kryzys po 7 latach - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Strony Poprzednia 1 2 3 4 5 6 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 261 do 325 z 341 ]

261

Odp: kryzys po 7 latach
Snake napisał/a:
adiaphora napisał/a:

Snake jest zahartowany big_smile

Ha, ha jako zimny, cyniczny, złośliwy, psychopatyczny sk......n jak nie, jak tak wink

nie zaprzeczam, żeby nie psuć Ci imidżu wink

Zobacz podobne tematy :

262

Odp: kryzys po 7 latach

Wielokropek, MamaMamusia- efekt jest jaki jest, bo Autora wcale nie interesuje rozwiazanie problemu, ale udowodnienie, ze jego racja jest "mojsza". Oczekiwal, ze ludzie sie zachwyca jaki to on cudowny i poswiecajacy sie i jaka to jego kobita jest niewdzieczna. A tu ludziska mu napisaly, ze brak mu refleksji na wlasny temat i na wielu rzeczach sie nie zna. No to sie chlop wkurzyl big_smile

263

Odp: kryzys po 7 latach
Beyondblackie napisał/a:

Wielokropek (...)

Wiem. smile Napisałam to niecałe 20 minut po założeniu wątku.

264

Odp: kryzys po 7 latach

poważnie uważacie że zachowanie dziewczyny jest podyktowane zachowaniem i charakterem Autora?

265

Odp: kryzys po 7 latach

planet1988, poważnie uważasz, że charakter i zachowanie Autora nie ma wpływu na zachowanie dziewczyny?

266 Ostatnio edytowany przez Beyondblackie (2017-05-23 19:56:36)

Odp: kryzys po 7 latach
planet1988 napisał/a:

poważnie uważacie że zachowanie dziewczyny jest podyktowane zachowaniem i charakterem Autora?

Jej choroba nie jest spowodowana przez Autora, miala ja przeciez wczesniej, ale jego zachowanie wcale jej nie sluzy. Ciagle sledzenie, strozowanie, wypominanie wcale nie pomaga, tylko poglebia jej wstyd i kompleksy. Zamiast traktowac ja jak dorosla osobe, ktora potrzebuje emocjonalnego wsparcia, nasz bohater bawi sie w surowego tatusia machajacego groznie paluszkiem i udowadniajacego dziewczynie na kazdym kroku jaka to z niej niedojda.

267 Ostatnio edytowany przez planet1988 (2017-05-23 21:12:43)

Odp: kryzys po 7 latach
Beyondblackie napisał/a:
planet1988 napisał/a:

poważnie uważacie że zachowanie dziewczyny jest podyktowane zachowaniem i charakterem Autora?

Jej choroba nie jest spowodowana przez Autora, miala ja przeciez wczesniej, ale jego zachowanie wcale jej nie sluzy. Ciagle sledzenie, strozowanie, wypominanie wcale nie pomaga, tylko poglebia jej wstyd i kompleksy. Zamiast traktowac ja jak dorosla osobe, ktora potrzebuje emocjonalnego wsparcia, nasz bohater bawi sie w surowego tatusia machajacego groznie paluszkiem i udowadniajacego dziewczynie na kazdym kroku jaka to z niej niedojda.

a w jakim sensie on ją śledzi?
dziewczyna robi co chce, wyjeżdza służbowo, wychodzi z koleżankami, jest niezależna finansowo. Gdzie tu jest jakakolwiek kontrola?
W tym że Autor powiedział jej żeby nie zaglądała do lodówki? big_smile

268

Odp: kryzys po 7 latach
Wielokropek napisał/a:

planet1988, poważnie uważasz, że charakter i zachowanie Autora nie ma wpływu na zachowanie dziewczyny?

ciężko mi to określić. Za mało danych do oceny. Ciężko mi jest tym bardziej że dziewczyna nie ma żadnych ograniczeń. Zaraz dojdziemy do syndromu sztokcholskiego z takim rozumowaniem.
Nie przeczę że Autor ma za wysokie poczucie własnej wartości ale Bohaterka chyba wiedziała z kim jest w związku i z kim się wiąże.
Według mnie dziewczyna się wacha. Ma kogoś na oku, być może się zauroczyła na wyjazdach ale nie ma odwagi odejść bo nie wie czy z drugim wyjdzie(90% zachowania kobiet)

269

Odp: kryzys po 7 latach

Facepalm sad  Nastepny kloc emocjonalny.

Wystarczy, ze ciagle dogaduje dziwczynie w domu, wierci dziure w tylku o pierdoly, dostaje spazmu jak otworzy lodowke, a NIE POTRAFI normalnie siasc i zapytac "Jak sie czujesz?".

270 Ostatnio edytowany przez planet1988 (2017-05-23 21:30:44)

Odp: kryzys po 7 latach
Beyondblackie napisał/a:

Facepalm sad  Nastepny kloc emocjonalny.

Wystarczy, ze ciagle dogaduje dziwczynie w domu, wierci dziure w tylku o pierdoly, dostaje spazmu jak otworzy lodowke, a NIE POTRAFI normalnie siasc i zapytac "Jak sie czujesz?".

Po pierwsze mnie nie obrażaj od emocjonalnych kloców. Nie każdy kto ma inne zdanie od Ciebie jest zły. W tym momencie zachowujesz się jak Autor którego krytykujesz-wiesz wszystko lepiej.

Po drugie to wszystko co napisałaś nie zostało napisane w wątku w żadnym momencie więc wyobrażasz sobie rzeczy których istnienia nie jesteś pewna.

271 Ostatnio edytowany przez Leśny_owoc (2017-05-23 21:28:52)

Odp: kryzys po 7 latach

Mnie zastanawia dlaczego tacy idealni panowie nie są z idealnymi kobietami, bądź bardzo często nie potrafią w ogóle tworzyć jakiś trwalszych związków? Po co wybierać sobie partnerkę/partnera, którego się nie akceptuje? Dlaczego każdy ma dążyć do spełniania jego/jej wymogów? Może należałoby się baczniej przyjrzeć swojemu obrazowi we własnej głowie...

272

Odp: kryzys po 7 latach
planet1988 napisał/a:
Wielokropek napisał/a:

planet1988, poważnie uważasz, że charakter i zachowanie Autora nie ma wpływu na zachowanie dziewczyny?

ciężko mi to określić. Za mało danych do oceny. (...)

Za mało danych? Już w pierwszym poście roi się od nich, w następnych są kolejne.

273

Odp: kryzys po 7 latach
Wielokropek napisał/a:
planet1988 napisał/a:
Wielokropek napisał/a:

planet1988, poważnie uważasz, że charakter i zachowanie Autora nie ma wpływu na zachowanie dziewczyny?

ciężko mi to określić. Za mało danych do oceny. (...)

Za mało danych? Już w pierwszym poście roi się od nich, w następnych są kolejne.

według mnie za mało. Uważasz że dziewczyna nie poznała partnera przez 7 lat? Nie wiedziała jaki jest? Nie widziała jak się zachowuje?
Dla mnie rozstania po 7 latach z powodu- ja nie wiedziałam z kim się wiąże są śmieszne. Narzekanie na charakter partnera po tylu latach to jak narzekanie na suszarkę po 6 latach do sprzedawcy że nie wiedziałaś co kupujesz.

274 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2017-05-23 21:59:39)

Odp: kryzys po 7 latach

Dla mnie opisywane przez Ciebie sytuacje nie są śmieszne, bo za podobnymi kryją się wielokroć prawdziwe dramaty.

Nie mam niestety/na szczęście umiejętności odczytywania cudzych myśli, wiem jednak, że ludzie zmieniają się, że zmieniają swe zachowania, że przestają grać i pokazują swą prawdziwą twarz.
Wiem, że ludzie rozstają się nie dlatego, że nie wiedzieli z kim się wiążą, tylko dlatego, że dalsze, dobre, życie w danej relacji jest niemożliwe. Wiem, że część osób mimo trudnych sytuacji ma kłopot z zakończeniem związku; powody są różne - także obawa przed zmianą, zwłaszcza wtedy, gdy zachowanie partnera (bez względu na płeć) nie jest jednoznacznie negatywne - to dotyczy tzw. przemocy dokonywanej w białych rękawiczkach "dla Twego dobra... ", zwłaszcza, gdy dotyka to osoby o kiepskiej samoocenie, która nie dowierza sobie, swej intuicji, swym emocjom.

275

Odp: kryzys po 7 latach

Moi drodzy. Raz jeszcze powtórzę to co napisałem dziś wcześniej, tylko może w nieco innej formie.
Nikt z Was chyba nie zaprzeczy, że każdy stały związek (czy to formalny czy nie) prędzej czy później dopada kryzys. Czy to po 3 latach, czy po 5 czy po 7 to on musi się pojawić. I nie mówię tu o kryzysie spowodowanym jakimiś wybrykami jednej ze stron tylko po prostu upływem czasu i z tym związanymi zmianami w emocjach i mentalności. Pojawiają się wątpliwości, nuda, rozterki. Nie mówię, ze zawsze na taką skalę jak u mnie. Ale jednak jest to zjawisko dość pospolite.
Oczywiście za taki stan rzeczy zawsze odpowiadają obie strony. Albo ktoś osiada na laurach, albo ktoś niedostatecznie komunikuje swoje odczucia, albo ludzi zjada rutyna i nikt z tym nic nie robi itp. Krótko mówiąc - najczęściej przyczyną są zaniechania.
Tymczasem cały ten wątek pogalopował w tak przedziwnym kierunku, że trudno to jakoś sensownie skomentować. Mamy tak naprawdę do czynienia z polowaniem na czarownice, gdzie czarownicą jestem ja, a polującymi jest duża część (nie wszyscy) komentujący. Czym innym jest posiadanie własnego zdania na jakiś temat a czym innym jest kreowanie rzeczywistości na potrzeby dyskusji. A to niestety ma miejsce. Wyłapywanie jakichś pojedynczych słowek i budowanie na ich bazie swoich przekonań. Wymyślanie różnych teorii spiskowych i forsowanie ich pomimo, że je dementuję. Czy wręcz argumentowanie wbrew jakiejkolwiek logice - np. mówienie o stałej kontroli z mojej strony w sytuacji gdy większość z Was może tylko pomarzyć o takiej wolności jak ona ma.
I tu dochodzimy do kwestii - czy po prostu obwinianie faceta (w tym wypadku mnie) za całe zło to po prostu efekt waszych przekonań czy może raczej to forum służy wam do wyładowania przez Was frustracji. Ja w to nie wnikam, ale żadna z odpowiedzi dobrze o was nie świadczy.
W każdym razie jeśli koleżanka A., jako osoba mająca na nią najwyższy wpływ jest przynajmniej w połowie tak - sorki - porąbana w swych teoriach jak Wy to ja już mam odpowiedź czemu jest tak jak jest. Smutne.

276 Ostatnio edytowany przez Beyondblackie (2017-05-23 22:29:24)

Odp: kryzys po 7 latach

Zmartwiony, to nie jest ani polowanie na czarownice ani obwinianie faceta (tylko dlatego, ze jest facetem). Napisalabym dokladnie to samo, gdyby na Twoim miejscu byla kobieta.

Nikt Ci nie probowal udowodnic, ze Twoja dziewczyna jest idealna. Ma problemy i to widac. Z drugiej strony jednak, Ty zupelnie nie jestes zainteresowany pomoca jej, pomimo tego, iz twierdzisz, ze ja kochasz. Jezeli kochasz, to dlaczego nie interesujesz sie jej uczuciami? Tylko sie pytam, bo jestem ciekawa co to za milosc, ktora wyklucza emocjonalne potrzeby partnera? Co to za milosc, ktora sprowadza sie do usilnego przeksztalcania partnerki na wlasna modle?

277

Odp: kryzys po 7 latach

No ale to właśnie to o czym piszę. Ja nie twierdzę, że jestem mega zajebisty i robię wszystko tak jak się powinno robić. Nie. Ale mówienie, ze wogóle nie jestem zainteresowany tym by jej pomóc to właśnie takie kreowanie rzeczywistości. Czaisz różnicę pomiędzy "nie wszystko robię tak jak trzeba" a "nie jestem zainteresowany tym by jej pomóc"?

278 Ostatnio edytowany przez Beyondblackie (2017-05-23 23:01:17)

Odp: kryzys po 7 latach
zmartwiony86 napisał/a:

No ale to właśnie to o czym piszę. Ja nie twierdzę, że jestem mega zajebisty i robię wszystko tak jak się powinno robić. Nie. Ale mówienie, ze wogóle nie jestem zainteresowany tym by jej pomóc to właśnie takie kreowanie rzeczywistości. Czaisz różnicę pomiędzy "nie wszystko robię tak jak trzeba" a "nie jestem zainteresowany tym by jej pomóc"?

Wiec niech dotrze do Ciebie, ze to co robisz mija sie z celem.

Dalam Ci rady, skierowalam Cie na strone bylej bulimiczki, pokazalam Ci, ze sa miejsca by szukac informacji. Na co Ty wogole nie zareagowales. Co daje mi do myslenia. Bo osoba, ktorej zalezy na szczesciu partnerki, staralaby sie znalezc wszystko, co poprawi jej stan. Osoba, ktorej wylacznie zalezy na mieniu racji, forsuje swoje poglady, niezaleznie od faktow.

279

Odp: kryzys po 7 latach

Co ma teoretyczna chęć posiadania przeze mnie racji z kwestią jej odchudzania?

280 Ostatnio edytowany przez Beyondblackie (2017-05-23 23:09:05)

Odp: kryzys po 7 latach

Ty kpisz czy o droge pytasz?

Twoje ciagle wiercenie dziury w doopie, krytykowanie, udowadnianie wlasnej racji i totalne IGNOROWANIE odczuc Twojej kobiety totalnie wystarcza by ja zdolowac i pozbawic motywacji. Cala Twoja narracja, ktora zapodajesz= jestes slaba, glupia, miekka, nie dorastasz do moich standartow, wplywa na jej stan ducha.

281

Odp: kryzys po 7 latach
planet1988 napisał/a:

poważnie uważacie że zachowanie dziewczyny jest podyktowane zachowaniem i charakterem Autora?

No nie wiem, ale jakoś raczej nie sądzę.
Moim zdaniem laska ma od dawna wy*ebane na autora, a jej zachowanie ma go tylko i wyłącznie prowokować.
Znudzona monotonnym związkiem, sfrustrowana zwykłym szarym życiem, robi na złość facetowi bo wyraźnie ją to bawi
i dlatego według mnie autor powinien mieć tak samo wy*ebane na nią, pokazać że ma w dupie jej idiotyczne zachowanie,
może z powodzeniem sam się sobą zająć i świetnie przy tym bawić, bez proszenia i bez konieczności znoszenia fochów i dąsów.

-Kochanie, może pójdziemy razem na basen (do kina, na spacer, do restauracji, na imprezę, gdziekolwiek)
-Nie mam ochoty.
-Dobrze, to w takim razie idę sam, miłego dnia.

I koniec. Ani słowa więcej. Ubiera buty i wychodzi nie słuchając nawet jej pierdół, że może być miło.
Przychodzi sobie o 22 albo 23 jak gdyby nigdy nic, kolacja, lulu i nie wraca już w ogóle do tematu.
Następnego dnia:

-Kochanie, może pojedziemy z Ryśkiem, Anką, Krzyśkiem i Hanką nad jezioro (w góry, nad morze, do lasu, nie wiem gdzie tam)
-Nie chcę.
-Dobrze, to w takim razie pojadę sam i zabiorę po drodze Kaśkę z Marzeną, bo też chciały jechać. No to na razie.

I koniec. Ani słowa więcej. Pakuje graty do auta i wyjeżdża nie oglądając się na naburmuszoną królewnę.
Posiedzi sobie sama w pustym domu całymi dniami myśląc o tym, że on gdzieś tam dobrze się bawi,
to jej momentalnie przejdą wszystkie choroby świata, nawet te jeszcze nieznane współczesnej medycynie , które też na pewno posiada.
I albo się jakoś dziewczyna ogarnie, albo już nie ma co z tego zbierać. Głaskanie, proszenie i tłumaczenie, to jest tylko strata czasu.

P.S.
W tej chwili mi się za bardzo nie chce, bo już jest za późno, ale gdybym wcześniej do tego przysiadł, to jestem pewien, że do rana
znalazłbym co najmniej 10 albo i 20 wątków na tym forum, gdzie laska zwraca się z problemem pod tytułem "Bo on ze mną nie chodzi za rękę"
i naraz się zbiega połowa netkobiet doradzających autorce rzucenie nieczułego palanta w cholerę, bo ten związek nie ma sensu.
A tutaj patologia goni patologię, wszystko na głowie stoi i na wszystko jest wytłumaczenie - bo to ty dla niej jesteś taki siaki i owaki smile

282

Odp: kryzys po 7 latach

A ja tak zapytam trochę z innej beczki...
1) Czy Ty, autorze wątku, masz w ogóle jakichś swoich przyjaciół, znajomych?
2) Czy posiadasz jakieś hobby/pasję, którą się lubisz zajmować? (I do której nie jest Ci potrzebna kobieta)
3) Czy dopuszczasz w ogóle możliwość spędzenia czasu sam, np. wychodząc na spacer, na basen, do kina itp. (bez swojej dziewczyny)?

283

Odp: kryzys po 7 latach
zmartwiony86 napisał/a:

Ja nie twierdzę, że jestem mega zajebisty i robię wszystko tak jak się powinno robić.

Naprawdę? To podaj jakieś dowody na tą twoją niezajebistość, bo jak na razie to od ośmiu stron czytamy własnie jaki to ty jesteś zajebisty.
Niby rzucisz czasem jakiś banał w stylu - za kryzys odpowiadają obie strony - ale cała twoja argumentacja zdaje się temu przeczyć.
Proszę bardzo, wypisz w punktach wszystko to, co świadczy o tym, że nie jesteś mega zajebisty oraz twoje błędy, które przyczyniły się do powstania kryzysu. W punktach, bez używania słów "ona" i "ale"
Wtedy będziemy mogli coś poradzić tobie, bo jej, wybacz, ale nie słyszymy.

284

Odp: kryzys po 7 latach

@anderstud - przy całym szacunku do Twojego zdroworozsądkowego podejścia do całej sprawy - nie. Nie masz racji. Pisałem już o tym. Może i ona nie chce już ze mną być, może się miota, może jest nie zdecydowana, może jest zdecydowana ale nie wie jak to zrobić itp. Ale z całą pewnością nie jest ona wyrachowana, nie bawi jej robienie mi na złość (zresztą trudno uznać, że tak robi) i na pewno nie steruje sytuacją tak bym ja zerwał a ona miała czyste rączki. Pisałem już o tym, że to nie ten typ człowieka.

@koczek - skoro jej przez większość czasu nie ma, to myślisz że co się ze mną wtedy dzieje w tym czasie? Że jeżdżę za nią? Nie wiem, że wiszę w bańce czasoprzestrzennej i po prostu istnieję i nic poza tym? Przecież skoro jej nie ma to muszę sobie jakoś czas organizować. Na dłuższą metę nuda trochę, ale nie mam z tym problemu. Teraz np. jak wiesz przez tydzień jej nie ma to codziennie wymyślam sobie zajęcia.

@mamamamusia - rolą tego wątku nie jest to, żebym się ku uciesze sfeminizowanej gawiedzi samobiczował. Tak jak napisałem - zdaję sobię sprawę ze swoich wad, natomiast to niewiele zmienia, bo w tym wątku nie chodzi (przynajmniej mi) o szukanie winnych tylko o szukanie rozwiązań.

285 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2017-05-24 13:11:41)

Odp: kryzys po 7 latach
zmartwiony86 napisał/a:

Tak jak napisałem - zdaję sobię sprawę ze swoich wad, natomiast to niewiele zmienia, bo w tym wątku nie chodzi (przynajmniej mi) o szukanie winnych tylko o szukanie rozwiązań.

Serio uważasz, że komuś chodzi tutaj o szukanie winnych? Chyba zbyt osobiście odbierasz niektóre wpisy. A jakbyś tak spróbował nie koncentrować się na aspektach personalnych, ale na przyczynach twoich problemów, które próbujemy tobie nakreślić. Widzę, że chciałbyś gotowych rozwiązań, ale większość osób (łącznie ze mną) opowiada się za eliminacją przyczyn "choroby" kryzysem zwanej zamiast zaleczeniu jej powierzchownych objawów.
Przecież moźna ci doradzić, żebyś się bardziej starał i dostarczał swojej partnerece "na siłę" ekstremalnych emocji, np. jak ktoś obok w wątku pisał o przejażdżce autem ulicą pod prąd albo żebyś zwisał z żyrandolu i robił dla niej sztuczki cyrkowe wink No ale chyba nie o to chodzi. Zdaje się, że chciałbyś po prostu, żeby wasza relacja bez wygibasów była dla was obojga satysfakcjonująca i wartościowa i każde z was pragnęło chronić to, co jest między wami i dbać o siebie nawzajem oraz waszą relację. A zdaje się, że twoja kobieta na ciebie scedowała funkcję  organizatora waszej wspólnej przestrzeni życiowej oraz kogoś, kto ma zapewniać jej fajerwerki i ciągłą ekscytację. Niewiele przy tym daje od siebie. To jest jej wybór. A twój to, czy kupujesz ją z całą jej biernością i oczekiwaniami zapełnienia jej wewnętrznej pustki, które to oczekiwania stawia wobec ciebie, czy poszukasz kogoś, dla kogo będziesz wartościowy i wyjątkowy taki, jaki jesteś. Żebyś nie musiał się spinać w związku za dwoje.

286

Odp: kryzys po 7 latach
zmartwiony86 napisał/a:

@anderstud - przy całym szacunku do Twojego zdroworozsądkowego podejścia do całej sprawy - nie. Nie masz racji. Pisałem już o tym. Może i ona nie chce już ze mną być, może się miota, może jest nie zdecydowana, może jest zdecydowana ale nie wie jak to zrobić itp. Ale z całą pewnością nie jest ona wyrachowana, nie bawi jej robienie mi na złość (zresztą trudno uznać, że tak robi) i na pewno nie steruje sytuacją tak bym ja zerwał a ona miała czyste rączki. Pisałem już o tym, że to nie ten typ człowieka.

Tylko ja nigdzie nie pisałem o tym, że ona to robi po to, żebyś to ty z nią zerwał.
Robienie ci na złość, to taki skrót myślowy i miałem na myśli raczej całokształt jej działalności, której celem jest nie tyle zerwanie,
ile utrzymywanie swojej osoby w centrum twojej uwagi co z kolei przekłada się na dostarczanie emocji, których jej w związku brakuje.
Odmowa wspólnego wyjścia nie ma być powodem do zerwania, tylko pretekstem do rozpoczęcia na ten temat kolejnej dyskusji
w której ona będzie mogła znów odgrywać swoją rolę, wywołując przy okazji w tobie irytację co tylko dodatkowo podsyci atmosferę.
To nie jest tak, że ona nie chce czegoś robić, tylko ona nie chce tego robić z tobą i to nie jest skutkiem żadnej choroby, depresji czy czegoś,
tylko jak najbardziej elementem wyrachowanej gry w której chodzi głównie o to, żeby ona mogła się zabawić twoim kosztem odmawiając.
Oczywiście cały czas twierdzę, że u podłoża tego wszystkiego leży jej znudzenie tym związkiem, tobą, generalnie dotychczasowym życiem,
a nie ukryte problemy psychiczne czy nie radzenie sobie z krytyką. Ona zwyczajnie już nie chce z tobą być, ale też nie potrafi ot tak po prostu odejść.
Ja osobiście nie sądzę, żebyś mógł coś zdziałać, ale doskonale rozumiem sytuację w jakiej się znalazłeś. Tylko że co innego stać sobie z boku i doradzać,
a całkiem co innego być w środku i podejmować decyzje. Tak czy siak nie zazdraszczam. Chyba najlepsze w tym wszystkim byłoby jednak to,
gdyby ona faktycznie się zabujała w jakimś typie i zostałaby od niego skutecznie docięta. Wtedy jeszcze widzę jak przez mgłę jakiś tam cień nadziei.
Ale jeśli mamy tutaj do czynienia z podręcznikowym wypaleniem, to równie podręcznikowo ta historia się skończy. I raczej na to bym się szykował.

287 Ostatnio edytowany przez MamaMamusia (2017-05-24 14:37:17)

Odp: kryzys po 7 latach
zmartwiony86 napisał/a:

@mamamamusia - rolą tego wątku nie jest to, żebym się ku uciesze sfeminizowanej gawiedzi samobiczował. Tak jak napisałem - zdaję sobię sprawę ze swoich wad, natomiast to niewiele zmienia, bo w tym wątku nie chodzi (przynajmniej mi) o szukanie winnych tylko o szukanie rozwiązań.

Nie no, oczywiście - celem tego wątku jest utwierdzenie się w przekonaniu , że jesteś super , ugruntowanie megalomanii oraz wyparcie własnych deficytów poprzez maksymalne skupienie sie na deficytach partnerki.

Sama świadomość własnych wad jeszcze niczego nie zmienia. Trzeba nad nimi pracować, bo rozwiązanie, którego podobno szukasz leży również w tobie.

Tymczasem ty tak jasno i wyraźnie komunikujesz , że zależy ci jedynie na odmienieniu partnerki , że jaśniej już chyba nie można. wkurzenie natomiast i dąs wynika z tego, że sfeminizowana gawiedź cie przejrzała. Uwierz mi - nie było to trudne.

Podejmij wysiłek i przeczytaj moje wypowiedzi w innych watkach, może zrozumiesz wówczas, że nie jestem wrogiem mężczyzn (polecam wątek pt "Utkwiłam w piekle szczęśliwego małżeństwa", w którym robię za złego policjanta, bo w "tyranie" nie widzę tyrana ). Jestem za to wrogiem emocjonalnego marazmu , który sprawia, że tak łatwo wpadasz w samo usprawiedliwianie i spychasz swoje realne problemy na bocznicę. Jestem wrogiem hipokryzji i zakłamania pt - jak ja mam na nią wpłynąć?
opowiadam sie natomiast za przyglądaniem sie przede wszystkim sobie w kryzysowej sytuacji. I powiem ci, że między innymi dzięki temu , iż potrafię nad sobą pracować , moje małżeństwo trwa od jedenastu lat i ciągle się rozwija . a kryzysów ci u nas było pod dostatkiem i to nie takich, że ktoś tam nie che iść na basen.

Weź sie wiec chłopie ogarnij, bo jęczysz i biadolisz jak przedszkolak, który spadł z huśtawki i uderzył sie w główkę. Masz już swoje lata i powiedzmy , że jakaś tam forma dojrzałości nie powinna być ci obca. Jest ci źle w związku, to podziękuj pani za współprace i do widzenia . A nie miauczeć  , że ona nie chce na basen z tobą chodzić i po zagranicznych szkoleniach sie włóczy tudzież obrażać się, że babki z forum na ciebie nakrzyczały. Nie chcesz sie zmienić i pracować nad sobą? spoko, twoja sprawa. Ale nie oczekuj , że ktoś ci doradzi jak odmienić partnerkę, bo takiej możliwości nie ma.

288 Ostatnio edytowany przez Beyondblackie (2017-05-24 15:50:55)

Odp: kryzys po 7 latach

MamaMamusia, totalnie trafilas w sedno.

Autor przez osiem stron nam opowiada jak staje na glowie by zmienic swoja kobiete- co oczywiscie nie przynosi zadnych rezultatow- i ma nam potem za zle, ze osmielamy sie mu pisac, ze jego metody sa o kant doopy roztrzasc. Cokolwiek mu sie nie zasugeruje, z wlasnego doswiadczenia czy tez z ogolnodostepnej literatury, to nie mamy racji, mylimy sie i on generalnie "wie lepiej". Pytam sie, jezeli Zmartwiony WIE LEPIEJ, to czemu nas sie pyta o zdanie??? Jezeli WIE LEPIEJ, to dlaczego to co robi nie dziala???

289

Odp: kryzys po 7 latach
zmartwiony86 napisał/a:

  skoro jej nie ma to muszę sobie jakoś czas organizować. Na dłuższą metę nuda trochę

Ja ogółem zgadzam sie z tym, co tu powyżej kolezanki napisały.
Dodać tylko chciałam, że widzę autorze u Ciebie rownież trochę zbytnie skupienie na partnerce i jej życiu, a za mało na własnym. "Ona to, ona tamto"... Jakbyś sam miał nudne życie i nie miał innego punktu zaczepienia/rozrywki w zyciu, tylko żył wyłącznie jej sprawami. Gdzieś tam wyczuwam nawet pewną zazdrość o te jej wyjazdy i inne "atrakcje" firmowe... Nie zrozum mnie źle, to nie jest jakiś przytyk wobec Ciebie, ukłucie zazdrości może być w tej sytuacji całkiem normalnym uczuciem. Które mówi człowiekowi, że czegoś mu w życiu brak (a co ktoś inny ma i to widzimy u tej osoby, i też byśmy tego chcieli). Więc to po prostu może być taka informacja dla Ciebie, jeśli tak jest...
Na Twoim miejscu wolałabym ogółem pomyśleć w temacie nie tylko partnerki, ale też jak własne życie nieco uatrakcyjnić, ubarwić. Może poznać jakichś nowych znajomych/odnowić stare kontakty, a może znaleźć nowe hobby...? Facet, który ma własne życie - które lubi, i które uważa za ciekawe - jest o wiele bardziej atrakcyjny dla kobiety, niż ten, co sam ze sobą się nudzi. Poza tym, wtedy w sytuacji jeśli akurat Twoja partnerka woli sobie poleniuchować i nie chce żadnych aktywności, to masz świetny sposób na ciekawe spędzenie czasu sam ze sobą, lub z innymi ludźmi. Ona może wtedy odpocząć/spotkać się ze swoimi znajomymi, a Ty też spędzasz fajnie czas. (Dlatego właśnie pytałam, czy masz znajomych i czy masz hobby).
Bo to, że partnerka nie jest chętna na jakies aktywności, nie znaczy, że Ty też sobie musisz ich odmówić.
Tu parę postów wcześniej pisał któryś chłopak Tobie, że jak kobitka nie chce wyjśc na ten basen, czy gdziekolwiek, to przecież możesz pójść sam. Można miło czas spędzić samemu, albo zadzwonić po jakiegoś kolegę i też nie musisz być przecież uwiązany aż tak do swojej kobiety, jakbyś bez trzymania się jej spódnicy nie mógł sam nic zrobić. To, że jesteście w związku, nie znaczy przecież, że jesteście przyrośnieci do siebie i nie możecie też mieć swoich "prywatnych" spraw/aktywności.
Również fakt, że ona wyjeżdża na wyjazdy związane z pracą - mam wrażenie, ze masz jej to trochę za złe. Trochę tego nie rozumiem, bo przeciez praca, to praca, każą jechać, to sie jedzie... Jak na przykład żony TIRowców czekają tygodniami na nich, to niestety muszą się pogodzić z tym. Tak samo Ty, jeśli chcesz z nią być, a wiesz, ze taką ma prace, to pozostaje sie z tym pogodzić. Rozumiem, że to nie jest lekkie, że partnera nie ma długo, człowiek tęskni, no ale tutaj niestety sie nic nie poradzi. Z czegoś żyć trzeba, a jak się ma dobrą pracę, to każdy taką pracę trzyma i nie wybrzydza.
Podsumowując. Wg mnie dobrze by Ci mogło zrobić takie zastanowienie nad własnym życiem pod kątem: co lubisz robić, co sprawia Ci przyjemność i nie nudzi Cię, ale interesuje, znaleźć po prostu swoje hobby, pasje jakieś, czy zwyczajnie nawet coś, co sie lubi, coś interesującego. Wtedy czas szybciej mija, rozłąka się nie wydaje taka długa, a i nie jest się zależnym od "widzimisię" partnera, tylko zawsze ma się plan B na fajne spędzenie czasu.
No i jeśli nie masz za wielu znajomych (w sumie nie odpowiedziałeś wprost jak to u Ciebie z tym wygląda), to też polecałabym Ci zapoznać nowych kolegów, wtedy na prawdę można świetnie czas spędzić. Powiem Ci o grupce znajomych mojego znajomego, tak przykładowo,żeby dać Ci do myślenia smile No więc ci faceci umawiają się na granie w siatkówkę raz w tygodniu, mają wykupiony jakiś karnet na hali sportowej. Po siatkówce oczywiście zwykle jakieś małe piwko wink Poza tym niektórzy chodzą co dwa tygodnie na grę w karty do jakiegoś klubu karcianego (żadna szulernia jednak:)), dokładnie nie wiem na czym to polega, ale grunt, to spędzanie miło czasu, pogadanie w męskim (i nie tylko, bo tam też panie uczestniczą) gronie. Niektórzy z nich, zaleznie od czasu i możliwości, też się czasem umawiają na wycieczki w góry, czy wyjazdy nad wodę, latem popływać, w inne pory roku wędkowanie. Oczywiście kazdy z nich ma pracę, na ogół dziewczynę/żonę, niektórzy to nawet dzieci mają. I jakoś umieją wygospodarować trochę czasu na te różne swoje aktywności. Więc ogółem się nie nudzą. Oczywiście nie każde hobby wymaga żeby mieć znajomych, bo są tez takie, które można wykonywać w samotności, ale to tez zależy trochę od typu człowieka, co lubi bardziej. Czy introwertyk, czy ekstrawertyk na przykład smile
Tak więc, nie narzekaj na monotonię i nudę, bo ty sam jesteś odpowiedzialny za swoje życie, żeby było ciekawe. To samo tyczy się Twojej kobiety. Jesli jej się nudzi tylko we dwoje, to niech sobie poszuka hobby/znajomych, bo też rzeczywiście ile się można kisić we własnym sosie... Trochę to rozumiem. Wszystko się może kiedyś znudzić, przejeść. Dlatego ważna jest różnorodność. Miło jest pobyć razem z kimś, a potem osobno, albo z kimś innym. Przebywanie z sobą zbyt często, raczej zwykle prowadzi do poczucia "przejedzenia" i nudy. Więc myślę, że Twoja kobieta akurat dobrze robi, że spotyka sie ze znajomymi i że nie zawsze chce czas wolny spędzić akurat z Tobą. Lubi pewnie różnorodność, a nie w kołko te same osoby, te same aktywności. Ty powinieneś wziąć z niej trochę przykład w tej kwestii i też powychodzić z domu na różne spotkania ze znajomymi, czy w celu jakiegoś hobby. Życie od razu staje się kolorowsze, a nie jak ciąg niemal identycznych dni...

290

Odp: kryzys po 7 latach
Beyondblackie napisał/a:

MamaMamusia, totalnie trafilas w sedno.

Autor przez osiem stron nam opowiada jak staje na glowie by zmienic swoja kobiete- co oczywiscie nie przynosi zadnych rezultatow- i ma nam potem za zle, ze osmielamy sie mu pisac, ze jego metody sa o kant doopy roztrzasc. Cokolwiek mu sie nie zasugeruje, z wlasnego doswiadczenia czy tez z ogolnodostepnej literatury, to nie mamy racji, mylimy sie i on generalnie "wie lepiej". Pytam sie, jezeli Zmartwiony WIE LEPIEJ, to czemu nas sie pyta o zdanie??? Jezeli WIE LEPIEJ, to dlaczego to co robi nie dziala???

Bo nauczył się, że nie ważne jak wyjdzie na własnym zdaniu tylko według niego będzie żyć - skutek to kobieta, która nie ma od niego spokoju oraz nudne życie, którego nie chce zmienić. To tak jakby osobie co stoi przed murem zasugerować kilka możliwości na przejście, a on/ona zamiast spróbować większość czasu poświęciłaby na bezowocne torpedowanie każdego pomysłu, bo wedle jego/jej wiedzy "to nie może wyjść".
To już chyba jakieś poważniejsze problemy zakorzenione gdzieś głęboko w psychice.

291

Odp: kryzys po 7 latach

No to jest wątek o związku, nie o moich pasjach czy zainteresowaniach. Trudno bym opowiadał o sobie co?
I raz jeszcze powtórzę - moim celem nie jest zmienić ją. Moim celem jest zrozumieć, zrozumienie to klucz do rozwiązania problemów.

292

Odp: kryzys po 7 latach
zmartwiony86 napisał/a:

No to jest wątek o związku, nie o moich pasjach czy zainteresowaniach. Trudno bym opowiadał o sobie co?
I raz jeszcze powtórzę - moim celem nie jest zmienić ją. Moim celem jest zrozumieć, zrozumienie to klucz do rozwiązania problemów.

ha, ha, ha wink Prawie spadłam z krzesła wink
dobre, to jest naprawdę dobre wink
Beyondblackie od paru ładnych stron podsuwa ci książki, blogi i doświadczenia , które mogłyby być pomocne w tym procesie zrozumienia , do którego dążysz, a ty odrzucasz absoulutnie wszystko i to bez najmniejszej refleksji. Na dodatek umieszczasz ją na czarnej liście i odżegnujesz od czci i wiary wink
Nie chcesz  zrozumieć swojej partnerki, bo od dawna masz już w głowie wizję na jej temat. Jedyne czego potrzebujesz, to tą wizję [potwierdzić.

Sorry Skarbie, ale tracisz wiarygodność. Nie sądzę, aby ktoś ci tu jeszcze uwierzył. No może jedynie twoi koledzy od "podobnych doświadczeń" ze złą kobietą.

293 Ostatnio edytowany przez Leśny_owoc (2017-05-24 17:21:36)

Odp: kryzys po 7 latach
zmartwiony86 napisał/a:

No to jest wątek o związku, nie o moich pasjach czy zainteresowaniach. Trudno bym opowiadał o sobie co?
I raz jeszcze powtórzę - moim celem nie jest zmienić ją. Moim celem jest zrozumieć, zrozumienie to klucz do rozwiązania problemów.

Nie rozwiążesz tego problemu inaczej przez jej zmianę, bo jej zachowanie jest częścią jej osobowości, a ty nie chcesz jej podejścia zaakceptować. Tak się zapytam... nie przeszło ci przez myśl, że znacie się naprawdę bardzo krótko i ona nie czuje potrzeby zachowywania się jak twoja żona tylko dziewczyna? Tak naprawdę jeszcze nie wie, czy chce czegoś poważniejszego z tobą? To może być okrutne, ale niektóre kobiety/mężczyźni w pewnym wieku szukają partnera/partnerki do miłego spędzenia czasu, ale przy tym bez większych zobowiązań, bo są przyzwyczajeni po prostu do bycia z kimś?

294

Odp: kryzys po 7 latach
zmartwiony86 napisał/a:

Koleżanko @vicky85 - to uroczo, że masz doskonałą pamięć. Ale nie każdy ma. .

no ale podobno ty masz?

zmartwiony86 napisał/a:

Nie kończy się związku z takim stażem i na takim etapie bo się wstało lewą nogą albo bo facet Cię wnerwił czymś. To powinna być przemyślana decyzja, a skoro tak to nie powinno być problemów z jej uargumentowaniem. No chyba, że uważasz że facet po prawie 8 latach nie ma prawa zapytać dlaczego jego kobieta chciałaby się rozstać, wyprowadzić czy podjąć inną decyzję dotyczącą obu stron?
.

taaaaa...chyba, ze wnerwia permanentnie i wszystkim.
Podejrzewam, ze u niej to jest przemyslana decyzja, ale nawet gdyby miala 1000argumentow, ty i tak ich nie zrozumiesz - bo sluchasz, zeby walnac riposte i sie wybielic, a nie sluchasz, zeby zrozumiec. Gadanie z toba to walenie grochem o sciane.

zmartwiony86 napisał/a:

Na temat seksu przecież Ci odpisałem. Że jest. Nie zamierzam jednakże zagłębiać się w ten temat, nie chcę się dowiedzieć o sobie że jestem oziębłym impotentem, gwałcicielem (albo conajmniej osobą molestującą) ewentualnie seksualnym klocem. Nie, dziękuję. Zachowajmy (i ja i wy) resztki godności w tym wątku.

aaaaacha. Mogles rozlozyc na atomy kazdy szczegol osobistych spraw twojej dziewczyny, ale nie bedziesz tego samego robil ze swoimi:) Sadzac po twoim porazajacym braku empatii, delikatnosci i wyczucia w stosunku do kobiet, to strzelam ze seks u ciebie lezy i kwiczy i to rowniez moze byc powod, dla ktorego twojej dziewczynie "nic sie nie chce". Jak to sie mowi, no sex no power.

MamaMamusia napisala
"Beyondblackie od paru ładnych stron podsuwa ci książki, blogi i doświadczenia , które mogłyby być pomocne w tym procesie zrozumienia , do którego dążysz, a ty odrzucasz absoulutnie wszystko i to bez najmniejszej refleksji. Na dodatek umieszczasz ją na czarnej liście i odżegnujesz od czci i wiary wink
Nie chcesz  zrozumieć swojej partnerki, bo od dawna masz już w głowie wizję na jej temat. Jedyne czego potrzebujesz, to tą wizję [potwierdzić.
Sorry Skarbie, ale tracisz wiarygodność. Nie sądzę, aby ktoś ci tu jeszcze uwierzył. No może jedynie twoi koledzy od "podobnych doświadczeń" ze złą kobietą."

dokladnie, idealnie, akuratnie  w sedno.

295 Ostatnio edytowany przez planet1988 (2017-05-24 18:52:37)

Odp: kryzys po 7 latach

Skoro Autor nie ma empatii więc może obróćmy.
A gdzie jest empatia Bohaterki związku?
Ona też jej nie ma- też nie przejmuje się tym co Autor myśli, czuje, doświadcza od niej. Wyjeżdza na szkolenia, kursy itd. itp. wraca i oczekuje że jej partner nawet nie zapyta co robiła. Najlepiej to jakby go w ogóle nie było. Ciężko jest też dziwić się Autorowi że chce spędzać czas ze swoją kobietą po jakimś czasie nieobecności.
Bohaterka wprowadza do związku huśtawkę nastrojów i jeżeli ktoś tam coś nieustannie neguje to ona.

296

Odp: kryzys po 7 latach

Oceniajac po tym jak Autor "potrafi" sluchac i czytac innych, to ja sie nie dziwie, ze dziewczyna nic mu nie mowi i spedza czas z kolezankami. Bezsensowna jest rozmowa z kims, kto ma z gory zalozona teze i cokolwiek powiesz, to on drazy swoja uliczka.

Cos mi sie wydaje, ze tu juz jest pozamiatane.

297

Odp: kryzys po 7 latach

wybacz, nie znamy JEJ. Nic o niej nie wiemy, wiec nie nam oceniac, jaka naprawde jest. Pewne jej zachowania swiadcza o problemach natury psychicznej. Nic wiecej nie jest pewne. Autor opisuje ja w taki sposob, jakby byla totalnie nienormalna a jej zachowanie totalnie niezrozumiale, dlatego bardzo watpie, ze tak naprawde jest. Autor miesza jak w najlepszym automatycznym mieszadle.

Z kolei sam napisal od siebie tak wiele, ze trzeba byc slepym zeby nie zauwazac, ze jest bardzo trudnym partnerem. Nie potrafi w ogole sluchac, dyskutowac. Rozmawia tak, zeby wyszlo na jego racje, niewazne czy ja ma, czy nie. Nie potrafi przyznac sie do wlasnych bledow. Z jednej strony jedzie po swojej dziewczynie nie zostawiajac suchej nitki na niej, a z drugiej....chce utrzymac zwiazek. Tylko po co, skoro jest taka beznadziejna.
Nie za bardzo wiem, po co tworzyl watek, skoro na wszystkie pytania swiata sam zna odpowiedz.

298

Odp: kryzys po 7 latach
zmartwiony86 napisał/a:

No to jest wątek o związku, nie o moich pasjach czy zainteresowaniach. Trudno bym opowiadał o sobie co?

Acha. Czyli uważasz, ze to, co Ty robisz ze sobą i swoim życiem nie ma żadnego wpływu na związek? I na to, jak postrzega Twoją osobę Twoja kobieta?

299

Odp: kryzys po 7 latach
planet1988 napisał/a:

Ciężko jest też dziwić się Autorowi że chce spędzać czas ze swoją kobietą po jakimś czasie nieobecności.

Wiesz, ale to chyba nie o to chodzi, bo on napisał przecież, że spędzają razem czas. Pisał, że wychodzą i jest wtedy wg niego miło. W domu też spędzają czas razem. Więc to nie jest chyba tak, że ona w ogóle nie ma czasu dla niego. Jakby w ogóle nie miała, to już by zresztą było dawno po związku. A tymczasem oni spędzają razem czas, tylko autorowi wątku jest za mało.
Tak że ja trochę inaczej odebrałam to, co on napisał o tym spędzaniu czasu. Że on by chyba chciał, że jak ona jest po pracy, to koniecznie muszą czas spędzać wspólnie. I jest zazdrosny, że ona woli wtedy pobyć sama, np. poleżeć w łóżku, albo dla odmiany pójść gdzieś sama (np. do znajomych).
Z oporu, z jakim pisze o sobie, swoich znajomych, pasjach, sposobach spędzania czasu samodzielnie - wnioskuję, że niestety autor sam nie ma bogatego życia towarzyskiego, jak i jakichś większych zainteresowań, które wciągałyby go i dawały mu radość, miłe spędzenie czasu.
Dlatego ja odbieram go trochę jak "faceta-bluszcz". Który żyje bardziej życiem swojej dziewczyny, niż własnym.
Oczywiście mogę się mylić, ale cóż, ja to właśnie trochę tak widzę tą sytuację. A wiem też, że człowiek potrafi być psychicznie zmęczony takim "lepieniem się" kogoś, że ktoś nie umie sam się sobą zająć, wszystko by chciał razem...

300

Odp: kryzys po 7 latach

@mamamamusia - a ja od paru stron powtarzam, że nie przemawia do mnie to co wypisuje @beyondblackie. Uważam, że w wielu kwestiach jej podejście do mojego związku jak i związku jako takiego jest dziwne i to co pisze jest sprzeczne z moim systemem wartości. Chyba nie mam obowiązku się z nią zgadzać bo ma pięć tysięcy postów?

@leśny_owoc - a nie przyszło Ci do głowy, ze może moje zachowanie też może jest częścią mojej osobowości? I jak możesz mówić, ze znamy się krótko, skoro spędziliśmy razem 1/4 życia?

@vicky85 - nawet jak nie wiem jak jedna strona wnerwi drugą to nie kończy się z tego powodu związku bez wyjaśnień. W ten sposób to mogą zachowywać się dzieci w piaskownicy a nie ludzie w dorosłym życiu.

@planet1988 - ona nie oczekuje, że ja ją nie zapytam. Zresztą sama mi często opowiada co robi i gdzie była. Sama z siebie. Bo chce się tym podzielić. Jak jest na wyjeździe to pokazuje zdjęcia itp. Ona nie robi wokól tego tajemnicy a ja z niej tego nie wyciągam. Na tym polega normalność tej sytuacji.

@beyondblackie - Twoje poglądy z których wynika, że próba podważania zdania kobiety są brakiem szacunku lub wręcz pluciem są już powszechnie znane. Nie musisz w kółko powtarzać. Kłamstwo powtórzone tysiąc razy wcale nie staje się prawdą.

@Koczek - uważam, ze to czy jak jestem sam gram na komputerze, spaceruję, pływam na basenie czy pierdzę w stołek nie ma żadnego wpływu na mój związek. Dalsza część Twojego postu jest taką paskudną insynuacją, że pozostaje mi mieć nadzieję, że nie ugryziesz się nigdy w język. Twój własny jad mógłby Cię wykończyć. Po co wypisywanie takich pierdół, że ja bym chciał aby natychmiast po zakończeniu pracy wracała do mnie i robiła coś ze mną? Czemu wypisywanie bzdetów, że jestem zazdrosny o to, ze leży na łóżku albo gdzieś pójść? Gdzie ja coś takiego napisałem lub zasugerowałem?
Oczywiście że się mylisz.

301

Odp: kryzys po 7 latach

Wiesz co? Tak przewrażliwionego na własnym punkcie człowieka jak Ty, to nieczęsto spotkać big_smile
Ludzie poświęcają swój czas, żeby Ci pomóc, nakierować na jakieś rozwiązania, ale nie, co kto napisze - wszystko be.
Tylko Ty jesteś lux i cacy. Ciekawe tylko czemu dziewczyna chce od Ciebie uciekać, skoro taki jesteś lux...
Fakt jest taki, że Tobie w tym związku dobrze. Jej nie. To ona chce związek zakończyć.
To znaczy, że problem masz tak na prawdę Ty, a nie ona.
Chociaż oczywiście Ty zaraz odwrócisz kota ogonem i powiesz, że to jest jej problem. Taaa, ona ma wielki problem, bo chce uciec ze związku z takim lux facetem big_smile Musisz ją uratować, pomóc jej, żeby nie robiła największego w życiu błędu big_smile Bo biedna umrze bez Ciebie big_smile

A co do tego, co napisałam... tutaj są Twoje własne słowa "żyjemy sobie razem. Razem śpimy, razem jemy, ja jej robię śniadanka do łózka w weekendy, ona mi robi kanapki do pracy. Niby ok, natomiast jednocześnie ona stara się uciekać z domu i robić coś innego. Z jednej strony jest to łatwe, bo ma taką pracę, że często wyjeżdża, czasem na dzień-dwa, czasem nawet na tydzień. Z drugiej nawet jak nie musi to stara sobie szukać zajęć poza domem (koleżanki, kosmetyczka itp)"
Z tego wniosek, że masz jej za złe to "uciekanie z domu" = wyjścia do znajomych, kosmetyczki, a nawet do pracy.
Bo nie, ona ma siedzieć ciągle z Tobą i zapewniać Ci rozrywkę.
"A weekendy? Są w zasadzie dwa scenariusze. Albo wkrótce po pobudce zwija się z domu i wraca wieczorem. Albo ma dzień lenia, leży w łóżku większość dnia. Nie to, że mnie zbywa czy coś. Ale nie daje się namówić nawet na wyjście do sklepu."
- Tu masz pretensje, że kobieta chce sobie po harówce całotygodniowej spędzić dzień w łóżku. Bo ty byś wolał wtedy do sklepu z nią iść. Zamiast cieszyć się, że razem możecie w domu posiedzieć, pobyć we dwoje, albo samemu sobie gdzieś wyjść, to Ci to przeszkadza. Z kolei jak ona pójdzie gdzieś sama, to też jest źle. Nic, tylko ma być wg Twojego planu.
Sorry, ale to wygląda tak, jakbyś sam ze sobą się nudził, a ona ma dostarczać Tobie wrażeń.
Wyciągam tylko wnioski na podstawie tego,co sam napisałeś. Być może są one błędne. Ale normalny, życzliwie nastawiony do świata człowiek, to by docenił chęć pomocy i szukanie przez każdą piszącą tu osobę gdzie można by coś poprawić w waszym związku, a nie obrażał jeszcze ludzi.

Tak że ja spadam z tego wątku, szkoda nawet mojej energii i czasu na pisanie tu.

"Mędrzec całe życie szuka prawdy. Głupiec już ją znalazł"
"Głupotą jest robić wciąż to samo, a za każdym razem oczekiwać innych rezultatów".

Rób dalej to samo, co robisz. Rezultaty na pewno będą inne, jak dotąd wink
I nie szukaj prawdy. Już dawno znalazłeś.

302

Odp: kryzys po 7 latach
Koczek napisał/a:

"Mędrzec całe życie szuka prawdy. Głupiec już ją znalazł"
"Głupotą jest robić wciąż to samo, a za każdym razem oczekiwać innych rezultatów".
Rób dalej to samo, co robisz. Rezultaty na pewno będą inne, jak dotąd
I nie szukaj prawdy. Już dawno znalazłeś.

Amen.

303

Odp: kryzys po 7 latach

Wiesz autorze ja miałam cały czas mieszane uczucia co do tego co piszą dziewczyny. Do momentu kiedy w innym wątku ja zadalam pytanie jego autorowi a Ty pod moim postem napisałeś: "nie, lepiej odpowiedź na pytanie...."
I w tym momencie zasłona opadła. Sorry ale jeśli właśnie tak wyglądają wasze relacje to już się dziewczynie nie dziwie.

304

Odp: kryzys po 7 latach
zmartwiony86 napisał/a:

@mamamamusia - a ja od paru stron powtarzam, że nie przemawia do mnie to co wypisuje @beyondblackie. Uważam, że w wielu kwestiach jej podejście do mojego związku jak i związku jako takiego jest dziwne i to co pisze jest sprzeczne z moim systemem wartości. Chyba nie mam obowiązku się z nią zgadzać bo ma pięć tysięcy postów?

Czyli kolejny pułap absurdu zaliczony.  I Ciągle nie wiadomo czy do szczytu jeszcze daleko.
Autorze, z tego co widzę , to Beyondblackie nie podsuwa ci pod nas książek i blogów , które sama napisała czy też w inny sposób autoryzowała swoim dziwnym podejściem. Mówi jedynie, że MASZ MOŻLIWOŚĆ zdobyć wiedzę , która pozwoli ci lepiej zrozumieć zaburzenie partnerki. Masz całe morze możliwości. Internet, księgarnia, czy choćby rozmowa z psychologiem. Wszytko aż sie prosi - zajrzyj , przeczytaj, dowiedz się. Wystarczy sięgnąć. Jeśli oczywiście chcesz . Bo możesz tez nie chcieć. Możesz powiedzieć, że tego nie akceptujesz, nie czujesz się na siłach, żeby to z nią nosić i wtedy odchodzisz . Proste. A jaką opcję ty wybierasz? bezruch w  bagnie własnych, wyimaginowanych walorów. Gratuluję !

Tak sie składa, mój drogi, że w przeciwieństwie do ciebie i twojego "systemu wartości", to własnie Beyondblackie ze swoim "dziwnym podejściem" , żyje w szczęśliwym związku. Podobnie jak ja i wiele innych osób, które sie tu wypowiadają. Weź więc myślicielu uruchom swój intelekt i logicznie wydedukuj, bo podobno jesteś w tym dobry, że być może to własnie twoje podejście jest dziwne. Bo dobrych związków się nie dostaje, dobre związki sie robi. Zapytaj więc ludzi wokół siebie - jak to zrobiliście kochani? Powiedz - no weź , nie zabieraj przepisu na sukces do grobu, tylko podziel sie ze mną, bo też chcę być szczęśliwy.  Wyjdź ponad te swoje wybujałe i górnolotne systemy , bo one NIE DZIAŁAJĄ.

305 Ostatnio edytowany przez Klio (2017-05-25 10:21:30)

Odp: kryzys po 7 latach

Na siłę szukacie kata i ofiary w związku. Współodpowiedzialność za kryzys umyka wszystkim. Zmartwiony ucieszył się strasznie z postu Lwicy, bo tam wypunktowała jego partnerkę z pominięciem jego udziału w kryzysie. Z kolei dyskutujące obecnie ze Zmartwionym usilnie punktują jego z pominięciem partnerki (bo przebąknięcie od czasu do czasu, że ona też ma udział w kryzysie gubi się jednak w ścianie tekstu, w której Zmartwiony idzie pod topór wink tongue Uniemożliwiacie w ten sposób porozumienie nie tylko w relacji zmartwionego, ale i w rozmowie z nim. Teraz nikt tu nie jest szczery w swoich wypowiedziach, bo zmartwiony broni się przed choćby podejrzeniem, że coś robi nie tak, bo każde jego słowo jest obracane przeciwko niemu. Z kolei dyskutujący z uporem maniaka szukają na niego haków. Zrobi tak jest źle, zrobi tak jest źle. Wątek stanowi więc materiał poglądowy dla jego kryzysu w związku on/ona zrobi tak jest źle, on/ona zrobi tak tez jest źle big_smile Nie tylko ta para nie potrafi rozmawiać, ale i tu widzę problemy w komunikacji. Zbyt łatwo przychodzi przedzierzgnięcie się w sędziego...
Jak dla mnie to wszystko jest teraz biciem piany. Partnerka jest na wyjeździe i to czy oni będą się w stanie porozumieć wyjdzie dopiero w momencie gdy wróci i będą mogli porozmawiać, bez szukania kata i ofiary, a raczej z nastawieniem, że możliwe jest porozumienie i wybaczenie sobie nawzajem. Nastawienie to możliwe będzie oczywiście pod warunkiem, że obydwoje będą chcieli kontynuacji związku, bo jeśli nie to para pójdzie w gwizdek.
Nie sądzę również, aby robienie Zmartwionemu wyrzutu z faktu, że kryzys zaistniał, szukanie w tym dowodu, że to z nim jest coś nie tak, wnosiło cokolwiek pozytywnego do tematu. Tak jakby kryzysy nie były naturalną koleją rzeczy w każdym związku, tak jakby nikt nigdy nie doświadczył czegoś podobnego, tak jakby inne związki były idealne i nie przychodziły takie momenty jak u Zmartwionego... Każdy związek sie zmienia, bo ludzie się zmieniają i zmieniają się ich potrzeby, a to rodzi kryzysy w sposób naturalny.

306

Odp: kryzys po 7 latach

Drogi @Koczku. Już Ci tłumaczę gdzie jest błąd w Twoim rozumowaniu. Cytujesz mnie z pierwszego postu:

Koczek napisał/a:

"żyjemy sobie razem. Razem śpimy, razem jemy, ja jej robię śniadanka do łózka w weekendy, ona mi robi kanapki do pracy. Niby ok, natomiast jednocześnie ona stara się uciekać z domu i robić coś innego. Z jednej strony jest to łatwe, bo ma taką pracę, że często wyjeżdża, czasem na dzień-dwa, czasem nawet na tydzień. Z drugiej nawet jak nie musi to stara sobie szukać zajęć poza domem (koleżanki, kosmetyczka itp)"

I to jest fakt. Tak napisałem i tak uważam. Natomiast dalsza część:

Koczek napisał/a:

Z tego wniosek, że masz jej za złe to "uciekanie z domu" = wyjścia do znajomych, kosmetyczki, a nawet do pracy.
Bo nie, ona ma siedzieć ciągle z Tobą i zapewniać Ci rozrywkę.

jest już insynuacją stawiającą mnie w złym świetle. Bo wynika z tego, że stawiam jej takie wymagania by była na każde moje skinienie i mnie zabawiała. Nigdzie nic takiego nie napisałem, ani nawet nie zasugerowałem. Już rozumiesz różnicę? Pomiędzy faktem a nadinterpretacją faktu, która jest tylko po to by poprzeć Twoją tezę?

Idąc dalej piszesz:

Koczek napisał/a:

Tu masz pretensje, że kobieta chce sobie po harówce całotygodniowej spędzić dzień w łóżku. Bo ty byś wolał wtedy do sklepu z nią iść. Zamiast cieszyć się, że razem możecie w domu posiedzieć, pobyć we dwoje, albo samemu sobie gdzieś wyjść, to Ci to przeszkadza. Z kolei jak ona pójdzie gdzieś sama, to też jest źle. Nic, tylko ma być wg Twojego planu.

Kolejna nadinterpretacja.
Nigdzie nie napisałem o żadnych pretensjach. To tylko stwierdzenie faktu jak wygląda spędzanie z nią weekendów. Rozumiem, że w analogicznej sytuacji Ty byś nie miała żadnych oczekiwań wobec swojego faceta? Że po tygodniu gdy w zasadzie się nie widzicie i nie macie czasu na nic znajdzie dla Ciebie choćby godzinę? Szczególnie, że jakoś ma siłę i czas na chodzenie po kolegach, a dla Ciebie nie? To absolutnie normalna sytuacja, ona jest ok, a ja się czepiam prawda?

I tak to właśnie jest w tym wątku. Ja piszę fakty, wy je nadinterpretujecie. W jedną stronę oczywiście. Wszelkie błędy jakie popełnia ona to wynik jej osoboowści, ona na to nie ma absolutnie żadnego wpływy. Ewentualnie jakiś procent jej błędów wynika z mojego działania, bo wszystko robię źlę. Ja natomiast jestem złym człowiekiem, emocjonalnym klocem, który ją tłamsi, śmie mieć wobec niej jakieś oczekiwania i w ogóle jest złem wcielonym. I to nie jest żadne żalenie się czy płakanie. To wprost wynika z waszych wypowiedzi wink
A wiecie co w tym jest najgorsze? Że niestety wszystko to co piszecie jest pisane przez pryzmat tego, kto się na kogo żali. W sensie facet na kobietę. Wyobraźmy sobie sytuację:

1. Kobieta żali się, że jej facet zamiast siedzieć z nią w domu łazi cały czas po kolegach, którzy mają na niego zły wpływ. Koledzy jej nie lubią i podpuszczają ją by z nią zerwał. Ona walczy, ale już nie daje rady.
Jaka byłaby wasza porada? Czy usprawiedliwiałybyście jej faceta twierdząc, że skoro rozmawia o tym z kolegami to jest ok bo to znaczy, że ma problem? A ona jest wredna, bo nie pozwala mu tego problemu na spokojnie w głowie przepracować?

2. Kobieta się żali, że jej facet nie ma dla niej czasu, w tygodniu wraca późno z pracy, w weekendy albo ma lenia, albo organizuje sobie czas bez niej.
Też byście na nią najeźdżały, że ma nieuzasadnione pretensje? Że jak ona w ogóle ma prawo oczekiwać takich rzeczy od niego by jej poświęcił czas? Że jej podejście jest takie, że on ma ją zabawiać?

3. Kobieta się żali, że facet zaczął się zachowywać dziwnie. Raz jest ok, raz jest słabo, on ma jakieś wątpliwości, nie wie do końca co robić.
Też byście winy szukały w niej? Wmawiały jej, że cała obecna sytuacja to błędów jakie ona popełniła w związku? Że on ma taką a nie inną osobowość i tego nie zmieni, ale ona swoje zachowanie powinna?

Ja jestem pewien, że nie.
I tak w tym wątku nie dojdziemy do niczego mądrego w zakresie mojego związku, natomiast może trochę się Wam oczy otworzą dziewczyny. Ja rozumiem - solidarność jajników, stereotypy itp itd, natomiast wszystko ma swoje granice. Skoro bawicie się w doradzanie na forum to powinnyście być bezstronne a nie manipulować faktami tak jak zrobił to np. @Koczek. Tyle ode mnie.

307

Odp: kryzys po 7 latach
Klio napisał/a:

Na siłę szukacie kata i ofiary w związku. Współodpowiedzialność za kryzys umyka wszystkim. Zmartwiony ucieszył się strasznie z postu Lwicy, bo tam wypunktowała jego partnerkę z pominięciem jego udziału w kryzysie. Z kolei dyskutujące obecnie ze Zmartwionym usilnie punktują jego z pominięciem partnerki (bo przebąknięcie od czasu do czasu, że ona też ma udział w kryzysie gubi się jednak w ścianie tekstu, w której Zmartwiony idzie pod topór wink tongue Uniemożliwiacie w ten sposób porozumienie nie tylko w relacji zmartwionego, ale i w rozmowie z nim. Teraz nikt tu nie jest szczery w swoich wypowiedziach, bo zmartwiony broni się przed choćby podejrzeniem, że coś robi nie tak, bo każde jego słowo jest obracane przeciwko niemu. Z kolei dyskutujący z uporem maniaka szukają na niego haków. Zrobi tak jest źle, zrobi tak jest źle. Wątek stanowi więc materiał poglądowy dla jego kryzysu w związku on/ona zrobi tak jest źle, on/ona zrobi tak tez jest źle big_smile Nie tylko ta para nie potrafi rozmawiać, ale i tu widzę problemy w komunikacji. Zbyt łatwo przychodzi przedzierzgnięcie się w sędziego...
Jak dla mnie to wszystko jest teraz biciem piany. Partnerka jest na wyjeździe i to czy oni będą się w stanie porozumieć wyjdzie dopiero w momencie gdy wróci i będą mogli porozmawiać, bez szukania kata i ofiary, a raczej z nastawieniem, że możliwe jest porozumienie i wybaczenie sobie nawzajem. Nastawienie to możliwe będzie oczywiście pod warunkiem, że obydwoje będą chcieli kontynuacji związku, bo jeśli nie to para pójdzie w gwizdek.
Nie sądzę również, aby robienie Zmartwionemu wyrzutu z faktu, że kryzys zaistniał, szukanie w tym dowodu, że to z nim jest coś nie tak, wnosiło cokolwiek pozytywnego do tematu. Tak jakby kryzysy nie były naturalną koleją rzeczy w każdym związku, tak jakby nikt nigdy nie doświadczył czegoś podobnego, tak jakby inne związki były idealne i nie przychodziły takie momenty jak u Zmartwionego... Każdy związek sie zmienia, bo ludzie się zmieniają i zmieniają się ich potrzeby, a to rodzi kryzysy w sposób naturalny.

Dziękuję za ten post. Cieszę się, że jest tu jakaś dziewczyna zdolna przerwać tą spiralę - jak to ładnie nazwałaś - bicia piany wink

308

Odp: kryzys po 7 latach

Zmartwiony, i tez w pewnym stopniu jest to do Klio, NIGDZIE nie sugerowalam, ze stan rzeczy w zwiazku jest wylacznie wina jednego z partnerow. Ze Autor to zlo wcielone, a jego kobieta to aniol.

Gdyby facet wychodzil ciagle z domu i szlajal sie z kolegami, to bym sie zastanowila dobrze, dlaczego ucieka. Czy moze przerasta go zycie w zwiazku?, czy atmosfera w domu jest niefajna?, czy przypadkiem nie oddalilismysie od siebie?, moze mnie zdradza? Bo tak na chlopski rozum, nikt kto kocha swoja druga polowke i lubi spedzac z nia czas nie wykorzystuje kazdej okazji do tego by sie wymknac z mieszkania. Tak, ma kolegow, ale balans czasu jaki spedza z nimi jak i z partnerka jest wyrownany. I wiesz, jezeli uczucia sa mocne, to mozna miec nawet dziesieciu kolegow, ktorzy chca wiesc na manowce, a czlowiek swoj rozum ma. Wniosek: ten zwiazek kuleje, bo opisywany facet juz rozwaza, sam, ewakuacje z niego. Jest to zachowanie tchorzliwe i niedojrzale, bo dorosla osoba siada i rozmawia, a nie bawi sie w podchody, ale takie sa fakty.

W przypadku ciezko pracujacego faceta, ktory pada twarza na pysk w weekend, to raczej staralabym sie mu ten weekend umilic, ale nie na wlasna modle, na sile, tylko biorac pod uwage co on sam lubi robic (nawet jezeli jest to granie na konsoli).

"Dziwnie sie zachowywac"- patrz na punkt o unikaniu kontaktu. Dziwnie zachowuje sie i przebakuje o niepewnosci ktos kto chce odejsc.

Podsumowujac, oboje rozwaliliscie ten zwiazek: ona poprzez brak dojrzalosci i odwagi moralnej, a Ty poprzez swoj despotyzm i wszystkowiedzenie - a razem poprzez kompletny brak komunikacji. Bo podstawowy problem jest taki, ze wy nie potraficie ze soba rozmawiac. Ty gadasz, ale ona Cie nie slyszy, bo juz planuje exodus, a kiedy ona cos mowi, Ty masz wybiorcze slyszenie, bo "wiesz lepiej". No i zadne z was nie chce sie zmienic dla dobra caloksztaltu. Tak jak napisalam wczesniej- pozamiatane.

309

Odp: kryzys po 7 latach
Beyondblackie napisał/a:

Zmartwiony, i tez w pewnym stopniu jest to do Klio, NIGDZIE nie sugerowalam, ze stan rzeczy w zwiazku jest wylacznie wina jednego z partnerow.

Nie gdzieżby. Tak tylko po prostu skupiłaś się tylko na nim i każdy jego post był kolejnym gwoździem do jego trumny...
Teraz próbujesz nieco bardziej wyważonego podejścia, ale komu się będzie chciało ten wróci do wcześniejszych postów i zobaczy czy takie wyważenie było i tam wink
Oczywiście drogą do rozwiązania kryzysu jest to aby oni obydwoje we własnym zakresie spojrzeli na siebie, swoje motywacje i swój udział w powstaniu kryzysu. O ile jeszcze na początku ze Zmartwionym  można było przeprowadzić taką nazwijmy to wiwisekcję, o tyle teraz po tych wszystkich wiadrach pomyj raczej nie będzie do tego skłonny. Kontra była w każdym punkcie tego co pisał i wychodziło, że wszystko, absolutnie wszystko co robi jest źle. Teraz on sam mógłby się zastanowić czy podobnej kontry w każdym punkcie nie stosował do tej pory w stos. do swojej partnerki i jakie reakcje u niej mogło to budzić, ale to insza inszość...

310

Odp: kryzys po 7 latach

@beyondblackie - przecież to Ty jesteś autorką tezy, że próba jakiegokolwiek podważania tego co mówi kobieta jest brakiem szacunku. Przecież nie kto inny jak Ty dopatruje się nadmiernej kontroli w związku, gdzie akurat wzajemna kontrola jest na praktycznie zerowym poziomie. Nikt inny, tylko Ty zaczął najeżdżanie na mnie, że spełnianie jej próśb (chodziło o budzenie) to tatusiowanie i że wyrządzam tym szkodę dla związku. Nieee, Ty jesteś w swych wypowiedziach mega merytoryczna i bezstronna i w ogóle big_smile

311

Odp: kryzys po 7 latach
zmartwiony86 napisał/a:

@beyondblackie - przecież to Ty jesteś autorką tezy, że próba jakiegokolwiek podważania tego co mówi kobieta jest brakiem szacunku. Przecież nie kto inny jak Ty dopatruje się nadmiernej kontroli w związku, gdzie akurat wzajemna kontrola jest na praktycznie zerowym poziomie. Nikt inny, tylko Ty zaczął najeżdżanie na mnie, że spełnianie jej próśb (chodziło o budzenie) to tatusiowanie i że wyrządzam tym szkodę dla związku. Nieee, Ty jesteś w swych wypowiedziach mega merytoryczna i bezstronna i w ogóle big_smile

Kompletnie przekrecasz sens moich wypowiedzi.

1) Nie "proba jakiegokolwiek podwazania tego co mowi kobieta" jest brakiem szacunku, ale KOMPLETNE nie sluchanie tego co do Ciebie mowi. Bo Ty slyszenie masz bardzo wybiorcze i w kazdej dyskusji starasz sie udowodnic, ze Twoja racja jest "mojsza", niezaleznie od tego co slyszysz na drugim koncu.

2) Patrz pkt 1. Jezeli Ty zawsze masz racje, a ona to niezrownowazona emocjonalnie, przyglupia, dziecinna panna, to odnoszac sie do niej jak powyzej stawiasz siebie w pozycji dominujacej i ferujacej opinie. Ty w zasadzie chcesz kontrolowac jakie ma poglady i co mysli. Jak to nie jest kontrola, to ja nie wiem co jest.

Ja nie staram sie wybielac Twojej dziewczyny, tylko, ze po porade przylazles Ty, a nie ona. Ty sie nas pytasz co zrobic, zeby bylo lepiej. To Ci juz wielokrotnie napisalam: sproboj tego czy tamtego. Na co niezmiennie dostalam odpowiedz: nie masz racji. Odrzucasz kazda porade juz na wstepie. Czego Ty od nas wiec chcesz? Bo jak wiele osob w tym watku, zaczynam podejrzewac, ze jedyne na czym Ci zalezy, to to by inni ludzie potwierdzili jak beznadziejna jest Twoja kobieta i jak w porownaniu z nia jestes tym "dobrym", swietym i lux.

312

Odp: kryzys po 7 latach

To kto napisał ten post- Zmartwiony czy jego dziewczyna? Jej czy jego podejście tu poznajemy? Dla tego związku na skraju rozejścia coś może zrobić ona i on Ale wpływu na jej zachowanie bezposrednio nie masz, a tylko przez zmianę swojego podejścia masz nikłą szansę coś zmienić.
Ale Ty chyba nie chcesz, bo skupiasz się na tym, byś sam nie czuł się winny w żadnym stopniu tego rozpadu. Czyli sam już ten Wasz związek skreśliłeś.

313

Odp: kryzys po 7 latach
Klio napisał/a:

Współodpowiedzialność za kryzys umyka wszystkim.

A najbardziej zmartwionemu wink
Zechcesz zacytować choćby jeden fragment , w którym czuje sie on współodpowiedzialny? Jedną króciutka frazę, równoważnik zdania, słowo, cokolwiek...

wspomina wprawdzie  o jakichś swoich bliżej nieokreślonych wadach, ale o tym sza, bo przecież jego wady i deficyty , i tu w  zwycięzca w konkursie na cytat roku w kategorii absurd - NIE MAJĄ WPŁYWU NA ZWIĄZEK . (tak, dokładnie tak napisał, kilkakrotnie zresztą wink )

autor wszytko napisał w pierwszym poście. Cała reszta to jedno wielkie dementi + plus jęczarnia nie wiadomo o co, teorie spiskowe i odrzucanie absolutnie wszystkiego co proponuje sfeminizowana gawiedź, a co chociażby w maleńkim stopniu nie zgadza się z jego wcześniej już ustaloną wizją i co tej wizji grzecznie nie potwierdza.

Gratuluję optymizmu wszystkim, którzy wierzą, że Autor w celu naprawy związku, był lub będzie w stanie wykonać jakąś prace nad sobą. To nie ten typ. I określenie "emocjonalny kloc " uważam za łagodne i nie oddające w pełni tego z czym mamy do czynienia.

314

Odp: kryzys po 7 latach
Klio napisał/a:

Współodpowiedzialność za kryzys umyka wszystkim. Zmartwiony ucieszył się strasznie z postu Lwicy, bo tam wypunktowała jego partnerkę z pominięciem jego udziału w kryzysie. Z kolei dyskutujące obecnie ze Zmartwionym usilnie punktują jego z pominięciem partnerki

Myślę, że wyraziłam się wystarczająco jasno. Wystarczyło zacytować całość fragmentu dot. interesującej Cię kwestii.

315

Odp: kryzys po 7 latach
Klio napisał/a:
Klio napisał/a:

Współodpowiedzialność za kryzys umyka wszystkim. Zmartwiony ucieszył się strasznie z postu Lwicy, bo tam wypunktowała jego partnerkę z pominięciem jego udziału w kryzysie. Z kolei dyskutujące obecnie ze Zmartwionym usilnie punktują jego z pominięciem partnerki

Myślę, że wyraziłam się wystarczająco jasno. Wystarczyło zacytować całość fragmentu dot. interesującej Cię kwestii.

Ale Klio, jaki ma sens pisanie co ma zrobic dziewczyna by poprawic ten zwiazek, jak nie ona do nas pisze, tylko Zmartwiony? Przeciez my tak naprawde nie wiemy co ona czuje i nie mamy wplywu na jej zachowanie. Zmartwiony ma poprzez swoje decyzje i zachowanie wobec niej.

316 Ostatnio edytowany przez Klio (2017-05-25 16:53:21)

Odp: kryzys po 7 latach

Bo nic nie dzieje się w próżni i ludzie nie funkcjonują, ani nie reagują w próżni. Można Zmartwionego potraktować jako byt istniejący poza czasem i poza przestrzenią, ale i tak później wystawiony zostanie on na warunki zewnętrzne i doopa z całych laboratoryjnych rozważań.

Beyondblackie napisał/a:

Zmartwiony ma poprzez swoje decyzje i zachowanie wobec niej.

To w końcu chodzi o wpływanie na nią czy nie wpływanie? wink Czy też ma wpływać poprzez nie wpływanie? big_smile
Dajemy pole na jakiekolwiek działanie i istnienie Zmartwionego w tej relacji, czy też wszystko co robi jest złym wpływem, kontrolą i złym dotykiem? big_smile
Zapętliliśmy się, bo też za daleko wydaje mi się posunęły się wnioski.

317

Odp: kryzys po 7 latach
Klio napisał/a:

Bo nic nie dzieje się w próżni i ludzie nie funkcjonują, ani nie reagują w próżni. Można Zmartwionego potraktować jako byt istniejący poza czasem i poza przestrzenią, ale i tak później wystawiony zostanie on na warunki zewnętrzne i doopa z całych laboratoryjnych rozważań.

Beyondblackie napisał/a:

Zmartwiony ma poprzez swoje decyzje i zachowanie wobec niej.

To w końcu chodzi o wpływanie na nią czy nie wpływanie? wink Czy też ma wpływać poprzez nie wpływanie? big_smile
Dajemy pole na jakiekolwiek działanie i istnienie Zmartwionego w tej relacji, czy też wszystko co robi jest złym wpływem, kontrolą i złym dotykiem? big_smile
Zapętliliśmy się, bo też za daleko wydaje mi się posunęły się wnioski.

Jakie laboratoryjne??? Przeciez pisalam kilka razy, ze z tego co Zmartwiony pisze wynika, ze ona ma problemy:
- nie chce za siebie brac odpowiedzialnosci
- ucieka z domu, zamiast rozmawiac
- ma problemy z objadaniem sie
Wiec prosze mi nie pisac, ze ja tu wylacznie z Autora robie "tego zlego".

Tylko, ze to nie ona przyszla na forum sie pytac jak poprawic swoj zwiazek. Ona pewnie od dawna juz majstruje jak sie z niego wyrolowac. I to wcale nie jakies kolezanki- wiedzmy sa za ten stan odpowiedzialne. To jest jej wlasna decyzja wobec tego co sie w zwiazku dzieje. Problem w tym, ze Autor niby sie pyta nas jak ja odwiesc o tego, a jednoczesnie wcale nie przyjmuje do wiadomosci, ze to jak sie wobec niej zachowuje, ma na nia wplyw. Od 9 stron dowiadujemy sie o jej wszystkich wadach, ktore Zmartwiony chcialby naprawic, ale jakos cienko tutaj z widzeniem, ze jakiekolwiek niedociagniecia ma sam.

Masz racje, wina lezy po obu stronach, ale by dokonac jakichkolwiek pozytywnych zmian, Autor musialby najpierw wejrzec uczciwie w siebie, a nie tylko pokazywac paluchem na dziewczyne.

318

Odp: kryzys po 7 latach
Beyondblackie napisał/a:

Autor musialby najpierw wejrzec uczciwie w siebie, a nie tylko pokazywac paluchem na dziewczyne.

Dziewczyna zaś musiałaby najpierw wejrzeć uczciwie w siebie, a nie tylko pokazywać paluchem na chłopaka wink I tu zaczynamy.
Tylko, że ona pokazuje paluchem z koleżankami, a on z nami. Tymczasem dobrze dla nich by było gdyby schowali palce i zaczęli rozmawiać ze sobą zaczynając nie od win drugiej strony, a od tego co zauważają, że sami skrewili. Następnie bez przerywania i udowadniania, że nie tak jest, należałoby wysłuchać co każde z nich ma do powiedzenia na temat tego co im nie pasuje.
Na razie odłóżmy na bok inwektywy, kto tu jest winny, kto jest winny bardziej, kto jest winny mniej itp.
W związku długoletnim po prostu tak bywa, że dochodzi do rozczarowań i zmian. I z jednym i z drugim trzeba umieć sobie indywidualnie i razem radzić. Potrzebne są chęci i dojrzałość  u obydwojga, żeby pogodzić się ze zmianami i wprowadzać takie, które pozwalają na tworzenie cały czas na nowo niejako satysfakcjonującego związku. Jeżeli chęci brak to dojrzałość jest potrzebna na tyle, żeby w uczciwy sposób się rozstać.
Zmartwiony do powrotu partnerki ma czas na to, żeby przeczytać wątek tyle razy ile trzeba, żeby wyciągnąć sensowne wnioski dla siebie. Szczególną uwagę niech zwróci na te elementy wypowiedzi użytkowników tutaj i te cechy charakteru i zachowania partnerki, które najbardziej go denerwują, bo te mogą przynieść mu odpowiedzi na to czego on sam w sobie nie akceptuje. Może dokopie się do cech i zachowań, które wypiera ze swojego obrazu siebie, bo kłóci się z idealnym obrazem własnym. To co go wkoorwia w partnerce może i jest w nim, i na odwrót. I takie tam...
Szczerze powiedziawszy to teraz wchodzenie w dalszą dyskusję wydaje się bez sensu, bo każdy jakoś dziwnie zacietrzewiony jest i okopany na swoich stanowiskach. Zupełnie jak Zmartwiony i jego dziewczyna big_smile Niech ochłonie, spojrzy na siebie z perspektywy i dopiero kontynuuje, bo teraz włączył mu się ostro mechanizm obronny i nic z dalszych rozmów nie będzie. Ale czy można w tym względzie mu się dziwić...

319 Ostatnio edytowany przez MamaMamusia (2017-05-25 17:55:56)

Odp: kryzys po 7 latach
Klio napisał/a:

Dajemy pole na jakiekolwiek działanie i istnienie Zmartwionego w tej relacji, czy też wszystko co robi jest złym wpływem, kontrolą i złym dotykiem? big_smile
Zapętliliśmy się, bo też za daleko wydaje mi się posunęły się wnioski.

Pole do działania zmartwiony ma, tylko go nie dostrzega albo nie chce wyartykułować. Jest nim praca na własnym gruncie. Gdyby cokolwiek sie ogarnął w kwestii poczucia własnej wartości , którego mizerność skrywa skrzętnie pod płaszczykiem megalomanii, to znalazłyby odpowiedź na pytanie  - co zrobić gdy ona nie chce iść ze mną na basen i co zrobić gdy ona nie chce ze mną być , albo ja nie chcę być z nią. To taki maleńki przykład, jest ich więcej. Zmartwiony ma mnóstwo do zrobienia w swoim emocjonalnym ogródku . póki tego nie zauważy , nie ruszy z miejsca i nadal będzie jak mantrę powtarzał wyimaginowany problem, którym jest   jej niechęć do basenu , szczególnie ujawniająca sie po zagranicznym szkoleniu.

Dla mnie intencje zmartwionego sa jasne. widze je od początku i nie zmieniłam zdania pod wpływem słownych fajerwerków. Chodzi o to , aby uzyskać potwierdzenie pewnych przekonań oraz wyprzeć własne deficyty. w opinii tej utwierdziła mnie jego odpowiedź na pytanie - jakie twoje błedy i zaniedbania doprowadziły do kryzysu? - w której przebąkiwał cos o samobiczowaniu i braku związku z relacją.
Ale nie będę sie już powtarzać, bo głową muru nie przebiję. Być może ten kop w doopę, który wisi w powietrzu da mu coś do myślenia ? Oby.

320 Ostatnio edytowany przez Leśny_owoc (2017-05-25 18:03:17)

Odp: kryzys po 7 latach
planet1988 napisał/a:

Skoro Autor nie ma empatii więc może obróćmy.
A gdzie jest empatia Bohaterki związku?
Ona też jej nie ma- też nie przejmuje się tym co Autor myśli, czuje, doświadcza od niej. Wyjeżdza na szkolenia, kursy itd. itp. wraca i oczekuje że jej partner nawet nie zapyta co robiła. Najlepiej to jakby go w ogóle nie było. Ciężko jest też dziwić się Autorowi że chce spędzać czas ze swoją kobietą po jakimś czasie nieobecności.
Bohaterka wprowadza do związku huśtawkę nastrojów i jeżeli ktoś tam coś nieustannie neguje to ona.

Pytanie czy tak jest czy po prostu odpuściła sobie słuchanie jego, bo najczęściej wychodziło jej to na gorsze? Ja przyznam jestem empatyczna, ale jeśli ktoś na mnie pluje to nie udaję, że pada deszcz smile. Natomiast dziewczyna ma cechy ofiary - bo on poniekąd zachowuje się jak kat, mu wolno oceniać ją, ale jej wara od jego doskonałego życia. Ja już jestem zmęczona tym tematem i jego podejściem, a co dopiero dziewczyna w 7-letniej relacji z nim. Ten związek na pewno odbił na niej swe piętno i przestało jej zależeć. Pytanie czy koleżanki wyciągną ją z tego bagna i polecą pomoc psychologa, bo nie jest za późno.

zmartwiony86 napisał/a:

Kolejną kwestią jest też to, że niestety ma złych doradców. Ma cztery przyjaciółki od serca, którym przedstawia mnie jako najgorszego typa, a one doradzają.

W sumie to zabawne, przyjaciółki miały okazać się diablicami z głębokich czeluści piekieł, a jak widać może się okazać, że są cherubinami z anielskiego chóru big_smile.

321

Odp: kryzys po 7 latach
Klio napisał/a:

. Szczególną uwagę niech zwróci na te elementy wypowiedzi użytkowników tutaj i te cechy charakteru i zachowania partnerki, które najbardziej go denerwują, bo te mogą przynieść mu odpowiedzi na to czego on sam w sobie nie akceptuje. Może dokopie się do cech i zachowań, które wypiera ze swojego obrazu siebie, bo kłóci się z idealnym obrazem własnym. To co go wkoorwia w partnerce może i jest w nim, i na odwrót. I takie tam...

Piszesz o tzw metodzie lustra, bardzo popularnym narzędziu w coachingu i psychoterapii. Polega to na tym, że trzeba wypisać wszystkie rzeczy , których nienawidzimy w partnerze, w dugiej osobie l.poj tzn jesteś taki , siaki i owaki. Potem należy stanąć przed lustrem i wszystko przeczytać , ale już w pierwszej osobie , czyli do siebie. Daje to bardzo dobre efekty między innymi w identyfikacji wyparć . Nie poleca się jej jednak kompletnym nowicjuszom w kwestii samoświadomości i wglądu w siebie .
Ale nie martwy się, zmartwiony  nie skorzysta z tej metody, bo ile pierwszą część ma obcykaną, to nie sądzę, aby był w stanie podjąć się drugiej. choć mogę sie mylić. Obym sie myliła

322

Odp: kryzys po 7 latach

Ten wątek pomalutku przekształca się w coś komicznego.
Dziewczyny. Ustalmy coś. Ja, jako facet tu napisałem. I ja odpowiadam wam, zgodnie z tym co myślę, na wszystko co piszecie. Może wam się to nie podobać, ale piszę co myślę. I wy sobie to interpretujecie. A częściej nadinterpretujecie usilnie szukając w tym mojej winy.
Natomiast jej nie znacie. Wiecie o niej tyle co wam opowiedziałem. I nic wam to nie przeszkadza by wysuwać na jej temat wnioski, które co najlepsze nie mają żadnych konkretnych podstaw. Z całą pewnością wiecie, że jej problemy z wagą to na pewno depresja lub zaburzenia kompulsywne, albo jedno i drugie, natomiast całkowicie niemożliwe jest to by po prostu problemem była jej słaba wola. Z cała pewnością wiecie, że jej koleżanki nie mają nic wspólnego z obecną sytuacją, choć nie macie o tym pojęcia. Z całą pewnością wiecie, czy mnie słucha. czy nie słucha, a może czasem słucha a czasem nie słucha. Z całą pewnością wiecie też że ona "od dawna chce się z tego wyrolować", nawet nie dopuszczacie takiej myśli że skoro do tej pory tego nie zrobiła to z jakiegoś powodu. I nie takiego, że ją przykułem do kaloryfera.
Krótko mówiąc każdy (ja i ona) jest już zaszufladkowany. To nic, że te szufladki nie do końca się pokrywają ze stanem fatycznym. To nic, że je tworzycie na bazie domysłów, których część wiecie że są nieprawdziwe, bo je dementuje, a pozostała część jest tylko domysłem nie popartym faktami. To nie ma znaczenia. Najważniejsze że jest kolejny wątek, gdzie można forsować tezę "zły facet vs biedna, zagubiona kobieta". Szkoda tylko, że ja ani razu przez cały wątek nie napisałem że chodzi mi o szukanie winnego. A wy szukacie na siłę.

323

Odp: kryzys po 7 latach

https://media3.giphy.com/media/qmfpjpAT2fJRK/giphy.gif

324

Odp: kryzys po 7 latach
Leśny_owoc napisał/a:
planet1988 napisał/a:

Skoro Autor nie ma empatii więc może obróćmy.
A gdzie jest empatia Bohaterki związku?
Ona też jej nie ma- też nie przejmuje się tym co Autor myśli, czuje, doświadcza od niej. Wyjeżdza na szkolenia, kursy itd. itp. wraca i oczekuje że jej partner nawet nie zapyta co robiła. Najlepiej to jakby go w ogóle nie było. Ciężko jest też dziwić się Autorowi że chce spędzać czas ze swoją kobietą po jakimś czasie nieobecności.
Bohaterka wprowadza do związku huśtawkę nastrojów i jeżeli ktoś tam coś nieustannie neguje to ona.

Pytanie czy tak jest czy po prostu odpuściła sobie słuchanie jego, bo najczęściej wychodziło jej to na gorsze? Ja przyznam jestem empatyczna, ale jeśli ktoś na mnie pluje to nie udaję, że pada deszcz smile. Natomiast dziewczyna ma cechy ofiary - bo on poniekąd zachowuje się jak kat, mu wolno oceniać ją, ale jej wara od jego doskonałego życia. Ja już jestem zmęczona tym tematem i jego podejściem, a co dopiero dziewczyna w 7-letniej relacji z nim. Ten związek na pewno odbił na niej swe piętno i przestało jej zależeć. Pytanie czy koleżanki wyciągną ją z tego bagna i polecą pomoc psychologa, bo nie jest za późno.

Nie no totalna porażka. Chyba się trochę zapędziłaś. On kat ona ofiara. NA jakiej podstawie tak twierdzisz?
Nigdzie nie ma napisane że ona nie może go oceniać.
Uwierz mi że osoba o niskim poziomie własnej wartości będzie wszystko odbierała negatywnie chociaż mówiłabyś do niej że jest miss polonia.

325

Odp: kryzys po 7 latach

Zmartwiony, Ty sobie zalozyles teze pt "Kobiety zawsze trzymaja razem i sa przeciwko mezczyznie w zwiazku", i ta teze forsujesz, niezaleznie od tego co Ci ludzie napisza.

I poniewaz zawsze wiesz lepiej, nie dopuszczasz nawet do swiadomosci, ze Twoje przekonanie o slabej woli dziewczyny (bo to jedyna przyczyna nadmiernego jedzenia...), jej nielogicznosci, sterowalnosci z zewnatrz przez kolezanki z piekla rodem- moga byc z gruntu MYLNE. No przeciez NIE MA takiej opcji, ze Ty mozesz nie miec racji. Ty masz wykute w granicie opinie, ktore sa jedynie sluszne. Wlasnie ten monolityczny front jest przyczyna, ze zamiast widziec pole dzialania- ktore jak najbardziej masz- Ty z uporem maniaka usilujesz wbic gwozdz do sciany srubokretem. Powodzenia.

Posty [ 261 do 325 z 341 ]

Strony Poprzednia 1 2 3 4 5 6 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024