Nigdy nie byłam dobra w relacjach damsko-męskich i nie mam w tym zakresie żadnego doświadczenia. Sytuacja, w której się znalazłam jest dodatkowo utrudniona przez fakt, że chodzi tu o mojego współlokatora, nie mam pojęcia czy niektóre zachowania wynikają z tego, że ze sobą mieszkamy czy może coś się między nami zaczyna dziać. Mieszkamy ze sobą od października zeszłego roku, wtedy się też poznaliśmy. Początkowo uważałam, że jest całkowicie zwyczajny, ani brzydki, ani przystojny. Zresztą sam fakt, że mamy ze sobą mieszkać czynił go dla mnie aseksualnym. Rozmawialiśmy ze sobą ale nie jakoś przesadnie, on spędzał większość czasu u siebie w pokoju, a ja albo z nasza współlokatorką(mieszkamy w trójkę) albo u siebie. Po paru miesiącach z przyczyn rodzinnych nasza współlokatorka zaczęła bywać w naszym mieszkaniu 3-4 razy w tygodniu, czasem rzadziej, a my zaczęliśmy się do siebie zbliżać. Częściej rozmawialiśmy, on co chwilę przychodził do mnie, niby na krótko ale cały czas wracał. Po pewnym czasie zaczęłam traktować go jak przyjaciela. Chodziliśmy razem na zakupy, wspólnie gotowaliśmy, oglądaliśmy filmy i chodziliśmy na spacery, Udało mi się go nawet namówić na chodzenie po galerii handlowej. Nasza współlokatorka często mówiła mi, że on robi wszystko co mu powiem, jak go poproszę to pozmywa naczynia 10 raz w tygodniu, wyniesie śmieci, pójdzie do sklepu bo czegoś zapomniałam, zdarzyło mu się nawet odkurzać u mnie w pokoju, myć okna i ścierać kurze. Od razu mówię, że to nie jest tak, że ja mu marudzę pół dnia żeby coś zrobił, często nawet nie muszę nic mówić, a on robi to sam z siebie. Spędzaliśmy ze sobą coraz więcej czasu, właściwie każdą wolną chwilę poza uczelnią, a w weekendy, kiedy oboje byliśmy na miejscu, byliśmy ze sobą od śniadania do wieczornego mycia zębów. Opowiadał mi o sobie, swoich przyjaciołach i rodzinie. Rozmawialiśmy o wszystkim, zarówno sprawach poważnych jak i całkowitych głupotach. Kiedy byliśmy na uczelni to pisaliśmy do siebie, czasami wymieniliśmy 4 smsy, a czasami kilkanaście. Pisaliśmy do siebie jak nam poszła wejściówka czy kolokwium, albo jaki film dziś obejrzymy. Zauważyłam, że zaczynam traktować go inaczej, zaczęłam widzieć w nim faceta, a nie współlokatora. Na początku próbowałam sama sobie wytłumaczyć, że to tylko wszystko skomplikuje i że z czasem mi przejdzie, no ale nie przeszło. Jakiś czas temu, kolega zaprosił mnie na randkę, tak odruchowo powiedziałam o tym mojemu współlokatorowi. Na jego pytanie czy mam zamiar się zgodzić odpowiedziałam, że nie wiem i się jeszcze zastanowię. On po chwili wyszedł z mojego pokoju(zazwyczaj spędza w nim więcej czasu niż u siebie), powiedział że idzie spać, a później siedział jeszcze ponad 30min na FB, wyszedł z pokoju po jakiś 2 godzinach i zaczął się ubierać, tak bez słowa, zazwyczaj jak gdzieś wychodzi to mówi mi o tym wcześniej, mówi gdzie idzie, kiedy wróci, a wtedy nic, tylko ,,wychodzę" jak już otwierał drzwi do mieszkania. Po jakiś 5 minutach napisałam do niego, że szkoda że wyszedł bo chciałam go wyciągnąć na spacer. Odpisał mi, że jak chce to może po mnie wrócić, na spacerze powiedziałam mu że nie mam zamiaru wychodzić z tamtym chłopakiem i wtedy zaczął zachowywać się normalnie. Nie wiem czy to był przypadek czy zbieg okoliczności ale naprawdę zachowywał się wtedy dziwnie jak na siebie. W ogóle mam ogromny problem ze zrozumieniem jego intencji, potrafi być naprawdę kochany, a za chwile nie odpisuje mi na wiadomości albo odczyta i odpisze po godzinie a czasami dłużej. Jeszcze przed wakacjami miałam wrażenie, że kilka razy próbował mi zaproponować kawę, lody czy wyjście do clubu studenckiego, ale chyba nie wiedział jak ma się za to zabrać, sama jednak nie jestem pewna czy mi się nie wydawało. Mm wrażenie, że jest nieśmiały w kontaktach tego typu i wiem, że też nie ma za dużego doświadczenia z dziewczynami, ale może nie wynika to z nieśmiałości tylko ja mu się zwyczajnie nie podobam. Teraz, kiedy oboje jesteśmy w miastach skąd pochodzimy, mamy ze sobą kontakt codzienni, zazwyczaj to on pierwszy zaczyna, wysyła mi jakieś śmieszne obrazki, czasami jest tych wiadomości kilka dziennie, a czasami kilkanaście, rzadko jednak przybierają one coś na kształt rozmowy. Boje się, że nasz kontakt się popsuje do października. Napisałam mu parę razy że denerwuje mnie to że mi nie odpisuje i trochę się to polepszyło ale nie wiem czy to dlatego że on chce ze mną mieć kontakt czy dlatego że nie chce żebym się na niego obraziła. Denerwuje mnie już ciągłe interpretowanie jego słów. Boje się że on nic do mnie nie czuje, a ja pokazuje to, że mi na nim zależy więc nazywam go przyjacielem, mówię mu że jest dla mnie jak brat i opowiadam mu o moich kolegach. On mnie nigdy nie nazwał przyjaciółką i wiem że tak jak ja uważa naszą relacje za trochę dziwną.
Wiem, że się strasznie rozpisałam ale może komuś z was uda się przebrnąć przez to i napisze mi co myśli na ten temat.
nazywam go przyjacielem, mówię mu że jest dla mnie jak brat i opowiadam mu o moich kolegach.
Aha, i dziwisz się, że on nieśmiały, tak? I że na randkę nie zaprasza?
Nazywanie go bratem i przyjacielem "kastruje"go jako mężczyznę. ..jeśli ma /miał poważne zamiary wobec Ciebie.
A z tego co piszesz, widac że miał.
Zmien delikatnie, ale szybko taktykę. ..jeśli chcesz by między Wami się coś zaczęło
dziękuje bardzo za odpowiedzi. Nazywając go przyjacielem chciałam mu pokazać, że jest dla mnie ważny, przyznam, że drażni mnie kiedy tak go nazywam a on w żaden sposób się do tego nie odnosi. Zawsze odbierałam to w ten sposób, że traktuje mnie tylko jak współlokatorkę i nie chce się ze mną przyjaźnić albo nawet, że się mu narzucam z tą przyjaźnią
dziękuje bardzo za odpowiedzi. Nazywając go przyjacielem chciałam mu pokazać, że jest dla mnie ważny, przyznam, że drażni mnie kiedy tak go nazywam a on w żaden sposób się do tego nie odnosi. Zawsze odbierałam to w ten sposób, że traktuje mnie tylko jak współlokatorkę i nie chce się ze mną przyjaźnić albo nawet, że się mu narzucam z tą przyjaźnią
Bo narzucasz mu się z przyjaźnią. On tylko chciał poznać zapach twojej cipki.
6 2016-07-26 20:46:17 Ostatnio edytowany przez Brainless (2016-07-26 21:04:35)
dziękuje bardzo za odpowiedzi. Nazywając go przyjacielem chciałam mu pokazać, że jest dla mnie ważny, przyznam, że drażni mnie kiedy tak go nazywam a on w żaden sposób się do tego nie odnosi. Zawsze odbierałam to w ten sposób, że traktuje mnie tylko jak współlokatorkę i nie chce się ze mną przyjaźnić albo nawet, że się mu narzucam z tą przyjaźnią
No niestety, ja podobne teksty usłyszałem od koleżanki z pracy i było wiadomo, że sprawa jest spalona.
EDIT: Muszę powiedzieć, że zabiłaś mi niezłego ćwieka. Do dnia dzisiejszego nie wiedziałem, że kobieta może porównywać faceta, który jej się podoba do przyjaciela/brata. Niezły mindfuck.