Hej.
Mam mały problem ze współlokatorką.
Moja mama jest właścicielem mieszkania, a ja mam upoważnienie do zawierania umów, czyli jakby jestem współwłaścicielką. No i jestem studentką, mam 20 lat.
Wynajęłam drugi pokój dziewczynie w moim wieku, polubiłyśmy się, siedzimy czasami wieczorami razem albo idziemy na jakąś imprezę.
I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że ona nie sprząta po sobie. Była umowa, że każda myje po sobie naczynia, a kuchnia/łazienka raz w tygodniu. Ale tego nie ma - naczynia stoją brudne po 2-3 dni, łazienka nietknięta od 2 tygodni. Aż w końcu ja nie wytrzymuję i myję za nią, po czym słyszę ,,Ojej! Umyłaś po mnie? Nie musiałaś, miałam dzisiaj posprzątać" (zawsze miała dzisiaj)
Zwracam jej uwagę, że miała umyć, posprzątać, na co ona mi odpowiada, że ,,ma strasznie dużo nauki, nawet nie ma kiedy posprzątać". I byłby zrozumiałe, bo 1 rok trudnych studiów, gdyby faktycznie się uczyła. A ona śpi po 9h dziennie, nocami rozmawia z chłopakiem, a na facebooku na komórce jest dostępna cały czas (więc jak ktoś napisze - ona odpisuje). A zamiast tego mogłaby się wziąć do roboty.
Zapowiedziałam już, żeby uważała, bo mnie to zaczyna wku**wiać. Nie chciałam dosadniej.
I nie wiem co mam z nią zrobić - dogadałyśmy się, lubimy się, spędzamy ze sobą czas, ale z drugiej strony uważam, że powinna spełniać warunki umowy. Ze względu, że jesteśmy koleżankami, nie chcę jej grozić, że wypowiem jej umowę, bo syfi. Jedzenie nie chodzi, robaki się nie zalęgły, więc to nie jest jakiś koszmar, ale wszystkie talerze niekiedy stoją brudne i nawet nie ma w czym zjeść.
Sprzątanie za nią, podczas gdy ona np. ogląda film (tak żeby widziała, żeby jej sumienie dało znać) też nie pomogło.
Niesprzątaniem się nie przejmuje, bo kurz i bród jej nie przeszkadza.
Już nie wiem.