Mam na imie Łukasz, Ta straszna dla mnie historia zaczyna sie w listopadzie 2014 roku i jak twierdzi moja żona trwa do dzis z przerwą gdzie na dwa miesiace byłem wspaniały... Natomiast teraz to jest juz chyba Koniec, czuje ze juz mnie nie kocha.
Ale od poczatku, Moja żona twierdzi ze z wszystkimi problemami zostawilem ja sama, mamy troje naprawde wspanialych dzieci w zwiazku małzeńskim jestesmy 7 lat a razem od 10. zawsze byliśmy razem, były chwile które dzis sprawiaja ze chce mi sie plakac ze juz nigdy moze tak nie byc. Ale jak to w kazdym zwiazku byly tez chwile ciezkie, naprawde ciezkie... Natomiast zawsze bylismy razem... Na dobre I na złe...
Moja żona jest bardzo piekna kobietą i zawsze podobała sie facetom a mnie wprawialao to w nie mala zazrdosc, brońboże nigdy nie bylem jakos obsesyjnie zazdrosny... staralem sie tego nieokazywac ale jednak stalo sie tak ze dzis jest to jeden z powodow naszego rozstania.
Jakies pare miesiecy temu mój dobry znajomy zaproponowal mi wyjazd do belgii, wiadomo w celach zarobkowych, razem z żona zaczelismy o tym rozmawiac, czy oby to niebyloby dobre wyjscie z naszej ciezkiej sytuacji materialnej... minął jakiś czas temat był pare razy poruszany i zawsze trzymalismy sie jednego, gdyby cos tam nie wyszlo... misiu wracaj do domu raze damy rade wszedzie.
Stało sie wyjechałem, nasze pożegnanie było tak pełne miłości, smutku i tesknoty ze nigdy nieprzypuszczałbym ze tak sie to potoczy... Kiedy dotarlem na miejsce okazało sie ze nie jest tak kolorowo jak mialo byc...
Było mi naprawde ciezko, do pracy ktora niszczyła czlowieka doszla jeszcze straszna tesknota za żona i dziecmi
Przez pierwsze trzy tygodnie dzwonilismy do siebie i długo rozmawialismy bardzo czesto i o wszystkim dostawalem od niej tyle wsparcia i ciepla ze czulem jak moja sila pozwala przenosic góry, Słyszałem ze bardzo mnie kocha ze strasznie teskni... wszystko bylo tak jakbym nigdy nie wyjechał...
Az w pewnym momencie z dnia na dzien wszystko sie zmieniło, zabrakło slow kocham Cie, Tesknie itd. Dlaczego?
Przez jakis czas starałem sie dawac rade, bijac sie ze swoimi myslami... co sie dzieje?
moja zona zadzwonila i powiedziala ze cos w niej pękło, ze zabraklo jej mojego wsparcia ze zostawilem ją ze wszystkim sama i ze nie chodzi jej tylko o teraz ale ze tak jest od jakiegos roku, poprostu przez caly ten czas starala sie nie dawac tego poznac i dusiła to w sobie, a teraz to pękło.
Wyjaśnie, moja rodzina jest dla mnie całym światem i naprawde przez cale nasze życie staralem sie robic wszystko by bylo im dobrze pracowałem na trzy zmiany a po pracy zajmowalem sie jeszcze wykonywaniem tatuazy. Nigdy nie podnioslem na żone reki, nigdy na nią nie podniosłem glosu, poprostu myslalem ze jestem dobrym ojcem i męzem... okazuje sie ze jednak nie...
Najwiekszy dla mnie problem pojawil sie gdy zona powiedziała mi ze spotkała kolege z gimnazjum...
zaczeli pisac, zaczeli sie spotykac podobno tylko jako koledzy... kolega zacza zone przywozic do domu to z zakupami to z tym czy zawiozl ja gdzies... Ogólnie bardzo ufalem swojej żonie ale po tym co uslyszalem od niej poprostu mnie rozwalilo...
Mineło kilka dni mojej jazdy w głowie az w niedziele powiedziala mi ze sie wyprowadza z dziecmi do swoje mamy, dlatego ze podobno moja mama z ktora mieszkalismy pozalila sie mojej tesciowej ze niepodobaja sie jej wizyty tego kolesia jak mnie niema... w kazdym razie juz jej nie ma...
Słyszac takie słowa postanowilem wrócic do domu by za wszelka cene ratowac to co jeszcze zostało.
Po przyjezdzie do domu czekala na mnie pustka, nie było kochajacej stesknionej zony i uradowanych z powrotu taty dzieci...
Straszne uczucie...
Zadzwonilem i umowilismy sie na rozmowe... pojechałem ale mimo nadziejii przywitanie zony było tak zimne ze pękało mi serce. dzieci były z teściowa na placu zabaw, takze mielism chwile dla siebie... Moja zona powiedziala mi wtedy ze nie moze tak zyc ze kocha mnie nadal ale potrzebuje czasu i lepiej bedzie jesli narazie nie bedziemy razem...
Ale jak... tak bardzo Ją Kocham, nie wyobrazam sobie zycia bez niej.
Powiedziala ze jesli chce to moge zabrac dzieci na pare dni do domy ale ona tam nigdy nie wroci, i ze jesli chce wszystko ratowac to musze sie zmienic, mam przestac byc takim zazdrosnym.
Tak wiec jestem teraz sam w domu z dziecmi, krore caly czas pytaja kiedy wroci mama...
Wiem ze żona caly czas pisze z tym kolesiem, a na moje pytanie " czy jest ktos na kogo mozesz liczyc bardzie jak na mnie?" odpowiedziala ... Tak! ale nic nas nie łączy"
Teraz siedze i caly czas mysle i naprawde nie wiem co robic... NIe chce jej stracic!!!
Pomożcie łukasz