Przez pierwsze cztery lata życia mojego syna zostałam z nim w domu, ale aby malec lepiej się rozwijał, to od trzeciego roczku uczęszczał do przedszkola, którego roli nie da się chyba przecenić. Z jednej strony okoliczności nie pozwalały nam na inne rozwiązanie, a z drugiej nie wyobrażałam sobie, że miałabym powierzyć opiekę nad maluszkiem komukolwiek innemu. Mówi się, że nie liczy się ilość, ale jakość spędzanego z dzieckiem czasu - i ja się z tym zgodzę, niemniej im tego wartościowego czasu jest więcej, tym dla dziecka korzystniej.
Widzę, że syn zarówno ze mną, jak i z mężem, jest emocjonalnie bardzo związany. Spędzaliśmy z nim naprawdę mnóstwo czasu, ale nie zamknęliśmy się w domu, a zabieraliśmy na wycieczki, w przeróżne ciekawe miejsca, jednym słowem pokazywaliśmy mu świat, którego on jest do dzisiaj ogromnie ciekawy. Nie wiem jak ta więź i ciekawość świata wyglądałyby, gdybym opiekę powierzyła komuś innemu, ale wiem za to jak źle syn znosił moją nieobecność, nawet gdy był już znacznie starszy.
To co mnie zawsze zastanawiało, to fakt, że moje dziecko, choć przecież wciąż ktoś do niego mówił, samo mówić zaczęło bardzo późno. Tak więc warto zdać sobie sprawę (kieruję tę uwagę zwłaszcza do mam, które nie mogą zostać ze swoimi maluszkami), że nie wszystko wynika z zaniedbania, a w ogromnej mierze z indywidualnych predyspozycji brzdąca.