Cześć!
Jestem 22 latkiem, którego życie postawiło w okolicznościach w których sam zbytnio nie potrafię się odnaleźć. Ze względu na swój młody wiek i to, że nie czuję się na siłach, aby dokonać dojrzały i bezemocjonalny wybór. Wątek ten będzie dotyczył sfer, które są najbliżej każdego człowieka, ale nie będzie to tylko o związkach bezpośrednio.
Po części poszczęściło mi się w życiu, poszczęściło pod względem materialnym, na tyle, że rodzice chcą przyczynić się do naprawdę sporego wkładu własnego dla mojego nowego mieszkania w innym mieście, wieloletnie oszczędności, które chcą oddać mi bym miał łatwiejszy start. Bardzo to doceniam i ogromnie się z tego ciesze, wiadomo, będę musiał wziąć też sporą część tego mieszkania na kredyt, ale nie tak wielką jak musi brać wiele par 25-30 lat. Studiuję też dobry kierunek, który sprawia mi przyjemność, pracuję w dobrze płatnym zawodzie, który mnie jara. Do tej pory wszystko kształtuje się jakbym miał dość dobre predyspozycje do fajnego życia, ale powiem Wam - mało kto wie jaka prawda jest od środka. Mimo, że rodzice są troskliwi (mama, tata to trochę przeciwieństwo) według mnie mają wiele zachowań, które nie są zbyt zdrowe dla mojej psychiki. M.in. matka jest nadopiekuńcza, lubi być apodektyczna i by było po jej, natomiast ojciec jest okropnym cholerykiem, niestety w ciągu 22 lat mojego życia nie pamiętam dnia w którym byłby dzień gdzie potrafiłby się powstrzymać od przeklinania. Mój ojciec też jest dość stary, powyżej 60 lat i nikogo by nie dziwiło, że nic w domu nie robi, ale niestety ja miałem taki obraz przez całe życie. Moja matka wyręczała ojca robiła wszystko za niego, znosiła nawet wyzwiska i krzyczenie. Tata lubi też sobie wypić, może nie jak typowy alkoholik, bo chodzi do pracy, ale dalej jak typowy student, czyli jak jest weekend to wypije tyle alkoholu, że go zetnie. W domu mimo tego, że pieniędzy nie brakuje to niestety atmosfera jest dalece rodzinna. Brakuje trochę miłości, mój ojciec nigdy nie spytał matki "jak się czuje?", "czy coś jej pomóc?" tylko zawsze prosił o własne zachcianki. A ja, przenigdy nie chciałbym być takim człowiekiem jak ojciec i... matka też, bo mama to taka dobra dusza, wszystko przyjmie na klatę, wszystko wybaczy.
Ja z tego wszystkiego uciekłem w naukę i swoją pasję. Opłaciło się. Miałem tego farta, że trafiłem na dziedzinę, która jest ceniona w tych czasach i finansowo też nie narzekam. Tylko czegoś mi brakuje? Ah byłbym zapomniał. Brakuje mi tego co przeżywa większość ludzi w moim wieku. Miłości. Bardzo mi zawsze zależało by być z kobietą, często za bardzo i w sumie dalej mi za bardzo zależy. I o ile mam taki wygląd, że naprawdę nie miałbym problemów, żeby poderwać wiele kobiet (ze walorów fizycznych, bo z charakteru nie odważyłbym się), bo podobno jestem całkiem przystojny, inna sprawa, że dbam o siebie. To kiedy byłem w "związkach" okazywały się one totalnymi porażkami, albo byłem zabawką, która była zdradzona. Mam uraz do kobiet, bo szczerze, wszystko co mnie spotkało do tej pory od nich to było dla mnie krzywdzące (nie wiem jak łagodniej nazwać bycie zdradzanym i urwanie kontaktu bez słowa mimo kilkumiesięcznej bliskiej relacji). To była solidna nauczka, żeby do kobiet podchodzić bardzo ostrożnie. I niestety mimo, że minął ponad rok od tamtego "związku" to bardzo ciężko mi się zaangażować i potrafić poderwać kobietę. Naprawdę mimo, że z wyglądu niczego mi nie brakuje, z charakteru też jestem ułożony to jest to dla mnie zupełna czarna magia.
Jestem bardzo nieśmiały, często też nieporadny, bo matka sporo wyręcza w domu. A tu obiad ugotuje, a tu upierze. Oczywiście sam chciałbym być w przyszłości sensownym partnerem i staram się ją wyręczać w tym, ale same przyznacie, że kiedy mam taką okazję do leniuchowania to motywacja do sprzątania mimo szczerych chęci spada.
Tutaj pytanie do Was. Teoretycznie mógłbym znieść i pomieszkać z rodzicami jeszcze 2,5 roku do końca studiów, bo to mieszkanie, które mi fundują i tak będzie do oddania za 1 rok, a jeszcze trzeba je spłacać. Mieszkając z rodzicami, mimo tej niefajnej atmosfery i tego, że ciężko jest mi stworzyć związek, bo jednak spotykać się wiecznie na mieście trochę ciężko, a dziewczynę do domu nie przyprowadzę bo 1) krępuje mnie bardzo atmosfera, myślę, że moją potencjalną partnerkę również 2) to jest mieszkanie 3 pokojowe około 50 metrów, więc zupełny brak intymności.
Z drugiej strony mógłbym się tam wyprowadzić i żyć jak człowiek, tyle, że większość wypłaty swojej poświęcałbym na utrzymanie tego mieszkania, bardzo mało mógłbym odłożyć i byłoby mi ciężej (bo tu mogę studiować dziennie i pracować na 3/5 etatu i wyjdę bardziej na plus niż studiując zaocznie - opłaty za studia oraz mieszkanie i praca na cały etat). Jednak o związku, gdzie miałem jeden epizod, który był dla mnie dosłownie tragedią prawdopodobnie mogę zapomnieć. Zwyczajnie nie miałbym gdzie swojej kobiety zabierać poza miastem. A samochodu też nie mam bo wolę poświęcić takie wydatki na coś innego.