Witam,
A więc w skrócie:
Z żoną przed ślubem znaliśmy się 2 lata (nie mieszkaliśmy razem).
Obecnie jesteśmy po ślubie 2 lata.
Oboje obecnie mamy po 31 lat.
Przed ślubem wydawało mi się, że żona zawsze chciała być niezależna , nawet z rozmów z nią zawsze podkreślała, że lubi pracować.
Ogólnie przed ślubem to widziałem, że sama mieszka sama się utrzymuje wyglądała na osobę naprawdę zaradną, głównie to ona mnie zabierała w różne miejsca po Polsce, wycieczki itp.
Naprawdę wydawała się na osobę dużo bardziej zaradna życiowo niż ja .
Jako, że moja praca jest siedząca (programista) i od momentu ślubu i przeprowadzki na "swoje" ze względów lokalizacyjnych podjąłem pracę zdalną.
Moja żona ze względu, że się przeprowadzaliśmy straciła pracę .
Przez co pierwsze kilka miesięcy postanowiła sobie "odpocząć". Rozumiem też miałem taki etap w życiu.
Potem niestety stracona ciąża doszło kolejne kilka miesięcy bez pracy co też jest zrozumiałe.
Po ponad roku zaproponował żonie aby podjęła próbę znalezienia jakiejś pracy.
Niestety wygląda na to, że żonie mimo iż cały czas mnie zapewnia że chce pracować itd chciała by prowadzić tryb "pasożyta".
I teraz do sedna:
W sumie mnie to tam mało przeszkadza, że żona nie może znaleźć roboty itd bo sam dobrze obecnie zarabiam i jestem w stanie nas oboje utrzymywać na dość dobrym poziomie ale chciał bym by żona nie tylko "leżała i pachniała" jak to mówią ale żeby też zatroszczyła się o swoją samodzielność finansową. Bo co jeśli coś mi się stanie etc itd. Zawsze to może być w przyszłości łatwiej ale to już nie o tym.
Jako, że obije przez ten czas praktycznie spędzamy czas w domy 24/h mnie już zaczyna trafiać kur... a bardziej to jej marudzenie, ciągła chęć spędzania czasu razem itd mnie już dobija.
Trzeba coś załatwić w urzędzie musze jechać z nią bo sama się boi i strsuje.
Trzeba jechać zrobić zakupy muszę jechać ja bo żona nie miała prawa jazdy.
O tyle dobrze, że już zrobiła ale jeszcze musi się przestać bać jeździć ... co oczywiście skutkuje tym, że muszę z nią i tak jeździć bo sama się boi.
Ogólnie cokolwiek trzeba załatwić, co mogła by sama zrobić zanieść jakieś dokumenty, zrobić zakupy etc muszę z nią robić co strasznie mnie irytuje i powoli męczy.
Praktycznie wszystko na mojej głowie:opał na zimę , prace ogrodowe , załatwienie kanalizacji utrzymanie teraz 2 samochodów itd męskie obowiązki + do tego dochodzą zakupy, codzienne jazdy z żoną samochodem (co mnie chyba najbardziej stresuje) i tak dzień w dzień mam już powoli dość.
Do tego przychodzi niedziele gdzie człowiek powinien odpocząć to żona ciąga mnie na jakieś wycieczki rowerowe itd gdzie jedynie na co mam ochotę to rozwalić się jak "wściekły wąż przed kompem czy na kanapie" i odpocząć po całym tygodniu stresów .
Myślałem, że w małżeństwie chodzi o wspólne oparcie, że żona skoro nie pracuje ma więcej czasu coś załatwi etc a wychodzi na to że nie dość że nic nie załatwi bo sama się boi itd itp to jeszcze muszę z nią wszystko robić.
Czuje się jak bym miał córkę a nie żonę , poniekąd też oszukany
W domu mamy względny porządek, niby wyprane i posprzątane ale zdarza się, że i gary nieumyte leżą przez cały tydzień w zlewie .
Pewnie zaraz znajdą się tu komentarze, że sam mogę je umyć (co czasami czynię o ile mam chęci i mi to bardzo przeszkadza w danej chwili).Ale czy skoro żona jak siedzi w domu całymi dniami to aż taka straszna zbrodnia wymagać aby było posprzątane ?
Oczywiście żona nie lubi i nie umie za bardzo gotować i głównie czym się żywimy to tradycyjne ziemniaki z schabowym i nne podobne łatwe potrawy + sporo mrożonek + co jakiś czas katering bo żonie nie chce sie czasami nawet gotować.
No i teraz dochodzą jeszcze kwestie łóżkowe.
Ja po 2 latach przybrałem 5 kg nie wyglądam otyle (przy 173 cm waze 76Kg) .
Przed ślubem sporo ćwiczyłem nawet zarys abs był. Teraz troszkę zalało tłuszczykiem ale brzuszek płaski do tej pory
Niestety ale żona przybrała przez ten czas sporo więcej (165 cm 72Kg).
Zonie się często chce i oczywiście tylko "po bożemu" a niestety straciłem ten "apetyt" i teraz to robimy raz na 2 dni co żona zaczyna jakoś dziwnie odbierać.
I teraz drodzy forumowicze podpowiedzcie mi w jaki sposób stopniowo dotrzeć/uświadomić moją żonę aby ulżyła mi w części obowiązków bo jeszcze trochę i może się to źle skończyć.
Kocham swoją żonę ale psychicznie już zaczynam niewytrzymywań tych jej ciągłych narzekań ( oczywiście nie na mnie tylko na cały świat ).