieatrakcyjnymi mamy trudniej, zwłaszcza w relacjach damsko-męskich, choć nie tylko, że nierzadko narażamy się na gorsze traktowanie, czasem nieprzyjemne uwagi, ale tu znowu - to dotyka tylko nas i tylko dla nas ma jakiekolwiek znaczenie. Idąc tym tokiem myślenia o wiele łatwiej jest wyrobić w sobie przekonanie, że inni nie mogą sterować naszymi emocjami, a jeśli sterują, to wyłącznie dlatego, że im na to pozwalamy.

43

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?

Mam ostatnio trudny czas. Co niestety powoduje, że przesadzam z jedzeniem, ale tyle rzeczy mnie przytłacza - ciagła zmienność, niepewność, to, że moi znajomi izolują się, nie chcą się spotykać, bura pogoda, natłok pracy i obowiązków... Zasiedziałam się w domu. Na polecenie przyjaciela zaczęłam codziennie wychodzić na spacery, zrobiłam kilka razy jogę, zorganizowałam imprezę ze współlokatorkami, byle żeby być z ludźmi. Ale jest chwiejnie. W najgorszym momencie, po 2 tygodniach L4 i kolejnym tygodniu siedzenia w domu, żeby chronić zatoki, zaczynałam mieć "schizy" - na spacerze miałam totalne poczucie odrealnienia, że nic nie jest prawdziwe, że ludzie tutaj nie są realni, nie ma znaczenia co zrobię... Masakra, boję się, że skończę ten rok z jakimś zaburzeniem psychicznym (innym niż zaburzenie odżywiania)...
To ostatnie też daje się we znaki. Robię sobie smaczne jedzenie a potem zagryzam słodyczami... Nie wiem nawet po co je jem. Stoją koło mnie, jest mi niedobrze, chcę ich nie jeść ale sięgam po kolejne ciastko.
Tak źle to chyba jeszcze ze mną nie było.

Moje zachwianie ma też jeszcze jedną odsłonę. Ostatnio pracuję z młodszymi dziećmi, klasy I - III. Nie lubię pracować z takimi młodzikami. Niestety, sytuacja w pracy... Jak z nimi pracuję, wracają do mnie rzeczy, których ja doświadczałam w tym wieku. I każdy mój przejaw empatii wobec nich powoduje, że chce mi się ryczeć, bo żal mi, że nikt taki nie był wobec mnie, kiedy ja byłam dzieckiem. Dziś jeszcze na dobitkę spędziłam sporo czasu z koleżanką, która ma córkę. Córkę, która ma tyle lat, ile ja, kiedy ja doświadczyłam przemocy seksualnej...
Masakra, czuję taką wściekłość, że ktoś mógłby tak małe dziecko tak wykorzystać. Oczywiście jest to moja złość na osobę, która mnie skrzywdziła, ale przebywanie z tymi dzieciakami jakoś przyciąga te wspomnienia.

Przeleżałam godzinę w łóżku rycząc.

A z drugiej strony moja praca nad sobą w tym roku zaowocowała pierwszą w życiu realną myślą "a może się z kimś umówić?" Wreszcie, wreszcie po całym życiu uważania siebie za kogoś, kogo nikt nigdy nie byłby w stanie pokochać, zauważyć jak kobietę, poczułam, że jednak jest taka możliwość. Pierwszy raz w życiu realnie zaakceptowałam to, że mogłabym się komuś podobać, że ktoś mógłby chcieć się ze mną spotkać, że nie jestem tak brzydka i okropna, że sama myśl o randkowaniu powinna być zakazana.

Piszę żeby się wygadać, bo w realu trudno mi się tak odsłonić ze wszystkim.

44

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?

Obserwuję, że wielu z nas doświadcza teraz spadku formy psychicznej - pandemia i związane z nimi ograniczenia, często niepewność jutra, zewsząd docierające do nas stresogenne informacje i - jak wspomniałaś - jesienna aura, teraz szczególnie dotkliwa, jeśli wziąć pod uwagę, że to już nie jest złota, polska jesień, co w sytuacji, kiedy nie mamy żadnych rozrywek i nawet zwykły spacer okazuje się być poza zasięgiem, robią swoje. Ciebie dodatkowo przygniata przeszłość oraz problemy z odżywianiem. Siłą rzeczy to jest trudne do udźwignięcia.

Dobrze, że płaczesz, bo płacz działa na naszą duszę oczyszczająco. Wiem sama po sobie, jak wielką potrafi przynieść ulgę, kiedy mi się przeleje.
Masz jeszcze inne sposoby, z których korzystasz, a które pomagają Ci rozładować nagromadzone emocje?

Monoceros napisał/a:

A z drugiej strony moja praca nad sobą w tym roku zaowocowała pierwszą w życiu realną myślą "a może się z kimś umówić?" Wreszcie, wreszcie po całym życiu uważania siebie za kogoś, kogo nikt nigdy nie byłby w stanie pokochać, zauważyć jak kobietę, poczułam, że jednak jest taka możliwość. Pierwszy raz w życiu realnie zaakceptowałam to, że mogłabym się komuś podobać, że ktoś mógłby chcieć się ze mną spotkać, że nie jestem tak brzydka i okropna, że sama myśl o randkowaniu powinna być zakazana.

No widzisz?! Może jednak nie jest tak źle, a to tylko chwilowy kryzys? Sama spójrz, jak gigantyczną, pomimo wszelkich przeciwności, wykonałaś pracę i jakie dzięki temu otwierają się perspektywy, a przede wszystkim jak bardzo może zmienić się jakość Twojego życia. Nie od razu Kraków zbudowano, po drodze mogą zdarzyć się potknięcia, najważniejsze, aby się nie poddać. Bazując na własnym doświadczeniu mogę napisać, że jeśli w jakimś, jakimkolwiek, kierunku zauważam postęp, to bardzo mnie to mobilizuje i motywuje, by nie zawalać, bo potem wszystko będę musiała zaczynać od nowa, a nawet startować z pozycji minusa. Jednym słowem szkoda mi, by nakład czasu i pracy, jaki już wykonałam, poszedł na zmarnowanie. Jasne, że nie zawsze się chce i że bywa niełatwo, ale nikt nie mówił, że tak nie będzie.

W tym miejscu chciałabym jednak dodać, bo wydaje mi się ważne, że cokolwiek się zdarzy, to abyś była dla siebie po prostu dobra i wyrozumiała. Nie oczekuj więcej niż na dany moment czujesz, że dasz radę. W końcu jesteś tylko (i aż!) człowiekiem. Z drugiej strony tym bardziej wydaje się cenne, że oprócz minusów zauważasz także dobre strony obecnej sytuacji. Jest nadzieja!

Mimo wszystko Twój stan wydał mi się niepokojący, dlatego jeśli okaże się, że nie był to chwilowy kryzys, który za dzień czy nawet kilka dni minie, bardzo zachęcam Cię do bardziej intensywnego wsparcia u specjalistów.

45 Ostatnio edytowany przez kamiloo86 (2020-11-28 00:19:22)

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?

odnośnie jedzenia, ostatnio miałem wykłady z dietetyki i omawialiśmy problem z wagą, wszystko ostatecznie sprowadzało się z emocjonalnego podejścia do jedzenia, po 1 nie wolno jeść jak się bawisz smartfonem, oglądasz tv i rozmawiasz (oczywiście na miarę możliwości, wyjścia ze znajomymi itd zrozumiale), czas na jedzenie powinien być czasem na jedzenie, po 2 nie wolno się jedzeniem karać ani nagradzać to jedna z większych głupot, jak masz na coś ochotę to zjedz to pamiętając że żeby przytyć trzeba spożyć ponad 7000 kcal w nadmiarze względem swojego zapotrzebowania, co oznacza ze jeden czy dwa wyskoki absolutnie nie zniszczą planów jeżeli Twoja dieta będzie zbilansowana, po 3 zła dieta u kobiety może zniszczyć jej gospodarkę hormonalną a to może wpływać na problemy z emocjami i wagą, a potem żeby to doprowadzić do porządku to trochę czasu zajmuję, po 4 unikaj wysoce przetworzonej żywności chyba że chcesz zniszczyć swoją flore bakteryjną, nie bez powodu mówi się że jelita to 2 mózg (poczytaj o osi Mózgowo-jelitowej) to wszystko może wpływać na stan w którym obecnie jesteś, byłem kiedyś z dziewczyną która przez problemy z jelitami autentycznie zmieniła swoją osobowość, prawie 2 lata nad tym pracowaliśmy ale na koniec się udało, choć nie jesteśmy już razem to do dzisiaj jest za to wdzięczna wink

46 Ostatnio edytowany przez aniuu1 (2021-04-09 22:30:48)

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?
Monoceros napisał/a:

Mój problem? Moja otyłość. Wkręcam się w spiralę, im więcej myślę o odchudzaniu, tym więcej jem. Czasem zastanawiam się, czy moje doświadczenie molestowania nie jest powodem, dla którego nie lubię swojego ciała i nie chcę, żeby było kobiece.
...
Ale kiedy zaczęłam chudnąć parę lat temu, w trakcie terapii, zaczęły pojawiać się koszmarne myśli. Zaczęłam bać się wszystkiego, najbardziej mężczyzn. Jechałam autobusem i patrzyłam tylko, kto wsiada. Kiedy usiadł za mną mężczyzna, prawie miałam atak paniki, że zaraz coś mi zrobi. Bałam się wychodzić po ciemku, zostawać sama w domu.
...

Stary temat, ale pozwolę sobie dodać komentarz. Myślę, że doświadczenie molestowania może mieć związek z otyłością. Możliwe, że podświadomie obawiasz się mężczyn, co pokazuje ta sytuacja, którą opisałaś. Możliwe, że nie chcesz wyglądać "zbyt" atrakcyjnie, żeby nie przyciągać uwagi przypadkowych facetów (?).

Nie wiem jak poszło odchudzanie, ale jeśli jeszcze masz problem ze słodyczami, to wiedz, że jak przez jakiś czas bardzo ograniczysz to co słodkie, to później nie będziesz miała takiej chęci na słodycze. Słodycze zaczną się wydawać nieznośnie słodkie. Zmienia się smak, więc dalej jest łatwiej.

Przejrzałam twoje wątki. Trochę mamy wspólnego i podobnych problemów chociaż molestowanie akurat do nich szczęśliwie nie należy.

kamiloo86 napisał/a:

byłem kiedyś z dziewczyną która przez problemy z jelitami autentycznie zmieniła swoją osobowość, prawie 2 lata nad tym pracowaliśmy ale na koniec się udało, choć nie jesteśmy już razem to do dzisiaj jest za to wdzięczna

Ciekawa jestem na czym polegała ta zmiana osobowości

47

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?

Dzięki za przywołanie tego wątku. Kieruję się na terapię i mój biedny mózg, bojący się zmiany, zaczyna mi wmawiać, że "przecież nie jest tak źle, radzisz sobie, nawet nie masz specjalnie powodu, ani tematów do rozmowy." I nagle wraca mój temat big_smile

Też tak myślę, zwłaszcza że w trakcie pierwszej terapii, gdy zaczęłam chudnąć pojawiły się lęki przed mężczyznami. Mam nadzieję, że rozwikłam tę plątaninę w mojej głowie i będę mogła poczuć się bezpiecznie niezależnie od rozmiaru.

Co do słodkiego, owszem, mam za sobą takie doświadczenie ale znów, słaba silna wolna, jak już zjadłam po jakimś czasie abstynencji czekoladę to jakiś automat mi się włączał albo coś, po pewnym czasie wracałam do poprzenich ilości. Jestem pewna, że nie smak jest tu kwestią. Pokładam duże nadzieję w terapii, że to też pomoże mi uporządkować albo wesprzeć, jeśli skieruję się też do innych specjalistów.

48 Ostatnio edytowany przez aniuu1 (2021-04-10 08:43:59)

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?

Przejrzałam te wątki bo w innym napisałaś coś co brzmiało mi bardzo znajomo. No i w twoich wątkach też widzę moje problemy, choć oczywiście nie 1:1.
Ja np nie mam problemu z tyciem, ale przy słodyczach też tracę kontrolę. Zjem wszystkie, które są w domu :-p. Dlatego nie kupuję.

Też miałam jakiś lęk przed mężczyznami ze względu na mojego ojca, który okropnie się wobec mnie zachowywał. Na jakimś etapie stwierdziłam, że nawet dobrze, że nie wyglądam pięknie, że ubieram się byle jak i raczej unikałam pokazywania nóg, bo wtedy faceci zaczynali na mnie zwracać uwagę. O ile lubiłam mieć kolegów o tyle podświadomość mówiła mi, że facet może zrobić mi krzywdę, chcieć mnie upokorzyć i czułam się jak ofiara.

49

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?

Ile tu świetnych wpisów- Olinka, Jovanna i inne dziewczyny wielki szacun!

Monoceros
napiszę Ci, co mnie pomogło, tak w skrócie:
- wywalić z domu cukier i mąkę. Nie można mieć w szafkach ani grama. Jeśli lubisz wypiekać, to wywalić albo oddać komuś blaszki i foremki. Nie może nic kusić.
To w pierwszym etapie cukrowego odwyku, w drugim trzeba się też przyjrzeć słodkim owocom, unikać np. daktyli czy bananów, a jeśli przyjdzie ochota na pomarańcze, to niech to będzie jedna, a nie sok z 4.

- zadbać o mikroflorę jelit (ktoś tu wspomina o tym wyżej, to bardzo ważne !!).   
Jak to zrobić? Najlepiej poprzez kiszonki. Kup wiaderko kiszonej kapusty, zrób surówkę, zabieraj ją do pracy.
Rób sobie zakwas z kiszonych buraków i pij regularnie.
Pij kefiry, jogurty, zamień majonez czy śmietanę na jogurt grecki.

- kup sobie aktywny błonnik i jak Ci przyjdzie ochota na to, by coś zjeść, wypij najpierw tochę tego błonnika namoczonego w wodzie. Odwlekaj posiłek ile się da.

- pieczywo - najlepiej by było wcale, ale wiem, jak to trudno, więc chociaż zapewnij sobie razowe, owsiane, gryczane, żytnie na zakwasie.

- Sport - najlepszy byłby basen, ale teraz niestety nieczynne sad  Chodzenie - nie ma nic lepszego ! Kup sobie zegarek sportowy, choćby ten najtańszy i staraj się robić coraz więcej kroków. Z dnia na dzień więcej i więcej.
Polecam Ci tez rower. Tylko  zacznij od turystycznego. Ma optymalne siodełko i postawę na tyle wyprostowaną, że się nie zniechęcisz. Fajnie by było, gdybyś mogła się z kimś umawiać na początku, aby się motywować nawzajem. Tu nie chodzi o rekordy, ale o regularność. Zwykle po ok. 2 miesiącach wpada się już w taki rytm, że bez tego człowiek źle się czuje smile
Nawet jeśli nie schudnie się znacząco, bo podaż kalorii wciąż będzie za duża, to przynajmniej się dotleni, wzmocni serce, psychicznie też będzie o niebo lepiej.
Na pewno nie ma co zaczynać od biegania, bo się nabawisz kontuzji.
Warto już zacząć coś brać profilaktycznie nie stawy.
Surówkami z kapusty (kiszonej czy pekińskiej), buraczkami itp. możesz się objadać bezkarnie, więc w to trzeba być zawsze zaopatrzonym.
Pandemia nie sprzyja niestety. Ja też muszę się znowu zabrać za siebie, kontuzja i zmartwienia związane z chorobą bliskiej osoby dały mi bardzo popalić. Do tego moje leki bardzo szkodzą. Zawsze jest jednak dobry moment, by zacząć tak myślę.
Reasumując - wywalamy cukier, dżemy, soki itp. Zaczynamy się więcej ruszać i wcinamy kiszonki oraz zieleninę. Terapia to swoją drogą. Będzie dobrze ♥️

50 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2021-04-10 12:53:04)

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?

W życiu człowiek nie przypuszczał, że można być aż tak uzależnionym od słodyczy..Mnie już mdli po małym kawałeczku ciasta i 3 kostkach czekolady..

51

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?
bagienni_k napisał/a:

W życiu człowiek nie przypuszczał, że można być aż tak uzależnionym od słodyczy..Mnie już mdli po małym kawałeczku ciasta i 3 kostkach czekolady..

każdy ma inaczej, a myślę, że tu nie tylko o słodycze chodzi, ale ogólną ilość węgli i kalorii. Moja koleżanka nie przepada za słodyczami, mięso kocha, w tym tłuste i czeka na operację zmniejszania żołądka. 2x miała przekładaną przez kovid i złe wyniki żelaza.

52 Ostatnio edytowany przez Monoceros (2021-04-10 16:09:47)

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?

Ehh szczerze jak czytam porady "zrób to, zrób tamto" to mnie mdli big_smile i szczerze, to nie o was, ale o mnie  - próbowałam już tylu rzeczy że WIEM, że to nie chodzi o to czy mam słodycze w domu, czy mam rowerek, tylko o mój MÓZG który ma niepoukładane myśli, nieprzepracowane traumy, schematy, których nie rozumiem i nie mam nad nimi kontroli. I to jest pierwszy krok. Z poradami żywieniowymi ostatnio mam tak, że głównie wzbudzają we mnie poczucie winy. I wiem, że ludzie mają najlepsze intencje, ale co ja poradzę na to, że mój mózg już od 10 lat nasłuchał się sprzecznych rzeczy, co ma robić, czego nie robić, wypróbowałam rowerków, spacerów,  basenów, jogi itd. przeszłam na wegetarianizm.

I to, że to wszystko nie działa, to nie jest kwestia "właściwej porady" a ogarnięcia bałaganu w mojej psychice. Z magisterką miałam podobnie na mniejszą skalę. Nie potrzebowałam cudownej porady, która jak klucz odblokuje moje zahamowanie, np. odpowiedniej książki, czasu wolnego, wywietrzenia mieszkania, stworzenia planu... (a to wszystko są bardzo dobre porady!) tylko dogrzebania się w mojej podświadomości do bardzo głęboko wdrukowanej informacji "nie nadajesz się na psychologa, więc nie ma po co kończyć magisterki".

Jestem pewna, że moja psychika jest pełna różnych pól minowych, i na terapii dotknę tematów własnej wartości, cielesności, kobiecości, bycia matką, własnej realcji z matką, mężczyznami... i innych rzeczy, które mi wreszcie odpowiedzą na pytanie: co zagłuszam, co próbuję osiągnąć, jedząc dużo?

(O, ale zegarek do liczenia kroków chyba sobie kupię, dzięki!!)

53

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?

Kupiłam sobie zegarek z liczeniem kroków, ale wytrzymałam z nim tydzień. Za dużo zabawy z pamiętaniem o nim, ładowaniem. Za często był wyrzutem gdy po całym dniu na online chciałam tylko iść spać, a nie na spacer. Więc na razie poleży odłogiem.

Byłam u terapeuty. Jestem zawiedziona, chyba nie trafiłam na odpowiednią osobę, bo choć z oczu dobrze mu patrzyło i metoda pracy brzmiała super, i jego doświadczenie zbieżne z moimi potrzebami, to nie dogadaliśmy się. To w sumie mało powiedziane - po dwóch spotkaniach wyszłam zdestabilizowana, rozwalona, ale nie tak konstruktywnie, że czas sprzątać i układać, rozumiem co stare i jak zbydować nowe. Wyszłam zachwiana i wpadłam w spiralę nienawiści, mój krytyk wewnętrzny przejął nade mną kontrolę po drugim spotkaniu, dawno nie czułam się tak źle.
Co było nie tak? Trudno stwierdzić. Czułam się nieswojo, bo nie wiedziałam co mówić. "Z czym pani przychodzi" no to wrzuciłam trochę faktów o mnie, zapadła cisza. Nie wiedziałam, co z nią zrobić, ona trwała, ja czułam dyskomfort. Pan rzucał jakieś luźne komentarze. Brakowało mi pytań, prośby o dopowiedzenie, o wyjaśnienie, o rozwinięcie... tak coś on mówił... ja się zastanawiałam "i co teraz?" i nie wiedziałam co dalej, mijał czas. Nie rozumiałam, co ma się wydarzyć. Na drugim spotkaniu podobnie. Zaczęłam od historii z moim bratem, zareagowałam bardzo emocjonalnie, zaskoczył mnie mój smutek, a pan zapronował ćwiczenie z poduszką... no ok, jestem otwarta, spróbuję, ale nie rozumiałam metafory, ale pan usilnie mnie przekonywał, że mam poczuć... ok, spróbowałam, okazało się, że źle ściskam poduszkę (?). Eh. Potem było jeszcze dziwniej, w tym wszystkim jakoś nie było pytań ani poleceń, więc mówiłam sama z siebie co czuję, co myślę, ale nie pomagało mi to, tylko czułam, że pogrążam się w smutku. Rozpłakałam się kompletnie. Brakowało mi zauważenia mnie, moich uczuć, jakiegoś zrozumienia, dobrych słów, czy pytań, odzwierciedlenia. W międzyczasie terapeuta zaczął mi wyjaśniać różne rzeczy, z którymi w zasadzie się zgadzam, ale czyżby to była metoda... może tak. Usłyszałam, że jak jest jakaś rana z przeszłości, którą się wciąż przeżywa, to gdy się do niej zbliżam emocjonalnie, to chociaż wydarzenie jest takie () to reakcja jest taaaaakaaa (_______). Potem pan mi powiedział, że ponieważ się nie dzielę tym co się dzieje, to on wymyśla. A w żadnym momencie nie zaproponował, że teraz mogę opowiedzieć o czymśtam. Dużo czeka, milczy. Wyszłam skołowana. Potem włączył się krytyk. Czułam się głupia, że nie rozumiałam jego oczekiwań, nie wiedziałam, czego ode mnie chce. W domu ryczałam w poduszkę i przypominało mi się dużo trudnych rzeczy z przeszłości, a wewnętrzny krytyk miał używanie jak ... nie wiem, nie pamiętam, kiedy ostatni raz jakieś moje mechanizmy obronne tak upadły, że wszystko, co robiłam, mówiłam, czułam, opatrzone było nienawistnym komentarzem w moich myślach.
Z tego wszystkiego odkryłam jedną wartościową rzecz. Dzień później gadałam z przyjaciółką, i ona mnie zapytała, dlaczego siebie obwiniam za to, że ten terapeuta nie mówił, czego oczekuje a ja się nie domyśliłam. No i przypomniało mi się, że kiedyś moja matka mnie zlała pasem za to, że nie domyśliłam się, które rzeczy mam posprzątać (miałam dwie rzeczy do wyboru, rozsypane koraliki i rozwalony kalendarz... niestety wybrałam kalendarz, a matka uznała to za afront tak wielki, że trzeba było mnie ukarać... siniaki miałam na całym ciele). Nie dziwne, że tak usilnie całe życie próbuję domyślać się, czego ode mnie chcą ludzie.


Temu panu teraz już podziękuję, miałam wątpliwości po pierwszej sesji i spektakularnie się potwierdziły po drugiej. Teraz mam się ok, dotarło do mnie, że rzeczywiście moje poczucie, że poradziłam sobie z ranami z dzieciństwa było złudne i są jeszcze rzeczy do pracy. Pan też mi powiedział miłą rzecz "są mężczyźni, którzy uwielbiają takie kobiety jak pani" odnnosząc się do tego, że chcę się odchudzać. Z jednej strony miłe, z drugiej... męczy mnie moja otyłość nie tylko ze względu na odczuwaną atrakcyjność, ale np. boli mnie wciąż kolano. Zapamiętam też, że terapeuta zapytał mnie "ale wcale pani nie widzi się w żadnym związku z mężczyzną, nie?" i miał rację, jest to abstrakcyjny koncept, tak samo jak nie wyobrażam sobie siebie na innej planecie. W sensie... no fantazjować, marzyć mogę, ale nie ma w tym ani grosza realizmu.

Dam sobie chwilę przerwy i poszukam kolejnej osoby, tym razem może kogoś, kto zadaje pytania, prowadzi, odzwierciedla, proponuje, parafrazuje, prosi o wyjaśnienia...

54

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?
Monoceros napisał/a:

Ehh szczerze jak czytam porady "zrób to, zrób tamto" to mnie mdli big_smile i szczerze, to nie o was, ale o mnie  - próbowałam już tylu rzeczy że WIEM, że to nie chodzi o to czy mam słodycze w domu, czy mam rowerek, tylko o mój MÓZG który ma niepoukładane myśli, nieprzepracowane traumy, schematy, których nie rozumiem i nie mam nad nimi kontroli. I to jest pierwszy krok. Z poradami żywieniowymi ostatnio mam tak, że głównie wzbudzają we mnie poczucie winy. I wiem, że ludzie mają najlepsze intencje, ale co ja poradzę na to, że mój mózg już od 10 lat nasłuchał się sprzecznych rzeczy, co ma robić, czego nie robić, wypróbowałam rowerków, spacerów,  basenów, jogi itd. przeszłam na wegetarianizm.

I to, że to wszystko nie działa, to nie jest kwestia "właściwej porady" a ogarnięcia bałaganu w mojej psychice. Z magisterką miałam podobnie na mniejszą skalę. Nie potrzebowałam cudownej porady, która jak klucz odblokuje moje zahamowanie, np. odpowiedniej książki, czasu wolnego, wywietrzenia mieszkania, stworzenia planu... (a to wszystko są bardzo dobre porady!) tylko dogrzebania się w mojej podświadomości do bardzo głęboko wdrukowanej informacji "nie nadajesz się na psychologa, więc nie ma po co kończyć magisterki".

Jestem pewna, że moja psychika jest pełna różnych pól minowych, i na terapii dotknę tematów własnej wartości, cielesności, kobiecości, bycia matką, własnej realcji z matką, mężczyznami... i innych rzeczy, które mi wreszcie odpowiedzą na pytanie: co zagłuszam, co próbuję osiągnąć, jedząc dużo?

(O, ale zegarek do liczenia kroków chyba sobie kupię, dzięki!!)

Może zagluszasz jedząc za dużo stres? Ja mam podobnie tylko w drugą stronę, jak się stresuje, to nie mogę nic przełknąć. A czasem jak się chce uspokoić to uspokaja mnie nie jedzenie. Wiem jednak w czym rzecz i jak choć trochę stres się zmniejsza, to z rozsądku coś jem. Ale jak mam poziom stresu za wysoki, to nic a nic nie mogę przełknąć.
Myślę, że możesz mieć jakiś problem w głowie, podobnie jak ja ( tylko nie wiem jaki masz Ty). Pisałaś coś, że chciałabyś być szczuplejsza to mężczyźni traktowali by Ci tak i tak. To musi być coś z psychiką, ja miałam odwrotnie, myślałam kiedyś, że może jakbym wyglądała bardziej kobieco, miała większy tylek, grubsze uda, większy biust - byłabym atrakcyjniejsza dla mężczyzn. Ale juz w liceum na przykład, uważałam, że jestem bardzo gruba i się okresowo odchudzałam ( na 164 cm ważyłam 53-57kg), uważałam, że jestem górą tłuszczu.
Dziwi mnie, że stres, jakieś problemy wewnętrzne mają duże powiązanie z jedzeniem i człowiek albo tyje, albo chudnie.
Ciekawe czemu.
Twojej historii nie znam, nie wiem co Cię gnębi. Ale byłabyś chuda a problem też by nie zniknął. Tak jak ja bym miała większy biust i okrągłe biodra-nic by to nie zmieniło jeśli problem istnieje nadal.

55

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?
Monoceros napisał/a:

Kupiłam sobie zegarek z liczeniem kroków, ale wytrzymałam z nim tydzień. Za dużo zabawy z pamiętaniem o nim, ładowaniem. Za często był wyrzutem gdy po całym dniu na online chciałam tylko iść spać, a nie na spacer. Więc na razie poleży odłogiem.

Kupiłem synowi smartwatcha z różnymi funkcjami sportowymi. Żeby go skonfigurować musiałem ściągnąć na swój telefon odpowiednią aplikację. Zegarek przekazałem synowi, a aplikacja została mi na telefonie i codziennie atakuje mnie informacjami ile kroków zrobiłem. Jeśli nosi się telefon cały czas ze sobą to wystarczy. Nie mniej takie zegarki trzeba traktować jak telefony, bo te droższe tym właśnie są czyli przedłużeniem smartfona.
Co do słodyczy ja nie mam z tym problemu. Lubię ale bez przesady. Jak są to zjem, jak nie ma, to nie ma. Jak są ale np. dla dzieci, no to są dla dzieci. Żona odwrotnie. Zeżre wszystko co słodkie w domu i dzieci nie zdążą zjeść. Dlatego mówi, że jestem podły i złośliwy kiedy kupię coś słodkiego. Łykała coś co ma tłumić apetyt na słodkie, nie wiem chrom czy coś.
Co do sportu. Ja od paru lat chodzę na siłownię, teraz po roku braku możliwości zrobiłem sobie własną w piwnicy. Tyle, że mnie przeważnie nie chce się ćwiczyć. Zwyczajnie zmuszam się. Wprowadziłem to jako nawyk. Część ćwiczeń lubię, części nie. Nie lubię stacjonarnych rowerków, orbitreków itp. Na siłowni używałem tylko jako 5-10 minut rozgrzewki. W domu używa tylko żona, ja tylko sporadycznie i to urządzając seans przed tv. Inaczej mnie śmiertelnie nudzi. Z ćwiczeń siłowych też wielu nie lubię np. na plecy, nogi, brzuch. Nie lubię ale robię, bo celem jest dobra forma, a tej nie dadzą mi same bicepsy i tzw. klata. W moim wieku plecy to podstawa wink Doprowadziłem się do takiego stanu, że jeśli z jakiegoś powodu opuszczę dzień ćwiczeń, to mam kaca moralnego. Mam to szczęście, że mieszkam teraz na wsi więc kiedy chcę biorę rower i jeżdżę po polach i lasach. Czy w ten sposób jakoś specjalnie schudłem? Nie bardzo ale dobrze się czuję. Raz schudłem 25 kilo i zatrzymałem się na magicznej wartości 94 kg i tej nie mogę w żaden sposób przekroczyć. Dieta, ćwiczenia nie pomagają. Widać tak musi być. Może jako facet mam łatwiej, bo dla mnie kryterium zrzucania wagi jest fizyczne samopoczucie. Tak w okolicach 100 kg nie odczuwam specjalnych dolegliwości. Ogólnie pogodziłem się, że 95-97 kg to maks mojej pięknej figury. A ja naprawdę nie jem dużo, nie zajadam się słodkim i słonym syfem. Żona gotuje zdrowo. Ruszam się ile mogę. No jest jak jest. Może już jestem za stary żeby zrobić z siebie Adonisa. Akceptuję to i może to jest podstawa wszystkiego.
A jeszcze wracając do ruchu. Czy się schudnie czy nie, codzienny spacer nikomu nie zaszkodził. W weekend podjechać do lasu, parku i przemaszerować z 10 km dobrym tempem. Ćwiczyć silną wolę. Wiem, że uzależnienia to okropna rzecz, rzucałem nie raz papierosy wink Kiedyś rzuciłem skutecznie ale w końcu bardzo chciałem. Po latach wróciłem do nich ale ostatecznie do modnych elektronicznych. Też draństwo, bo uzależnienie od nikotyny to samo. Jako dziecko alkoholika całe życie uważam na alkohol, który zresztą lubię. Jak zauważam, że za bardzo mi wchodzi w krew, to odstawiam.

56

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?

Monoceros, z uwagą przeczytałam co napisałaś o spotkaniach z terapeutą i powiem szczerze, że zupełnie nie zaskakuje mnie Twój brak komfortu. W końcu terapeuta jest także od tego, aby w taki sposób poprowadzić sesję, by wyszło z tego coś konstruktywnego, nawet jeśli po drodze pojawią się trudne emocje. Tutaj jednak pojawiła się Twoja niepewność, brak zrozumienia właściwie dla wszystkiego, co się właśnie dzieje i jakiemu ma to służyć celowi. Jedyne co przychodzi mi do głowy, to że może na tym, czyli bardzo wczesnym etapie całego procesu terapeutycznego on Cię obserwuje, sprawdza Twoje reakcje, gotowość do otwierania się, do szczerości, bada Twoją samoświadomość. Może w tym 'szaleństwie' jest jednak jakaś metoda?

Prawdę mówiąc liczę, że wypowie się ktoś, kto potrafi to wyjaśnić, bo sama chętnie się z tą wiedzą zapoznam.

57

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?

Mur pęka, powstają pierwsze szczeliny, dają o sobie znać nieprzyjemne emocje. Co zrobić? Nie tak miało być! Miałam czuć się wspaniale, miałam mieć komfort. Jak zagłuszyć to, co się we mnie dzieje? Oskarżę. Obwinię. Przerzucę odpowiedzialność. Ucieknę.


Chcę schudnąć. Mówię to od lat, co rusz chwytam się rozmaitych diet. Gdy słyszę opinie o tym, że jem zbyt dużo, że jem dużo za dużo, że jem niezdrowo, protestuję, wściekam się na mówiących te słowa, oskarżam, obwiniam, usprawiedliwiam się na tysiąc sposobów. Przecież znam i stosuję podstawowe zasady, w kuchni i na stole mnóstwo, zdrowych przecież, owoców i warzyw, słodyczy unikam, przecież dużo chodzę, także z kijami. Przecież mam tylko nadwagę, nie jestem otyła.  To nie ode mnie zależy, zrobiłam dotąd wszystko, co mogłam zrobić. To geny. To inni.
Kolejne zasłony dymne.


Po co to wszystko? By "być w porządku" (jakby o jakikolwiek porządek w tym wszystkim chodziło), by wbrew temu, co powtarzam od lat, utrzymać status quo, by udawać zaangażowanie, by po raz kolejny być ofiarą.







Wbrew pozorom to o mnie, moich rozterkach i moim uciekaniu. Na szczęście to czas przeszły. Gdy uświadomiłam sobie to co robię, czego nie robię, wzięłam (choć przecież cały czas ją miałam) odpowiedzialność, przestałam uciekać, oskarżać, obwiniać, rozwaliłam mur.
Nie mam też nadwagi. Żyję będąc zadowoloną, czasem szczęśliwą.

58 Ostatnio edytowany przez R_ita (2021-04-30 08:50:32)

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?
Olinka napisał/a:

Jedyne co przychodzi mi do głowy, to że może na tym, czyli bardzo wczesnym etapie całego procesu terapeutycznego on Cię obserwuje, sprawdza Twoje reakcje, gotowość do otwierania się, do szczerości, bada Twoją samoświadomość. Może w tym 'szaleństwie' jest jednak jakaś metoda?

Pomyślałam tak samo. Monoceros, opis Twojego zachowania po pierwszych sesjach przypomniał mi zachowanie mojej koleżanki jakiś czas temu. Psychoterapeuta dał jej zadanie, polegało na opisaniu "Jaką kobietą jesteś". Tylko tyle. W odpowiedzi otrzymał agresję, zarzucanie że on ją próbuje upokorzyć i ośmieszyć, dlaczego coś jej narzuca. Dwa dni była agresywna, zdążyła przygotować skargę do KEPTP i instytucji, która wydała mu certyfikat, potem dwa dni płakała... na kolejną sesję poszła by go o tym poinformować, a on jej zadał pytanie dlaczego poczuła się upokorzona tym pytaniem. I wtedy pękło wszystko i tak naprawdę zaczęła się jej praca. Dopiero wtedy.
Jeżeli nie wiesz co z postępowania terapeuty może być ok a co nie, jest dużo źródeł nt. nadużyć ze strony terapeutów, łamania kodeksu etycznego itd. W mojej opinii bardzo fajną pozycją jest "Psychoterapia bez makijażu. Rozmowy o terapeutycznych niepowodzeniach" Tomasza Witkowskiego, choć wiem że nie każdemu z nim po drodze. Ja akurat miałam to szczęście przed laty, że poszłam do jednej i od razu była "chemia", wszystkie stany które mogą się pojawiać zostały nakreślone przez nią, po trzeciej zapoznawczej sesji ustaliłyśmy plan i ja się czułam dzięki temu bezpiecznie. Ale to jest tylko jednostkowe doświadczenie. Ale znam przypadki, gdzie wyciągano z człowieka rzeczy, których sam niby nie pamiętał, była agresja i to w kierunku terapeuty ale znowu- wtedy dopiero zaczynała się praca. Ale to znowu- jednostkowe doświadczenia, żadna objawiona prawda.

Zatem także liczę na wypowiedź kogoś doświadczonego.

Edit:

Sama napisałaś (cytat niżej). To w sumie po części już trochę efekt terapii.....

monoceros napisał/a:

Z tego wszystkiego odkryłam jedną wartościową rzecz. Dzień później gadałam z przyjaciółką, i ona mnie zapytała, dlaczego siebie obwiniam za to, że ten terapeuta nie mówił, czego oczekuje a ja się nie domyśliłam. No i przypomniało mi się, że kiedyś moja matka mnie zlała pasem za to, że nie domyśliłam się, które rzeczy mam posprzątać (miałam dwie rzeczy do wyboru, rozsypane koraliki i rozwalony kalendarz... niestety wybrałam kalendarz, a matka uznała to za afront tak wielki, że trzeba było mnie ukarać... siniaki miałam na całym ciele). Nie dziwne, że tak usilnie całe życie próbuję domyślać się, czego ode mnie chcą ludzie.

59

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?
Wielokropek napisał/a:

Mur pęka, powstają pierwsze szczeliny, dają o sobie znać nieprzyjemne emocje. Co zrobić? Nie tak miało być! Miałam czuć się wspaniale, miałam mieć komfort. Jak zagłuszyć to, co się we mnie dzieje? Oskarżę. Obwinię. Przerzucę odpowiedzialność. Ucieknę.


Chcę schudnąć. Mówię to od lat, co rusz chwytam się rozmaitych diet. Gdy słyszę opinie o tym, że jem zbyt dużo, że jem dużo za dużo, że jem niezdrowo, protestuję, wściekam się na mówiących te słowa, oskarżam, obwiniam, usprawiedliwiam się na tysiąc sposobów. Przecież znam i stosuję podstawowe zasady, w kuchni i na stole mnóstwo, zdrowych przecież, owoców i warzyw, słodyczy unikam, przecież dużo chodzę, także z kijami. Przecież mam tylko nadwagę, nie jestem otyła.  To nie ode mnie zależy, zrobiłam dotąd wszystko, co mogłam zrobić. To geny. To inni.
Kolejne zasłony dymne.


Po co to wszystko? By "być w porządku" (jakby o jakikolwiek porządek w tym wszystkim chodziło), by wbrew temu, co powtarzam od lat, utrzymać status quo, by udawać zaangażowanie, by po raz kolejny być ofiarą.







Wbrew pozorom to o mnie, moich rozterkach i moim uciekaniu. Na szczęście to czas przeszły. Gdy uświadomiłam sobie to co robię, czego nie robię, wzięłam (choć przecież cały czas ją miałam) odpowiedzialność, przestałam uciekać, oskarżać, obwiniać, rozwaliłam mur.
Nie mam też nadwagi. Żyję będąc zadowoloną, czasem szczęśliwą.

Niekoniecznie. Może to nie odpowiedni terapeuta i nieodpowiednią metoda. Ludzi nie są z szablonu i co pomoże jednej nie pomoże drugiej. Coś na zasadzie, jeden potrzebuje ćwiczyć jogę a inny wyrzyc się na korcie tenisowym.  Terapeuci też są różni. Może źle trafiła.
Ja np wiem, że robiłam wszystko dobrze, starałam się wewnętrznie, miałam duża motywację, uważałam, że mam być tylko nakierowana przez terapeutę a resztę pracy mam wykonać sama. Niestety, bo pisze tu o nerwicy, nadal ją mam. Nadal w stresie chudnę, chce mi się wymiotować, miewam ataki paniki. Słyszę czasem na forum, że widać nie chciałam się za bardzo starać, za mało pracowałam oczekiwałam cudu. I wiem, że to nie prawda. Że zrobiłam wszystko co byłam w stanie, przecież nie przeskocze sama siebie.
Z resztą to jest takie ocenianie jak dziecka: czemu masz 4 a nie 5, mogłeś się bardziej postarać. Tu na forum zauważyłam, że wystarczy, że ktoś powie, że terapia nie zadziałała, od razu jest założenie, że za mało się starałaś i uciekałaś. A może to oceniajavy sami sobie chcą wmówić, że niemożliwe, by terapia nie zadziałała, możliwe, że osoba coś robiła źle, nie starała sie , co bywa nieprawdą.
Co do samej terapia mam jeszcze jedno spostrzeżenie i zwracam się tu do osób po terapii. Tam grzebie się w dzieciństwie, jasne, wychodza różne sprawy, ale nie mieliście wrażenia, że w pewnym momencie nastąpił przesyt i nie miało się już ochoty grzebać w dzieciństwie, tylko chcialo iść dalej? W sumie każdy coś by tam znalazł w przeszłości, można to omawiać na sesjach, jasne, ale moim zdaniem nie powinno to być za długo  . Oleś sesji, może parę miesięcy  , a nie, chodzić co tydzień przez 2 lata o za każdym razem babrać się w przeszłości.  A to w rezultacie nie służy terapii.

60

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?

rossanko,
jak na pewno przeczytałaś, napisałam o sobie, o swoich zmaganiach, o swoim oporze i o tym, od czego zaczęłam walkę z samą sobą o siebie.

61

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?
Wielokropek napisał/a:

rossanko,
jak na pewno przeczytałaś, napisałam o sobie, o swoich zmaganiach, o swoim oporze i o tym, od czego zaczęłam walkę z samą sobą o siebie.

Przeczytałam, tylko czasem terapia nie zadziałała, przykro mi  . Chociaż nie nie przykro. To tak jak jeden wyleczy się z anginy, a drugi po tygodniu nie ma poprawy. Przecież nie obwinia się go o to, że źle się leczył, czy, że lek nie zadzialal.
Też pisałam o sobie i wiem,że wszystko zrobiłam, a w momentach stresu mam co mam.

62

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?
rossanka napisał/a:

Niekoniecznie. Może to nie odpowiedni terapeuta i nieodpowiednią metoda. Ludzi nie są z szablonu i co pomoże jednej nie pomoże drugiej. Coś na zasadzie, jeden potrzebuje ćwiczyć jogę a inny wyrzyc się na korcie tenisowym.  Terapeuci też są różni. Może źle trafiła. Ja np wiem, że robiłam wszystko dobrze, starałam się wewnętrznie, miałam duża motywację, uważałam, że mam być tylko nakierowana przez terapeutę a resztę pracy mam wykonać sama (...) Słyszę czasem na forum, że widać nie chciałam się za bardzo starać, za mało pracowałam oczekiwałam cudu. I wiem, że to nie prawda. (...)

Rossanko bo tak jest łatwiej tym oceniającym i tyle. Mało kto ma na tyle otwarty umysł by wyjść poza "BO JA TAK MIAŁAM, to też powinnaś" mimo wielkich deklaracji, że przecież "każdy może jak chce". Kolejna sprawa, że ludziom wydaje się, że jak przeczytali poradnik, definicje i schematy to już wiedzą wszystko, a zapominają, że jeden szczegół może te schematy zburzyć i wrzucać człowieka w kolejne, poza tym etykietować jest łatwiej i w pewien sposób bezpieczniej, niż chcieć zajrzeć głębiej i dostrzec, że za każdym przypadkiem stoją ludzie o których mają zerową wiedzę albo, że mają na tyle mało punktów odniesienia, by ogarnąć, że to co znajduje się poza ich wyobrażeniem nie oznacza, że nie istnieje. Więc nie ma co się przejmować, to problem tych osób.

Co do terapii i dzieciństwa, to przecież tak indywidualne sprawy, że nie da się tego zmierzyć i ocenić ile tego powinno być, a ile nie. U mnie uważam, było tego wbrew pozorom nie wiele ale bardzo treściwie, u innych wiem, że odłożyło się wszystko inne na bok i dłubie w tym miesiącami. Każdy przypadek jest inny.

63

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?

To jeszcze raz.
Nie obwiniam nikogo, Monoceros, którą lubię i cenię, także nie.

Napisałam to, co napisałam, bo widzę pewne analogie. Analogie, nie zaś tożsamość.
Autorka wątku (ale nie tylko ona) weźmie coś dla siebie z mego posta? Dobrze. Nie weźmie? Też dobrze.

64

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?
R_ita napisał/a:
rossanka napisał/a:

Niekoniecznie. Może to nie odpowiedni terapeuta i nieodpowiednią metoda. Ludzi nie są z szablonu i co pomoże jednej nie pomoże drugiej. Coś na zasadzie, jeden potrzebuje ćwiczyć jogę a inny wyrzyc się na korcie tenisowym.  Terapeuci też są różni. Może źle trafiła. Ja np wiem, że robiłam wszystko dobrze, starałam się wewnętrznie, miałam duża motywację, uważałam, że mam być tylko nakierowana przez terapeutę a resztę pracy mam wykonać sama (...) Słyszę czasem na forum, że widać nie chciałam się za bardzo starać, za mało pracowałam oczekiwałam cudu. I wiem, że to nie prawda. (...)

Rossanko bo tak jest łatwiej tym oceniającym i tyle. Mało kto ma na tyle otwarty umysł by wyjść poza "BO JA TAK MIAŁAM, to też powinnaś" mimo wielkich deklaracji, że przecież "każdy może jak chce". Kolejna sprawa, że ludziom wydaje się, że jak przeczytali poradnik, definicje i schematy to już wiedzą wszystko, a zapominają, że jeden szczegół może te schematy zburzyć i wrzucać człowieka w kolejne, poza tym etykietować jest łatwiej i w pewien sposób bezpieczniej, niż chcieć zajrzeć głębiej i dostrzec, że za każdym przypadkiem stoją ludzie o których mają zerową wiedzę albo, że mają na tyle mało punktów odniesienia, by ogarnąć, że to co znajduje się poza ich wyobrażeniem nie oznacza, że nie istnieje. Więc nie ma co się przejmować, to problem tych osób.

Co do terapii i dzieciństwa, to przecież tak indywidualne sprawy, że nie da się tego zmierzyć i ocenić ile tego powinno być, a ile nie. U mnie uważam, było tego wbrew pozorom nie wiele ale bardzo treściwie, u innych wiem, że odłożyło się wszystko inne na bok i dłubie w tym miesiącami. Każdy przypadek jest inny.

Właśnie tak. Co do mnie to długie grzebanie w dzieciństwie w pewnym momencie mi nie służyło. Poznałam, co tam było złe, ale nie do końca przełożyło się to na moje dalsze życie. A przecież trzeba żyć dalej, a nie latami na sesji walkower dzieciństwo po raz n-ty.  To już jest krecenie się w kółko.
Oczywiście wiele spraw naprostowalam, nie pisze tu o nich więc nikt nie wie. A wiele kwestii nie.
W pewnym momencie dobrze jest skończyć terapię i żyć na własny rachunek.

65

Odp: Dlaczego tkwię w starych schematach?

Nie wiem, ale z wlasnego doświadczenia, coś zaczeło się ruszać w mojej terapii, jak poczulam się niewygodnie. Po prostu terapeuta trafil na moje punkty zapalne i zmusiło mnie to do pracy. Nie twierdzę, że to miłe uczucie. Też mialam ochotę uciec, schować się, mialam wrażenie, że on mnie ocenia, naśmiewa się ze mnie, ale po przegrzebaniu się przez te pierwsze automatyczne schematy reakcji, okazalo sie, że absolutnie mial rację naciskać na co naciskał. Także to mnie dosyć skutecznie przekonalo, że terapeuta nie jest od miłych pogaduszek przy kawce, użalania się nad sobą, tylko od uświadomienia klientowi, że są inne sposoby dzialania i myślenia niż klient w życiu polega na. W końcu dlatego trafil na terapię, że jego orginalne sposoby nie działają.

Także dobrze bym sie zastanowila nad tym czy taka ucieczka po dwóch spotkaniach nie jest przypadkiem ucieczka od samej siebie. Oczywiście, jeżeli po iluś tam miesiacach ciagle nic nie rusza do przodu, może faktycznie ten konkretny czlowiek nie jest odpowiedni dla Ciebie.

Co do zegarka, to dziwi mnie, że odbierasz go jako uciążliwość yikes Ja dostałam swój w prezencie na Boże Narodzenie i praktycznie tylko zdejmuje go gdy się kąpię albo raz na tydzień kiedy go ładuję. Nie licze jakoś obsesyjnie kroków, ale mam ustawiony alarm kiedy dobiję 10 tysięcy wiec latwiej mi się zorientowac wieczorem, ze mam zapas do zrobienia i po prostu wychodze z psem na spacer smile Polecam przekonać się do tego ustrojstwa, bo naprawde dziala.

Posty [ 1 do 65 z 113 ]

Strony 1 2 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » PSYCHOLOGIA » Dlaczego tkwię w starych schematach?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024