Wojny świadomości z podświadomością odcinek 337819.
To jedno, drugie to szantaż emocjonalny pt.: "jak się postarasz, to będziemy razem". Co to w ogóle ma być? Ja rozumiem, że pewne drobiazgi można łatwo w sobie zmienić, ale nie charakter, sposób bycia, nawyki. Jaki sens ma związek w którym chcemy zmieniać drugą osobę pod siebie, by nam pasowała? Albo udawać, że sami się zmienimy albo nie jesteśmy tacy jak jej/jemu wydaje. Przecież pewnych zachowań szczególnie w kryzysowych sytuacjach, jakiegoś ogólnego rozgarnięcia czy wręcz narwania albo nałogów (podaję przykłady bez osobistych wycieczek) człowiek nie zmieni w sobie ot tak. A to są rzeczy, które zaczynają w miarę szybko wychodzić i jak się zapala przysłowiowa lampka, że coś jest nie tak, to jest czas by się z tej relacji jak najszybciej wycofać. Inaczej zaczyna być z tego toksyczna relacja. Każdy chyba zna siebie najlepiej i wie jakie ma oczekiwania, co jest w stanie zaakceptować, a czego absolutnie nie. I tu nie chodzi o to by kogoś obrażać, umniejszać jego wartości - bo dla kogoś innego ta osoba może być ideałem z tymi wadami, które dla nas są nie do przyjęcia. Po co być z kimś i próbować go zmieniać na siłę pod siebie? Dawać czas na przemyślenia (w domyśle, niech zrozumie, co traci i zacznie się starać/zmieniać), czekać na odpowiedni moment i tak w nieskończoność... bo jeszcze nie zrozumiał(-a), bo jeszcze to nie to, co bym chciał(-a). To jakiś nonsens. Wychować to można dziecko, a nie partnera.