Witam, już na wstępie mówię, że będzie długo i nie wiem czy ktoś to przeczyta i mi doradzi, ale jeśli ktokolwiek to zrobi to będę mega wdzięczny.
Zacznijmy może odemnie. Jestem dość wysokim facetem z masą pasji. Lubię grać na gitarze, lubię słuchać muzyki, lubię zwiedzać nowe miejsca. Nie jestem człowiekiem "nudnym"(wiem, że śmierdzi pychą, ale nie umiem tego inaczej określić) i raczej ludzie mnie lubią. Nie mam wrogów, gdziekolwiek nie pójdę zawsze mnie ktoś pozna(głównie ze względu na afro), przywita się i coś tam pogadamy. Nigdy nie miałem problemów z nowymi znajomościami, nigdy nie miałem problemów z rozmową. Dziewczyny mi mówią, że jestem przystojny ze względu na fryzurę i ogólnie budowę, ale nie chce mi się w to wierzyć. Raczej jestem tak postrzegany dlatego, że staram się być miły. No ale mniejsza. Miałem w życiu wiele dziewczyn, ale ta ma coś niezwykłego w sobie.
Zasadniczo poznałem ją w liceum. Byłem wtedy po związku z laską, która była ze mną głównie dlatego, że "fajnie się przy mnie czuła" i "byłem zabawny". Nawet nie wiem czy można to nazwać byciem ze sobą, mogliśmy na siebie liczyć i byliśmy mega blisko, no ale nie o tym chciałem tu napisać. Moją straszną wadą jest to, że się przywiązuje. Po zerwaniu znajomości(tak, zrywam znajomości - uważam, że martwe znajomości czas kończyć) poznałem właśnie tą niezwykłą osobę, na potrzeby tekstu nazwijmy Ją Sylwia. Sylwie poznałem w bardzo głupich okolicznościach - chciałem wygrzebać groszówkę z drzwi od sali, a że nie miałem czym to polazłem do klasy obok i tam spotkałem Ją. Uratowała mnie wsuwką. Zaczęliśmy rozmawiać ze sobą na fejsie, później coś w realu jak się spotkaliśmy na korytarzu itd. Nic konkretnego, nigdy się nie narzucam. Rozmawialiśmy ze sobą i mocno się do siebie zbliżyliśmy. Wkońcu zwierzyła mi się, że dopadł ją gość. Przez koleżankę. Poznała gościa w internecie, a ten gość miał kolegę. Nie mieli co z kolegą zrobić, więc wcisnęli go Jej. No i fajnie, w gimnazjum śmiano się z niej, że jest grubsza. Wiecie, że swinia, że prosiak. Taka typowa gimbazjalna szydera. Szczególnie uwziął się na niej - nazwijmy go Tomek - który, wyjątkowo z niej szydził. A ta go kochała. Cieszyła się więc na wieść o tym gościu, że ktoś taki jest no bo przecież koleżanki mają to nie chce być gorsza. A i może zapomni o Tomku. Tak rozmawiali, widzieli się w 4. Do czasu gdy przyszedł do Sylwii do domu. Nie było wtedy nikogo, zamknął drzwi i zaczął Ją rozbierać. Specjalnie włączył muzykę na fulla by nikt nie słyszał, zamknął drzwi. Zdążył ją tylko rozebrać do majtek i zwiała do sąsiadów. Od tamtej pory boi się facetów.
Tymbardziej, że z czasem skobieciała. Poznałem ją wtedy gdy jeszcze "kobieciała". Wyciągneło ją w górę, urosły Jej piersi, biodra się zaokrągliły, a usta zrobiły się jeszcze bardziej malinowe niż były. Okazało się, że dla Tomka przestała być świnią, a stała się obiektem.. pożądania? Twierdził, że się zakochał, no ale chciał w pełni korzystać z atutów.
I w tym momencie poznałem właśnie Ją. Bała się facetów czy któryś Ją nie skrzywdzi. Rozmawiałem z Nią dużo i ją pocieszałem. Ale nie takie będzie dobrze, wiedziałem o wszystkim. Jak się czuje, że jest Jej smutno, że coś się nie udało i chciałaby to poprawić. Naprawdę, wszystko. Pamiętam, że specjalnie dla mnie na moją 18 zrobiła taką zajebistą rysowaną laurkę. Chciała mi się odwdzięczyć, że Ją nie opuszczam tylko jestem. Chociaż nigdy nie pisała do mnie pierwsza to była wdzięczna, że ja to robiłem. I wiecie co? Zakochałem się. Naprawdę nikt jeszcze specjalnie dla mnie nie zrobił takiego prezentu. Własnoręcznego. Urodziłem się w Walentynki; zawsze były słone "najlepszego" i para skarpet od rodziców, nikt nie miał czasu bo coś innego na głowie, a tutaj coś takiego. Była piękna; widać, że się starała. Obiecałem Jej wtedy, że zrobię coś wyjątkowego na Jej urodziny. Stwierdziła chłodno, że o Niej zapomnę.
Mijał czas. Spotykaliśmy się na stacji pkp, bo tak dojeżdzała do szkoły z innego miasta. Szczególnie upodobaliśmy sobie ostatnią ławkę na peronie. Śmaliśmy się, że to Nasz "zakątek miłości". Faktycznie był. Mimo, że ściany były obsrane przez gołębie, a mury obdrapane, to jednak miało to miejsce swój specyficzny urok. Postanowiłem coś zrobić i powiedzieć co czuję. Prosiłem Ją wtedy, by mi opowiedziała co się wtedy stało, bo nie znałem wówczas całej historii - jedynie to, że coś takiego miało miejsce. Opowiadała i się rozryczała. Mówiła, że jeszcze rzucił w nią paczką gumek truskawkowych i że ma do nich uraz. Przytuliłem Ją, trzęsła się jak jasna cholera. Siedzielismy z pół godziny przytuleni, aż się uspokoiła. Pamiętam, że wtedy dałem pierwszego delikatnego ciumka w czoło i wtuliłem Ją w siebie. Z czasem delikatnei ją przytulałem, ale ona się bała. Dziwne to było, trzęsła się. No ale ustąpiło, nawet się całowaliśmy! W sensie takie wiecie, pseudo ciumki. Z czasem były już normalne pocałunki, ale wtedy był to dla mnie wyczyn.
Tak to trwało do wakacji. Udało mi się dostać jednodniową robotę - ot, pomalować ściany, i zarobiłem kasę żebyśmy "poszaleli". Nie jestem z bogatej rodziny, a jedyne kieszonkowe jakie mam to jest to, co sam zarobię. Poszlismy na kebaba, kupiliśmy colę i poszliśmy do zakątka miłości. Tam zerwała ze mną. Stwierdziła, że to nie ma sensu. Dobrze, ciężko mi było to zrozumieć, byłem nawet zły, że kurdę w takich okolicznościach, no ale ok. Uszanowałem. Pojechała na koncert na 4 dni. Wróciła. Ja się przez wakację nie odzywałem, w szkole zaczęliśmy się widzieć i siłą rzeczy zaczęliśmy znowu gadać. Miała tam kolegę, którego nazwijmy Tobiaszkiem, bo go wyjątkowo nie lubię. Generalnie kretyn z wydumanym ego, no ale okej nie mi oceniać. Mieszkał w Jej sąsiedztwie. Walił non stop do mnie jakieś głupie teksty, a nie mogłem mu przyj*bać bo mnie o to prosiła. W Jej klasie była dziewczyna, której wszystko zazdrościła. Była wg Niej ładniejsza od Niej, miała większy talent do rysowania itd. I ten Tobiaszek do niej taki przydupas był. Wiecie, łazi to za Tobą i w ogóle. I on jest kluczowy w dalszej historii.
Dowiedziałem się w tym czasie, że zerwała ze mną by spróbować być z tym Tomkiem. Ale stwierdziła, że nic z tego, bo go nie kocha. Nie umie, to nie jest to. Łaziła na koncerty i przez niego poznała chłopaka - nazwijmy go Sebastian. Chodził do liceum z Tomkiem do klasy. Jak Sylwia próbowała z nim na wakacjach być razem to tak się poznali, no bo wielcy koledzy to wiecie, łatwo. Mieli jakąś tam paczkę, która wielbiła się w spożyciu alkoholu i wyśmiewaniu co nie popadnie. Ma luba stwierdziła, że jednak takie towarzystwo Jej nie odpowiada. Zaczęła się odcinać. Tomek nie umiał tego zrozumieć, wiecie, ze ta go nie chce, ze nie chce jego zalotów itd., więc zaczęły się wyzwiska, cuda na kiju, nawet rozprowadził, że się puszcza by Jej dosrać. Dzwonił po ~100 razy dziennie do niej. No i ja to wszystko wiedziałem. Oczywiście co mogłem to mogłem - pocieszałem Ją. Nigdy nie umiała podjąć decyzji z jajami, to też policja nie wchodziła w grę no bo „co ludzie powiedzą”. Udało mi się naprostować sytuację, bo nasi wspólni znajomi się o tym dowiedzieli. Na początku nie wiadomo było od kogo to poszło, ale później - de facto jego kolega - go sprzedał. Zaczęła gadać z Sebastianem. Sytuacja robiła się napięta, ten zaatakował Ją na jednym z koncertów. Sebastian Ją obronił, zrobiła się gówno burza, ona w płacz. Porobiły się dwa obozy - Sebastiana i Tomka. Skończyło się to tak, że zerwała kontakt z Tomkiem, a trzymała się z Sebastianem.
W tym czasie kręciliśmy. Zbliżały się urodziny mej lubej. Postanowiłem odwdzięczyć się za laurkę. Z racji tego, że uwielbia koncerty i muzykę rockową postanowiłem zrobić Jej taką bransoletkę z kostek do gitary. Nakupowałem najdroższe rzadkie kostki, świeciły się jak psu jaja, bransoletka też z metalu jakiejś tam próbki. Do tego puuudło słodyczy. Takie wiecie, 30x40x60. Ale byłem chory. Chudłem, byłem mizerny. W parę tygodni schudłem kilkanaście kilo. Leki nie pomagały i przeforsowałem u rodziców, ze idę do szpitala. Nie chodziłem pod koniec do szkoły i specjalnie podjechałem do miasta co by Jej ten prezent dać. Obiecałem. No i dałem, podziękowała, oczywiście mega szczęśliwa. Trafiłem do szpitala. Okazało się, że jest źle, seria badań, kilka kroplówek na start. Chciała przyjść, ale ja albo spałem albo leżałem obolały po badaniach. Odmówiłem, że nie teraz, jest źle i jestem przerażony tym wszystkim. Później przyjść już nie chciała, tzn „nie mogła”. Mieliśmy wtedy kryzys. Wkurzało mnie to, że tak z Sebastianem trzyma i akcja z Tomkiem. Mówiłem Jej niejednokrotnie, że nie wybieram Jej znajomych, ale niech do cholery myśli gdzie idzie i z kim idzie. Takich akcji będzie więcej. I były, albo ją zwyzywał, albo popchał, albo coś. Chodziła wiecznie poobijana, albo co nuż słyszałem, że się szmaci albo z kimś umawia. Kazałem Jej zdecydować, próbujemy znowu i całkowicie się od niego odcina albo dajemy sobie siana. Zdecydowała, że próbujemy znowu. No i okej, zaprosiła mnie do siebie do domu.
Wiecie, było cudownie. Byłem już wtedy "po", a była pierwszą dziewczyną, przy której czułem się dobrze bo jest blisko mnie. Serio. Nigdy nie czułem czegoś takiego przy nikim. Zawsze widziałem w kobiecie takiego misia przytulache, ze fajnie przyjść przytulic złapać za cycka i zasnąć przy niej. Sylwia była inna, aż się chciało słuchać co mówi do mnie. Pamiętam, że uczyła mnie całować się po francusku . Tak tak, nie umiałem. Było jednym słowem zajebiście. I wiecie co? Mogłem już bez problemu złapać za tyłek i do siebie Ją pdociagnąć. Tak mocno mi ufała. Nawet pozwalała się za tą dupe złapać przy całowaniu. Byłem mega szczęśliwy bo wreszcie normalny związek. Zawsze marzyłem o takim czymś, że tutaj sobie pomagamy, jedno za drugim w ogień skacze, że razem jakieś pasje marzenia(mieliśmy marzenie, żeby się zbudować pod laskiem i mieć taki drewniany dom z kominkiem, a na środku włochaty dywan i na nim leżeć i się wygrzewać w zimy), a gdy jesteśmy sami to pieszczoty względem siebie, tarzać się po łóżku i się całować. Myślałem, że będzie tylko lepiej.
Ale jednak tak nie było. Z czasem zamiast się spotykać wolała iść do znajomych. Doszło do sytuacji, że nie widzieliśmy się 3 miesiące, a wcześniej co 2 tygodnie u Niej byłem. Zwalała to na matkę, której się boi, a która mnie szczerze nienawidzi. Nikogo nie znosi, a Ją samą dołuje. Że jest szmatą, że nic nie osiągnie, że nie zda matury. Wierzyłem Jej, ale już nie wytrzymywałem. Powiedziałem, że nie będę skomlił o spotkanie i że słowem się już nie odezwę z tym dopóki sama mnie nie zaprosi.
Przy wakacjach samoistnie przestała ze mną rozmawiać, pojechała na koncerty. Próbowałem coś pisać, ale zlewka totalna. W pewnym momencie wypaliła, że to już koniec, przepalenie. Ona już nic nie czuję. Ja do niej jak ma coś czuć jeśli wybiera znajomych zamiast się spotkać. W międzyczasie mieliśmy akcję, że było baaaardzo gorąco między nami, i ta zrezygnowała. Później powiedziałą, że nie chce, i nie chce bym ją w ogóle dotykał gdziekolwiek. Ciężko mi było to zrozumieć, ale okej. Z racji końca roku i mojej matury siedzieliśmy nad nauką. Ryłem po nocach arkusze maturalne i w międzyczasie pomagałem Jej by przeszła do następnej klasy.
Zaczęły się wakacje. Ona nie pisała. Albo pisała sporadycznie. Dla mnie zero czasu. Na ostatnich zajęciach walnęła się w głowę i wylądowała w szpitalu. Nie chciała bym przyjeżdżał, a było bardzo źle. Mogła umrzeć. No ale uszanowałem, dzwoniłem do niej codziennie by usłyszeć lakoniczne zdania-odpowiedzi. „Nie jest, jest w porządku, boli mnie glowa, tak, yhy”. Dobrze, nie przyjadę. Nie przeszkadzało Jej to jednak, by pojechać po wyjściu na koncerty i łazić z Sebastianem. Dowiedziałem się, że on się w niej podkochuje i że coś już Jej o tym mówił. Stwierdziła z uśmiechem, ze jest we friendzone. Nie uwierzyłem, ale nie miałem wyjścia. Wakacje minęły mi szybko – ciągła praca, a ta latała po miejscowości Sebastiana wraz z nim. Dla mnie zero czasu. Wkurzałem się na to i tylko twierdziła, że „poczekaj do października 2016 roku, będziemy razem w jednym mieście na studiach, będzie zajebiście”. Dobra, czekam.
W listopadzie zaczął umierać mój dziadek. Było beznadziejnie i kwestią czasu było kiedy zejdzie. Pisałem do niej, że jest mi ciężko. Ta, że będzie dobrze i w ogóle. Że wyzdrowieje. Na pytanie o spotkanie(tak, w pewnym momencie prosiłem o spotkania) stwierdziła, że nie może bo matka Jej karze zostać. Dziadek zmarł, w dniu pogrzebu nawet nie napisała. Wkurzyłem się, bo wyszło, że była wtedy z Sebastianem zamiast być ze mną. Gdy Jej było źle to robiłem co mogłem by pomóc, a gdy mi jest źle to lata. No to ona tylko w płacz, że jest beznadziejna i że nie umie mi pokazać uczuć. I na początku grudnia znajomy do mnie piszę – ej, ta Twoja Sylwia przytula się do Tobiaszka strasznie w szkolę. Ja mówię, że to przydupas, że on tak do każdej. On mówi, że raczej nie. Wiecie co się okazało? Że była z nim od końca wakacji do prawie listopada.
Zerwała z nim tylko dlatego, że ten ja okłamywał. W międzyczasie gadał z Tomkiem i wszystko mu o Niej opowiadał.
W dniu Jej urodzin wysłałem życzenia. Zapytałem się, że dlaczego się nie odzywała do mnie, dlaczego mi o tym nie powiedziała? Stwierdziła tylko, że myślała, że nie chce takiej zdziry i że chcę dać sobie z Nią spokój. Tylko ją tą zdzirę nadal kochałem.. Mówiła jeszcze, że jest beznadziejna i że nie zdziwi się, jeśli z Nią zerwę. I że szkoda bo nie doczekaliśmy do października. No to mówię, że musi mi opowiedzieć wszystko jeśli w ogóle na coś liczy. No i opowiedziała o tym.
Na swoją studniówkę poszła ze swoim kolegą bo Sebastian gdzieś ją okłamał, ale już na jego poszła z nim. Wkurzałem się o to bo byłem zazdrosny, na moją nie przyszła bo ponoć nie mogła. Wkurzyłem się, bo się ponoć z nim tuliła i byli mega blisko z tym jej „kolegą”, no ale nerwy przeszły, uspokoiła mnie.
Rozmawialiśmy ze sobą. Zaczęły się przygotowania do matury, pomagałem Jej. Wysłałem pudło słodyczy nazwane „wspomagaczami” ze swoimi arkuszami maturalnymi dzięki którym zdałem i to dosyć dosyć dobrze. Było względnie w porządku. Wiadomo, żarlismy się. O pierdoły, o to, że ma maturę, guzik umie, jedną maturę nie zdała, a lata po koncertach. Mówiła, że to z koleżankami, ale nawet jeśli to lepiej te ostatnie miesiące siąść na dupie i się uczyć. A później mieć luz i wariować. Matura maturą, codziennie pisałem do niej, razem ostatnie tygodnie spędziliśmy przy niej. Starałem się pomóc jak mogłem, rozwiązywałem Jej sprawdziany i wysyłałem jakieś materiały. Chociaż dobrym słowem, bo Jej matka oczywiście ze jest beznadziejna i ze ma sobie poradzić. A ja w między czasie sesja, i to ciężka. Czas się powoli uczyć.
I mniej więcej w tym czasie na juwenaliach spotkałem się z moim znajomym – de facto kolegą Sebastiana – i jego byłą już dziewczyną. Powiedzieli mi, że… Olka chodziła przez wakacje z Sebastianem. Złościli się na nią, bo on siedzi smutny a ta lata z ludźmi zamiast siedzieć przy nim. Dopiero jak dostała zje*e to przyłaziła i z nim spędzała czas. Wkurzony dopiero po 3 dniach do niej napisałem. Potwierdziła, i w płacz. Powiedziała, że on to sobie ubzdurał, że on się w niej podkochiwał i myślał, że są razem. Ja mówiłem, że w takim razie to koniec bo znowu mnie zeszmaciła i okłamała. Ona, że biorę to wszystko zbyt pochopnie i że nawet nie poczekam do października jak będzie. Że nie mówiła tego bym się nie złościł. Tylko, że się z nim lizała, a znajomi mówią, że nawet dawała się gdzieniegdzie złapać, ale w to akurat ciężko mi uwierzyć. Powiedziałem, że ma wszystko mi po raz ostatni powiedzieć wszystko co się działo, ale całą prawdę. Jeśli coś wyjdzie to likwiduje ją całkowicie, zmieniam numer usuwam z fejsa itd. Powiedziała wszystko i wiecie co? Naprawdę się starała.
Do teraz. Pojechała na koncerty, tym razem nie 1x4 dni tylko 2x4 dni. Miała powiedziane – napisz chociaż raz, ja już nie mówię dzwonić czy coś, ale głupi kontakt, że żyjesz i jest wszystko okej. Odzywała się tym jednym sms’em, wróciła i mówiła, że wszystko w porządku. W środę zobaczyłem, że dodała po koncercie Tomasza do znajomych i mojego znajomego co szuka panienek na puknięcie. Zapytana skąd go zna powiedziała, że on z samorządu jest szkolnego i Jej dobra znajoma(de facto moja też) mówiła, że jest w porządku. Problem polega na tym, że ona go nie zna, jest 6 lat starszy, a do samorządu ze starej szkoły nigdy nie przynależał bo jest z innej szkoły. A i znać go powinna bo tym samorządzie siedziała. Wkurzony zapytałem się znajomego jak tam było naprawdę, to stwierdził mi, że łaziła z Sebastianem, z tym gościem moim „kolegą” piła i jeszcze jakimiś ludźmi. Ze wszystkimi się tuliła i w ogóle. „Kolega” potwierdził. Gdy Jej powiedziałem, że ta koleżanka ją trochę okłamała i przedstawiłem jak było naprawdę ta zamilkła. Wysłałem wiadomość, kiedy miała mi to zamiar powiedzieć, ale już nie odpisała. Właśnie mija niedziela. Nadal zero kontaktu, wczoraj i przedwczoraj musiała gdzieś być, wróciła o 4. Nie mam siły.
Najgorsze jest to, że naprawdę nie narzekam na brak zainteresowania. Tylko będąc na studiach były 4-5 dziewczyny, które wprost proponowały mi spotkanie z tekstem, że im się podobam. Z jedną nawet próbowałem po informacji, że z Tobiaszkiem łaziła, ale to nie było to. Nie robiłem Jej nigdy świństw bo się tym brzydzę; mówiła mi jak się poznaliśmy, że się Jej chłopak wyrzekł przy znajomych, a drugi ją zdradził.; Nie chciałem Jej takiego świństwa zrobić. Ale nie wiem co dalej, nawet Jej koleżanki zaczęły mi pisać co ona wyprawia bo już nie mogą znieść jak mnie traktuje. Mało tego, niektóre zerwały z nią kontakt i trzymają ze mną. Strasznie się o to wkurzała i jest o to zazdrosna. Ale nigdy świństw.
W międzyczasie faktycznie miałem przewinienia. Mówiła mi, że wstydzi się swojego ciała. Więc łapałem ją delikatnie za brzuch, przytulałem i całowałem; mówiłem takie oczywiste rzeczy – że jeśli się kocha to nie patrzy się na wygląd, tylko czy ta osoba jest blisko. No i doszło do tego, że widziałem całe Jej ciało. Nie rzuciłem się na nią jak na mięso, widziała, że nawet jeśli jest naga to nie wyśmiewam Jej czy coś tylko się przytulam. Ale ona się speszyła. To moja wada numer jeden, myślałem, że to ją właśnie blokuje. Że wie, że chcę związku przez duże Z a nie może bo się wstydzi siebie, i że jeśli zrozumie, że nie każdy facet chce ją wykorzystać to mnie po prostu będzie strasznie kochać. A zależało mi na tej miłości, bo przedstawiała mnie jako kolegę, wstydziła się pokazać przy znajomych, a że mnie kocha usłyszałem może z 6 razy.
A drugi grzech to nieufność. Bo akcji z Tomaszem na wakacjach byłem nieufny i ufałem, ale sprawdzałem. I zawsze wychodziło kłamstwo. Byłem zazdrosny, czułem się niedoceniony, bo cały czas byłem. Kiedy by nie zadzwoniła nigdy Jej nie zlałem, zawsze pomagałem. Pamiętam, że jak miała poobijane po koncercie nogi i ręce to specjalnie latałem by Jej maści kupić. A jak była chora to leki, bo oczywiście matka ja do szkoły puszczała. W pewnym momencie myślałem, że może jak zobaczy, że interesują się mną to zawalczy i zrozumie co dla Niej robię. Ale nie. Była zazdrosna, ale nic z tym nie robiła.
I pisze to Wam bo nikt nie umie mi pomóc. Nie potrafię nikogo pokochać, kocham właśnie ją. Mam swoje marzenia, patrzę na życie twardo. Muszę, wszak pracuję i studiuję by się utrzymać. Ale nie potrafię nikogo innego pokochać. Ciągle to właśnie o niej myślę. Boli mnie to, że odmawiałem sobie naprawdę wielu rzeczy, że akceptowałem smiechujki znajomych, że w ch*ja mnie robi bo Jej ufałem, a później się okazywało, że jednak znajomi mieli rację. Gdy mogła się spotkać jechałem 160km o 22 w nocy z przesiadkami by się z nią spotkać. Na następny dzień gorączka 39, no ale chciałem się z nią widzieć. Zero null nicość nie doceniała tego, mówiła fajnie dzięki, ale ani buziaka ani przytulasa. Ilekroć przychodziła zawsze gotowałem, robiłem pizze tortille. Chciałem Jej wynagrodzić to co ją kiedyś spotkało. Nie załuję niczego, nawet w obliczu tego jak się teraz czuję. I musze was prosić o radę – co dalej. Bo najgorsze jest to, że ja Ją nadal kocham…