Czesc. Piszę tutaj, bo nie umiem już racjonalnie myśleć i nie wiem jak się zachowywać. Wiem, że opisanie problemu w tak krótkiej treści nie odda charakteru mojego związku czy też nie-związku, ale może któraś z was spojrzy trzeźwo. Jestem z facetem od 4 lat. Wczoraj stwierdził, że potrzebuje przerwy.Ze musi odetchnac i ma dosyc zszarganych nerwow. Zaczelo sie w poprzednim tygodniu, poklocilosmy sie o bzdure, doslownie. Przez kilka pierwszych dni to ja wyciagalam reke. Prosilam o spotkanie, o dogadanie sie, nie chcialam klocic sie bez powodu. Bez skutku. On zamknal sie w sobie, kiedy bylam mila nie reagowal. Odsunal sie. W koncu przy rozmowie tel, zdenerwowalam sie, wybuchlam, doszedl do tego niestety alkohol. Draznilo mnie to ze kiedy go potrzebuje, on nie chce mnie widziec i jest przy mnie tylko kiedy jest dobrze. Spotkalismy sie w koncu, dowiedzialam sie ze przez ten czas on sobie wszystko przemysal. Ze ma dosyc klotni, musi odpoczac, chce przerwy. Zawsze byl temu przeciwny. Moja reakcja niestety byla desperacka. Prosilam by tego nie robil, ze problem trzeba rozwiazac a nie zamykac sie. Jest mi tym bardziej zle, bo raz przechodzilismy rozstanie. To on zerwal, stwierdzil ze cos sie wypalilo. Wrocil po jakims czasie obiecujac ze wiecej tego nie zrobi. Zgodzilam sie choc podchodzilam z wielka rezerwa. Kiedy w koncu uwierzylam ze moze jednak cos z tego bedzie on wyskakuje mi z czyms takim. Wczoraj mowil ze nie wyobraz sobie przyszlosci ze mna ale mnie kocha. Kiedy to pisze widze jak to brzmi, ale.. Nie wiem co juz mam myslec. Podczas pewnej rozmowy mowil mi ze czasami mowi rzeczy w nerwach, ze kiedy nie chce sie widziec tak naprawde potrzebuje tego zebym byla, ze ma dosyc klotni dlatego sie odcina. Ale ja nie chce go soba przytlaczac. Chce dobrze dla nas. I juz nie wiem co robic, boje sie ze jak bede czekac to stwierdzi ze lepiej mu beze mnie. Nie wiem jak z nim rozmawiac. Niby powinnam dac mu troche tego czasu skoro o to prosil, ale wiem ze ta rozlaka nic nie zmieni a moze pogorszyc.To jest strasznie ciezkie dla mnie, nie moge spac i jesc. Nie wiem juz co mam zrobic, prosze zrozumicie mnie pisze to pod wplywem ogeomnych emocji i nerwow
Wiem, ze nie takiej odpowiedzi oczekujesz.
Odsun sie, jak on sobie tego zyczy.Zobaczysz, czy zateskni.Na sile nic nie zrobisz.Na pewno nie wydzwaniaj.Wykaz sie klasa.Badz madra kobieta, a nie rozhisteryzowana dziewczynka.
Ta przerwa jest nie tylko dla niego, ale i dla Ciebie.
Przemysl sobie, co bylo zle w Wadzym zwiazku, czy mozna naprawiac, czy warto naprawiac.
... to ja wyciagalam reke. Prosilam o spotkanie, o dogadanie sie, .... ...Odsunal sie. ...... wybuchlam, .... kiedy go potrzebuje, on nie chce mnie widziec ... ...Prosilam by tego nie robil, ...
Desperacja -- ratowanie trupa. Ten związek jest wypalony, a ty prowadzisz uporczywą reanimację.
Zgodzilam sie choc podchodzilam z wielka rezerwa.
Myślałby kto, że jesteś taka asertywna... Gdybyś była, to byś teraz wiedziała, że nie należy tak panikować, tylko dać gościowi wolną rękę... a nie prosić, błagać, namawiać, naprawiać. Masz małe poczucie swojej wartości i myślisz, że tylko on jedyny na tym świecie się nadaje do związu z Tobą.
... mowil ze nie wyobraz sobie przyszlosci ze mna ale mnie kocha.
.
No to jak nie wyobraża sobie, to kopa w tyłek i baj baj....
Nie wiem co juz mam myslec. Podczas pewnej rozmowy mowil mi ze czasami mowi rzeczy w nerwach,
Masz dwa wyjścia:
1 -- traktować go poważnie jak dorosłego człowieka... czyli jak chce odejść to dać mu tę wolność i zerwać niby-związek
2 -- traktować jak chorego psychicznie, wariata, niezrównowazonego... a skoro tak, to nie wierzyć w to co mówi, czyli jak chce zerwać i krzyczy że ma dość, że musi odejść, to uznać, że wszystko przez zaburzenie psychiczne ładnie nazwane "mówi rzeczy w nerwach"; zamiejsz się jego leczeniem, amortyzowaniem humorów... będziesz miała 50 lat, fatalnego męża, ... ale za to takiego który chce z Tobą być
.... ze kiedy nie chce sie widziec tak naprawde potrzebuje tego zebym byla, ze ma dosyc klotni dlatego sie odcina.
Hihi... dajcież ludzie spokój... to takie dziecinne...
Ale ja nie chce go soba przytlaczac. Chce dobrze dla nas.
Guzik prawda... chcesz dobrze dla siebie... chceszs, aby on był z Tobą, prosisz, błagasz, wymagasz, jesteś nieszczęśliwa gdy go nie ma.
I juz nie wiem co robic, boje sie ze jak bede czekac to stwierdzi ze lepiej mu beze mnie.
No widzisz -- jesteś super egoistką. Chodzi Ci tylko o siebie.
Nie wiem jak z nim rozmawiac.
Jak go oszukać, aby uznał, że musi być z Tobą? Nie wiem -- on nie chce być z Tobą albo jest psycholem... Takie dwie opcje masz wyżej wypunktowane.
Niby powinnam dac mu troche tego czasu skoro o to prosil, ale wiem ze ta rozlaka nic nie zmieni a moze pogorszyc.
Noooo... taka loteria... udajemy "luz", "wolność", "poszanowanie drugiego człowieka", ale w końcu nie można smyczy zbytnio puścić, bo pies się urwie i ucieknie.
To jest strasznie ciezkie dla mnie, nie moge spac i jesc. Nie wiem juz co mam zrobic, prosze zrozumicie mnie pisze to pod wplywem ogeomnych emocji i nerwow
Emocji że go tracisz, czyli nerwów, że twoje ego jest zagrożone. Tak jakbyś nic poza nim w życiu nie miała... nie miała pasji, pracy, znajomych. Pustka. I jeszcze ten chłopak ucieknie...
Dokładnie verdad ma rację!!!
Chce odejść? Puść go wolno, wróci jest Twoj, nie wróci, nigdy nie był.
Nie możesz zrobić nic innego, poza zastosowaniem się do jego prośby i uszanowaniem jego decyzji.
Im bardziej teraz będziesz go gonić, naciskać, wydzwaniać po alkoholu, czy histeryzować - tym bardziej on będzie się od Ciebie odcinał i unikał Ciebie.
Wita,, jestem w podobnej sytuacji - on homorzasty, fochający, mający trudny charakter ale w chwilach dobrego nastroju/humoru świetny kompan dobry człowiek, żeby trylko ten humor nie prysł jak bańka mydlana
Wiem że to trudny wybór - ratowania związku, mam wrażenie że cały czas ratuje związek.
Alternatywa jest pozwolenie/ nie zatrzymywanie gdy mówi o rozstaniu.
Ale co zrobić - nie umiem podjąć decyzji, nie mam siły.
Piszesz mi ze ten zwiazek to ratowanie trupa. Nie zapowiadalo sie na taki obrot sprawy. Nie bylo zadnych sygnalow, ta jedna klotnia wszystko przekreslila. Pisze przekreslila, bo czuje ze ta przerwa jest poczatkiem konca. Nie czuje sie egoistka, wiele staran wlozylam w ten zwiazek, staralam sie go zrozumiec. Zmienilam sie. On tez nie byl bierny, dawal cos od siebie. Najbardziej boli to jak zachowywal sie podczas klotni, stawal sie innym czlowiekiem, bez uczuc. Brakuje mi go.. Nie wiem jak dac sobie z tym rade. Nie odzywam sie do niego, tak jak chcial. Liczylam na jego odzew, ale obawiam sie ze sam nie zrobi juz kroku. Wiem ze osobom z zewnatrz, decyzja wydaje sie prosta-olac. Ale ja strasznie sie w to zaangazowalam i go kocham. Nie umiem tak, przechodzil moze ktos przez cos podobnego? Skad czerpaliscie sile? Czy to naprawde oznacza koniec?
Każdy kiedyś przeżył coś takiego jak Ty, nie jesteś sama na tym świecie. Domyślamy się, że jest Ci ciężko i to cholernie, ale nie ma nic za darmo, jak jest wielka miłość to i potem okropne wyniszczające cierpienie...teraz od Ciebie zależy, czy dalej chcesz w nim tkwić, czy może lepiej "pogodzić" się z porażką i iść dalej, bo kądy zasługuje na szczęście i prędzej czy później znajdzie to prawdziwe, a nie sztucznie podtrzymywane...kiedyś było dobrze, ale teraz nie jest, przestań żyć przeszłością...przeszłość już była i nie wróci...