Zostawił mnie partner po 6 latach związku, to była moja pierwsza miłość, po miesiącu od rozstania zaczął spotykać się z pracownica ( prowadzi działalność gospodarczą), to dużo młodsza od niego dziewczyna. Od rozstania minęło pół roku, a moje uczucia do niego nie zmieniły się, kilka dni temu spotkaliśmy się i on dał mi się pocałować, co więcej Dotykał mnie tak jak facet dotyka swoją kochankę... Co o tym myśleć?
Co myśleć? To chyba jasne.
Odszedł do innej, ale chętnie Cię przeleci, jak bedziesz miała ochotę.
Jak Ci to wystarcza i lubisz służyć za woreczek (wiadomo, na co), to droga wolna.
Nie wiem czy to takie oczywiste, skoro świeży związek ma dawać radość, budzić pożądanie i być nadzieja na założenie rodziny, to czemu ja zdradza?!
Zostawił mnie partner po 6 latach związku, to była moja pierwsza miłość, po miesiącu od rozstania zaczął spotykać się z pracownica ( prowadzi działalność gospodarczą), to dużo młodsza od niego dziewczyna. Od rozstania minęło pół roku, a moje uczucia do niego nie zmieniły się, kilka dni temu spotkaliśmy się i on dał mi się pocałować, co więcej Dotykał mnie tak jak facet dotyka swoją kochankę... Co o tym myśleć?
No na pewno nie chce do ciebie wrócić, tylko skorzystać .
Zawsze masz wybór
Nie wiem czy to takie oczywiste, skoro świeży związek ma dawać radość, budzić pożądanie i być nadzieja na założenie rodziny, to czemu ja zdradza?!
Bo może, dajesz dostęp do siebie .
Ja bym skorzystała, jak dają, to się bierze
Dziewczyno zacznij się szanować serio...chcesz żeby on Ciebie tak traktował to droga wolna
Ale ja siebie szanuje, szkoda mi tej miłości, czasem myślę, że zrobił mi ogromną krzywdę, może ją mu rozbije ten związek i będzie po równo?
8 2016-09-04 11:02:33 Ostatnio edytowany przez Cyngli (2016-09-04 11:02:54)
Ale ja siebie szanuje, szkoda mi tej miłości, czasem myślę, że zrobił mi ogromną krzywdę, może ją mu rozbije ten związek i będzie po równo?
I Ty twierdzisz, że siebie szanujesz? Dobry żart.
Mam obrócić się na pięcie i zapomnieć?
Mam obrócić się na pięcie i zapomnieć?
Dokładnie tak. I zachować resztki godności.
Facet to świnia
Facet to świnia
Jeśli tylko Ci łatwiej tak myśleć, to dlaczego nie...
13 2016-09-04 14:01:21 Ostatnio edytowany przez żyworódka (2016-09-04 14:05:59)
Zostawił mnie partner po 6 latach związku, to była moja pierwsza miłość, po miesiącu od rozstania zaczął spotykać się z pracownica ( prowadzi działalność gospodarczą), to dużo młodsza od niego dziewczyna. Od rozstania minęło pół roku, a moje uczucia do niego nie zmieniły się, kilka dni temu spotkaliśmy się i on dał mi się pocałować, co więcej Dotykał mnie tak jak facet dotyka swoją kochankę... Co o tym myśleć?
Zatem znasz przyczynę rozstania.
Można przyjąć, że postąpił uczciwie, bo najpierw zakończył jeden związek.
Sześć lat chodzenia i nic... ufff... historia o kolejnym "przechodzonym" związku. Dużo ich na forum.
A kto zaproponował to wasze spotkanie?
Piszesz: "on dał mi się pocałować", czyli to ty zainicjowałaś zbliżenie, a on skorzystał.
W jakim jesteście wieku?
Poważnym wieku ja 29 on 33, będąc w poprzednim związku on zaczął flirtowac ze mną, tak zostawił swoją wieloletnią dziewczynę, mówił ze się wypaliło, później zrobił mi to samo, nie wierzę, że on na nie romansowal na boku z ta terazniejsza dziewczyna, gdy go o to zapytałam -tylko milczał. Powiedział na koniec, że moja miłość do niego była dużo silniejsza niż jego do mnie. Ja naprawdę miałam nadzieję, że on oprzutomnieje, byłam gotowa wybaczyć mu ten "związek" z pracownica
Ja zaproponowałam spotkanie, chciałam zobaczyć jak sobie radzi, tak po prostu
Poważnym wieku ja 29 on 33, będąc w poprzednim związku on zaczął flirtowac ze mną, tak zostawił swoją wieloletnią dziewczynę, mówił ze się wypaliło, później zrobił mi to samo, nie wierzę, że on na nie romansowal na boku z ta terazniejsza dziewczyna, gdy go o to zapytałam -tylko milczał. Powiedział na koniec, że moja miłość do niego była dużo silniejsza niż jego do mnie. Ja naprawdę miałam nadzieję, że on oprzutomnieje, byłam gotowa wybaczyć mu ten "związek" z pracownica
Czyli, "powtórka z rozrywki".
Faktycznie, w waszym wieku należałoby już pomyśleć o legalizacji związku, ale twojemu ex nie śpieszno było. Nawet nie byliście zaręczeni.
Woli być synglem, to teraz takie modne.
Mogło tak być, że wcześniej robił podchody do dziewczyny, a ona się nie godziła, bo pewnie wiedziała, że jest z tobą związany.
Dlatego oficjalnie zaczęli się spotykać, dopiero po waszym rozejściu.
Wiesz, przyznaję ci rację, twój ex to"świnia"!
Byliście z sobą tyle lat i nagle stawia na przeciwległych szalach twoją miłość do niego i swoją do ciebie - i w remanencie jego uczuć do ciebie wyszedł deficyt.
Rozumiem twój ból, ale pomyśl, czy zachęcaniem go do powrotu, (bo chociaż nie odpowiedziałaś mi wprost na moje pytania, to wnioskuję, że inicjatywę spotkania ty podjęłaś) poprzez intymne zbliżenia, wskórasz coś na dłuższą metę?
Dziękuję za odpowiedź, bardzo madra, miałam nadzieję, że gdy przypomni sobie nasza bliskość, to uczucie wróci i wspomnienia, może naiwne, ale ludzie popełniają błędy, później je zaczynają rozumieć, nie jestem osobą, która mówi to koniec a później nie żałuję, to on zrezygnował.. Smsem, ostatnio dawałam w kość, ale nigdy moja złość nie była wymierzona w niego, po prostu mówiłam mu o swoich problemach, ufalam, że wesprze i zrozumie, on stwierdził że mam ich za dużo
I Ty, jako kolejna, szukasz tylko postów z głaskaniem po głowie? Słuchaj, oprzytomnieć to można, kiedy kogoś rzeczywiście kochasz i sprawiasz mu przykrość z głupoty. Jak on Cię nie kocha, to nie ma po co przytomnieć, bo jest przytomny. A że jak się nadstawiasz, to dalej Cię całuje i maca? Parę lat związku to już silne przyzwyczajenia, nawet jak emocji już brak i trzeba się czynnie postawić, żeby z tym zerwać.
Pytanie zadam: jak początkowo się w Tobie zakochiwał, to też ze wszystkich sił skakałaś wokół niego i szukałaś na siłę kontaktu? Jeśli tak, to okej, zdziwisz mnie. Jeśli nie, to na logikę pomyśl - czemu miałby Cię "odkryć" na nowo, skoro nie ma czego odkrywać, nie ma po co się starać, nie musi nawet przez sekundę się zastanawiać, czy jesteś na każde skinienie?
to było wyjątkowe uczucie, miałam wrażenie i mam je dalej, że jest to najfajniejszy facet jakiegoś mogłam spotkać, znałam go z widzenia, przez kilka lat, bo mieliśmy wspólnych znajomych i zawsze serce biło mi mocniejszy, kiedy go widziałam
Później zaczęliśmy Rozmawiać przez komunikatory internetowe i za pośrednictwem SMS, zaczęliśmy się spotykać i dopóki nie byłam pewna, że to jest ten facet, nie kochaliśmy się fizycznie, po moim pierwszym razie, który przeżyłam z nim, usłyszałam ze mnie kocha, to była chwila która zapamiętam do końca życia, starałam się go teraz sobie obrzydzic, ale nie.umiem , chciałbym mieć teraz możliwość zdobywania go w sposób taki, jak nie zdobywałam dotychczas. Mam poczuciem straty i.klęski, bo sama sobie zarzucam ze w ostatnim czasie nie starałam się tak bardzo, nie dlatego że nie chciałam, przykryly mnie problemy, kiedy odszedł zrozumiałam błędy, próbowałam walczyć, ale on jest bardziej zasadniczy i nie chce cofać swoich decyzji, chociaż byłby pewny swoich błędów, mało ostatnio rozmawialiśmy, trochę się pogubilismy, nie wiem co mogę zrobić żeby te błędy Naprawić, ale póki spotykamy się z inną dziewczyna, nie zateskni za mną. Nie ma ku temu okoliczności. Byłam z nim w ciąży, ale poronilam, nie potrafię wyobrazić sobie, że on z kimś innym będzie rodzinę zakładał. Bardzo mnie to boli.
W.głowie mam takie przekonanie, że rozwalilo się to co było piękne - nasz związek, to że on tak nie czuje i nie myśli jest okropnym uczuciem i straszna rzeczywistości, tak wiem, powinnam zabrać się za siebie, ale każdego dnia jak wstaje mam w głowie obrazek ze ona są razem, że ona zabrała mi miejsce, to jest uczucie którego nie mogę się pozbyć, gdyby nie ona, on miałby więcej czasu i być może doszedł by do podobnych wniosków co js
gdyby nie ona, on miałby więcej czasu i być może doszedł by do podobnych wniosków co ja
Współczuję takiego myślenia.
Jego uczucie do Ciebie znikło - po prostu. Ona jest najwyraźniej bardziej interesująca i w jego mniemaniu warta zachodu.
nie wierzę, że on na nie romansowal na boku z ta terazniejsza dziewczyna, gdy go o to zapytałam -tylko milczał. Powiedział na koniec, że moja miłość do niego była dużo silniejsza niż jego do mnie.
Twoja wiara, to jedno, a fakty drugie. Przecież on nie dał Ci żadnej nadziei, mało tego jasno dał Ci do zrozumienia, że nie byłaś dla niego wyjątkowa. Poddał też w wątpliwość swoje uczucie do Ciebie (albo się kocha, albo nie, nie można kochać trochę...), ewentualnie przestał kochać już jakiś czas temu, stąd tak łatwo zamienił Cię na inną. Być może już wcześniej romansowali, dlatego pominął milczeniem Twoje pytania w tym temacie.
... to on zrezygnował.. Smsem
Czy ten fakt nie zniechęca Cię do niego? Po 6 wspólnych latach nie wysilił się nawet na rozmowę i godne zakończenie Waszego związku, tylko pozbył się Ciebie za pomocą sms-a?
Prostak i cham, a Ty nadal wierzysz w wyjątkowe i piękne uczucie.
chciałbym mieć teraz możliwość zdobywania go w sposób taki, jak nie zdobywałam dotychczas.
Chyba nic gorszego nie mogłabyś zrobić niż uganianie się za nim. Masz szanse na to, żeby zostać wykorzystana i podwójnie oszukana, bo jak widać, zupełnie opacznie odbierasz jego gesty i słowa.
Facet spotyka się z inną dziewczyną, a tymczasem, korzystając z okazji "mizia się" ze swoją byłą...(chyba, że nic takiego nie zrobił. a Ty odczytałaś jego gesty zgodnie ze swoim wyobrażeniem), on dobrze wie, że polecisz na kiwnięcie palcem, a jeśli faktycznie dotykał Cię w "taki" sposób", to znak, że skorzysta z Ciebie gdy najdzie go ochota (nie mylić z dawaniem szansy).
Nie obarczaj też winą jego aktualnej dziewczyny, to on zadecydował, on z Ciebie zrezygnował, tak jak kiedyś ze swojej byłej dla Ciebie.
23 2016-09-04 18:55:22 Ostatnio edytowany przez feniks35 (2016-09-04 18:58:13)
W.głowie mam takie przekonanie, że rozwalilo się to co było piękne - nasz związek, to że on tak nie czuje i nie myśli jest okropnym uczuciem i straszna rzeczywistości, tak wiem, powinnam zabrać się za siebie, ale każdego dnia jak wstaje mam w głowie obrazek ze ona są razem, że ona zabrała mi miejsce, to jest uczucie którego nie mogę się pozbyć, gdyby nie ona, on miałby więcej czasu i być może doszedł by do podobnych wniosków co js
A czemu nie pomyślałaś ze on juz dawna sie od Ciebie oddalał a Ty przytłoczona problemami czułaś sie przez to jeszcze bardziej smutna i samotna. Serio wierzysz w to ze ja poznał i postanowił z Toba zerwać? Ja sadze ze juz od dawna trawił go robaczek zobojętnienia szczególnie ze fajna i wesola do tej pory dziewczyna nagle zaczęła miec jakies problemy i nie byc juz taka crazy wesoła i bezproblemowa. Pisze to oczywiscie z ironia bo fakt ze miałaś problemy i byc moze oczekiwałas wsparcia nie jest zadna Twoja wina tylko naturalna kwestia ktora w zwiazku powinna byc rozwiązywana z pomocą i zaangażowaniem partnera. A tymczasem nie była. Co więcej on poznał nowa młodsza, pewnie bardziej beztroska i wesoła dziewusie, taka nowsza wersje Ciebie (tak jak i Ty byłas nowsza wersja jego poprzedniej dziewczyny) i odpłynął całkiem. Jestem pewna ze nie patrzyli sobie tylko w oczy i nie zerwał z Toba idąc w ciemno w nowa relacje. Come on sama w to nie wierzysz. Teraz spotkaliście sie i chętnie Cie zmacal. Wiesz co to całkiem przekreśliłaby go w moich oczach jako totalna świnie a Ty tymczasem upatrujesz w tym oznak jego uczucia. Jaja sobie robisz?? To oznacza tylko i wyłącznie ze ten facet nie kocha i nie szanuje nikogo ani Ciebie ani obecnej partnerki. Jest egoista ktory chętnie pokorzysta, tymbardziej jesli sama mu sie podtykasz pod nos. Także weź sie kobito obudź. Ja rozumiem pierwszy facet, długi związek i ze cieżko sie z tym pogodzić ale czas sie niestety obudzić i zobaczyć ze to nie był książę tylko ropucha. Im szybciej sie ockniesz i przestaniesz oszukiwać tym lepiej dla Ciebie. Oczywiscie jesli pasuje Ci bycie panna na bzykanko na boku to możesz sie z nim dalej spotykać ale rób to chociaż w uczciwości ze sama sobą a nie wmawiając sobie jakies pierdy ze to bylo tak wyjątkowe ze nadal jest żywe dla Was obojga. Gdyby było to nie byłoby tego tematu na forum. Wiesz to doskonale.
każada milosc pozostawia cos po sobie... Dopiero za jakis kiedy spojrzysz na to z perspektywy czasu bedziesz wiedziec co pozostawiła Tobie...
Kobieto oprzytomnij mężczyzn jest wielu żyj !
Dziękuję za mądre słowa, ja to wszystko wiem, ale serce wygrywa z moim rozumem, musze przyznać, że czas wziąć się za siebie. Jestem kobietą, musze dbać o siebie a nie uzalezniac swojej oceny od mężczyzny, który zamiast pielęgnowanie wieloletni związek, idzie na bzykanko do tej która nic nie mówi tylko rozkłada nogi.
Dziękuję za mądre słowa, ja to wszystko wiem, ale serce wygrywa z moim rozumem, musze przyznać, że czas wziąć się za siebie. Jestem kobietą, musze dbać o siebie a nie uzalezniac swojej oceny od mężczyzny, który zamiast pielęgnowanie wieloletni związek, idzie na bzykanko do tej która nic nie mówi tylko rozkłada nogi.
Nie potrafisz pozbyć się złości na tamtą dziewczynę, jednocześnie wybielasz go robiąc z niego biednego, bezwolnego barana, na którego jakaś zdzira rzuciła urok.
Skąd wiesz, że ona nic nie mówi, tylko rozkłada nogi, znasz to z autopsji, z Wami też tak było?
Sorry za złośliwość, ale nie potrafisz zaakceptować faktu, że to on rozstał się z Tobą, nikt go do tego nie zmuszał, nie miał ochoty na pielęgnowanie Waszego związku (bez względu na staż), przestał Cie kochać.
Nie bronię go, bo potraktował Cię paskudnie, ale dziwne pomysły chodzą Ci po głowie, albo chcesz o niego walczyć, albo mścić się i rozwalać mu związek...
Opamiętaj się, upokorzysz się tylko i skompromitujesz.
Buahahahahaha (przepraszam), ale ta sytuacja tak mi przypomina moją...
Małgosiaczku, byłam z typkiem przez oficjalnie 5,5 roku, nieoficjalnie jeszcze 1,5. U Ciebie jak i u mnie zaczęło się od tego, że on był z "wieloletnią dziewczyną i się wypaliło", więc zaczął ze mną flirtować i sypiać będąc jeszcze oficjalnie z nią, a ja debilka na to poleciałam, bo przecież taki skrzywdzony misiu. W końcu ją zostawił dla mnie. Byłam taaaaaaaaaaaaaka szczęśliwa.
Po tych ponad 5 latach odkryłam romans z "przyjaciółką". Co się okazało, "zostawił swoją wieloletnią partnerkę [mnie], bo [uwaga uwaga!] SIĘ WYPALIŁO". Potem będąc z nią nadal się ze mną spotykał, a ja sobie roiłam jakieś scenariusze we łbie, że jeśli go jeszcze raz pocałuję lub dam za przeproszeniem d... to on oprzytomnieje, przypomni sobie o miłości i wróci... Przecież to było takie wyjątkowe!
No i zrobiłam z siebie szmatę i otwartą furtkę. Z kochanki przez narzeczoną do kochanki z powrotem. Wrócił po 8 miesiącach, bo mu wygodnie było, inaczej by musiał wracać do siebie na wieś, a ja wynajmowałam mieszkanie w mieście z którego pochodzę (i w którym on pracuje). Potem musiałam z tego mieszkania uciekać z powrotem do rodziców, ale to już inna historia. Ale jak już uciekłam, to nadal się spotykałam i zrobił powtórkę z rozrywki, tzn. mi gadał jedno, a kolejnej co innego. W końcu uznałam, że cholera jestem już za stara na takie cyrki (jestem o rok młodsza od Ciebie, to było rok temu), odeszłam z dnia na dzień. On jest teraz z "kolejną" po ślubie.
Kilka tygodni temu "kolejna" się do mnie odezwała, że chce się spotkać i porozmawiać, bo mój były, a jej mąż (szybko wzięli ślub) chyba ją zdradza i chce poznać moją wersję, co wtedy było.
Także weź to bagno zostaw. Niech sobie z tamtą będzie. U Ciebie jak i u niej nie będzie to nic wyjątkowego.
Dziękuję za otuche, najgorsze jest to ze ja mocno to.przeżywam, a on.ma to w d####. Była Narzeczona ulozylas sobie życie z kimś obecnie?
Autorko, najpierw polub siebie i naucz się żyć sama ze sobą, bo chyba masz z tym problem, skoro pozwalasz się tak traktować. A potem myśl o ewentualnym "układaniu sobie życia z kimś". Jeśli zrobisz w odwrotnej kolejności masz dużą szansę, że znów wybierzesz kogoś, kto Cię nie będzie ani kochał, ani szanował.
Myślicie, że w ogóle nie kochał?
32 2016-09-05 10:20:23 Ostatnio edytowany przez Kareena (2016-09-05 10:21:47)
Co to za różnica, czy kiedykolwiek kochał? Teraz nie kocha i nie szanuje, a Ty się przed nim płaszczysz.
Jednak z Twojego opisu jego postępowania wynika, że człowiek ten jest zdolny kochać tylko siebie - i tego nie można powiedzieć z całą pewnością. Niektórzy nie są zdolni do wyższych uczuć, ominął ich istotny etap rozwoju w ewolucji gatunku I nie ma w tym Twojej winy, bo nie da się obudzić miłości w kimś, kto nie jest do niej zdolny.
Tam gdzie zaczynają się problemy, tam też powinna dać o sobie znać miłość, nie potrafię zrozumieć jak po tylu latach, on wchodzi z mety w nowy związek, przecież to jest niewyobrażalne, zawsze był namiętny, ja myślałam że to oznaka miłości, że to uczucie jest do mnie, ale on chyba tylko chciał fizycznosci, od kilku lat nie mówił, że mnie kocha, tlumaczylam go praca, że zajęty, że nerwowo, ale teraz wiem ze to ja powinnam być na 1 miejscu, a kiedy ja miałam problemy, on stwierdził że ich za dużo mam, nie prosiłam go o pomoc ani nie były to nasze wspólne problemy, po prostu mu ufalam i chciałam się wygadac, on wówczas mówił ze to dla niego za dużo. Jak dowiedziałam się o tej dziewczynie, prosiłam go żebysmy porozmawiali, że wszystko naprawimy, że być może się ppgubilismy, że zadbam o niego jak nigdy wcześniej, on na to odpowiedział ze to ona jest ważna nie ja i powiedział,że jak mu nie dam spokoju, to on zgłosi sprawę na policje...
34 2016-09-05 12:10:54 Ostatnio edytowany przez Kareena (2016-09-05 12:14:49)
Ale o kogo Ty chcesz dbać?
Widzę, że potrzebujesz się wygadać. Wylej swoje żale - koleżankom przy piwie, najlepiej na jakimś fajnym babskim wyjściu Albo załóż bloga i przelewaj tam swoje myśli. Ale z tym facetem daj sobie spokój, przyjmij do wiadomości ON NIE JEST CIEBIE WART. Teraz boli, ale z czasem przestanie, a Ty wyjdziesz z tego z korzyścią, bo już nie będzie tracić na niego życia.
Po tym, co piszesz widać, że chodzi nie tylko o to, że on przestał kochać, wypalił się - ten człowiek jest emocjonalnie wybrakowany, nigdy nie był dla Ciebie wsparciem. Inwestować uczucia w kogoś takiego to jak kochać kota.
Żebyśmy się dobrze zrozumiały, uwielbiam koty, ale to są stworzenia niezależne - pragmatyczne i egocentryczne, odwzajemnią część darzonego uczucia dopóki się je karmi. Syty kot nie potrzebuje, żeby go karmić, a wygłaskany nie potrzebuje, żeby głaskać. Taka kocia natura. Raczej nie darzą nikogo bezinteresowną miłością.
To oczywiście dygresja. MOżna kochać kota, ale nie za bardzo, i nie można oczekiwać pełnego zaangażowania. Trudno, żeby kot stał się psem.
A Twój facet nie jest w pełni człowiekiem i nie warto tracić czasu i emocji na taka wybrakowaną osobę. Życzę Ci, żebyś to zrozumiała i na drugi raz wybrała mądrzej.
A na ten moment skończ z nim i nie oglądaj się za siebie, choćby chciał wrócić. I jak pisałam, przelej uczucia na bloga albo na papier, whatever, najpierw pewnie będziesz czuć żal, że związek się skończył, ale analizując go przypomnisz sobie i te złe chwile i z czasem pewnie zrozumiesz, że nie ma za czym płakać. Poza tym uświadom sobie, że i tak lepiej na tym wyszłaś niż Twój facet. Jesteś zdolna do głębszych uczuć, to i zbudujesz kiedyś fajny związek. A Twój eks musi się męczyć sam ze sobą do końca życia.
Ile masz lat?
Sporo, 29, on 33, to był mój pierwszy poważny związek, pierwsze kontakty seksualne i pierwsze uczucie miłości, masz rację pisząc, że nie był moim wsparciem, bo nie był, nawet nie chciał mi nic wytłumaczyć, smsem stwierdził że nie chce być ze mną, pewnie od dawna obracając panienke w ramach służbowych kontaktów, czuje się dojrzalsza, z dnia na dzień widzę więcej, dziękuję za wsparcie
Trochę przypomina mi to moją historię. On podają decyzje, nie chce z Tobą być, wcale się nie pogubił, być może wszystko miał już z góry zaplanowane.
Żadne słowa, ani żaden seks ani domowej roboty kluski nie przywrócą Ci jego uczuć.
To co było już nie wróci, nigdy.
Owszem, możesz próbować na nowo... ale czy warto?
Dziękuję za otuche, najgorsze jest to ze ja mocno to.przeżywam, a on.ma to w d####. Była Narzeczona ulozylas sobie życie z kimś obecnie?
Od kilku miesięcy jestem w nowym związku. Życie toczy się dalej, nie jesteśmy staruszkami na łożu śmierci. Wiadomo, że najpierw się wydaje, że to koniec, nikogo więcej nie pokochamy itd., ale to tylko majaczenie w bólu. Gdy ból przechodzi, wszystko zaczyna się od nowa
38 2016-09-05 19:20:44 Ostatnio edytowany przez SonyXperia (2016-09-05 19:21:07)
będąc w poprzednim związku on zaczął flirtowac ze mną, tak zostawił swoją wieloletnią dziewczynę, mówił ze się wypaliło, później zrobił mi to samo, nie wierzę, że on na nie romansowal na boku z ta terazniejsza dziewczyna
Moja koleżnka będąc w podobnej sytuacji skwitowała to jednym zdaniem jak się we trójkę zaczyna, to się we trójkę kończy.
39 2016-09-05 21:25:10 Ostatnio edytowany przez gorszysort992 (2016-09-05 21:26:36)
@SonyXperia święte słowa.
wklejam ciekawy wywiad myślę iż tą swoją cegiełką trochę wam pomogę
Wywiad z psychoterapeutą
Czy wolność w związku jest w ogóle możliwa?
Jest konieczna. Bez niej dojrzały związek nie jest możliwy. Ale to nie znaczy, że wszystko nam wolno.
Czego nie wolno?
Wolność w związku zakłada odpowiedzialność za partnera. Bez niej jest nihilizmem, egoizmem. Odpowiedzialność w języku par nazywa się lojalnością. Jeżeli wybieram tego oto człowieka, bo on jest dla mnie najpiękniejszy, najważniejszy, niepowtarzalny, to szanuję jego uczucia i potrzeby. Nie narażam go na stresy, dbam o niego, troszczę się.
To odpowiedzialność, a wolność?
Jestem z kimś dlatego, że tę osobę wybieram w wolny sposób, bez przymusu, bez nacisków. Nie dlatego, że jej potrzebuję do osiągnięcia jakichś celów. Mam wtedy szansę, że zostanę w podobny sposób wybrany przez mojego partnera.
Wielu ludzi nie wierzy, że mają wystarczająco atrakcyjne cechy, aby tak być wybranymi. Stąd w związkach tyle lęku i napięcia, które powodują, że ludzie usiłują przedstawić się jako inni niż są, próbują rozpaczliwie zaimponować otoczeniu. Stają się przez to sztuczni, pozbawieni indywidualności. Boją się zaistnieć w niepowtarzalny sposób.
W przekazie społecznym i kulturowym wolność często stawia się w opozycji do idei związku. Uważa się, że jest dla niego zagrożeniem. Mówi się, że podstawową sprawą, która ma łączyć ludzi, jest budowanie poczucia bezpieczeństwa, wzajemna opieka, zapewnianie nadszarpniętego w dzieciństwie poczucia wartości. Celem związku nie jest jednak zwiększanie naszego poczucia wartości. Jeśli nie mamy go w momencie zawierania umowy na bycie ze sobą, można je odbudowywać w trakcie psychoterapii. Poczucie wartości to stan, który powstaje bardzo wcześnie w relacjach z ważnymi ludźmi, najczęściej z rodzicami.
Natomiast partner nie może być naszym psychoterapeutą ani rodzicem. Może być nam miło i sympatycznie, możemy być dumni z tego, że ta właśnie osoba nas wybrała, ale jeżeli ludzie dobierają się dlatego, że spodziewają się, iż ta druga strona dostarczy im tych wszystkich uczuć i zaspokoi potrzeby, których nigdy nie dostali w życiu, to taki związek przeważnie kończy się klęską.
Dlaczego?
Jeżeli nie mam wystarczająco wysokiego poczucia wartości i ważności, to ciągle się boję, że mój partner odkryje, jaki jestem naprawdę, i odejdzie. Na świecie przecież jest dużo innych, przeważnie atrakcyjniejszych osób. Wystarczająco o tym zostałem przekonany w dzieciństwie. Ciągle wtedy słyszałem, jaki jestem beznadziejny, słaby, pozbawiony zalet, nie spełniam oczekiwań. W związku z tym do czego dążę? Żeby ograniczyć jego wolność. Żeby go przypisać do siebie, mieć nad nim władzę. A władzę w przestrzeni życia psychicznego osiąga się poprzez manipulacje polegające na wzbudzaniu poczucia winy, zagrożeniu odejściem, zagrożeniu wycofaniem miłości. Robię więc dokładnie to, czego doświadczyłem w dzieciństwie i młodości ze strony ważnych dla mnie ludzi - rodziców, nauczycieli
Wszędzie tam, gdzie w partnerskie relacje wkracza forma władzy czy nadmiernej kontroli, niknie piękno. Ludzie stają się smutni, pozbawieni nadziei, nieważni dla siebie i innych, przestraszeni. Powiem za Bogdanem de Barbaro - tyle miłości, ile wolności.
Są jednak pewne etapy w życiu związku, gdy ta wolność jest ograniczona. Np. kiedy są małe dzieci. Wtedy po to, żeby realizować swoje pragnienia, muszę poprosić partnera, żeby przejął część moich obowiązków, często kosztem swojej wolności.
No i w czym problem?
W tym, że on może odmówić. I często ta odmowa wydaje się racjonalna. Np. chcę iść na dodatkowe studia, ale mam dwójkę malutkich dzieci. To oznacza, że w weekendy po tygodniu pracy mąż musi sam zająć się dziećmi. Ma prawo powiedzieć 'nie' albo 'za kilka lat'.
To koniec z miłością.
Jeżeli partner nie stara się wychodzić naprzeciw moim potrzebom, nie cieszy się z tego, że chcę się rozwijać, realizować marzenia, to co to za związek? Jeśli odmawia zaangażowania w moje sprawy albo mówi: 'Dobrze, ale za trzy lata', to zajmuje pozycję sprawującego władzę lub roszczącego sobie do niej pretensje, który daje sobie prawo stawiania warunków decydujących o jakości mojego życia. To budzi sprzeciw i bunt i związek wchodzi w kryzys, bo ludzie przestają ze sobą rozmawiać - szykują armaty.
A jaka reakcja byłaby dowodem na to, że ten związek dobrze funkcjonuje?
Mnie by cieszyło, że moja żona chce studiować, że chce coś robić dla siebie, bo to oznacza, że ona chce też zrobić coś dla mnie. Bo te jej studia wnoszą ważną jakość do naszego związku. Musielibyśmy się wspólnie zastanowić, jak to zrobić. To wymaga ustaleń, negocjacji, dobrej woli, umiejętności dawania prezentów
I poświęcenia?
Nie lubię tego słowa. Ciężko mi się słucha takich opowieści o poświęcaniu się, o tej martyrologii związkowej, o tym pragnieniu, aby partner odwdzięczył się tym samym i udowodnił, że kocha. Trudno mi się słucha o tym, że: 'Ja nie mogę czegoś zrobić, bo on się nie zgadza', albo o tym, że: 'Tysiące obowiązków uniemożliwiają mi zrobienie tego czy tamtego'. Mam takich opowieści mnóstwo w gabinecie i odnoszę wrażenie, że ludzie unikają w ten sposób mówienia o trudnych uczuciach, zranieniach, potrzebach bliskości, a przede wszystkim silnie przeżywanej złości. Nie mówią o rzeczywistości takiej, jaka jest, tylko używają różnych sytuacji, zadań do prowadzenia ze sobą wojny. Te wyliczanki, kto więcej pracuje, kto więcej zajmuje się domem, kto więcej daje, a jeszcze te targi o pieniądze To są wszystko żetony w pewnej grze
W grze o co?
O poczucie wartości, o docenienie. Zdobycie odrobiny uczuć, głasków. Dla mnie to jest obraz poważnego kryzysu w parze.
Może te wyliczanki to są nieudolne próby dążenia do kompromisu?
Z tym tak popularnym obecnie kompromisem to jest bardzo trudna sprawa. Bo on przeważnie jest tak zwanym zgniłym kompromisem. Jest sytuacją, kiedy żadna ze stron nie jest zadowolona. Niby coś każdy daje, z czegoś rezygnuje, bilans wydaje się wyrównany, ale szczęścia w oczach uczestników negocjacji nie widać. Zwłaszcza na dłuższą metę.
To do czego partnerzy powinni dążyć?
Powinni dawać sobie prezenty i przyjmować prezenty i konfrontować się ze sobą. Jak ktoś chce być w związku, to musi posiadać umiejętność zrobienia czegoś dla swojego partnera, nawet jeśli nie ma na to ochoty. A ten partner ma obowiązek powiedzieć: 'Dziękuję', a nie mówić: 'Bez łaski'. Ale nie ma obowiązku odwdzięczania się takim samym prezentem. Bo na tym polega istota prezentu - daję, ale nie po to, żeby coś dostać. Jak się zaczyna taka wymiana coś za coś, to w związku ginie spontaniczność, radość, zaufanie, a zaczyna się ciężki obowiązek i patrzenie, czy jestem tak samo traktowany, jak ja traktuję. Pojawiają się pierwsze sygnały rodzącej się martyrologii. Ale w związku zdarzają się też sytuacje, kiedy chcę coś zrobić dla siebie wbrew temu, co chciałby partner...
Wtedy często musimy się zmierzyć z jego sprzeciwem i złością.
Możliwe. Ale w związku umiejętność konfrontowania się jest tak samo ważna jak dbanie o partnera. A czasami jest wręcz tym samym! Jednak takie rzeczy trzeba umieć przeprowadzić. Trzeba umieć powiedzieć: 'Rozumiem, że nie chce ci się siedzieć z dzieckiem, ale ja chciałam się dzisiaj spotkać z koleżanką'. 'Rozumiem, że nie jesteś zadowolona, że dzisiaj po pracy chcę iść na mecz, ale mi na tym zależy'. Kiedy chcemy przeforsować swoje plany i potrafimy jednocześnie dostrzec negatywne uczucia partnera i zaopiekować się nimi, przeważnie burze nie są długotrwałe i zajadłe.
Kiedy ludzie dobrze ze sobą żyją, to się naczynia same zmywają. Rzadko ktoś po obiedzie pyta: 'Czyja dzisiaj kolej? Ja przecież robię to zawsze!'.
A zna pan takie związki?
Niewiele ich jest, ale są.
I z czego to wynika, że u nich 'naczynia się zmywają same'?
Z tego, że cenią swoją niezależność, dają sobie dużo wolności. Szanują uczucia partnera, nie oceniają go pod byle pretekstem. Dostrzegają swoją wzajemną wyjątkowość. Potrafią bez lęku powiedzieć do siebie: 'Chcę z tobą być, chociaż wcale nie jesteś mi potrzebny, aby żyć. Będzie mi ciężko, przykro, ale dam sobie radę, gdyby twoje uczucia się skończyły'. Wtedy czują się wolni, wybrani, są spontaniczni, akceptują swoje braki i ograniczenia. Uważam, że zdania, które przytoczyłem przed chwilą, to największy komplement, jaki można powiedzieć drugiej osobie. Przecież one mówią, że jest jedyna i niepowtarzalna!!!
Co oznacza to 'nie potrzebuję cię'?
To, że ja nie potrzebuję obsługi i potwierdzenia w ten sposób mojej wartości. Nie potrzebuję poświęceń. Nie potrzebuję, żebyś mi gotowała, sprzątała, zabiegała o mój dobry nastrój. Chcę, żebyś wierzyła, że jest w tobie to coś, co jest cenniejsze niż to wszystko, i dla tego czegoś chcę właśnie z tobą być.
Niestety, ta metafora potrzebności czy też taka narracja związkowa, która opiera się na tej potrzebności, tej wymianie towarowej, kompromisach, w wyniku których ludzie, zamiast pojechać nad morze albo w góry, lądują w Kielcach i są niezadowoleni, jest jakimś przekleństwem zatruwającym nasze umysły. Ciągle słyszę i widzę nieporadne próby przeprowadzenia umów społecznych, tworzenia kontraktów rodzinnych, gdzie stoi czarno na białym: ty wyprowadzasz psa, ja idę po zakupy, ty odprowadzasz dzieci, ja myję wannę - i tak dalej aż do potężnej awantury wywołanej ciągle powracającym poczuciem, że znowu zostałem wykorzystany. A przecież związek, miłość, jak stoi napisane w Biblii, jest po to, żeby ludzie czuli się w nim wolni. Ale oczywiście ludzie się boją tej wolności.
Bo?
Bo jak dam partnerowi wolność, to on zaraz pryśnie, bo nie wierzę, że można ze mną być. Dobre związki przeważnie mają ci ludzie, którzy czują się dobrze sami ze sobą. Czują, że życie ma sens, że mają różne kłopoty, ale potrafią z nich wychodzić. Są niezależni. Potrafią przekraczać jakieś wygórowane czy nadmierne oczekiwania środowiskowe. Jeżeli tak nie jest, to trzeba coś zacząć ze sobą robić. Ja bym sugerował psychoterapię. Ale większość ludzi zamyka się w poczuciu krzywdy i odrzucenia. Uważają, że świat jest zły, nikt ich nie kocha, nie akceptuje, nie ceni. I wtedy stają się bezradni wobec życia. Bo nic nie można zrobić, kiedy świat jest straszny. Można tylko czekać, aż się zmieni - a świat się oczywiście nie zmienia.
Dopiero kiedy uznamy, że to my mamy kłopot w relacjach ze światem, możemy coś zacząć robić - pójść na terapię, spotkać innych ludzi, zapytać ich o opinię, rozpocząć trudne rozmowy, których dotychczas się baliśmy. Wtedy pojawia się możliwość zmian. Odzyskujemy siły, powoli wraca poczucie, że coś jesteśmy warci, że ktoś może zaryzykuje bycie z nami bez naszego podporządkowania się, stajemy się bardziej spontaniczni. Wtedy - pofantazjuję trochę - rodzi się największy skarb, jaki mamy dla naszych partnerów: zaakceptowana kobiecość i zaakceptowana męskość. Takim osobom nie można się oprzeć. Nawet kiedy mają jakieś niedoskonałości!
Co ma zrobić ktoś, kto wiąże się z partnerem niepewnym siebie, pełnym lęku wobec świata?
Dojrzali ludzie rzadko wiążą się z takimi osobami. Natomiast we wszystkich związkach zdarzają się sytuacje kryzysowe, kiedy ktoś wpada w depresję czy obniża się jego samoocena. Wtedy należy poczekać na swojego partnera, dać mu możliwość wyjścia z takiej sytuacji. Ale związek nie może stać się terapią czy też sytuacją, kiedy ktoś pod postacią męża gra rolę ojca albo pod postacią żony - rolę matki.
A jeśli ten stan się przedłuża...
To mamy żądać, żeby partner coś ze sobą zrobił. Bo naszym obowiązkiem jest także stawianie warunków. Zwłaszcza kobiety mają stawiać warunki mężczyznom. Jeśli nie formułują swoich oczekiwań, nie manifestują niezadowolenia, to wtedy mężczyźni odchodzą. Kobiety muszą przekraczać taki społeczny stereotyp, który mówi, że kochać kogoś to znaczy się poświęcić. Może on się trochę zmienia w ostatnich czasach, ale nadal jest bardzo popularny i jest wiele kobiet, które mimo że na zewnątrz się wyemancypowały, same się utrzymują, zajmują wysokie stanowiska, to w ich duszy drzemie przekonanie, że być z kimś oznacza poświęcić się.
Jak można przekroczyć ten stereotyp?
Zależy, jaką ten model poświęcenia ma siłę. Jeżeli np. kobieta pochodzi z rodziny, w której jeden z rodziców był uzależniony od jakiejś chemii i tego drugiego rodzica trzeba było wspierać, to bez terapii bardzo trudno to zmienić. Ale oprócz terapii są inne formy rozwojowych doświadczeń - grupy otwarcia, na których ludzie mogą przyjrzeć się temu, jak budują relacje, jak się komunikują, konfrontują, w jakich rolach występują. Są specjalne grupy wsparcia tylko dla kobiet. Jakieś mądre feministyczne stowarzyszenia, które nie budują podwalin świata na walce z mężczyznami. Bo to też mnie zastanawia, jak można wejść w związek z głową pełną pomysłów, że z kobietami lub mężczyznami trzeba walczyć, że jak tylko spuszczę swojego partnera z oka, to on wygra ze mną, zrani mnie, zamieni w służącego czy służącą. To jest jakiś nonsens.
Kobiety są skłonne do poświęceń, a mężczyźni często mówią, że w związku się duszą. Duszą się?
Poczucie duszenia się oznacza, że albo my pozwalamy się dusić, albo sami siebie dusimy. Jeżeli mam poczucie, że mój partner mnie dusi, to przeważnie znaczy, że się nie bronię, nie umiem stawiać granic, nie mówię, że się na coś nie zgadzam, a jeśli sam się duszę, to znaczy, że sam sobie nie pozwalam na wyrażenie niezadowolenia, złości, pretensji.
Dlatego jeśli ktoś przychodzi do mnie i mówi: 'Moja żona zrobiła ze mnie pantoflarza', to ja odpowiadam: 'Proszę powiedzieć tak: »Pozwoliłem żonie zrobić ze mnie pantoflarza «'. Albo zamiast 'Mój mąż zrobił ze mnie służącą' - 'Pozwoliłam mężowi zrobić z siebie służącą'.
Dlaczego na to pozwalamy?
Bo jesteśmy wychowywani w micie, że miłość to uległość. Czasami nam się wydaje, że jeśli spełnimy oczekiwania partnera, to on odpłaci nam tym samym, że jeśli nie powiemy mu, że coś nam się w jego zachowaniu nie podoba, to i on potraktuje nas łagodnie. A tymczasem stanowczość w związku jest czymś bardzo cennym. Najbardziej w cenie na rynku są mężczyźni, którzy potrafią być i stanowczy, i ciepli. To się nie wyklucza. Najcenniejsze na rynku są kobiety, które są stanowcze i delikatne. Mają wybór, mogą zachowywać się różnie.
Czy jak już posiądziemy umiejętność konfrontowania się, to nie pojawia się ryzyko, że związek zamieni się w poligon?
A dlaczego ma się tak stać? Kiedy mówię do żony: 'W przyszły weekend chcę pojechać na Mazury, na żagle', a żona mówi: 'A ja chciałam iść z tobą do kina', ja mówię: 'Przykro mi, ale podjąłem decyzję, że pojadę na Mazury'. Jeśli ona się poczuje odrzucona, skrzywdzona i myśli: 'No to ja mu następnym razem pokażę' - no to co z tym związkiem? Coś jest nie tak.
Ale ona może odpowiedzieć też: 'Przykro mi, że nie pójdziemy do kina, ale rozumiem, że ten wyjazd jest dla ciebie ważny'. To ja rosnę! Mówię sobie: 'Boże, jaką ja mam wspaniałą kobietę!'. A ona myśli: 'Jakiego mam wspaniałego faceta, że potrafi mi o tym powiedzieć i docenić to, co dla niego robię'. Jeśli ludzie potrafią sobie zakomunikować, że czują się jakoś skrzywdzeni, że mają pretensję, że ich oczekiwania nie są spełnione, i to nie dyskwalifikuje związku oraz partnera, to mają skarb!
Dlaczego konfrontacja tak źle nam się kojarzy?
Bo w opinii społecznej konfrontować się oznacza robić komuś krzywdę, a tak naprawdę konfrontować się to również znaczy o ludzi dbać. Bo jeżeli ja nie powiem bliskiej mi osobie, co ja sądzę o jej zachowaniu, jakie to budzi we mnie uczucia, to wtedy ją krzywdzę. Jeżeli pani ma kumpla, przyjaciółkę i oni zaczynają robić jakieś rzeczy, które się pani nie podobają, które psują ich relacje ze światem, a pani milczy, to taka przyjaźń jest funta kłaków warta. Konfrontacja, czyli niezgadzanie się z przyjacielem, z jego poglądami czy mówienie o rzeczach niezgodnych z jego oczekiwaniami, to jest wyraz największej troski.
Z jakich powodów jeszcze niezależność partnera może budzić nasz niepokój, złość?
Najczęściej złościmy się na ludzi, którzy zachowują się w taki sposób, jakiego my nie akceptujemy u siebie. Dlatego tak ważne jest, żeby ludzie pozwalali sobie na doświadczanie i wyrażanie różnych stanów wewnętrznych, żeby mieli taką wewnętrzną 'dialogowość'.
Podam przykład. Jeżeli silny, a raczej pseudosilny tatuś nakrzyczy na synka, który płacze: 'Nie mazgaj się!', to najprawdopodobniej ten płaczący synek obudził w nim obszar, którego on dawno nie odwiedzał, czyli niepokój, lęk, bezradność. Tatuś musi więc nakrzyczeć na synka, żeby mieć poczucie, że nadal jest silny.
W związkach też tak często jest. Jeżeli mężczyźni nie mają kontaktu ze swoją słabością, to nie potrafią przyjąć kobiet z ich słabością, jeżeli kobiety nie mają kontaktu ze swoją siłą, to nie potrafią przyjąć mężczyzny z jego siłą. W ten sposób bardzo cenne dla związku uczucia mogą stać się dla niego zagrożeniem.
I jeżeli ktoś nie ma kontaktu ze swoją niezależnością, to nie potrafi się pogodzić z niezależnością partnera...
Święte słowa.
Z czego się bierze poczucie niezależności, podmiotowości?
To się tworzy w ważnych relacjach z ludźmi, najczęściej z rodzicami, którzy pozwalają nam być i silnymi, i słabymi. Kiedy nie wycofują swoich uczuć czy dobrej oceny, gdy dziecko płacze albo się stawia i wyraża swoją złość lub niezadowolenie.
Mam taki przykład. Dziecko bawi się w piaskownicy z innymi dziećmi. W pewnej chwili dostaje od kogoś w głowę łopatką i biegnie z płaczem do mamy. Mama może się zachować tak: przytuli, pogłaszcze i odprowadzi z powrotem. Dziecko dostaje wtedy bezcenny komunikat, że jest akceptowane i kiedy płacze, i kiedy jest silne. Inna mama powie: 'No co, nie poradzisz sobie?!'. Dziecko otrzymuje wówczas komunikat, że może być przyjęte tylko wtedy, kiedy jest silne. Jeszcze inna powie: 'Idziemy stąd, bo to nie jest dobre miejsce'. Takie dziecko otrzymuje komunikat, że tylko mama go ochroni.
Pierwsze doświadczenie jest integrujące, buduje poczucie wartości i podmiotowości, bo ważny człowiek w moim życiu akceptuje różne moje doświadczenia. Uczucie, które otrzymuję, nie zależy od tego, jak się zachowuję, jest wielkością stałą. Niestety, ogromna większość rodziców, przeważnie ze względu na własne doświadczenia ze swoimi rodzicami, ma trudność z byciem w takiej sytuacji. Jeżeli akceptujemy dziecko tylko w określonych sytuacjach, np. wtedy, kiedy walczy o swoje, a w innych nie, to powstaje w nim przekonanie, że jest kochane w sposób warunkowy. Jeżeli to się powtarza, to tak samo jest w dorosłym życiu. Wydaje się nam, że możemy być kochani tylko wtedy, gdy na miłość zasłużymy podporządkowaniem, realizacją oczekiwań, niewyrażaniem złości i niezadowolenia.
A skąd w dorosłej osobie przekonanie, że związek jest od tego, żeby się w nim schronić, a partner ma się mną opiekować?
Jeżeli mama zabrała dziecko z tej piaskownicy i powiedziała: 'Świat jest groźny, tylko mama jest w stanie cię zrozumieć', to jak ta osoba ma potem być niezależna, wolna, samodzielna? Ona będzie już zawsze szukała takich kontaktów, w których ktoś ją z tych różnych piaskownic życiowych zabierze. Bo ludzie wprawdzie tęsknią za tym, aby otrzymać ważne uczucia, zostać wybranym przez atrakcyjnego partnera, zyskać potwierdzenie swojej atrakcyjności, ale jak to już dostają, to uciekają. Boją się spełnienia marzeń i głęboko czasami ukrytych pragnień
Nie rozumiem.
W psychologii jest taki termin jak 'powtarzanie traumy'. Proces ten polega na tym, że jeśli w dzieciństwie doświadczyliśmy jakichś trudnych sytuacji, to będziemy mieć tendencję, żeby w dorosłych związkach organizować sobie sytuację podobną. Np. wszystkim się wydaje, że dzieci wychowane w domu dziecka tęsknią do tego, żeby wziąć je na kolana i przytulić, ale jeśli by pani spróbowała wziąć takie dziecko na kolana lub objąć dorosłego człowieka po takich doświadczeniach, to on zesztywnieje i ucieknie, mimo że gdzieś tam do bliskości i akceptacji tęskni. W życiu przedkładamy to, co jest bezpieczne, nad to, co jest rozwojowe. W tym wypadku bezpieczne jest przeżywanie uczucia odrzucenia czy doświadczenie samotności.
Bezpieczne, bo znane?
Tak. W związkach widać, jak partnerzy próbują wpasować siebie nawzajem do znanych sobie wzorców, głównie tych wyniesionych z domu. Jeśli np. rodzice stosowali przemoc, to ich dzieci w dorosłym życiu mogą tak organizować sytuacje z ważnymi dla siebie osobami, żeby doświadczać złego, często nierespektującego ich godności zachowania. Co oczywiście w żaden sposób nie usprawiedliwia okazywanej im przemocy. Jeśli ojciec był dyktatorem, satrapą, to możemy dążyć do tego, aby w relacjach z mężem wytworzyła się relacja podległości i zależności. Jeżeli matka była osobą nadopiekuńczą, kontrolującą, to dążymy do tego, żeby nasze żony zachowywały się tak jak ona. To jest tendencja nieświadoma, ale rujnuje wiele związków.
A czy jeżeli ktoś realizuje swoje potrzeby bez oglądania się na partnera, to nie wynika to przypadkiem z lęku przed zaangażowaniem?
Bywa tak, że ważni dla nas ludzie zbytnio nas kontrolowali lub nadmiernie się nami opiekowali. Takie zachowania często nie mają nic wspólnego z miłością. To subtelne formy pozbawiania wolności. Ludzie, którzy tego traktowania doświadczyli, mogą bać się, że miłość, bliskość to w gruncie rzeczy podporządkowanie. Dlatego często tęsknią za akceptacją i intymnością, ale jej się boją. Na marginesie warto powiedzieć, że wszyscy tyrani, dyktatorzy, i mali, i duzi, którzy tak uparcie dążą do całkowitej władzy, głęboko w duszy przeżywają silny lęk. Strach przed odrzuceniem, detronizacją skazującą na nic nieznaczące życie. Ktoś, kto nie wierzy, że można go kochać takiego, jaki jest, dąży do kontroli. Ale władza nie karmi. Może dać poczucie, że kogoś mam, kontroluję go, narzucam mu swoją wolę, ale on jest martwy, nic od niego nie dostanę w odruchu miłości czy choćby dobrej woli. Muszę wszystko wymusić strachem, a taki podarunek nie rozwija. Nie zawiera w sobie bezcennego przekazu, że został zrobiony w efekcie wolnego wyboru. Władza jest substytutem miłości, ale nie pozwala tak jak ona ludziom rosnąć
I co z takim związkiem?
Są takie związki, w których ludzie boją się samotności i żyją tak obok siebie we wzajemnej wrogości, sfrustrowani, rozżaleni. Czasami dorabiają do tego wątpliwą ideologię pod tytułem 'musimy wychować dzieci'.
Jest szansa na reanimację takiego układu?
Musi się zdarzyć jakaś sytuacja krytyczna, która go zdestabilizuje. Ludzie dążą do zmiany wtedy, kiedy zdarzy się jakaś zdrada albo ktoś zachoruje. Próbują wówczas szukać pomocy, próbują popatrzeć inaczej na siebie. Nagle okazuje się, że pękają jakieś stereotypy na temat drugiego człowieka, że nie jest on taki straszny, coś nam potrafi bezinteresownie ofiarować, ma ludzkie uczucia, czegoś ważnego od nas chce.
Często dzieci stają się delegatami takich rodzin - przestają się uczyć, sprawiają kłopoty wychowawcze i przyprowadzają swoich rodziców po pomoc. Psychoterapeuci muszą wtedy zauważyć, że akurat w tym przypadku dziecko jest tylko wysłannikiem systemu rodzinnego, który ma problem, a kłopot leży gdzie indziej.
Czy to znaczy, że jeśli chcemy uratować kiepski związek, to warto mu zafundować kryzys?
Nie ma dobrych związków bez kryzysów i tych dużych, i tych małych. Jeśli ludzie w związku chronią się za wszelką cenę przed kryzysami, to właśnie wtedy pracują na rzecz jego rozpadu. Wartością jest umiejętność wychodzenia z kryzysów, z różnicy oczekiwań, zdań, a nie unikanie trudnych sytuacji. W związku nie można się nie ranić. Każda odmowa, niespełnienie oczekiwań, odmienne zdanie, atak zazdrości, odreagowana na partnerze wściekłość, nie mówiąc już o zdradzie, zagrożeniu odejściem, to ciągłe wzajemne ranienie się. Trzeba o tym wiedzieć i dbać o uczucia partnera.
Ten facet coś z główą ma nie tak skoro cie zostawił ?
po co się do niego zbliżasz ,ściekawości ci powiem że ja kiedyś też mialam taka relację tylko nie zakonczyla się szcześliwie i nie było happend ?
To była prawie małolacka miłość z której nie miałam ani szczęscia ani korzyści ?
fagasowi chodziło o zabawienie się kobietą jak lalką wiec kazalam mu spadać ? i powiedziałam że może sobie szmaty do łuszka szukać za pieniądze?
bo ja jego darmowka nie zostanę . Taka relacja z takim fagasem to tragedia ?
To tyle w tym temacie już nie gadajmy o takich relacjach do dupy ? tragicznych ,bo taki fagas traktuję kobietę jak śmiecia ? i na dobrę kobiety nie zasługuję ?
Ale moim zdaniem mozesz dziewczyną odegrać się na jego kochance ? z rub jeej na złość i powiedz jej że on kocha ciebię w tedy lepiej by ci ulrzyło i lepiej byś się poczuła i na nim też byś mogła sie zemścić za to że cię zostawił ? wiem co mówię
Mnie zostawił po 8 latach, co więcej okazało się, że po 6 już mnie zdradzał odchodząc powiedział, że za mało seksu uprawialiśmy.
Trochę w tym prawdy i teraz się obwiniam
43 2016-09-07 22:08:24 Ostatnio edytowany przez gorszysort992 (2016-09-07 22:11:01)
To ze mało seksu uprawialiście w żadnym ale to w żadnym wypadku nie usprawiedliwia zdrady małżeńskiej. Jak by było źle to trzeba było o tym dyskutować ale jak nadal uważał by iż to nie to to zawsze mógł by odejść a nie za przeproszeniem srać do własnego gniazda. Ty jesteś czysta nie masz się o co martwic. Nie dzieliłaś uczucia z kimś trzecim sama będąc w związku a on to robił i tylko on. Podziękuj mu za miły okres życz im powodzenia i odejdź z czystym sumieniem ciesząc się życiem. pamiętaj bardzo stare porzekadło czas leczy rany.
Zostawił mnie partner po 6 latach związku, to była moja pierwsza miłość, po miesiącu od rozstania zaczął spotykać się z pracownica ( prowadzi działalność gospodarczą), to dużo młodsza od niego dziewczyna. Od rozstania minęło pół roku, a moje uczucia do niego nie zmieniły się, kilka dni temu spotkaliśmy się i on dał mi się pocałować, co więcej Dotykał mnie tak jak facet dotyka swoją kochankę... Co o tym myśleć?
Ktoś kto zdradził, zdradzi jeszcze nie raz, kiedy tylko nadarzy mu się jakaś okazja.. Tym sposobem dałaś mu poczuć, że w każdej chwili może do Ciebie przyjść, kiedy najdzie go ochota. Facetom jak się raz na coś pozwoli, trzeba liczyć się z tym, że ich do tego przyzwyczaimy. Nie marnuj sobie życia na kogoś, kto na to nie zasługuje. Ja też myślałam, nie raz po rozstaniach , że nic mnie w życiu lepszego nie spotka. A za każdym razem , życie zaskakuje mnie coraz bardziej ☺☺
Przykre ale daj sobie czas, w końcu wszystko się ułoży