Cześć, piszę, bo potrzebuję obiektywnego spojrzenia na mój związek.
Jestem z mężczyzną od kilku miesięcy - on aktualnie szuka pracy, ja pracuję. Oboje dobiegamy 30. Ja nie zarabiam kokosów. On szuka pracy, ponieważ nasza branża jest o tyle specyficzna, że wymaga wielu lat nauki, a praca "nie spada z nieba".
Ja wynajmuję kawalerkę, on pokój w mieszkaniu z lokatorami. Z racji tego, że mieszkam sama, spotykamy się głównie u mnie. Oczywiście też razem wychodzimy na miasto, do wielu miejsc, ale stało się tak, że on przebywa u mnie ok. 4 dni w tygodniu (łącznie z noclegiem). Wydaje mi się, że jestem osobą dobrą, dlatego zawsze starałam się mieć zapełnioną lodówką, kupione napoje na cały weekend jego pobytu. Oczywiście zdarzało się, że on przywoził jakieś jedzenie od siebie.
Niestety zauważyłam, że w całej tej relacji wychodzę bardzo niekorzystnie finansowo i ledwo jestem w stanie finansowo przetrwać do kolejnego wynagrodzenia. Zauważyłam, że podczas wyjść [do restauracji, do kina], czy podczas zwykłych zakupów wspólnych w sklepie spożywczym częściej ja sięgam po portfel. Przeraziłam się, gdy podliczyłam, że ja podczas kilku dni: na wyjścia, na zakupy spożywcze, taksówki wydałam 300 zł, natomiast on wydał 80 zł.
Absolutnie nie wyliczałabym każdej złotówki, gdyby nie to, że:
1. jak wspomniałam wyżej, on jest u mnie 4 dni w tygodniu z noclegami, co oznacza, że pomieszkuje tu praktycznie przez pół miesiąca. Ja do niego nie jeżdżę [byłam tam raz, na kilka minut]. Wiąże się to zwiększeniem zużycia środków czystości, wzrostem rachunków za prąd, wodę, gaz itd.
2. zdarza się, że nawet, jak proszę go by poszedł do sklepu po zakupy, to bierze ode mnie pieniądze...
3. znajomi zauważyli, że podczas wspólnych wyjść on nawet nie wyjmuje portfela, tylko ja płacę...
4. złapałam się na tym, że robię zakupy stricte pod niego. Ja nie zjadam jednorazowo pół kilo kurczaka itd itp.
5. nie oczekuję od niego drogich wyjść, wyjazdów. On chodzi na siłownię, ma pieniądze na własne rozrywki.
6. nikt, absolutnie nikt z jego otoczenia nie wie o moim istnieniu. Nie wiedzą jego rodzice ani rodzeństwo, nie wiedzą jego znajomi, zresztą nigdy ich nie poznałam. Ja osobiście go wprowadziłam w swoje otoczenie...
7. on uważa, że nie wyprowadzi się z obecnego miejsca zamieszkania, bo mieszka w dobrej lokalizacji. Od razu zaznaczę, że ja nie mam możliwości się wprowadzić do niego. Ponadto nawet jeżeli kiedykolwiek (w perspektywie kilku lat) wyprowadzi się do własnego mieszkania, to chce pomieszkać sam, bo nigdy nie mieszkał. Tak więc wnioskuję, że nie ma związanych ze mną planów mieszkaniowych na najbliższe kilka lat.
Zaczęło mi to tym bardziej doskwierać w momencie, gdy potrzebujemy na ważne wydarzenie samochodu, a oboje go nie mamy. Mój tata zaoferował się, że nas zawiezie. Ale mój partner absolutnie się na to nie zgadza, bo zwyczajnie nie chce mojego taty poznać, a powód podał na zasadzie, że "czyjś tatuś nie będzie woził"... Oczywiście on nie zorganizował innej możliwości transportu...
Co myślicie o tej sytuacji? Jakie tu są rozwiązania?