Autorko, świetnie rozumiem Twojego syna. Jestem od niego rok młodszy i też jestem aspołeczny. No może nie tak jak on, bo mam jakichś znajomych, ale niewielu, żeby np. gdzieś z nimi wyjść. Mam taki problem, że nie potrafię się przełamać, żeby wychodzić z inicjatywą, tylko ktoś inny musi coś proponować. Dlatego większość czasu spędzam sam. Próbuję się przełamywać do różnych rzeczy, ale nie zawsze mi to wychodzi, bo często strach tak mnie przerasta, że wolę się wycofać, ale mniejsza o to, wróćmy do tematu Twojego syna.
Dla mnie dziwne jest, że ma pretensje do tego, że powinien pomagać przy pracach domowych. Już nawet ja nie mam z tym problemu. Gdy mama czy tata prosi mnie o pomoc, to po prostu robię to bez zbędnych komentarzy. No chyba, że źle się czuję. Czasami sam pytam czy w czymś pomóc albo sugeruję, że sam to zrobię.
Moim zdaniem lepiej stopniowo przyzwyczajać go do kontaktów społecznych. Skok na głęboką wodę może wywołać szok i doprowadzić np. do myśli czy nawet próby samobójczej. Albo sprawić, że będzie uciekał w nałogi takie jak alkoholizm, narkomania czy lekomania. Sam kiedyś miałem myśli samobójcze spowodowane silnym strachem przed kontaktami społecznymi i samotnością. Oczywiście również bałem się przyszłości (i nadal się boję). Nie twierdzę, że pomysł skoku na głęboką wodę jest głupi, jednak radzę zachować ostrożność przy wybieraniu rozwiązania tych problemów. Nie wiem czy bym czegoś sobie nie zrobił, gdyby moi rodzice siłą wyprowadziliby mnie z domu.
Dobrze też uświadomić syna, że to nie jest tak, że każdemu coś się należy, tylko na wszystko trzeba sobie zapracować. Przecież celem życia nie jest tylko przeżycie z dnia na dzień. Ludzie mają swoje cele, ambicje, ideały itd. i walczą o nie i umierają, a wygląda na to, że Twój syn chce tylko żyć! Musi mieć także świadomość, że nie wszyscy ludzie są tacy "straszni", a jeżeli ktoś trafi się "straszny" (np. jakich cham, gbur, prostak itp.), to najczęściej z nim jest coś nie tak, gdyż może mieć problem z niską samooceną, która na pozór u takich ludzi wydaje się być wysoka.
Pewnego dnia postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce i zacząć stopniowo poszerzać swoją strefę komfortu. Zacząłem od najprostszych rzeczy, np. od zapytania jakiegoś przechodnia o coś, poprosić pracownika sklepu o pomoc przy wyborze produktu, parę razy zagadałem nawet do ładnej dziewczyny. Niech Twój syn postępuje podobnie, jeśli chcesz, żeby w końcu się ogarnął.
Na psychoterapie szkoda czasu i pieniędzy. Sam chodziłem do różnych "specjalistów", lecz to niewiele mi pomagało. Jaki jest sens "spowiadania się" ze swojego życia obcej osobie, która będzie coś tam potakiwać, coś tam notować, a potem będzie zarzucać ogólnikowymi poradami, takimi jak: "musi pan(-i) tak i tak pomyśleć, tak i tak zrobić..." itp. itd. Jeszcze uzależni cię od kosztownych sesji "terapeutycznych". Może to niektórym pomaga, ale mnie pomogło to niewiele. Dlatego postanowiłem na własną rękę spróbować coś z tym zrobić.
[kryptoreklama - tresć usunięta przez moderację]
Psychologia jest pseudonauką, która niekoniecznie może działać. Środowisko psychiatryczno-psychologiczne tworzy coraz to nowsze "choroby".
Cyngli napisał/a:Próbowała rozmawiać o "przyszłości". Niech porozmawia o ewentualnej wizycie u psychiatry.
Ta, no pewnie, niech idzie do psychiatry, żeby mu przepisał "leki", po których będzie jeszcze bardziej - jak to autorka ujęła - "otumaniony". Sam kiedyś brałem tabsy przepisane przez owego "lekarza" i zamiast mi się polepszyć, to mi się pogorszyło. Był okres, w którym czułem się lepiej, gdy mój organizm przyzwyczaił się do zażywanych specyfików, ale to było bardzo sztuczne i miałem wrażenie bycia na "haju". Ponadto moje libido bardzo spadło i częściowo byłem impotentem, dlatego też z racji, że bałem się, iż tak mi zostanie, postanowiłem odstawić leki. Bałem się również zaburzeń pamięci i koncentracji.
Żadne tabletki nie rozwiązują żadnych problemów. Czasem mogą je nawet pogłębić. Dlatego radzę się zastanowić przed wizytą u psychiatry.