Jestem w związku jakieś 3 lata. Mieliśmy swoje wzloty i upadki ale teraz coraz częściej rozmawiamy o ślubie. On by chciał mały, ja większy. Ja mam juz na to pieniądze a on uważna ze mamy jeszcze na to czas. Wiem ze co do wesela jakoś się dogadamy ale martwi mnie coś innego. Wydaje mi się ze mój facet jest typowym egoistą. Co prawda jest kochany, bywają dni, że mogłabym godzinami się w niego wtulać ale mimo to czeto czuje, że to i tak się nie uda. Wydaje mi się, że on nie widzi tego co ja robię ( zwykłe sprzątanie czy gotowanie), a kiedy on coś zrobi chce żebym nie wiadomo jak go chwaliła. Jak ugotował zupę to cała jego rodzina musiała o tym usłyszeć. Dzisiaj np zapytał mnie co by dostał za wyczyszczenie lamp w moim samochodzie. Wyśmiałam go że już dostał, bo posprzątałam dzisiaj i ugotowałam obiad. On się oburzył i powiedział, że nie mam zielonego pojęcia co to znaczy siedzieć i grzebać przy nieswoim aucie i że powinnam mu np postawić pizzę. Zaczęłam mu tłumaczyć, że ja też robię wiele rzeczy a on tego nie widzi i przypomniałam sytuację, kiedy gotowałam a jemu nie chciało się obrać ziemniaków i oznajmił, że kiedy kupię sobie auto to on będzie do niego zaglądał i to będą jego obowiązki (co i tak jest śmieszne bo do auta zagląda parę razy w roku a ile razy je?) Ale do rzeczy.... dzisiejsza kłótnia zakończyła się nijak. Ja powiedziałam, że on nie potrafi zrobić czegokolwiek dla mnie bezinteresownie, a kiedy coś zrobi chce coś w zamian albo żebym ja to zrobiła następnym razem np żebym pozmywała naczynia. Ja już sama nie wiem co o tym myśleć. Niekiedy tak mnie wkurzy, że myślę, że to nie wyjdzie. Mało tego ja wtedy "wiem" że z tego nie będzie dobrego małżeństwa. Ja po prostu widzę, że on bardziej dba o siebie niż o mnie, gdzie ja np chętnie oddałabym mu wszystko co mam. Śpi na brzegu łóżka bo mu tak lepiej gdzie ja nie raz mówiłam, że jest mi zimno od ściany. Kiedy jemy np pizzę zawsze pierwszy łapie najlepszy kawałek. Dzisiaj np miał kupiony napój specjalnie do pracy ale przed wyjściem chciał napić się mojego bo w pracy może mu zabraknąć ...a mi nie zabraknie?
Nie wiem, może ja mam już jakąś paranoję ale naprawdę widzę, że zawsze jego dobro jest na pierwszym miejscu. Jest jeszcze wiele przykładów. Np ja zawsze muszę być silna i samodzielna, a on np wymagał, żebym chodziła z nim na rozmowy o pracę, a kiedy nie mogłam przyjść na jego egzamin uznał, że powinnam wziąć urlop bo on by się przy mnie mniej stresował.
Mam rację czy zaczynam wariować? Da się coś z tym w ogóle zrobić?