Ostatnio posiedziałam trochę w temacie ciała pozytywnego. I samą inicjatywę uważam za świetną - trzeba kochać siebie, jednak jednocześnie odnoszę wrażenie, że usprawiedliwia otyłość.
Zdjęcie dziewczyny, 18 lat, gigantyczna otyłość ( brzydko mówiąc, ledwo się w drzwiach mieści). I ciało pozytywne mówi, świetnie że ma do siebie dystans i siebie kocha. Dla mnie to z miłością do samej siebie ma niewiele wspólnego. Jeśli dziewczyna nie zmieni swojego stylu życia to o ile dożyje do 40 - pewnie skończy jako grubasek o którym są programy, co nie może wstać z łóżka.
Wszędzie komentarze " trzecia pizza w tym tygodniu, życie jest za krótkie na diety". Czy to jest miłość do samego siebie? Że jemy jedzenie wysoko przetworzone, szkodliwe, pozbawione wartości ?
Co myślicie? Gdzie leży granica?
Mam koleżankę, które jest mega-pracoholiczką, przy takiej eksploatacji własnego organizmu pewnie też nie dożyje późnej starość. Myślę, że jej przydałaby się taka filozofia, skoro jest zmęczona całym ciężkim, stresującym tygodniem, to powinna odpocząć, a nie odwalać kolejną pracę, życie jest za krótkie, by nie mieć z niego przyjemności .
Ale.... takim osobom, jakie opisałaś przydałoby się coś dokładnie odwrotnego, zamiast użalania, usprawiedliwiania, filozofowania przydałaby się ciężka praca nad sobą! Nigdy nie zbyt dużej nadwagi i pewnie nie rozumiem tego stanu, ale jakoś nie umiem uwierzyć w szczęśliwość takiego stylu życia - ok, jeśli zjesz coś smacznego, uwalniają się "hormony szczęścia", które sprawiają, że przez chwilę jest się w dobrym nastroju, a potem??? Chodziłam po górach z 20 kg plecakiem, da się to zrobić, ale jaka jest przyjemność, gdy można w końcu zdjąć ciężar. A takie osoby? nie zdejmą ciężaru, po przejściu kilku schodków zadyszka i serce nawala, bo nie zostało zaprojektowane na takie obciążenie. No pewnie, że w tym momencie można pocieszyć się batonikiem, ale dalej trzeba dźwigać te ekstra kg.
Potrzebna jest jakaś równowaga
To trochę nie o to chodzi.
Chodzi o to, żeby siebie akceptować takim, jakim się jest. Tak naprawdę dopiero wtedy można skutecznie zmieniać siebie i dbać o swoje ciało.
Dopóki się nie znosi swojego ciała to się o nie nie dba. Stąd otylość, anoreksja, autoagresja czy pracoholizm. To czesto jest konsekwencja innych problemów.
Akceptując siebie można skuteczniej nad sobą pracować.
Ciałopozytywność to też akceptacja tego, że nie zawsze zbliżymy się do naszego ideału. Ktoś, kto zrzuci 50kg i tak nie będzie miał ciała modelki.
To trochę nie o to chodzi.
Chodzi o to, żeby siebie akceptować takim, jakim się jest. Tak naprawdę dopiero wtedy można skutecznie zmieniać siebie i dbać o swoje ciało.
Dopóki się nie znosi swojego ciała to się o nie nie dba. Stąd otylość, anoreksja, autoagresja czy pracoholizm. To czesto jest konsekwencja innych problemów.
Akceptując siebie można skuteczniej nad sobą pracować.Ciałopozytywność to też akceptacja tego, że nie zawsze zbliżymy się do naszego ideału. Ktoś, kto zrzuci 50kg i tak nie będzie miał ciała modelki.
Ja wiem czym jest ciałopozytywność. Nie zrozumiałaś mnie.
Mi chodzi o inny aspekt, że pod przykrywką miłości do samych siebie tłumaczymy lenistwo, złe nawyki itp. Bo piękna jestem taka jaka jestem, wiec po co o siebie dbać. Niektórzy nie widzą aspektu zdrowia, nie chcą nad sobą pracować.
Myślę, że jest to taka sama moda, jak moda na bycie szczupłym. Np. Dominika Gwint, czy Kasie Nosowska, czy parę in. celebrytek, bardzo często nawiązują w swoich wypowiedziach, do tego, że tak strasznie się akceptują, że nie muszą męczyć się u Chodakowskiej, katować się dietami-cud, są takie szczęśliwe ze sobą,... itd.
... no dobra, a teraz pomyślcie o czymś, co lubicie w sobie np. masz ładne nogi, lubisz je eksponować w sukienkach, czy przekonujesz cały świat do tego, że masz ładne nogi??? gadasz o tym non-stop, bo tak bardzo je akceptujesz, czy w ogóle nie zwracasz na to uwagi, (bo wiesz, że dobrze wyglądasz), a czasem znajdujesz potwierdzenie w męskim spojrzeniu.
Lady Loka napisał/a:To trochę nie o to chodzi.
Chodzi o to, żeby siebie akceptować takim, jakim się jest. Tak naprawdę dopiero wtedy można skutecznie zmieniać siebie i dbać o swoje ciało.
Dopóki się nie znosi swojego ciała to się o nie nie dba. Stąd otylość, anoreksja, autoagresja czy pracoholizm. To czesto jest konsekwencja innych problemów.
Akceptując siebie można skuteczniej nad sobą pracować.Ciałopozytywność to też akceptacja tego, że nie zawsze zbliżymy się do naszego ideału. Ktoś, kto zrzuci 50kg i tak nie będzie miał ciała modelki.
Ja wiem czym jest ciałopozytywność. Nie zrozumiałaś mnie.
Mi chodzi o inny aspekt, że pod przykrywką miłości do samych siebie tłumaczymy lenistwo, złe nawyki itp. Bo piękna jestem taka jaka jestem, wiec po co o siebie dbać. Niektórzy nie widzą aspektu zdrowia, nie chcą nad sobą pracować.
No ale to prawda że każdy jest piękny taki jaki jest. Ja mam grube nogi, bo z nóg mi najgorzej schodzi i kiedyś lato 30 stopni a ja w dłigich spodniach bo się wstydziłam ubrać inne. Chociaż na ulicy nikt nie zwróciłby na to uwagi.
To trochę nie nasz biznes, żeby oceniać u innych czy to lenistwo czy promowanie otyłości. A warto promować akceptację samej siebie.
Prosiaczkowo napisał/a:Lady Loka napisał/a:To trochę nie o to chodzi.
Chodzi o to, żeby siebie akceptować takim, jakim się jest. Tak naprawdę dopiero wtedy można skutecznie zmieniać siebie i dbać o swoje ciało.
Dopóki się nie znosi swojego ciała to się o nie nie dba. Stąd otylość, anoreksja, autoagresja czy pracoholizm. To czesto jest konsekwencja innych problemów.
Akceptując siebie można skuteczniej nad sobą pracować.Ciałopozytywność to też akceptacja tego, że nie zawsze zbliżymy się do naszego ideału. Ktoś, kto zrzuci 50kg i tak nie będzie miał ciała modelki.
Ja wiem czym jest ciałopozytywność. Nie zrozumiałaś mnie.
Mi chodzi o inny aspekt, że pod przykrywką miłości do samych siebie tłumaczymy lenistwo, złe nawyki itp. Bo piękna jestem taka jaka jestem, wiec po co o siebie dbać. Niektórzy nie widzą aspektu zdrowia, nie chcą nad sobą pracować.No ale to prawda że każdy jest piękny taki jaki jest. Ja mam grube nogi, bo z nóg mi najgorzej schodzi i kiedyś lato 30 stopni a ja w dłigich spodniach bo się wstydziłam ubrać inne. Chociaż na ulicy nikt nie zwróciłby na to uwagi.
To trochę nie nasz biznes, żeby oceniać u innych czy to lenistwo czy promowanie otyłości. A warto promować akceptację samej siebie.
Dalej, ja o czymś innym, a Ty o czymś innym.
Mi chodzi o swojego rodzaju HIPOKRYZJĘ ciało pozytywności. Jestem chora i zamiast zacząć się leczyć, pogłębiam chorobę, bo siebie kocham.
Trzeba siebie kochać.
9 2019-10-25 22:33:53 Ostatnio edytowany przez CatLady (2019-10-25 22:36:32)
Zdjęcie dziewczyny, 18 lat, gigantyczna otyłość ( brzydko mówiąc, ledwo się w drzwiach mieści). I ciało pozytywne mówi, świetnie że ma do siebie dystans i siebie kocha. Dla mnie to z miłością do samej siebie ma niewiele wspólnego.
Co myślicie? Gdzie leży granica?
Ja myślę, że to jest takie zaklinanie rzeczywistości. zamiast spojrzeć w lustro i powiedzieć mam problem i nad tym pracować, to łatwiej powiedzieć, że "akceptuję siebie taką jaka jestem".
Ja w to osobiście nie wierzę. Jeśli ktoś jest otyły tak jak to opisujesz, to na pewno cierpi na sporo dolegliwości - gdzie tu miłość do siebie, jak narażamy organizm na choroby serca, zwyrodnienia stawów, raka(!), i inne cuda?!
Widziałam kiedyś taką kobietę na ulicy - niższa ode mnie, ogromnie otyła, jakby stała, to nie złączyłaby stóp razem - wręcz sporo by jej brakło. Szła ulicą - by stawiać kroki musiała wręcz zarzucać całą połową ciała, pomagając sobie przy tym wymachującymi ramionami. Dyszała z wysiłku, a mimo to idąc niezbyt spiesznie bez problemu ją wyprzedziłam. Gdzie tu miłość do siebie?
Granicą jest zdrowie. JEśli kobieta ma lekką nadwagę, tak, że jej waga jest tylko kwestią estetyczną - jednym się podoba, innym nie - to wtedy można mówić o body positivity, może się sobie podobać, innym nie musi. Ale jeśli mówimy o otyłości, która jest chorobą/prowadzi do innych poważnych schorzeń, to ja bym powiedziała, że to nie jest samoakceptacja, miłość ciała i siebie, ale wręcz odwrotnie. I cholernie szkodliwe jest lansowanie otyłości. To jest tak jakby lansować palenie, albo wysypkę na skórze: kocham siebie, więc nic z tym nie robię
Samoakceptacja jest ważna np. jeśli masz jakiś defekt wielki nos, który nie schowasz, nie skórczysz, nic z nim nie zrobisz, musisz go codziennie demonstrować światu, albo choroba jak bielactwo.
...ale otyłość? Jeśli miałoby to tłumaczyć i dawać przyzwolenie na kolejne ciasteczko - wtedy to nie jest samoakceptacja tylko oszukiwanie siebie. Wyobraź, że masz niesfornego dzieciaka. Kochasz go, pomimo problemów... no i co robisz? starasz się go jednak wychować, nauczyć czegoś czy uznajesz, że skoro go akceptujesz, to niech rośnie na łobuza?
Specjalnie uogólniając: myślę, że cała debata wobec otyłości i ciałopozytywności wynika z niezrozumienia, jak bardzo osoby otyłe nienawidzą swoich ciał. I dlatego nie potrzebują w świecie kolejnych osób "gdybyś siebie kochała to byś o siebie dbała" bo to NIC nie znaczy. Nic. Oderwanie ciała od umysłu, skrajna nieakceptacja, nienawiść do niego, często ogrom kompleksów wyrobionych w dzieciństwie przez przekraczającyh granice dorosłych, połączone z zaburzeniami odżywiania... to jest otyłość. A nie LENISTWO.
Sprowadzanie otyłości do lenistwa jest ogromnym nieporozumieniem, to raz.
Dwa, komentarze takie jak niektóre powyżej (np. że próba akceptacji siebie taką jaką jestem jest PROSTSZA niż zrzucenie kilogramów) przynoszą odwrotny skutek, bo raz - są nieprawdą, a dwa - wzbudzają poczucie winy. Podobnie wszelkiego rodzaju nieproszone "pomocne rady" i uważanie, że motywujące jest zawstydzanie. Trudne emocje tylko i wyłącznie zaogniają problem, powodują, że traci się energie, przestaje się siebie, więc po co dbać, jednocześnie jedzenie poprawia humor, więc czemu nie jeść dobrych rzeczy...
Samoakceptacja nie oznacza "jestem doskonała i już, nie zrobię ani jednej rzeczy, która polepszy mój stan, bo nie muszę". Akceptacja to nie porzucenie.
Samoakcpeptacja u osoby otyłej oznaczałaby przynajmniej próbę przyjęcia, że ja jestem warta miłości, że jestem godna tego, żeby się kochać, że warto mi poświęcać czas, że mam wartość, że mogę być kochana, że ktoś mógłby na mnie spojrzeć i uznać mnie (nie tylko moje ciało, mnie jako calość) za osobę ciekawą, piękną, którą można dotknąć i mieć przyjemność z kontaktu. Brak samoakceptacji jest koszmarną raną, która nie pozwala na przyjęcie do wiadomości, że warto mieć ciało.
Dlatego diety cud nie działają, bo nie dotykają, nawet nie mają na horyzoncie najważniejszej kwestii - bez pozytywnego doświadczenia swojego ciała nigdy przenigdy nie znajdziesz motywacji by o nie dbać.
__
Osobiście teraz.
Oderwanie ciała od reszty też jest fascynującym tematem, można kochać swój umysł, psychikę, emocje, poglądy ale nienawidzić swojego ciała. I być ogarniętym człowiekiem ogólnie, a polec w tej "walce". Chyba ostatnią rzeczą jaką o mnie ludzie mówią, to że jestem leniwa, a z otyłością zmagam się od 10 lat. I dopiero teraz po jednym chwilowym doświadczeniu akceptacji mojego ciała (pierwszym w życiu), nagle... poczułam chęć zadbania o nie. Nie po to, żeby być bardziej atrakcyjną, mieścić się w normach, w spodniach, żyć dłużej, mniej się męczyć. Tylko po to, żeby być dla siebie dobrą.
__
Jeśli ktoś wykorzystuje trend ciałopozytywności do tego, żeby nic nie robić i dalej tkwić w czymś, co jest dla niego krzywdzące - to wcale nie jest to ciałopozytywność. I żadne trendy tego nie zmienią, zmienia się tylko nazwa.
Ale jeśli ciałopozytywność ma komuś pomóc zaakceptować swoje ciało - takim jakie jest, otyłe czy brzydkie czy okaleczone, to będzie to pierwszy krok w stronę zdrowia.
12 2021-07-17 10:20:31 Ostatnio edytowany przez paslawek (2021-07-17 10:25:53)
Specjalnie uogólniając: myślę, że cała debata wobec otyłości i ciałopozytywności wynika z niezrozumienia, jak bardzo osoby otyłe nienawidzą swoich ciał. I dlatego nie potrzebują w świecie kolejnych osób "gdybyś siebie kochała to byś o siebie dbała" bo to NIC nie znaczy. Nic. Oderwanie ciała od umysłu, skrajna nieakceptacja, nienawiść do niego, często ogrom kompleksów wyrobionych w dzieciństwie przez przekraczającyh granice dorosłych, połączone z zaburzeniami odżywiania... to jest otyłość. A nie LENISTWO.
Sprowadzanie otyłości do lenistwa jest ogromnym nieporozumieniem, to raz.
Dwa, komentarze takie jak niektóre powyżej (np. że próba akceptacji siebie taką jaką jestem jest PROSTSZA niż zrzucenie kilogramów) przynoszą odwrotny skutek, bo raz - są nieprawdą, a dwa - wzbudzają poczucie winy. Podobnie wszelkiego rodzaju nieproszone "pomocne rady" i uważanie, że motywujące jest zawstydzanie. Trudne emocje tylko i wyłącznie zaogniają problem, powodują, że traci się energie, przestaje się siebie, więc po co dbać, jednocześnie jedzenie poprawia humor, więc czemu nie jeść dobrych rzeczy...Samoakceptacja nie oznacza "jestem doskonała i już, nie zrobię ani jednej rzeczy, która polepszy mój stan, bo nie muszę". Akceptacja to nie porzucenie.
Samoakcpeptacja u osoby otyłej oznaczałaby przynajmniej próbę przyjęcia, że ja jestem warta miłości, że jestem godna tego, żeby się kochać, że warto mi poświęcać czas, że mam wartość, że mogę być kochana, że ktoś mógłby na mnie spojrzeć i uznać mnie (nie tylko moje ciało, mnie jako calość) za osobę ciekawą, piękną, którą można dotknąć i mieć przyjemność z kontaktu. Brak samoakceptacji jest koszmarną raną, która nie pozwala na przyjęcie do wiadomości, że warto mieć ciało.
Dlatego diety cud nie działają, bo nie dotykają, nawet nie mają na horyzoncie najważniejszej kwestii - bez pozytywnego doświadczenia swojego ciała nigdy przenigdy nie znajdziesz motywacji by o nie dbać.
__
Osobiście teraz.
Oderwanie ciała od reszty też jest fascynującym tematem, można kochać swój umysł, psychikę, emocje, poglądy ale nienawidzić swojego ciała. I być ogarniętym człowiekiem ogólnie, a polec w tej "walce". Chyba ostatnią rzeczą jaką o mnie ludzie mówią, to że jestem leniwa, a z otyłością zmagam się od 10 lat. I dopiero teraz po jednym chwilowym doświadczeniu akceptacji mojego ciała (pierwszym w życiu), nagle... poczułam chęć zadbania o nie. Nie po to, żeby być bardziej atrakcyjną, mieścić się w normach, w spodniach, żyć dłużej, mniej się męczyć. Tylko po to, żeby być dla siebie dobrą.__
Jeśli ktoś wykorzystuje trend ciałopozytywności do tego, żeby nic nie robić i dalej tkwić w czymś, co jest dla niego krzywdzące - to wcale nie jest to ciałopozytywność. I żadne trendy tego nie zmienią, zmienia się tylko nazwa.
Ale jeśli ciałopozytywność ma komuś pomóc zaakceptować swoje ciało - takim jakie jest, otyłe czy brzydkie czy okaleczone, to będzie to pierwszy krok w stronę zdrowia.
Świetny post Monoceros .
Co prawda moje problemy nie dotyczyły otyłości i " lenistwa" to jednak bez specjalnego znaczenia,problemy z przeżywaniem emocji są istotniejsze od skutków ,
to wpędzanie siebie w poczucie winy,również za pomocą innych ludzi i ich opinii o mnie ,niecierpliwość,braki w doskonałości i postępach bycia idealnym,też mnie dotyczyły.
To cześć całego systemu regulowania uczuć, nieco wadliwy sposób sterowania życiem - pewnie to wiesz ,element skali i cyklu, a cel jest natrętnie i czasem obsesyjnie znany doznać potem ulgi i ukojenia ,przedtem nakręcić się i popaść w kłopoty,zaniedbać coś i wrzucić granat w swoje życie
Przez jakiś czas już będąc na terapii cięgle sobie coś zarzucałem:
nawet jak już przyznałem się do niektórych rzeczy przed sobą to miałem do siebie mnóstwo żali,uraz i pretensji oto ze jeszcze:
nie akceptuje ludzi i siebie
cięgle osądzam,oceniam, różnicuje i porównuje się z innymi i to mną chwieje emocjami i samooceną
bywam zazdrosny i zawistny ,niecierpliwy ,dalej uciekam od uczuć i tłumie je
łatwo rezygnuje i poddaje się i różne takie tam.
Chyba ostatnią rzeczą jaką o mnie ludzie mówią, to że jestem leniwa, a z otyłością zmagam się od 10 lat. I dopiero teraz po jednym chwilowym doświadczeniu akceptacji mojego ciała (pierwszym w życiu), nagle... poczułam chęć zadbania o nie. Nie po to, żeby być bardziej atrakcyjną, mieścić się w normach, w spodniach, żyć dłużej, mniej się męczyć. Tylko po to, żeby być dla siebie dobrą.
Bardzo dziękuję Ci za ten post.
Nie da się chyba uniknąć negatywnych skutków ciałopozytywności, bo ludzie, którzy chcą szukać łatwych usprawiedliwień znajdą je wszędzie. Natomiast jeśli chociaż jednej osobie taki ruch, takie manifesty, wyznania czy obrazy pomogły mniej nielubić siebie to nadal warto. Nawet jeśli nie wpłynęło to dalej pozytywnie na potrzebę zrzucenia wagi to wpłynęło przynajmniej na głowę, na mniej umordowania samego siebie.
14 2021-07-19 07:52:19 Ostatnio edytowany przez madoja (2021-07-19 07:53:17)
Nawet jeśli to lenistwo, to co z tego? Każdy ma prawo być leniwy, nie każdy musi lubić sport. Jest to jego sprawa czy będzie przez to chory lub umrze wcześniej.
W ciałopozytywności nie chodzi o PROMOWANIE złych wzorców (wielu ludzi tak uważa), tylko o to by dać każdemu żyć tak jak chce. Grubasy to Murzyni XXI wieku - nienawidzi się ich, szkaluje. Uważam że to nie fair. Tak samo jak szkalowanie palaczy (o ile nie palą przy mnie, bo mnie głowa boli), wegetarian, łysiejących facetów itd.
Obecnie od ludzi wymaga się by byli klonami - wszyscy szczupli, wysportowani, fit, dobrze się odżywiający, piękni i młodzi. To głupie. Żyjmy i dajmy żyć innych i kochajmy siebie jacy jesteśmy.
15 2021-07-19 08:30:39 Ostatnio edytowany przez aniuu1 (2021-07-19 08:31:16)
Ciałopozytywność to nie "promowanie lenistwa". Ciało jest jakie jest czasem grubsze, czasem starsze, czasem kalekie i różnie wygląda. Po prostu. Ciałopozytywność to też nie jest tylko temat wokół wagi. Ludzie mają różne twarze, różne kształty. Nie jest zdrowe oczekiwanie, że by wszyscy wyglądali podobnie (usta, nosy, uszy, biusty, tyłki).
16 2021-07-19 09:13:01 Ostatnio edytowany przez Pipolinka87 (2021-07-19 09:38:31)
Ja obserwuje kilka profili " Cialopozytywnych" min słynna Galantalala i mam mieszane uczucia. Przede wszystkim brakuje tam ogolnopojetej akceptacji. Jak kobieta ma otylosc olbrzymią to jest cacy, ale jak nastolatki cierpia na anoreksje to nie wymagaja wsparcia bo przecież " chudej zawsze się upiecze".Tak samo omija się szerokim lukiem temat , ze otyłość to przeciez choroba. Nie rozumiem co w tym takiego krzywdzącego jak otyla osoba pojdzie do lekarza i lekarz powie " jest Pani chora". Takie są fakty i akceptując swoja otylosc trzeba umieć te fakty przyjąć na kalte. Dużo bardziej wspierajace sa strony psychologów , którzy pomagają w walce z otyłością.
Mam osobę grubsza w bliskiej rodzinie i jestem wsciekla na takie glaskanie po głowie. Z duża waga wiąże się szereg chorób i przedwczesna śmierć. Ja nie chciałabym tej osoby stracić bo " grube ciało jest super". Cukrzyca, nadcisnienie, miażdżyca też są super? ?
Sama od lat mam wzloty i upadki zwiazane z waga. Potrafilam w rok schudnąć 25 kg a potem przybrać więc niejako temat mnie interesuje. Z tym , ze nikt mi nie powie ze nadwaga jest super. Sama wiem na własnym przykładzie ze tyje sie od braku ruchu i byle jakiego jedzenia. Wkurza mnie jka ktoś mówi, że jest gruby bo choruje....bzdety. Wiem po sobie bo mam niedoczynność i hoshimoto. Jak nie jadlam chudlam jak zarlam tylam. Wiele lat uprawialam kolarstwo górskie i szczerze wtedy w ogóle nie myslalam o tym, ze mam jakieś obciążające choroby. Może nie miałam nigdy otyłości, ale z nadwaga mam do czynienia od dziecka. Pogodzilam się z tym ,ze nie mogę sobie folgowac z jedzeniem chociaz nieraz kusi. Oczywiscie moglabym też puścić hamulce i doprowadzić się do otyłości , ale nie robię mimo, ze nie raz mam na coś ochotę. Jak chce się efektów potrzeba pracy i nikt mi nie powie , że jest jakas alternatywna łatwiejsza droga.
Podsumowując nie podoba mi się ta " moda" bo robi wiecej szkody niż pożytku.
17 2021-07-19 09:42:20 Ostatnio edytowany przez Lady Loka (2021-07-19 09:45:29)
Ja obserwuje kilka profili " Cialopozytywnych" min słynna Galantalala i mam mieszane uczucia. Przede wszystkim brakuje tam ogolnopojetej akceptacji. Jak kobieta ma otylosc olbrzymią to jest cacy, ale jak nastolatki cierpia na anoreksje to nie wymagaja wsparcia bo przecież " chudej zawsze się upiecze".Tak samo omija się szerokim lukiem temat , ze otyłość to przeciez choroba. Nie rozumiem co w tym takiego krzywdzącego jak otyla osoba pojdzie do lekarza i lekarz powie " jest Pani chora". Takie są fakty i akceptując swoja otylosc trzeba umieć te fakty przyjąć na kalte. Dużo bardziej wspierajace sa strony psychologów , którzy pomagają w walce z otyłością.
Mam osobę grubsza w bliskiej rodzinie i jestem wsciekla na takie glaskanie po głowie. Z duża waga wiąże się szereg chorób i przedwczesna śmierć. Ja nie chciałabym tej osoby stracić bo " grube ciało jest super". Cukrzyca, nadcisnienie, miażdżyca też są super? ?
Sama od lat mam wzloty i upadki zwiazane z waga. Potrafilam w rok schudnąć 25 kg a potem przybrać więc niejako temat mnie interesuje. Z tym , ze nikt mi nie powie ze nadwaga jest super. Sama wiem na własnym przykładzie ze tyje sie od braku ruchu i byle jakiego jedzenia. Wkurza mnie jka ktoś mówi, że jest gruby bo choruje....bzdety. Wiem po sobie bo mam niedoczynność i hoshimoto. Jak nie jadlam chudlam jak zarlam tylam. O i cała tajemnica tych obciążających chorób.
Podsumowując nie podoba mi się ta " moda" bo robi wiecej szkody niż pożytku.
Nie masz racji.
Przede wszystkim osoby otyle moga miec ksiazkowe wyniki badan. Ja takie mialam przez caly czas. Co z tego, ze ktos mi powie, ze za 20 lat bede miec nadcisnienie? Bede miec, bo moi super szczupli rodzice maja. Wiec tez bede miec. Ale to nic zwiazanego z waga.
Osoby otyle sa ignorowane przez lekarzy. U mnie w rodzinie buja sie pewna przypadlosc zwiazana ze stawami. Moja siostra (rozmiar XS) poszla do lekarza, dostala skierowanie do fizjoterapeuty, serie zabiegow, leki i w koncu leczenie operacyjne. Ja, majac dokladnie to samo uslyszalam, ze jak schudne to mi przejdzie, bo to na pewno jest wywolane przez wage. Moje slowa, ze ma to moja siostra i inne osoby z rodziny i ze nie jest to zwiazane z waga, byly totalnie ignorowane. Jaki jest efekt? Schudlam, a przypadlosc i tak zostala, bo zostanie do konca zycia.
Glaskanie po glowie? A Ty myslisz, ze osoba otyla lustra nie posiada?
To, ze czlowiek je albo zre (jak to pieknie okreslasz) byle co, to tez czesto jest wlasnie wynikiem autoagresji i zaburzen odzywiania. I nie, nie wystarczy przestac jesc. Trzeba przede wszystkim naprawic swoja relacje z jedzeniem. Ja jestem idealnym przykladem tego, ze jak sie malo je, to tez sie tyje, bo organizm magazynuje jedzenie na przyszle czasy, kiedy dostarcza mu sie za malo. A jadlam po 900-1000kcal dziennie. Teraz jem dwa razy tyle i nie tyje. I moge zjesc chipsa, moge zjesc lody, moge zjesc ciasto. Tylko nauczylam sie jesc tak, zeby wszystko sie zbilansowalo i mialo wystarczajaco skladnikow odzywczych.
Ja generalnie nie jestem zwolenniczka cialopozytywnosci w przypadku otylosci, w tym sensie, ze uwazam, ze akceptowanie otylosci nie jest ok, ale jednoczesnie uwazam, ze kazdy ma swoja droge do przejscia i swoj moment, kiedy zacznie isc ta droga. I powinien miec wsparcie od innych, a nie teksty, ze jest za gruby i najlepiej niech z domu nie wychodzi. Do schudniecia wiekszej ilosci kg trzeba dojrzec, bo to jest ogromna zyciowa zmiana i jezeli ktos ma problem z relacja ze swoim cialem i z relacja z jedzeniem, to schudniecie nic nie da. Ja mam wiele takich dni, ze czuje sie o wiele gorzej sama ze soba niz czulam sie, kiedy wazylam 30kg wiecej. Tu jest potrzebne kompleksowe spojrzenie na temat, kiedy dana osoba wyciaga reke po pomoc, a nie ludzie w internecie, ktorzy powiedza, ze wystarczy nie zrec.
Zaburzenia odzywiania to nie tylko anoreksja i bulimia. Wiedza na ten temat sie ciagle rozwija, ale wiele, naprawde wiele problemow odbija sie na jedzeniu. I na wygladzie. Bo czesto jest tak, ze kara ode mnie dla mnie jest zwiazana z cialem, czyli tez z jedzeniem.
18 2021-07-19 09:53:03 Ostatnio edytowany przez Pipolinka87 (2021-07-19 09:58:26)
Tu jest potrzebne kompleksowe spojrzenie na temat, kiedy dana osoba wyciaga reke po pomoc, a nie ludzie w internecie, ktorzy powiedza, ze wystarczy nie zrec.
.
Dla ścisłości ja jestem daleka od tego aby komuś udzielać rad bo to że na mnie coś dziala nie znaczy, ze zadziala na kogoś innego. Zaden ze mnie psycholog a tych pseudopsychologow jest i tak pełno w internecie.
Ciężko jednak mi uwierzyc , że na kogoś nie dziala deficyt. Idąc tym tropem w Oświęcimiu też byłyby osoby z nadwaga.
Co do chorób wspolistniejacych ciężko mi uwierzyc ze ktoś z BMI powyżej normy jest zdrowy. Sama w sobie otylosc to juz jest choroba. Nawet ten slynny koronawirus kładzie w pierwszej kolejności tych otyłych wlasnie.Moj ginekolog pracuje na covidowym i sam mowil, ze miał 3 zmarłe pacjentki i łączyła je wspólna cecha " duza waga".Dzieci przeżyly, ale nigdy nie poznają własnej matki. To są przykre skutki otyłości , ale jak ktoś powie o tym publicznie zostaje zbesztany za brak tolerancji.
Ja nie mówię żeby kogos pietnowac , wytykać palcami , ale uświadamiać. To nie lepsza choroba od anoreksji czy bulimii. Tak samo zagrażająca życiu i wymagajaca leczenia a nie przyklaskiwaniu.
Dokładnie, tak samo choroba jak anoreksja ale anorektyczkom też się nie mówi żeby po prostu zaczęły jeść. Tak samo bezsensowne i szkodliwe jest mówienie otyłym osobom które mają zaburzony stosunek do jedzenia i własnego ciała żeby zaczęły mniej "żreć" i ćwiczyć to będzie gites
Lady Loka napisał/a:Tu jest potrzebne kompleksowe spojrzenie na temat, kiedy dana osoba wyciaga reke po pomoc, a nie ludzie w internecie, ktorzy powiedza, ze wystarczy nie zrec.
.Dla ścisłości ja jestem daleka od tego aby komuś udzielać rad bo to że na mnie coś dziala nie znaczy, ze zadziala na kogoś innego. Zaden ze mnie psycholog a tych pseudopsychologow jest i tak pełno w internecie.
Ciężko jednak mi uwierzyc , że na kogoś nie dziala deficyt. Idąc tym tropem w Oświęcimiu też byłyby osoby z nadwaga.
Co do chorób wspolistniejacych ciężko mi uwierzyc ze ktoś z BMI powyżej normy jest zdrowy. Sama w sobie otylosc to juz jest choroba. Nawet ten slynny koronawirus kładzie w pierwszej kolejności tych otyłych wlasnie.Moj ginekolog pracuje na covidowym i sam mowil, ze miał 3 zmarłe pacjentki i łączyła je wspólna cecha " duza waga".Dzieci przeżyly, ale nigdy nie poznają własnej matki. To są przykre skutki otyłości , ale jak ktoś powie o tym publicznie zostaje zbesztany za brak tolerancji.
Ja nie mówię żeby kogos pietnowac , wytykać palcami , ale uświadamiać. To nie lepsza choroba od anoreksji czy bulimii. Tak samo zagrażająca życiu i wymagajaca leczenia a nie przyklaskiwaniu.
Daleka jestes od pietnowania i udzielania rad, ale kazde jedno zdanie z Twojej wypowiedzi jest oceniajace i szykanujace.
I jeszcze te teksty o Oswiecimiu, masakra.
Zastanow sie, zanim cos napiszesz, serio.
21 2021-07-19 10:23:11 Ostatnio edytowany przez Pipolinka87 (2021-07-19 10:25:54)
Daleka jestes od pietnowania i udzielania rad, ale kazde jedno zdanie z Twojej wypowiedzi jest oceniajace i szykanujace.
I jeszcze te teksty o Oswiecimiu, masakra.
Zastanow sie, zanim cos napiszesz, serio.
Wiem co piszę i nie czuje żebym bezposrednio kogoś urazila. To , ze czegoś nie popieram nie oznacza ze szykanuje.
Tak jak pisalam otyłość to choroba taka sama jak np anoreksja czy bulimia a choroby się leczy a nie mówi , że są "ok". Jak się leczy nie wnikam dalej w temat bo przecież nie jestem lekarzem.
A to , że od niejedzenia się chudnie a od jedzenia tyje to jest fakt i dziwi mnie, że ktoś to w ogóle podważa. Nie ma to oczywiście związku z zaburzeniami z którymi mowa wyżej bo to zaburzenia "glowy" a nie ciała. To nie jest złota rada na otyłość" mniej jeść" tam trzeba juz właśnie zacząć od głowy.
Tak, też się z tym zgadzam, że nie chodzi o jakieś wytykanie, czy posuwanie się do zarzutów o lenistwo itp., tylko o to, żeby ciałopozytywność nie zamieniać w otyłopozytywność, bo to usypia czujność, może studzić entuzjazm do zrzucania nadmiarowych kg, bo powadzi do tego, że zaczyna się traktować otyłość jak „normalny” dla człowieka stan a tak nie jest, bo otyłość jest takim samym zagrożeniem dla zdrowia i życia jak choćby wymienione wcześniej zaburzenia odżywiania. Dlatego tez ma ona swoje oznaczenie w ICD-10. Dzisiaj już nikt nie ma wątpliwości, że zachodzi związek przyczynowo-skutkowy pomiędzy otyłością a innymi chorobami i schorzeniami i to nie tylko chorób sercowo-naczyniowych i cukrzycy typu II, ale ten wachlarz chorób, które się wiąże z otyłością się cały czas powiększa, bo wiadomo, że otyłość może zwiększać ryzyko depresji, czy chorób neurodegeneracyjnych, a także chorób autoimmunologicznych. Trudno więc się dziwić nawet lekarzom, że w pierwszym odruchu widzą możliwe przyczyny innych schorzeń w otyłości. Chociaż często mogą się mylić lub wręcz traktować to jako tłumaczenia dla własnego nic-nie-robienia.
23 2021-07-19 10:28:09 Ostatnio edytowany przez Lady Loka (2021-07-19 10:40:41)
Lady Loka napisał/a:Daleka jestes od pietnowania i udzielania rad, ale kazde jedno zdanie z Twojej wypowiedzi jest oceniajace i szykanujace.
I jeszcze te teksty o Oswiecimiu, masakra.
Zastanow sie, zanim cos napiszesz, serio.Wiem co piszę i nie czuje żebym bezposrednio kogoś urazila. To , ze czegoś nie popieram nie oznacza ze szykanuje.
Tak jak pisalam otyłość to choroba taka sama jak np anoreksja czy bulimia a choroby się leczy a nie mówi , że są "ok". Jak się leczy nie wnikam dalej w temat bo przecież nie jestem lekarzem.
Wiesz, to, ze Ty nie czujesz, zebys kogos urazila nie oznacza, ze ktos nie moze poczuc sie urazony. I jak ktos Ci mowi, ze Twoje posty sa szykanujace, to warto to przemyslec zamiast isc w zaparte zwlaszcza, ze ja odpisuje Ci jako osoba majaca doswiadczenie z tej "drugiej strony".
Leczenie otylosci nie polega tylko na tym, ze sie mniej je, tak jak leczenie anoreksji nie polega tylko na tym, ze sie wiecej je. To sa choroby, ktore maja podloze psychiczne. I jedna i druga. Trzeba patrzec na nie bardziej kompleksowo niz wbijac w internety i pisac, ze deficyt kaloryczny i cwiczenia wystarcza. No do schudniecia wystarcza, ale nie naprawia ani relacji z jedzeniem, ani relacji z wlasnym cialem, ani tego, z jakiego powodu otylosc sie pojawila. To jest ten aspekt, ktory Ty totalnie ignorujesz, a ktory w leczeniu otylosci jest wrecz kluczowy.
Ja tam zaluje, ze nikt o tym nie mowil 10 lat temu i ze nikt nie pomogl mi w poradzeniu sobie z moimi problemami, wiec radzilam sobie jak moglam, a w moim przypadku to byly wlasnie fale glodzenia sie i fale kompulsywnego jedzenia. Mieszanka wybuchowa. Ale jak takiej osobie bys powiedziala, ze wystarczy mniej jesc i cwiczyc, to mam nadzieje, ze kiedys pojawi sie ktos, kto zasmieje Ci sie w twarz, skoro nie rozumiesz dlaczego taka rada jest zupelnie bez sensu.
Kluczem do wyleczenia otylosci jest wykluczenie tej pierwszej przyczyny, ktora prowadzi do objadania sie. A ona czesto wychodzi poza samo "lubie chipsy". I tu jest sens cialopozytywnosci. Trzeba nawiazac kontakt samemu ze soba, zeby byc w stanie cos zmienic.
Pipolinko, no to wyobraz sobie, ze jak jesz za malo i bardzo nieregularnie, to tez mozna przytyc bo organizm magazynuje ile moze na przyszlosc, bo nie wie, kiedy bedzie kolejny posilek. To nie jest jakas super nowosc, tylko znana wiedza z zakresu dietetyki. Zreszta ja to po prostu widzialam idealnie po sobie. Jak rozkrecilam metabolizm jedzac wiecej, to zaczelam chudnac. Dlatego dieta powinna byc okreslona indywidualnie i dopasowana do potrzeb pacjenta. Wtedy ma szanse zadzialac.
edit. Dziewczyny ja jestem bardzo daleka od tej "otylopozytywnosci", co juz kilkukrotnie tu napisalam. Zwracam uwage tylko na to, ze osoby otyle czesto sa traktowane niesprawiedliwie, gdzie bardzo czesto ta otylosc ma podloze w zupelnie innych miejscach. I uwierzcie, ze jakby osoba otyla weszla na forum i poczytala to, co tutaj piszecie, to wcale nie poczulaby sie lepiej. Wiem, bo przezylam takie rzeczy i do tej pory mam w sobie bariery np. w kontaktach z lekarzami. Nawet pomimo tego, ze schudlam 30kg. Do tej pory zastanawiam sie, czy na niektore rzeczy jestem juz wystarczajaco chudsza. I do tej pory zmagam sie z trudnymi relacjami z wlasnym cialem i z jedzeniem. Dlatego pisze, ze to jest bardziej skomplikowane i nie powinno byc sprowadzane do samego "jedz mniej". Ja jak slyszalam "jedz mniej" to tak to na mnie dzialalo, ze potrafilam 3 dni nie jesc nic i katowac sie po 2h dziennie na silowni. Bylam przekonana, ze moje wlasne cialo to moj najgorszy wrog i jeszcze na dodatek jest slabe i mnie nie slucha, bo przeciez wystarczy mniej jesc. Guzik. Sa sytuacje, w ktorych nie wystarczy. Sytuacje, w ktorych otylosc przykrywa inne problemy i dopoki te problemy nie znikna, to nic sie nie zmieni.
Cialopozytywnosc troche sie wykrzaczyla w tym, jak sie na nia patrzy, ale chodzi o to wlasnie, zeby sie o siebie zatroszczyc. Nie przez jedzenie czekolady tylko przez poradzenie sobie ze swoimi problemami. I chodzi tez o to, zeby osoby otyle nie czuly sie marginesem spoleczenstwa, bo czujac sie tak, nigdy nie poprosza o pomoc. Jak sie jest ocenianym na kazdym kroku, to nie chce sie isc do specjalisty, nie chce sie isc po diete, nie chce sie isc na terapie i nie chce sie isc do lekarza. Patrzac na to, z jakim ja mialam do czynienia ocenianiem mojej choroby przez pryzmat mojej wagi (gdzie nie bylo miedzy nimi zwiazku), to ja generalnie nie dziwie sie, ze jest wyzszy odsetek smierci na rozne choroby u osob otylych. Bo one po prostu ida do lekarza pozniej, bo wczesniej nie chca byc oceniane. I ja to doskonale rozumiem. Wiadomo, ze sa choroby wynikajace z otylosci, przeciazenia itd, ale to tez nie jest tak, ze kazdy otyly je bedzie mial. Ja, tak jak mowilam wczesniej, badania robie sobie co roku i wyniki zawsze mam idealnie w normach. I to nie jest powod do wielkiego zdziwienia, bo wbrew pozorom sporo osob ma dokladnie tak jak ja. A do tych osob nie dotrzecie argumentami o cukrzycy i nadcisnieniu (ktore nawiasem ma masa szczuplych osob). Po prostu zawsze warto sie zastanowic piszac o takich tematach, czy pomagamy czy szkodzimy. Czy pod wplywem naszego posta ktos bedzie chcial pomocy, czy pod wplywem naszego posta ktos zakopie sie w koldre i bedzie mial rzut choroby.
. I jak ktos Ci mowi, ze Twoje posty sa szykanujace, to warto to przemyslec zamiast isc w zaparte zwlaszcza, ze ja odpisuje Ci jako osoba majaca doswiadczenie z tej "drugiej strony".
Leczenie otylosci nie polega tylko na tym, ze sie mniej je, tak jak leczenie anoreksji nie polega tylko na tym, ze sie wiecej je.
Tak , ale ten " ktoś" zle zrozumial moje intencje tzn zrozumial tak jak chciał.
Ja w żadnym miejscu nie napisalam jak sie powinno leczyć i niczego nie sugerowalam. To zostalo sobie dopowiedziane. Napisalam co na mnie zadzialalo przy niedoczynności i hoshimoto. Ale ja nie mialam nigdy ani otyłości ani anoreksjj. Prosze o czytanie ze zrozumieniem.
Nierozumiem tego ataku. Bo mamy inne zdania na ten temat?
Lady Loka napisał/a:. I jak ktos Ci mowi, ze Twoje posty sa szykanujace, to warto to przemyslec zamiast isc w zaparte zwlaszcza, ze ja odpisuje Ci jako osoba majaca doswiadczenie z tej "drugiej strony".
Leczenie otylosci nie polega tylko na tym, ze sie mniej je, tak jak leczenie anoreksji nie polega tylko na tym, ze sie wiecej je.
Tak , ale ten " ktoś" zle zrozumial moje intencje tzn zrozumial tak jak chciał.
Ja w żadnym miejscu nie napisalam jak sie powinno leczyć i niczego nie sugerowalam. To zostalo sobie dopowiedziane.
Sama wiem na własnym przykładzie ze tyje sie od braku ruchu i byle jakiego jedzenia. Wkurza mnie jka ktoś mówi, że jest gruby bo choruje....bzdety. Jak nie jadlam chudlam jak zarlam tylam. O i cała tajemnica tych obciążających chorób.
Na tym zakoncze dyskusje
26 2021-07-19 10:56:31 Ostatnio edytowany przez zrzutekranu (2021-07-19 11:00:51)
Co za bzdury. Oczywiście, że otyłość jest czynnikiem chorobotwórczym, sprzyjającym między innymi cukrzycy, nadciśnieniu, chorobom serca i układu krwionośnego.
Akceptacja WYGLĄDU jak najbardziej. PROMOWANIE PATOLOGICZNEGO (tak, bo dla organizmu stan otyłości jest patologiczny) stanu organizmu - powinno być piętnowane.
I ja tu mówię o faktach które przedstawia medycyna, a nie o dowodach anegdotycznych. Fajnie, że masz dobre wyniki. Tylko lwia część otyłych ludzi już ich nie ma i to właśnie przez tą otyłość.
Dalej, szczucie osób otyłych. Zabawne, bo jak zwróci się otyłej osobie uwagę na ten temat to wszystkim odwala. A chudym? Można dopiekać, o jaki wieszak, suchoklates, pewnie ma anoreksje.
Obecnie mamy plagę otyłości i nadwagi i powinno się z tym walczyć, chociażby po to by odciążyć służbę zdrowia. Absolutnie nie promować.
I powtarzam - akceptacja jak najbardziej. Promowanie nie. Bo granica się już dawno zatarła.
Piszę to osoba która stała po chyba wszystkich stronach barykady - od otyłości, po wygląd więźnia z obozu koncentracyjnego, aż teraz atlety. I ja doskonale wiem jak bolą komentarze, spojrzenia. Tylko nigdy nie płakałem, że to inni niedobrzy tacy tylko brałem na klatę, że to mój problem, pomijając że geneza problemu nie wynikała w dużej mierze z obżarstwa, a tego, że byłem faszerowany lekami steroidowymi jak kurczak na fermie za dzieciaka.
27 2021-07-19 10:58:06 Ostatnio edytowany przez Pipolinka87 (2021-07-19 13:12:40)
"Wkurza mnie jka ktoś mówi, że jest gruby bo choruje....bzdety. Jak nie jadlam chudlam jak zarlam tylam. O i cała tajemnica tych obciążających chorób.
"
Tutaj zdanie wyrwane z kontekstu. Pisalam o niedoczynności i hoshimoto. Bo jak ktoś pisze, że tyje przez te choroby właśnie to wiem , że jest to nieprawda..to jest usprawiedliwienie sie.
Jeszcze raz proszę albo o czytanie ze zrozumieniem albo o niw komentowanie.Tez kończe bo nie widzę sensu.
28 2021-07-19 11:04:22 Ostatnio edytowany przez zrzutekranu (2021-07-19 11:05:18)
Lady Loka napisał/a:Wkurza mnie jka ktoś mówi, że jest gruby bo choruje....bzdety. Jak nie jadlam chudlam jak zarlam tylam. O i cała tajemnica tych obciążających chorób.
Na tym zakoncze dyskusje
Tutaj o niedoczynności i hoshimoto. Bo jak ktoś pisze, że tyje przez te choroby właśnie to wiem , że jest to nieprawda..to jest usprawiedliwienie sie.
Jeszcze raz proszę albo o czytanie ze zrozumieniem albo o niw komentowanie.Tez kończe bo nie widzę sensu.
Tyje się kiedy organizm wydatkuje mniej kcal niż spożywa się z żywności i różnica przy braku stymulacji dla mięśni (przy treningu w jakimś stopniu zostanie zużyta na odbudowę tkanki mięśniowej) zostanie zmagazynowana w tkance podskórnej, czynniki chorobotwórcze, genetyka, leki przesuwają te widełki, mogą sprzyjać odkładaniu tłuszczu i wiązać wodę. To czysta biologia i tu nie ma żadnego czary-mary.
29 2021-07-19 11:14:05 Ostatnio edytowany przez jjbp (2021-07-19 11:14:54)
Dalej, szczucie osób otyłych. Zabawne, bo jak zwróci się otyłej osobie uwagę na ten temat to wszystkim odwala. A chudym? Można dopiekać, o jaki wieszak, suchoklates, pewnie ma anoreksje.
To że dopieka się też tym naturalnie szczupłym nie znaczy że fat shaming nie istnieje. Oba zjawiska są jak najbardziej obecne i oba równie słabe. Zresztą, juz się raz po raz napotykam w internecie na krytykę takich tekstów do osób szczupłych więc fajnie, że ludzie zaczynają zauważać też druga stronę
Ależ oczywiście, że nikt nie musi się męczyć. Jeśli ktoś sobie chce być leniwy, gruby (wstaw dowolne) i chory, to cóż... to będzie. Jeśli ktoś się uprze niszczyć siebie i swoje życie, to też będzie. Chyba naprawdę lepiej się zająć własnym cialem i własną pozytywnością
Z tym mówieniem o usprawiedliwianiu otyłości trochę jestem zaskoczona. Nie do końca rozumiem kto ma usprawiedliwiać? Czy człowiek powinien się usprawiedliwiać przed innymi z tego jak wygląda? Czy przed sobą się ma usprawiedliwiać?
Akceptacja swojego ciała to jedno a poszerzanie wiedzy na temat ciała, chorób, wdrażanie zdrowego stylu życia to drugie. Te rzeczy się nie kłócą. Jak ktoś nie chce żyć zdrowiej to brak akceptacji dla swojego ciała w niczym mu nie pomoże.
Nie lubię mówienia o "głaskaniu po główce", bo czuję jakby ktoś traktował ludzi jak dzieci, które trzeba wychowywać, wywierać na nie presję, karcić. Ilekroć to słyszę czuję irytację i wewnetrzny sprzeciw.
Jeśli główny problem to jakieś profile na instagramie - to niestety ale nie mamy niewielki wpływ na to co ktoś sobie publikuje. Profili, fanpejdży jest mnóstwo, publikuje się różne treści, więc po co obserwować te, które irytują?
32 2021-07-19 12:23:36 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2021-07-19 12:24:19)
Loka, a jednak w niektórych chorobach gospodarka organizmu się zaburza, są też inne czynniki, które sprzyjają wahaniom wagi.
Ja akurat szczęśliwie nie tyję od encortonu zażywanego systematycznie od kilku lat, ale to powszechny problem.
33 2021-07-19 12:34:09 Ostatnio edytowany przez Pipolinka87 (2021-07-19 12:34:55)
Loka, a jednak w niektórych chorobach gospodarka organizmu się zaburza, są też inne czynniki, które sprzyjają wahaniom wagi.
Ja akurat szczęśliwie nie tyję od encortonu zażywanego systematycznie od kilku lat, ale to powszechny problem.
O tych chorobach ja napisałam. Zle zamieściłam cytat za co przepraszam bo wprowadzilam w błąd.
Ja choruje na niedoczynność i.hoshimoto i mój endokrynolog ma inne zdanie na ten temat.Moja mama choruje od wielu lat na niedoczynność i przy 165 waży 55 kg. Dlatego w moim odczuciu nie do końca tak jest, że od tych zaburzeń się tyje.
Z tym mówieniem o usprawiedliwianiu otyłości trochę jestem zaskoczona. Nie do końca rozumiem kto ma usprawiedliwiać? Czy człowiek powinien się usprawiedliwiać przed innymi z tego jak wygląda? Czy przed sobą się ma usprawiedliwiać?
Akceptacja swojego ciała to jedno a poszerzanie wiedzy na temat ciała, chorób, wdrażanie zdrowego stylu życia to drugie. Te rzeczy się nie kłócą. Jak ktoś nie chce żyć zdrowiej to brak akceptacji dla swojego ciała w niczym mu nie pomoże.
Nie lubię mówienia o "głaskaniu po główce", bo czuję jakby ktoś traktował ludzi jak dzieci, które trzeba wychowywać, wywierać na nie presję, karcić. Ilekroć to słyszę czuję irytację i wewnetrzny sprzeciw.Jeśli główny problem to jakieś profile na instagramie - to niestety ale nie mamy niewielki wpływ na to co ktoś sobie publikuje. Profili, fanpejdży jest mnóstwo, publikuje się różne treści, więc po co obserwować te, które irytują?
Widzisz, dla mnie to ogólnie absurdalne jest to, że kogoś obchodzi to jak wyglądają obcy ludzie czy nawet koledzy/koleżanki. W życiu by mi nie przyszło do głowy negatywnie się o kimś wypowiadać bo jest niski, chudy czy gruby (co innego z bliskimi przyjaciółmi kiedy takie żarty latają w obie strony) czy tam jak się nosi/ubiera.
Koło tyłka mi to lata.
Co innego jakbym miał się z osobą wiązać ale to już preferencje.
A internety to internety i one są specyficzne, ilzuroczny fragment rzeczywistości, pomalowany jak sobie tego dostawca treści zażyczy. Tam każdy jest idealny, piękny i wyretuszowany. Ba, nawet na forach, w których użytkownicy są w dużej mierze anonimowi dla odbiorcy i tak ludzie się kreują na wzory cnót wszelakich. W tym i na tym oczywiście.
Odbieranie tych treści dosłownie i bezkrytycznie jest zwyczajnie naiwne. Ale też mogę tego nie rozumieć, nigdy mnie ciągnęło do instagramów czy facebooków, jedynie znajomi mi tam pokazywali różne rzeczy.
Loka, a jednak w niektórych chorobach gospodarka organizmu się zaburza, są też inne czynniki, które sprzyjają wahaniom wagi.
Ja akurat szczęśliwie nie tyję od encortonu zażywanego systematycznie od kilku lat, ale to powszechny problem.
Tak tak. Ja akurat w swoich postach mocno podkreslalam to, ze czasami otylosc jest spowodowana przez inne czynniki, np. zaburzenia odzywiania, nerwice, zaburzenia ze spektrum autoagresji itd itp, to czesto tutaj wlasnie wychodzi i generalnie ograniczenie kalorii wtedy nic nie da, bo trzeba zadzialac glebiej.
Pipolinko, bardzo prosze, popraw ten cytat, bo potem beda mi ludzie zarzucac cos, czego nie powiedzialam.
Pipolinko, myślę, że choroby mogą nieźle namieszać i może dlatego nie macie problemów z wagą, że trzymacie chorobę w ryzach, dbacie o leczenie itd., nie pozwalacie choróbskom się rozhulać.
37 2021-07-19 12:50:56 Ostatnio edytowany przez Monoceros (2021-07-19 12:52:52)
Pipolinko, mówienie osobom otyłym "jesteś chora" jest krzywdzące bo nic za tym nie idzie - realne wsparcie, zrozumienie, pomoc. Nie, najczęściej idą teksty pt. dlaczego pani to sobie zrobiła, lubi sobie pani pofolgować, i jest jak mówi LadyLoka, ludzie uważają, że zrzucenie wagi magicznie pomoże, a do tego czasu nie warto nic robić, bo i tak jak nie zrzucę wagi to problem zdrowotny wróci. To tak jakby ktoś palaczowi leczenia astmy czy nowotworu płuc odmawiał, "bo i tak wróci". Brzmi absurdalnie? Ale mi odmówiono pomocy z rehabilitacją kolana dopóki nie zrzucę wagi. Nie żeby ktoś też powiedział, "jak" sensownie się odchudza, personel medyczny też ma piękne teksty jak ostatnio ta położna z Oleśnicy: "zamknij lodówkę".
To jak z feminizmem. To, że gdzieś ktoś zboczył z drogi i promuje rzeczy zupełnie absurdalne, nie oznacza, że cały ruch jest do śmietnika. Nie spotkałam się z promowaniem otyłości, mówimy tu o pozytywnym doświadczaniu swojego ciała, jakiekolwiek by nie było. Nikt nie mówi "jedz więcej, żebyś była bardziej otyła, to jest cool". Ale dziwią mnie takie posty jak Twój w temacie ciałopozytywności, bo jest oceniający i jest mi po nim psychicznie gorzej. Nikogo nie obwiniam - świadomie tu wchodzę. Ale to co piszesz Pipolinko87 ma negatywny ładunek.
Grube ciało jest SUPER. Każde ciało jest super. To z nadwagą, to z nowotworem, to z cukrzycą, to z niepełnosprawnością. Jest jedno jakie mamy i dopiero uznanie, że ono jest wspaniałe, bo w nim żyję, bo mogę w nim oddychać, jeść, myśleć, kochać się, tworzyć, tańczyć, doświadczać, być w kontakcie z ludźmi, to jest uzdrawiające. Co nie jest wspierające to karmienie się ze wszystkich stron komunikatami "takie be, takie fuj, stare brzydkie, zmarszczki ble, wałki obrzydliwe, rozstępy ohydne, za chuda, za gruba, za duża pupa, za małe piersi, za dużo włosów, za mało kolagenu".
Nie uważam, że "chudym się upiecze" jest dobre... to kolejna odslona naszej cywilizacja "bycia niewystarczającą". Ale nie o tym tu rozmawiamy.
Wkurza mnie też, że ludzie łączą otyłość jednoznacznie z chorobami. To, że istnieje związek, nie oznacza, że każda napotkana osoba JEST lub BĘDZIE chora. Chyba większość ludzi nie zdaje sobie z tego sprawy, że otyłość czy nadwaga dodają procenty do RYZYKA, że zachorujesz na cukrzycę. Tylko widzą to zero-jedynkowo - otyłe ciało = chore.
Powiedzmy, że każdy - chudy czy nie - ma ok 25% szans na nadciśnienie, osoba z nadwagą 50% a osoba otyła 75%. Ja tam zawsze miałam - do pandemii - idealne wyniki badań i żadnych chorób, które ludzie łączą z otyłością. Gdybym nie skręciła kolana na łyżwach to też ze stawami nic... Problemem jest to, że gdy na scenę wchodzi otyłość, zapomina się że istnieją też pozostałe czynniki np. chorób układu krążenia, genetyka, środowisko...
Obecnie mamy plagę otyłości i nadwagi i powinno się z tym walczyć, chociażby po to by odciążyć służbę zdrowia. Absolutnie nie promować.
Szkoda, że w tak wielu komuniktach, które do mnie docierają, "powinno się z tym walczyć" jest równoznaczne z "uświadamianiem mnie" jak bardzo jestem chora (tak jakby otyli ludzie nie wiedzieli, z jakim piętnem się spotykają??), sama sobie to zrobiłam i ile kosztuję służbę zdrowia (poczucie winy), ile mnie nieprzyjemności czeka, jakie choroby (straszenie), że mogłabym zamknąć lodówkę i mniej żreć (zawstydzanie), przecież wystarczy liczyć kalorie i tyle (bagatelizowanie); a to że ktoś ma nadwagę bo kontrolowanie wagi utrudniają mu choroby współistniejące to bzdura (umniejszanie trudności).
Nie słyszę nigdzie głosów domagających się: "klaszczcie i wiwatujcie na mój widok bom otyła i to jest wspaniałe osiągnięcie" tylko raczej: "odwalcie się od mojego ciała, bo wasze komentarze pogłębiają mój problem ze sobą".
Posty Monoceros w tym temacie są 10/10
39 2021-07-19 13:21:53 Ostatnio edytowany przez Pipolinka87 (2021-07-19 13:24:49)
. Ale to co piszesz Pipolinko87 ma negatywny ładunek.
.
Być może, ale poczułam się tak jakbym wytykala co najmniej ludzi na ulicy palcami a tak nie robilam i nie robię. Jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło powiedzieć komuś , że zle wygląda bo jest taki czy siaki.
Mówię o swoich uczuciach bo tak jak pisalam mam w gronie najbliższych chorująca na otyłość osobę i jest mi zwyczajnie jej szkoda. Chciałabym żeby żył jak najdłużej i był zdrowy. Żebyśmy mogli się wybrać całą rodziną np na spacer czy w góry a nie słuchać" nie mam siły" . Zamyka się w pokoju i włącza tv a do tego je i je i jest coraz gorzej. Naprawde mega przykro ma coś takiego patrzeć.
Każdy też mierzy swoją miarą. Sama jestem obecnie w ciąży i moja waga dobila 95 kg. Co wizytę lekarz zaznacza wykrzykniki przy mojej wadze i mówi o konsekwencjach , ale ja się na to nie obrazilam i udalo mi się więcej nie tyc. Ja wiem , że nie jestem dobrym przykladem do naśladowania. To ze mnie nie dotykaja słowa lekarza nie znaczy , że kogoś innego to nie urazi.
Po prostu opisalam z mojego punktu widzenia i moim celem nie było to aby brać do siebie to co ja tutaj piszę.
Patrzysz potwornie stereotypowo, strasznie. Sa osoby otyle, ktore maja taka kondycje, ze niejedna osoba szczupla moze pozazdroscic
otylosc nie zawsze bierze sie z tego, ze sie siedzi przed tv i je. I to Ci tu probujemy wytlumaczyc.
No nie wiem, Monoceros, chyba jednak zbyt osobiście podchodzisz do tematu.
Nie zgadzam się, że otyłość jest super i właśnie przeciwko takiemu podejściu się opowiadam. Nie ma to nic wspólnego z brakiem tolerancji wobec osób, które mają dużo za dużo kg i nie jest probą wpychania ich w złe samopoczucie, kompleksy itp.
Moim zdaniem takie podejście do otyłości jest wypaczeniem idei ciałopozytywności. Sama idea jest jak najbardziej ok, przeciwdziała zapędom wmówienia np. kobietom, że z cellulitem trzeba walczyć, podczas gdy jest to immanentna cecha kobiet, albo że trzeba walczyć ze zmarszczkami, które są normalnym efektem procesu starzenia się, itd. Ale otyłość to nie jest ta sama „półka”. I zwróć uwagę, że nie mowię tu o kilku zbędnych kg, czy nawet nadwadze, ale o otyłości. Nie mam zamiaru przyklaskiwać twierdzeniu, że otyłość jest super i udawać, że nie ma związku z wieloma stanami chorobowymi.
I nie podoba mi się, że nagle osoby, które nie zachwycają się osobami otyłymi stają się passe i trzeba je napiętnować, że psują samopoczucie osobom otyłym.
Patrzysz potwornie stereotypowo, strasznie. .
No właśnie nie. Jak zauważyłaś odwołuje się tylko do własnych doświadczeń. Nie opieram się na stereotypach. Ale i tak przecież jestem " be" bo nie popieram przyklaskiwaniu otyłości i co nie napiszę juz teraz będzie odbierane jako atak. A to , że ktoś wyrywa moje zdania z kontekstu i przypisuje cechy, których nie posiadam to juz nie jest atak
43 2021-07-19 14:31:49 Ostatnio edytowany przez Lady Loka (2021-07-19 14:34:04)
Lady Loka napisał/a:Patrzysz potwornie stereotypowo, strasznie. .
No właśnie nie. Jak zauważyłaś odwołuje się tylko do własnych doświadczeń. Nie opieram się na stereotypach. Ale i tak przecież jestem " be" bo nie popieram przyklaskiwaniu otyłości i co nie napiszę juz teraz będzie odbierane jako atak. A to , że ktoś wyrywa moje zdania z kontekstu i przypisuje cechy, których nie posiadam to juz nie jest atak
Pipolinko nie wiem jak dokladnie przeczytalas moje wypowiedzi, ale ja nigdzie nie popieram otylosci. Ty natomiast lecisz stereotypami az milo i dziwisz sie, ze ktos zwraca na nie uwage...
Ja absolutnie uwazam, ze jak sie schudnie, to jakosc zycia jest zupelnie inna, tyle, ze do tego kazda osoba powinna dojrzec sama, bo to jest dluga droga i wymaga zmiany calego stylu zycia. I nie uwazam, zeby promowanie wszedzie tego, ze otylosc jest ok bylo fajne, uwazam, ze nie jest. Ale sama z drugiej strony spotkalam sie z fatshamingiem i nie zycze tego nikomu, bo to nie sprawialo, ze chcialam schudnac. Sprawilo, ze nawet teraz mam problem z pojsciem do lekarza.
Patrzysz potwornie stereotypowo, strasznie. Sa osoby otyle, ktore maja taka kondycje, ze niejedna osoba szczupla moze pozazdroscic
![]()
otylosc nie zawsze bierze sie z tego, ze sie siedzi przed tv i je. I to Ci tu probujemy wytlumaczyc.
Tu niestety do złego wizerunku osób otyłych przyczyniają się kłamczuchy co twierdzą, że tyją od patrzenia na jedzenie a to że spotykasz kogoś takiego w centrum handlowym jak wychodzi z MC Donalda to jest przypadek i w ogóle to on tylko colę light i małe frytki :DD
Ja nawet nigdy nie pytam ani nie chcę wiedzieć, ludzie czasem sami się zaczynają tłumaczyć ze swojego obiadu jak zajadam w ich towarzystwie pieczone warzywa. W każdym razie statystyki mówią, że otyłość spowodowana chorobami czy skutkami ubocznymi niektórych leków jest rzadkim zjawiskiem. Natomiast w życiu spotykam praktycznie same tego typu tłumaczenia Kto kłamie?
Czasem też mam wrażenie, że tu wcale nie chodzi o akceptację bo mało się się mówi w mediach o buractwie w społeczeństwie, wyżygiwanie wręcz własnych spostrzeżeń o które nikt nie prosił i totalny brak kultury. O czym trąbią to są szczupłe modelki w reklamach. Czemu się ich uczepili wszyscy i chcą tam wprowadzać różnorodność? Na prawdę marketing opiera się na liczbach i to nie jest żadna dyskryminacja że producent chce mieć w kampanii modelkę, która sprzedaje... Bo dopóki hajs się zgadza to my w marketingu mamy totalnie wywalone na to kto jest obok produktu na zdjęciu Także ja czasem nie wiem o co walczą te wszystkie ruchy ciałopozytywne.
Otyłość to choroba, która prowadzi do miliona innych chorób, więc jakieś tłumaczenie, że się kochać trzeba takiego jakim się jest, jest bez sensu. Jeżeli ktoś faktycznie się kocha, a nie tylko chce uzywac metod spolecznego regimentowania, żeby przypadkiem nie slyszeć bolacej prawdy o sobie, to bierze się za siebie, idzie do terapeuty, do dietetyka, do trenera i ma w czterech literach co sobie myslą inni ludzie.
Cialopozytywność to zwykla ściema dla ludzi, którzy wola się użalac nad sobą i robić z siebie ofiary fat shaming, zamiast przestać zawiścić szczupłym ludziom i wziąść się za siebie.
46 2021-07-19 16:07:42 Ostatnio edytowany przez jjbp (2021-07-19 16:10:49)
Cialopozytywność to koncept kochania swojego ciała i siebie w każdym stanie. Nie wyklucza to dążenia do zdrowszej wersji siebie jak się ma problemy z wagą. W sumie to sama odpisałaś koncept cialopozytywnosci: "bierze się za siebie (cokolwiek to w danym momencie życiowym dla tej osoby znaczy) i ma w czterech literach co sobie myslą inni ludzie."
Cialopozytywność to koncept kochania swojego ciała i siebie w każdym stanie. Nie wyklucza to dążenia do zdrowszej wersji siebie jak się ma problemy z wagą. W sumie to sama odpisałaś koncept cialopozytywnosci: "bierze się za siebie (cokolwiek to w danym momencie życiowym dla tej osoby znaczy) i ma w czterech literach co sobie myslą inni ludzie."
No, tylko to raczej dziwne, że żadne z tych cialopozytywnych influencerek nie zrzucaja wagi, a jak nawet jest cień plotki, że coś ze soba wreszcie robią, to od razu spotyka je fala hejtu, że zdradzaja swoją społeczność.
48 2021-07-19 16:37:29 Ostatnio edytowany przez Monoceros (2021-07-19 16:39:59)
MagdaLena1111 oczywiście, że podchodzę osobiście, bo jestem osobą otyłą. Co mam powiedzieć, dotyka mnie to co ludzie tu piszą, ale na razie jeszcze jestem w stanie o tym rozmawiać, bo mam lepszy czas ze sobą. Gdybym go nie miała, wypowiedzi tutaj wywołałyby u mnie spiralę nienawiści wobec siebie, która kończy się na słodyczach.
I nie piszę tego jako usprawiedliwienia. Ale raczej jako uwagę do wszystkich, którzy mają tak jak Pipolinka - to, że Ci kogoś "żal" oznacza, że traktujesz tę osobę z góry, bo wiesz lepiej. Akurat może starasz się po sobie tego nie pokazywać, ale o tym piszesz otwarcie. Inni nie mają zahamowań i wytykają mnie palcami. Ostatnio nawet w autobusie zostałam zwyzywana od grubych pi**.
Nie chcę, żeby komuś było mnie żal, osoby otyłe w większości doskonale zdają sobie sprawę z konsekwencji, przyczyn. A jeśli nie to nie potrzebują "żalu" i uwag, że "przykro na coś takiego patrzeć" bo to jest bolesne. Potrzebują albo zostawienia w spokoju albo realnego wsparcia, którego mogą udzielić osoby do tego przygotowane.
Wiele osób to pisze, nie wiem czy do mnie, więc proszę tutaj o cytat, gdzie KTOKOLWIEK w tym wątku napisał, że otyłość jest super albo przyklaskuje otyłości.
Beyondblackie, Twoja wypowiedz jest równie mocno oceniająca co i niezrozumiała. Kochanie siebie a praca nad sobą to są właśnie synonimy. Rozumiesz, że ciałopozytywność właśnie ma przekonać ludzi do POKOCHANIA siebie żeby mogli zacząć nad sobą pracować?
49 2021-07-19 16:50:55 Ostatnio edytowany przez Beyondblackie (2021-07-19 16:55:40)
Monoceros. to Ty mi proszę wyjaśnij dlaczego takie czampionki cialopozytywności jak Tess Holliday, po latach agitowania w temacie ciągle ważą tyle samo albo nawet więcej, albo starają się gaslightować wszystkich dookola, że maja jakieś skomplikowane choroby wyssane z palca. Tess chyba ostatnio twierdziła, ze ma... anoreksję. Jasne.
Jedyne osoby, które widze, ze faktycznie chcą sobie pomóc, to takie, które przyznaja do tego, że mają problem i nie tracą czasu na ezoteryczne dywagacje w temacie ciałopozytywności.
Dajmy ludziom być grubymi i przestańmy się tak bardzo zasłaniać troską o zdrowie obcych nam osob
Mówienie osobom otyłym, że mają mniej żreć to mniej więcej tak, jakby powiedzieć osobie w depresji, żeby się wzięła w garść.
Gdyby to było takie proste...
Ten tytuł jest bardzo niefajny. Dajmy ludziom żyć!! A jak ktoś tak szczerze się martwi losem i zdrowiem otyłego, to zawsze może go/ją wesprzeć w treningach. Im większa nadwaga, tym ćwiczyć cokolwiek jest trudniej. Trzeba mieć o wiele większe samozaparcie niż u osoby szczupłej. Jak stawy wysiądą, to już w ogóle błędne koło.
Czemu rozmowa o ciałopozytywności sprowadza sie do "jakim prawem pani X jest gruba i pokazuje swoje ciało publicznie"? XD Jest gruba i się pokazuje.. bo może. Oraz za pewne dlatego, że daje jej to popularność, którą napędzają jak widać fani oraz osoby oburzone tym co prezentuje
Rozumiem troskę o bliskich, ale to że chcemy, żeby ktoś schudł wcale tego nie spowoduje. Podobnie z innymi życzeniami względem ludzi.
Jeśli jestem kulawa czy mam inną widoczną dolegliwość, czy problem, to tez nie potrzebuję, żeby każdy mi o tym mówił, bo to wiem. To raczej powoduje, że ludzie się bardziej zamykają, odsuwają.
Wiesz, jedną rzecza jest nachalne informowanie randomowych ludzi o ich otyłości, a inną niechęc do tego by czyjeś super delikatne uczucia dyktowały moje obiektywne postrzeganie rzeczywistości. Przepraszam, a wkolo alkoholików czy narkomanów też chodzimy na paluszkach, żeby tylko biedny żuczek się nie obraził? Oczywiscie, że nie, bo to absurdalne. Chęć leczenia musi wyjść od samego zainteresowanego, ale trzymanie go w komforcie chlania czy ćpania, wcale tej decyzji mu nie ułatwia.
Wmawianie klinicznie chorej osobie, że ma się kochać taka jaka jest, bo "piękno jest w kazdym rozmiarze" jest nie tyle nieprawdą, co bardzo okrótnym kokonem komfortu.
Fakt, lepiej żeby siebie nie cierpiała. Wtedy na pewno w podskokach i dobrej kondycji psychicznej "weźmie się za siebie"
Fakt, lepiej żeby siebie nie cierpiała. Wtedy na pewno w podskokach i dobrej kondycji psychicznej "weźmie się za siebie"
Ale dobre przekręcanie kota ogonem.
Przecież nie chodzi o to, żeby dołować kobitę i mówić jej ciągle jak źle wygląda. Nie, chodzi o uzmysłowienie jej jak niebezpieczna jest jej kondycja i do czego może prowadzić, i jak najbardziej wspierać w diecie, treningach i pracy terapeutycznej. Alkoholikowi przecież nie podstawiasz kolejnych drinków z zapewnieniem, że jego picie to norma.
56 2021-07-19 20:48:06 Ostatnio edytowany przez Husky (2021-07-19 21:16:04)
Ja mam za sobą lata anoreksji, a następnie bulimii (wieeelu terapii i szpitali również). Nigdy nie miałam nadwagi, ale moje wahania kilogramowe były potężne (35kg w najgorszym momencie i 55 w górce), co nigdy nie mogło się obejść bez komentarzy otoczenia, więc jakieś doświadczenie moim zdaniem posiadam. I w ramach tego doświadczenia chciałabym powiedzieć, że wypowiedzi Pipolinki w ogóle mnie nie obrażają, za to podejście Lady Loki uważam za niebezpieczne.
Tak jak zakazano pokazywania na wybiegach zbyt wychudzonych ciał, wiedząc, że ekspozycja na takie standardy jest niebezpieczna dla tkanki społecznej, tak jak unika się w telewizji pokazywania ludzi pod wpływem alkoholu czy narkotyków, tak samo sugerowanie, że bycie otyłym „jest OK” również powinno być poddane refleksji. Z badań wynika, że ludzie przebywając w środowisku, gdzie dominuje nadwaga, sami również przejmują złe wzorce żywieniowe i dążą do pogorszenia kondycji swojego ciała. Główne ruchy ciałopozytywne w USA w otwarty sposób negują powiązania otyłości z chorobami serca czy problemów ze stawami i promują teorie spiskowe na temat WHO, twierdząc, że otyłość jest super (tak serio „super”, a nie, że możesz być fajna, nawet jak jesteś otyła). Kojarzy mi się z bardzo niefajnym i nielegalnym w wielu krajach ruchem „pro-ana”, który mówił, że jesteś super jak masz anoreksję.
Rozumiem intencje przyświecające wielu osobom, które się tutaj wypowiadają, na przykład sposób pojmowania ciałopozytywności przez Monoceros jest mi bliski. Nie jest mi jednak bliskie cenzurowanie świata w sposób jaki postuluje Lady Loka i koncepcja, że miałoby to komukolwiek pomóc.
Co do leczenia otyłości - nieodmiennie najlepsze wyniki jeśli chodzi o terapię uzależnień takich jak trudna relacja z jedzeniem, narkomania czy alkoholizm, przynosi terapia behawioralno-poznawcza. Równolegle można i TRZEBA pracować nad swoim stosunkiem do siebie i świata, nad rozumieniem i przerabianiem emocji, ALE podstawą jest zaniechanie dysfunkcyjnych nawyków. I nie potrzeba do tego samoakceptacji - ta z dużym prawdopodobieństwem pojawi się dopiero po wieeelu latach terapii, jeśli w ogóle. Ale do tego NAJPIERW trzeba zacząć tę terapię i zmianę nawyków. Tak, jak alkoholik pod wpływem alkoholu nie może odbywać terapii, albo narkoman na haju, tak samo osoba uzależniona od jedzenia, żeby cokolwiek przerabiać, musi za pomocą sprawdzonych metod najpierw przerwać dysfunkcyjne narkotyzowanie się nadmiarem albo niedoborem jedzenia. Terapię anoreksji w szpitalach zaczyna się od przywrócenia właściwej masy, dopiero potem wkracza robota psychologa, podobnie w bulimii - najpierw zapobiega się kompulsywnemu objadaniu i reguluje rytm biologiczny, dopiero potem grzebie się w dzieciństwie i poczuciu wartości. Z jakiegoś jednak powodu wobec osób otyłych środowiska ciałopozytywności promują podejście, że najpierw muszą się poczuć ze sobą dobrze, najpierw wszyscy muszą być dla nich mili i dopiero wtedy może uda im się coś zmienić, albo wręcz zmiana magicznie przyjdzie sama. Dodatkowo pomija się wiedzę jak otyłość wpływa na chemię mózgu, gospodarkę hormonalną i jak często osoby otyłe mają rozregulowany układ nagrody, co w oczywisty sposób utrudnia proces terapeutyczny.
Ciekawe są też błędy poznawcze zaburzonych osób, jeśli chodzi o koncepcje ile tak właściwie jedzą, co prowadzi do przedziwnego rozdzielenia przyczyno-skutkowości podaży kalorycznej od wagi. Nawet w tym wątku widać przejawy takiego typu myślenia. Osoby otyłe potrafią niesamowicie zaniżać wielkość spożywanych posiłków, twierdząc, że „to nie ich wina że tyją, przecież prawie nic nie jedzą”, podobnie jak alkoholik zaniża ilość wypijanego alkoholu. Nie koniecznie jest to kłamstwo, a naturalny efekt mechanizmów obronnych, które może unaocznić dobra terapia, ukierunkowana najpierw na zmianę zachowań, nie zaś abstrakcyjną samoakceptację. Nie pomijam przy tym jej (samoakceptacji) wartości, ale uważam, że nie jest podstawą wyjścia z problemów żywieniowych, podstawą jest metodyczna zmiana swojego zachowania, w której to zmianie ruchy ciałopozytywności wręcz przeszkadzają (tak jak ruchy pro-ana przeszkadzają w wychodzeniu z anoreksji, albo środowisko adorujących się nawzajem pijących alkoholików w zaprzestaniu picia).
I tak, osobiście uważam że kolokwialny tekst „wystarczy że anorektyczka będzie żarła więcej, a bulimiczka czy osoba otyła mniej” za podstawowo słuszny (chociaż prostacko wyrażony) i co więcej, ma on ugruntowanie we współczesnej wiedzy psychologicznej, jak bardzo by to kogoś nie urażało, nie denerwowało czy nie bolało. I mam nadzieję, że jako osoba z tak długą i bogatą historią w temacie mam prawo wyrazić niniejszą opinię i nie być zwymyślana za napastliwy czy agresywny ton;)
Jakąś alternatywą dla ciałopozytywności jest ruch analogiczny do AA o nazwie AŻ, czyli Anonimowi Żarłocy. Jako osoba niereligijna nie jestem wielką fanką grup 12 krokowych, ale idea zdrowej akceptacji człowieka jako takiego i słusznego potępienie otyłości, jako czegoś, co już fajne nie jest uważam za super:)
dodatkowo całość ruchu nie opiera się na zwykłej afirmacji czy potępieniu, ale na faktycznym i metodycznym działaniu na rzecz autentycznej zmiany i poradzenia sobie z problemem, czego w ramach ruchu ciałopozytywności nie ma w ogóle (i co też chyba najbardziej mi tam zgrzyta).
Ps. Przypomniało mi się jeszcze, że chciałam wspomnieć o kwestii ostracyzmu społecznego, krzywych spojrzeń czy komentarzy. Zabawne, że na większości terapii słyszy się coś w tym stylu „tobie się tylko wydaje, że twoja waga kogoś obchodzi, tak naprawdę ludzie zajęci są sobą i w ogóle nie zwracają uwagi”… tiaaa:P to niesamowite ile czasu i energii obcy ludzie potrafią włożyć w komentowanie i przekazywanie sobie informacji o cudzym ciele, ale przecież nie dotyczy to tylko wagi. Wystarczy inny ubiór, inny wzrost, specyficzny sposób chodzenia i siłą rzeczy człowiek staje się tematem rozmów na ulicy. Owszem, z reguły jest to niekomfortowe, ale wydaje mi się, że dopóki ktoś nie jest bezpośrednio ofensywny to próba cenzurowania takich zachowań jest ze szkodą dla wszystkich stron. Z jednej ludzie zaczynają się nadmiernie kontrolować, problematyczna zaczyna być zwykła rozmowa, żeby kogoś nie urazić, z drugiej nam samym przesuwa się coraz bardziej granica tego, co nas uraża.
Problemem jest, jeśli nasza samoocena jakkolwiek zależy od szeptów za plecami typu „zobacz, ale grubas” albo „zobacz jakie dziwne włosy”, a nie, że takie teksty występują, bo występowały i będą występować - nie na temat wagi bo ocenzurujemy, to na inne, potencjalnie równie niekomfortowe tematy. Są w ogóle ciekawe badania o utracie naturalnej „odporności na urażenie” pod wpływem określonej kultury terapeutycznej. Dlatego jak we wszystkim (i jedzeniu i urażaniu) - kwestia zachowania zdrowych proporcji:D
Totalnie się zgadzam z poprzednią wypowiedzią. Otylość jest taka sama chorobą jak alkoholizm czy innego rodzaju uzaleznienie i powinna być odpowiednio traktowana.
Monoceros. to Ty mi proszę wyjaśnij dlaczego takie czampionki cialopozytywności jak Tess Holliday, po latach agitowania w temacie ciągle ważą tyle samo albo nawet więcej, albo starają się gaslightować wszystkich dookola, że maja jakieś skomplikowane choroby wyssane z palca. Tess chyba ostatnio twierdziła, ze ma... anoreksję. Jasne.
Jedyne osoby, które widze, ze faktycznie chcą sobie pomóc, to takie, które przyznaja do tego, że mają problem i nie tracą czasu na ezoteryczne dywagacje w temacie ciałopozytywności.
Nie wiem co mówią jakieś wielkie osoby w świecie ciałopozytywności, tak samo jak nie słucham tych wielkich "feministek" nienawidzących mężczyzn. To, że ktoś wypacza ideę dla własnego zysku nie ma nic wspólnego z ZAŁOŻENIEM, które ma sens, ma wartość.
To, że coś uważasz za ezoteryczne dywagacje może być Twoim podejściem, co nie zmienia faktu, że psychika i zdrowie psychiczne istnieją i mają realny wpływ na ludzkie zachowania. A elementem zdrowia psychicznego jest "stabilna i w miarę wysoka samoocena", cytując Rosenberga.
Wiesz, jedną rzecza jest nachalne informowanie randomowych ludzi o ich otyłości, a inną niechęc do tego by czyjeś super delikatne uczucia dyktowały moje obiektywne postrzeganie rzeczywistości. Przepraszam, a wkolo alkoholików czy narkomanów też chodzimy na paluszkach, żeby tylko biedny żuczek się nie obraził? Oczywiscie, że nie, bo to absurdalne. Chęć leczenia musi wyjść od samego zainteresowanego, ale trzymanie go w komforcie chlania czy ćpania, wcale tej decyzji mu nie ułatwia.
Wmawianie klinicznie chorej osobie, że ma się kochać taka jaka jest, bo "piękno jest w kazdym rozmiarze" jest nie tyle nieprawdą, co bardzo okrótnym kokonem komfortu.
Są dwie drogi: albo mówi się ludziom, że są nie okej i mają się nienawidzić, za to jakimi są, albo mają kochać siebie za to, jakimi są. Nie ma drogi po środku, nie w temacie samoakceptacji. Widzisz jakąś?
I wiesz co, próbowałam ścieżki nienawiści. Jak zapewne większość osób z nadwagą i otyłością.
Próuję sobie wyobrazić problem, który wynika z właściwie pojmowanej ciałopozytywności i nie potrafię go zwizualizować. Co jest złego w tym, że ktoś promuje AKCEPTACJĘ swojego ciała?
Nie czaję. Jaką krzywdę może mi przynieść wreszcie zaakcpetowanie i pokochanie mojego ciała? Jaki zły przykład będę dawać, mówiąc, że ciało jest super, dobrze je mieć, każde jest dobre i przydatne i pozwala na wspaniałe rzeczy? Jaką drogą idzie rozumowanie kogoś, kto uważa, że to jest krzywdzące, niesłuszne czy niebezpieczne? Niezdrowe? Tylko tyle, nie dodając tutaj żadnych innych komunikatów "jej, super, jedz więcej", "lenistwo jest fajne". Proszę wyjaśnij mi jak przykładowo zareaguje nastolatek czy nastolatka słuchający takiego przekazu.
Mogę Ci opowiedzieć o tym, jak reaguje nastolatka słuchająca przeciwnego przekazu: twoje ciało nie jest okej, musisz je zmienić, w tym rozmiarze nie będzie nigdzy piękna.
Otyłość to kwestia dbiania o siebie, troski o swój stan, bycia dla siebie realnie dobrym... a dbają o siebie tylko Ci, którzy siebie kochają, którzy uważają, że są warci czasu, uwagi, troski, delikatności...
59 2021-07-20 06:24:26 Ostatnio edytowany przez Pipolinka87 (2021-07-20 06:26:57)
Są dwie drogi: albo mówi się ludziom, że są nie okej i mają się nienawidzić, za to jakimi są, albo mają kochać siebie za to, jakimi są. Nie ma drogi po środku, nie w temacie samoakceptacji.
I tutaj w pełni się zgadzam. Żyjemy tu i teraz z takim ciałem jakie mamy i nie widzę powodu żeby w danym momencie siebie nienawidzić.
Z drugiej strony nie rozumiem dlaczego cialopozytywnosc zaklina rzeczywistość? Osoba otyła nie ma super kondycji. Sama miałam okazję chodzić / jeździć na rowerze wiele km po górach z nadwaga i bez. No jednak bez dawałam radę a z bylo mega ciężko i przepraszam , ale będzie ostro nie widzialam osób z otyłością w górach, na rowerze, basenie i w innym miejscu gdzie można sobie wyrobić kondycje.
Czytalam też blog matki cierpiącej na otylosc, która zwierzala się ze nie miala sił zająć się własnym dzieckiem. I to jest takie super?
Podobnie te słynne przewijające się " wyniki badan" , które osoba otyla moze miec rzekomo świetne. Pewnie dlatego lekarz z czystej złości i braku kultury ostrzega , że warto schudnąć. Ale co tam lekarze wiedzą ? Oni potrafia tylko dopiec.Tez mialam skręcone kolano i naprawde przy 95 kg odczuwam , że kiedyś bylo skrecone a przy niższej wadze robilam po 40 km i nie dawało się we znaki..ale co tam ja wiem.
I o ile naprawdę obojętne mi co robia ze swoim życiem osoby obce to ruch cialopozytywny odbieram osobiście bo sama się borykam z nadmiernymi kilogramami i nie będę obojętna wobec osób mi bliskich.
Nadprogramowe kilogramy mogą być bardzo szkodliwe dla zdrowia i o tym powinno mówić się na równi z akceptacja. Jest to tak samo ważne. Nie chodzi o to , że " przeciez mam lustro i wiem jak wyglądam" tylko o to że swiadome wypędzanie się w chorobę jest skrajnie złe.
Teraz czekam na hejt bo przecież to kogoś mogło obrazić i po co wyrażam własne zdanie i rzucam stereotypami
Monoceros, ale przecież wcale nie trzeba sie nienawidzieć majac sporą nadwagę. Właśnie, że człowiek siebie kocha reflektuje się, przyjmuje do wiadomości fakty i coś z tym robi. Natomiast jakieś fetyszyzowanie rozmiaru XXL jako tak samo normalnego jak 38 jest groteskowe i malo przydatne komukolwiek. Takie wmawianie sobie, że jestem piękna w stanie oczywistej otylości jest prosta drogą...do pozostania w stanie otyłości, bo zawsze mogę znaleźć wymówkę by nic w swoim życiu nie zmienić.
Moja pozycja nie bierze się z jakiegos faszystowskiego rozumienia estetyki, bo to czy ktos ma 2 kg w górę czy w dół jest taką kwestią i tu sobie można dywagować lekko czy podrzeźbić się czy nie. My tu mówimy o dużej, zdrowotnie upośledzającej otyłości, która jest problemem medycznym. Przepraszam, dziewczynie z anoreksja tez byś radziła by kochala się w obecnej formie, choć ledwo zipie i w kazdej chwili może zejść na zawał serca?
Ale czemu was tak to boli, że ktoś (ktokolwiek) może uważać się za pięknego, dobrze się ze sobą czuć? Czy nie jest tak, że same odmawiacie sobie do tego prawa i stąd te emocje?
Mam kilka otyłych dziewczyn 20+, 30+ na zajęciach. Czy mam im robić pogadanki na temat zagrożeń związanych z nadwagą? Jako znajoma, kursantka, nie jako lekarz (ani moja rola ani zawód). Mam im mówić, że nie powinny być dla siebie tak pobłażliwe, albo że za dobrze się ze sobą czują, że martwię się o ich zdrowie? Krzywić się z niesmakiem, żeby ogarnęły, że coś z nimi nie tak i się za siebie w końcu wzięły? ;-)
Ja wolę się cieszyć, że dobrze się czują, są aktywne i życzyć im (w duchu) zdrowia. Dorosłe inteligentne osoby mają wiedzę na temat odżywiania, zetknęły się z kampaniami, akcjami na temat odżywiania. Ich wygląd, ich decyzje, ich sprawa.
62 2021-07-21 00:50:39 Ostatnio edytowany przez Husky (2021-07-21 00:56:30)
Monoceros przeczytałaś mój post? Wydaje mi się, że zawarłam tam odpowiedź na większość Twoich pytań, ciekawa jestem jak byś się do nich odniosła. Bardzo szanuję Twoje podejście do problemu z pierwszych postów, a potem mam wrażenie, że narracja rozbija się o Twoje osobiste problemy z tematem (mam nadzieję, że nie urażę Cię tym stwierdzeniem).
Zdaję sobie sprawę, że to co pomogło mi niekoniecznie pomoże innym, ale jednak wymagałabym odrobiny ucziciwości metodycznej. Za postem beyondblackie wchodzę na posty różnych osób związanych z bodypositive i widzę, że efekty są marne. Na przykład na stronie Galantalali ciągle przewija się info, źe zmaga się z BED, a do tego regularnie neguje związek wagi i złych skutków zdrowotnych nadwagi. BED to to samo co bulimia, tylko bez kompensacji i nikt mi nie wmówi, że człowiek i jego otoczenie są szczęśliwi z tą przypadłościa, która w bezpośredni sposób prowadzi do otyłości, ale nie to jest w tym najgorsze (osoby z zaburzeniami na pewno czują o jakich gorszych aspektach piszę, a Galantalala twierdzi, że to wszystko jest super - wyparcie zupełnie jak u alkoholika).
Tymczasem istnieją skuteczne metody walki z problemem, ale ciałopozytywne idolki wolą trwać w swoich uzależnieniach, niż poddać się wymagającej realnej pracy terapii (co najwyżej przytoczą parę/parenaście died cud, których próbowały i skoro nie wyszło, to są skazane na pogłębianie zaburzeń odżywiania).
Rozumiem postulaty zmiany podejścia do ciała, ale to nie ma najmniejszego sensu bez głębszego niż „pozytywność” namysłu i bez bechawioralnych zmian - bez tego, to tak jak poklepywanie alkoholika, żeby dalej pił. I on na pewno poczuje się od tego bardziej komfortowo (jeszcze jak!), ale nie o to chodzi, ani społeczeństwu, ani samemu alkoholikowi (nawet jeśli na etapie upojenia tak nie myśli). Tak samo jest z otyłością i innymi formami zaburzeń odżywiania. I mimo wszystko zachęcam, aby z nich wychodzić bo DA SIĘ, a nie tkwić w chilowej ułudzie, że jest „spoko” bo mam chwilową odskocznię od nienawiści do swojego ciała (którą to nienawiść można ogarnąć od dużo skuteczniejszej strony).
Stwierdzenie, że “dajmy ludziom żyć jak chcą” nie działa na mnie tak samo, jak nie działa, że dajmy ojcu alkoholikowi chlać jak chce. Jestem córką kobiety z zaburzeniami odżywiania i jestem przekonana, że wpłynęło to na mnie równie mocno, co gdybym miała ojca alkoholika. Była to bulimia i jestem przekonana, że sama zmiaja stosunku do ciała BEZ zmiany zachowań nie umniejszyłby moich zmagań z obserwacją (jakkolwiek dobrze by się z tym nie kryła).
Czytając ostatnie wypowiedzi mam wrażenie że dyskusja zatacza koło, wciąż nie usłyszałam lub nie rozumiem. Moja teza brzmi - otyli ludzie mają ogromną niechęć do swoich ciał, dlatego o nie nie dbają. Powody mogą być różne - moje ciało jest brzydkie, całe życie wmawiano mi, że wygląda nie tak, ciągle przysparza mi kłopotów, bo ludzie je komentują, było obiektem nadużyć seksualnych, daje mi sprzeczne sygnały i nie rozumiem czego chce. Więc mam w sobie wobec niego niechęć utajoną bądź jawną.
Jeśli Beyondblackie zgadza się, że albo kocham ciało i dbam o nie jest właściwym podejściem, to dlaczego przekonywanie ludzi do akceptacji (nie hołubienia, pochwalania) ich ciał jest złym rozwiązaniem.
Ja wiem, że piszę tylko o osobistym doświadczeniu i można mi nie wierzyć, proszę bardzo, ale fakty o mnie są takie - przy BMI prawie 40 (w szczycie pandemii) chodzę na basen i spacery i ćwiczę jogę. Nie czuję się "chora" i wyniki badań do zeszłego roku miałam zawsze idealne mimo że nadwagę zaczęłam mieć już jako nastolatka, 15 lat temu. (Darujcie sobie proroctwa "zobaczysz za kilka lat"). Nie mam zdrowego podejścia do jedzenia, pierwsza to przyznam. Nie mam też dobrego podejścia do swojego ciała i dopiero teraz odkryłam jakie ukryte pokłady niechęci w sobie trzymałam.
Doświadczenie akceptacji swojego ciała popchnęło mnie w dobrym dla mnie kierunku. Ot, dowód anegdotyczny, jeśli wolicie. Ale jakoś jednak łączy się to u mnie intuicyjnie... "Moje ciało jest fajne ->> zacznę o nie dbać".
W drugą stronę NIGDY nie zadziałało, a próby wciśnięcia nieznośnego ciała w jakieś ramy dietetyczne i ćwiczeniowe powodowały wzrost frustracji i niechęci do niego. Wyobrażam sobie, że nie jestem jedyna.
I dlatego uważam że najpierw WŁAŚCIWIE ROZUMIANA akcpetacja (pokochanie swojego ciała takim jakim jest, bo jest tylko jedno, a nie pokochanie stanu w jakim jest) to pierwszy krok, a potem dawanie mu wycisku.
Tak, myślę że osoby z anoreksją również mają tak, że nienawidzą swojego ciała, słyszę o tym, że chcą zniknąć, że chcą je kontrolować, utrzymać w ryzach a ono takie nieposłuszne... Co złego by się stało gdyby zamiast walczyć z nim najpierw odkryły, że jest dobre, piękne, kochane, może służyć do wspaniałych rzeczy...? Może by okazało się, że nie trzeba go karać dietami i ćwiczeniami?
Oczywiście to tylko dywagacje i zachęta do dyskusji, bo nie wiem, co by było i mechanizm anoreksji jest zupełnie zupełnie inny, gdzie indziej jest podłoże.
przy BMI prawie 40 (w szczycie pandemii) chodzę na basen i spacery i ćwiczę jogę. Nie czuję się "chora" i wyniki badań do zeszłego roku miałam zawsze idealne mimo że nadwagę zaczęłam mieć już jako nastolatka, 15 lat temu. (Darujcie sobie proroctwa "zobaczysz za kilka lat"). Nie mam zdrowego podejścia do jedzenia, pierwsza to przyznam. Nie mam też dobrego podejścia do swojego ciała i dopiero teraz odkryłam jakie ukryte pokłady niechęci w sobie trzymałam.
Doświadczenie akceptacji swojego ciała popchnęło mnie w dobrym dla mnie kierunku. Ot, dowód anegdotyczny, jeśli wolicie. Ale jakoś jednak łączy się to u mnie intuicyjnie... "Moje ciało jest fajne ->> zacznę o nie dbać".
W drugą stronę NIGDY nie zadziałało, a próby wciśnięcia nieznośnego ciała w jakieś ramy dietetyczne i ćwiczeniowe powodowały wzrost frustracji i niechęci do niego. Wyobrażam sobie, że nie jestem jedyna.
Kiedy zaczynalam chudnac, mialam BMI 43 i od lat idealne wyniki wszystkich badan. Do tego chodzilam na basen, na spacery, na silownie i generalnie nigdy nie bylam typem czlowieka, ktory siedzial przed tv i jadl chipsy. Co wiecej, ciagle slyszalam od ludzi dookola, ze mam mniej zrec i wiecej sie ruszac, wiec to robilam. Efekt byl taki, ze jadlam w ciagu dnia mniej wiecej 900-1000kcal i do tego jeszcze katowalam sie cwiczeniami, a rano nie mialam sily, zeby wstac z lozka. I ta kalorycznosc to nie jest moj wymysl i moje zanizanie, tylko odkrycie, ktore poczynilam analizujac z moja dietetyczka nawyki zywieniowe, ktore mialam. Jadlam za malo, zeby moj organizm funkcjonowal normalnie. A ja obcinalam sobie porcje, bo wszyscy mi mowili, ze na pewno jem za duzo. Jedzenie bylo moim najgorszym wrogiem, w najgorszych momentach potrafilam przez caly dzien zyc na dwoch kanapkach, ktore zjadlam rano na sniadanie. Dlatego noz mi sie w kieszeni otwiera, kiedy slysze rady, ze ktos ma zaczac mniej jesc. Guzik.
Kiedy poszlam do dietetyka, okazalo sie, ze do tego, zeby miec sile wstawac rano z lozka i byc wypoczeta, potrzebuje przynajmniej 1600kcal i taka byla na poczatku moja dieta. Potem ta kalorycznosc podniosla sie nawet do 1800kcal. Wtedy zaczelam naprawde efektywnie sie odchudzac. Wiec jestem idealnym przykladem na to, ze czasami, zeby schudnac trzeba jesc wiecej, a nie mniej.
Pandemia mi troche rozwalila plany, bo przestalam sie tak duzo ruszac i waga mi spada duzo wolniej niz na poczatku, ale i tak schudlam juz 30kg. Tyle, ze moje BMI wynosi obecnie ok. 33, wiec dla niektorych dalej jestem wielorybem. Wielorybem noszacym rozmiar 44 Ach no i moje wyniki badan dalej sa ksiazkowe. Moim celem jest zejscie jeszcze z 10kg, ale nie mam wielkiego parcia, po prostu stosuje sie do zalecen, a do tego dalej sporo sie ruszam.
Tyle, ze ja wlasnie jestem bardzo krytyczna wzgledem mojego ciala. Musi byc idealne. Jak sie ubieram, to robie to tak, zeby nie bylo widac, ze wisi mi skora na udach czy na ramionach. Daleko mi do body positivity wzgledem siebie i lapie sie na tym, ze jestem bardziej krytyczna i mniej sie sobie podobam niz te 30kg temu. I czasami wiem, ze gdyby nie to, ze stosuje sie scisle do zalecen dietetyczki, to byloby mi bardzo prosto wpasc w schemat - cialo jestes beznadziejne, za kare nie dostaniesz jedzenia. Wiec ja akurat jestem idealnym przykladem na to, ze samo schudniecie nie daje nic w kwestii relacji z cialem i relacji z jedzeniem. Powoduje wiecej frustracji i wiekszy krytycyzm.
Monoceros, podziwiam Cie, serio! I nie wiem czy jest sens tlumaczyc tutaj jak Ty sie czujesz, mam wrazenie, ze osoby, ktore tego nie przezyly, po prostu nie zrozumieja, zawsze beda gadac o chorobach (ktorych nie mamy) czy o tym, ze otylosc nie moze wynikac z jedzenia za malo, tylko na pewno spedzalysmy zycie siedzac przed tv i jedzac chipsy
Swoja droga jeszcze odnosnie tych "guru" ruchu body positive, ja tam nie wiem kim te babeczki sa. Ale jezeli promuja szkodliwe schematy, to tym bardziej nie mam zamiaru ich ogladac. I tak, jasne, mam wrazenie, ze one czasami usprawiedliwiaja siebie tym, ze sa body positive. I w zyciu nie uwierze, ze taka np. Dominika Gwit czuje sie super, skoro wczesniej schudla, robila poradniki jak schudnac, a potem znowu przytyla i nagle zaczela byc body positive natomiast nie musze ich ogladac, zeby uwazac, ze body positive robi tez dobre rzeczy. I ja o tych dobrych rzeczach chce rozmawiac, a nie o tym, czy jakas laska majaca bulimie robi wode z mozgu swoim "wyznawczyniom", bo generalnie takie przyklady znajdziemy w kazdym wiekszym ruchu spolecznym, czy to u feministek, czy u proaborcjonistek, czy u kobiet walczacych o chodzenie bez stanika itd itp. Moje pytanie zawsze brzmi, jak moge to odniesc do swojego zycia. I odnosze tak, ze staram sie akceptowac moje cialo takie, jakim jest, bo jest super i pozwala mi na duzo rzeczy. Nie bedzie idealne, bo po schudnieciu 30kg nie da sie nie miec obwislej skory (no chyba, ze sie zbiore i zoperuje
), nie wejde tez raczej nigdy w rozmiar 36, ale co z tego. Mnie body positive pomoglo przestac sie chowac w dlugich spodnicach i koszulach z dlugim rekawem. Nauczylam sie, ze nikomu do tego jak wygladam i moge wyjsc w krotkich spodenkach czy koszulce na ramiaczkach, a uwierzcie, ze to wcale nie jest takie oczywiste dla wszystkich
65 2021-07-21 07:42:09 Ostatnio edytowany przez zrzutekranu (2021-07-21 07:44:07)
No widzisz, a ja byłem grubasem i pewien komentarz (który był baaardzo bolesny) - osoby którą szanowałem wtedy - skłonił mnie do działania. A byłem obrzydliwie gruby i nienawidziłem swojego ciała. Nie patrzyłem w lustro nawet. Coś po prostu we mnie pękło. Zimna determinacja. Nie dla tej osoby - a dla siebie - bo jej po paru miesiącach już nigdy nie zobaczyłem i nie zamierzałem utrzymywać kontaktu.
Miałem z 15 lat wtedy.
Po schudnięciu, które zajęło mi z rok-dwa ALE bez żadnych przerw i wymówek, nawet jednego cukierka nie zjadłem.
Jakoś życia o 2000% na plus. Samopoczucie - jeszcze lepsze. Kondycja? Ja pierwszy raz czułem, że biegam. Akceptacja? Po raz pierwszy w życiu się sobie podobałem. Patrzyłem w lustro. Kupiłem sobie ubrania jakie chciałem. Bo się nie bałem, że nie wbije się w spodnie.
Schudnąłem i zacząłem żyć, pod każdym względem.
I owszem, jakimś cudem wcześniej trafiały się dziewczyny którym się podobałem, całe trzy ale ja tak się nienawidziłem, że nawet nie brałem relacji pod uwagę. A ze zmianą wyglądu, mimo, że byłem wychudzony jak więzień z obozu, zobaczyłem, że mogę się podobać. Że są osoby które chcą być ze mną. Uprawiać seks.
Tłuszcz nie wrócił, a kulturystyką i sportami ogólnie zainteresowałem się później. Bo wcześniej sport to dla mnie był absurd, ruszyć to cielsko. A potem znalazłem rzeczy które lubię. Bo wreszcie mogłem.
Także - jestem uczulony na wymówki. Jestem uczulony na mówienie, że grube jest piękne. Dla mnie nie jest i nie będzie. I dlatego uważam, że ten ruch jest toksyczny - bo skłania do siedzenia na dupie. A może inaczej - stał się pewnym wynaturzeniem idei. Bo są cechy których nie zmienisz. Ale schudnąć można, to nie fizyka jądrowa. Jak ci przeszkadza - bierz się za siebie! A jak faktycznie nie - na zdrowie, twoja wolność. Mi nic do tego. Ale nie chce słuchać wymówek i narzekań.
I w życiu otyłej osoby nie obrażałem z tego tytułu, wiem jak to boli. Ale nie zamierzam stąpać na paluszkach i udawać, że otyłość jest cacy. Bo nie jest. Osoba otyła jak najbardziej jest. Bo jest osobą i godność z tego tytułu jej się należy.