Mojego przyszłego, a raczej niedoszłego męża poznałam 4 lata temu. Jesteśmy z dwóch różnych końców Polski, ale to nie przeszkadzało nam i dzielnie znosiliśmy odległość. Na początku było cudownie-byliśmy młodzi(ja właśnie zaczynałam studia), zero problemów, większych obowiązków. Po pewnym czasie zaczęliśmy planować wspólne życie, były oświadczyny... A później okazało się, że jestem w ciąży. Urodziła nam się śliczna, zdrowa Córeczka. Moi rodzice, choć nie byli zadowoleni z mojego związku z nim, nalegali na ślub, lecz my chcieliśmy wszystko na spokojnie zorganizować, a nie na pokaz, bo mamy dziecko. I to chyba jedyna sytuacja z której cieszę się, że jednak nie posłuchałam rodziców. Już wtedy zaczęły się problemy i teraz widzę, jak je bagatelizowałam.
On pochodzi z rodziny, która... Jakby to powiedzieć... Na pewno żyje na niższym poziomie społecznym niż przeciętna rodzina. Żyją sobie z dnia na dzień, bez pracy i właśnie na przykładzie mojego chłopaka widać, jak zajmują się wychowaniem dzieci. Mój "Wybranek" lubi alkohol, chyba jak cała reszta jego rodziny. Urodziny, imieniny, spotkanie z kimś po długim czasie-obowiązkowo musi być alkohol. Dla mnie to było "nienormalne". Na początku myślałam, że to może wina tego, że mój ojciec dawniej pił i mama zawsze ostrzegała mnie przed alkoholem. Ale z czasem przejrzałam na oczy i zobaczyłam, że to nie ja mam problem tylko on. Rozumiem, że można się napić, ale gdy pić się umie. Gdy urodziła się Córeczka, on pracował jakiś czas za granicą, a później mieszkaliśmy u mnie. I się zaczęło. Kumple, alkohol-nie mówię, że było to częste, ale jednak się zdarzało, a później wielkie kłótnie.
On ma jakby dwie twarze. Gdy jest bez kumpli, jest wspaniałym mężczyzną, kochającym, dbającym o nas. Przez te parę lat wylałam morze łez zamartwiając się o niego, ciągłe podejrzenia, sprawdzanie i robienie wszystkiego, aby nie poszedł gdzieś z kumplami- większość naszego związku żyliśmy na odległość, dlatego tym bardziej nie wiedziałam co robi. Stało się to męczące również dla niego. Ja rezygnowałam ze wszystkiego, aby tylko np. porozmawiać z nim przez Tel, dzięki czemu nie wychodził nigdzie. Ostatnio zamieszkaliśmy razem w mieście oddalonym kilka km od jego rodzinnego miasta. Na początku było cudownie, mimo, że było mi ciężko zaaklimatyzować się tam. Ale byliśmy razem i to było najważniejsze. Raz przeczytał w wysłanych sms-ach wiadomość do mojej mamy, w której określiłam jego matkę ?małpą?-bo nam w ogóle nie pomagała, a brakowało nam bardzo wielu rzeczy, choćby noża. Skończyło się wyzwiskami pod moim adresem, bo uraziłam świętość w postaci jego matki-jaka to ona biedna, ile to nie przeżyła(tak, tak?). Tak się złożyło, że zabrakło pieluch, a nie mieliśmy pieniędzy. Pojechał rzekomo po pieniądze do domu, a wrócił po dwóch dniach. Pijany. Zostawił mnie samą z dzieckiem w obcym mieście, bez pieniędzy. Wydzwaniałam do jego matki, a ona tłumaczyła go, że nie powinnam tak mówić na nią, bo on nie da złego słowa na nią powiedzieć. A gdy powiedziała, że kolega go podwiezie z tymi pieluchami, to od razu wiedziałam, że nigdzie nie jedzie, tylko pije. Za dobrze go znałam i zastanawiałam się tylko czy jego matka jest naprawdę tak nawina i wierzy w to, że kolega go podwiezie? Wrócił do domku mamusi nad ranem , prosiłam żeby przywiózł mi te pieluchy, a ona oznajmiła mi, że śpi i że nie może go dobudzić. Wtedy wybuchłam i wykrzyczałam jej, jak może na to pozwalać, że on robi takie rzeczy, upija się, a teraz smacznie sobie śpi podczas gdy ja jestem bez pieniędzy i pieluch dla dziecka!
Kolejna sytuacja- już nawet nie pamiętam o co poszło, ale wyszedł obrażony i wrócił po dwóch dniach, oczywiście pijany. I ciągłe wyzwiska, groźby? Nigdy nie zapomnę tego jak chowałam się, kuliłam, a on stał nade mną i wrzeszczał, strasząc co on mi nie zrobi.
Gdy teraz to piszę, jestem w szoku, że jeszcze to ciągnę. Mamie nic nie mówiłam o tym co tam się działo, bo było mi wstyd, a poza tym ostrzegała mnie przed nim. Teraz jestem w swoim rodzinnym mieście, razem z moją Córeczką. A między mną a nim niby znowu się poukładało, codziennie po pracy rozmawialiśmy najpierw na GG, później do późna przez telefon. Ale zza granicy wrócił jego kuzyn i już poszłam w kąt. Gdy ja mówiłam, żeby zmienił pracę, to nie chciał o tym słyszeć, bo ma dobre układy z szefem itd. A teraz okazuje się, że jednak zmienia pracę, oczywiście pod wpływem kuzyna. Jest tak dziecinny i niedojrzały, że tylko gdybyśmy mieszkali na bezludnej wyspie, to może by nam się udało.
Chociaż jestem tutaj osobą anonimową, jest mi wstyd, że pozwoliłam się tak traktować, że nie mam siły odejść na dobre? Gdybym przeczytała to jako obca osoba, popukałabym się w głowę, że ktoś daje tak sobą pomiatać. Naiwnie wierzę, że on się zmieni, choć rozum podpowiada coś innego. On nigdy nie zrezygnuje z alkoholu, ostatnio powiedział nawet, że może to geny, że lubi pić. Może boję się odejść, bo wtedy wpakowałby się w naprawdę poważne kłopoty, ale dlaczego to ja mam sobie marnować życie, starać się, dawać maks siebie, a on nic? Nie wiem czy to miłość, czy przyzwyczajenie, ale wiem, że już nigdy nikogo tak nie pokocham jak jego, bo naprawdę uwierzyłam, że jest tym jedynym, ale wszystko zniszczył.