kryzys po 7 latach - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Strony Poprzednia 1 2 3 4 5 6 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 196 do 260 z 341 ]

196

Odp: kryzys po 7 latach

Snake, wydaje mi sie, ze podstawowym problemem Autora jest to, ze wszystko traktuje zbyt doslownie, nie widzac drugiego dna.

Gdyby zaburzenia odzywiania byly prosta sprawa jedzenia za duzo czy za malo, to wystarczyloby pilnowac kogos w czasie posilkow. Niestety, tak nie jest. Sa to skomplikowane choroby psychiczne, gdzie zrodlem jednostki chorobowej sa zaburzone emocje i potrzeba kontroli nad swoim zyciem, a nie zarcie samo w sobie. Takze dziwienie sie, ze kobieta schudla iles kilosow, a potem wrocila do poprzedniego modus operandi, tak jakby nie widziala postepow, ktore uczynila, jest naiwnym postrzeganiem drugiej osoby jak systemu 0-1, a nie skomplikowanego czlowieka. Laczac to z postawa Zmartwionego pt "ja zawsze wiem lepiej" jest to GWARANTOWANY przepis na poglebianie stanu zdrowia jego dziewczyny.

Zobacz podobne tematy :

197

Odp: kryzys po 7 latach

Jeżeli chodzi o jej koleżanki to już przecież pisałem o tym. Ja nie uważam aby było cokolwiek złego w tym, że kobieta się żali w gronie koleżanek na swojego faceta. Faceci w swoim gronie też się żalą. Problemem w moim przypadku jest niebezpieczne połączenie - z jednej strony nadaktywna przyjaciółka, która nie ogranicza się do wysłuchania i wyrażenia solidarności z jej ciężkim losem. Zamiast tego doradza. A z drugiej strony mamy moją dziewczynę, która będąc emocjonalnie zagubioną słucha się tych rad, co doprowadza do takich a nie innych sytuacji. Postawcie się drogie forumowiczki w mojej sytuacji, wyobraźcie sobie że wasz facet ma kolegę, który aktywnie namawia go do zakończenia związku z wami. Bo uważa, że wie lepiej co jest dla was dobre. I co? Przeszyłybyście nad tym tak do porządku dziennego? Że taki typ ryje wam pod związkiem?

Po drugie to ja nie uważam, żeby ona była beznadziejna. Po prostu ma słomiany zapał - taka jest i nic się na to nie poradzi. Czy to oznacza, że jest beznadziejna? Nie. To oznacza tyle, że z czasem mobilizacja jej spada i wszystkie wcześniejsze starania idą do kosza. Nie wiem jak Wy byście postąpiły w analogicznej sytuacji. Może pogłaskałybyście swojego faceta po głowie i zapewniły, że następnym razem się uda. Ale to byłoby kłamstwo, bo doskonale byście wiedziały, że następnym razem będzie tak samo. Może też byście go tak po prostu olały, jest słaby, nie radzi sobie, jego problem. Nie zamierzam nawet komentować takiej postawy.

Koleżanko @beyondblackie - a może to problemem kobiet jest to, że nie lubią dosłownych sytuacji? Tylko wszędzie musi być drugie dno? O tym nie pomyślałaś co? wink
A co do odchudzania raz jeszcze powtórzę - alternatywą dla mojej obecnej postawy, która według was jest zła i szkodliwa, jest olanie jej. Chodzi na siłkę, stosuje dietę, chudnie - spoko, fajnie brawo Ty. Olewa to wszystko znów tyjąc - to nie mój problem, nic nie powiem, bo jeszcze uzna to za psychiczne naciski, tłamszenie osobowości albo nie daj Boże próby kontroli nad sytuacją. A to wszystko jest zabronione.

Widać wyraźnie, że guzik wiecie o takich zaburzeniach w odżywianiu, a udzielacie porad i stawiacie diagnozę. Nie diagnozę związku, którą taką czy inną może postawić każdy na bazie swoich doświadczeń, ale diagnozę - o zgrozo - chorób psychicznych. Pozostaje mi czekać aż dowiem się, że przypalam ją żelazkiem, tłukę jak nie ma ciepłego obiadu, ewentualnie gwałcę jak mi się stawia. Przesada? Cóż. W kilka dni doszliśmy od tatusiowania i rzekomej stałej kontroli do znęcania się nad psychicznie chorym człowiekiem. Coraz lepiej big_smile

198

Odp: kryzys po 7 latach

Jeśli nie jesteś zmuszany do uczestnictwa w akcjach odchudzania albo w obżarstwie, to co cię obchodzi czy akurat się odchudza czy obżera? Ha, ha i tak masz przesrane, bo jak coś powiesz - źle. Jak będziesz milczał - źle...

199

Odp: kryzys po 7 latach

No właśnie. Więc lepiej się odzywać wink

200 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2017-05-22 15:06:05)

Odp: kryzys po 7 latach

ten wątek chyba wyczerpał swoje możliwości. Szkoda klawiatury, Zmartwiony ptrzyszedł tu.. no nie wiem po co- po cudowny środek jak okiełznać krnąbną dziewczynę.
Chyba męskie forum bez wgłębiania się w drugie dno byłoby odpowiedniejsze lub jakieś forum o tresurze psów..
Ja się żegnam życząc szybkiego rozstania dla dobra partnerki.
Silverleaf przykładem, że jest to możliwe..

201

Odp: kryzys po 7 latach

Elu, ale Ty postępujesz jeszcze gorzej niż jej koleżanki. Pogłębiasz drugie dno osoby, której nie znasz. To ma to sens?

202

Odp: kryzys po 7 latach

Zmartwiony, dopoki bedziesz traktowal swoja dziewczyne jak krowe na jarmark, ktora ma miec jakas tam zalozona mase, to nici z tego beda. Nikt Ci nie pisze, ze jak przestaje sie starac, to masz ja olac. Ale zamiast wiercenia jej dziury w tylku jak to sie zapuscila, o wiele lepsze efekty dalaby rozmowa rozpoczeta od prostego zdania:"Jak sie czujesz kochanie?". Napady jedzenia i zaprzestanie chodzenia na silownie sa wprost polaczone ze stanem emocjonalnym. Twoja kobieta czuje sie samotna, zdolowana, niezrozumiana wiec wpada w wir wciskania sobie jedzenia, bo to daje jej komfort przynajmniej na kilka godzin. Kup sobie jakas ksiazke o bulimii czy obsesyjnym objadaniu sie, zeby dowiedziec sie wiecej o chorobie swojej dziewczyny, zamiast zakladac z gory, ze "wiesz lepiej".

A tak poza tym, ona jest dorosla osoba z mozgiem i traktowanie jej jak debilowatego dziecka, ktore nie potrafi podejmowac autonomicznych decyzji, tylko bezmyslnie robi, co inni jej podpowiedza, swiadczy tylko i wylacznie o Twoim braku szacunku do niej.

203

Odp: kryzys po 7 latach
Snake napisał/a:

Jeśli nie jesteś zmuszany do uczestnictwa w akcjach odchudzania albo w obżarstwie, to co cię obchodzi czy akurat się odchudza czy obżera? Ha, ha i tak masz przesrane, bo jak coś powiesz - źle. Jak będziesz milczał - źle...

Będzie go obchodzić , dopóki nie wyjdzie z roli tatusia i nie pozwoli jej wyzdrowieć po swojemu.

Kompulsywne objadanie sie jest zaburzeniem psychicznym i choćbyś nie wiem jak sie zmartwiony obruszał, to nie zmienisz tego. Gadki o motywacji i słomianym zapale to zostaw Chodakowskiej , bo to jest własnie ta płaszczyzna emocjonalna. Natomiast za zaburzeniem twojej partnerki stoją określone problemy bez których rozwiązania one nie ruszy z miejsca. do tego właśnie jest jej potrzebna terapia.
Ludziom uzależnionym nie odbiera sie możliwości sięgnięcia po pokusę , nie izoluje sie alkoholików od piwa, ani tych z zaburzeniami odżywiania od jedzenia. Daje się im za to wybór, pozostawia sie decyzje w ich rękach. Zdrowienie polega na tym , że oni mogą siegnąć po wszystko , ale już nie chcą. Ty nie jesteś gotowy, aby pozwolić partnerce decydować, dlatego tak uparcie forsujesz jedynie swoje racje i snujesz te swoje teorie spiskowe . ale to jest juz twój problem.
Podobnie jest z doradzającą koleżanką. dlaczego nie pozwolisz jej aby ona sama odrzuciła lub przyjęła jej rady ? Na ludzkie gadanie nic nie poradzisz. Każdy z nas słyszy różne rzeczy. Daj jej zdecydować. Przecież podobno jej ufasz i wierzysz w jej inteligencję. Nic a nic nie zarzucasz jej zdolnościom logicznego myślenia i wcale nie uzyłeś wobec niej określenie "głupiutka". No czego sie boisz? Jak wierzy jakiejś durnej plotkarze to niegodna jest przecież ciebie i twojej szlachetności...

204

Odp: kryzys po 7 latach

A mnie nie daje spokoju jedna rzecz. Napisałeś, że Twoja dziewczyna obgaduje Cię przed znajomymi. Ale skąd Ty to możesz wiedzieć? Przecież Ciebie tam nie było. A chyba nie włożyłeś jej podsłuchu do torebki smile To co, sama Ci powiedziała, że Cię obgaduje? "Hej kochanie, jak minął dzień, wiesz, że dzisiaj Cię znowu obgadałam przed znajomymi?" wink
To samo tyczy się terapeutki. Skąd wiesz, ze "co spotkanie to oczywiście gadają na mój temat" (Twoje słowa)? Chyba Twoja dziewczyna nie opowiada Ci przebiegu każdego spotkania i przy tym zawsze dodaje, że gadała coś na Twoj temat...?
Dla mnie to wygląda trochę jakbyś miał jakąś manię prześladowczą na własnym punkcie. Każdy gada z Twoją kobietą ciągle o Tobie... I jeszcze negatywnie tylko. Skąd możesz wiedzieć o czym konkretnie ona z kimś gada, jak Ciebie tam nie ma??

205

Odp: kryzys po 7 latach

Dobrze, to może teraz dla odmiany przeprowadzimy taki mały eksperyment i proszę bardzo ręka w górę wszystkie koleżanki,
które chciałyby mieć w domu takiego partnera (jak ta laska, bohaterka wątku) i równie cierpliwie (jak autor) szukałyby rozwiązania problemu,
zamiast wystawić typowi walizki za drzwi i dać kopa w dupę na do widzenia. Tylko bardzo proszę nie wszyscy naraz, bo się serwer zapcha...
Już to widzę jak każda z Was siedzi i się roztkliwia nad muchami w nosie faceta, który ciągle się zachowuje jak rozkapryszony bachor,
na wszystko stęka i marudzi, nic mu się nie chce, nigdzie nie wyjdzie, niczego nie zrobi, wiecznie jest skwaszony nadęty i nieszczęśliwy,
zapuszczony i odpychający, a jakby tego wszystkiego było mało, to jeszcze co chwila Was straszy odejściem...
Super sprawa mieć takie go faceta, no nie? Na pewno też każda z Was by walczyła do upadłego i analizowała każde jego pierdnięcie,
żeby w końcu dojść co mu jest i jak jeszcze inaczej można go uszczęśliwić, skoro metody konwencjonalne przynoszą skutek odwrotny.

206

Odp: kryzys po 7 latach

Anderstud, ale przeciez od poczatku piszemy Autorowi, ze jezeli tak mu zle z dziewczyna od lat, to po jasna cholercie z nia jest? Jezeli ona jest taka zapuszczona, trudna, infantylna i do tego tepa, to ja sie pytam co go przy niej trzyma- no co?

207

Odp: kryzys po 7 latach
anderstud napisał/a:

Dobrze, to może teraz dla odmiany przeprowadzimy taki mały eksperyment i proszę bardzo ręka w górę wszystkie koleżanki,
które chciałyby mieć w domu takiego partnera (jak ta laska, bohaterka wątku) i równie cierpliwie (jak autor) szukałyby rozwiązania problemu,
zamiast wystawić typowi walizki za drzwi i dać kopa w dupę na do widzenia. Tylko bardzo proszę nie wszyscy naraz, bo się serwer zapcha...
Już to widzę jak każda z Was siedzi i się roztkliwia nad muchami w nosie faceta, który ciągle się zachowuje jak rozkapryszony bachor,
na wszystko stęka i marudzi, nic mu się nie chce, nigdzie nie wyjdzie, niczego nie zrobi, wiecznie jest skwaszony nadęty i nieszczęśliwy,
zapuszczony i odpychający, a jakby tego wszystkiego było mało, to jeszcze co chwila Was straszy odejściem...
Super sprawa mieć takie go faceta, no nie? Na pewno też każda z Was by walczyła do upadłego i analizowała każde jego pierdnięcie,
żeby w końcu dojść co mu jest i jak jeszcze inaczej można go uszczęśliwić, skoro metody konwencjonalne przynoszą skutek odwrotny.

Gratuluję! Wbrew intencjom (tak myślę) opisałeś zachowanie autora.
Faktycznie, mało jest osób (płci obojga), które by - jak napisałeś - roztkliwiałyby się nad muchami w nosie partnera, które by analizowały każde jego pierdnięcie.


Pytanie pozostaje otwarte: dlaczego w sposób wyżej opisany autor się zachowuje? Dlaczego jest z osobą, którą tak nisko ceni? Odpowiedź 'bo ją kocha' proponuję odłożyć na bok.

208

Odp: kryzys po 7 latach
anderstud napisał/a:

Dobrze, to może teraz dla odmiany przeprowadzimy taki mały eksperyment i proszę bardzo ręka w górę wszystkie koleżanki,
które chciałyby mieć w domu takiego partnera (jak ta laska, bohaterka wątku) i równie cierpliwie (jak autor) szukałyby rozwiązania problemu,
zamiast wystawić typowi walizki za drzwi i dać kopa w dupę na do widzenia. Tylko bardzo proszę nie wszyscy naraz, bo się serwer zapcha...
Już to widzę jak każda z Was siedzi i się roztkliwia nad muchami w nosie faceta, który ciągle się zachowuje jak rozkapryszony bachor,
na wszystko stęka i marudzi, nic mu się nie chce, nigdzie nie wyjdzie, niczego nie zrobi, wiecznie jest skwaszony nadęty i nieszczęśliwy,
zapuszczony i odpychający, a jakby tego wszystkiego było mało, to jeszcze co chwila Was straszy odejściem...
Super sprawa mieć takie go faceta, no nie? Na pewno też każda z Was by walczyła do upadłego i analizowała każde jego pierdnięcie,
żeby w końcu dojść co mu jest i jak jeszcze inaczej można go uszczęśliwić, skoro metody konwencjonalne przynoszą skutek odwrotny.

Nie do końca rozumiem twój wpis. Są pewne granice i żadnej ze stron nie stawiałabym na piedestał. Bycie rozkapryszoną księżniczką jest tak samo słabe, jak bycie jęczącym dobrodusznym księciem (i na odwrót). Ja nie mam nic do tego dlaczego chce z nią być, bo to jego wybór - ale jak podjął już jakiś to niech nie robi z niej tej złej, a siebie tego dobrego. Podobnie jest w związkach, gdzie jedna strona ponosi jakieś "straty", ale dobrowolnie postanawia być z drugą stroną i chce za to orderu. Przecież związek to nie piaskownica, trzeba dorosnąć.

209

Odp: kryzys po 7 latach

Przekraczacie kolejne granice śmieszności.... Po tekstach, że jej nie szanuję, że ją kontroluję psychicznie, że mam ją za idiotkę, że tatusiuję, że wpędzam ją w zachowania kompulsywne teraz dowiaduję się że jej nie kocham. Ciekaw jestem dalszego ciągu tej teorii? Bo skoro jej nie kocham a robię to co robię to dlaczego i po co? Chciałbym się o sobie czegoś nowego dowiedzieć big_smile

210 Ostatnio edytowany przez vicky85 (2017-05-22 21:50:25)

Odp: kryzys po 7 latach

Ale on raczej nie dorosl. Od 6 podstron ludzie mu pisza, ze, jak to ktos ujal, jest "emocjonalnym klocem" i po prostu brak mu emocjonalnej inteligencji, i dlatego nigdy jego dziewczyna nie bedzie z nim szczesliwa. Ale on wciaz nie widzi problemu w samym sobie, tylko w niej.

211 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2017-05-22 21:51:02)

Odp: kryzys po 7 latach
zmartwiony86 napisał/a:

Przekraczacie kolejne granice śmieszności.... Po tekstach, że jej nie szanuję, że ją kontroluję psychicznie, że mam ją za idiotkę, że tatusiuję, że wpędzam ją w zachowania kompulsywne teraz dowiaduję się że jej nie kocham. Ciekaw jestem dalszego ciągu tej teorii? Bo skoro jej nie kocham a robię to co robię to dlaczego i po co? Chciałbym się o sobie czegoś nowego dowiedzieć big_smile

Przekraczam granice śmieszności?

Zaproponowałam, by poszukać innych powodów, nic ponad to.

212

Odp: kryzys po 7 latach
zmartwiony86 napisał/a:

Przekraczacie kolejne granice śmieszności.... Po tekstach, że jej nie szanuję, że ją kontroluję psychicznie, że mam ją za idiotkę, że tatusiuję, że wpędzam ją w zachowania kompulsywne teraz dowiaduję się że jej nie kocham. Ciekaw jestem dalszego ciągu tej teorii? Bo skoro jej nie kocham a robię to co robię to dlaczego i po co? Chciałbym się o sobie czegoś nowego dowiedzieć big_smile

Juz sie dowiedziales. Tylko nie przyjmujesz tego do wiadomosci.

213

Odp: kryzys po 7 latach

Dobrze, to na konkretnym przykładzie powiedzcie mi co byście zrobiły jako osoby obdarzone niezwykłą inteligencją emocjonalną na moim miejscu.
W sobotę ona znów wyjechała i wróci w kolejną sobotę. Jest za granicą, ma masę zajęć i mało czasu na jakikolwiek kontakt ze mną jak i kimkolwiek innym. Krótko mówiąc tydzień w oderwaniu od rzeczywistości.
Znając ją wiem w jakim stanie wróci. Prócz tego, że będzie śmiertelnie zmęczona to będzie absolutnie nijaka. Zapewne dlatego, że nagle z pięknych malowniczych stron wróci znów do szarej codzienności.
Nawet nie będę pisał co ja - kloc emocjonalny - bym w tej sytuacji zrobił, bo po co wam dawać pożywkę. Ale powiedzcie co zrobilibyście Wy z tą jej nijakością. Bardzo jestem ciekaw konkretów.

214

Odp: kryzys po 7 latach

Osoby obdarzone niezwykłą inteligencją emocjonalną? Brawo!


Chcesz konkretów, proszę. Zastanowiłabym się, także przy opisanej przez Ciebie sytuacji, nad sobą, nad przyczynami swojego takiego - nie innego - zachowania.
Tak, wiem. Znowu o tym samym, ale to na Twoją prośbę.

215

Odp: kryzys po 7 latach
zmartwiony86 napisał/a:

Ale powiedzcie co zrobilibyście Wy z tą jej nijakością. Bardzo jestem ciekaw konkretów.

Tez jestem ciekawa konkretow. Prosze, odpowiedz.
Po co chciec naprawiac zwiazek z kobieta, ktora twoim zdaniem jest nijaka, nie mysli logicznie, nie potrafi uzywac argumentow, nie potrafi rozmawiac, zarzuca cie glupotkami i bezsensownymi zarzutami, jest gruba, nieatrakcyjna, a do tego jeszcze nie docenia twojej zajebistej osoby.

Tell me WHY?!

216

Odp: kryzys po 7 latach

@vicky85 zdajesz sobie sprawę, że połowa Twojej wypowiedzi jest nieprawdą, a druga połowa jest wyolbrzymiona? smile

217

Odp: kryzys po 7 latach

Ale ja prosilam o konkretna odpowiedz, a nie kolejne pytanie.

218

Odp: kryzys po 7 latach

Nie odpowiem Ci na tak postawione pytanie, bo połowa rzeczy w nim zawarta jest nieprawdziwa, a druga połowa wyolbrzymiona. Tak jakbym Cię zapytał czemu jesteś z facetem, który jest chorobliwie zazdrosny, chleje piwsko każdego dnia i woli kolegów od Ciebie w sytuacji gdy on nie jest zazdrosny, pije tylko na imprezach i ma normalnych znajomych? Jak można odpowiedzieć na tak zadane pytanie?

219

Odp: kryzys po 7 latach

Jakby Autor był emocjonalnym klocem to kopnąłby ją w dupie dawno temu. Sam opisuje że często się przytulają, razem płaczą, rozmawiają. Czy totalny kloc emocjonalny szukałby rozwiązania problemu i chciał ratować związek?


Żadna z WAS kochane Kobiety nie chciałaby odwrotnej sytuacji.
Chciałbym jednej odpowiedzi:
odwracam sytuacje którą opisał Autor:
Przychodzi chłop do domu i zaczyna mówić głupoty, niezgodne z Waszymi wspólnymi ustaleniami i obietnicami a Wy mówicie mu: Kochanie masz racje.
Bo przecież jak Autor zaprzeczył to go zjechałyście że jej nie szanuje bo ona nie może mieć własnego zdania- to zakrawa o absurd

Już widzę jak facet, mąż, partner odstawia takie akcje a każda z wyżej piszących się nawet nie odezwie bo nie chce mu okazywać braku szacunku.

Problem leży w tym że dziewczyna nie wie czego chce- według mnie chce odejść ale nie wie jak i wszystko co zrobi Autor będzie złe.
Tu nie ma dobrego wyjścia z tej sytuacji: rozmowa nic nie daje, prośby nic nie dają, groźby nic nie dają.

Pamiętam słowa mojej żony jak byłem na diecie i zaglądałem do lodówki:
Skończ żreć bo Ci dupka nigdy nie schudnie;)
Czy było coś w tym złego? - nie - bo robiła to dla mojego dobra. Skoro Bohaterka chciała schudnąć chciał jej pomóc- a czasami trzeba troszkę brutalniej żeby doleciało gdzie potrzeba.

220

Odp: kryzys po 7 latach

Generalnie nie komentuje takich opowieści, gdyż zawsze są pokazywane jednostronnie. Ty mówisz, że Ona... i my Ci mamy wierzyć. Żalisz się, że Cię obgaduje, ale Ty jakoś nie widzisz z tym problemu, aby pluć na Nią publicznie przy obcych przez dziesiątki postów. Mówisz o bardzo intymnych sprawach, które nie Ciebie dotyczą i wręcz są objęte tajemnicą lekarską. Piszesz o swojej partnerce, ale w żadnym poście jaki napisałeś nie zobaczyłam Twojej miłości do Niej. Nawet nik jaki sobie wybrałeś "zmartwiony" jest niesamowity. Zmartwiona byłam i ja idąc dzisiaj do pracy. Wysiadłam na przystanku i wdepnęłam w psie g. Zmartwiony może być chłop bo mu jaja nie zeszły na targu. Gdybym miała bardzo trudną sytuację to chyba bym jednak była zrozpaczona lub zagubiona.

221 Ostatnio edytowany przez vicky85 (2017-05-22 23:07:02)

Odp: kryzys po 7 latach
zmartwiony86 napisał/a:

Nie odpowiem Ci na tak postawione pytanie, bo połowa rzeczy w nim zawarta jest nieprawdziwa, a druga połowa wyolbrzymiona. Tak jakbym Cię zapytał czemu jesteś z facetem, który jest chorobliwie zazdrosny, chleje piwsko każdego dnia i woli kolegów od Ciebie w sytuacji gdy on nie jest zazdrosny, pije tylko na imprezach i ma normalnych znajomych? Jak można odpowiedzieć na tak zadane pytanie?

Taki logiczny i racjonalny, a nie potrafi rzeczowo odpowiadac, no patrzcie.

Oczywiscie, ze sie da. Prosze bardzo.
Moj facet nie jest chorobliwie zazdrosny - mamy duzo swobody i luzu w zwiazku.
Moj maz nie pije piwa codziennie.
Czasem woli mnie, a czasem kolegow. Kocham mojego meza i uwazam ze jest swietnym facetem.

Proste, co? Problem z Toba polega na tym, ze aby moc odpowiedziec mi na pytanie, musialbys zaprzeczyc wszystkim swoim poprzednim wypowiedzia o wlasnej partnerce:) Albo...sklamac. I napisac cos, do czego wcale nie jestes przekonany. Chociaz moglbys sprobowac, nie rozumiem - to jest takie trudne dla Ciebie, odpisac gniewnie ze "wcale taka nie jest, przeciez ... to i tamto, ...". Ty nawet nie zaprzeczyles. Stwierdziles tylko ze wyolbrzymiam:)

Kasia Zaleta ma 100% racji. Piszesz o swojej partnerce, ale w żadnym poście jaki napisałeś nie zobaczyłam Twojej miłości do Niej. Ja rowniez nie zobaczylam ani przez sekunde.

222

Odp: kryzys po 7 latach

@planet1988 - dzięki, ale to i tak na nic. Nie dotrze.

@kasiazaleta - bardzo interesująco brzmi zarzut pod moim adresem, że obgaduję ją publicznie na forum. Nie nie. Przepraszam. Pluję na nią. Opowiadam o intymnych sprawach, które mnie nie dotyczą, o jej problemach medycznych. Tak. Tylko generalnie sens istnienia tego forum polega na tym, że przychodzą tu ludzie omawiać swoje problemy. A więc każdy wątek wygląda w ten sposób, że się kogoś obgaduje. I to bez wiedzy i zgody tej osoby. Jak nie kijem go to pałką co?

Gdybym opisywał tutaj moją miłość do niej to przeczytałbym albo, że to niemęskie. Albo że płaczę na forum. Albo zostałbym w ten czy inny sposób wyśmiany. Szybko się uczę zasad panujących na tym forum.

A co końcowej części wypowiedzi to trudno to tak naprawdę skomentować. Nawet mój nick się nie podoba, bo jest niewłaściwy. Jaśnie pani od siedmiu boleści. Tego by jeszcze brakowało żebyś mi wyznaczała czy w obecnej sytuacji mam być zmartwiony, zrozpaczony, zdruzgotany czy zniesmaczony. Idź być trollem gdzie indziej.

223

Odp: kryzys po 7 latach
vicky85 napisał/a:

Tez jestem ciekawa konkretow. Prosze, odpowiedz.
Po co chciec naprawiac zwiazek z kobieta, ktora twoim zdaniem jest nijaka, nie mysli logicznie, nie potrafi uzywac argumentow, nie potrafi rozmawiac, zarzuca cie glupotkami i bezsensownymi zarzutami, jest gruba, nieatrakcyjna, a do tego jeszcze nie docenia twojej zajebistej osoby.

Tell me WHY?!

Proszę.
- moja kobieta nie jest nijaka tylko czasem zachowuje się w sposób nijaki w stosunku do mnie
- moja kobieta czasami nie myśli logicznie, co nie oznacza że zawsze tak jest
- moja kobieta nie tyle nie potrafi używać argumentów, co ich nie ma
- moja kobieta jak najbardziej potrafi rozmawiać, co opisywałem w tym wątku
- nie zarzuca mnie głupotkami tylko niektóre jej wypowiedzi są głupie
- zarzuty jakie mi stawia są częściowo sensowne, a częściowo nie
- jest gruba, co nie oznacza że jest nieatrakcyjna
- moja osoba nie jest zajebista, natomiast nie jest też tak potworna jak ją tu wspólnie z innymi kreujesz

Odp: kryzys po 7 latach

Autorze... Nie widzisz swojej winy lub nie piszesz całej prawdy. Zobacz co się stało z Twoim wątkiem...A teraz pomyśl co się stało z Twoim związkiem... Wiem, wiem, to przez złych ludzi na forum i przez Twoją "złą" kobietę. Tylko prawda jest taka, ze na początku każdy chciał Ci tutaj pomóc, coś doradzić, rzucić jakis punkt zaczepienia. A Ty wszystko negujesz, bo Twoja prawda jest najtwojsza, koniec i kropka. Tak jak w Twoim związku. Gdybyś był taki, jakiego obraz starasz się tutaj stworzyć, to nie musiałbyś zakładać tego wątku.

225

Odp: kryzys po 7 latach
zmartwiony86 napisał/a:

- moja kobieta nie tyle nie potrafi używać argumentów, co ich nie ma

buahahahahahahahahah, no tak! nie wpadlabym na to. Przeciez ona nie posiada argumentow w dyskusji, tak jak i my nie posiadamy, tylko lejemy wode i piszemy same bzdury. Zgadzasz sie jedynie z kims, kto cie po pleckach poklepie. Kazdy inny po prostu... nie ma odpowiednich argumentow:)

Pozwole sobie potraktowac cie tak, jak ty swoja kobiete. Ta-dam.

W przeciwienstwie do Ciebie, mam bardzo dobra pamiec i umiejetnosc logicznego myslenia. Trzykrotnie zadalam Tobie pytanie o wasze zycie seksualne. Za kazdym razem omijasz to pytanie szerokim lukiem. Poruszyles wszystkie mniej i bardziej szczegolowe aspekty wspolnego zycia, zapominajac opisac jeden z najwazniejszych. A podobno jestes rzeczowy i konkretny.

To jak to tak? Ktos ci zadaje wazne pytanie, a ty cisza, zastanawiles sie chociaz nad nim? Czy twoja dziewczyna czuje sie akceptowana i POZADANA przez ciebie? Jest spelniona, dobrze jej z toba?

226

Odp: kryzys po 7 latach

Autorze, uderzajace jest Twoje przekonanie o tym, ze zawsze masz racje. To jest niezdrowe, bo NIKT nie ma zawsze racji. Holubiac taki poglad na swoj temat nie sluchasz innych ludzi i tracisz obiektywnosc.

My Ci piszemy jak moze czuc sie Twoja kobieta, jakie moga ja trapic problemy, a Ty nam z uporem walca drogowego tlumaczysz, ze ona nie zachowuje sie tak jakbys chcial. Czyli nielogicznie i glupio. Pytasz sie jak masz zareagowac kiedy wroci z podrozy i bedzie "nijaka". Odpowiedz jest prosta: polej lampke wina, przygotuj kapiel, zapytaj cochcialaby na kolacje i co chce obejrzec w telewizji. Siadz przy niej, wymasuj jej plecy i powiedz jak teskniles. Tego Twoja babka potrzebuje zamiast wiercenia doopy i nakazow jak ma zyc.

227 Ostatnio edytowany przez nicebatman (2017-05-23 02:12:14)

Odp: kryzys po 7 latach

zmartwiony86 Najlepiej chyba będzie dla Ciebie jak zakończysz ten związek, bo jeśli obie strony się męczą to nie ma to najmniejszego sensu.

228

Odp: kryzys po 7 latach

Chłopie, nie ma jej, to bierz urlop. Jedź gdzieś na tydzień, dwa. Zrelaksuj się, poznaj jakieś fajne, zrównoważone, normalne laski, pełno tego. Może wrócisz tylko po resztę swoich rzeczy. Zmarnowałeś 7 lat, nie daj się wciągnąć w pułapkę hazardzisty, który wciąż wierzy, że za chwilę się odegra. Trzeba umieć pogodzić się z porażką, stratą czasu i nie brnąć dalej. Chcesz się męczyć następne 7 lat? 20...?

229

Odp: kryzys po 7 latach

popieram w całej rozciągłości. Jedź gdzieś, wyłącz telefon, odpocznij, wycisz się, na spokojnie wszystko przemyślisz, nabierzesz do pewnych rzeczy dystansu i chłodniej spojrzysz na Wasz związek. Czasem tak trzeba.

230

Odp: kryzys po 7 latach

Porównanie tego co się stało z moim wątkiem na forum i ze związkiem jest bardzo na miejscu. Bo oto sfeminizowana społeczność forum (to fakt, a nie przytyk) z czegoś pozornie prostego w swej konstrukcji, czyli kryzysu wypalenia, rozczarowania i wątpliwości, który dopada prędzej czy później każdy związek, rozdmuchała sprawę do jakichś niebotycznych rozmiarów. Nie będę tutaj przytaczał po raz kolejny tych wszystkich "ciekawych" rzeczy które napisano o mnie, o niej o nas. Natomiast efekt tego jest taki, że dziś, po kilku dniach dyskusji okazuje się, że wypalenie, rozczarowanie i wątpliwości spowodowane upływem czasu nie mają absolutnie nic do rzeczy. Bo winę za to ponoszę ja, z rożnych powodów. Ona oczywiście też nie jest idealna - tak wynika z tego co piszecie - natomiast jej wady nie są w tym wszystkim aż tak bardzo istotne. Zgodnie z waszymi sugestiami pownienem jednocześnie jej nie pomagać w niczym (bo nie jest dzieckiem), pomagać ze wszystkim (bo potrzebuje wsparcia) lub też życzliwie trwać (czyli być neutralnym). Dlatego ta analogia jest bardzo trafiona, bo z dużym prawdopodobieństwem ona żaląc się przyjaciółkom na obecną mało dynamiczną emocjonalnie sytuację też dotarła do szukania dziury w całym, bzdurnych analiz osobowości i szukania winnych. Niby nic w tym złego, ale to nie ma nic do rzeczy. Krótko mówiąc - to forum będę polecał każdemu mojemu koledze, który nie rozumie kobiet.

Koleżanko @vicky85 - to uroczo, że masz doskonałą pamięć. Ale nie każdy ma. Dla mnie sprawa jest prosta, skoro ktoś przedstawia jakąś tezę o dość dużym znaczeniu (np. chcę się wyprowadzić) to raczej nie robi tego pod wpływem chwili. Nie kończy się związku z takim stażem i na takim etapie bo się wstało lewą nogą albo bo facet Cię wnerwił czymś. To powinna być przemyślana decyzja, a skoro tak to nie powinno być problemów z jej uargumentowaniem. No chyba, że uważasz że facet po prawie 8 latach nie ma prawa zapytać dlaczego jego kobieta chciałaby się rozstać, wyprowadzić czy podjąć inną decyzję dotyczącą obu stron?
Na temat seksu przecież Ci odpisałem. Że jest. Nie zamierzam jednakże zagłębiać się w ten temat, nie chcę się dowiedzieć o sobie że jestem oziębłym impotentem, gwałcicielem (albo conajmniej osobą molestującą) ewentualnie seksualnym klocem. Nie, dziękuję. Zachowajmy (i ja i wy) resztki godności w tym wątku.

231

Odp: kryzys po 7 latach

Zmartwiony, widze, ze jestes z obozu tych co zawsze musza miec racje, wiec odwracanie kota ogonem jest taktyka codziennego uzytku big_smile

Nie moge wypowiadac sie za inne osoby komentujace w Twoim watku, ale ja napisalam Ci przeciez bardzo prosty, zupelnie niesprzeczny komunikat: albo dochodzisz do wniosku, ze masz dosc bycia z trudna, infantylna, zakompleksiona dziewczyna i odchodzisz, ALBO decydujesz sie pracowac nad zwiazkiem (a nie nad nia) i w ramach tej pracy starasz sie poszerzyc horyzonty rozwijajac swoja wiedze na temat zaburzen odzywiania i tego co czuje i mysli Twoja kobieta. Prosta odpowiedz zero- jedynkowa.

Niestety, Ty jednak z uporem maniaka chcesz "wiedziec lepiej". Wiesz lepiej od specjalistow co lezy u podloza zaburzen kompulsywnych, lepiej od psychiatrow czym objawia sie depresja, lepiej od swojej dziewczyny co jej w glowie siedzi i co jest dla niej dobre. Z pozycji "eksperta" od tego wszystkiego ferujesz opinie i wydajesz dyrektywy, a potem sie dziwisz, ze nic nie dziala. Sorry, ale takie zachowanie jest zupelnie nielogiczne.

232

Odp: kryzys po 7 latach
Beyondblackie napisał/a:

... decydujesz sie pracowac nad zwiazkiem (a nie nad nia) i w ramach tej pracy starasz sie poszerzyc horyzonty rozwijajac swoja wiedze na temat zaburzen odzywiania i tego co czuje i mysli Twoja kobieta. Prosta odpowiedz zero- jedynkowa.

Załóżmy więc, że Autor znacząco rozszerzy zakres wiedzy nt. zaburzeń odżywiania i co dalej ?
Czy ma :
A - "życzliwie trwać"
B - nie pomagać w niczym (bo nie jest dzieckiem)
C - pomagać (bo potrzebuje wsparcia)

???

"Krótko mówiąc - to forum będę polecał każdemu mojemu koledze, który nie rozumie kobiet." - moim zdaniem b. trafna wypowiedź
pozdrawiam

233 Ostatnio edytowany przez zmartwiony86 (2017-05-23 10:43:07)

Odp: kryzys po 7 latach

Koleżanko @beyondblackie, mówisz tutaj albo-albo. A fakty są takie, że gdyby mi się nie chciało o to starać albo bym nie dawał rady to nie założyłbym takiego wątku. Prędzej bym pytał jak to zakończyć by było najmniej bolesne dla obu stron, ewentualnie jak sobie poradzić po tym wszystkim. Jak widzisz nie pytam o takie rzeczy, co więc chyba jest dość czytelnym znakiem że moją intencją chęć naprawy tego wszystkiego.
Jak do tej pory to, żaden specjalista się nie wypowiedział na temat tego co leży u podłoża jej zaburzeń, przynajmniej ja nie widziałem. Depresja zaś jest chorobą, która ma konkretne objawy i którą się leczy w konkretny sposób. Nie można mieć depresji "trochę" albo jednego dnia mieć, drugiego nie mieć, a trzeciego mieć z powrotem.
A co do ferowania opinii (nawet bezsensownych) z pozycji eksperta to masz chyba coś do powiedzenia. Czyż nie?

234

Odp: kryzys po 7 latach

Bouhon, ani nie nianczyc, ani nie olewac, ani nie robic za sierzanta w domu.

Rozwiazaniem jest traktowanie jej jak DOROSLEJ kobiety, ktora jest w stanie poradzic sobie ze swoimi problemami i ja w tym wspierac. A wsparcie polega glownie na staraniu sie zrozumiec jak dziala jej choroba, co mozna osiagnac poprzez przeczytanie ksiazki na ten temat albo skonsultowanie sie ze specjalista. Wtedy Autor moze wreszcie przestanie sie frustrowac i dziwic, ze jego kobieta ma napady obzarstwa, ze chociaz chudnie, to nagle upada i sie poddaje. Jakby Twoja partnerka chorowala np na cukrzyce, to chyba normalne, ze staralbys sie dowiedziec jak najwiecej o tej chorobie, nieprawdaz? Nie inaczej w przypadku zaburzen odzywiania- to JEST CHOROBA, a nie lenistwo czy tez brak silnej woli.

235

Odp: kryzys po 7 latach

@beyondblackie - mówisz cały czas o ogólnikach. A ja o konkretach. Wiesz dokładnie już jaki ona ma problem jeśli chodzi o odżywianie. Jak więc w tym konkretnym przypadku wygląda postawa "nie niańczyć, nie olewać, nie robić za sierżanta"? Nie chce się jej iść na siłkę. Je o północy. Nie wiem, kupuje sobie czekoladę i ją sama zjada w 10 minut. Wszystko to dwa dni po wizycie u pani psycholog, która ma jej w teorii pomagać i dwa dni przed wizytą u dietetyczki, która ją waży zawsze i z którą omawia postępy. Co więc w takiej sytuacji mam zrobić by spełnić te warunki "nie niańczyć, nie olewać nie robić za sierżanta"? Proszę o konkret. Tylko nie taki, że mam zrozumieć sens zaburzenia. Bo nawet jak wykuję na blachę podręcznikową definicję to cóż to zmieni w praktyce?

236

Odp: kryzys po 7 latach
zmartwiony86 napisał/a:

Koleżanko @beyondblackie, mówisz tutaj albo-albo. A fakty są takie, że gdyby mi się nie chciało o to starać albo bym nie dawał rady to nie założyłbym takiego wątku. Prędzej bym pytał jak to zakończyć by było najmniej bolesne dla obu stron, ewentualnie jak sobie poradzić po tym wszystkim. Jak widzisz nie pytam o takie rzeczy, co więc chyba jest dość czytelnym znakiem że moją intencją chęć naprawy tego wszystkiego.
Jak do tej pory to, żaden specjalista się nie wypowiedział na temat tego co leży u podłoża jej zaburzeń, przynajmniej ja nie widziałem. Depresja zaś jest chorobą, która ma konkretne objawy i którą się leczy w konkretny sposób. Nie można mieć depresji "trochę" albo jednego dnia mieć, drugiego nie mieć, a trzeciego mieć z powrotem.
A co do ferowania opinii (nawet bezsensownych) z pozycji eksperta to masz chyba coś do powiedzenia. Czyż nie?

Az sie usmialam big_smile

Serio??? Ty co, jestes psychiatra z dyplomem, ze wiesz dokladnie jak wyglada kazdy rodzaj depresji? Sorry za sprowadzenie na ziemie, ale Ty masz WYLACZNIE stereotypowe wyobrazenia o tym jak wyglada depresja. Podobnie jak masz tylko wyobrazenia na temat bulimii. Co wiecej, Ty nawet nie chcesz niczego czytac czy tez konsultowac, no...bo wiesz lepiej big_smile

Korona by Ci z glowy spadla jakbys przyznal sie do niewiedzy w danym temacie?

237

Odp: kryzys po 7 latach

"....Jak więc w tym konkretnym przypadku wygląda postawa "nie niańczyć, nie olewać, nie robić za sierżanta....."

Wlepiam oczy w ekran oczekując na odpowiedź Beyondblackie

238 Ostatnio edytowany przez Beyondblackie (2017-05-23 11:12:12)

Odp: kryzys po 7 latach
zmartwiony86 napisał/a:

@beyondblackie - mówisz cały czas o ogólnikach. A ja o konkretach. Wiesz dokładnie już jaki ona ma problem jeśli chodzi o odżywianie. Jak więc w tym konkretnym przypadku wygląda postawa "nie niańczyć, nie olewać, nie robić za sierżanta"? Nie chce się jej iść na siłkę. Je o północy. Nie wiem, kupuje sobie czekoladę i ją sama zjada w 10 minut. Wszystko to dwa dni po wizycie u pani psycholog, która ma jej w teorii pomagać i dwa dni przed wizytą u dietetyczki, która ją waży zawsze i z którą omawia postępy. Co więc w takiej sytuacji mam zrobić by spełnić te warunki "nie niańczyć, nie olewać nie robić za sierżanta"? Proszę o konkret. Tylko nie taki, że mam zrozumieć sens zaburzenia. Bo nawet jak wykuję na blachę podręcznikową definicję to cóż to zmieni w praktyce?

Przeczytanie jakiejs ksiazki uzmyslowiloby Ci, ze za napadami obzarstwa lezy nienawisc do samej siebie, niskie poczucie wartosci, leki. Ze mozna wiedziec, ze za dwa dni jest wazenie, ale odczuwac taka wewnetrzna pustke i panike, ze tylko jedzenie jest je w stanie zapchac. Ze mozna byc po wizycie u terapeuty i wlasnie dlatego, ze na tej wizycie zostalo poruszone cos bolesnego, to wszystkie te paskudne uczucia sie wzmacniaja i kotluja. W takich momentach Twoja kobieta potrzebuje potrzymania za reke, przytulenia, zapewnienia, ze ja kochasz. Usiadz z nia w salonie i zamiast besztac ja za to, ze je czekolade w nocy (ona juz sie przed Toba wstydzi), zapytaj jak sie czuje. Tyle tylko i az tyle. To jest wlasnie wsparcie, ktorego potrzebuje.

Bardzo pomocny w zrozumieniu jak moze czuc sie Twoja dziewczyna jest blog pt Wilczoglodna.pl. Jej autorka jest kobieta, ktora wyszla z wieloletniej bulimii.

239

Odp: kryzys po 7 latach

Po pierwsze - temat depresji i zaburzeń kompulsywnych pojawił się rzucony w tym wątku przez jedną z forumowiczek. Rozumiem, że od niej nie oczekujesz dyplomu lekarza psychiatry lub magistra psychologii? Ona będąc laikiem tak powiedziała więc coś w tym jest. Ja będąc laikiem mówię inaczej więc tak nie jest. Skwituję to jednym tylko słowem - typowe wink

A co do drugiego postu - to jest bardzo interesująca teoria. Popuśćmy wodzę fantazji. Powiedzmy, że Twój facet też ma jakiś rodzaj depresji i zaburzenia kompulsywne polegające np. na tym, że stresy, lęki i złe myśli topi w alkoholu. Ty bardzo chcesz mu pomóc. Więc za każdym razem gdy sięga po butelkę łapiesz go za rękę, mówisz jak bardzo go kochasz i pytasz jak się czuje. Tak byś zrobiła co? Spokojnie patrzyła jak marnuje sobie życie i zdrowie jedynie trzymając za rękę i wyrażając troskę? Ehe.

240

Odp: kryzys po 7 latach
Beyondblackie napisał/a:

Usiadz z nia w salonie i zamiast besztac ja za to, ze je czekolade w nocy (ona juz sie przed Toba wstydzi), zapytaj jak sie czuje. Tyle tylko i az tyle. To jest wlasnie wsparcie, ktorego potrzebuje.

Zapytaj jak się czuje, czy lepiej jej po tej czekoladzie... lol Całe życie z kobietą, która po zdaniu "nie żryj tyle, bo ci w dupę pójdzie" potrzebuje pół roku terapii kilku specjalistów.

241 Ostatnio edytowany przez feniks35 (2017-05-23 11:36:11)

Odp: kryzys po 7 latach
Snake napisał/a:
Beyondblackie napisał/a:

Usiadz z nia w salonie i zamiast besztac ja za to, ze je czekolade w nocy (ona juz sie przed Toba wstydzi), zapytaj jak sie czuje. Tyle tylko i az tyle. To jest wlasnie wsparcie, ktorego potrzebuje.

Zapytaj jak się czuje, czy lepiej jej po tej czekoladzie... lol Całe życie z kobietą, która po zdaniu "nie żryj tyle, bo ci w dupę pójdzie" potrzebuje pół roku terapii kilku specjalistów.

Ale tak wlasnie jest. Osoba ktora ma z czyms duzy problem nie wezmie sie w garsc ot tak bo wtedy nie moznaby nazwac tego problemem. Popieram  Beyondblackie ze metoda nie jest besztanie tylko dociekanie przyczyn takich a nie innych zachowan. Jesli dziewczyna Autora obzera sie mimo ze wie iz za chwile bedzie wazenie i wstyd bo znowu waga stoi w miejscu lub wrecz rosnie to czy glindzenie Autora ze je znowu, ze wysilek na marne, ze silka itp zrobi na niej wrazenie?  No raczej nie. Predzej wbije ja jeszcze bardziej w poczucie ze skoro i tak juz jest taka beznadziejna i nic nie umie doprowadzic do konca to chociaz tyle z tego bedzie miec co sobie zje.
Snake troche wspolczuje Twojej zonie  bo musi byc kobieta bez skazy. Rozumiem ze Ty bys od razu pogonil taka ktora smie sobie z czyms  nie radzic i  na dodatek potrzbuje pomocy terapeuty. Oj proste to Twoje myslenie zeby nie rzec prostackie. Oby Ciebie kiedys zycie nie dogielo solidnie i zamiast dostac wsparcie osob najbljzszych uslyszysz zebys nie wydziwial i nie piescil sie ze soba.

242

Odp: kryzys po 7 latach

Zmartwiony, gdyby moj teoretyczny partner-alkoholik chcial sie leczyc i widzialabym, ze sie stara wyjsc z nalogu i nad soba pracuje, to jak najbardziej rozmowa o jego uczuciach, co sklonilo go do siegniecia po butelke, bylaby jak najbardziej na miejscu. Zdecydowanie przyniosloby to lepsze efekty niz wielka awantura z lajtmotiwem "bo ty zawsze...", "bo ty nie masz silnej woli", "nic z ciebie nie bedzie" i "jak mozesz?!". Czlowiek w walce z choroba chce wiedziec, ze ktos przy nim jest i go akceptuje. To wlasnie daje naped do zdrowienia.

Istota zaburzen kompulsywnych jest nieumiejetnosc radzenia sobie z trudnymi odczuciami, a nie brak woli. Alkoholik nie pije dlatego, ze lubi wodke, ale dlatego, ze picie zaglusza nieprzyjemne emocje jakie w sobie ma i ktore go przerastaja. Podobnie z objadaniem sie czy hazardem.

243

Odp: kryzys po 7 latach

A może wcale nie jest chora. Może po prostu jej się nie chce. Może ma słomiany zapał.
Mam kilka koleżanek w pracy, które regularnie co 2 - 3 tygodnie szumnie obwieszczają początek wielkiego odchudzania. I zazwyczaj trwa to 2 - 3 dni, no, max. tydzień. Wymyślają za to tysiące usprawiedliwień dlaczego przerwały dietę i dlaczego znów zaczną ale dopiero od jutra/od poniedziałku/od 1-go. I gwarantuję że nie mają problemów psychicznych ani żadnych innych dysfunkcji. Choć z ich narzekań pewnie niejedna z Was wysnułaby diagnozę o permanentnej depresji w której żyją i okropnych, niewspierających mężczyznach którzy im w życiu towarzyszą (od wielu lat). A w zasadzie wszystko rozbija się o brak motywacji, wzięcia sie w garść i zawalczenia o siebie.

244

Odp: kryzys po 7 latach
Spanielka napisał/a:

A może wcale nie jest chora. Może po prostu jej się nie chce. Może ma słomiany zapał.
Mam kilka koleżanek w pracy, które regularnie co 2 - 3 tygodnie szumnie obwieszczają początek wielkiego odchudzania. I zazwyczaj trwa to 2 - 3 dni, no, max. tydzień. Wymyślają za to tysiące usprawiedliwień dlaczego przerwały dietę i dlaczego znów zaczną ale dopiero od jutra/od poniedziałku/od 1-go. I gwarantuję że nie mają problemów psychicznych ani żadnych innych dysfunkcji. Choć z ich narzekań pewnie niejedna z Was wysnułaby diagnozę o permanentnej depresji w której żyją i okropnych, niewspierających mężczyznach którzy im w życiu towarzyszą (od wielu lat). A w zasadzie wszystko rozbija się o brak motywacji, wzięcia sie w garść i zawalczenia o siebie.

Spanielka, ale Twoje kolezanki nie szukaja pomocy terapeuty by radzic sobie w zyciu, a dziewczyna Autora jak najbardziej. Wyraznie widzi, ze jest problem. Jest roznica pomiedzy kims, kto ma kilka kilo nadwagi, ale nie chce mu sie ruszyc doopy i szuka wymowek, a kims, kto kompulsywnie sie objada i kompletnie stracil kontrole.

245 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2017-05-23 12:18:26)

Odp: kryzys po 7 latach
zmartwiony86 napisał/a:

Popuśćmy wodzę fantazji. Powiedzmy, że Twój facet też ma jakiś rodzaj depresji i zaburzenia kompulsywne polegające np. na tym, że stresy, lęki i złe myśli topi w alkoholu. Ty bardzo chcesz mu pomóc. Więc za każdym razem gdy sięga po butelkę łapiesz go za rękę, mówisz jak bardzo go kochasz i pytasz jak się czuje. Tak byś zrobiła co? Spokojnie patrzyła jak marnuje sobie życie i zdrowie jedynie trzymając za rękę i wyrażając troskę? Ehe.

Pozwolę sobie popuścić wodze fantazji wink
Ponieważ związek to nie terapia, a ja dla mojego partnera nie jestem terapeutą, to nie widzę siebie w roli osoby pilnującej mojego partnera, łapiącego go za dłoń ilekroć sięga po butelkę.
Zakładam, że bardzo by mnie interesowało i próbowałabym dociec, jakie pobódki nim kierują, że po raz kolejny sięga po butelkę, czy jej potrzebuje i dlaczego. Chciałabym zrozumieć co picie w nadmiarze mu daje, czy coś tłumi, czy w czymś pomaga, czy jest po prostu przyjemnością.
Ponieważ zakładam, że mój partnere jest zainteresowany moimi odczuciami, dlatego mówiłaby, mu to, co czuję gdy on po tę butelkę sięga, tj. że się o niego boję, bo on sam robi sobie krzywdę lub obawiam się, że to używka bardziej kieruje nim i jego życiem niż on nad używką. Może...
A jeśli mój partner nie chciałby zrezygnować z picia a ja nie potrafiłabym tego zaakceptować i żyć z tym, a on miałby to w d...upie, to darowałabym sobie ten związek, bo po co się męczyć.

Ale widzisz Zmartwiony, ja nie mam zapędów do zmieniania mojego partnera, przerabiania go na swoją modlę, pilnowania, terapeutyzowania. I on podobnie. Jesteśmy razem, bo mi jest z nim dobrze, a jemu jest dobrze ze mną. Czy mamy kryzys, czy nie mamy kryzysu w związku, to rozmawiamy o swoich odczuciach, wewnętrznych przeżyciach, nie zostawiamy między sobą niedomówień, ale także nie wpuszczamy między siebie kolegów i doradców, którzy mają naszym związkiem kierować z tylnego siedzenia. Nasz związek to nasza sprawa.
Twoja kobieta ma problem że zrozumieniem tego i jestem przekonana, że nie stało się to 2 lata temu, ale było tak od zawsze. Ona potrzebuje, żeby ktoś wydawał jej dyspozycje i komendy, dlatego też pewnie dobrze sprawdza w koroporacyjnym rygorze. W domu ma ciebie od dyrygowania i narzucania rytmu, stąd jej pretensje, gdy nie sprawdzasz się w tej roli i ona odczuwa brak emocji między wami. Ona nawet nie potrafi zapanować nad tym, co zjada. Ale taką ją wybrałeś i albo zacznij ją akceptować taką, jak jest albo ją puść wolno.


EDIT: doczytałam o baloniku w żołądku.
Widzisz ona nawet metodę odchudzania wybrała taką, która ma w sposób jak najmniej uciążliwy i jak najmniej zależny od jej woli odchudzić ją, bo głód i nieskończona objętość żołądka SAMA zniknęła.

246

Odp: kryzys po 7 latach
Beyondblackie napisał/a:

Spanielka, ale Twoje kolezanki nie szukaja pomocy terapeuty by radzic sobie w zyciu, a dziewczyna Autora jak najbardziej. Wyraznie widzi, ze jest problem. Jest roznica pomiedzy kims, kto ma kilka kilo nadwagi, ale nie chce mu sie ruszyc doopy i szuka wymowek, a kims, kto kompulsywnie sie objada i kompletnie stracil kontrole.

Ale moja dziewczyna też nie szuka pomocy terapeuty by radzić sobie w życiu. Ja raz jeszcze powtórzę.
Aby odciąć samej sobie możliwość rezygnacji i poddania się w odchudzaniu postanowiła zdecydować się na włożenie do żołądka balonika. Balonik wypełnia część żołądka (tak dokładnie to 2/3) i nie pozwala zjeść dużo. Do tego eliminuje poczucie głodu. Całym problemem tego rozwiązania jest to, że balonik po pół roku się wyjmuje i osoba, która go miała znów ma żołądek normalnej wielkości. Dlatego też te 6 miesięcy to czas na zmianę nastawienia do jedzenia. Na wyrobienie sobie nowych nawyków. Na przyzwyczajenie się do nowych realiów. A chudnięcie które przy okazji następuje w założeniu do tego motywuje. Dlatego też właśnie poszła na terapię bezpośrednio po zabiegu włożenia balonika by sobie takie mechanizmy wyrobić. To ogólnie był dla niej i dla mnie pozytywny czas. Jadła niewiele, dużo się ruszała, chodziła do tej pani psycholog, która początkowo dawała jej sensowne rady mające na celu spowodowanie by nie odreagowywała każdego rodzaju emocji (zarówno pozytywnych jak i negatywnych) w jedzeniu. Niestety po jakimś miesiącu waga się zatrzymała, ona olała dietę i wszystko w tym temacie zaczęło się sypać. I potem docieramy do takich sytuacji, że np. ona wracając od pani psycholog tłumaczy mi, że ona postawiła jej challenge - do następnej wizyty (czyli przez tydzień) zero słodyczy. I że ona prosi mnie bym ją pilnował, bym nie kusił jej, bym powstrzymywał ją przed jedzeniem słodyczy. Ja mówię ok, bardzo chętnie. Oczywiście już tego samego wieczora było szukanie słodkiego, od czego - zgodnie z jej, a więc i pewnie pani psycholog sugestią - ją odwodziłem. W końcu nie to nie. No i nie zjadła nic, a na drugi dzień kupiła sobie na stacji paczkę M&M's, które są najgorszym gównem bo są mega kaloryczne. No eeekstra co? Zresztą był też okres gdy sam jej robiłem udawane słodycze. Udawane czyli bez cukru, jakieś keto kokosanki, dukanową nutellę i takie bajery. Zawsze chętnie jadła i okazywała wdzięczność. Po to by dwa dni później kupić czekoladę. Więc do waszego osądu oceniam czy to zaburzenia kompulsywne czy zwyczajna słaba wola, natomiast nie jest tak, że poszła do psychologa bo ma problemy "życiowe". To fachowiec od uzależnień i poszła z problemem żywieniowym. Tyle.

247

Odp: kryzys po 7 latach
summerka88 napisał/a:

Twoja kobieta ma problem że zrozumieniem tego i jestem przekonana, że nie stało się to 2 lata temu, ale było tak od zawsze. Ona potrzebuje, żeby ktoś wydawał jej dyspozycje i komendy, dlatego też pewnie dobrze sprawdza w koroporacyjnym rygorze. W domu ma ciebie od dyrygowania i narzucania rytmu, stąd jej pretensje, gdy nie sprawdzasz się w tej roli i ona odczuwa brak emocji między wami. Ona nawet nie potrafi zapanować nad tym, co zjada. Ale taką ją wybrałeś i albo zacznij ją akceptować taką, jak jest albo ją puść wolno.

Jej korporacyjny rygor polega na tym, że wszystkich wali to czy ona jest w biurze czy leży w dresie na kanapie z kompem. Ma zrobić to czego od niej wymagają, a jak to zrobi to nikt w to nie wnikam. Dodam tylko, że tylko w tym roku nie wykorzystując ani jednego dnia urlopu spędziła już trzy tygodnie na wycieczkach zagranicznych udających szkolenie. A w domu ma dokładnie tak samo. Jak zrobi coś dla domu to ja się cieszę i doceniam. Zazwyczaj jednak nie robi nic, co nie oznacza że wiercę jej dziurę w brzuchu.

248

Odp: kryzys po 7 latach
zmartwiony86 napisał/a:
summerka88 napisał/a:

Twoja kobieta ma problem że zrozumieniem tego i jestem przekonana, że nie stało się to 2 lata temu, ale było tak od zawsze. Ona potrzebuje, żeby ktoś wydawał jej dyspozycje i komendy, dlatego też pewnie dobrze sprawdza w koroporacyjnym rygorze. W domu ma ciebie od dyrygowania i narzucania rytmu, stąd jej pretensje, gdy nie sprawdzasz się w tej roli i ona odczuwa brak emocji między wami. Ona nawet nie potrafi zapanować nad tym, co zjada. Ale taką ją wybrałeś i albo zacznij ją akceptować taką, jak jest albo ją puść wolno.

Jej korporacyjny rygor polega na tym, że wszystkich wali to czy ona jest w biurze czy leży w dresie na kanapie z kompem. Ma zrobić to czego od niej wymagają, a jak to zrobi to nikt w to nie wnikam. Dodam tylko, że tylko w tym roku nie wykorzystując ani jednego dnia urlopu spędziła już trzy tygodnie na wycieczkach zagranicznych udających szkolenie. A w domu ma dokładnie tak samo. Jak zrobi coś dla domu to ja się cieszę i doceniam. Zazwyczaj jednak nie robi nic, co nie oznacza że wiercę jej dziurę w brzuchu.

Nie znam jej, mało o niej tak naprawdę wiemy, ale z twoich opisów wyjawia się kobieta z jakimiś poważnymi deficytami emocjonalnymi, która ucieka od kontaktowania się ze swoimi emocjami albo w jedzenie, albo w pracę.
Miałam kiedyś taką pracownicę, nawet myślałam początkowo, że to wątek o niej. Natalia, też była grubaską, bardzo zdyscyplinowaną i w korporacyjnym świecie szła jak taran, bo choć nie pozbawiona IQ to jej inteligencja emocjonalna była zerowa, ale potrzebowaliśmy w zespole i takiego kloca, tym bardziej, że bez żadnych pretensji potrafiła pracować jak robot całymi dniami, gdy była taka konieczność. Dzisiaj czasami sobie wyrzucam, że nigdy nie zainteresowałam się, co się kryje w jej wnętrzu tylko faktycznie postrzegałam ją jak rodzaj robota od brudnej roboty. A przecież ktoś, kto nie potrafi "stanąć" przy swoich potrzebach zapewne ma ogromne deficyty emocjonalne i one mają swoje źródło. Wystarczy dokopać się do nich, zrozumieć, zaakceptować.

249 Ostatnio edytowany przez anderstud (2017-05-23 13:41:18)

Odp: kryzys po 7 latach

A ja nadal uparcie podtrzymuję, że każda jedna bez wyjątku dziewczyna na wątku, mając takiego partnera u siebie, pogoniłaby go w pizdu.
Każda jedna bez wyjątku dziewczyna na wątku, czytając o podobnych problemach, ale opisywanych na forum przez kobietę a nie faceta,
doradzałaby jej pozbycie się typa w trybie natychmiastowym, wytaczając na zawołanie dwa i pół miliona argumentów przeciwko niemu.
Tutaj mamy sytuację odwrotną i tylko dlatego już siódmą stronę wątku zajmujemy się duperelami, kwestiami drugo i trzecio rzędnymi,
aby chyba na siłę wykazać, że to osoba autora jest największym problemem i to on wszystko MUSI a laska ewentualnie coś tam MOŻE.
Na przykład MOŻE całymi dniami sobie leżeć naburmuszona i się obżerać do woli (bo to taka choroba jest jakby ktoś nie wiedział)
zamiast ruszyć dupę na basen czy gdziekolwiek zrobić cokolwiek (bo to znęcanie się psychiczne oraz fizyczne jest jakby ktoś nie wiedział)
Za to autor MUSI to wszystko znosić, on to MUSI zrozumieć i MUSI zaakceptować fakt, że z leniwą babą MUSI się obchodzić jak z jajkiem,
to wtedy MOŻE ona z nim jeszcze trochę MOŻE zostać z braku laku (bo gdzie teraz pójdzie) testując ile facet jest w stanie jeszcze znieść.

Powiadają człowiek nie świnia i zniesie wszystko. Tak mówią. Ja mówię po co. Po co się męczyć i dupę sobie rozrywać dla kogoś kto ma to gdzieś.
Ona już się nie zmieni, a moim zdaniem z premedytacją będzie stawała się jeszcze gorsza, bo tylko to jej dostarcza jakichkolwiek emocji w tym związku.
Robieniem na złość chce zwrócić na siebie uwagę, żeby coś się działo, żeby była jakaś akcja. Ale w końcu to też przestanie ją zadowalać i co wtedy?
Żadna rozmowa tutaj nic nie pomoże, bo to tak samo jakby rozmową próbować przekonać krnąbrnego siedmiolatka do zmiany zachowania.
Jeszcze dorosły nie skończy gadać, a gówniarz już obmyśla plan co by tu zmalować, żeby jeszcze bardziej starych rozwścieczyć. To samo ona.
Zamęczy tego faceta psychicznie i fizycznie, odbierze mu z czasem całą energię, radość i chęć do życia, a jak już zmieni go w takie obojętne zombie,
to przestanie jej być potrzebny i zostanie wtedy sam. Wycieńczony emocjonalnie z przeoraną psychiką i 40-tką na karku. Zajebista perspektywa.
Niestety jakoś nie jestem w stanie wyobrazić sobie żadnej innej, jeśli on z nią zostanie. Po co chłopie, wytłumacz mi to. Misję masz jakąś czy co?
Jakiś lęk cię ogarnia na myśl o życiu bez niej? Obawa jak ona sobie poradzi bez ciebie? Poradzi sobie, o to się nie martw. Martw się o siebie.
Po 30-tce życie przelatuje między palcami nawet nie wiesz kiedy i nagle zamiast 3 masz 4 z przodu. Przychodzi czas podsumowań i refleksji.
Nie chcesz zmarnować najlepszych lat swojego życia na ciągłe użeranie się z laską o wszystko, bo to nie jest życie, tylko jakaś ku*wa masakra.

Jak człowiek chce schudnąć, to schudnie. Miałem okres, że ważyłem 126 kilo. W pół roku ostrej diety i masakrycznych treningów zjechałem na 86.
Przy wzroście 181cm wyglądałem jak młody bóg i tak też się czułem. Od tamtej pory wiem, że już nigdy nie doprowadzę się do stanu sprzed.
Jak człowiek chce rzucić palenie, to rzuci. Paliłem 25 lat i rzuciłem z dnia na dzień w 40-te urodziny. Od tamtej pory wiem, że już nigdy nie zapalę.
Tak więc mówię, jak się chce to można wszystko. A jak się coś robi tylko po to, żeby coś w życiu się działo, to efekty są takie jakie są, czyli żadne,
bo chodzi nie o to żeby schudnąć czy rzucić palenie czy tam cokolwiek innego, tylko chodzi o to żeby cały czas coś się działo, a nie o efekt.
Wtedy się w to wciąga bliskich, albo żeby cierpieli razem ze mną, albo żeby być w centrum uwagi, albo jedno i drugie najlepiej
i takiej osobie wcale nie zależy na tym, żeby osiągnąć cel, tylko żeby sobie dostarczać dodatkowych bodźców w nieskończoność.

250 Ostatnio edytowany przez Beyondblackie (2017-05-23 13:02:04)

Odp: kryzys po 7 latach

Zmartwiony, i tu jest wlasnie pies pogrzebany. Twoja dziewczyna przez lata wyuczyla sie bezradnosci, takze wszystko co nieprzyjemne moze zwalic na kogos innego. Tusza?- balonik w zoladku, slodycze?- cerber w kuchni. Oddala od siebie odpowiedzialnosc, w czym Ty jej aktywnie pomagasz.

Zamiast godzic sie na pilnowanie jej, proponuje powiedziec:"Wiem kochanie, ze jestes silna. Absolutnie wierze w Ciebie, ze znokautujesz ten challenge.". Ona musi uwierzyc, ze sama moze cos zrobic.

Anderstud, ale ja przeciez wieki juz Autorowi napisalam, ze jak mu sie nie podoba byc z taka osoba w zwiazku, to niech pogoni na cztery wiatry. Tylko, ze on z sila mlota pneumatycznego upiera sie, ze chce z nia byc hmm To staram sie szukac rozwiazan.

251

Odp: kryzys po 7 latach
Beyondblackie napisał/a:

Anderstud, ale ja przeciez wieki juz Autorowi napisalam, ze jak mu sie nie podoba byc z taka osoba w zwiazku, to niech pogoni na cztery wiatry. Tylko, ze on z sila mlota pneumatycznego upiera sie, ze chce z nia byc hmm To staram sie szukac rozwiazan.

No tak, tylko pytanie czy on naprawdę chce być z nią, czy może chce być z kimś, a ona jest akurat w zasięgu.
Myślę, że tutaj powinno się podrążyć, zamiast rozbijać przysłowiowe gówno na atomy i zajmować się koleżankami czy podjadaniem.

252

Odp: kryzys po 7 latach

Odpowiedz jest prosta: cos mu ten zwiazek daje. Moze lubi byc kims dominujacym i ta, pozal sie Boze, grubaska- ofiara, daje mu mozliwosc kierowania i sterowania kims. Ustalilismy juz wczesniej, ze Autor lubi miec zawsze racje, wiec tego typu osoba nigdy mu sie nie postawi. Moze i tez obawia sie samotnosci, kto wie?

Jedno jest pewne, wszystko to ma maly zwiazek z miloscia.

253

Odp: kryzys po 7 latach
anderstud napisał/a:

tylko pytanie czy on naprawdę chce być z nią, czy może chce być z kimś, a ona jest akurat w zasięgu.

Bardzo dobre pytanie, tylko moim zdaniem należałoby je zadać dziewczynie Zmartwionego - czy ona nadal chce z nim być, czy może chce być z kimś, a on jest akurat w zasięgu?

Cała sytuacja to jakieś kuriozum. Dziewczyna jasno komunikuje, że chciałaby się rozstać (i szuka potwierdzenia u koleżanek co do swojej decyzji), a Zmartwiony z uporem maniaka usiłuje siebie (i przy okazji ją) przekonać, że przecież tak naprawdę jest idealnie, to tylko chwilowy kryzys i wszystko razem przejdziemy. Tylko o jakim "razem" jeszcze mówimy, kiedy ona ciągnie w swoją stronę, a on w swoją? Ja rozumiem miłość, przywiązanie po tylu latach razem, ale jak długo można zaklinać rzeczywistość, wbrew drugiej osobie zresztą?

254

Odp: kryzys po 7 latach
anderstud napisał/a:

(...) czy on naprawdę chce być z nią, czy może chce być z kimś, a ona jest akurat w zasięgu. (...)

Beyondblackie napisał/a:

Odpowiedz jest prosta: cos mu ten zwiazek daje. Moze lubi byc kims dominujacym i ta, pozal sie Boze, grubaska- ofiara, daje mu mozliwosc kierowania i sterowania kims. Ustalilismy juz wczesniej, ze Autor lubi miec zawsze racje, wiec tego typu osoba nigdy mu sie nie postawi. Moze i tez obawia sie samotnosci, kto wie?

Jedno jest pewne, wszystko to ma maly zwiazek z miloscia.

Wczoraj dwukrotnie zaproponowałam autorowi, by przyjrzał się motywom swego postępowania. Efekt?

255 Ostatnio edytowany przez Leśny_owoc (2017-05-23 13:59:59)

Odp: kryzys po 7 latach
anderstud napisał/a:
Beyondblackie napisał/a:

Anderstud, ale ja przeciez wieki juz Autorowi napisalam, ze jak mu sie nie podoba byc z taka osoba w zwiazku, to niech pogoni na cztery wiatry. Tylko, ze on z sila mlota pneumatycznego upiera sie, ze chce z nia byc hmm To staram sie szukac rozwiazan.

No tak, tylko pytanie czy on naprawdę chce być z nią, czy może chce być z kimś, a ona jest akurat w zasięgu.
Myślę, że tutaj powinno się podrążyć, zamiast rozbijać przysłowiowe gówno na atomy i zajmować się koleżankami czy podjadaniem.

A moim zdaniem on właśnie chce mieć taką partnerkę - co trzeba za rączkę prowadzić i we wszystkim mieć rację, a jej zachowanie (wybory) zawsze będą stawiać ją pod nim. Po prostu na świecie istnieją ludzie co nie tworzą związków dla miłości, ale w celu leczenia/pogłębiania jakiś własnych problemów. Tworzenie relacji toksycznych dla związków. Tak jest tutaj. Kobieta jest dorosła i nie potrzebuje ojca, tylko wsparcia mężczyzny. Nie ma go to łazi i się żali znajomym. 
Trzeba by było wyrzucić ego za drzwi i na poważnie przyjrzeć się tej relacji z obu stron.

Wielokropek napisał/a:
anderstud napisał/a:

(...) czy on naprawdę chce być z nią, czy może chce być z kimś, a ona jest akurat w zasięgu. (...)

Beyondblackie napisał/a:

Odpowiedz jest prosta: cos mu ten zwiazek daje. Moze lubi byc kims dominujacym i ta, pozal sie Boze, grubaska- ofiara, daje mu mozliwosc kierowania i sterowania kims. Ustalilismy juz wczesniej, ze Autor lubi miec zawsze racje, wiec tego typu osoba nigdy mu sie nie postawi. Moze i tez obawia sie samotnosci, kto wie?

Jedno jest pewne, wszystko to ma maly zwiazek z miloscia.

Wczoraj dwukrotnie zaproponowałam autorowi, by przyjrzał się motywom swego postępowania. Efekt?

Efektu nie będzie. Jak wyszło obydwoje mają problemy, które dobijają ten związek. Jak widać określeni ludzie przyciągają określonych ludzi - i tutaj nie chodzi mi o charakter.

Odp: kryzys po 7 latach

Ok. drogi Autorze wątku. Jeżeli naprawdę uważasz, że to jest tylko kwestia monotonii i szarości dnia codziennego w Waszym życiu, to My kobiety na tym forum chętnie udzielimy Ci rad, jak ożywić związek i co zrobić, żeby było "fajnie". Niestety one nie działają w związku gdy jedna osoba nie chce już być z drugą. Wtedy trzeba zajrzeć głębiej, poszukać winy w sobie. Sorry, nikt nie zostawia drugiej osoby i nie przekreśla wielu lat życia z nią, bo jedyną atrakcją w związku jest wyjscie do kina. Albo jest się z kimś szczęśliwym, albo nie. I guzik do tego ma dysonans: szkolenie za granicą a pójście na basen. Wkurzasz ją, denerwujesz, robisz coś, przez co Ona nawet nie chce spędzać czasu z Tobą i ucieka w weekend z domu. Naprawdę tego nie widzisz? Przecież sam o tym napisałeś! Pomyśl, zastanów się nad sobą, albo daj dziewczynie spokój.

257

Odp: kryzys po 7 latach
feniks35 napisał/a:

Snake troche wspolczuje Twojej zonie  bo musi byc kobieta bez skazy.

Jeśli sama sobie wyszukuje skazy, to jest to tylko jej problem. Ja w proces wynajdywania skaz, ani w proces ich naprawiania nie ingeruję. Przepraszam, dwa razy wyraziłem dobitnie swoje zdanie. Raz jak położyłem się obok jakiejś wystającej miednicy. Drugi raz jak z głodu samochód się rozbił.

feniks35 napisał/a:

Rozumiem ze Ty bys od razu pogonil taka ktora smie sobie z czyms  nie radzic i  na dodatek potrzbuje pomocy terapeuty.

Jeśli miałaby sobie nie radzić ze słowami prawdy, to pewnie tak. Mam całe życie kłamać?

feniks35 napisał/a:

Oby Ciebie kiedys zycie nie dogielo solidnie i zamiast dostac wsparcie osob najbljzszych uslyszysz zebys nie wydziwial i nie piescil sie ze soba.

To forum nie zniosłoby gdybym wypisał wszystkie rzeczy, które ja usłyszałem od małżonki w ramach nie pieszczenia się lol U terapeuty nie wylądowałem...

258

Odp: kryzys po 7 latach

Snake jest zahartowany big_smile

259

Odp: kryzys po 7 latach
Wielokropek napisał/a:

Wczoraj dwukrotnie zaproponowałam autorowi, by przyjrzał się motywom swego postępowania. Efekt?

Zrobiłam to samo. Efekt? taki jak zawsze.
Jeden i ten sam nieustannie przewijający się motyw. Odwieczny dylemat - jak odmienić  życiowego partnera/partnerkę, by Tańczył tak,  jak mu zagram. tu mamy siedem stron, ale na forum są ich setki jeśli nie tysiące.
Klasyka. strach przed stanięciem w prawdzie ... o sobie. Opór przed zauważeniem własnych błędów i  wybaczeniem . schematy , mechanizmy.. nic nowego.
Autor chciał sie pobawić w Pigmaliona, ale materiał okazał sie nie taki znowu miękki jak sie na początku wydawał i ostatecznie Galatea nie wyszła zbyt ładna... teraz jest więc płacz i wołanie o pomoc bo przecież dzieło rak jego trzeba naprawić..
Mało to takich Pigmalionów na forum i w życiu? Mało to Matek Teres w wersji żeńskiej, które opatrują "trędowatych", aby uczynić z nich księciuniów, a potem wrzask, bo on sie jednak nie odmienił?
strach przed zmiana samego siebie bywa obezwładniający. Obserwacja tego pisku pt- ja jestem super i wszyscy sie na mnie uwzięli- jest frustrująca, ale i kształcąca. Ja sie uczę na takich przykładach, bo głowę juz kilka razy pokaleczyłam podczas prób rozbicia muru. Nic nie poradzimy na czyjąś nieświadomość. Możemy sobie strzępić klawiatury, ale decyzja jest w rękach autora. Obserwując jednak jego megalomanię , łatwo ja przewidzieć.
Tak, oczywiście że autor może zostawić partnerkę jeśli jest mu z nią źle i nie ma szans na zmianę. ale pomyślmy - po co miałby to robić? dodajmy sobie dwie rzeczy - samozwańczy myśliciel -intelektualista + głupiutka gąska z problemami emocjonalnymi. Cos sie chyba rozjaśnia na polu wymiany dóbr, prawda? Zapytajmy więc - a co jeśli następny wybór okaże się jeszcze twardszym materiałem i , nie daj Boże, logika i argumenty zostaną niedocenione? No i mamy pewną jasność - strach, kompleksy i jeszcze raz strach. Czyli generalnie całe mnóstwo pracy nad sobą, ale o tym sza, bo autor przecież chce odmienić partnerkę a nie siebie. Ją trzeba ratować . On jest ok. Z nim wszystko w porządku. Typowe wyparcie. Książkowe wręcz. Na nieszczęście autora, źle wybrał on miejsce na opis sytuacji, gdyż rodzime stare wygi, które już nie jedno przeżyły i widziały, takich Pigmalionów zjadają na śniadanie popijając ciepłym mleczkiem. Choć może to właśnie jest fart... zobaczymy.

260

Odp: kryzys po 7 latach
adiaphora napisał/a:

Snake jest zahartowany big_smile

Ha, ha jako zimny, cyniczny, złośliwy, psychopatyczny sk......n jak nie, jak tak wink

Posty [ 196 do 260 z 341 ]

Strony Poprzednia 1 2 3 4 5 6 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024