Witam Was, mam pewien problem juz tu raz o nim pisałam ale w innym "świetle" że tak powiem... Chłopak zanim go poznałam nie chodził do kościoła tzn. jak był mały to owszem, jak miał rodzinę w komplecie... gdy był mały odszedł od niego ojciec i od jego rodzeństwa. Bił ich i ich matke. wszystko spadło na niego bo był najstarszy- opieka młodszym rodzeństwem (w tych chora siostra na zespół marfana ) zarabianie na utrzymanie rodziny. Zawsze miał pod górke. Przez to wszystko jest mu trudno znowu zaufać Bogu. O wszystko go obwinia, jak mówi mu że powinien sie modlic prosic Boga jezeli czegos pragnie że on mu zawsze pomoże... to on do mnie "yo gdzie był Bóg przez te wszystkie lata gdy go potrzebowałem, prosiłem... i zamyka mi usta tymi słowami:( nie wiem co mu mówić jak mu pomóc.:( Ja widze ze jest to dobry człowiek, uczynny miły poprostu dobry... i tak bardzo chce mu pomóc. Idzie czasami ze mna do kościoła ale jak twierdzi tylko dlatego ze ja chce i ze idzie ze mną, sam nie chodzi... a wiadomo nie mozna człowieka do niczego zmusić, ale tak bardzo chce mu pomóc. Tym bardziej ze spotykam sie z nim , jest dla mnie bardzo wazny i planujemy wspólne życie. tłumacze mu ze kiedys w przyszłości jak beda dzieci że chce je wychowywac w wierze i po katolicku. on to rozumie i dlatego tez chodzi ze mna do kościoła. Ale ja chce żeby on robił to tez dla siebie, spowiedź święta, komusi a... przecież to jest takie wazne w życiu. a przede wszystkim Bóg. Zeby nie czuł się juz taki samotny zeby wiedział ze Bóg chce mu pomóc pomimo tych trudności które przeszedł.... Pomóżcie, doradźcie cos prosze....
masakra jak czytam coś takiego to mi sie w głowie kotłuje. Dlaczego Ty od niego wymagasz czegoś czego on nie potrzebuje. Kocha Cie i robi cos dla Ciebie ale daj mu spokuj. Jak by Ci kazał powiększyć cycki bo tak mu się podoba to bys to zrobiła? Bo on może pomyślał by że to dla Twojego dobra. Cholera jasna, każdy jest dorosły i robi to co chce. Dlaczego mówisz że bóg jest najważniejeszy. Dla mnie on nawet nie istnieje i każdy ma prawo do swojego zdania. Do kościoła nie chodzę od lat i nie wyobrażam sobie żeby ktoś mnie do tego zmusił, a już na pewno do tego żebym uwierzyła w coś o czym nie mam pojęcia
izka878787 podobny temat już jest: http://www.netkobiety.pl/viewtopic.php?pid=1529855#p1529855
chociaż Ty go chyba nie chcesz nawracać na jakąś wiarę, a chcesz by zaufał Bogu, czy tak?
On ma pojęcie o Bogu i wiem o tym, poprostu sie zagubił, zwątpił... ale byc może że szedł nie ta droga co trzeba. Każdy ma jakies swoje problemy ale nie wolno obwiniac o to Boga... I nie wymagam od niego czegoś czego nie potrzebuje... bo potrzebuje... dlatego chce mu pomóc i nie chce go zostawiac samemu sobie...
Dussia wnioskuje, że Ty też może (Twoim zdaniem) masz powód żeby żyć tak jak piszesz bez Boga... Ale życze Ci żebyś go odnalazła, zacznij myśleś o swoim życiutym które będzie jak tu na ziemi sie ono skończy...
Dodam jeszcze że obowiązkiem każdego katolika jest pomagać sie nawrócić, jeżeli nam sie nie uda to trudno bo wiadomo jak napisałas każdy jest dorosły i ma wolną wole, i świata nie zmienimy. To że katolik, wierzący, praktykujący napotyka takich ludzi na swojej drodze to nie jest przypadek.
Życze Ci żebyś kogos takiego spotkała, żeby komus tak na Tobie zależało, na Twoim życiu, że będzie chciał Ciebie przekonywac żebyś wróciła do Boga... Wiesz co mnie zastanawia? Skąd wzięłaś się na tym forum w temacie "Religia" skoro nie wierzysz nie wiesz że Bóg istnieje???
Catwoman tak, wiem czytałam... ale ja wiem, że on jest wierzący... bo mi to mówił. Chce tylko żeby on nauczył sie znowu rozmawiac z Bogiem, żeby mu zaufał... żeby mu powierzył swoje zycie, modlił sie. bo ja wiem że bez Boga nie ma zycia.
izka878787 wierzę, że twoje intencje są szczere, ale słowami nie sprawisz, że Twój kolega zacznie nagle wierzyć w miłość Boga do niego. On tę miłość potrzebuje poczuć w swoim życiu. Co najlepszego zrobisz? Po prostu módl się za niego, wołaj do Boga w jego sprawie - niech Bóg, który wie, jakie struny jego duszy poruszyć i kiedy to zrobić- zdecyduje
Wiem, że to co piszesz to najlepsza droga:) myslałam że moze jak zaczne z nim rozmawiac więcej o Bogu... nie wiem... ale w kazdym bądź razie robie tak jak piszesz i bede dalej dziękuje za rade. Jak by ktos wpadł jeszcze na jakis dobry pomysł czym mogłabym go zblizyc do boga bede wdzięczna )
A czy Ty jesteś żywym przykładem mocy Boga w życiu człowieka?
Hmm trudne pytanie, nie mnie jest siebie oceniać, ale powiem, że staram sie. Wiadomo, że każdy ma tez różne chwile w życiu ale pomomo wszystko, nie obwiniam o to Boga, wręcz przeciwnie wierze w to, że takie krzyżyki w naszym życiu to dar od boga bo w ten sposób mozemy sie do niego zblizyć... ale w kazdej sytuacji, chwili staram sie mu pokazac właśnie że Bóg jest w moim zyciu i że zajmuje on Wazne bo pierwsze miejsce w nim. Ale przyznaje sie tez do potknięć, nikt nie jest święty...
Nie chodzi o Twoje starania, tylko o moc Boga w Twoim życiu inaczej: o dary, które człowiek może otrzymać, jak chociażby radość.
A no to mysle że jestem żywym przykładem hehe )
Czy to, że on nie chodzi do kościoła w jaki§ sposób dyskredytuje go w Twoich oczach? Zostawisz go gdy okaże się, że nie dał się nWrócić? Czy byłby lepszym człowiekiem gdyby był bardziej religijny?
Jeżeli na wszystkie pytania odppwiesz NIE to p co chcesz go nawracać?
On tego nie potrzebuje.
13 2013-05-20 12:44:13 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2013-05-20 12:46:39)
Ogarnij się i skończ go do czegoś ZMUSZAĆ! Bóg, a katolicyzmy to dwie różne sprawy (link usunięty) Coś czuje, że sporo tutaj osób nie będzie w stanie tego do połowy przeczytać i pomyśleć na trzeźwo....
Wolisz, żeby wierzył w Boga, bo go zmuszasz i był nieszczęśliwy czy był z Tobą i był szczęśliwy?
wstawianie linków jest niezgodne z regulaminem forum
Ale tutaj nie chodzi o całkowite zmienianie go przecież pisałam wyżej... Ja wiem, że on wierzy, chciałam tylko żeby zblizył sie do Boga, bardziej mu zaufał. A to co innego.
C'omon - co jest nieszczęśliwego w tym, że wierzy się w Boga? to by go jedynie uszczęśliwiło.
On dobrze wie, że mam racje, że Bóg to jedyna droga do szczęścia, bo wile razy z nim o tym mówiłam. On poprostu ma trudności z tym, żeby modlic sie do Niego, prosic o pomoc... i uważa że chodzenie do kościoła nic nie da, a wręcz przeciwnie jest, bo nie idziesz tam dla nikogo jak tylko dla siebie zeby sie pomodlic, chociazby nie w czasie odbywania mszy św. ale w kazdym czasie wolnym, żeby iśc i z Bogiem porozmawiać. A nie tylko zwalać na księzy i obwniniac księzy za swoje lenistwo, bo niektórzy tak to własnie tłumaczą. Wiadomo że różni księża sa, ale to juz jest ich sprawa jak wywiązuję sie ze swojej posługi ludziom, to Bóg ich bedzie sądził a nie było to dane ludziom! Każdy człowiek powinien zadbac o swoja wiare! ale wracając do tematu...
i co najwazniejsze nie zmuszam go tylko chce go nakierować, pomóc mu...
Ojciecpiotr (skąd w ogóle taki nick?- tak z ciekawości? ) Wyobraź sobie że trochę dyskredytuje go to w moich oczach. Bo to jest nijak jak olewanie Boga, w którego jak powiedział wierzy... Nie odpowiadam za tych którzy nie wierzą, i nie związałabym się z nim gdyby był innej wiary. Nie wyobrażam sobie osobiście swojego życia z ateista np., wiem, że nie dała bym rady... może sa i takie pary, ale ja bym nie potrafiła. Dla ciekawości... na początku nie chciałam z nim być... ale zobaczyłam, że jednak jest inny, dobry i że nie wszystko stracone. Widze, że wierzy ale czasami sie gubi. Zostałam z nim, bo pomyślałam, że moze Bóg celowo postawił go na mojej drodze... więc próbuje i wierze w to że mi się uda, tylko zwróciłam sie do was o mała pomoc. Wierzcie mi gdybym widziala, że naprawde nie zmienią się juz jego poglądy nigdy, gdyby powiedział, że nie wierzy w Boga, nie podejmowała bym się (czym oczywiście nie zniechęcam innych) bo ja wiem, że tez nie jestem na tyle silna by nawracac innych... ja chce tylko pomóc... widze, że on tego potrzebuje, jest mu ciężko. I Kto wie, możeby i był lepszym człowiekiem. nie zaprzecze. Jest to mozliwe. Dobra nigdy za wiele a Bóg potrafi czynic cuda:))))
On poprostu ma trudności z tym, żeby modlic sie do Niego, prosic o pomoc... i uważa że chodzenie do kościoła nic nie da, a wręcz przeciwnie jest, bo nie idziesz tam dla nikogo jak tylko dla siebie zeby sie pomodlic, chociazby nie w czasie odbywania mszy św. ale w kazdym czasie wolnym, żeby iśc i z Bogiem porozmawiać. A nie tylko zwalać na księzy i obwniniac księzy za swoje lenistwo, bo niektórzy tak to własnie tłumaczą. Wiadomo że różni księża sa, ale to juz jest ich sprawa jak wywiązuję sie ze swojej posługi ludziom, to Bóg ich bedzie sądził a nie było to dane ludziom! Każdy człowiek powinien zadbac o swoja wiare! ale wracając do tematu...
A to Bóg jest tylko w murach kościoła? Modlitwa w domu jest czym innym i wtedy Bóg nie słyszy naszych myśli, intencji?
nbm - nie, tego nie napisalam ) Wiesz, byłabym przeszczęśliwa, gdyby mój chłopak modlił się tez w domu, w kazdym momencie, miejscu mozna sie modlić. Ale sakramentu pokuty ani też komunii świętej nie przyjmiesz sobie w domu, na ulicy...
Drogę do Boga każdy ma inną. Nie zawsze prowadzi ona przez Kościół. Wspomnij chociażby apostoła Pawła, którego Jezus wybrał, a wydawało by się że jest to ostatnia osoba, na którą Bóg może postawić. Najlepiej módl się za niego wytrwale i dawaj dobry przykład swoją postawą, to najlepszy sposób aby kogoś skłonić do refleksji, że jednak warto zaufać Bogu, bo wiara i zaufanie Bogu daje zawsze dobre owoce. Nie zmuszaj go do chodzenia na msze, nie martw się, nie pójdzie do piekła z powodu nieobecności w kościele co niedziela. Lepiej niech zacznie odbudowywanie swej relacji z Bogiem od bardziej wewnętrznej i duchowej strony, od modlitwy (takiej własnej, szczerej rozmowy, a nie klepania paciorków) i czytania Słowa Bożego (najlepiej na początek Ewangelii i Listów). Czy zdecyduje się jednak na szukanie tej więzi z Bogiem i kiedy, to już nie wiadomo. Sama go do tego nie zmusisz, możesz jedynie wymusić na nim udział w religijnych obrządkach, ale to nie ma nic wspólnego z wiarą i zaufaniem Bogu. Jego wewnętrzna przemiana jest możliwa, tylko gdy on sam będzie chciał odrodzić się na nowo.
Dla mnie to jakiś kosmos co Ty wypisujesz .Może zakonnicą powinnaś zostać a nie nawracać ludzi. skoro ktoś tego nie chce .Jak można komuś wmawiać coś czego wcale nie chce. Jemu tego nie brakuje. Daj mu spokuj. To dorosły człowiek i jak będzie chciał tak zrobi. Sądzisz że jezęli będziesz o coś prosić Boga to to dostaniesz ?? Przecież to nie wrózka i nie czarodziej. Po co pracowac skoro można sie pomodlić i o coś go poprosic !!!
nbm - nie, tego nie napisalam ) Wiesz, byłabym przeszczęśliwa, gdyby mój chłopak modlił się tez w domu, w kazdym momencie, miejscu mozna sie modlić. Ale sakramentu pokuty ani też komunii świętej nie przyjmiesz sobie w domu, na ulicy...
Oczywiście, ale Komunia jest po to, żeby nas bardziej "zespolić" z Bogiem, wzmocnić naszą z Nim więź, a w przypadku twego narzeczonego ta więź jest zerwana, więc najpierw musi ją odbudować, a potem ewentualnie przystąpić do Komunii. Najważniejsze, żeby znów zaufał Bogu, a wtedy sam będzie chciał tej Komunii. Bez tego sama spowiedź i Komunia będą pustym gestem bez wartości, a nawet świętokradztwem. Nie martw się, Bóg wie co robi, a ty jeśli będziesz Go prosić w modlitwie, to Bóg cię wysłucha. Ja już od kilku lat modlę się o dar prawdziwej wiary dla mojego mężczyzny i jestem pewna, że Bóg mnie wysłuchuje i zrobi to, co należy. Trzeba Mu tylko zaufać.
Jak widać po autorce wątku wiara nie zawsze idzie w parze z rozumem.
Jak widać po autorce wątku wiara nie zawsze idzie w parze z rozumem.
Jak to czytam to trudno mi się nie zgodzić z Tobą.
Dziewczyno, czego ty od niego chcesz tak naprawdę? Facet jest dobry, kochany, nawet chodzi do kościoła z Tobą, bo TY tego chcesz, nie ma nic do wychowywania potencjalnych dzieci tak jak ty chcesz. A zastanowiłaś się w ogóle czego on chce? Dlaczego uważasz, że komunia i chodzenie do kościoła jest ważne? Ja jestem długie lata ateistką i nie ma to dla mnie żadnego znaczenia. Ludzie są różni.
Nawet jeżeli on wierzy, to dlaczego uważasz, że musi się na siłę pojednywać z bogiem, w dodatku w sposób, który ty uważasz za jedyny słuszny? Dlaczego nie zostawisz go w spokoju, tylko próbujesz na siłę uszczęśliwiać. A co, jeżeli Twoje nagabywanie go nie uszczęśliwi? Dlaczego nie możesz przyjąć do wiadomości, że on wierzy, ale inaczej i w żaden sposób to nie jest gorsze od Twojego postrzegania wiary? Uważasz, że tylko ty masz rację.
Nie wyobrażam sobie życia z wierzącym i praktykującym partnerem, ale jeżeli by się takowy związek zdarzył, to na pewno nie dałabym się namówić na wspólne bieganie do kościoła. Moim zdaniem facet jest po prostu złoty, że mimo Twojego fanatyzmu wciąż tłumaczy Ci to ze spokojem i dla świętego spokoju chodzi z Tobą do tego kościoła.
I nie próbuj mi czasem z powodu mojego ateizmu życzyć pojednania z bogiem, bo nie ręczę za siebie.
Chciałem coś kulturalnego napisać ale jakoś nerwy mnie ponoszą ...
Organiczę się do tego:
Droga Autorko, Jeśli wierzysz tak bardzo jak mi się wydaje to zostaw w spokoju tego człowieka i módl się za niego codziennie. To powinno wystarczyć. Piszesz o właściwych drogach ale zapominasz, które są wybrukowane dobrymi chęciami.
Dussia już któryś raz pisze ze nie chce go nawracać, bo nie mam takiej potrzeby, on w Boga wierzy... wprost przeciwnie do tych którzy nie wierzą i do niektótych którzy (niekoniecznie) w tym temacie sie wypowiadają... a widać po wypowiedziach, więc skoro napisałam tu bo potrzebje pomocy w tej kwestii to raczej wiadome jest że z takich rad nie skorzystam... Ja go do niczego nie zmuszam, przedstawiłam mu tylko swoją wersje i wizje naszej przyszłości. Dobrowolnie przeciez idzie ze mną do kościoła... nie ciągne go na smyczy... Wiele razy Boga prosiłam i dostałam... prosłam o zdrowie mojej babci, która była juz umierająca, teraz jest zdrowa i mże normalnie funkcjonowac, mogłabym wymieniac i wymieniać. Jak nie wierzysz, jestes dorosła (nie wiem jak w duchowym znaczeniu tego słowa- nie mnie to oceniać) i to Twoja sprawa, ale prosze Cie takich rad nie udzielaj... i nie rozumiem po co wplątałaś tu temat pracy??? czy jedno drugiemu zaprzecza??? Twoim zdaniem jak ktoś sie modli to nie pracuje...? swoją drogą choć byś ile pracowała to zdrowia sobie za te pieniądze nie kupisz... ale to juz inny temat...
Ojciecpiotr ja Ciebie nie obrażam i nie chce tego robić więc i Ty nie obrażaj. Nie po to tu napisałam, żeby ktoś oceniał moją wiarę i rozum... To nie jest mus, że każdy musi cos napisać, nie koniecznie mądrego... więc szkoda klawiatury...
24 2013-05-20 18:50:51 Ostatnio edytowany przez mery90 (2013-05-20 18:59:20)
Ehhh nawet mi sie nie chce czytac wszystkich Twoich postow izka... skoro wierzy w Boga to wierzy, ale moze nie ma potrzeby chodzenia do kosciola??.
Ja w Boga wierze, w kosciol nie. Dlaczego? A to dlatego, ze w kosciele chodzi tylko o kase. Podobno Bog jest wszedzie tak? To moze sobie z nim rozmawiac wszedzie! Ja w kosciele nie bylam od smierci dziadka. I powiedzialam, ze nie pojde, bo nie mam ochoty, zeby cala dzielnica wiedziala, ze chodze, byc na ich jezykach. A jesli chce sie czuc jeszcze blizej Boga ide na cmentarz do dziadka. I to mi wystarcza. Mam sie spowoadac pozal sie Boze do ksiedza? Bog widzi moje grzechy i to wystarczy a skad ksiezulek moze wiedziec czy Bog mnie rozgrzeszy czy nie?
swoją drogą choć byś ile pracowała to zdrowia sobie za te pieniądze nie kupisz... ale to juz inny temat...
a chodzenie do kosciola to zdrowie Ci da?
w przypadku Twojej babci zadzialala MEDYCYNA! To jak poszla technika do gory... nic innego, jak LUDZKIE DZIALANIE I LUDZKA INTELIGENCJA. Bog nie stworzyl roznych rentgenow, skladnikow chemioterapii i innych, tylko CZLOWIEK wiec prosze Cie... litosci...
Teraz to juz naprawde czuje się jak skopana, z to że chce komus pomóc... Chodziło mi tylk o to, żeby pokazac mu, że te wszystkie złe rzeczy które mu sie przytrafiły to nie jest z wina Boga, żeby go nie obwinał, nie odsuwał sie od niego... Czy ktoś z Was ma inne zdanie?????????????!!! TEż o wszystko oskarżace Boga ???? i wszyscy uwazacie, że człowiek który sie pogubił (mimo że jest dorosły)nie potrzebuje pomocy???? ja nie chce go do niczego zmuszać i wiem ze nic tym nie wskurałaym ludzie... wiem,że mam sie modlic za niego i nie chce nic na siłe, nie wiem czy mam to napisac raz jeszcze???
Kościół owszem, może nie jest dobrym przykładem ale nie wszędzie tak jest jak Ciebie w dzielnicy mery. Podałam tylko przykład kościoła. Wierz mi od małego mnie tak uczono więc ja inaczej nie potrafie. Sama też jestem świadoma mojej wiary. U nas od ąd pamietam jest super ksiądz i nie chodzi mu tylko o kase, ręcze za niego. Ale niestety wiem tez ze nie kżdy ksiądz jest z powołania. Nie chce tutaj wchodzić na temat kościoła i księży... bo wiem ze nie mam szans i większość tutaj mnie obrzuci błotem ze tak powiem, jak to przed chwila zrobiła. Kościół podałam tylko za przykład, ale najażniejsze dla mnie jest to żeby on nie obwiniał Boga za to co stało sie w jego życiu, żeby zamiastsie oddalać zblizył sie do niego przez to.
To poleć mu Biblię- niech poczyta nie tylko o historiach ludzi, którym się wydawało, ze Bóg ich opuścił w nieszczęściu (idealna jest tu Księga Hioba) ale i te wszystkie obietnice, w których Bóg obiecał pomoc przy przechodzeniu przeróżnych trudności i prób. Nie obiecał nigdy życia bez trudności, ale obiecał siebie i swoją pomoc .
Teraz to juz naprawde czuje się jak skopana, z to że chce komus pomóc... Chodziło mi tylk o to, żeby pokazac mu, że te wszystkie złe rzeczy które mu sie przytrafiły to nie jest z wina Boga, żeby go nie obwinał, nie odsuwał sie od niego... Czy ktoś z Was ma inne zdanie?????????????!!! TEż o wszystko oskarżace Boga ???? i wszyscy uwazacie, że człowiek który sie pogubił (mimo że jest dorosły)nie potrzebuje pomocy???? ja nie chce go do niczego zmuszać i wiem ze nic tym nie wskurałaym ludzie... wiem,że mam sie modlic za niego i nie chce nic na siłe, nie wiem czy mam to napisac raz jeszcze???
Ciagajac go do kosciola wywierasz na nim presje, rozumiesz?? Ciagajac go do kosciola nie nawrocisz go, BO ROBI TO WBREW SOBIE, ROBI TO DLA CIEBIE NIE DLA SIEBIE!!
Czlowiek, ktory sie pogubil sam zadecyduje kiedy najwyzsza pora, zeby zaczac wierzyc, zeby zaczac chodzic do kosciola, zrobi wszystko kiedy nadejdzie odpowiednia pora, a nie BO TY TAK CHCESZ
czytaj uwazniej co kazdy z nas pisze a zrozumiesz o co chodzi, bo poki co wkolko piszesz jedno i to samo, mimo, ze juz kilka razy dostalas na to odpowiedz. NIE CHCE TO NIE CHODZI, BEDZIE CHCIAL TO ZACZNIE, kumasz?
Kościół owszem, może nie jest dobrym przykładem ale nie wszędzie tak jest jak Ciebie w dzielnicy mery. Podałam tylko przykład kościoła. Wierz mi od małego mnie tak uczono więc ja inaczej nie potrafie. Sama też jestem świadoma mojej wiary. U nas od ąd pamietam jest super ksiądz i nie chodzi mu tylko o kase, ręcze za niego. Ale niestety wiem tez ze nie kżdy ksiądz jest z powołania. Nie chce tutaj wchodzić na temat kościoła i księży... bo wiem ze nie mam szans i większość tutaj mnie obrzuci błotem ze tak powiem, jak to przed chwila zrobiła. Kościół podałam tylko za przykład, ale najażniejsze dla mnie jest to żeby on nie obwiniał Boga za to co stało sie w jego życiu, żeby zamiastsie oddalać zblizył sie do niego przez to.
to Ci pisze po raz kolejny, nie zdzialasz tego, zwlaszcza tymi gadkami. Ja wiem jak na mnie dzialaja babci gadki na temat mojego chodzenia do kosciola. Tacy ludzie jak moja Babcia(ktora bardzo kocham naprawde) czy jak Ty nie skumaja tego, ze takie osoby jak ja czy Twoj chlopak nie mamy potrzeby chodzenia do kosciola. poprostu.
moze zapytam tak, chodzisz co tydzien na dyskoteki? jesli tak to dlaczego, jesli nie, tez dlaczego?
Teraz to juz naprawde czuje się jak skopana, z to że chce komus pomóc... Chodziło mi tylk o to, żeby pokazac mu, że te wszystkie złe rzeczy które mu sie przytrafiły to nie jest z wina Boga, żeby go nie obwinał, nie odsuwał sie od niego... Czy ktoś z Was ma inne zdanie?????????????!!! TEż o wszystko oskarżace Boga ???? i wszyscy uwazacie, że człowiek który sie pogubił (mimo że jest dorosły)nie potrzebuje pomocy???? ja nie chce go do niczego zmuszać i wiem ze nic tym nie wskurałaym ludzie... wiem,że mam sie modlic za niego i nie chce nic na siłe, nie wiem czy mam to napisac raz jeszcze???
Ale czy ty nie rozumiesz, że on nie potrzebuje pomocy? Dlaczego sądzisz, że się pogubił? To jest tylko Twoje zdanie i Twój pogląd. On po prostu inaczej podchodzi do wiary niż ty. Inaczej nie znaczy gorzej. Doświadczenia życiowe wpływają na światopogląd, pogódź się z tym, ciekawe jaka ty byś była na jego miejscu. Zawiódł się na kościele i swojej wierze, bo jak najbardziej potrzebował pomocy, to się okazało, że nikt mu nie pomoże. Nie, nie wszyscy oskarżamy o wszystko boga. Ja na przykład nie wierzę w jego istnienie.
Skąd wiesz, czy ten dystans do boga nie pomaga mu się pogodzić z tym, co przeżył. I dlaczego do cholery nie zapytasz go czego on chce, bo cały czas piszemy o tym, czego ty byś chciała.
ja nie wiem dlaczego ludzie chcą na siłę kogoś nawracać,każdy zyje jak chce
ja też jestem wierząca,ale szlag mnie trafia gadanie innych że nie chodze do kościoła że to i tamto,nie mam takiej potrzeby i nie zyczę sobie żeby ktoś mnie ustawiał i mówił co mam robić
może kiedyś sama się nawrócę,jeśli bedę miała taką potrzebę
32 2013-05-20 19:59:20 Ostatnio edytowany przez Endar Spire (2013-05-20 20:00:13)
izka przerażasz mnie kobieto. Tutaj, aż ciężko Ci odpowiedzieć nie wjeżdżając na Ciebie. Bo Ty kobieto masz ze sobą ogromny problem. Jesteś, a raczej próbujesz kreować się na głęboko wierzącą, natomiast sama masz ze sobą tak ogromny problem na tle wiary, że sobie chyba sprawy nie zdajesz. Przepełnia Cię taka pycha, takie przeświadczenie o własnej nieomylności. Przepraszam, ale kim Ty jesteś, żeby decydować o tym co komu jest w życiu potrzebne, albo czy ktoś się pogubił, czy nie. Litości kobieto, bo Twoje słowa są przepełnione taką pychą, takim zuchwalstwem, taką wścibskością, że aż problemem staje się doczytanie do końca choćby pierwszego zdania z każdego postu, bo aż się wierzyć nie chce, że to co piszesz jest autentyczne.
Cholera, kobieto. Jeśli Ci nie pasuje ten chłopak to go zostaw, daj mu spokój, zrazisz go jeszcze bardziej. Nic tak nie wkurza ludzi jak wścibskość ludzi wierzących, wierz mi dziewczyno na słowo, to jedna z najbardziej irytujących postaw w naszym społeczeństwie - próba nawracania na siłę.
Chcesz go nawrócić? Idź się pomódl. Jeśli jesteś głęboko wierząca pewnie wiesz, że Bóg potrafi zdziałać cuda jeśli się go o to prosi. Więc idź, módl się żarliwie o to, aby on się nawrócił. Nic innego zrobić nie możesz.
I dobrze Ci radzę zastanów się nad własną wiarą, bo daleko Ci niestety od ideału, na który próbujesz się kreować, tu też możesz mi wierzyć na słowo.
Teraz to juz naprawde czuje się jak skopana, z to że chce komus pomóc... Chodziło mi tylk o to, żeby pokazac mu, że te wszystkie złe rzeczy które mu sie przytrafiły to nie jest z wina Boga, żeby go nie obwinał, nie odsuwał sie od niego... Czy ktoś z Was ma inne zdanie?????????????!!! TEż o wszystko oskarżace Boga ???? i wszyscy uwazacie, że człowiek który sie pogubił (mimo że jest dorosły)nie potrzebuje pomocy???? ja nie chce go do niczego zmuszać i wiem ze nic tym nie wskurałaym ludzie... wiem,że mam sie modlic za niego i nie chce nic na siłe, nie wiem czy mam to napisac raz jeszcze???
To on jest "dobry" czy "odsunął się od Boga"? Już nie rozumiem.
Dlaczego Twoje bycie "dobrym" jest lepsze od jego "dobroci"?
Kiedy on będzie równie dobry jak Ty? Gdy będzie dziękował Bogu za każde kichnięcie?
Dopóki nie urywa głów kurczakom w rytualnym tańcu najlepiej będzie jak swoją postawą będziesz pokazywać mu jak bardzo Bóg go kocha, bez wspominania o tym, bądź przy nim, kochaj go. I módl się.
Ludzie, czy trzeba na tę istotę tak najeżdżać? Czy ona wyrusza z odsieczą z czarnym krzyżem na białej szacie w misji nawracania? Nie.
Ludzie, czy trzeba na tę istotę tak najeżdżać? Czy ona wyrusza z odsieczą z czarnym krzyżem na białej szacie w misji nawracania? Nie.
No w pewnym sensie ma do tego ciągoty, a przyszła tu właściwie po poradę jak taką odsiecz rozpocząć.
Jej postawa mocno odbiega od tego na jaką próbuje się kreować.
Jeszcze nie chodzi z krzyżem w białej szacie, ale z jej postów jednoznacznie wynika, że gdyby pojawiły się ku temu możliwości to chętnie by w tym uczestniczyła.
Tak to widzę.
To ja Ci powiem, że odniosłam wręcz przeciwne wrażenie; pragnienie, by kolega, przyjaciel był osobą szczęśliwą i chociażby mniej zagubioną to coś zupełnie innego, niż pragnienie by kolega, przyjaciel został ewangelikiem, buddystą, baptystą czy katolikiem - a taki przypadek był tu całkiem niedawno i myślę, że jedna osoba wiąże tę oto Autorkę z autorką tamtego wątku. Ja je widzę jako dwa oddzielne interesy.
Człowiek kochający Boga i doświadczający Jego miłości chce o tym mówić i słusznie. Niech mówi, ale więcej niech okazuje, pokazuje przy odpowiedniej dozie pokory. Tu nie ma nic do stracenia.
Nawracanie ma skutek przeciwny i wysoce szkodliwy nie tylko dla nawracanego ale i nawracacza - bo wygląda to tak, jakby zabiegał o dobre uczynki na swoim koncie co z kolei oznacza, że nie zrozumiał nigdy i nie przyjął zbawienia z łaski.
37 2013-05-20 21:18:52 Ostatnio edytowany przez Endar Spire (2013-05-20 21:21:37)
No właśnie. A autorka przejawia taką postawę, że chciałaby go troszkę na siłę nawrócić. Poza tym nie podoba mi się jak mówi co jest dla niego dobre. Ocenia jego życie przez pryzmat własnych przekonań. Ja jestem ciekaw czy ona z nim porozmawiała chociażby na ten temat, a może on nie chce i co?
Już samo pytanie przez nią zadane jest niewłaściwe, bo nie można nic zrobić, aby ktoś się nawrócił. Jako osoba wierząca można się modlić o to i nic więcej.
Z postów autorki wynika, że utrata zaufania do Boga jest wynikiem jakichś przeżyć w życiu jej chłopaka. A więc tym bardziej nie jest w stanie nawrócić tego chłopaka w tej chwili ponownie na drogę Bożą.
Ja sam jestem człowiekiem dość głęboko wierzącym, może nie głęboko, ale wierzę i staram się to jakoś ogarniać, z różnym skutkiem. Sam przed rozstaniem z narzeczoną byłem człowiekiem dość wierzącym w te wszystkie ideały. Gdy zaczęło się źle dziać w moim związku oddałem tą sprawę Bogu, następnego dnia mnie narzeczona zostawiła. Niby nic, ale jako człowiek wierzący mocno mnie to zabolało. I też jestem poraniony w tej kwestii, ciężko mi ponownie zaufać Bogu, bo jego wola jest dla mnie niezrozumiała. Ale na własnym przykładzie powiem, że drażni mnie jak otoczenie próbuje mnie na siłę z powrotem sprowadzić na "słuszną" drogę. A może ja zwyczajnie nie chcę? A może ja jestem w tej chwili w wewnętrznym konflikcie z Bogiem i najpierw chce sam ze sobą dojść do ładu, samemu poukładać swoje relacje z Bogiem.
Niech się autorka zastanowi, bo jej postawa jest bardzo... irytująca. Cel szczytny ma zaiste, ale zabiera się do tego nie tak jak trzeba.
Czego ona oczekuje od nas forumowiczów? Że podamy jej złoty środek, że nie wiem... powiemy, że zrób to i to, a on zacznie wierzyć? Nie, tak się nie stanie, choćby na rzęsach stawała, a najczęściej da efekt odwrotny do zamierzonego.
To są sprawy między danym człowiekiem, a Bogiem. Osoba z zewnątrz niewiele tutaj zdziała. Osoba, która jest w takim konflikcie z Bogiem sama musi do pewnych wniosków dojść, najpierw pogodzić się z sytuacją, spróbować zrozumieć dlaczego tak się stało, a nie inaczej. Żeby ktoś ponownie zaufał Bogu musi najpierw ujrzeć sens w tym co się stało, zrozumieć dlaczego Bóg do takiej sytuacji dopuścił, czemu ona miała służyć.
A autorka dla mnie cechuje się taką pychą w pewnym sensie. Bo sposób jej wypowiedzi... ona sugeruje właśnie jak ktoś tu już słusznie zauważył, że jej dobroć jest lepsza od dobroci tego chłopaka. Absurd. Ona się po prostu stawia na takim piedestale, jako ta dobra, najlepsza, wybawicielka z ogromną ochotą na nawracanie. Wszystko wskazuje na to, że gdyby była możliwość tak jak napisałaś "latania z krzyżem" z pewnością byłaby jedną z tych osób, które by to uczyniły.
Catwoman - ona pragnie jego szczęścia, ja w to wierzę, ale ona ma o tym szczęściu mylne wyobrażenie. Jak taka matka, która wie co dla dziecka lepsze. On ma tutaj chyba niewiele do powiedzenia Facet jej wysyła jasne komunikaty na temat tego, co o tym sądzi, a ona cały czas uważa, że mu czegoś brak. Po prostu jak komuś jest za dobrze, to sobie problem stworzy sam.
Do autorki tematu:
Jeśli pragniesz aby twój chłopak na nowo zaufał Bogu to musisz uzbroić się w cierpliwość i nie oczekiwać na natychmiastowe rezultaty.
Przede wszystkim pokazuj mu poprzez swoje życie, sytuacje i twoje postępowanie, że TY Bogu ufasz. Nie musisz mu o tym opowiadać, on to sam zauważy i wyciągnie wnioski co z czasem może zaowocować. Wiara bez uczynków jest martwa więc w tej sytuacji skup się na świadczeniu sobą bardziej niż na poruszaniu tematu, wypytywaniu.
Nie naciskaj, nie zmuszaj, daj mu poczucie że rozumiesz i że ma wolną wolę. Inaczej jeszcze bardziej go oddalisz od wiary. On musi sam do tego dojść.
No i módl się bo to potężna broń.
Polecam film na youtube "Spotkanie" - tam są podobne wyrzuty jakie twój chłopak może stawiać Bogu, może taka forma do niego jakoś przemówi. Możecie obejrzeć razem, bardzo fajny.
Jak nazwiecie człowieka, który twierdzi, że tylko Bóg potrafi dać taką radość i szczęście, i pokój do serca człowieka, czego nie jest w stanie dokonać nikt inny i nic innego?
Nazwałabym go człowiekiem wierzącym i ufającym Bogu i takim, który tego szczęścia, pokoju, radości doświadczył.
Pisząc osobiście, parę razy doświadczyłam czegoś takiego i czułam się jakby mi miało serce rozsadzić, prawie nad ziemią się unosiłam taka lekka się czułam. To rzeczywiście są niesamowite odczucia wykraczające ponad uczucia związane z miłością do drugiego człowieka, zakochaniem czy jakimś wielką radością, osiągnięciem spotykającym nas w życiu. Miałam wrażenie jakbym była pełnią, nawet nie wiem jak to opisać. Coś kiepsko wyszło więc już dam sobie spokój.
W tym wszystkim trzeba zrozumieć, że relacja z Bogiem jest relacją skomplikowaną, do której każdy musi sam dojrzeć.
Nie ma sposobu, żeby nawrócić drugą osobę inaczej, niż poprzez własne świadectwo, ale nie wbijane młotkiem do głowy jak robią to np rodzice dzieciom, ale tak jak już ktoś zauważył. Żyjąc w ten sposób.
wszyscy uwazacie, że człowiek który sie pogubił (mimo że jest dorosły)nie potrzebuje pomocy????
On ma swoją drogę a Ty swoją. Dlaczego uważasz, że się pogubił. Może to Ty jesteś w błędzie?
Przykro, że czujesz się obrażona ale czy nie jest głupotą uporczywe obstawanie przy swoim zdaniu jeżeli wszyscy tu obecni katolicy, protestanci, ateiści, agnostycy piszą Ci, że to co chcesz robić jest nie mądre?
Jak nazwiecie człowieka, który twierdzi, że tylko Bóg potrafi dać taką radość i szczęście, i pokój do serca człowieka, czego nie jest w stanie dokonać nikt inny i nic innego?
Ja bym chyba nazwała kogoś po prostu prawdziwie wierzącym, gdyż to, co opisujesz jest mi tak dalece obce, że nie znajduję na to słów. Swoją drogą ciekawe pytanie. Lubię te Twoje ciekawe pytania
Jak nazwiecie człowieka, który twierdzi, że tylko Bóg potrafi dać taką radość i szczęście, i pokój do serca człowieka, czego nie jest w stanie dokonać nikt inny i nic innego?
Tak samo jak człowieka, który twierdzi, że tylko w związku może znaleźć szczęście, radość, sens życia, bezpieczeństwo i ogólne spełnienie. Pierwsze co przychodzi na myśl obraziłoby większość nieszczęśliwych dusz szukających na forach takich jak to pocieszenia i porady więc pominę to milczeniem. Drugie to "niedojrzały".
Chciałbym aby sama Autorka, jeśli kiedykolwiek zechce zajrzeć na ten wątek, napisała jaka jest podstawa jej relacji z Bogiem. Kim jest Bóg?
@Endar Spire: czy nadal fochasz się na Boga?
pozwolę sobie się wtrącić
Jak nazwiecie człowieka, który twierdzi, że tylko Bóg potrafi dać taką radość i szczęście, i pokój do serca człowieka, czego nie jest w stanie dokonać nikt inny i nic innego?
Twierdzić to sobie może każdy, co chce, zależy jednak w jakim tonie.
Jeśli twierdzi na zasadzie, że ON tego doświadczył i generalnie poleca innym, z uśmiechem, jednak bez usilnej chęci nawracania i irytującej wyższości "ja wiem lepiej" - no cóż, głęboko wierzący człowiek i tyle. De facto, chyba wszyscy (a przynajmniej wiele) lubimy się dzielić swoja pasją i radością z niej płynącą z innymi, czyż nie? Co nie znaczy, że bardzo nam zależy, by wszyscy zbierali znaczki, hodowali pająki egzotyczne itp. W przypadku wiary pewnie jest podobnie, tylko jeszcze silniejsze. Dzisiaj poznałam takich wierzących ludzi i było to nawet miłe (choć dziwne) doświadczenie. Stwierdzili, że się za mnie pomodlą - ok, skoro to dowartościuje ich jakkolwiek, proszę uprzejmie.
Ale jeśli jest to właśnie coś na zasadzie wywyższania się pt. "nie wiesz, co tracisz", no to automatycznie nóż się w kieszeni otwiera.
47 2013-05-21 00:24:57 Ostatnio edytowany przez Endar Spire (2013-05-21 00:30:15)
@Endar Spire: czy nadal fochasz się na Boga?
Heh fajnie to ująłeś, ale w sumie dość trafnie.
Tak myślę, że moja postawa wyczerpuje znamiona focha
Nie odciąłem się całkowicie od kościoła, nie mniej jednak trochę mną targa.
Staram się zrozumieć co to miało na celu, odnaleźć w tym sens... ciężko, ale jakoś idzie.
Ale jeśli jest to właśnie coś na zasadzie wywyższania się pt. "nie wiesz, co tracisz", no to automatycznie nóż się w kieszeni otwiera.
Jakże trafne określenie. Właśnie w tym tkwi kwintesencja niechęci do wierzących. Że próbują z uporem maniaka wmówić swoją rację.
Relacja z Bogiem to jest coś tak osobistego, że ingerencja osoby z zewnątrz inaczej, niż w postaci modlitwy, rzadko kiedy przynosi pożądany efekt.
48 2013-05-21 01:44:10 Ostatnio edytowany przez muzykaduszy (2013-05-21 01:50:03)
Tylko że chrześcijanin nie może się ograniczać jedynie do modlitwy i świadectwa. Głoszenie Ewangelii też się tego tyczy tylko właśnie z tym często jest różnie, bo co człowiek to inne podejście.
Jeden będzie chciał się dzielić Słowem Bożym jako potrzebę tej wewnętrznej radości serca i będzie to szczere i będzie to widoczne i nie wyda się jakieś nachalne. Ponadto będzie umiał to także miarkować, aby kogoś nim nie "zapchać" tylko podsycić apetyt że tak to nazwę.
Inny będzie chciał za wszelką cenę przedstawić swoje racje mimo że może błędnie coś interpretować... Dlatego ważne jest, żeby nie mieć zatwardziałego serca i potrafić pomyśleć nad czymś, czy może ktoś ma słuszniejszą opinię w jakimś aspekcie.
Ja często stawiam na dyskusję. Luźna wymiana zdań i można wiele wynieść a przy okazji komuś coś przekazać.
Mysle ze twoj chlopak powinnien wysluchac przykladow innych ludzi co byli tak samo na dnie ale wyszli na prosta. Msza i biblia to kolejny krok, on musi zrozumiec ze Bog go nie opuscil na poczatek. Moze sa jakies wspolnoty w waszym kosciele do ktorych moglibyscie dolaczyc? Cierpienie jest przez grzech i jezus umierajac na krzyzu z nami cierpial mimo ze on byl swiety. Z wlasnej woli zaplacil najwyzsza cene bysmy mogli zyc w grzechu a mimo wszystko miec zycie wieczne. Twoj chlopak mial ciezkie zycie ale z tego wyszedl i teraz jest szczesliwyz toba. Pewnie zasluge przepisuje sobie lecz napewno Bog tez mu w tym pomogl. Mowi sie ze cierpienie uszlachetnia i moze dzieki przeszlosci twoj chlopak jest jaki jest a mowisz ze to dobry czlowiek. Skoncentruj sie na rozmowie z chlopakiem i tlumacz jego wadpliwosci, nie zmuszaj go do chodzenia do kosciola tylko skoncentruj sie na odbudowie jego relacji z Jezusem a jak ci sie uda to z wlasnej woli pujdzie.
A ja powiem tak, daj namiary na tego chłopaka, trzeba go ostrzec przed Tobą, bo w moim odczuciu jesteś mega nawiedzona. Ja bym nie chciała być z kimś takim, chłopak całe życie będzie się z Tobą męczył. Sama piszesz, ze jest dobry, żeby być dobrym, nie trzeba być wierzącym. więc przestań szukać dziury w całym.
Niech Twój chłopak przeczyta ten wątek. W sumie to będzie wobec niego bardzo uczciwe z Twojej strony.
Odważysz się?
A ja powiem tak, daj namiary na tego chłopaka, trzeba go ostrzec przed Tobą, bo w moim odczuciu jesteś mega nawiedzona. Ja bym nie chciała być z kimś takim, chłopak całe życie będzie się z Tobą męczył. Sama piszesz, ze jest dobry, żeby być dobrym, nie trzeba być wierzącym. więc przestań szukać dziury w całym.
Amen
53 2013-05-21 10:20:14 Ostatnio edytowany przez Catwoman (2013-05-21 10:17:07)
...zatem kilka osób przyznało, że człowieka: "który twierdzi, że tylko Bóg potrafi dać taką radość i szczęście, i pokój do serca człowieka, czego nie jest w stanie dokonać nikt inny i nic innego" nazwałoby w telegraficznym skrócie człowiekiem mającym świadome, dobre relacje z Bogiem. Czyli nieszkodliwym - bo jeśli ma się naprawdę dobre relacje i jeśli się je pielęgnuje, dojrzewa do pewnych jej etapów, co z kolei oznacza że się akceptuje ten proces i swoją niedoskonałość, to jest się nieszkodliwym.
A co oznacza nieszkodliwy chrześcijanin?
Pewnie odpowiecie: taki, który ......
a ) nie mówi o Bogu w ogóle, dba o swoje życie, nie modli się o innych
b ) mówi, ale nie narzuca innym Boga i swoich życiowych przekonań - nie wiadomo czy się modli o innych. Może czasem i to tych najbliższych.
c ) modli się o innych, ale im niczego nie mówi i nie narzuca
d) modli się o innych, ale jednocześnie mówi, ale nie narzuca
e) modli się o innych jednocześnie ewangelizując jak się da
....
jest tyle odmian ludzi wierzących, co ludzi do których pragną oni dotrzeć - na tyle samo sposobów.
Jedyny, zły i nieskuteczny sposób, jaki znam, to ten wypływający z niewłaściwych intencji. Nazwijmy je fanatycznymi lub niedojrzałymi.
Jeśli osoba wierząca pragnie innym przekazywać Boga, musi pamiętać, że przekazuje Go w całości, włącznie ze swoim życiem, jako świadectwem. Nie może powiedzieć: A wiesz, słyszałem, ze Jezus jest dobry, ze On ci da pokój do serca.
Samemu tego trzeba najpierw doświadczyć a najlepiej - i jest to wg mnie najlepszy sposób jaki poznałam- jeśli naprawdę zależy nam na ludziach, należy poprosić swojego Boga, by uczynił cię-jako osobę wierzącą, ufającą Mu- swoim narzędziem.
Tu nie można mieć swojego planu nawracania czy sposobu dotarcia.
Jeśli przyjmiemy, że Bóg to wszechwiedzący dyrektor naczelny; swoisty Chief Executive, a my jesteśmy bądź co bądź mniej wszechwiedzący, to wykonujmy wolę tego, który wie lepiej. Proste, skuteczne i bezpieczne.
Uważam za bezpieczną dla otoczenia każdą osobę wierzącą , która ma codzienną relację z Bogiem i jest gotowa na przyjęcie Jego woli, którą zna lub pozna bo...
"Owce moje głosu mojego słuchają i Ja znam je, a one idą za mną." (ew. Jana 10, 27)
Zatem do zarówno Autorki, w której szczere intencje wierzę i do innych, gorliwych osób wierzących:
bardzo proszę wziąć to sobie do serca i w odpowiednim momencie je otwierać
Dobrze jest prosić Boga o mądrość.
Bardzo trafne.
Na pytania po co starać się nawrócić osobę, którą się kocha, na której nam zależy jest jedna prosta odpowiedź - bo chcemy, aby ta osoba była zbawiona - to jest to największe dobro, którego pragniemy i które chcemy aby było udziałem naszych bliskich. Oczywiście nie należy nikogo przymuszać i naciskać, ale modlić się za tę osobę jak najbardziej należy, jeśli się samemu wierzy i ufa Bogu. Wierzący chrześcijanin ufa, że życie nie kończy się tu na ziemi i to normalne, że chce by życie jego bliskich też było wieczne, a pewność tego wiecznego życia mamy tylko przez Chrystusa. Czy to tak trudno zrozumieć?
ech... trochę mi zeszło z czytaniem nowych postów od wczoraj...
może zaczne od tego, że rozumiem juz dlaczego zostałam "skopana"... nie chciałam stawiać siebie w świetle tej lepszej, najlepszej... Poprosu strasznie mi na nim zalerzy nie chce nic na siłe, mimo że nie ukrywam, ze pragne tego bardzo żeby nawiązał ponowie tą więź z Bogiem. Już którys raz napisze, że nie chodzi mi o całkowite nawracanie jego bo wiem że jest wierzący, ale widze po nim, po rozmowch z nim że jego wiara jest słaba. Tylko w tej kwestii chciałam mu jakoś pomóc. Teraz wiem, że nic sama niz zdziałam, ale chodziło mi właśie o takie pomyły jak podsunęła mi CATWOMAN czy MUZYKADUSZY.
ENDAR SPIRE napisałś : "Bo Ty kobieto masz ze sobą ogromny problem. Jesteś, a raczej próbujesz kreować się na głęboko wierzącą, natomiast sama masz ze sobą tak ogromny problem na tle wiary, że sobie chyba sprawy nie zdajesz. Przepełnia Cię taka pycha, takie przeświadczenie o własnej nieomylności. Przepraszam, ale kim Ty jesteś, żeby decydować o tym co komu jest w życiu potrzebne, albo czy ktoś się pogubił, czy nie. Litości kobieto, bo Twoje słowa są przepełnione taką pychą, takim zuchwalstwem, taką wścibskością, że aż problemem staje się doczytanie do końca choćby pierwszego zdania z każdego postu, bo aż się wierzyć nie chce, że to co piszesz jest autentyczne."
powiedz mi na jakiej podstawie Ty stwierdzasz jaka jest moja wiara, że z soba sobie nie radze... że przepałia mnie pycha??? "Kim Ty jestes przepraszam", żeby tak człowieka oceniać pochopnie ??? Ja nie stwierdzam, że TY sie pogubiłeś i czy TOBIE jest cos potrzebne czy nie... ja mówie o moim chłopaku z którym jestem juz dłuższy czas i którego znam jak nikt inny i rozmawam z nim dużo. Dużo by było pisać gdybym chciała Wam ze szczegółami opisać to co go spotkało jak to przezył i co o tym wszystkim myśli... Miałam nadzieje że właśnie ktoś mnie zrozumie tutaj i pomoże, jdyne osoby które to zrobiły to catwoman i muzykaduszy. Dla reszty jestem "nawiedzona" i ja w przeciwnym wypadku nie obrażam tutaj niewierzących czy wyznających inna wiare... a właśnie wy nonstop tutaj to robcie nawet nie znając mnie... Większość niestety próbuje "złapać za słówko" i porusza tematy o których w ogólenie nie było tutaj mowy... popsrostu szukacie dziury w całym, żeby tylko obrzucic mnie błotem,bo chce pomóc mojemu chłopakowi... nie wystarczyło napisać, módl sie nic wiecej zrobic nie możesz...? Skoro, jak widze, wszyscy tak sądzicie? Niektórzy chyba za badzo wczlui sie własnie w post podobny, gdzie dziewczyna chce nawrócći chłopaka zupełnie innego wyznania. Troche mylicie pojęcia. Co do kościoła wiem, że mcie racje, że zmuszanie do chodzenia do kościoła nic nie da i wiem, że tak byc ne powinno. Na samym początku znajomości chciałam byc fer z moim chłopakiem i powiedziałam mu jakie jest moje zdanie na temat wiary, że chce męża który będzie mi pomagał w wychowywaniu dzieci w wierze i że jeżeli się z tym liczy to możemy być. Został. Więc chyba nie do konca go zmuszam??? Ktos napisał, że chodzi ze mna bo czuje sie pod presją, rozmawiałam znim o tym, wiele razy mu mówiłam że nie chce zmuszac go do tego. Czy według Was robie źle? Jeżeli tak sądzicie to co według Was powinnam zrobić?? Zostawic go?? tak?! Skoro nadal chodzi ze mna do kościoła to chciałam mu tez pomóc... bede sie modlić, wiem...
ENDAR SPIRE niemniej jednak wzięłam sobie do serca to co napisałeś o swoim doświadczeniu. Wiem, że lepiej jest sie nie wtrącac pomiędzy Boga a drugiego człowieka. Może rzeczywiście za bardzo wczułam sie w to żeby pomóc... a czy bedziesz tak miły i dasz mi jeszcze jakies wskazówki (czego nie robić) żeb go nie zniechęcić, żeby własnie nie czuł sie przyłoczony? i żeby ne odbierał tego własnie tak jak opisałes... naprawde nie mam złych intencji Może za bardzo chce mu pomóc, może z bardzo zalezy mi na tym... ech... Własnie trafnie napisała to KIZIA75... to własnie mna tutaj kieruje...
Już którys raz napisze, że nie chodzi mi o całkowite nawracanie jego bo wiem że jest wierzący, ale widze po nim, po rozmowch z nim że jego wiara jest słaba.
a możesz mi powiedzieć co byś pomyslała gdybyś gdzieś przeczytała ze on chce Ci pomóc bo uważa że za bardzo przejmujesz sięwiarą a on uważa że byłabyś szczęsliwsza bez tego?
Znam go i wiem, że tak nie uważa. Myśle, że gdyby tak myślał to po pierwsze by mi o tym powiedział, że on w taki sposób to odbiera a po drugie gdyby tak było i by mu to rzeczywiście przeszkadzało to nie byłby pewnie ze mną...
ja nie pytam czy on tak uważa czy nie tylko czysto hipotetycznie - co byś czuła i myślała GDYBY tak uważał?
czy by z Tobą był czy nie to już inna sprawa, może akurat bardziej by mu zależało na Tobie niż przeszkadzały Twoje poglady religijne
Szczerze? Uznałabym to za nienormalne zjawisko. A teraz powiedz mi dlaczego zadłaś takie pytanie i co chiałas mi przez to powiedzieć? To co reszta? że robie źle??? że pewni on tak samo uważa że jestem nienormalna? albo jak to inni nawali "nawiedzona" ??? ...
Izka, jak ja dobrze Cię rozumiem
Od razu powiem, że moim zdaniem najlepsza droga to modlić się za taką osobę, rozmawiać z nią o Bogu (tak ogólnie, stawiać pytania, np na temat wolnej woli człowieka i dlaczego Bóg dopuszcza cierpienie itp) i dawać przykład sobą. Po takich przeżyciach jak miał Twój chłopak ciężko sobie wszystko poukładać. Trzymam za Ciebie kciuki. Na pewno Bóg pamięta o Twoim chłopaku
A co do forum - są tu też osoby niewierzące, więc to zrozumiałe, że w takich tematach różne odpowiedzi padają. Nie ma co się denerwować Izko
dziękuje allegra
Tylko własnie, ja nie przeżyłam, jak to mówi mój chłopak, tego co on. Więc jak ja sobą mam mu pokazywać???
dziękuje allegra
Tylko własnie, ja nie przeżyłam, jak to mówi mój chłopak, tego co on. Więc jak ja sobą mam mu pokazywać???
Ale Ty pewnie miałaś w życiu inne problemy o których on wie, a w których Bóg był dla Ciebie wsparciem. Po prostu żyj swoją wiarą tak jak potrafisz, a on to będzie widział. Poszukaj mu w Internecie świadectw ludzi, którzy dużo przeszli. Pierwsza przyszła mi do głowy myśl książki ''Bez rąk, bez nóg, bez ograniczeń'', której autorem jest Vujicic Nick.
Czasem ''wrócić'' do Boga jest trudniej niż zupełnie od początku w Niego uwierzyć.
Heh fajnie to ująłeś, ale w sumie dość trafnie.
Tak myślę, że moja postawa wyczerpuje znamiona focha smile
Nie odciąłem się całkowicie od kościoła, nie mniej jednak trochę mną targa.
Staram się zrozumieć co to miało na celu, odnaleźć w tym sens... ciężko, ale jakoś idzie.
Kilka razy prosiłem i efekt był na "nie, ...". Jakby mi kto w m...twarz dał. Z perspektywy czasu widzę, że bunt i szukanie sensu nie pozwoliło mi dostrzec wielu świetnych okazji aby zmienić "negatywny" bieg wydarzeń na pozytywny. Byłem zbyt skupiony na rozpamiętywaniu "krzywdy" jaką spowodowała odpowiedź "nie, ...". Czasami reaguję zbyt emocjonalnie na to co dzieje się nie po mojej myśli, ale względnie szybko znajduję źródło problemu i staram się nie popełniać błędu drugi raz. Ta podróż nie zawsze bywa przyjemna ale dzięki niej odzyskuję spokój ducha, mogę spać i działać spokojnie. Może tak działa Bóg? Może to jest dalsza część jego odpowiedzi?
...zatem kilka osób przyznało, że człowieka: "który twierdzi, że tylko Bóg potrafi dać taką radość i szczęście, i pokój do serca człowieka, czego nie jest w stanie dokonać nikt inny i nic innego" nazwałoby w telegraficznym skrócie człowiekiem mającym świadome, dobre relacje z Bogiem. Czyli nieszkodliwym - bo jeśli ma się naprawdę dobre relacje i jeśli się je pielęgnuje, dojrzewa do pewnych jej etapów, co z kolei oznacza że się akceptuje ten proces i swoją niedoskonałość, to jest się nieszkodliwym.
A co oznacza nieszkodliwy chrześcijanin?
Pewnie odpowiecie: taki, który ......
[...]
W Twojej wyliczance zabrakło czegoś o "działaniu". Można gadać sobie do woli, nawracać ludzi ciągnąc ich za rękaw ,ale jeśli swoim życiem nie pokaże, że kroczy słuszną drogą, wypełnia nakazy boskie i przestrzega określonej moralności to jego gadanie nic nie będzie znaczyć. Działanie nie może sprowadzać się do biegania na msze i machania rękoma w odpowiedni sposób. Piszesz o tym dalej ale to dlaczego nie umieszczasz pod "nieszkodliwy chrześcijanin"?. Zechcesz sprecyzować co oznacza "dobre relacje z Bogiem"?
Jeśli osoba wierząca pragnie innym przekazywać Boga, musi pamiętać, że przekazuje Go w całości, włącznie ze swoim życiem, jako świadectwem. Nie może powiedzieć: A wiesz, słyszałem, ze Jezus jest dobry, ze On ci da pokój do serca.
Samemu tego trzeba najpierw doświadczyć a najlepiej - i jest to wg mnie najlepszy sposób jaki poznałam- jeśli naprawdę zależy nam na ludziach, należy poprosić swojego Boga, by uczynił cię-jako osobę wierzącą, ufającą Mu- swoim narzędziem.
Tu nie można mieć swojego planu nawracania czy sposobu dotarcia.
Jeśli przyjmiemy, że Bóg to wszechwiedzący dyrektor naczelny; swoisty Chief Executive, a my jesteśmy bądź co bądź mniej wszechwiedzący, to wykonujmy wolę tego, który wie lepiej. Proste, skuteczne i bezpieczne.
Na Bliskim Wschodzie są całe zastępy pobożnych narzędzi Boga. Wszyscy wiemy do czego to prowadzi. Takie podejście nie może byc bez reflekcji bo inaczej człowiek staje się narzędziem w rękach innego człowieka i BUUUUMMM!. To jest proste ale jednocześnie krótkowzroczne i niebezpieczne. Rozumiem , co chcesz przekazać ale brakuje mi tu refleksji, rozwiązanie proste nie jest właściwe dlatego, że jest proste. Sorry, trochę się czepiam.
Przypomniała mi się anegdota o człowieku, który podczas powodzi modlił się o uratowanie. Można sobie znaleźć w sieci jej treść. Myślę, że wnioski z niej płynące można zastosować w sytuacji z tego wątku i pozwolą Autorce znaleść wyjście z sytuacji. Moje wnioski, w telegraficznym skrócie, są następujące: pobożność jest dobra, zaślepienie nie jest dobre; nie wiemy jak do nas mówi Bóg, może jest to jakieś zdarzenie, może "przypadkowy" człowiek, brak refleksji nad tym co się dzieje wokół nas nie pozwala dostrzec znaków, które są jego odpowiedzią. Taka wiara może być formą zamknięcia umysłu. Sami to sobie robimy. Bóg tego dla nas nie chce.
Może Autorka powinna zastanowić się nad tym jak sprawę widzą inni ludzie nawet ci, którzy się z nią nie zgadazją. Może Bóg, stawiając ich na Jej drodze chce coś pokazać? Oburzenie powinno ustąpić miejsca dyskusji i wyjaśnieniu stanowisk. Wiem ,że to nie jest łatwe ale nikt nie powiedział, że będzie. Ale zawsze to co dobre wyda dobry owoc. I należy pamiętać, że dobre owoce to nie te, które nam smakują w danej chwili.
Szczerze? Uznałabym to za nienormalne zjawisko. A teraz powiedz mi dlaczego zadłaś takie pytanie i co chiałas mi przez to powiedzieć? To co reszta? że robie źle??? że pewni on tak samo uważa że jestem nienormalna? albo jak to inni nawali "nawiedzona" ??? ...
no zmierzam do tego żeby Ci powiedzieć ale ciężko mi cokolwiek z Ciebie wydusić- co byś uważała za nienormalnie zjawisko- to że on by Cię chciał 'odwrócić' od wiary czy to że by mu na Tobie zależało mimo że radykalnie nie zgadzałby się z Twoimi poglądami?
Bycie wierzącym nie jest rownoznaczne z byciem nawiedzonym. A ty niestety jesteś patologicznie wierzaca, czyli nawiedzona. Osoby wierzace tak jak inni ludzie są albo mądrzy, albo głupi, ci mądrzy potrafią rozróżnić nawiedzone nawracanie kogoś na siłę "bo moja racja jest najlepsza", od zwykłych rozmów, bez nakłaniania i zmuszania do chodzenia do kościoła.