Napisze jako kobieta, którą mąż zdradził 3 miesiące temu i bardzo się stara odzyskać mnie. Jestem kobietą, która do kwietnia była bardzo szczęśliwa, pewna siebie, miała swoje zdanie...To, co nam zdrady zabierają to poczucie bezpieczeństwa i pewność siebie. Ja jestem na etapie kwestionowania siebie, swoich poglądów, wyborów. Wydaje mi się, że to co mi się na różne tematy wydawało - dziś nie jest pewne. I nie tylko jesli chodzi o związki damsko-męskie, lecz ogólnie. Ja, optymistka, kochająca ludzi, usmiechająca się do nich na ulicach - dziś świat widzę w czarnych barwach. I powiem Ci, ze to najbardziej boli. Nawet nie wyrwa w relacji, lecz to, że ktoś zabrał nam naszą tożsamość, wziął nasze ego i pociachał siekierą...U mnie minęły 3 miesiące, lecz każdego dnia powtarzam sobie, że to przejściowy etap i minie. Jestem i zawsze byłam dumną kobietą, faceci o mnie zabiegali - dlatego tak trudno mi przełknąć to wszystko, bo jest nijako zniewagą. Tak, tu w dużej mierze chodzi o ego i poczucie własnej wartości...To tak, żebyś zrozumiał co przechodzi żona. Ja na przykłąd siebie nie poznaję i prztznam, że mam nadzieje, ze wroce do dawnej siebie - wesołej, rozmownej, kochającej ludzi, kreatywnej, interesującej się wieloma rzeczami. Teraz nie czuję "siebie" i to mnie boli najbardziej. Ja akurat chodze na psychoterapię indywidualną, bo priorytetem jest dla mnie odzyskanie dawnego spokoju ducha i tej wewnetrznej radości i ciepła, które było "moje".
A teraz o Tobie. Zrobiłeś to, co mój mąż (aczkolwiek moj maz mial tylko jednorazowy skos w bok po duuużej ilości alko na imprezie firmowej - cóż za banał - i PODOBNO nie doszło do ...yyyyy..penetracji), lecz czytając Twoje wynurzenia naprawdę nie umiem być na Ciebie zła. Ale może to dlatego, ze ja zawsze byłam ufna i CHCĘ NADAL być ufna do ludzi i Twoja szczerosc i ogrom pracy, autorefleksja - u mnie zdecydowanie działałyby na korzyść i sądzę, że umiałabym przetrawić swoj OGROMNY ból i wybaczyć. Myślę, że popełniłeś błąd, lecz go dogłębnie przeanalizowałeś, chcesz być innym człowiekiem, wziąłes na klatę wszystkie konsekwencje, widać Twoją WIELKĄ miłość do żony - dla mnie nie jesteś złym czlowiekiem. Dałeś d***, ale już tego raczej nigdy nie powtórzysz. Ja bym Ci umiała zaufać. Ale to ja, bo ja ogólnie jestem ufna i lubię ludzi, którzy są szczerzy i autorefleksyjni:) Mój mąż również się stara BARDZO, choc nie wiem czy ma aż tak dogłębne autorefleksje - ale czuję jego miłość i jego starania.
I wiesz co sobie myślę o Twojej sytuacji? Twoja żona utknęła. Mimo, ze u mnie minęły dopiero 3 miesiace, ja nadal czuję się jak wrak - to jednak ja CHCĘ przebaczyć. CHCĘ znowu mu wierzyć. Jeśli zrobi coś podobnego raz jeszcze - to nawet na niego nie spojrzę wręczając mu pozew. Ale na ten moment CHCĘ zamknąć tamte drzwi i musze zaryzykować choć MEGA się boję. Musze zaryzykować i zaufać w szczerość jego intencji i tego, co mi obiecuje. I wiesz co? Nawet nie dla niego i nie dla nas. Dla siebie. Bo nie chcę stać się zgorzkniała i nie chcę żyć tą sytuacją. Życie ma do zaoferowania dużo więcej. Większość ludzi nie jest zła, tylko popełnia błędy i ląduje w dziwnych sytuacjach. Chcę nadal być ufna do świata i wolna od nienawiści, złości, żalu - a to się nie stanie dopóki nie powiem: "OK, z***eś, ale daję Ci ostatnią szansę i PODEJMUJĘ DECYZJĘ, by Ci uwierzyć. Jak to spieprzysz - znaczy, ze nie jestes tego wart i nie bede miala po kim płakać. Póki co daję Ci kredyt zaufania i wykorzystaj go dobrze, kochanie". Mysle, ze Twoja żona potrzebuje pomocy, by uporać się samej ze sobą. Ja jej ból rozumiem, ale ona jest autodestrukcyjna. Naprawde po wyrażeniu bólu, złości, wypłakaniu się - trzeba, trzeba zacząć przechodzić do etapu uwalniania się od tych emocji. A to chyba tylko poprzez wybaczenie. Dla samej siebie. Żeby żółć nie zalała.
I tak jak czytam to co napisałeś to...fajny z Ciebie człowiek. Pisze jako zdradzona żona, więc doceń;) Ja bym Ci dała szansę, bo to co piszesz naprawdę wzrusza. Pomyślałam sobie, że może daj jej przeczytać te wpisy? Do mnie mój mąż napisał list, szczery i wzruszający. I powiem Ci, że to naprawdę troszkę otworzyło moje serce na niego. Bo zobaczyłam, że on - na co dzień zamknięty, nie mówiący o emocjach- ma w sobie ogrom uczuć do mnie. To mi bardzo pomogło w tym, by postarać się mu wybaczyć.
I moja rada - ona moze Cie odpychac, ranić, krzyczec - ale ona nie chce, bys przestał się starać. To ją trzyma, wiem po sobie. Tyle, ze efekt moze to miec tez odwrotny bo ona nie moze przez to wyjsc z roli ofiary, a Ty zbitego, skruszonego psa. Myślę, ze okazuj jej duzo milosci, lecz powiedz szczerze co czujesz. Ja bym jej pokazała Twoje wpisy. Jesli to nie roztopi jej serca to chyba faktycznie ona sie na Ciebie kompletnie zamknęła. I sądzę, że potzrebuje psychologa. To co przechodzi to OGROMNA trauma. Ja nie przezywałam tak śmierci mojego ukochanego (!) taty jak przeżywam zdradę, i to jednorazową. Nie sądzilam nigdy, ze tak mogloby mną zatrząść. Nigdy. Ja, silna, pewna siebie...Ale to bardzo pierwotne rzeczy wiesz - poczucie bezpieczeństwa, pewność jutra. To wszystko się burzy w jednej chwili. Dlatego to tak boli. Dla mnie przechodzenie tego szamba bez wsparcia jest po prostu dużym błędem, serio.
trzymaj się i życzę Ci, by udało Ci się dotrzec do serca żony. Bo naprawde masz w sobie wielką miłość do niej i to widać.
Mam nadzieje,ze Ci sie uda!