kryzys po 7 latach - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Strony Poprzednia 1 2 3 4 5 6 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 131 do 195 z 341 ]

131

Odp: kryzys po 7 latach
robingirl napisał/a:

Zmartwiony,

dawno mnie tu nie było, ale w Twoim wątku postanowiłam napisać.

Abstrahując od niepotrzebnych dyskusji, kiedy pomoc/spełnienie prośby partnera jest mamusiowaniem/tatusiowaniem a kiedy nie, to padło tutaj wiele słusznych argumentów.

Z mojej perspektywy Wasz związek po prostu wkroczył w nową fazę związaną z długością waszego związku i wiekiem. Na podstawie Twoich postów, na mnie tez robisz wrażenie osoby, która w tym związku jest osobą "organizującą" Wam życie i w swoim mniemaniu dbającą o partnera. Ona - NIEZALEŻNIE od sukcesów zawodowych - ewidentnie jest tą stroną "przyjmującą" Twoje starania.  I tu nie chodzi o to, że Ty coś konkretnego robisz straszliwie źle. Nie próbujemy Ci tutaj wmówić, żebyś widział w sobie psychopatę.  Ale u Was rozkład możliwości decyzyjnych i siły przebicia jest zdecydowanie na Twoją korzyść. Stąd ta teza, że jest relacja bardziej rodzicielska niż partnerska.

Kiedyś układ ten obydwojgu Wam odpowiadał, ale ludzie się zmieniają i najwidoczniej Twojej dziewczynie przestał. Po prostu doszliście do momentu, w którym okazuje się, że to, co masz do zaoferowania, nie jest tym, czego ona aktualnie potrzebuje. A niestety jest na tyle niedojrzała, że wpada w różne gierki, żeby nie musieć stawać z Tobą do konfrontacji, bo się boi tego konsekwencji. I nie ma co jej za to oceniać, tylko tak po prostu jest.

Pytałeś w pierwszym poście, co z tym zrobić. Ja uważam, że tutaj już nic się nie da konstruktywnego zrobić. Za długo byliście razem w tym układzie i nie wierzę, że uda się go odwrócić na tyle, żebyście obydwoje czuli się komfortowo. Może zrobienie sobie długiej przerwy, danie sobie przestrzeni i czasu cokolwiek by pomogło.
Zazwyczaj jestem zwolenniczką naprawiania. Ale nie zachęcam. Raczej sugerowałabym wyciągnięcie wniosków z tego wątku, zastanowienie się, na ile faktycznie masz odruchy "tatusiowania" kobiecie w życiu codziennym i znalezienia partnerki, która nie będzie aż taka niedojrzała.

Twoja teoria niestety nie pokrywa się z prawdą.
Jedną z rzeczy, która powiedziała jej pani psycholog, a z którą ja akurat się zgadzam w 100% jest swego rodzaju odgrywanie w związku roli męskiej i żeńskiej. Jakby to wyjaśnić.... Stereotyp jest taki - kobieta jest słaba, wymaga opieki, potrzebuje troski itp. A facet jest silny, opiekuje się i troszczy. Zanim rzucicie się na mnie wszyscy z pazurami doczytajcie do końca, bo to nie ma na celu obrażenie nikogo ani wywyższanie czy poniżanie kogokolwiek.
Więc w sytuacjach gdy u nas tak to właśnie działa, gdy każdy jest "sobą" w rozumieniu odgrywania swoich społecznych ról to jest naprawdę dobrze. Gdy ona np. jest chora, a ja jej pomagam to wówczas każdy czuje się na swoim miejscu i zazwyczaj jest to ten lepszy czas (ale nie interpretujcie tego tak, że jest dobrze tylko gdy jest chora).
Natomiast zazwyczaj tak dobrze nie jest, bo ona przybiera rolę hmmmm. Może nie męską. Ale nijaką. Kiedy przestaje odgrywać swoją rolę społeczną. Wtedy są tarcia, bo ona nie potrzebuje ani opieki, ani wsparcia, wszystko ją drażni i ogólnie nie możemy się wtedy dogadać.
Możecie sobie w to nie wierzyć ale tak właśnie to działa w praktyce i nie było sytuacji, gdy to się nie sprawdziło. Z czego to wynika? Zapewne kilka czynników. Jej młodość, gdy ojciec wyprowadził się z domu i ona jako starsze dziecko musiało to wszystko jakoś ciągnąć. To, że zarabia gigantyczne pieniądze w korpo i jest niezależna. Czy też wreszcie to, że zajęcia typowo kobiece jej nie wychodzą i się zniechęca. To bardziej złożony problem, zresztą jak każdy inny,
A wracając do tego postu - ani ja nie organizuję życia jej, ani ona nie organizuje życia mi. Po prostu kiedyś organizowaliśmy sobie życie wspólnie nawzajem, a teraz ona średnio ma na to chęć. Tzn inaczej - raz ma chęć, a raz nie ma.

Zobacz podobne tematy :

132

Odp: kryzys po 7 latach
Secondo1 napisał/a:
zmartwiony86 napisał/a:

Ja nie płaczę na forum. Po prostu czytając wypowiedzi co niektórych forumowiczek (nie mówię że akurat Twoje) zaczynam się zastanawiać kto tak naprawdę ma większy problem ze swoją emocjonalnością. Czy moja wybranka, która jest rozchwiana, podatna na słowa innych i sama nie wie do końca czego chce. Czy te forumowiczki, które będąc całkowicie pewnymi swoich racji wygłaszają tu takie dyrdymały, z którymi tak naprawdę trudno sensownie polemizować. Żeby była jasność - ja nie piszę tego aby kogoś obrazić. To tylko spostrzeżenie.

A co do automatycznej obrony - tak, masz rację. Trudno się nie bronić. Przychodzę tu z problemem - nazwijmy to - wypalonego związku, czy związku w fazie kryzysu, a dowiaduję się że winny jestem ja bo ją kontroluję, ograniczam, tłamszę i nie szanuję. Trudno się nie bronić z czymś z czym się nie zgadzam. A Twój post wpisał się w taką retorykę, jeśli nie to było Twoją intencją to wybacz.

Zmartwiony,
mozesz się tutaj bronić przed zarzutami.
ale po co i dla kogo ?
chyba tulko w celu zachowania swojego dobrego samopoczucia.

Albo, możesz z krytycznych uwag wyciągnąć konstruktywne wnioski co do swojej osoby, co nalezy zmienic .
Decyzja należy do Ciebie.

Chcesz zachować dobre samopoczucie czy naprawić Wasz związek ?

Ja cenię krytyczne uwagi. I jak widzisz odnoszę się z szacunkiem do każdego. Natomiast jeśli ktoś po raz enty powtarza coś, co już wyjaśniłem jako nieprawdę to ani to nie poprawia mi samopoczucia ani nie naprawia mi związku. Co najwyżej poprawia samopoczucie piszącego.

133 Ostatnio edytowany przez Klio (2017-05-19 18:19:13)

Odp: kryzys po 7 latach
robingirl napisał/a:

Zazwyczaj jestem zwolenniczką naprawiania. Ale tutaj akurat nie zachęcam. Raczej sugerowałabym wyciągnięcie wniosków z tego wątku, zastanowienie się, na ile faktycznie masz odruchy "tatusiowania" kobiecie w życiu codziennym i znalezienia partnerki, która nie będzie aż taka niedojrzała.

Gdybym patrzyła przez pryzmat własnych potrzeb i mojej wizji związku to też nie zachęcałabym, ale w takim układzie obydwoje się spełniali więc przeciwwskazań do naprawy tak naprawdę nie ma.
Jeżeli byłyby chęci obu stron to jak najbardziej da się to poskładać. On chce się zaopiekować i chce ogarniać ich wspólne życie, a ona chce być zaopiekowana i chce by ktoś ogarniał jej to życie. Win-win. Problem polega na tym, że po siedmiu latach ona zastanawia się czy ktoś inny nie ogarnąłby tego życia lepiej, ciekawiej itd. Gdzieś tam majaczy bardziej zielona trawa.

zmartwiony86 napisał/a:

Jedną z rzeczy, która powiedziała jej pani psycholog, a z którą ja akurat się zgadzam w 100% jest swego rodzaju odgrywanie w związku roli męskiej i żeńskiej. Jakby to wyjaśnić.... Stereotyp jest taki - kobieta jest słaba, wymaga opieki, potrzebuje troski itp. A facet jest silny, opiekuje się i troszczy.

No właśnie. Jest różnica pomiędzy stereotypem i kształtowanym historycznie podziałem ról społecznych a stwierdzeniem, że generalnie kobiety cośtam, a mężczyźni to hoho big_smile Zostawiam ten temat jednak. tongue

134

Odp: kryzys po 7 latach

Wisz co Zagubiony, ja pracuje z domu, gotuje, sprzatam, dbam o wystroj wnetrz (wszystko kobiece atrybuty), ale do glowy by mi nie przyszlo, ze moj facet ogarnia moj grafik za mnie i traktuje mnie jak niepelnosprawne umyslowo dziecko, ktore nie potrafi gwozdzia wbic w sciane (a potrafie nawet zajac sie hydraulika). Mamy swoje role, rozne, ale sa to role ROWNORZEDNE. Ty chcesz miec w domu zyciowa kaleke, za ktora wszystko trzeba robic i ktora bedzie o wszystko sie Ciebie pytac.

Pytanie jest, dlaczego tak jest?

135

Odp: kryzys po 7 latach
zmartwiony86 napisał/a:

(...) Jedną z rzeczy, która powiedziała jej pani psycholog, a z którą ja akurat się zgadzam w 100% jest swego rodzaju odgrywanie w związku roli męskiej i żeńskiej. Jakby to wyjaśnić.... Stereotyp jest taki - kobieta jest słaba, wymaga opieki, potrzebuje troski itp. A facet jest silny, opiekuje się i troszczy. (...)
Więc w sytuacjach gdy u nas tak to właśnie działa, gdy każdy jest "sobą" w rozumieniu odgrywania swoich społecznych ról to jest naprawdę dobrze. Gdy ona np. jest chora, a ja jej pomagam to wówczas każdy czuje się na swoim miejscu i zazwyczaj jest to ten lepszy czas (ale nie interpretujcie tego tak, że jest dobrze tylko gdy jest chora).
Natomiast zazwyczaj tak dobrze nie jest, bo ona przybiera rolę hmmmm. Może nie męską. Ale nijaką. Kiedy przestaje odgrywać swoją rolę społeczną. Wtedy są tarcia, bo ona nie potrzebuje ani opieki, ani wsparcia, wszystko ją drażni i ogólnie nie możemy się wtedy dogadać.
Możecie sobie w to nie wierzyć ale tak właśnie to działa w praktyce i nie było sytuacji, gdy to się nie sprawdziło. (...)

Przez x lat waszego związku odgrywanie stereotypowych ról zdawało egzamin, uzupełnialiście się. Z jakiegoś powodu Twojej partnerce ten podział ról przestał odpowiadać.

Stwierdziłeś, że jest osobą rozchwianą emocjonalnie. Nie dziwię się temu, odgrywanie sprzecznych ról (tej poza domem i tej w domu) jest tańcem na linie, balansowaniem, by utrzymać równowagę, to wyczerpuje i fizycznie, i psychicznie. Jaką widzę szansę rozwiązania problemu? Jest ona możliwa tylko wówczas, gdy oboje odłożycie na bok te stereotypowe role i zobaczycie siebie nawzajem, gdy uznacie, że jakakolwiek gra szkodzi i wam, i waszej relacji.

Napisałeś, że:

(...) Chcę żeby było miło i fajnie i to się staram (...)

Zastanów się, czy Twoje 'miło i fajnie' jest tożsame z jej 'miłym i fajnym'.

136

Odp: kryzys po 7 latach

Na podstawie własnych doświadczeń zgadzam się z Robin. Ona przedstawiła to zupełnie inaczej. Ja też kiedyś byłam w długim związku w którym to ja "nosiłam spodnie" byłam tą stroną mocniejszą. Organizowalam, wymyslalam, planowalam, robiłam. I mój eks nigdy, ani jeden raz się na to nie poskarzyl. Wręcz zawsze to było oczywiste że ja będę to wszystko robić. Po prostu weszliśmy w takie role. Aż do dnia kiedy pojawił się ktoś trzeci i nagle zaczęło mu to wszystko przeszkadzać, wszystko. Że on mnie nigdy o to nie prosił, że on chciałby sam itp. A najśmieszniejsze jest to że ja też nigdy nie chciałam takiego związku tylko czułam że ktoś musi robić te rzeczy, a skoro nie robi tego on to muszę ją. I tak leciały lata.
Więc jeśli masz chęć to spróbuj tego żeby może to zmienić. Daj jej być dorosłą i ponosić konsekwencje swoich czynów.

137 Ostatnio edytowany przez robingirl (2017-05-19 18:58:03)

Odp: kryzys po 7 latach
zmartwiony86 napisał/a:

Twoja teoria niestety nie pokrywa się z prawdą.
Jedną z rzeczy, która powiedziała jej pani psycholog, a z którą ja akurat się zgadzam w 100% jest swego rodzaju odgrywanie w związku roli męskiej i żeńskiej. Jakby to wyjaśnić.... Stereotyp jest taki - kobieta jest słaba, wymaga opieki, potrzebuje troski itp. A facet jest silny, opiekuje się i troszczy. Zanim rzucicie się na mnie wszyscy z pazurami doczytajcie do końca, bo to nie ma na celu obrażenie nikogo ani wywyższanie czy poniżanie kogokolwiek.
Więc w sytuacjach gdy u nas tak to właśnie działa, gdy każdy jest "sobą" w rozumieniu odgrywania swoich społecznych ról to jest naprawdę dobrze. Gdy ona np. jest chora, a ja jej pomagam to wówczas każdy czuje się na swoim miejscu i zazwyczaj jest to ten lepszy czas (ale nie interpretujcie tego tak, że jest dobrze tylko gdy jest chora).
Natomiast zazwyczaj tak dobrze nie jest, bo ona przybiera rolę hmmmm. Może nie męską. Ale nijaką. Kiedy przestaje odgrywać swoją rolę społeczną. Wtedy są tarcia, bo ona nie potrzebuje ani opieki, ani wsparcia, wszystko ją drażni i ogólnie nie możemy się wtedy dogadać.
Możecie sobie w to nie wierzyć ale tak właśnie to działa w praktyce i nie było sytuacji, gdy to się nie sprawdziło. Z czego to wynika? Zapewne kilka czynników. Jej młodość, gdy ojciec wyprowadził się z domu i ona jako starsze dziecko musiało to wszystko jakoś ciągnąć. To, że zarabia gigantyczne pieniądze w korpo i jest niezależna. Czy też wreszcie to, że zajęcia typowo kobiece jej nie wychodzą i się zniechęca. To bardziej złożony problem, zresztą jak każdy inny,
A wracając do tego postu - ani ja nie organizuję życia jej, ani ona nie organizuje życia mi. Po prostu kiedyś organizowaliśmy sobie życie wspólnie nawzajem, a teraz ona średnio ma na to chęć. Tzn inaczej - raz ma chęć, a raz nie ma.

Ja nie uważam, że moja sugestia i Twoja się wykluczają. Nawet jeśli pójdziemy w kierunku pielęgnowania stereotypowych ról społecznych to z Twojego postu wynika, że Ty się w swojej roli czujesz dużo lepiej niż ona (pomagasz opiekujesz). Gdyby ona to akceptowała, to nie byłoby problemu. Ale w momencie, gdy problemem jest że ona nie odgrywa swojej roli, którą Ty oczekujesz, to wpisuje się to trochę w model rodzicielstwa, gdzie rodzic mówi dziecku jak ma się zachować, żeby świat był w porządku.

Ale ja zawsze podkreślam, że na forum przedstawia się tylko subiektywny ułamek rzeczywistości, i nikt sobie nie rości autorytetu głoszenia prawd obiektywnych. Więc tak, mogę się mylić smile

Clio napisał/a:

[Gdybym patrzyła przez pryzmat własnych potrzeb i mojej wizji związku to też nie zachęcałabym, ale w takim układzie obydwoje się spełniali więc przeciwwskazań do naprawy tak naprawdę nie ma.
Jeżeli byłyby chęci obu stron to jak najbardziej da się to poskładać. On chce się zaopiekować i chce ogarniać ich wspólne życie, a ona chce być zaopiekowana i chce by ktoś ogarniał jej to życie. Win-win. Problem polega na tym, że po siedmiu latach ona zastanawia się czy ktoś inny nie ogarnąłby tego życia lepiej, ciekawiej itd. Gdzieś tam majaczy bardziej zielona trawa. .


To też nie jest wykluczone smile Ja zakładam, że dziewczyna się w tym modelu wypaliła, ale może cała historia faktycznie jest zdecydowanie prostsza smile Młoda się za młodu nie wyszalała, teraz poczuła powiew ostatniej szansy związany z trzydziestką na karku i po prostu będzie szukała zmiany.
Tak czy siak, ja uważam, że ta relacja już się przeterminowała. Być może jest to jedna z historii pt. "czas pokaże". Natomiast bez zmiany w zachowaniu autora, to się to będzie przez jakiś czas ciągnęło jak flaki z olejem, a potem się rozpełznie, najpóźniej jak ona kogoś bardziej interesującego pozna. Ponieważ doradzam autorowi, to moim zdaniem szkoda czasu. Ale to moje zdanie smile

138

Odp: kryzys po 7 latach

To według Ciebie jak powinna wyglądać ta zmiana w postawie autora, czyli mojej? smile

139

Odp: kryzys po 7 latach
zmartwiony86 napisał/a:

To według Ciebie jak powinna wyglądać ta zmiana w postawie autora, czyli mojej? smile

Przestan tatusiowac.

Zawala diete? Przeciez to jej zdrowie i cialo. Nie chce sie jej chodzic na silownie? Tak samo. Przysypia do pracy? Poniesie konsekwencje i dostanie opiernicz od szefa. Nie chce sie gdzies z Toba isc? Przyjmij do wiadomosci i nie wierc doopy.

140

Odp: kryzys po 7 latach

Przepraszam, ale ta porada jest pozbawiona sensu.
Jest tak jak jest. I teraz załóżmy, że się do niej stosuję i wprowadzam to w życie. Co pomyśli ona?
"Wowwwww, wreszcie! Mam święty spokój z dietą, nic a nic go to nie obchodzi! yeee! Chyba chcę z nim być dalej!"
"Ale czad! On już mi nie tatusiuje i ma wyje...ne czy wstanę do pracy czy zaśnie! To na pewno znaczy, że mu zależy! Mi chyba też znów zaczyna bardziej zależeć!"
"Och, wreszcie się odczepił i przestał mnie gdzieś wyciągać i truć mi dupę, że chodzę wszędzie sama! A zrobię mu na złość i przestanę! Teraz już będziemy spędzać każdy dzień razem! Jest taki męski!"
To porada rodem z Bravo Girl, a nie porada pasująca do dojrzałej kobiety, która z niejednego pieca zapewne chleb jadła.

141

Odp: kryzys po 7 latach

Zdziwilbys sie jaka moze byc reakcja.

Nikt Ci nie pisze, ze masz olewac swoja kobiete, ze masz jej nie wspierac. Ale istnieje przeogromna roznica pomiedzy dopingowaniem, a ciaglym stawianiem poprzeczek, kontrolowaniem i wyreczaniem. Ona nie ma 10 lat. Jest dorosla kobieta i powinna ponosic konsekwencje swoich decyzji. Tylko widzac, ze od niej samej zalezy jej waga, bedzie w stanie trwale zmienic nawyki zywieniowe i stosunek do sportu. Tylko ogarniajac, ze od niej samej zalezy czy wstanie i kiedy, nauczy sie kontrolowac swoje zasypialstwo. Twoje ciagle tatusiowanie utwierdza ja w tym, ze jest do kitu, ze nic sama nie potrafi zrobic.

142

Odp: kryzys po 7 latach

Może i generalnie masz rację i Twoja postawa jaką mi radzisz ma sens od początku budowania związku. Ale teraz, gdy jest kryzys, po tylu latach gdy znamy się jak łyse konie, taka zmiana zostałaby odebrana jako olewactwo. Albo że się obrażam. Albo że już położyłem laskę na ten związek. Trudno by było inaczej. Nie wiem czemu miałaby to zinterpretować pozytywnie.

143 Ostatnio edytowany przez Beyondblackie (2017-05-19 20:38:54)

Odp: kryzys po 7 latach

Jak nie sprobujesz, to sie nie dowiesz.

W widoczny sposob, to co robisz teraz nie dziala i Twoja dziewczyna po prostu sie przed Toba chowa, bo boi sie Twoich reakcji dezaprobaty. Dlatego zamiast cieszyc sie Twoim towarzystwem ucieka do kolezanek i zamyka w sypialni ogladajac laptopa/ telewizor i zajadajac swoj stres. O wiele wiecej dla niej zrobisz mowiac jej "Kochanie, slicznie dzis wygladasz" niz monitorujac kazda czekoladke, ktora zjada. Kupujac kwiatka bez powodu, a przy tym pozwalajac jej zajac sie sama soba. Zapewniam Cie, ze cos takiego to nie jest zadne olewanie. Pozwol jej dorosc.

Czy zostaniecie razem? Ja nie Wrozbita Maciej- nie wiem. Moze ona sie usamodzielni i przestanie byc dlaCiebie atrakcyja, moze zdecyduje sie odejsc, a moze powroci do wyuczonego stanu zaleznosci i bedziecie miec takie kryzysy co kilka lat. Nie wiem.

144

Odp: kryzys po 7 latach

Na start możesz skupić się na waszym najbliższym wyjeździe. Wykorzystaj go do odcięcia was od szumu z zewnątrz. Odetnijcie się od rodziny, koleżanek, kolegów, bądźcie wtedy dla siebie. Kontakty z ludźmi w momencie takiego kryzysu, zwłaszcza w jego początkach mają tendencję do zaostrzania tego kryzysu, szuka się sojuszników (vide Twoja partnerka wink ). Porozmawiajcie wtedy. Wyrwanie z codziennej scenografii sprzyja nowemu spojrzeniu i nowym rozwiązaniom. Jeżeli nie będziecie w stanie rozmawiać, to pomilczcie razem. Czasem lepiej nic nie powiedzieć niż powiedzieć za dużo i tego czego się tak naprawdę nie chce powiedzieć.
Wyjdźcie tez poza swoje role, bo jak widać te się wypaliły. Każde z was musi spojrzeć jaki jest wasz osobny udział w kryzysie.
To tak na początek.

Przy czym sukces zawsze będzie zależał od chęci. Nawet jakbyś stanął na rzęsach a ona tak naprawdę nie będzie chciała być w tym związku, to się rozsypie pomimo Twoich starań.

145

Odp: kryzys po 7 latach
Beyondblackie napisał/a:

Jak nie sprobujesz, to sie nie dowiesz.

W widoczny sposob, to co robisz teraz nie dziala i Twoja dziewczyna po prostu sie przed Toba chowa, bo boi sie Twoich reakcji dezaprobaty. Dlatego zamiast cieszyc sie Twoim towarzystwem ucieka do kolezanek i zamyka w sypialni ogladajac laptopa/ telewizor i zajadajac swoj stres. O wiele wiecej dla niej zrobisz mowiac jej "Kochanie, slicznie dzis wygladasz" niz monitorujac kazda czekoladke, ktora zjada. Kupujac kwiatka bez powodu, a przy tym pozwalajac jej zajac sie sama soba. Zapewniam Cie, ze cos takiego to nie jest zadne olewanie. Pozwol jej dorosc.

Czy zostaniecie razem? Ja nie Wrozbita Maciej- nie wiem. Moze ona sie usamodzielni i przestanie byc dlaCiebie atrakcyja, moze zdecyduje sie odejsc, a moze powroci do wyuczonego stanu zaleznosci i bedziecie miec takie kryzysy co kilka lat. Nie wiem.

To co robię teraz zazwyczaj nie działa - fakt. Czasem działa, ale zazwyczaj nie. Co nie oznacza, że akurat to co doradzasz jest dobre. W odwrotnej sytuacji ja bym to odebrał tak jak napisałem wcześniej. Poza tym czym innym jest pozostawienie jej samej ze swoimi myślami, a czym innym olanie jej potrzeb i ważnych dla niej spraw.

146

Odp: kryzys po 7 latach
Klio napisał/a:

Na start możesz skupić się na waszym najbliższym wyjeździe. Wykorzystaj go do odcięcia was od szumu z zewnątrz. Odetnijcie się od rodziny, koleżanek, kolegów, bądźcie wtedy dla siebie. Kontakty z ludźmi w momencie takiego kryzysu, zwłaszcza w jego początkach mają tendencję do zaostrzania tego kryzysu, szuka się sojuszników (vide Twoja partnerka wink ). Porozmawiajcie wtedy. Wyrwanie z codziennej scenografii sprzyja nowemu spojrzeniu i nowym rozwiązaniom. Jeżeli nie będziecie w stanie rozmawiać, to pomilczcie razem. Czasem lepiej nic nie powiedzieć niż powiedzieć za dużo i tego czego się tak naprawdę nie chce powiedzieć.
Wyjdźcie tez poza swoje role, bo jak widać te się wypaliły. Każde z was musi spojrzeć jaki jest wasz osobny udział w kryzysie.
To tak na początek.

Przy czym sukces zawsze będzie zależał od chęci. Nawet jakbyś stanął na rzęsach a ona tak naprawdę nie będzie chciała być w tym związku, to się rozsypie pomimo Twoich starań.

Nie da się tak całkiem odciąć jak ktoś jest uzależniony od koleżanek, telefonu i fejsa. A próby wymuszenia tego na niej tylko zepsułyby wyjazd. Jak zabierzesz alkoholikowi flaszkę to nie przestanie od tego pić. Tylko najpierw się na Ciebie wkur.... a potem pójdzie po następną.
Tym niemniej ja uważam o tym wyjeździe to co pisałem wcześniej. Są duże szanse, że będzie miło. Co nie oznacza, że za czas jakiś (może po tygodniu, może po miesiącu) okaże się, że wcale nie było miło. Tylko nudno. Albo miło, ale to nic nie zmienia. Albo że jeden wyjazd to za mało. W sytuacji gdy ona nie ma argumentów w dyskusji jej ulubioną taktyką jest deprecjonowanie tego co robię. Czyli np, "tak, starasz się, ale....". Albo "owszem, było miło, ale...". Lub "to było kiedyś, a teraz jest teraz....". To demotywuje, czego po sobie nie pokazuje.

147

Odp: kryzys po 7 latach

Przeciez nie chodzi o to, żebyś był policjantem i zmuszał, odcinał, nakazywał, zakazywał. Właśnie z tego mechanizmu działania wyjdź. Powiedz jej wprost w czasie wyjazdu, że chciałbyś ten czas wykorzystać dla was, abyście byli tylko dla siebie i omówili problemy z jakimi sie ostatnio borykacie. Możesz rozmowy nawet nie zaczynać od problemów, a od wspomnień o waszych początkach. Pogrzebcie trochę w popiele a może dokopiecie się do ognia.

148

Odp: kryzys po 7 latach

Zmartwiony,  dziewczyny dały Ci konkretne rady, co mógłbyś zrobić. Podszedłeś do nich bardzo dosłownie, co nie znaczy, że Twoje zastrzeżenia nie są uzasadnione. Owszem, całkowita zmiana zachowania mogłaby zostać zinterpretowana błędnie. Ale tu nie chodzi przecież o to, żeby na raz zmieniać się o 180 stopni, ale o próbę wyjścia poza schemat waszej codzienności. Zrobieniu czegoś inaczej, albo nie zrobieniu w ogóle.

Trudność polega tutaj na samym próbowaniu, nawet jeśli wydaje Ci się, że nie będzie efektu. Bo podchodząc logicznie, to nigdy nie wiesz na 100% co się stanie, dopóki to się nie stanie. Ale już masz jakieś przewidywania co ona zrobi a czego nie. A może czasem warto się przełamać i dać zaskoczyć.

Inna trudność polega na tym, że nikt Ci nie zagwarantuje, że zmiany Twojego zachowania NA PEWNO przyniosą efekt, którego chcesz. Tylko że nie ma za bardzo innego wyjścia, skoro nie chcesz na razie zmieniać dziewczyny. Sam widzisz, że to co robiłeś dotychczas jest po prostu nieskuteczne.

Ja podejrzewam, że tutaj chętnie przeczytałbyś parę przykłądów, co robić inaczej. Ale tak się nie da "zdalnie". To jest już Twoja praca domowa, poobserwować, w których sytuacjach jest ucieczka, czego dotyczą obgadywania i po prostu spróbować tam podziałać inaczej. Jeśli się da.

Na podsumowanie dodam, że naprawdę równie prawdopodobna jest wersja Klio, że dziewczyna się próbuje ewakuować, bo jej się znudziło. Wtedy nieważne, co zrobisz, finalnie nic to nie pomoże. Natomiast póki co zakładamy, że to jest kryzys i stąd nasze rady. A "czas pokaże"

149

Odp: kryzys po 7 latach

Wiesz to się wydaje że może się nie udać ale jak sprytnie do tego podejdziesz to może się udać, bo zmienisz Wasz związek całkowicie. Dlaczego np następnym razem jak będzie chciała żebyś ją budził to nie powiesz, przepraszam dzisiaj musisz wstać sama bo ja nie będę miał jak Cie zbudzic. Wychodząc do pracy powiedz: Skarbie dzisiaj idziemy na kolacje, zarezerwuj coś. I wyjdź. Nie czekaj na negacje pomysłu.
Daj jej się wykazać. Daj jej być dorosłą osobą. Tak mało a tak wiele.

150

Odp: kryzys po 7 latach
zmartwiony86 napisał/a:

To co robię teraz zazwyczaj nie działa - fakt. Czasem działa, ale zazwyczaj nie. Co nie oznacza, że akurat to co doradzasz jest dobre. W odwrotnej sytuacji ja bym to odebrał tak jak napisałem wcześniej. Poza tym czym innym jest pozostawienie jej samej ze swoimi myślami, a czym innym olanie jej potrzeb i ważnych dla niej spraw.

Interpretujesz jej zachowania za bardzo "na logikę" a zachowania kobiet,często z logiką nie maja nic wspólnego....ale to pewnie wiesz...
Więc może spróbuj zastosować się do w/w rad i trochę się wycofaj,daj jej być sobą,nie nadskakuj za bardzo,bo się niedługo przekonasz,że odchodzi,bo byłeś za dobry,o ile już nie jest za późno...
Pewnie szuka pretekstu do odejścia,ale skoro jesteś dla niej dobry,to czego się tu uczepić?Ano koleżanki służą pomocą,potem tylko musi uwierzyć w to co mówią i samą siebie przekonać...

151

Odp: kryzys po 7 latach
theonlyone napisał/a:
zmartwiony86 napisał/a:

To co robię teraz zazwyczaj nie działa - fakt. Czasem działa, ale zazwyczaj nie. Co nie oznacza, że akurat to co doradzasz jest dobre. W odwrotnej sytuacji ja bym to odebrał tak jak napisałem wcześniej. Poza tym czym innym jest pozostawienie jej samej ze swoimi myślami, a czym innym olanie jej potrzeb i ważnych dla niej spraw.

Interpretujesz jej zachowania za bardzo "na logikę" a zachowania kobiet,często z logiką nie maja nic wspólnego....ale to pewnie wiesz...
Więc może spróbuj zastosować się do w/w rad i trochę się wycofaj,daj jej być sobą,nie nadskakuj za bardzo,bo się niedługo przekonasz,że odchodzi,bo byłeś za dobry,o ile już nie jest za późno...
Pewnie szuka pretekstu do odejścia,ale skoro jesteś dla niej dobry,to czego się tu uczepić?Ano koleżanki służą pomocą,potem tylko musi uwierzyć w to co mówią i samą siebie przekonać...

Oto uproszczona męska logika 1-go stopnia big_smile Ale skoro przychylasz się przynajmniej do wniosku, niech Ci będzie smile

152

Odp: kryzys po 7 latach

Twoja kobieta:

- nie potrafi  zadbać o siebie (rezygnacja ze zrzucania wagi)
- ma słomiany zapał ( zaczęła o siebie dbać, ale przestała)
- jest słaba psychicznie (przestała dbać o siebie, ale zamiast na nowo spróbować, woli się użalać, jaka to ona jest gruba)
- ma masę kompleksów
- jest samotna (potrzebuje atencji przyjaciółek i pani psycholog)
- czuje się nieatrakcyjna (i  cholera ją bierze, że faceci na nią nie lecą)
- jest manipulantką:
a) nie chce spędzać z Tobą czasu, ale narzeka, że nigdzie jej nie zabierasz
b) nastawia swoje psiapsiółki przeciwko Tobie
c) straszy Cię wyprowadzką (standardowa zagrywka mająca na celu objęcie kontroli nad "winnym" partnerem i wzbudzenie w nim poczucie winy)
d) korzysta ze wszystkiego, co dla niej robisz (spełnianie próśb dot. budzenia, ogarnianie przez Ciebie chaty, zapłacone rachunki itp.), ale tego nie docenia
- jest bardzo niedojrzała (oczekuje motylków w brzuszku - kobieta 30 lat, serio?)
- jest bardzo nieszczęśliwa  (gwarantuję Ci, że kasa, jaką zarabia, nie jest w stanie zrekompensować jej wyżej wymienionych cech)

Jak dla mnie bycie w związku obliguje do grania w jednej drużynie. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której jedno z partnerów stawia swojego partnera w tak złym świetle w oczach znajomych, że ci nie chcą się z nim widywać, wręcz zaczynają darzyć niechęcią. A już szczytem jest tekst typu "nie mogę się nie wyprowadzić, skoro już powiedziałam koleżankom, że się wyprowadzam, bo to tak głupio".
Nie wyobrażam też sobie, jak można narzekać na swoją figurę, wpierniczając po nocy kanapki i nie ćwicząc.
Nie wiem, jak słabym trzeba być, by wzbudzać w partnerze nieuzasadnione poczucie winy (kwestia zarzucania Ci niezabierania jej nigdzie, kiedy wychodziłeś z propozycjami).
I wiele, wiele więcej...

Autorze - moja rada jest jedna: odpuść. Daj jej spokój. Odetnij się emocjonalnie. Bądź dla siebie, nie dla niej. Skoro chce się wynieść, niech się wyniesie, Ty jej tego nie utrudniaj. Skoro jej źle i się nudzi, nie przejmuj się tym.
Zaproponuj jej czasem wyjście na spacer, jeśli nie zechce, idź sam, bez słowa. To samo z rowerem, kinem, basenem, etc.

Ona wie, że ma nad Tobą kontrolę emocjonalną. Wie, że za dużo analizujesz, za bardzo się przejmujesz, zbyt mocno Ci zależy.

Kiedy odpuścisz i pokażesz, że jest DODATKIEM do Twojego życia, a nie jego sensem - ogarnie się. Nie matkuj jej, niech radzi sobie sama. Pomagaj TYLKO wtedy, gdy o to poprosi - sam nie wychodź z żadną tego typu inicjatywą.

Kobiety wariują, gdy zaczynają tracić kontrolę nad facetem. Szczególnie gdy mają świadomość, że nie są pożądane przez innych.

153

Odp: kryzys po 7 latach

Ostatni post - pełen szacun. Trudno się nie zgodzić z tą diagnozą...

154 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2017-05-20 18:51:10)

Odp: kryzys po 7 latach

Taką samą diagnozę dostałeś od forumowiczek wcześniej. Tylko że oprócz opisu sytuacji było to przyprawione gorzką przyprawą, której nie użyła Lwica- Twoją rolą w sprawie... Wniosek ten sam- przestań traktować ją jak dziecko. i może jest jeszcze szansa. Nie oznacza to bynajmniej "focha" tylko życzliwe trwanie. Gierki w kotka i myszkę zostawiłabym nastolatkom..
PS. DIAGNOZA to dobre słowo- współczesna medycyna diagnozuje co jest i podaje lekarstwo- pal sześć przyczyny i ogarnięcie całości problemu.. Z psychiką trochę inaczej jest niż z ciałem- protezy rzadko się sprawdzają.

155

Odp: kryzys po 7 latach

Życzliwe trwanie - to ciekawe stwierdzenie. Czemu ciekawe? Bo ja właśnie tak robię. Jak ona jest i ma humor to jestem przy niej. Jak jest ale nie ma humoru to po prostu leży w milczeniu z kompem. Czy tam coś sobie ogląda. Jak jej nie ma to przecież do niej nie wydzwaniam, nie piszę do niej "no wraaacaj już" albo "weź mnie ze sobą". Życzliwe trwanie to właśnie to co robię cały czas, co jak mi się wydaje wprost wynika z tego wszystkiego co piszę. A że ją budzę? Jak dla mnie to też element tego trwania.

156

Odp: kryzys po 7 latach

Po wakacjach na Korfu i tygodniu przerwy przebrnąłem przez temat.

Teraz moja kolej.
Zachowanie Twojej kobiety przypomina zachowanie mojej byłej żony. Gdzieś to już na forum opisywałem ale cokolwiek byś nie zrobił będzie źle.
W tym momencie możesz mieć nawet złote jaja i będzie źle.

Kobieta ewidentnie się waha. NIE ŻEŃ SIĘ!
Popełnisz najgorszy błąd jaki możesz.
Moja też uciekała niby do koleżanek, niby potrzebowała czasu, niby musiała się zastanowić. Sadzę że trafiliśmy ten sam typ kobiet- w młodości nieśmiała, z kompleksami, szukająca wsparcia, wiecznie niedoceniana w domu. Typ kujona, karierowiczki, która musi udowodnić światu(a w szczególności swojej rodzinie z której uciekła) że jest w stanie odnieść sukces. Inteligenta i doceniania w pracy a totalnie zagubiona w życiu. Znalazła faceta który dał jej to czego na POCZĄTKU oczekiwała - bezpieczeństwa i zdjęcia odpowiedzialności.
Nie znam Cię i nie opisałeś tego ale nie masz wrażenia że WASZE problemy zaczęły się jak partnerka zaczęła pracować?? JEŻELI odpowiesz twierdząco rozwinę Ci później temat.

Odnośnie odpowiedzi na Twój post.
Ja się zgadzam z KLIO.
Nie widzę tutaj kontroli- ciężko nazwać kontrolą jeżeli się zapyta kogoś "kochanie o której wrócisz z pracy" -"o 18".... jest 20 czy 21 dzwonisz i się martwisz i pytasz co się stało że się spóźnia a w odpowiedzi słyszysz że kontrolujesz..... nie na tym polega związek.
Powtarzam- ja tu kontroli nie widzę(ale nie martw się- ja od swojej żony słyszałem to samo- wychodziła gdzie chciała, robiła co chciała, jeżdziła sama z przyjaciółmi na wakacje, sama o sobie decydowała a na koniec i tak usłyszałem że ją kontroluje;) Jak moja mama to usłyszała to powiedziała do mnie żeby się gumowym młotkiem w głowę jebnęła.
Zresztą tu nie o mnie.
W dzisiejszych czasach wszystko można podciągnąć pod przemoc i kontrolę w zależności od tonu, użytych słów i sensu wypowiedzi.
Jeżeli ktoś chce znajdzie powód albo pretekst- ona takiego szuka, jest na tyle niedojrzała że nie odejdzie sama.
Prowokuje tak jak moja była żona, ja nie wytrzymałem i ten pretekst jej dałem i powiem Ci szczerze ciesze się. Bo pewnie straciłbym kilka następnych lat w niepewności i wahaniach nastroju.
Mam nadzieje że Ty postawisz na siebie, na swoim i nie stracisz kolejnych lat czego Ci z całego serca życzę wink

157 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2017-05-21 15:00:06)

Odp: kryzys po 7 latach
Ela210 napisał/a:

Taką samą diagnozę dostałeś od forumowiczek wcześniej. Tylko że oprócz opisu sytuacji było to przyprawione gorzką przyprawą, której nie użyła Lwica- Twoją rolą w sprawie... Wniosek ten sam- przestań traktować ją jak dziecko. i może jest jeszcze szansa. Nie oznacza to bynajmniej "focha" tylko życzliwe trwanie. Gierki w kotka i myszkę zostawiłabym nastolatkom..
PS. DIAGNOZA to dobre słowo- współczesna medycyna diagnozuje co jest i podaje lekarstwo- pal sześć przyczyny i ogarnięcie całości problemu.. Z psychiką trochę inaczej jest niż z ciałem- protezy rzadko się sprawdzają.

Masz rację Ela. Diagnozy podobne są do siebie, rady się powtarzają. Jednak Lwica zrobiła coś więcej. Wcale nie chodzi o pominięciu aspektu dopasowania autora wątku domorośli rodzica w relacji rodzic-dziecko, która mocno uwydatnia się w opisach związku Zmartwionego. Lwica w swoim poście dała mu tego, czego on potrzebuje, czyli obietnicę, popartą argumentami, że zawieszenie przez autora dalszego odgrywania roli rodzica w związku, spowoduje zmianę w partnerce Zmartwionego, tj. "jej ogarnięcie się, bo kobiety wariują, gdy tracą kontrolę nad facetem, szczególnie gdy są nieatrakcyjne".

W ten sposób Zmartwiony poczuł się pewniej i może nawet rozważa, porzucenie roli opiekuńczego tatusia bez obaw, że utraci kontrolę nad przebiegiem zdarzeń. Większość osób w tym wątku nie mówi o tym, że autor ma zapędy do kontrolowania swojej partnerki, ale kontrolowania SYTUACJI w związku. A skoro związał się z kobietą, której niemal sposobem na życie jest uleganie wpływom, to ma świadomość, że jeśli on odpuści subtelne metody wpływu, to prymat będą wiodły koleżanki. Autor z doświadczenia wie, że dla jego partnerki rację ma ten, kto ostatni wypowiada sie w danej sprawie.

Tak czy siak, odpuszczenie roli tatusia wydaje się obecnie najbardziej sensownym krokiem, gdyż stwarza duże szanse na przełamanie bierności partnerki Zmartwionego oraz wzmocnienia jej odwagi do bycia DOROSŁYM, samodzielnym i odpowiedzialnym za swój związek.

158

Odp: kryzys po 7 latach

Widzisz, to co jest najbardziej nielogiczne to niespójność jej zachowań o czym już pisałem. Tak, często ucieka z domu, często wraca późno, choć wcale nie musi. Z drugiej strony są dni dobre, fajne i takie którym ciężko cokolwiek coś zarzucić. Wynika to wszystko zapewne z jej rozchwiania emocjonalnego, niezdecydowania, może hormonów. Natomiast ta nielogiczność daje mi też pewną siłę, bo skoro jednak są dni, momenty czy okresy gdy potrafi być nawet dobrze to może sprawa nie jest tak całkiem stracona.

A problemy owszem, są trochę powiązane z jej pracą. Bo zmieniła ją ok. 2 lata temu. W poprzedniej też zazwyczaj pracowała do późna, miewała też pracujące soboty, natomiast nie wiązało się to z żadnymi wyjazdami służbowymi czy coś. Teraz jeździ cały czas. Tylko w maju najpierw w dniach 11-13 była w jednym miejscu, 16-17 w kolejnym, a wczoraj wyjechała ponownie i wraca za tydzień. Nie sądzę by to wiązało się ze zdradami. Tak jak pisałem wcześniej ona nie jest tym typem człowieka. Mogę uwierzyć, że ona się w kimś zakocha, ale nie w to że mnie zdradzi. A gdyby miała się zakochać to zrobiłaby to już dawno, bo ludzie wśród których się obraca to wciąż te same osoby. Moim zdaniem te jej wyjazdy i życie na wysokim poziomie szkodzą nam o tyle, że życie codzienne (w tym ja) wyglądają na ich tle blado. No bo co może być fajnego w pójściu na przeciętny basen oddalony 5 minut drogi od domu w zestawieniu w pobycie nad morzem w pięciogwiazdkowym hotelu albo koncertem znanego artysty czy wyjazdem za granice w piękne miejsce. No wiadomo, że to trochę nuda. I nawet nie chodzi o to, że ona tak myśli, że to nuda. Nie. To może być nawet podświadome. Ostatecznie każdy z nas wie jak ciężko wrócić do rzeczywistości po pełnym atrakcji wyjeździe.

159

Odp: kryzys po 7 latach
zmartwiony86 napisał/a:

Widzisz, to co jest najbardziej nielogiczne to niespójność jej zachowań o czym już pisałem. Tak, często ucieka z domu, często wraca późno, choć wcale nie musi. Z drugiej strony są dni dobre, fajne i takie którym ciężko cokolwiek coś zarzucić. Wynika to wszystko zapewne z jej rozchwiania emocjonalnego, niezdecydowania, może hormonów. Natomiast ta nielogiczność daje mi też pewną siłę, bo skoro jednak są dni, momenty czy okresy gdy potrafi być nawet dobrze to może sprawa nie jest tak całkiem stracona.

A problemy owszem, są trochę powiązane z jej pracą. Bo zmieniła ją ok. 2 lata temu. W poprzedniej też zazwyczaj pracowała do późna, miewała też pracujące soboty, natomiast nie wiązało się to z żadnymi wyjazdami służbowymi czy coś. Teraz jeździ cały czas. Tylko w maju najpierw w dniach 11-13 była w jednym miejscu, 16-17 w kolejnym, a wczoraj wyjechała ponownie i wraca za tydzień. Nie sądzę by to wiązało się ze zdradami. Tak jak pisałem wcześniej ona nie jest tym typem człowieka. Mogę uwierzyć, że ona się w kimś zakocha, ale nie w to że mnie zdradzi. A gdyby miała się zakochać to zrobiłaby to już dawno, bo ludzie wśród których się obraca to wciąż te same osoby. Moim zdaniem te jej wyjazdy i życie na wysokim poziomie szkodzą nam o tyle, że życie codzienne (w tym ja) wyglądają na ich tle blado. No bo co może być fajnego w pójściu na przeciętny basen oddalony 5 minut drogi od domu w zestawieniu w pobycie nad morzem w pięciogwiazdkowym hotelu albo koncertem znanego artysty czy wyjazdem za granice w piękne miejsce. No wiadomo, że to trochę nuda. I nawet nie chodzi o to, że ona tak myśli, że to nuda. Nie. To może być nawet podświadome. Ostatecznie każdy z nas wie jak ciężko wrócić do rzeczywistości po pełnym atrakcji wyjeździe.

Partner nie jest od tego, by być wodzirejem dla drugiej osoby, to po pierwsze.
Niestety naprawde nie mozesz za wiele zrobić, tym bardziej że ona jest na terapii i potrzebuje czasu, by sobie poukładać w głowie.
Zajmij się sobą i swoimi przyjemnościami poza nią.  Chcesz wiecznie za nią gonić?
Z koleżanką A. radzę się spotkać na kawę i zakopać wojenny topór.

160

Odp: kryzys po 7 latach

Z koleżanką A. na pewno nie będę się spotykał i nic zakopywał. Nic jej nie zrobiłem. Nie odpowiadam za to, że jest obrażona za coś co napisałem, a co nie było dla niej przeznaczone.

161

Odp: kryzys po 7 latach

Jeśli twoja kobieta "nadaje" na ciebie do osób trzecich, to w zasadzie jest już po ptakach. Pytanie nie czy tylko kiedy... Obojętne w zasadzie kim są te osoby trzecie, koleżanki, teściowa, siostra... liczy się mechanizm. Można jeszcze od biedy zrozumieć sytuację kiedy faktycznie coś ostro nabroiłeś i ona musiała się przed kimś wygadać ale stałego obgadywania i stawiania w złym świetle nie. Znam związki, które w końcu się rozpadły, a tworzący je ludzie właśnie tak postępowali. Telefon do mamusi, do koleżanki, do kolegi...
Ja wytrzymałem jak do tej pory z kobietą 23 lata i nigdy jej nie przedstawiałem w złym świetle, a jakbym chciał, to nawet zmyślać nic bym nie musiał ha, ha. Raz po pijaku do koleżanki coś tam napisałem ale to nawet nie było nic z konkretów. Ot mała słabość po pijaku, natomiast co do zasady moje problemy z małżonką załatwiam z nią, a nie z kimś innym. Moja co prawda jak to kobieta jakieś żale na pewno czasem próbowała sprzedawać ale raczej nie słyszała w zamian tego co chciała usłyszeć wink Co innego jednak użalać się na konkretną sprawę, a co innego stale obmawiać czy celowo stawiać w złym świetle.

Odp: kryzys po 7 latach

Przyznam, że przeczytałam tylko wypowiedzi autora. Nasuwa mi się jedno pytanie: co Ona opowiada koleżankom o Tobie autorze? Co ją boli, jakie sytuacje, dlaczego żali się na Ciebie, co takiego robisz, że tak jej to przeszkadza? To jest klucz do sprawy- konkrety. Nie wiem, może po seksie od razu zasypiasz, może wg niej jesteś przemadrzaly i wszystko wiesz najlepiej, przez co ona się blokuje i wycofuje w połowie rozmowy? Nie wiem, to pierwsze z brzegu przykłady, nie musisz się do nich odnosić. Może to coś innego. Może chciała już dawno oswiadczyn, a Ty na to nie wpadles? To co ona mówi koleżankom, to jest to, co naprawdę czuje. Tylko niestety nie masz opcji, by się tego dowiedzieć. Nawet jak chce Tobie powiedzieć, to gasisz ja w pół słowa. Niby słuchasz, a już w myślach układasz ripostę, czyli zwyczajnie nie słuchasz.

163

Odp: kryzys po 7 latach
MrówkaBigbitówka napisał/a:

Przyznam, że przeczytałam tylko wypowiedzi autora. Nasuwa mi się jedno pytanie: co Ona opowiada koleżankom o Tobie autorze? Co ją boli, jakie sytuacje, dlaczego żali się na Ciebie, co takiego robisz, że tak jej to przeszkadza? To jest klucz do sprawy- konkrety. Nie wiem, może po seksie od razu zasypiasz, może wg niej jesteś przemadrzaly i wszystko wiesz najlepiej, przez co ona się blokuje i wycofuje w połowie rozmowy? Nie wiem, to pierwsze z brzegu przykłady, nie musisz się do nich odnosić. Może to coś innego. Może chciała już dawno oswiadczyn, a Ty na to nie wpadles? To co ona mówi koleżankom, to jest to, co naprawdę czuje. Tylko niestety nie masz opcji, by się tego dowiedzieć. Nawet jak chce Tobie powiedzieć, to gasisz ja w pół słowa. Niby słuchasz, a już w myślach układasz ripostę, czyli zwyczajnie nie słuchasz.

ale w ten sposób to można z każdego potwora zrobić.
Rozmowa to przytaczanie argumentów przez dwie strony i albo zgadzanie się z nimi albo nie.
W sprawach związku trzeba często szukać rozwiązania które dwie strony zadowoli albo po prostu ustąpić.
Jaka wina autora w tym że potrafi wyrazić swoje zdanie i broni go w racjonalnej rozmowie?
Czy to jego wina że jego partnerka nie umie wyrazić swoich emocji oraz przedstawić racjonalnie swojego zdania?

Piszesz że potrzebne są konkrety a tak naprawdę nie idzie ich wyegzekwować. Cokolwiek on zrobi zawsze będzie zły.
Chłop delikatnie naciśnie bo chce wiedzieć co się dzieje to jest zły bo ją naciska i psychicznie gnębi.
Nie zrobi nic to będzie że się nią nie interesuje.
Jak nie patrzeć dupa zawsze z tyłu.

164

Odp: kryzys po 7 latach

W sumie to dobre pytanie. Pod tym kątem się nie zastanawiałem. Co ona właściwie może im mówić? Na co się żalić? Bo na pewno nie na to, że ją traktuję jak dziecko bo ją budzę wink Myślę, że nie narzeka na mnie w sensie na moje zachowania czy wady. Raczej na całą sytuację przez pryzmat mnie. Czyli np. że jest znudzona, a ja nic jej nie proponuję. Że nie wie co czuje, a ja w tym jej nie pomagam, Że jest niezadowolona, a ja nie daje jej tego zadowolenia. Tak jakby opisywała całą sytuację, a ja w tym wszystkim jako winowajca. Tak się domyślam, że jest. Oczywiście nie dowiem się czy mam rację.

165 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2017-05-21 22:14:00)

Odp: kryzys po 7 latach
zmartwiony86 napisał/a:

W sumie to dobre pytanie. Pod tym kątem się nie zastanawiałem. Co ona właściwie może im mówić? Na co się żalić? Bo na pewno nie na to, że ją traktuję jak dziecko bo ją budzę wink Myślę, że nie narzeka na mnie w sensie na moje zachowania czy wady. Raczej na całą sytuację przez pryzmat mnie. Czyli np. że jest znudzona, a ja nic jej nie proponuję. Że nie wie co czuje, a ja w tym jej nie pomagam, Że jest niezadowolona, a ja nie daje jej tego zadowolenia. Tak jakby opisywała całą sytuację, a ja w tym wszystkim jako winowajca. Tak się domyślam, że jest. Oczywiście nie dowiem się czy mam rację.

Dowiesz się ja pójdziesz z A. na drinka.. Albo zrobisz coś, by Twoja dziewczyna nie bała się z Tobą rozmawiać- a na to trzeba czasu.

Planet- tu nie chodzi o winę- niewinę, tylko osiągnięcie rezultatu w postaci utrzymania związku- jak zrozumiałam. Pytanie tylko czy warto..

166 Ostatnio edytowany przez vicky85 (2017-05-21 22:23:46)

Odp: kryzys po 7 latach

Jak to sie nie zastanawiales:):D:D:D:) ? Nie dosc, ze nie dopytywales jej o to, to nawet sie nie zastanawiales nad tym, co im mowi?:) Nie czaje zupelnie. Nie chce sie powtarzac, ale takie zachowanie partnerki to totalna zdrada, posiadanie wiekszego zaufania do jakichs tam kolezanek niz do wlasnego partnera. Jak to Snake ujal, problemy malzenskie zalatwia sie w malzenstwie, a nie poza nim. To je tylko poglebia.  A ty sie nawet nie zastanawiales, co jest tego powodem?:)

Lwica udzielila ci wyczerpujacego, trafnego opisu waszej relacji, problemow twojej dziewczyny itd. ale po twoim powyzszym wpisie wydaje mi sie, ze ty nie chcesz zrozumiec tak naprawde zrodla problemow (zreszta tutaj na forum tez nikt ci ich nie poda). Napisales posta, ludzie ci odpowiadaja, ty lapiesz sie wszystkiego, co moze pomoc ci zrozumiec twoja partnerke "tak w ogole", ale zupelnie nie starasz sie zrozumiec wlasnego udzialu w tym kryzysie.

A ja ci zadalam fundamentalne pytanie (nie pamietam kiedy bo nieczesto tu wchodze) - dlaczego z nia jestes? Co cie  w niej ujelo? Zapytalam, czy nie przeszkadzalo ci, ze jest otyla? Nawet nie z nadwaga, tylko chorobliwie otyla? Napisales tylko, ze ci to nie przeszkadza. OK. No dobra.

Ale konkretnie: co cie w niej ujelo (jesli chodzi o to, ze mnostwo zarabia, to napisz rowniez szczerze, please), podniecala cie na poczatku, podnieca cie teraz? Jaki macie seks, jestes z niego zadowolony? Ona jest zadowolona (a przynajmniej jak ci sie zdaje)? Czy ty jestes atrakcyjny tak w ogole? Czy jestes atrakcyjny dla niej? To dosyc wazne, czy nie ma miedzy wami przepasci w aparycji. To ine jest wbrew pozorom blaha sprawa.

Wiesz - z twoich wypowiedzi (ktore Lwica trafnie podsumowala) wyjawia sie obraz bardzo trudnej partnerki - niepewnej w zwiazku, z kompleksami, z problemami natury psychicznej, fizycznej, rozchwianej emocjonalnie, podejrzliwej, itd. itp. . A ty tu taki chojraczo wrecz logiczny, myslacy trzezwo, zapytujesz na forum, pelnym przeciez nie do konca nielogicznych i nieracjonalnie myslacych kobiet (yes, yes, kochany, twoje slowa)  dlaczego macie kryzys?:) Sam jednoczesnie dostrzegasz wszystkie te problemy partnerki, ktore byly z nia od samego poczatku, nie pojawily sie w jej zyciu nagle w czasie trwania zwiazku. Wiec chyba masz swiadomosc tego, ze z twojej strony bycie z taka wlasnie kobieta wymaga mnostwa empatii, delikatnosci, wyrzucia, cierpliwosci... A tymczasem ona najwyrazniej jest zniechecona Toba.  Nie sadze, zeby to sie z powietrza wzielo. Tylko jesli nie potraficie razem rozmawiac, a dla ciebie sposob jej rozmowy (dramatycznie nielogicznej i niekonstruktywnej) jest nie do przyjecia, no to przeciez chlopaku nigdy sie tego nie dowiesz! Na forum tez nikt ci nie pomoze. Bo tego musisz sie dowiedziec od niej.

Tak wiec - macie wiele problemow, wiele rzeczy baaardzo cie u niej denerwuje, nie mozecie sie dogadac, i uwazasz ze jest to jej wina, bo ona rozmawiac nie potrafi, a ty sie starasz - no to... po co w ogole byc jeszcze razem?! Naprawde nie moge rozgryzc tego watku, i Ciebie - chyba pierwszy raz na tym forum nie mam pojecia, czego ty tak naprawde chcesz:)

167

Odp: kryzys po 7 latach

Po kolei. Ona nie boi się ze mną rozmawiać, ponieważ jak już pisałem takie rozmowy co jakiś czas się odbywają. Ale przecież nie wypytuję jej o to co mówi do koleżanek. Przecież to - zgodnie z waszymi teoriami - byłaby próba psychicznej kontroli sytuacji. Że nawet z nimi nie może sobie pogadać bez mojego udziału tylko się musi spowiadać. Bez sensu.
A co do reszty pytań - poznaliśmy się przez portal randkowy, po dwóch czy trzech tygodniach ożywionej korespondencji i gadania spotkaliśmy się na randkę. Nie była to miłość od pierwszego wejrzenia i dopiero po kilku miesiącach spotykania się uczciwie mogliśmy sobie prosto w oczy wyznać miłość. Jeśli chodzi o jej figurę to już pisałem - ani wtedy ani dziś to nie był dla mnie problem. Pieniądze? Pudło. Wtedy nie była korpoludkiem zarabiającym duże kwoty. Tak jak i ja mieszkała u mamy i nie była w stanie nic zaoszczędzić. A co nas  w sobie ujęło? Trudno to teraz określić. Może to, że byliśmy w stanie przegadać całą noc? Albo właśnie to, że byliśmy tacy różni? Ona lekko histeryczka, która często się gubi, a ja logiczny do bólu? Nie da się wymienić jednej konkretnej rzeczy.
Atrakcyjność to rzecz względna. Myślę że ani ja ani ona nie czujemy się osobami atrakcyjnymi. Każde z nas ma wady i zalety w tym zakresie. Nie jest to temat, który w naszych dyskusjach poruszamy. Myślę też że nie ma to aż takiego znaczenia.
A na koniec dodam - nie uważam, by napisanie tutaj było złym pomysłem. Co prawda nie wiedziałem że to forum jest aż tak sfeminizowane, ale to co piszecie jest dla mnie bardzo pouczające. Bez cienia ironii. Nawet jeśli z jakimś punktem widzenia się nie zgadzam to jednak jest to czyjś punkt widzenia i może on rzucić on coś nowego na całą sprawę.

168

Odp: kryzys po 7 latach
zmartwiony86 napisał/a:

Co prawda nie wiedziałem że to forum jest aż tak sfeminizowane.

Myślę, że nazwa forum nie pozostawia wątpliwości... wink

A seks? O tym nie piszesz, a jest to ważne.

169 Ostatnio edytowany przez Beyondblackie (2017-05-21 23:24:21)

Odp: kryzys po 7 latach

Stary, forum nie jest sfeminizowane, ale ma dobra pule ludzi, ktorzy czytaja pomiedzy wierszami.

Tobie sie wydaje, ze jestes uczynny i pomocny. Kluczem jest tu fraza "wydaje sie". Ty to tak odbierasz, i dziwisz sie, ze Twoja kobieta nie docenia zaangazowania i troski. Moze na poczatku waszego zwiazku, kiedy byla mloda dziewczyna, myslala, ze tego potrzebuje- chuchania, wyreczania i kierowania- ale, zauwaz, ze minelo 7 lat. Teraz, zamiast myslec, ze jej pomagasz, odbiera to jako wtracanie sie do wszystkiego i kontrole. Co jest normalnym objawem ze strony doroslej kobiety, ktora sama za siebie potrafi decydowac.

Tobie to przeszkadza, bo nagle nie jest jak bylo. Zamiast uleglej dziewczyny, ktora robi wszystko na Twoja modle, zaczela miec odmienne zdanie. Moze i robi to po omacku i niedojrzale, ale dziewczyna zaczela ksztaltowac zalazek kregoslupa. I nagle u Ciebie panika.

Pytanie za milion zlotych: dlaczego musisz miec partnerke, ktora bedzie Twoja kukielka? co Ci to daje? dlaczego tak usilnie trzymasz sie obecnej partnerki, mimo tego, ze ona wyraznie zaczyna od Ciebie odplywac? Argument, ze spedziliscie tyle lat razem, to zaden argument. Ja bylam w zwiazku 5 lat, jak i w malzenstwie przez kilka, a nie mam potrzeby kurczowego trzymania sie bylych partnerow- oni sobie spokojnie sami potrafia zyc. Ty masz widoczny problem z odpuszczeniem kontroli.

Poza tym, mam wrazenie, ze zakotwiczyles sie przy niej nie dlatego, ze Cie milosc porazila, ale dlatego, ze kombinowales szanse znalezienia partnerki. Twoja niska samoocena oczywiscie zaczela rzutowac na zwiazek poprzez deprecjonowanie jej i wiercenie dziur o byle pierdole. Wspolczuje wam obojgu.

170

Odp: kryzys po 7 latach
zmartwiony86 napisał/a:

Po kolei. Ona nie boi się ze mną rozmawiać, ponieważ jak już pisałem takie rozmowy co jakiś czas się odbywają. Ale przecież nie wypytuję jej o to co mówi do koleżanek. Przecież to - zgodnie z waszymi teoriami - byłaby próba psychicznej kontroli sytuacji. Że nawet z nimi nie może sobie pogadać bez mojego udziału tylko się musi spowiadać. Bez sensu.

"nasze" teorie;) wiesz, wielu ludzie pisalo tutaj rozne rzeczy... To nie jest "nasze" forum kontra zalozyciel watku hehe:) Kazdy tutaj pisze za siebie.
Ja nie uwazam ze bylaby to jakas proba kontroli... Chyba mozna spytac "sluchaj, jesli sa rzeczy, ktore tak bardzo ci przeszkadzaja ze musisz je przegadac z kolezankami, to prosze cie, przegadaj je ze mna!". Albo "widze, ze twoje kolezanki patrza na mnie spod byka (jesli tak jest) nie mozemy przez to swobodnie spotykac sie wszyscy razem. Nie podoba mi sie to". To takie, wydaje mi sie, normalne. Nie nastawia sie wlasnych znajomych negatywnie do wlasgego partnera, chyba ze juz bylego...

zmartwiony86 napisał/a:

A co nas  w sobie ujęło? Trudno to teraz określić. Może to, że byliśmy w stanie przegadać całą noc? Albo właśnie to, że byliśmy tacy różni? Ona lekko histeryczka, która często się gubi, a ja logiczny do bólu? Nie da się wymienić jednej konkretnej rzeczy.
.

to znakomicie. Potrafiliscie przegadac cala noc. A teraz juz nie potraficie? Wiec - chyba jednak cos poszlo nie tak i musisz sie OD NIEJ dowiedziec co. Spytales jej choc raz "co sie z nami, kochanie stalo? Czemu nie jest tak, jak kiedys". I sie zamknij. Po prostu wysluchaj. To dziwne, ze po tylu latach bycia razem, ona nie chce z toba otwarcie rozmawiac...

zmartwiony86 napisał/a:

Atrakcyjność to rzecz względna. Myślę że ani ja ani ona nie czujemy się osobami atrakcyjnymi. Każde z nas ma wady i zalety w tym zakresie. Nie jest to temat, który w naszych dyskusjach poruszamy. Myślę też że nie ma to aż takiego znaczenia.
.

Tak, to rzecz wzgledna, ale ma OGROMNE znaczenie. Moim zdaniem to bardzo dobrze, ze zaden z Was nie jest duzy atrakcyjniejszy od drugiego, bo to prawie zawsze powoduje problemy w zwiazkach.
ALE:
Czy ona czuje, ze ty ja pozadasz? Czuje sie atrakcyjna W TWOICH oczach? Jak wygladalo wasze intymne zycie na przestrzeni lat? Wiem, ze to nielatwy temat, ale pomijasz go calkowicie, a to przeciez jeden z najwazniejszych aspektow relacji partnerskiej.

zmartwiony86 napisał/a:

A na koniec dodam - nie uważam, by napisanie tutaj było złym pomysłem. Co prawda nie wiedziałem że to forum jest aż tak sfeminizowane, ale to co piszecie jest dla mnie bardzo pouczające. Bez cienia ironii. Nawet jeśli z jakimś punktem widzenia się nie zgadzam to jednak jest to czyjś punkt widzenia i może on rzucić on coś nowego na całą sprawę.

no, to forum nawet z nazwy jest kobiece:) faktycznie widac, ze starasz sie analizowac to co kazdy pisze. Powodzenia wiec, ale naprawde wydaje sie, ze cos bardzo mocno nie gra w waszym zwiazku, i nie jest to tylko standardowy kryzys po kilku latach. Twoja dziewczyna chyba nie jest z toba szczesliwa. Nie jest otwarta wobec ciebie. Wiec poszukaj przyczyny. Zastanow sie na tym pozadaniem i wzajemnej atrakcyjnosci w waszym zwiazku. Chyba nie doceniasz roli tych czynnikow w zwiazku, a dla kobiet to jest klucz do szczescia (bycie pozadana przez partnera)

171

Odp: kryzys po 7 latach

Vicky, problem pojawia sie wtedy, kiedy Autor okresla kazde stwierdzenia dziewczyny jako "glupotki" i uwaza, ze jezeli nie potrafi napisac obszernego referatu na temat swoich racji, to jest nieracjonalna wariatka, niewarta sluchania.

To sie nazywa brak szacunku.

172 Ostatnio edytowany przez planet1988 (2017-05-21 23:50:53)

Odp: kryzys po 7 latach
Beyondblackie napisał/a:

Vicky, problem pojawia sie wtedy, kiedy Autor okresla kazde stwierdzenia dziewczyny jako "glupotki" i uwaza, ze jezeli nie potrafi napisac obszernego referatu na temat swoich racji, to jest nieracjonalna wariatka, niewarta sluchania.

To sie nazywa brak szacunku.

Nigdy nie powiedziałaś partnerowi że mówi głupoty? Nigdy nie powiedziałaś że się myli?
Przecież to normalność. Ludzie się mylą, robią błędy....
Autor nie stwierdza KAŻDEGO twierdzenia swojej dziewczyny jako "głupotki".
Ciężko tworzyć związek z osobą która nie wie czego chce(albo wie i trzyma specjalnie w niepewności - bo nie wierze że ludzie nie mają swojego zdania na tematy emocji i uczuć)

Ciężko też twierdzić że brakiem szacunku jest rozmowa w której Autor chce się dowiedzieć o co chodzi i co jego partnerka zamierza. Równie dobrze wiąże się to z tym że ma milczeć i czekać na jej zachowania.

173

Odp: kryzys po 7 latach

Planet, jasne, ze sa sytuacje, kiedy nie zgadzam sie z Miskiem. Czubimy sie, wyklocamy i tak dalej. Nie zawsze musze sie zgadzac z moim narzeczonym, i nie mam potrzeby zawsze udowadniania mojego "mojszego" i malowania go jako przyglupa, ktory nie potrafi sklecic dwoch zdan. Co ewidentnie jest problemem Zagubionego.

174

Odp: kryzys po 7 latach
Beyondblackie napisał/a:

Planet, jasne, ze sa sytuacje, kiedy nie zgadzam sie z Miskiem. Czubimy sie, wyklocamy i tak dalej. Nie zawsze musze sie zgadzac z moim narzeczonym, i nie mam potrzeby zawsze udowadniania mojego "mojszego" i malowania go jako przyglupa, ktory nie potrafi sklecic dwoch zdan. Co ewidentnie jest problemem Zagubionego.

No właśnie. czubicie się, wykłócacie i tak dalej.
Zadałem pytanie na które nie odpowiedziałaś: czy nigdy nie powiedziałaś że Twój Misiek mówi coś głupiego?
To jest ludzkie. Nie róbmy ze słów "mylisz się", " mówisz głupoty" braku szacunku... jeżeli do tego już schodzimy tracę wiarę w ludzi...

Tu nie chodzi o dowody. Nie wyobrażam sobie związku w którym ktoś nie powie komuś że coś mu się nie podoba lub nie powie że mówi głupoty.

Dziewczyna Autora chciała żeby on za nią decydował 7 lat temu.
I tu się z Tobą BEYONDBLACKIE jak najbardziej zgadzam. Twój post kilka wyżej popieram w 100%

175

Odp: kryzys po 7 latach

Jasne, ze zdarzylo mi sie, ze powiedzialam Miskowi, ze gada pierdoly. Ale nie bylo w tym przekonania, ze jest jakims imbecylem, ktory nie potrafi przedstawic logicznych argumentow. Po prostu tylko nie zgadzalam sie z jego zdaniem.

Problem z Autorem jest taki, ze on z zalozenia uwaza swoja dziewczyne za niespojna, emocjonalnie labilna debilke. Pytanie: jezeli ona faktycznie jest taka kretynka, to po co on z nia jest???

176 Ostatnio edytowany przez planet1988 (2017-05-22 00:34:52)

Odp: kryzys po 7 latach
Beyondblackie napisał/a:

Jasne, ze zdarzylo mi sie, ze powiedzialam Miskowi, ze gada pierdoly. Ale nie bylo w tym przekonania, ze jest jakims imbecylem, ktory nie potrafi przedstawic logicznych argumentow. Po prostu tylko nie zgadzalam sie z jego zdaniem.

Problem z Autorem jest taki, ze on z zalozenia uwaza swoja dziewczyne za niespojna, emocjonalnie labilna debilke. Pytanie: jezeli ona faktycznie jest taka kretynka, to po co on z nia jest???

Autor nigdy nie nazwał swojej Partnerki imbecylem ani jej tego nie udowadniał.
Widzisz w jego opisie takie skłonności? bo ja Ci powiem szczerze że nie.
miałem ten sam problem jak Autor.
dziewczyna piękna, wykształcona, wyuczona a totalnie niezaradnie życiowo oprócz swojej wiedzy którą posiada.
Czy to oznacza że nie można pomagać takiej osobie w życiu w sensie uzupełniania swoich wad i zalet?
Przecież na tym polega związek. Trzeba się wzajemnie wspierać.
Czy jeżeli osoba z którą się jest jest niezaradna życiowo nie można jej zwrócić uwagi że się myli?

Popadamy na tym forum w paranoje. Paranoje że wszystko jest przemocą, wyzyskiem, masochizmem i stalkingiem.

W każdym związku na co dzień takie rzeczy się dzieją: to normalne- w granicach oczywiście.

177

Odp: kryzys po 7 latach
planet1988 napisał/a:
Beyondblackie napisał/a:

Jasne, ze zdarzylo mi sie, ze powiedzialam Miskowi, ze gada pierdoly. Ale nie bylo w tym przekonania, ze jest jakims imbecylem, ktory nie potrafi przedstawic logicznych argumentow. Po prostu tylko nie zgadzalam sie z jego zdaniem.

Problem z Autorem jest taki, ze on z zalozenia uwaza swoja dziewczyne za niespojna, emocjonalnie labilna debilke. Pytanie: jezeli ona faktycznie jest taka kretynka, to po co on z nia jest???

Autor nigdy nie nazwał swojej Partnerki imbecylem ani jej tego nie udowadniał.
Widzisz w jego opisie takie skłonności? bo ja Ci powiem szczerze że nie.
miałem ten sam problem jak Autor.
dziewczyna piękna, wykształcona, wyuczona a totalnie niezaradnie życiowo oprócz swojej wiedzy którą posiada.
Czy to oznacza że nie można pomagać takiej osobie w życiu w sensie uzupełniania swoich wad i zalet?
Przecież na tym polega związek. Trzeba się wzajemnie wspierać.
Czy jeżeli osoba z którą się jest jest niezaradna życiowo nie można jej zwrócić uwagi że się myli?

Popadamy na tym forum w paranoje. Paranoje że wszystko jest przemocą, wyzyskiem, masochizmem i stalkingiem.

W każdym związku na co dzień takie rzeczy się dzieją: to normalne- w granicach oczywiście.

Ale tu nie chodzi o obwinianie kogokolwiek czy przypinanie łatek. Tylko o pokazanie mechanizmów działania związku. czsami ludzie wchodzą w związek z nieuświadomionymi potrzebami, które ujawniają się po czasie. I trzeba to przyjąć za fakt. Czsami partner nie jest w stanie tej nowej twarzy drugiej osoby i jej potrzeb zaakceptować. wtedy lepiej się rozstać.

178

Odp: kryzys po 7 latach
Ela210 napisał/a:
planet1988 napisał/a:
Beyondblackie napisał/a:

Jasne, ze zdarzylo mi sie, ze powiedzialam Miskowi, ze gada pierdoly. Ale nie bylo w tym przekonania, ze jest jakims imbecylem, ktory nie potrafi przedstawic logicznych argumentow. Po prostu tylko nie zgadzalam sie z jego zdaniem.

Problem z Autorem jest taki, ze on z zalozenia uwaza swoja dziewczyne za niespojna, emocjonalnie labilna debilke. Pytanie: jezeli ona faktycznie jest taka kretynka, to po co on z nia jest???

Autor nigdy nie nazwał swojej Partnerki imbecylem ani jej tego nie udowadniał.
Widzisz w jego opisie takie skłonności? bo ja Ci powiem szczerze że nie.
miałem ten sam problem jak Autor.
dziewczyna piękna, wykształcona, wyuczona a totalnie niezaradnie życiowo oprócz swojej wiedzy którą posiada.
Czy to oznacza że nie można pomagać takiej osobie w życiu w sensie uzupełniania swoich wad i zalet?
Przecież na tym polega związek. Trzeba się wzajemnie wspierać.
Czy jeżeli osoba z którą się jest jest niezaradna życiowo nie można jej zwrócić uwagi że się myli?

Popadamy na tym forum w paranoje. Paranoje że wszystko jest przemocą, wyzyskiem, masochizmem i stalkingiem.

W każdym związku na co dzień takie rzeczy się dzieją: to normalne- w granicach oczywiście.

Ale tu nie chodzi o obwinianie kogokolwiek czy przypinanie łatek. Tylko o pokazanie mechanizmów działania związku. czsami ludzie wchodzą w związek z nieuświadomionymi potrzebami, które ujawniają się po czasie. I trzeba to przyjąć za fakt. Czsami partner nie jest w stanie tej nowej twarzy drugiej osoby i jej potrzeb zaakceptować. wtedy lepiej się rozstać.

zgadza się Ela ale nie o tym rozmawiamy. poruszyłem temat czy w związku nie mowi się że partner mówi głupoty.
To przecież wiele osób na forum miało za złe Autorowi.
Ciężko niektóre rzeczy przemilczeć.
jeżeli tak niektore kobiety tu mysla dochodzimy do paranoi

179 Ostatnio edytowany przez vicky85 (2017-05-22 02:02:20)

Odp: kryzys po 7 latach

to skoro dyskusja znowu powraca na temat slawnych juz "glupotek" to pozwole sobie zacytowac tresc pierwszego posta autora w jego watku
"Z tymi rozmowami to jest ciężko u niej, ponieważ na jej nieszczęście mam dobrą pamięć, bogaty zasób słownictwa i umiejętność merytorycznej argumentacji. Ona tego wszystkiego nie ma. Więc często jest tak, że ona zaczyna rozmowę z jakąś przyjętą przez siebie tezą (ja jestem przekonany że włożoną do głowy przez "doradców" lub przynajmniej przez nich potwierdzoną) a potem sama dochodzi do wniosku, że to głupie. Gdyby miała w uchu słuchawkę i "doradcy" mogliby na bieżąco doradzać to co innego, natomiast sama nie potrafi, co jak dla mnie znaczy że nie jest to wszystko tak do końca przemyślane i szczere co mówi. Rozmowy ogólnie mają przebieg bardzo różny, tj zawsze spokojny, ale czasem płaczemy, a czasem wręcz się śmiejemy z tych głupotek co ona wymyśla i próbuje forsować."

Nadal ktos uwaza, ze jego podejscie jest prawidlowe? Czy on probuje sie z dziewczyna porozumiec? Dlaczego "na jej nieszczescie" ma bogata pamiec itp. - czyz nie staraja sie porozumiec? Porozumienie to DIALOG, a nie jedynie WALKA na argumenty. To nie jest walka w ogole, nie powinna nia w kazdym razie byc. Jezeli sam autor uwaza, ze jego dziewczyna nie ma dobrej pamieci, ani bogatego slownictwa, ani umiejetnosci merytorycznej argumentacji, a na dodtek bez swoich doradcow nie wymyslilaby zadnej tezy (swoja droga jak osoba majaca taki deficyt werbalnej komunikacji moze zarabaic mnostwo pieniedzy w korpo, ciekawe co nie?:)) to za kogo ja uwaza? Dokladnie za przyglupa, delikatniej mowiac - uwaza ja za mniej inteligentna od siebie samego. Gdyby stawial jej inteligenecje na rowni ze swoja, nigdy w zyciu by tego nie napisal. Nie wiem, czy mozna szanowac partnera uwazajac go za az tyle od siebie glupszego... No, moze. Osobiscie ciezko mi sobie wyobrazic, aby byla z kims, kogo uwazam za duzo mniej od siebie rozgarnietego.

Teraz kolejna kwestia. Oprocz braku szacunku widzimy tez brak checi wysluchania w ogole. Co to znaczy ze tezy te nie sa przemyslane, a to, co mowi, nie jest szczere? Bo co, bo jest glupie? Glupotki WYMYSLA (!!!) i probuje forsowac?:))) Ty po prostu masz w glebokim powazaniu jej UCZUCIA. Czasem mowimy glupoty, ale te wypowiedziane w klotni glupoty wiele mowia o tym, co dzieje sie w naszych glowach. W sercach. Byc moze teorie sa bledne, ale prawdziwe zawsze sa przyczynki wysnucia tych teorii.  Niepewnosc, smutek, zawiedzenie, niezrozumienie - jakie odczucia sa powodem tego, ze ona w ogole te glupotki skierowane przeciw tobie wymysla? Ty nawet nie zastanawiasz sie nad tym. Od razu zakladasz ze to glupotki. Nic nie znacza. Zamiast sluchac i zrozumiec glebszy sens przekazu, poczuc jej emocje, skupiasz sie tylko na tym, co odpowiedziec, aby wyszlo na twoje. Bo przeciez logika to podstawa, nie? Wiec sluchasz tylko tresci. A jak przekaz jest niespojny, to wrzucamy do kosza. Coz, psychologa to z ciebie nie bedzie.
Ty masz do wszystkiego, co ona mowi, stosunek ignorancki. Nie chcialam ci tego pisac wczesniej bo chcialam bys najpierw odpowiedzial na fundamentalne, zadane przeze mnie pytanie juz dwukrotnie - czy ona cie podnieca, czy  w twoich oczach jest atrakcyjna itd itp. patrz moj ostatni post. Nie chce niczego z gory zakladac, ale od przeczytania tego pierwszego posta mialam wrazenie, ze ona nie jest dla ciebie partnerka. Nie stawiasz jej na rowni ze soba. Byc moze podwiadomie, dobrales ja sobie poniewaz jej slabosci daja Tobie poczucie "lepszosci". Na jej tle czujesz sie zwyczajnie inteligentniejszy. Nie wiem czy mam racje, ale czytajac uwaznie, JAK o niej piszesz - to tak too wlasnie wyglada. Nie liczysz sie z jej uczuciami. W jaki spoosob mialaby wiec czuc sie przy tobie jak wartosciowa osoba? Jako pozadana kobieta, skoro to co mowi, to glupotki, a ty zawsze jestes w dyskusji madrzejszy?

Planet 1988 - oczywiscie, kazdy czasem zarzuca drugiej osobie, ze mowi glupoty. Zasadnicza roznica jest jednak mowic, ze "ale pitolisz glupoty" (teraz, w tej chwili) a "mowisz glupoty, bo nie potrafisz logicznie myslec, nie masz dobrej pamieci, bogatego slownictwa, sluchasz tylko innych - wszystko co mowisz, to ZAWSZE sa glupotki". Oczywiscie nie zakladam ze autor mowi to wprost, ale skoro tak uwaza, to zapewne dziewczyna czuje to w jego tonie, mimice, kazdym mrugnieciu i przy kazdym jego wydechu.

Bardzo jestem ciekawa, jak wyglada w tej relacji seks. Zwlaszcza, ze zadna strona nie uwaza samego siebie za atrakcyjna. Pytanie, czy Autor uwaza swoja partnerke za atrakcyjna seksualnie? Jesli nie, albo zastanawiasz sie autorze gleboko nad odpowiedzia - to masz prosta odpowiedz, co u ciebie nie gra. Twoja kobieta nie czuje w ogole twojej akceptacji. Byc moze wlasnie niedowartosciowanie jej z twojej strony powoduje, ze nic jej sie nie chce. Co myslisz?

180

Odp: kryzys po 7 latach

Autorze zostaw ta głupia grubasnice z problemami psychicznymi. Taka tlusta świnia powinna się cieszyć ze w ogóle ktoś ja chce, a nie jeszcze szukać motylkow. Przecież to śmieszne. Jesteś chyba masochista ze siedzisz z takim zerem. Gruba, psychiczna księżniczka której nikt nie dogodzi.

181

Odp: kryzys po 7 latach
Ela210 napisał/a:
planet1988 napisał/a:
Beyondblackie napisał/a:

Jasne, ze zdarzylo mi sie, ze powiedzialam Miskowi, ze gada pierdoly. Ale nie bylo w tym przekonania, ze jest jakims imbecylem, ktory nie potrafi przedstawic logicznych argumentow. Po prostu tylko nie zgadzalam sie z jego zdaniem.

Problem z Autorem jest taki, ze on z zalozenia uwaza swoja dziewczyne za niespojna, emocjonalnie labilna debilke. Pytanie: jezeli ona faktycznie jest taka kretynka, to po co on z nia jest???

Autor nigdy nie nazwał swojej Partnerki imbecylem ani jej tego nie udowadniał.
Widzisz w jego opisie takie skłonności? bo ja Ci powiem szczerze że nie.
miałem ten sam problem jak Autor.
dziewczyna piękna, wykształcona, wyuczona a totalnie niezaradnie życiowo oprócz swojej wiedzy którą posiada.
Czy to oznacza że nie można pomagać takiej osobie w życiu w sensie uzupełniania swoich wad i zalet?
Przecież na tym polega związek. Trzeba się wzajemnie wspierać.
Czy jeżeli osoba z którą się jest jest niezaradna życiowo nie można jej zwrócić uwagi że się myli?

Popadamy na tym forum w paranoje. Paranoje że wszystko jest przemocą, wyzyskiem, masochizmem i stalkingiem.

W każdym związku na co dzień takie rzeczy się dzieją: to normalne- w granicach oczywiście.

Ale tu nie chodzi o obwinianie kogokolwiek czy przypinanie łatek. Tylko o pokazanie mechanizmów działania związku. czsami ludzie wchodzą w związek z nieuświadomionymi potrzebami, które ujawniają się po czasie. I trzeba to przyjąć za fakt. Czsami partner nie jest w stanie tej nowej twarzy drugiej osoby i jej potrzeb zaakceptować. wtedy lepiej się rozstać.

zgadza się Ela ale nie o tym rozmawiamy. poruszyłem temat czy w związku nie mowi się że partner mówi głupoty.
To przecież wiele osób na forum miało za złe Autorowi.
Ciężko niektóre rzeczy przemilczeć.
jeżeli tak niektore kobiety tu mysla dochodzimy do paranoi

182 Ostatnio edytowany przez SilverLeaf (2017-05-22 09:06:01)

Odp: kryzys po 7 latach

Zwykle nie komentuję, ale ten wątek śledzę od kilku dni i jeszcze nikt nie zauważył, że ta dziewczyna ma poważne problemy psychiczne. Nie, nie. Nie chodzi o to, że jest gruba i rozkapryszona. Słowa klucz to: tendencja do zachowań kompulsywnych. Ona ma głęboką depresję, ED i zero, ale to ZERO wsparcia. To jest największy problem. Nie jej znudzenie, rutyna ani zbyt wysokie zarobki. Problemy te, przy akompaniamencie wyrzutów i (rzekomo motywacyjnego) moralizowania poprzez emocjonalne drewno, jakim jest autor, urosną do rozmiarów Goliata i doprowadzą dziewczynę albo do kompletnej depresji, albo (w tym lepszym przypadku) zmobilizują ją do odejścia. Ona potrzebuje inteligentnego emocjonalnie i wyrozumiałego partnera. Kobiety z zachowaniami kompulsywnymi to najczęściej adrenaline junkies. Nie nudzi jej się w związku tak po prostu. Ona ma potrzebę odczuwania silnych i skrajnych emocji. U takich osób często funkcjonuje zasada Wszystko, albo Nic. Czyli jeśli nie kochasz jej w 100%, to nie kochasz jej wcale. Jeśli chodzi o Twoją krytykę, czy nawet ''przypominanie'' o ucinaniu porcji, jest to odbierane jako surowe upomnienie i wzbudza wstyd. Ty nie masz prawa tego robić. Masz prawo ją wspierać, ale daj jej decydować o sobie i swoim zdrowiu. I owszem, jeśli jej potrzeby nie zostaną zaspokojone, to będzie szukała rozwiązania problemów gdzieś indziej wink Chociażby przez flirt, by ktoś jej w końcu powiedział, że jest dla niego atrakcyjna. Taka, jaka jest teraz.
Na początku, drogi autorze, chciałam Ci doradzać, że być może da się coś z tym zrobić. Ale dobrnąwszy do końca tematu, stwierdzam, iż powinieneś dać dziewczynie spokój. Te wszystkie ''pomocne rady'', którymi ją obdarzasz, sprowadzają ją jedynie poniżej poziomu wód gruntowych. Nie pasujecie do siebie, niezależnie od tego, co mówią lokalne legendy o połączeniu 'typu logicznego' z 'emocjonalnym'. Tobie się wydaje, że to co robisz, jest dla niej niezbędne, że to Twoja misja. Byc może masz wyrzuty sumienia, że nie potrafisz jej pomóc i przez to ofiarujesz jeszcze więcej ''pomocy'', po czym masz pretensje, że to nie działa. Nie masz w sobie ludzkiego zrozumienia dla jej słabości, być może nie potrafisz powstrzymać się od używania praw logicznych analizując każdy problem. Na nią to nie działa. Może ona oczekuje po prostu, byś z nią usiadł i potrzymał za rękę, powiedział, jaka jest dla Ciebie piękna, jakie cechy w niej kochasz? Takie proste, a tyle zmienia. Ale daję sobie rękę uciąć, a nawet dwie, że Ty tego nie potrafisz smile
Byłam kiedyś w podobnej sytuacji, w 4,5 letnim związku z podobnym do Ciebie mężczyzną. Na miejscu tej grubej z problemami. On był taki jak Ty, nawet miał identyczny sposób wypowiedzi. Kompaktowe, wypchane analizą zdania. Za grosz inteligencji emocjonalnej. Ja miałam przez okres naszego związku anoreksję, potem bulimię. Nie potrafiłam sobie z tym poradzić, nie czułam się sobą, musiałam się ukrywać, czułam do siebie obrzydzenie. A on... cóż, on faszerował mnie swoimi dobrymi radami, wyliczał spożyte kalorie, dopilnowywał, bym nie jadła zbyt dużo. Rozumiałam jego dobre intencje, ale to była relacja, jaką miałabym z pielęgniarką w szpitalu. Nie pamiętam, czy kiedykolwiek powiedział mi jakikolwiek komplement, na palcach jednej ręki policzę, ile padło słów ''kocham''. Za to bardzo często wspominał, niby mimochodem, o innych kobietach, jakie to mu się nie podobają, że lubi jak kobieta ma płaski brzuch, mały tyłek etc. Wciąż subtelnie smile pokazywał mi, że już, już... prawie...ale jednak nie do końca dosięgam jego standardów. Przypominam, że miałam anoreksję i w tamtym czasie byłam workiem kości. Po czasie zrozumiałam, że on mną leczył swoje kompleksy i własny brak męskości. Wciąż czułam się dla niego za gruba, zbyt męska, bo przecież zamiast talii osy, mam normalna talię...On zawsze był chuderlawy i za dziecka był gnębiony przez starszych kolegów. Zrób sobie rachunek sumienia, autorze, czy przypadkiem Tobie ktoś w przeszłości nie pokazywał, gdzie jest Twoje miejsce wink I przestań pokazywać je innym.
Dziś jestem przeszczęśliwa z ciepłym, otwartym i uczuciowym mężczyzną, przy którym moja anoreksja zniknęła w ciągu kilku miesięcy. Po wielu latach..  Dzięki czemu? Dzięki całkowitej akceptacji moich problemów, mojego wyglądu przez aktualnego partnera (z wzajemnością). Nie ma dnia, by nie powiedział mi jaka jestem piękna i jak bardzo mnie kocha. Nie ważne jak danego dnia ma się moja psychika i jak wtedy wyglądam. Mogę siedzieć cały dzień w piżamie w łóżku, zapłakana, a on i tak pocałuje mnie w głowę i nazwie ''swoją księżniczką''. Sama byłam w szoku, jak szybko moje problemy przy nim zniknęły. Po prostu przestałam być po presją, nie muszę być piękna, bo przecież już jestem. Zostałam wręcz ''zasypana'' miłością. Przy czym nie jestem męczona logicznymi argumentami, no bo sorry, ale logikę to miałam w szkole średniej i wiem jak się nią posługiwać, ale z emocjami to nie ma ona nic wspólnego. Nie czuję już nad sobą bata, nie widzę marchewki. Nie ma wykładów z ambony na temat kaloryczności i mojego nadprogramowego kilograma.
Jeśli faktycznie wydaje Ci się, że to dobry związek i zależy Ci na jego naprawie - proponuję drastyczną zmianę - zacznij być dla niej NIEWYOBRAŻALNIE słodki, uczuciowy, kochający. Potraktuj ją tak jak ona chce być traktowana. Z BEZWARUNKOWĄ akceptacją!
Pozdrawiam

183

Odp: kryzys po 7 latach

Silver Leaf, masz absolutnie racje. Od pieciu, czy tam ilus, stron tez trabie, ze traktowanie dziewczyny jak malego dziecka, ktore tylko czeka, zeby cos przeskrobac, albo szeregowego w garnizonie JEST BEZ SENSU i do niczego nie prowadzi. Slusznie tez zauwazylas, ze tego typu nastawienie pokazuje bardziej jaki jest Autor niz jego kobieta. To ciagle podkreslanie swojej inteligencji, zasobu slownictwa, logiki ma na celu tylko jedno- pokazac, ze w porownaniu z nim jego kobieta to glupia fladra. Mamy kompleksy, to je leczymy poprzez dolowanie innych.

184 Ostatnio edytowany przez zmartwiony86 (2017-05-22 10:58:20)

Odp: kryzys po 7 latach

Witam. Widzę że wątek trochę ożył. To ja znów odniosę się do tego co napisałyście.

1. To, że nazwałem to forum sfeminizowanym to nie ma wydźwięku negatywnego. Po prostu jest tu przewaga kobiet, co tworzy pewną specyfikę. Dla mnie jako faceta to ciekawe doświadczenie smile

2. Na temat rzekomego mojego kontrolowania jej nie będę się po raz kolejny wypowiadał, bo to już nudne.. Odsyłam do wcześniejszych postów, gdzie wyraźnie napisałem, że niewiele jest kobiet które mają taką swobodę jeśli chodzi o życie codzienne. Jak wolny ptak. Kontrola poprzez brak kontroli. To interesujące zjawisko społeczne wink

3. Mi nie przeszkadza, że NAGLE przestało być tak jak było. Po pierwsze to nie jest nagle, to nie jest tak że pewnego dnia obudziłem się i stwierdziłem "uuuuu jest inaczej niż było". To proces rozłożony w czasie.

4. Zarzut jakoby związaliśmy się nie z miłości tylko z chęci nie bycia samymi obraża mnie. Generalnie większość osób, które decydują się na związek biorą pod uwagę i uczucia i samotność. Nie wiem co w tym nienormalnego.

5. Oczywiście, że podczas wielokrotnych rozmów omawialiśmy to co się komu nie podoba. I z tego wniosek jest taki jaki napisałem w pierwszym poście - problemem jest swego rodzaju przesilenie. Rutyna, trochę nuda, trochę wypalenie. Tylko i aż.

6. Z tymi "głupotkami" to klasyczne czepianie się słówka. Tak, uważam że np. dialog o basenie był przykładem głupotki. Mogę użyć mocniejszego stwierdzenia - to było z jej strony idiotyczne. Nie sama niechęć do basenu, ale argumentacja. I jak dla mnie to był brak szacunku wobec mnie, bo nie jesteśmy w przedszkolu.

7. Koleżanko @beyonblackie - Twój sposób prowadzenia argumentacji wykazuje pewne objawy manipulacji faktami. Pytam się wcześniej czy gdyby Cię Twój facet poprosił o obudzenie to czy byś odmówiła, to Ty na to, że on budzenia nie potrzebuje. Pyta Cię ktoś inny czy nigdy nie powiedziałaś facetowi, że gada głupoty to też kluczysz, aż w końcu przyznajesz, ze owszem powiedziałaś, ale nie w takim sensie jak ja. Nieładne jest to co robisz. Czym innym jest mieć swój pogląd na tą sprawę a czym innym obrać sobie jedną tezę i po trupach do celu ją udowadniać pomijając niewygodne fakty. To nie jest normalne zachowanie w przypadku merytorycznej dyskusji.

8. Do koleżanki @silverleaf - bardzo interesująca wypowiedź (bez ironii). Tak się składa, że wiem jakie są objawy depresji, wiem jakie są objawy. Ona ich nie ma. Jeśli chodzi o zaburzenia kompulsywne - cóż, być może. Odreagowywanie każdego rodzaju emocji w jedzeniu można tak zakwalifikować. Ale są dwa małe szkopuły, które psują całą diagnozę postawioną w dalszej części posta.
Po pierwsze tak jak pisałem wcześniej odchudzanie to sen jej życia odkąd pamięta. Możesz obejrzeć jej zdjęcia z dowolnego okresu życia. Czy miała lat 10, 15, 20 czy 25 to się zmieniała. Raz była chudsza, raz grubsza, natomiast zawsze tak samo nieszczęśliwa i niezadowolona ze swojej wagi. I tak samo mająca problem z napadami obżarstwa. Nic się nie zmieniło gdy się poznaliśmy. Nawet w okresie gdy kochaliśmy się najbardziej wciąż miała te problemy, wciąż próbowała na najróżniejsze sposoby coś z tym zrobić. nie jest więc prawdą, że powstanie tego zaburzenia ma związek z naszym związkiem.
Po drugie to irytujące jest jak dla mnie pieprzenie o jakiejś inteligencji emocjonalnej w sprawie tych zaburzeń. Dla mnie sprawa jest prosta. Kiedyś np. zapisała się do znanego m.in. z TV gościa odchudzającego ludzi z naprawdę dużą wagą. Przez miesiąc schudła 12 kg. Nieźle co? Ciężką pracą, ale przecież chudnięcie to jej cel. A potem to olała. I tak jest zawsze. Bez względu na efekty, które zazwyczaj są ona to porzuca. Bo jej się nie chce chodzić na siłkę. Albo pod jakimś byle pretekstem. A mi serce pęka bo widzę ile się namęczyła na diecie, na ćwiczeniach, a potem to wszystko niweczy bo jej się zapał kończy. To takie dziwne? Że mnie też to boli? Ze widzę jak się męczy chudnąc? Że wiem jak bardzo tego chce? I że nie mogę patrzeć na to jak marnuje swoją ciężką pracę? I od razu odpowiem na to co zapewne napiszesz w odpowiedzi - nie, to nie jest tylko jej sprawa. Wielokrotnie powtarzała, że dla niej wsparcie partnera jest ważne. Więc to nie jest tak, że ona nie oczekuje pomocy i wsparcia.

185

Odp: kryzys po 7 latach

Zmartwiony, ja niczym nie manipuluje. Zapytales czy budzilabym faceta gdyby mnie o to poprosil, to odpowiedzialam Ci, ze NIE, bo ma 50 lat i sam sie potrafi obudzic do roboty. Zapytano mnie czy czasem nie mowie do niego, ze trzepnal glupote, to przytaknelam- z tymze ja nie twierdze, ze Misiek nie potrafi logicznie argumentowac swoich wypowiedzi.

Ty naprawde masz zero inteligencji emocjonalnej. Kompletne zero zrozumienia jak uczucia moga wplywac na czyjes zachowanie. Juz mnie teraz nie dziwi dlaczego na kazda odpowiedz swojej dziewczyny, o basen czy o cokolwiek, drazysz temat jak mlot pneumatyczny. Totalna masakra.

Stary, nie wiem co Ci poradzic, bo empatii i ogarniecia emocjonalnego jak w kims nie ma, to chyba nie da sie stworzyc. Please, rozstan sie z ta kobieta, bo swoim zachowaniem do konca rozpie***lisz jej poczucie wartosci.

186 Ostatnio edytowany przez MamaMamusia (2017-05-22 11:25:36)

Odp: kryzys po 7 latach

Może nie demonizujmy już tak tych koleżanek, bo powstaje tu jakiś absurdalny obraz relacji. Co to już nie można w damskim gronie na chłopa ponarzekać, bo od razu wielka nielojalność?
ręka do góry , która nigdy nie powiedziała do koleżanek - a wkurza mnie już tak ten mój stary, że głowa mała?
ręka do góry, który nigdy z kolegą przy wódce nie miał refleksji w stylu - oj te baby, daj spokój ... ?
Ludzie ze sobą rozmawiają i nie jest tak , że związek znajduje sie za jakąś święta zasłoną , której ruszenie oznacza zdradę i upokorzenie. I nie wszystkie problemy związku da sie rozwiązać w jego obrębie, ponieważ związek, jakkolwiek ważny i być może nawet najważniejszy, nie jest odpowiedzią na wszystkie potrzeby jego uczestników. O tym własnie Autorze zapominasz. Dziwi cie fakt, że partnerka ma koleżanki , że z nimi rozmawia, o zgrozo, również o tobie. Bo przecież mogłaby w tym czasie rozmawiać z tobą i zachwycać się np twoim intelektem. Dziwi cie fakt, że partnerka chodzi na terapie i jako towarzysza procesu zdrowienia wybrała profesjonalną psychoterapeutkę... Bo przecież ty masz lepszy pomysł na walkę z jej nałogiem i gdyby ciebie posłuchała już dawno byłaby chuda jak palec, wystarczy przecież zamknąć lodówkę. (Nawiasem mówiąc, pracuję z ludźmi uzależnionymi i wiem jak działają na nich wszelkie zakazy i nakazy - jak płachta na byka . I nie, nie mów , że ty przecież nigdy w życiu byś jej nie kontrolował, bo w jednym z pierwszych postów wyraźnie napisałeś, że ZAKAZAŁEŚ jej jeść wieczorami).
Ty chciałbyś być sensem jej życia oraz jedyną formą realizacji marzeń i potrzeb. Uważasz, że wszystko czego ona potrzebuje jest w tobie, a każda inna relacja np przyjacielska stanowi zamach na twoje wielkoduszne intencje i rujnuje wasz święty związek, w którym jest absolutnie wszelkie dobro tego świata.
Po co ona ma koleżanki , skoro jestem JA?
Po co żyje na wysokim poziomie i jeździ nad morze , skoro jestem JA , MÓJ basen i piękna proza życia obok MNIE, MOICH wspaniałych argumentów i MOJEJ niezwykłej logiki?
Po co ma sie czuć dobrze w towarzystwie innych osób, skoro może sie czuć jak mała, głupiutka dziewczynka wiecznie sprowadzana do parteru , ale za to z cudownym MNĄ przy boku?
Piękne , książkowe wręcz ograniczenia. tylko, że twoje, nie jej
Piszesz , ze macie kryzys. Wy macie. a jednak cały czas opisujesz tą sytuację jednostronnie . Ona to, ona tamto, ona taka, ona owaka. za to ty jesteś kryształowy, idealny, mądry , logicznie myślący  ... no ideał, od którego niewdzięczna ona ucieka do podłych i podstępnych koleżanek oraz do głupiej terapeutki -naciągaczki.
Kryzys jest integralną częścią związku. Będzie jeszcze niejeden , na tej albo innej płaszczyźnie , z tą albo z inna osobą. Tak to już jest. tylko że aby uleczyć kryzysową sytuację , należny zacząć od pracy nad jej autorami  (zwróć uwagę - liczba mnoga). z tym że... i tu cie pewnie zaskoczę - każdy musi pracować JEDYNIE nad sobą i nad własnymi deficytami. nie, nie nad partnerką .Nie, nie nad jej koleżankami i terapeutami. Nad sobą i własnymi deficytami, których Autorze masz całe mnóstwo. Z tak małego wycinka rzeczywistości , którą tu opisujesz w subiektywny zresztą sposób, wycieka całe morze twoich lęków, kompleksów , uprzedzeń. a to jest tylko pisanie na forum, drobnostka. spokojnie więc , będziesz miał co robić, gdy już sie sobą zajmiesz. tylko w końcu sie zajmij . sobą i tylko sobą.

187

Odp: kryzys po 7 latach
zmartwiony86 napisał/a:

Po pierwsze tak jak pisałem wcześniej odchudzanie to sen jej życia odkąd pamięta. Możesz obejrzeć jej zdjęcia z dowolnego okresu życia. Czy miała lat 10, 15, 20 czy 25 to się zmieniała. Raz była chudsza, raz grubsza, natomiast zawsze tak samo nieszczęśliwa i niezadowolona ze swojej wagi. I tak samo mająca problem z napadami obżarstwa. Nic się nie zmieniło gdy się poznaliśmy. Nawet w okresie gdy kochaliśmy się najbardziej wciąż miała te problemy, wciąż próbowała na najróżniejsze sposoby coś z tym zrobić. nie jest więc prawdą, że powstanie tego zaburzenia ma związek z naszym związkiem.

Czasami ludzie mimo, że o czymś marzą i za czymś tęsknią, to jednak gdy zaczynają zbliżać się do celu, biorą nogi za pas i uciekają. Dzieje się tak, gdyż boją się spełnienia marzeń i pragnień. To jest w psychologii znane zjawisko. Wówczas tak "organizują" sobie świat, żeby powtarzać trudne sytuacje z przeszłości. W życiu preferujemy to, co jest znane i przedkładamy to, co bezpieczne nad to, co wprawdzie upragnione i rozwojowe, ale nieznane. Zatem jeśli ktoś, kto przez całe życie pragnie być szczupłym, to nieuświadomiony lęk blokuje jego konstruktywne działania.
Zagubiony, dla twojej partnerki bardziej bezpieczne jest przeżywanie frustracji i niezadowolenia z siebie spowodowane nadwagą, chociaż marzy o byciu szczupłą. Dzięki temu może stale taplać się w niezadowoleniu ze swojej wagi, ale także często powiązanym z niezadowoleniem z siebie - poczuciu gorszości. Może nawet poczucie gorszości jest jej główną narracją życiową i dlatego na partnera wybrała kogoś, przy kim czuje się jak nieogarnięta kobieta, prawiąca "głupotki" wink

188

Odp: kryzys po 7 latach

Stworzyć zapewne się nia da, ale człowiek o pewnym poziomie inteligencji hm.. intelektualnej jest w stanie przepracować i zrozumieć pewne mechanizmy- niestety nie sam- więc pozostaje spojrzenie z zewnątrz. Inaczej będziemy powtarzać schemacik do wyrzygania...
Tak jak powiedziała MM popracuj nad sobą. Coś mi się wydaje, że nad Tobą w dzieciństwie ktoś stał z bacikiem i udowadniał swoją wyższość, lub co gorsza dał taki bacik dziecku do ręki pokazując schemat działania..

189

Odp: kryzys po 7 latach
MamaMamusia napisał/a:

ręka do góry, który nigdy z kolegą przy wódce nie miał refleksji w stylu - oj te baby, daj spokój ... ?

Ja, ja!! lol Powiedzieć zdawkowo do kolegi przy wódce - żona mnie wk...., to jeszcze nie narzekanie i przedstawianie jej w złym świetle. Jest to tylko męska figura retoryczna smile Żadnych konkretów nigdy żadnemu koledze nie przedstawiałem. Nigdy też nie "poskarżyłem się" matce czy ojcu, choć bywało, że mama widziała, że coś jest nie tak i nawet jak pytała co się dzieje, to zbywałem to pytanie. Ewentualnie mogłem odpowiedzieć na zasadzie patrz wyżej... Natomiast "narzekanie" na żonę, partnerkę do innej kobiety dla mnie miałoby sens, bo czasem przydałby się kobiecy punkt widzenia (stąd jak myślę faceci na tym forum) ale jest mocno ryzykowne. Nie polecam wink

190

Odp: kryzys po 7 latach

Snake, jakbym miala takiego emocjonalnego kloca w domu jak Autor, to bym szukala kogokolwiek do pogadania.

191

Odp: kryzys po 7 latach
zmartwiony86 napisał/a:

8. Do koleżanki silverleaf - bardzo interesująca wypowiedź (bez ironii). Tak się składa, że wiem jakie są objawy depresji, wiem jakie są objawy. Ona ich nie ma. Jeśli chodzi o zaburzenia kompulsywne - cóż, być może. Odreagowywanie każdego rodzaju emocji w jedzeniu można tak zakwalifikować. Ale są dwa małe szkopuły, które psują całą diagnozę postawioną w dalszej części posta.
Po pierwsze tak jak pisałem wcześniej odchudzanie to sen jej życia odkąd pamięta. Możesz obejrzeć jej zdjęcia z dowolnego okresu życia. Czy miała lat 10, 15, 20 czy 25 to się zmieniała. Raz była chudsza, raz grubsza, natomiast zawsze tak samo nieszczęśliwa i niezadowolona ze swojej wagi. I tak samo mająca problem z napadami obżarstwa. Nic się nie zmieniło gdy się poznaliśmy. Nawet w okresie gdy kochaliśmy się najbardziej wciąż miała te problemy, wciąż próbowała na najróżniejsze sposoby coś z tym zrobić. nie jest więc prawdą, że powstanie tego zaburzenia ma związek z naszym związkiem.
Po drugie to irytujące jest jak dla mnie pieprzenie o jakiejś inteligencji emocjonalnej w sprawie tych zaburzeń. Dla mnie sprawa jest prosta. Kiedyś np. zapisała się do znanego m.in. z TV gościa odchudzającego ludzi z naprawdę dużą wagą. Przez miesiąc schudła 12 kg. Nieźle co? Ciężką pracą, ale przecież chudnięcie to jej cel. A potem to olała. I tak jest zawsze. Bez względu na efekty, które zazwyczaj są ona to porzuca. Bo jej się nie chce chodzić na siłkę. Albo pod jakimś byle pretekstem. A mi serce pęka bo widzę ile się namęczyła na diecie, na ćwiczeniach, a potem to wszystko niweczy bo jej się zapał kończy. To takie dziwne? Że mnie też to boli? Ze widzę jak się męczy chudnąc? Że wiem jak bardzo tego chce? I że nie mogę patrzeć na to jak marnuje swoją ciężką pracę? I od razu odpowiem na to co zapewne napiszesz w odpowiedzi - nie, to nie jest tylko jej sprawa. Wielokrotnie powtarzała, że dla niej wsparcie partnera jest ważne. Więc to nie jest tak, że ona nie oczekuje pomocy i wsparcia.

Drogi Zmartwiony, wydaje mi się, że źle zrozumiałeś moją wypowiedź. Nigdzie nie napisałam, że moje zaburzenia odżywiania miały swój początek podczas trwania związku. Zaczęły się gdy miałam 12 lat, a on mnie taką wziął wink Zaburzenia kompulsywne mogą wynikać z np. zbyt wysokich wymagań jej rodziców w dzieciństwie, z nadmiernej krytyki, bądź podawania dziecku sprzecznych komunikatów. Może u niej tak było. Ponadto, nie odniosłeś się w żaden sposób do sensu merytorycznego mojej wypowiedzi. W ramach reakcji natychmiast zacząłeś zasłaniać się swoją kobietą, podając coraz więcej argumentów, jaka to ona jest beznadziejna. Słusznie dziewczyny prawią: zajmij się pan sobą. Przyjrzyj się sam sobie. Nie skupiaj się na niej, zmień swoje zachowanie na lepsze. I wcale nie miałam zamiaru napisać, że to ''jej sprawa''. Owszem, powinieneś pomagać, a mi chodzi jedynie o sposób w jaki to robisz! Ale nie sądzę, byś był w stanie to pojąć.
W zupełności się zgadzam z wypowiedziami powyżej. Zostaw ją dla jej dobra. Ona potrzebuje innego typu mężczyzny.
Summerka88 też ma rację, być może dziewczyna boi się zmian. Może w dzieciństwie nie miała akceptacji dla tego, kim jest, a to pociąga niechęć do zmian, w pewien sposób paraliżuje. W każdym razie - polecam dać jej spokój big_smile

192

Odp: kryzys po 7 latach
Beyondblackie napisał/a:

Snake, jakbym miala takiego emocjonalnego kloca w domu jak Autor, to bym szukala kogokolwiek do pogadania.

Haha, samo sedno big_smile

193

Odp: kryzys po 7 latach
Snake napisał/a:
MamaMamusia napisał/a:

ręka do góry, który nigdy z kolegą przy wódce nie miał refleksji w stylu - oj te baby, daj spokój ... ?

Ja, ja!! lol Powiedzieć zdawkowo do kolegi przy wódce - żona mnie wk...., to jeszcze nie narzekanie i przedstawianie jej w złym świetle. Jest to tylko męska figura retoryczna smile Żadnych konkretów nigdy żadnemu koledze nie przedstawiałem. Nigdy też nie "poskarżyłem się" matce czy ojcu, choć bywało, że mama widziała, że coś jest nie tak i nawet jak pytała co się dzieje, to zbywałem to pytanie. Ewentualnie mogłem odpowiedzieć na zasadzie patrz wyżej... Natomiast "narzekanie" na żonę, partnerkę do innej kobiety dla mnie miałoby sens, bo czasem przydałby się kobiecy punkt widzenia (stąd jak myślę faceci na tym forum) ale jest mocno ryzykowne. Nie polecam wink

A skąd mamy pewność, że to co przedstawia partnerka Autora to są konkrety i złe światło , a nie kobiece figury retoryczne (też istnieją wink ) ???Nikt tego chyba nie słyszał, a Autor jedynie snuje domysły co do jakiegoś bliżej nieokreślonego wpływu koleżanek na partnerkę ,jako osobę niepotrafiąca samodzielnie myśleć i zastanawia się co też mogła na niego nagadać , przy czym od razu prostuje, że cienia prawdy w tym nie ma wink
Zresztą to ewentualne skarżenie się na Autora i ukazywanie go w fatalnym świetle świadczyłoby kiepsko raczej o niej a nie o nim, bo przecież jest z nim chyba z własnej woli, czyż nie ? Dlatego w jakieś szczególne szkalowanie i oszczerstwa powątpiewam . Obstawiam właśnie figury retoryczne wink
I  podejrzewam, że wzmożony kontakt z koleżankami jest spowodowany tym, że czuje się ona z nimi swobodnie i nie musi , jako ta głupsza, notorycznie padać pod siłą logiki i argumentów

194 Ostatnio edytowany przez Leśny_owoc (2017-05-22 13:18:55)

Odp: kryzys po 7 latach

Moim zdaniem partnerka nie skarżyła się na zmartwionego86, tylko miała w głowie podjętą decyzję (swoje zdanie) i chciała konsultacji osób, których on nie zna (w razie czego rodzina nie wypaplałaby wszystkiego). Sam napisałeś, że nie widzisz w sobie winy - a jednak coś ją uwiera w tej relacji. Może brak szacunku względem jej osoby? Ona nie chce z tobą rozmawiać co jest równoznaczne z sądzeniem, że i tak jej nie wysłuchasz/nie zrozumiesz.
Zauważyłam również, że rzeczywiście osoby z niskim poziomem wartości w dyskusji z kobietami w sytuacji, gdy się nie zgadzają z jakimś punktem widzenia wyciągają "feministyczne" argumenty. Czyli jak kobieta ma podejście A (jak ja) to jest prawdziwą fajną kobietą, jak ma podejście B (odmienne od mojego) to kobieta, którą zepsuły feministyczne poglądy, bo przecież sama na takie coś by nie wpadła i/lub sama nie doszłaby do takich wniosków.

195

Odp: kryzys po 7 latach
Beyondblackie napisał/a:

Snake, jakbym miala takiego emocjonalnego kloca w domu jak Autor, to bym szukala kogokolwiek do pogadania.

Cóż, też jestem emocjonalnym klocem wink Rozumiem temat o tyle, że też w jakimś sensie matkowałem czy też tatusiowałem. Nawet sam już nie wiem czy chciałem czy dałem się wmanewrować, że wiem lepiej co będzie dla niej dobre. Trudno z tego wybrnąć, zresztą zapewne obu stronom. Kiedyś małżonka mi rzuciła, że się rozwodzimy tylko żebym złożył papiery rozwodowe. Już nie wytrzymałem, pokląłem konkretnie i mówię - kobieto, nie masz już naście lat żebym jeszcze ja sprawę o rozwód zakładał kiedy ty chcesz odejść wink

Posty [ 131 do 195 z 341 ]

Strony Poprzednia 1 2 3 4 5 6 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024