Witam,
nie do końca jestem pewna czy dobrze robię pisząc tu ... mam nadzieję, że obce mi osoby ocenią moją sytuację i pomogą to zrozumieć.
Zacznę od początku: brak poznał dziewczynę z dosyć chorej rodziny, od razu mi się to nie spodobało, ale nie dawałam tego po sobie poznać, żeby brata nie zranić itd. Początkowo wszystko było ok, póki nie zaczęła coraz częściej pojawiać się w naszym domu. Zaczęła brać sobie moje rzeczy bez mojej wiedzy czy zgody, wieczne kłótnie i zadymy w domu, krząta się nam po kuchni i nie sprząta etc etc Oczywistym było, że na wszystko zwracałam jej i bratu uwagę bo skoro przychodzisz do czyjegoś domu to się jakoś zachowuj, oczywiście brat zawsze stanął po jej stronie. Dochodzą do mnie informacje, że dziewczyna czeka aż się wyprowadzę, opowiada o mnie jak to ciągle się jej czepiam, nawet obgaduje mnie przed moimi znajomymi. Jego dziewczyna ma wiecznie o coś problem, wiecznie fochy, nic ten chłopak nie może zrobić po swojemu, nawet z kumplami się już nie widuje, hobbystycznie jeździł na rowerze i też już ma zakaz. Efektem tego wszystkiego jest to, że ze mną też już brat ma odcięty kontakt... próbuję np zaprosić ich gdzieś to spotkanie nie dochodzi do skutku bo tej dziewczynie się to nie podoba. Kiedyś z bratem żyliśmy blisko, zawsze razem, na dobre i złe bo nie mieliśmy rodziców teraz tracę brata z czym totalnie psychicznie sobie nie radzę. Jestem tak załamana jakbym miłość traciła. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że brat jest totalnie zaślepiony i nie widzi co się dzieje. Kilkakrotnie z nim rozmawiałam o tym co się dzieje, co widzę i czego się obawiam i nic... jeszcze jej broni. Mówi, że przecież taka kolej rzeczy, że rodzina się rozdziela! Nie wiem jak Wy, ale kolej rzeczy to ślub, dzieci i swoja rodzina, ale nie odcięcie się od swojej pierwszej rodziny i to tylko dlatego, że tej dziewczynie się coś nie widzi... Ona sobie kontaktów ze swoja chorą rodzinką pilnuje, ale nasze odcina. NIe wiem co mam robić, bo cokolwiek nie powiem to źle, nawet już słyszałam, że to moja wina.