madoja napisał/a:Wyobrażam sobie że zdobycie tej wiedzy musiało być bolesne (w ogóle jak ją zdobyłaś? chyba nie był takim idiotą że sam Ci powiedział?)
Otóż wiedzę tę zdobyłam w sposób tak głupi, że aż śmieszny... i to chyba najlepszy dowód na to, że prawda zawsze wychodzi na jaw.
Byłam na panieńskim przyjaciółki, było nas kilka, w tym siostra (O.) dziewczyny, z którą zdradził mnie niegdyś partner.
Impreza super, bawimy się w najlepsze, O. okazała się być fajną dziewczyną, z którą można o wszystkim pogadać, więc chętnie się zapoznawałyśmy (znałam ją tylko z widzenia).
I tak od słowa do słowa, od kieliszka do kieliszka, minęło parę godzin, wyszłam z nią na fajkę. I zaczęły się tematy damsko - męskie: jak to u nas z facetami, z kim była w związkach, jakie ja mam doświadczenia, itp. i nagle ona wypala coś w stylu:
- Wiesz, Olga, serio dobrze wam się układa po tym wszystkim? Nie wiem, czy wybaczyłabym facetowi, który poszedł do łóżka z inną... podziwiam Cię, naprawdę.
Chyba nie muszę dodawać, że poczułam, jakbym dostała obuchem w brzuch, łeb i zgięcie kolan jednocześnie...
Okazało się, że siostra pochwaliła się jej już zaraz "po", a ona (O.) była święcie przekonana, że znam całą prawdę... no i wyszło jak wyszło.
Podziękowałam jej za informację, siedziałam tam dalej, by nie psuć imprezy przyjaciółce, ale z zabawą nie miało to już nic wspólnego.
Następnego dnia, gdy partner się obudził (ja oczywiście spać nie mogłam), zapytałam go, dlaczego nie przyznał mi się do uprawiania seksu z tamtą panną.
A jego zatkało. I już wtedy wiedziałam, że to prawda. Rozpłakał się, zaczął cały trząść... i tak dalej. Wiecie, dotarło do niego, co się stało.
No i tak sobie płakaliśmy i trzęśliśmy oboje przez kolejne godzinki ubarwione moimi wyzwiskami i jego błaganiami o niepodejmowanie pochopnych decyzji.
Więc: tak, przyznał się. I widać po nim, że tamtą sytuację traktuje jako największy błąd życiowy (o błędzie już się wypowiedziałam w innym poście).
Lady Ola napisał/a:Ja bym nie wybaczyła, bo po pierwsze zawiódł czyjeś zaufanie, które bardzo ciężko odbudować, a poza tym non stop w kłótni bym wypominała, więc związek mija się w tym przypadku z celem. Poza tym był chyba świadomy co robi, kiedy stukał tamtą pannę, skąd wiesz, że w przyszłości znowu nie popełni ,,jakiś" błąd i kogoś znów bzyknie? Jak się raz zdradzi, tym łatwiej jest o kolejne pokusy.
I zgadzam się z opinią powyżej, że skoro ukrył przed Tobą zdradę to skąd masz pewność, jakie jeszcze rzeczy przed Tobą zataił?
Niestety nie mam żadnej pewności co do tego, co stanie się w przyszłości (ale czy któraś z nas taką pewność ma?). Mam natomiast przekonanie, że po tej sytuacji nie było innych zdrad, a już z całą pewnością od 6 lat, gdy mieszkamy razem. Chyba że byłby wręcz patologicznym kłamcą. Od 6 lat mieszkamy razem i nie wydaje mi się, by skakał w bok, to raczej nie w jego stylu (przynajmniej teraz). Seksu zawsze dużo z ob stron, dużo czułości, wspólne zainteresowania i zwyczajne kumplowanie się, co moim zdaniem scala związek.
Poza tym widziałam go w przeróżnych sytuacjach (bądź dostawałam informacje od znajomych, którzy z nim imprezowali), także po pijaku i nigdy nie zaobserwowałam niczego niepokojącego.
Niemniej - mam obawy i to duże. Bardzo duże. Dotyczące m.in. tego:
_v_ napisał/a:a z tego co zrozumialsm, to nie on sie przyznał, tylko zdrada wyszła przypadkiem. też bym sie zastanawiala co jeszcze moze wyjść przypadkiem
,
choć coś podpowiada mi, że nic więcej nie było.
vinnga napisał/a:Na jakiej podstawie budujesz swoją opinię o tym jaki on jest?
Na podstawie tego jaki faktycznie jest w ostatnim czasie (ba, nawet przez ostatnie kilka lat) czy na podstawie tego, jaki był 8 lat temu? Nawet nie wiem czy można użyć stwierdzenia, że taki był. Jeden raz sie zachował niezgodnie z oczekiwaniami. Lata temu...
Tak, sama zdrada to jedno, ale życie w kłamstwie to drugie... Wiem, dlaczego mi nie powiedział, rozumiem, co nim kierowało, by tego nie robić (nie zastanawiałabym się ani chwili, by kopnąć go w tyłek, skoro zerwałam z nim po informacji o samym pocałunku - z tą różnicą, że już bym do niego z całą pewnością nie wróciła i on o tym wie, dlatego też teraz szaleje i wariuje, robi wszystko, by mnie odzyskać).
Mnie się nie mieści to w głowie głównie dlatego, że ja bym tak nie potrafiła. Zdradzać, a potem kłamać. Obrzydza mnie to mocno i boli właśnie dlatego:
Aniaa34 napisał/a:Tylko związek Olganow w swoich podstawach jest zbudowany na kłamstwie. Wtedy- 8 lat temu posiadała tylko małą część wiedzy na temat zdrady. Zaufała, bo powiedziano jej, że to był tylko pocałunek. Na podstawie tej wiedzy postanowiła wybaczyć i dać szansę związkowi: zaufała. Tylko on wtedy, kiedy ona go pytała co się naprawdę zdarzyło on patrzył jej w oczy i kłamał. Kłamał 8 lat.
Aniaa34, napisałam w odpowiedzi na post vinngi, że nie wybaczyłabym na pewno. I byłabym w zupełnie innym miejscu... sama bądź z kimś innym.
_v_ napisał/a:ile tu kobiet zdradzanych pisało jak to ich związki były takie szczęśliwe - szczesliwe do czasu oczywiście, kiedy pojawilo sie info o zdradzie. i sie nagle okazywalo, ze ti szczęście bylo tylko w ich glowach, ba partnerzy mieli zupelnie inne podejscie.
nie zamierzam buntowac autorki. bardziej tu piszę o sobie niż o niej - a ja bym nie chciała żyć w iluzji.
To prawda, mam podobne odczucia, stąd moja decyzja o wyprowadzce i przemyślenie tego naprawdę gruntownie. Nawet jeśli miałoby to trwać miesiące.
Cyngli napisał/a:Sporo z nich widziało tzw. sygnały. I najczęściej takie sygnały występują.
Tutaj żadnych nie ma.
W moim małżeństwie też nie ma, czy to znaczy, że powinnam męża podejrzewać o zdradę? Niekoniecznie, może po prostu mnie kocha i jest mu ze mną dobrze.
To również prawda. Obie macie rację, dlatego jestem między młotem a kowadłem.
Z jednej strony obawa o życie w iluzji, z drugiej - zero niepokojących sygnałów przez te 8 lat.
Iwona40 napisał/a:Olga, jesteś"bogatsza" w wiedzę że twój chłopak żyje z tobą od 8 lat w kłamstwie. Pomyśl, też o tym że on żył przez ten bardzo długi czas w lęku i strachu po to by być z tobą. To co teraz wiesz jest bolesną prawdą o tym, że wtedy skłamał po to , abyś mu wybaczyła ponieważ wiedział, że od niego odejdziesz. Nie zachował się wtedy wobec ciebie ok, bo dla niego pomimo tej fizycznej zdrady, byłaś ważna i z tego co piszesz o obecnej sytuacji między wami układa sie dobrze.
Moim zdaniem, to co było... nie istnieje. Natomiast ty ciągle myślisz o tym w kategorii- uraził mnie,poniżył, upokorzył- emocjonalnie "nakręcasz się" przywołując tamte wspomnienia sprzed 8 lat. Zadaje się, że nie dałaś upust swoim "negatywnym" emocjom, nie pożegnałaś się z tym żalem do końca i dlatego te newsy mają takie znaczenie.
Owszem to z perspektywy czasu pokazuje, że wówczas był "słaby", był wtedy nastolatkiem który chciał z ciekawości spróbować czegoś innego, ale ważne jet to co on myśli o tym wszystkim teraz- czy czuje z tego powodu może wstyd, głupotę? uważa że to nie miało dla niego znaczenia gdyż chce być z tobą.
Teraz to są "te myśli", które wywołują w tobie pewne stany emocjonalne z którymi tylko ty możesz się uporać.
Nie dam ci rady czy zostać, czy odejść od niego, gdyz tylko ty wiesz jak tobie z nim jest,czy jest dobry, troskliwy, kochający.... a że ktoś postanowił "ujawnić prawdę" z przeszłości(dlaczego ta osoba to ujawniła dopiero teraz ?). I wiesz przecież, od tych 8 lat, sama się przekonałaś, że on nie jest ideałem i właściwie nic odkrywczego w tej wiadomości nie ma.
Iwono, to, co napisałaś, potwierdza swoimi słowami i zachowaniem mój partner. Usłyszałam od niego prawie identyczne słowa - pogubił się, od razu po tym zerwał kontakt, chciał mi zrekompensować to, co się wydarzyło, byłam i jestem najważniejsza.
Ok, w porządku, możliwe, że tak było i jest, ale mój rozum nie może pojąć istoty kłamstwa. Ja tak nie potrafię i nie mogę zrozumieć, że ktoś inny nie ma z tym problemu. Tyle lat.
Powtórzę raz jeszcze - rozumiem, co nim kierowało, dlaczego się nie przyznał, ale nie jestem pewna, czy uda mi się wybaczyć.
Szczególnie, że sama miałam i mam wiele okazji do skoku w bok, czasem nawet kusiło i to mocno, ale nigdy się nie ugięłam nawet do pocałunku, a co dopiero seksu. Chcica sobie, rozum swoje. Byłam taka dumna z tego, że nie uległam żadnemu mężczyźnie, że obecny partner jest jedynym w moim dotychczasowym życiu, że może czuć się pewnie mając u boku taką partnerkę.
A teraz zaczyna mnie bardzo WKUR*IAĆ, że on nie potrafił utrzymać ptaszka w spodniach.
I choć wiem, ze to było lata temu, zaczynam go traktować jako słabego człowieka.
I obawiam się, że to zgubi nasz związek - facet nie może być deptany przez swoją partnerkę, zresztą nie tylko facet.
Ale tak bardzo mam ochotę go deptać...
Dlatego nie mieszkamy razem, dlatego zerwałam kontakt, dlatego chcę być sama i przeżyć to, jak należy, a potem podjąć decyzję.
Nie chcę nawet jego starań, choć on nie odpuszcza i wyczynia prawdziwe cuda na kiju, bym tylko wróciła.
Dziękuję, kochane kobiety (oraz Tobie, odlotowy) za trzeźwe spojrzenie na sprawę - tego teraz najbardziej potrzebuję.
Dziękuję za udzielanie się w temacie tak dla mnie trudnym (choć gdy czytam historie innych, mam wrażenie, że moja to przy tym prawdziwy pikuś).
Biorę sobie do serca wszystkie opinie, każdą chcę przeanalizować i... dokonać wyboru, gdy opadną już emocje.