Ja Wam kochane powiem tak:
- z orgazmem łechtaczkowym, gdy jestem SAMA to NIE mam problemu!
- z orgazmem pochwowym z partnerem MAM problem (a partnera mam 5 lat)
- z orgazmem łechtaczkowym z partnerem TEŻ MAM problem, ALE kilka razy mu się udało mnie doprowadzić (a dokładnie w ciągu 5 lat było to 3 razy)
Więc jak to jest? Dodam, że partner jest naprawdę extra. Ja mam potoki wilgoci, wysokie libido-wyższe od partnera nawet. Partner stara się, ma przyrodzenie OK, robi co mu mówię, jest otwarty i przede wszystkim zależy mu na tym, żebyśmy RAZEM przeżyli orgazm, a nie tylko on ciągle sam. Powiem wam, że od roku on dostaje wtedy, gdy ja dostanę, czyli... Tak-WCALE. Trochę się tego obawiam jakie będą skutki, ale mniejsza o to, teraz rozmawiamy o moim problemie.
Wiecie, moje drogie, ja jestem już niestety siłą rzeczy sfrustrowana. Mam chwile, że sobie postanawiam... ŻADNEGO SEKSU! Ale niestety, jak już wyżej napisałam-mam wysokie libido, a on mnie podnieca i pociąga. No i powtórne niestety, po jakimś czasie (zdarzało się, że i nawet 4 godziny) nie ma finału.
On czuje się winny, gdy dostanie orgazm, a ja nie. Ja czuję się... Źle! Nie wiem czy jest słowo na określenie tego, co czuję... Odrzucona? Poniżona? Odsunięta? Nic z tych rzeczy, bo tak nie jest, ALE nie mniej jednak coś w tym stylu... Nie zrozumcie mnie źle-nie czuję się poniżona, etc. przez partnera, ale przez fakt, że jestem kobietą i taką mam NATURĘ!!! Przez NATURĘ tak się czuję.
Przechodząc na inne tory, a mianowicie religijne-zastanawiałam się, co Bóg miał na myśli tak nas konstruując. Religia twierdzi, że kobieta nie potrzebuje orgazmu, że obopólne przeżywanie orgazmu to propaganda dzisiejszych czasów (co mnie BARDZO oburza), że dla kobiety ważniejsza jest bliskość i radość dawania przyjemności partnerowi, a potem w nagrodę kobieta ma dziecko... Uwierzcie mi-ANALIZOWAŁAM to bardzo długo-kilka miesięcy. Przemyślałam wszystkie za i przeciw, przeczytałam chyba wszystko na ten temat... I jednego nie rozumiem: Kobieta i mężczyzna mają zdolność przeżywania orgazmu, kobieta potrzebuje więcej (czasu, nastroju, etc.) Mężczyzna potrzebuje mniej (bardziej się skupia, ma więcej bodźców) DLACZEGO DZISIEJSZY ŚWIAT JEST TAK BARDZO OPARTY NA FACETACH?!? Czyż nie ma na bilboardach, w TV, wszędzie reklam z lekami na impotencję faceta? Czyż wszystkie pornografie świata nie są ustawione na podniecanie facetów i kończą się oczywiście wspaniałym wytryskiem na twarz kobiety? CZEMU WSZYSTKO JEST NAKIEROWANE NA FACETÓW?
Oblewa mnie zimny pot jak sobie pomyślę, że jadąc tramwajem patrze na te wszystkie kobiety i dzielimy wspólne jarzmo, my wszystkie o tym WIEMY i MILCZYMY, zgadzamy się na to, akceptujemy, ciągle mamy nadzieję, że KIEDYŚ się pojawi ten orgazm pochwowy... Robimy się coraz starsze, rodzimy dzieci, dalej uprawiamy seks z nadzieją... To jakiś koszmar!
Pewna osoba powiedziała mi, że kobiecie orgazm jest niepotrzebny, a mężczyźnie tak, bo musi zapłodnić kobietę. W takim razie po co uprawiamy seks gdy już nie planujemy więcej dzieci? Albo inaczej: po co mężczyźni kończą w kobiecie z finałem, gdy już nie planują więcej dzieci? Przydałoby się więcej solidarności ze strony mężczyzn, a co za tym by szło-więcej uwagi i starania się o partnerkę i jej przyjemność.
Nie wyobrażam sobie urodzenia dziecka i patrzenia na nie potem przez całe moje życie ze świadomością, że ono jest wynikiem orgazmu mojego partnera, kiedy to w tamtej chwili ja sama nie miałam orgazmu. Czyli kończąc i reasumując- On miał przyjemność i orgazm, ja nie, ale za to mam 9 miesięcy nosić dziecko i wszelkie uroki ciąży, potem w bólu je rodzić.
Nie wiem jak wy, ale mi się ta budowa ciała kobiety wydaje wysoce niesprawiedliwa!!! Ja się nie uspokoję dopóki nie zacznę normalnie mieć orgazm w czasie stosunku i oczywiście NIE DOPUSZCZĘ do zapłodnienia, gdy sama nie będę miała orgazmu, to ma być NASZE WSPÓLNE dzieło, a nie tylko jego.
Po za tym-całe życie bez orgazmu? No to gruba przesada, ale już nie będzie przesadą, jeśli zestawię taki wynik pod koniec życia jakiejś pary: ONA- 30 orgazmów w życiu, ON- 10 000 orgazmów w życiu.
I co wy drogie kobiety i drodzy mężczyźni na to? Kobiety przytulam solidarnie i zachęcam do uświadamiania swoich partnerów, a mężczyzn namawiam do większego myślenia w zakresie obopólnego orgazmu i kieruję do uczuć takich jak współczucie, staranie się, lojalność.
Nie ma rzeczy niemożliwych.