Cześć, mam 28 lat i jestem z żoną 6 lat po ślubie. Mamy dwie córki 6 i 3 lata , od ok. 4 lat nasz związek to pasmo kłótni i żalu. Obydwoje wywodzimy się z domów, w których rodzice nie okazywali zbytniej miłości do swoich dzieci. Dziś przez to żona jak twierdzi ma problem z okazywaniem uczuć ( zarówno do mnie jak i do dzieci ) , ja z kolei chcąc być inny niż moi rodzice staram się aby moje dzieci wiedziały o tym jak bardzo je kocham . Nie mówię tu o rozpieszczaniu, raczej o wspólnym spędzaniu czasu na zabawie , tuleniu się i obowiązkowym buziaku i kocham cię na dobranoc. Żona z kolei wobec nich , a szczególnie do starszej jest oschła co siłą rzeczy zniechęca je do niej. staram się traktować dzieci równo , obydwie kocham tak samo, jednak starsza stoi murem za mną , młodsza za mamą. Nie chodzi mi tu o jakies podziały. Jednak żona czując się odepchnięta od starszej i choć wiem że ją bardzo kocha , stawia młodsza nad starszą. Często ją karze za młodszą , przesadnie zabrania jej czegoś , o co młodsza wystarczy że poprosi i dostanie. Ciągłe zwracam uwagę żonie , że nie może tak robić. Mówię jej że starsza córka czuję to jak matka jest dla niej oschła , że w jej oczach czuję się gorsza , przez co tak brnie do mnie. Potrafi wykrzyczeć matce, że jej nie kocha. Tłumacze dziecku że nie może tak mówić do matki bo ta mimo wszystko bardzo ja kocha i chce dla niej jak najlepiej. Dużo się z żoną kłócę. Niemalże codziennie o błahe sprawy , jak i te poważniejsze jak dobro dzieci. Każda próba rozmowy na temat problemu kończy się tym że się czepiam i dostaje listę brudów z przeszłości. Gdy kłótnia jest poważna wiedząc jak bardzo kocham moje dzieci stara się nastawiać je przeciwko mnie. Np jeśli chce wyjść z kumplami na piwo ( a robię to naprawdę sporadycznie) stara się jak może żebym nie wyszedł z dobrym humorem wciągając w to dzieci tak abym poczuł się winny i został w domu. Tłumaczenia , że nie ma prawa wciągać w nasze kłótnie dzieci , że o samym kloceniu się przy nich nie wspomnę, są na nic . Ona jak się uruchami to nie potrafi się zatrzymać. Mówi co jej ślina na język przyniesie tak abym miał jak największe wyrzuty sumienia. To co ona robi nie mieści mi się w głowie. Czuję się niewolnikiem we własnym domu. Chcąc oszczędzić tych kłótni , w szczególności żeby dzieci tego nie słyszały przeważnie odmawiam kolegom wspólnego wyjścia. Czuję , że jedyne co czuje się niej to przyzwyczajenie po 15 latach związku ( jesteśmy razem od szkoły i jest to mój pierwszy poważny związek ) oraz dzieci. Właśnie dzieci... Tu leży mój problem. Gdyby nie one, nie pisałbym tu tylko się rozwiódł. Ale teraz myśl że mógłbym ich nie widzieć jak wrócę z pracy wywołuje we mnie paniczny strach , taki że odkładam własne szczęście o kolejne miesiące i lata. Nie dopuszczam myśli ze mógłbym zostać z wyboru tatą weekendowym i widzieć się z nimi tylko w wyznaczonych dniach czy godzinach. Tkwię w tym związku tylko dla nich. To chore ale wiem że żona mnie kocha ale Jest tak toksyczna , że ja jej raczej nie...o samym rozwodzie myślę już od dłuższego czasu. Byliśmy na terapii małżeńskiej ale niewiele to dało bo nie stosuje się do zaleceń terapeuty... Chciałbym być w końcu szczęśliwy ale nie kosztem oddalenia się od dzieci. Już nie wiem co mam robić .
Ok rozumiem ważne są dzieci. Ale dzieci też patrza na relacje rodziców i potem powtarzają schematy w życiu dorosłym. Po drugie jest jeszcze opieka naprzemienna.
Twoje dzieci kiedyś dorosną. Wtedy zostaniesz sam z żoną. Pamiętaj, że małżeństwo to relacja twoja i żony. Nie dzieci.
3 2022-02-09 07:42:27 Ostatnio edytowany przez Endriu28 (2022-02-09 07:45:59)
Nie raz szukałem odpowiedzi na moje pytanie co robić i padała przeważnie ta sama odpowiedź . opieka naprzemienna to właśnie 50% czasu , który mrozi mi krew w żyłach - sam, bez dzieci w pustym mieszkaniu. Jedyne co wymyśliłem to przemeczyc się do ukończenia 13 r.ż. tak aby mogły same zdecydować gdzie chcą mieszkać, tylko to szmat czasu , a nie chce też żeby wychowywały się w domu pełnym negatywnych emocji. Dodam że teraz przez dłuższy czas będę miał dużo, od kilku do kilkunastu dniowych podróży służbowych w pracy , a żona na pewno nie pójdzie na rękę by się dostosować z opieką
Endriu - powrót do pustego domu z pracy to straszna rzecz, zwłaszcza na początku. Dla mnie to nadal za każdym razem ciężkie przeżycie, więc organizuję sobie tak czas, żeby być cały czas zajętym... Zaletą jest to, że mając dzieci co drugi tydzień jestem wobec nich bardziej cierpliwy, mogę poświęcić im uwagę, bo pracuję więcej pod ich nieobecność. Czytając Twój post chciałem zaproponować Wam terapię, ale widzę, że próbowaliście. Może (ale tylko może) samo odejście spowoduje, że żona zmieni spojrzenie na Wasz związek i wtedy będzie można go poskładać. Ja swoje zaniedbania dostrzegłem dopiero, gdy u mnie w związku do tego doszło (chociaż to inna sytuacja, bo ze zdradą w tle i problemami po obu stronach). Tak czy inaczej - tkwienie w związku tylko dla dzieci (jeśli nie ma szans na przepracowaniu przez żonę jej problemów) wybuchnie Ci kiedyś w twarz i nie przyniesie dzieciom nic dobrego - uczą się relacji poprzez przykład, a Wasza zdrowa nie jest.
Trzymaj się.
5 2022-02-09 12:26:05 Ostatnio edytowany przez ulle (2022-02-09 12:33:44)
Twoja żona stosuje wobec starszej waszej córki paskudna przemoc, która z czasem da bardzo zgniłe owoce w postaci rozwoju różnych zaburzeń emocjonalnych albo deficytów u dziecka.
Nie dość, że wyzywa się na dziecku i to ewidentnie dlatego, żeby Tobie zrobić na złość, to jeszcze robi to na oczach młodszej waszej córki, która faworyzuje.
Super kobieta i jako matka, i jako człowiek, no masakra.
Musisz zacząć od tego, by w trybie pilnym ukrócić przemoc wobec starszej córki. To Twój ojcowski obowiązek. Nie wierzę w to, żeby nie było sposobu na utemperowanie tej baby.
Dla dzieci nie zostawaj w tym małżeństwie, bo zmarnujesz tylko czas i zdrowie. Dzieci i tak nigdy nie docenia Twojego poświęcenia, może nawet będą złe na Ciebie, że dla nich zmarnowałeś sobie życie.
Nie wiadomo tylko, jak ta kobieta będzie traktowała straszą córkę, gdy na co dzień zabraknie obrońcy dziecka w Twojej osobie.
Dlatego zacznij od konkretnych działań, by odpowiednie służby zainteresowały się losem dziecka. Niech ta kobieta pojmie, że w pewnym momencie może słono zapłacić za znęcanie się nad dzieckiem.
Gdy już ja utemperujesz, wtedy zajmij się rozwodem, bo w waszym domu jest tyle nienawiści, złości, że chyba już wam się wszystkim ulalo. Konflikt raczej będzie narastał, Twoja niechęć do żony też, a największą ofiarą, bo dzieckiem do bicia, będzie Twoja starsza córka. Należy to przeciąć.
Jednak najpierw załatw sprawę stosowania przemocy wobec córki.
Znajdź psychologa dziecięcego i zacznij prowadzac do niego swoją córkę, bo szkoda dziecka. Udokumentuj też te wizyty, bo nigdy nie wiadomo do czego może Ci się to przydać.
Nastawianie dzieci w kłótni są naprawdę sporadyczne. Nie żebym ją bronił, ale nie chcę żeby ktokolwiek zrozumiał to za normę , która dzieje się przy każdej kłótni. Taka sytuacja miała miejsce dosłownie z 3- 5 razy. Oczywiście wiem że o 3- 5 razy za dużo... Jednak sytuacje, w których młodsza wejdzie na niedużą szafkę i z niej spadnie nabijając sobie guza lub nie i obarczając winą starsza córkę, że jej nie dopilnowała jest dla mnie niedopuszczalne. Na Boga ona ma 6 lat , a za dopilnowanie dzieci odpowiedzialni jesteśmy my, a nie starsza córka... Psycholog dziecięcy jest czymś o czym nie pomyślałem , a widzę w tym potencjał. Temperowanie żony jest dla mnie na porządku dziennym ale co bym nie zrobił to jak grochem o sciane. Przecież nie będę podnosił na nią ręki.. ale nic nie dociera... Doprowadza mnie przez to takiego szału, że z trudem hamuje agresję... Teraz gdy jestem często w podróżach służbowych jak rozmawiałem z córką przez telefon mówiła że nic nadzwyczajnego się nie dzieję ,co najwyżej akcje o porządki, co oczywiście jest kwestia wychowawcza, z tym że żona po 3 prośbie o sprzątnięcie pokoju krzyczy, a ja staram się stronic od tego i przyjmuje metody zachęcające albo np w postaci zabawy. I chociaz niby blachy temat, ale to samo tyczy się sytuacji gdy młodsza na rozwala puzzle czy klocki i nie chce sprzatac. Wtedy wymaga tego od starszej... moim zdaniem skoro nie potrafi skłonić młodszej do posprzątania po sobie to rodzic powinien to zrobić, a nie niczemu winna starsza siostra. Ciężko mi znieść tą sytuacje bo praca w tej chwili wymaga ode mnie sporo wyjazdów, a córka tęskni za mną i przez to chodzi cały czas smutna co boli mnie podwójnie. Boję się , że nawet gdyby doszło do opieki naprzemiennej stan przygnębienia będzie dla niej czymś normalnym przez czas mieszkania z matką. Z kolei rozdzielenie rodzeństwa dla mnie jest absurdalne chociaż młodsza jest za matka to jednak to dopiero 3latka , a siostry mimo swoich sporów o zabawki są naprawdę zżyte że sobą .
Może nie wykłócaj się z żoną, skoro i tak nic to nie daje, a staraj się rozmawiać na spokojnie, jak dzieci nie słyszą.
Wiem, że starsze rodzeństwo czuje się z reguły pokrzywdzone, bo nie rozumie, że można od niego więcej wymagać.
Zgadzam się z Twoim metodami wychowawczymi, ale dolewasz oliwy do ognia pytając 6 letnie dziecko o zachowanie mamy, ona wie, że macie front przeciw mamie, a to nie jest dobre dla nikogo. Czyli Ty przeciw matce, to matka próbuje przeciwko Tobie, a to najgorszy scenariusz.
Dzieci nie powinny odczuć waszych animozji. Żadne z was nie powinno powiedzieć dziecku złego słowa na drugiego.
Pozwól matce na jej relację że starszą córką, jak dorośnie i tak sama ją oceni, a teraz matka sama będzie miała z nią problemy wychowawcze, bo im będzie starsza tym bardzej będzie się buntowała.
Nie powinieneś oficjalnie wchodzić w ich relację, bo to paradoksalnie szkodzi córce.
A raczej córce tłumaczyć zachowanie mamy zdenerwowaniem itp. Czyli powinieneś wszystko robić, żeby ich relacje się poprawiały.
Nigdy złego słowa nie powiedziałem córce na temat matki , bo wiem że bardziej to jej zaszkodzi, a marzę o tym by została dobrze wychowana i znała takie wartości jak szacunek do rodziców. Jeżeli córka obrywa za nic , to nie potrafię być obojętny. Różnica w tym że od czasu terapii zrozumiałem , że nie mogę strofować żony przy dzieciach bo nadwyrężył bym jej autorytet w oczach dzieci, doprowadzając do tego że mógłyby to wykorzystywać wiedząc , że opowiem się za nimi, dlatego np. proszę ją byśmy wyszli z pokoju. To że ja się nie dogaduje z żoną , nie znaczy że chce by dzieci opowiadały się za któraś stroną. W kwestii dzieci powinniśmy być jednomyślni tylko nie potrafię jej tego wytłumaczyc...
To musisz trochę odpuścić, dzieci za drzwiami też słyszą. Wielka krzywda córce się nie stanie, ze strony matki, choć będzie odczuwała większą, jak będziesz ją w tym utwierdzał.
Zawsze staraj się tłumaczyć córce, jak będzie Ci się skarżyła na mamę czy młodszą siostrę, tym bardziej jak te młodsze dziecko to pewnie skarżypyta, jak to przeważnie bywa.
Zawsze będzie problem, jak ma się w małżeństwie różne podejścia do wychowania dzieci, ale trzeba je minimalizować.
Myślę, że przy dobrej woli lepiej poukładasz sobie stosunki rodzinne, bo nic nie zastąpi dzieciom mamy i taty, wspólnego domu rodzinnego.
10 2022-02-09 16:10:08 Ostatnio edytowany przez Klaudia999 (2022-02-09 16:11:38)
A może jeszcze raz terapię?
"ja z kolei chcąc być inny niż moi rodzice staram się aby moje dzieci wiedziały o tym jak bardzo je kocham"
Dlatego może za bardzo przeginasz w drugą stronę, bo codzienne mówienie dziecku, kocham cię, dla mnie jest lekką przesadą.
Są rodzice którzy wręcz zakochują się w swoim dziecku z wzajemnością, wyrasta potem maminsynek czy córeczka tatusia.
Chcac wynagrodzić "krzywdy", które jej się dzieją, starając się być o niebo lepszym od matki, spowodujesz wzajemne silne uczucie, które też jest niebezpieczne. Już to widać, jest jej źle jak Ciebie nie ma.
Dlatego wszystko powinno wyważone.
Endriu a mozesz napisac jaka twoja zona byla mama dla Twoich dzieci kiedy byly malutkie? Byla troskliwa mama? Moze byc tak ze ta oschlosc wzgledem dzieci to wynika z czegos. Moze emocjonalnie od ciebie i dzieci odeszla. Nie chce sugerowac co czesto jest na tym forum ze jest kims innym zainteresowana ale jesli zawsze byla taka malo zainteresowana dziecmi to takie "zimne" dla dzieci kobiety sa zimne nie bez powodu.
13 2022-02-09 20:13:36 Ostatnio edytowany przez 123qwerty123 (2022-02-09 20:17:31)
Pozwól matce na jej relację że starszą córką, jak dorośnie i tak sama ją oceni, a teraz matka sama będzie miała z nią problemy wychowawcze, bo im będzie starsza tym bardzej będzie się buntowała.
Nie powinieneś oficjalnie wchodzić w ich relację, bo to paradoksalnie szkodzi córce.
A raczej córce tłumaczyć zachowanie mamy zdenerwowaniem itp. Czyli powinieneś wszystko robić, żeby ich relacje się poprawiały.
Nie popieram tych rad. Po pierwsze ojciec jest od tego, żeby chronić córkę, przed złym wpływem innych ludzi, w tym przed matką. Jeśli ich relacja jest szkodliwa dla córki to trzeba to naprawiać teraz, a nie przyglądać się i zostawić sprawy takie jakie są. Ojciec ma czekać, aż matka skrzywi dziecko, rozwali je emocjonalnie, aby ta córka jako już dorosła osoba mogła ocenić matkę?
Trzeba wejść w tę relację teraz - przez rozmowę z matką. Autor wątku powinien porozmawiać z żoną. Aby wróciła myślami do swojego dzieciństwa. Ponoć czuła się niekochana. A teraz powiela ten schemat względem własnego dziecka. Jej potrzebna jest terapia. I nie. Nie powinno tłumaczyć się córce chorych zachowań matki, bo to są zachowania patologiczne, które trzeba wyeliminować, a nie tłumaczyć.
Jak zachowa się córka w dorosłym życiu gdy zwiąże się np. z przemocowcem, alkoholikiem, narkomanem, hazardzistą (wstaw co chcesz) ? Najprawdopodobniej nie będzie miała siły by odejść, bo w dzieciństwie była nauczona, że niewłaściwe zachowania wobec niej zawsze były czymś tłumaczone. To teraz też pomyśli. Co prawda uderzył, napił się, wydał pieniądze w kasynie, naćpał się (wstaw co chcesz) no ale był zdenerwowany i tak to odreagował. Jeśli ta kobieta kocha swoje dzieci to powinna iść na terapię, bo skrzywdzi je - szczególnie straszą córkę, tak samo jak ona czuła się skrzywdzona przez własnych rodziców. Tego tak zostawić nie można.
14 2022-02-09 20:28:31 Ostatnio edytowany przez ulle (2022-02-09 20:38:53)
Fakt Wieko, wszystko powinno być wyważone, jednak nikt w pojedynkę świata nie zawojuje.
Autor może sobie wyważać, ile tylko chce, jednak co z tego, skoro druga strona nie liczy się z jego zdaniem, robi po swojemu i zamiast współpracować robi na przekór.
Autorze, jeśli chodzi o córkę, to racja jest po Twojej stronie. Serce Cię boli, gdy widzisz małą dziewczynkę, która stoi zagubiona, gdy jej własna matka nią pomiata, pomiata nią codziennie i uporczywie.
Nikt normalny nie mógłby patrzeć na coś takiego obojętnie. To przemoc psychiczna, która natychmiast należy ukrócić i naprawić.
Nie ma czegoś takiego, że żona kompletnie nie liczy się z Twoim zdaniem. Mam wrażenie, że Ty za bardzo się z nią cackasz, chyba sprawę córki zamiatasz pod dywan.
Wątpię w to, by ktokolwiek więcej niż Ty wiedział, co naprawdę dzieje się za zamkniętymi drzwiami waszego domu. Jakbyś chronił żonę i tym samym dawał jej ciche pozwolenie na określone zachowania wobec dziecka. Żona czuje się bezkarna, bo oprócz tego, że znowu na nią naskoczysz, to przecież ona nie poniesie żadnych konsekwencji. A przecież są możliwości, by otworzyć zamknięte drzwi i szukać pomocy dla dziecka w różnych placówkach. Istnieją ośrodki interwencji kryzysowej, w przedszkolu na pewno jest psycholog, w szkole też na pewno będzie itd.
Chodzi mi po prostu o to, że zamiast gadać powinieneś pokazać jej czynem, że w sprawie dziecka żarty naprawdę się skończyły. Nie duś w sobie tego problemu, bo nie stanie się żaden cud, że oto któregoś dnia ta kobieta nagle odmieni się, bo dozna olśnienia. Starszą córkę tak traktuje i dalej tak będzie ją traktowała, będzie coraz gorzej.
To nie jest normalne, że sześciolatka krzyczy na swoją matkę, że nienawidzi ją itd. Ewidentnie broni się przed matką.
Ta kobieta powinna leczyć się psychiatrycznie, bo na pewno nie jest normalna.
Idź do prawnika i zapytaj, co możesz zrobić w takiej sytuacji- w życiu nie uwierzę w to, że cały świat nie może poradzić sobie z jedną kobietą.
Autorze, psycholog dla dziecka bardzo wskazany, a z matką należy zrobić porządek.
Zło należy demaskować, by na koniec samo się skompromitowało.
15 2022-02-09 20:34:35 Ostatnio edytowany przez wieka (2022-02-09 20:49:03)
Ale czy to są zachowania patologiczne, z przytoczonych przykładów wynika, że wymaga od niej więcej niż powinna. Być może wszystkiego nie doczytałam.
Córce dzieje się większa krzywda w głowie ojca niż w rzeczywistości.
My nie jesteśmy w stanie wejść w ich stosunki, bo tu też odbijają się relacje małżeńskie.
Bo miłośc i szacunek rodziców daje przykład dzieciom, tu jest odwrotnie.
Ale czy to są zachowania patologiczne, z przytoczonych przykładów wynika, że wymaga od niej więcej niż powinna.
Córce dzieje się większa krzywda w głowie ojca niż w rzeczywistości.
My nie jesteśmy w stanie wejść w ich stosunki, bo tu też odbijają się relacje małżeńskie.
Nie zgadzam się z tą opinią.
A jakie mają być relacje w małżeństwie, skoro jeden rodzic widzi, że jedno z jego dzieci codziennie traktowane jest niesprawiedliwe przez drugiego rodzica.
Przykłady, które przedstawił autor są bardzo wymowne i raczej nietrudno jest wejść w skórę tej sześciolatki, by poczuć to, co ona czuje w takich sytuacjach oraz wczuć się w położenie ojca, który nerwowo nie wytrzymuje już takiej sytuacji, bo od lat gada i tłumaczy rzeczy oczywiste, ale druga strona ma to w nosie.
Jedno dziecko cacy, a drugie wiecznie czemuś winne? I to mają być, Twoim zdaniem Wieko", rzekome krzywdy wyrządzane dziecku?
Wszystko co się dzieje w tej rodzinie jest wypadkową relacji małżeńskiej, jeśli mówić o winach, to jest wspólna. Od czegoś to się zaczęło, nic nie ma bez przyczyny.
18 2022-02-09 21:35:58 Ostatnio edytowany przez 123qwerty123 (2022-02-09 21:41:29)
Wszystko co się dzieje w tej rodzinie jest wypadkową relacji małżeńskiej, jeśli mówić o winach, to jest wspólna. Od czegoś to się zaczęło, nic nie ma bez przyczyny.
Zaczęło sie od zlego traktowania matki tej biednej dziewczynki przez jej wlasnych rodziców. Przyczyna nie musi tkwic w relacji malzenskiej a byc o wiele glebiej zakorzeniona - w dziecinstwie tej kobiety. A sa podstawy do takiego stwierdzenia. Autor wątku pisal o tym w pierwszym poscie. Jego zona nie czula sie wystarczajaco kochana przez wlasnych rodzicow. Teraz jej corka czuje to samo ze strony swojej mamy. Terapia moze pomoc tej kobiecie. Zachowanie meza moglo nie miec tu nic do rzeczy. Nie widze tu winy obojga rodzicow. Widze ze jedno sie przejmuje dzieckiem a drugie je zle traktuje.
Jezeli 6 latka potrafi wykrzyczec matce ze jej nie kocha to znaczy ze jest serio zle i ona sama nie czuje sie przez tą matke kochana.
19 2022-02-09 21:51:32 Ostatnio edytowany przez ulle (2022-02-09 21:58:58)
Wszystko co się dzieje w tej rodzinie jest wypadkową relacji małżeńskiej, jeśli mówić o winach, to jest wspólna. Od czegoś to się zaczęło, nic nie ma bez przyczyny.
Wina zawsze leży pośrodku? Jak ja kocham ten wyświechtany banał.
Niestety, ale wina nie leży pośrodku, a jeśli już, to zdarza się to bardzo rzadko.
Są ludzie, z którymi po prostu nie da się żyć, którzy nie nadają się do związku i druga strona może sobie różne rzeczy wyważać, jednak kopiąc się z koniem i tak skazana jest na porażkę. Przykładów nie będę podawała, bo mi się nie chce. Musiałabym tu pisać jakiś elaborat.
W tym małżeństwie, tak podejrzewam, matka jest do grania c wytrzymałości psychicznej umęczona zajmowaniem się domem, opieka nad dziećmi, rutyną i syzyfowa robota na co dzień. Oprócz tego ma ze sobą inne problemy, których szukać należy aż w dzieciństwie i ma też określony charakterek.
W starszej córce odnalazła worek treningowy, na którym wyżywa się codziennie odkąd urodziła się druga córka.
Matka jest po prostu chora z przemęczenia.
Prawdopodobnie jest też po prostu wredna, bo czyż nie istnieją ludzie wredni? No istnieją, może więc autor trafił na mściwa i złośliwa babę? Jest to niemożliwe? Owszem, jest możliwe.
Tak się czasem zdarza.
Autor też jest umęczony, bo widzi, że rodzina rozlazi mu się we szwach. Walczy z tą kobietą, ale odbija się od ściany, a dziecku jest coraz gorzej, jemu też miło nie jest.
Na pewno mają ci ludzie swoje problemy, jednak nigdy w życiu nie zgodzę się z tym, żeby jakiekolwiek dziecko doznawało przemocy, a ludzie, żeby mówili " no cóż, takie jest życie, rodzice żyją jak pies z kotem, to i dziecko ma za swoje" i żeby uważali, iż właściwie wszystko jest ok, bo cóż można zrobić?
Jak można własne frustrację przelewać na małe dziecko?
Kobieta pewnie ma depresję albo inna urocza przypadłość psychiczną i umysłową, więc powinien wkroczyć psychiatra, a ojciec ma prawo oraz obowiązek bronić swoje dziecko, nawet gdy przemocowcem jest własną żona i matka tegoż dziecka.
A ich sprawy niech rozwiązują stosownie do swoich realiów. Wara jednak od dziecka.
Mnie tylko o to chodzi.
Ciężko mi powiedzieć czy nie przesadzam z okazywaniem uczuć. Wydaje mi się że nie.
Żona na początku jak starsza córka była mała , a młodszej nie było na świecie zachowywala się jak normalna kochająca matka. Małe dzieci widząc po sobie i znajomych zawsze opowiadają się bardziej za którymś z rodziców , moja córka opowiadała się za mną , a ja się cieszyłem że tak bardzo mnie kocha , może aż za bardzo. Nie zdałem sobie sprawy że ranilem w ten sposób żonę. Jednak tak jak powiedział terapeuta , to że córka była bardziej za mną nie znaczy że drugi rodzic ma się na nią o to obrażać , bo to się wszystko ciągle zmienia jak w kalejdoskopie. Ona nie mogła się z.tym.pogodzic i jak urodziła drugą córkę zaczęła ją faworyzować. Oczywiście samo faworyzownie jednej nad drugą było widoczne po czasie jak młodsza podrosła zaczęła chodzić etc.
Nie ma takiej opcji że będę przyglądał się z założonymi rękoma temu jak starsza córka czuję się odepchnięta. Będę dalej rozmawiał z żoną na ten temat bo nawet jeśli dojdzie do rozwodu to rodzicami będziemy zawsze , a jeszcze raz zaznaczę że zależy mi by córka szanowała i kochała matkę , a ta polepszyła z nią stosunki budując zdrową relację matki z córką.
Ulle -z tym pomiataniem codziennym i uporczywym trochę wydaje mi się że to za mocne słowa. Po prostu nie ma.rownego traktowania , od starszej wymaga moim zdaniem zbyt wiele , co nie znaczy że chce ją skrzywdzić , bo wiem że kocha ją i nie jest świadoma tego że ją krzywdzi. Kiedy próbuję na nią wpłynąć to uważa że ją atakuje co rodzi kolejny konflikt. Od razu uprzedze pytanie. Tak starałem się niejednokrotnie poruszać ten temat na spokojnie i jak najbardziej otwarcie. Będę napewno wciąż próbował. Sprawę córki nie zamiatam pod dywan . Prosiłem o pomoc teściowa , która dopiero zamiata to pod dywan oraz moją matkę , z której zdaniem moja żona się nie liczy bo przecież" ona też się jej czepia" pomimo że mają dobre relacje. Jednak problem w mojej żonie zauważyła też moja matka , która też nie raz.probowalaNam pomóc.
Czy córce dzieje się krzywda mniejsza niż mi się wydaje ? Mógłbym powiedzieć że przesadzam i wyolbrzymiam ale tu do głowy przychodzą mi znów sytuację gdy moja matka interweniowała opowiadając się po stronie dziecka w sytuacjach których była świadkiem.
Z psychologiem dziecięcym napewno się skontaktuje , z żoną jeszcze raz porozmawiam stawiając sprawy jasno.
21 2022-02-09 22:16:59 Ostatnio edytowany przez paslawek (2022-02-09 22:27:11)
A może jeszcze raz terapię?
Chyba po to żeby się rozstali w tak zwanej zgodzie i pod warunkiem że to żona wystąpi z inicjatywą tej terapii może mediacji.tylko taki sens widzę w tym.
To małżeństwo jeszcze trwa siłą rozpędu i dla niby dobra dzieci.
Autor myśli że chyba nie kocha żony,to raczej już jej nie kocha.
Bardzo jednak chce wierzyć że żona kocha jego ,co wydaje się tylko frazesem i pustosłowiem,wierzy bo to dla niego znieczulająca iluzja normalności i fałszywa nadzieja że żona nie odwali jakiegoś numeru na boku ,złudzenie wierności ,
ten związek to chyba bardziej zależność w stronę uzależnienia emocjonalnego a nie zdrowej więzi
Ciekawe jak pożycie i seks ,czy jeszcze jest czy tylko w nagrodę jak Autor jest posłuszny czy jest z inicjatywy żony czy Autor jeszcze ma chęć na seks z nią czy nie ma już .
Żona robi i zrobi co chce i co jej się podoba a jeżeli jest toksykiem i ma jakieś problemy emocjonalne zaburzenia ,zlekceważyła terapię to bardziej prawdopodobne jest to że będzie gorzej i rozwinie się to bardziej,ona nie dojrzewa to też mała dziewczynka jest ,matka i żona z nazwy skrajny egotyzm u niej widać ,a Autor ulega szantażom tym skrytym i jawnym Stan dzieci to odbicie i wpływ rodziców głównie zachowań i manipulacji matki narzędzie kontroli i władzy w związku na mężem.Dzieciaki już się kwalifikować mogą na terapię .
Autor to dobrze jakby poszedł do prawnika dobrego radcę i poznał swoje prawa i możliwości co do opieki nad dziećmi ,może rozważyć zmianę pracy jeżeli ma w perspektywie delegacje dłuższe ,kontynuowanie tego związku to krzywda dla dzieci i dla niego ,a w niczym nie pomoże zonie tylko rozwinie w niej bardziej zaburzenie - samo spontanicznie to jej nie przejdzie ,dziwne że u zony niczego nie wykryto w czasie terapii
jeszcze gorzej że potraktowała żoną tę terapię leciutko nic sobie nie robi i dalej krzywdzi.
Autorze, a co zrobisz, jeśli ta kobietę powie Ci, że dzieci będzie wychowywała po swojemu, a Ty żebyś się nie wtrącał.
Jak wyciągniesz konsekwencje i jakie?
23 2022-02-09 22:39:16 Ostatnio edytowany przez wieka (2022-02-09 22:41:53)
"Małe dzieci widząc po sobie i znajomych zawsze opowiadają się bardziej za którymś z rodziców , moja córka opowiadała się za mną , a ja się cieszyłem że tak bardzo mnie kocha , może aż za bardzo. Nie zdałem sobie sprawy że ranilem w ten sposób żonę."
Tak myślałam, że to mogło tak się zacząć...
Odstawiłeś żonę na boczny tor, bo Tobie urodziło się dziecko i chciałeś jemu dać miłość podwójną...Tym samym stałeś się ważniejszy od matki... Czyli masz teraz efekt...
Czy Ty w ogóle kochałeś żonę i wzajemnie?
Powinniście mimo wszystko kontynuować wspólnie terapię, zawsze każde z was jakieś pozytywy wyciągnie.
Nie jest normalne, że dziecko tak demonstracyjnie opowiada się za ktorymś z rodziców, jeśli rodzice zachowują balans, jest to równo/równiej rozłożone.
24 2022-02-10 07:59:59 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2022-02-10 08:12:08)
Oboje jesteście siebie warci.
Ty też na tej terapii spałeś.
Manipulujecie dziećmi.
Ty chcesz pokazać na siłę jaki dobry z Ciebie tatuś.
Albo inaczej , starasz się wykazać ,ze z pary rodziców to Ty jesteś ten lepszy mimo wszystko.
Czy w trakcie terapii nie były omawiane Twoje korzyści z takiego zachowania, otwieranie frontu przeciwko żonie?
Dobraliście sie toksycznie.
Widzę że miałeś zimną matkę i musisz wyrównać z nią rachunki.
Ale z nią się nie da, pozostaje ta dziewczyna co jest obok: Twoja żona.
Ona ma swoje problemy, nie radzi sobie emocjonalnie.i frustracja spływa dalej.
Proponuję Ci zacząć od własnej terapii.
Może wtedy wyjdziesz z butów jej ojca, krytykującego i dolującego ją.
I jestem na 99 procent przekonana, że tak właśnie wyglądały wasze domy rodzinne.
Ja doradzam Ci terapię indywidualną, żona też powinna taką przejść.
Bo teraz przykro to pisać, ale terapeutyzujesz się własnymi dziećmi i one za to zapłacą.
Spróbuj iść na terapię w nurcie Gestalt.
25 2022-02-10 09:34:46 Ostatnio edytowany przez 123qwerty123 (2022-02-10 09:47:13)
Oboje jesteście siebie warci.
Ty też na tej terapii spałeś.
Manipulujecie dziećmi.
Ty chcesz pokazać na siłę jaki dobry z Ciebie tatuś.
Albo inaczej , starasz się wykazać ,ze z pary rodziców to Ty jesteś ten lepszy mimo wszystko.
.
Serio? autor wątku w pierwszym poście napisał coś takiego - "obydwie kocham tak samo, jednak starsza stoi murem za mną , młodsza za mamą. Nie chodzi mi tu o jakieś podziały. Jednak żona czując się odepchnięta od starszej i choć wiem że ją bardzo kocha , stawia młodsza nad starszą. Często ją karze za młodszą , przesadnie zabrania jej czegoś , o co młodsza wystarczy że poprosi i dostanie."
Dziewczynki często mają kompleks Elektry i wolą towarzystwo ojców, tak samo jak chłopcy mogą mieć kompleks Edypa i woleć towarzystwo matki. Czy to, że dziecko woli towarzystwo jednego z rodziców jest powodem do tego, aby drugie z rodziców je odepchnęło? No nie sądzę. Nawet jeśli dziecko bardziej woli spędzać czas z jednym z rodziców, to drugi rodzic nie ma prawa karać za to tego dziecka w taki sposób jak robi to ta kobieta. Ona robi coś w stylu - wolisz tatusia to ja będę wolała Twoją siostrę. Błędne koło bo jeśli dziecko będzie tak traktowane to zawsze będzie bardziej lgnęło do tego rodzica, który jest dla niego po prostu dobry. To matka musi przerwać, a nie dziecko. I nie ojciec. To matka faworyzuje jedno z dzieci a nie ojciec. Jak autor napisał dwie córki traktuje jednakowo. Matka zachowuje się inaczej. Stawia młodszą nad starszą, na więcej pozwala młodszej.
Możliwe, że od tego się zaczęło. Matka najpierw faworyzowała młodszą, starsza czuła się odepchnięta, więc szuka oparcia w ojcu. Autor wątku napisał, że starsza córka potrafi wykrzyczeć matce że jej nie kocha. Dlaczego? bo czuje się przez matkę niekochana i to ma związek z zachowaniem matki wobec niej, a nie z zachowaniem ojca. To matka faworyzuje jedno z dzieci. Taki komentarz, że ojciec "chce pokazać jaki z niego dobry tatuś" jest zwyczajnie nie na miejscu. Dziecko, które czuje się zle traktowane przez jednego z rodziców będzie lgnęło do drugiego. Nie ma w tym nic dziwnego. I ojciec powinien tej córce to oparcie dać i daje. Robi to co powinien. Realizuje emocjonalne potrzeby córki, a nie "pokazuje się jaki to jest dobry tatuś"
wyżej ktoś napisał, że ojciec bardziej faworyzował córkę niż żonę dlatego teraz jest taki efekt. To powtórzę jeszcze raz. Matka nie ma prawa mścić się za to na dziecku - wolisz, ojca / ojciec woli bardziej Ciebie ode mnie - to ja będę woleć Twoją siostrę. To tak wygląda jakby żona była zazdrosna o dziecko. Tyle, że żona powinna rozmawiać z mężem jeśli czuła, że on skupia się bardziej na dzieciach niż na niej, i z nim rozwiązać problem a nie rozładowywać się na niewinnym dziecku. I ojciec też nie powinien ze względu na zazdrość żony odtrącać od siebie córki. Tym bardziej, że z tego co opisał autor nie wynika, aby był skupiony tylko na dzieciach, a żonę miał gdzieś.
26 2022-02-10 10:00:09 Ostatnio edytowany przez SaraS (2022-02-10 10:01:02)
Żona na początku jak starsza córka była mała , a młodszej nie było na świecie zachowywala się jak normalna kochająca matka. Małe dzieci widząc po sobie i znajomych zawsze opowiadają się bardziej za którymś z rodziców , moja córka opowiadała się za mną , a ja się cieszyłem że tak bardzo mnie kocha , może aż za bardzo. Nie zdałem sobie sprawy że ranilem w ten sposób żonę. Jednak tak jak powiedział terapeuta , to że córka była bardziej za mną nie znaczy że drugi rodzic ma się na nią o to obrażać , bo to się wszystko ciągle zmienia jak w kalejdoskopie. Ona nie mogła się z.tym.pogodzic i jak urodziła drugą córkę zaczęła ją faworyzować.
Czyli od samego początku tatuś i córeczka, a żona zepchnięta na bok. Zgadzam się z Elą, jesteście siebie warci, a Ty starasz się pokazać, że jesteś ten lepszy, bo "dobry dla dzieci".
Tylko że nie. Nie chciałabym wychowywać się w domu, gdzie jeden rodzic zachowuje się w stylu: "ojej, ale super, tak bardzo cię kocham i ty kochasz mnie, niepotrzebna nam reszta świata", a jak ta reszta świata (czyt. matka) faktycznie, czując się niepotrzebna, zaczyna schodzić z drogi, to jeszcze to zachowanie pogłębia, jakby były tam straszne krzywdy do wynagrodzenia. Normalny rodzic dostrzegłby raczej problem i starał się wyrównać relacje, niezależnie od uczuć dziecka. W tym sensie, że niech dziecko sobie kocha bardziej, kogo chce, ale jednocześnie niech ma świadomość, że jest kochane i przez matkę, i ojca. A Ty na faworyzowanie odpowiedziałeś próbami pokazania, że rzeczywiście Ty ją kochasz bardziej. I już masz efekt - dziecko smutne, kiedy Ciebie nie ma w pobliżu. I nic dziwnego, w końcu ono od początku żyje w przekonaniu, że tylko tatuś je kocha.
Co, oczywiście, nie oznacza, że zachowanie matki jest w porządku. Jest tylko nieco bardziej zrozumiałe. Znalazła się w tej sytuacji, co wielu mężczyzn po narodzinach dziecka, gdy to matki starają się grać pierwsze skrzypce, śpią z dziećmi i odsuwają partnerów. Tyle że rozwiązała ją ze szkodą dla Waszej rodziny: drugie dziecko, które dla odmiany będzie bardziej "jej dzieckiem" niż Twoim i niesprawiedliwe traktowanie starszej córki, zamiast wpłynięcia jakoś na Twoje zachowanie już na początku.
A może jednak próbowała coś z tym zrobić, tylko była bezsilna - jak Ty teraz? O co zaczęliście się kłócić te 4 lata temu?
Ogarnijcie się, bo biedne te Wasze dzieci. Jedno i drugie zresztą. Podzieliliście rodzinę na dwa obozy, mamusia i młodsza, tatuś i starsza. Jeszcze trochę takiego traktowania i rozwalicie nawet więź między siostrami, a w dorosłe życie wejdą córeczka tatusia z nieodciętą pępowiną i rozpieszczona księżniczka, której wszystko się należy.
I tak sobie myślę: fajnie, że widzisz problem. Szkoda, że widzisz go dopiero, gdy odbija się na Twojej starszej córce. Fajnie, że widzisz podział. Szkoda, że nie dostrzegasz, że sam do niego doprowadziłeś (w końcu kiedy byli tatuś i córeczka vs żona, nie było aż takich konsekwencji, jak gdy żona poszerzyła swoją drużynę, nie?). Ale przede wszystkim szkoda, że nadal widzisz tylko to, że członek Twojej drużyny obrywa, a nie patrzysz na całość. Nawet gdy szukasz pomocy, jesteś Ty i Twoja córeczka.
Skorzystaj z terapii. Sam.
27 2022-02-10 10:19:08 Ostatnio edytowany przez 123qwerty123 (2022-02-10 10:20:03)
Skorzystaj z terapii. Sam.
Zonie terapia niepotrzebna? Samo się wszystko naprawi po terapii męża? Ewidentnie żona też ma problem, jeśli z zazdrości o męża odrzuca córkę.
Chyba najlepsze efekty dałaby terapia wspólna. W przeciwnym razie psycholog ma okrojony ogląd, bo gdy na terapie przychodzi tylko mąż albo tylko żona to przedstawia tylko swój punkt widzenia. W przypadku starcia się 2 stron na takiej terapii psycholog może dostrzec więcej.
A tak? Jedna strona może np. przesadnie się obwiniać za wszytko, albo w drugą stronę - może przesadnie zrzucać winę na drugą osobę. Ale psycholog nie wie czy ta osoba np. nie koloryzuje za bardzo. Bądź odbiera zachowanie innej osoby inaczej. Nie umie dostrzec, intencji tej drugiej strony. Dlatego jak jest para na terapii to obraz sytuacji jest bardziej właściwy, bo wypowiada się jedna i druga strona.
A nie, no jasne, że żonie też by się przydała, tylko że autor pisał, że żona nie bardzo współpracowała podczas poprzedniej terapii. Myślę, że mógłby zadziałać układ, w którym spotykają się z jednym terapeutą, czasem razem, czasem osobno - jak najbardziej. Może nawet najpierw osobno, żeby jeszcze bardziej nie zacięli się na "ja mam rację, to drugie jest złe", słuchając drugiej strony.
Natomiast miałam na myśli to, że - moim zdaniem - autorowi terapia by się przydała, nawet jeśli żona nie będzie chciała iść. Bo to zdecydowanie nie jest tak, że tylko ona ma tu problem, niezależnie od tego, jak bardzo autor kreuje się tu na tego dobrego. On sam też ma sporo rzeczy do ogarnięcia.
Terapia jest potrzebna wszystkim, córce już też, bo ona jest blisko manipulowania ojcem, może grać na rozejście się rodziców, żeby mieć ojca na wyłaczność.
Tak działa zachochanie rodzica w dziecku. Samo mówienie córce codziennie kocham, jest odbierane przez nią, mama nie mówi codziennie, czyli nie kocha.
Co do manipulacji, jeśli ojciec wychowa nastolatkę księżniczkę, to ona rozwali mu każdy związek w przyszłości, jeśli rozwiedzie się z żoną, bo będzie chciała ojca mieć na wyłaczność.
Dlatego tak ważne jest kochanie dzieci mądrze.
Teraz trudno to będzie odkręcić, ale może przy pomocy psychologa i zmiany postawy rodziców, coś da się naprawić.
Zgadzam się, że z tej terapii, oboje nie wyciagnęli wniosków.
30 2022-02-10 11:14:24 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2022-02-10 11:33:41)
123 niestety nie rozumiesz całości problemu, a tylko starasz się wybrać jakiś "obóz" i za nim opowiedzieć.
Oboje mają swoje zaniedbania wobec dzieci teraz. I oboje swoje problemy, ale patrząc na całość tematu postawa męża ma znaczenie i to niemałe. Jeżeli on będzie w stanie zrezygnować ze swojej wojny jej też będzie łatwiej. Dziwne że terapeutą nie sugerował indywidualnej terapii.
Nawet jak obiektywnie patrząc może to się wydawać niesprawiedliwe, bo autor "tylko" broni córki, to w ten sposób niestety robi się więcej krzywd.
31 2022-02-10 12:06:01 Ostatnio edytowany przez 123qwerty123 (2022-02-10 12:18:51)
Nawet jak obiektywnie patrząc może to się wydawać niesprawiedliwe, bo autor "tylko" broni córki, to w ten sposób niestety robi się więcej krzywd.
aha, czyli analogicznie jak ojciec bije dziecko i matka opowiada się za dzieckiem to matka tworzy obóz z dzieckiem przeciwko ojcu? WOW
bo tu jest podobna sytuacja, matka źle traktuje starsza córkę, ojciec się za nią opowiada, więc jaki wniosek ? Ojciec tworzy obóz ze starszą córką?
Ja staram się zrozumieć sytuacje ze strony dziecka. Najgorsze co może ten ojciec zrobić to zrezygnować z obrony córki przed matką, bo wtedy dziecko nie będzie miało oparcia w nikim. Najpierw matka powinna przestać zle traktować to dziecko i wtedy naturalną koleją rzeczy będzie, że ojciec nie będzie musiał tworzyć z dzieckiem żadnego obozu. Dla dobra i psychiki dziecka nie było by dobre odsunięcie dziecka od ojca. Ono juz czuje się opuszczone przez matkę i teraz ma czuc się opuszczone przez ojca?
i chyba nie jest tak, że ojciec skupił się bardziej na 1 córce, bo sam autor wątku pisał, że póki było jedno dziecko wszystko było w porządku. gdyby ojciec zachwycił się pojawieniem się dziecka i jak piszecie odsunął by od siebie żonę, to już wtedy byłoby widac niechęć zony do dziecka, a ona pojawiła się dopiero z narodzeniem drugiej córki. Ten problem jest o wiele wiekszy i my tu mozemy spekulować a i tak nie dojdziemy jak jest. Ja po prostu jestem z daleka od obwiniania ojca ktory widac, że sie stara kochac swoje dzieci. Z tego co pisal nie widać aby odtracil zone na rzecz dziecka. Przeczytajcie sobie jeszcze raz 1 post. Zaczęło sie od tego że córka lgnęła do ojca. Nie wiemy dlaczego. Ale wnioski już ktoś tu wysnuł takie, że to wina ojca, że córka go woli bardziej od matki.
Oceniam sytuacje przez pryzmat tego jaka jest teraz sytacja, a nie jakie były przyczyny jej powstania. Ewidentnie matka karze dziecko za to, że woli ojca. I to jest złe. Niezaleznie od przyczyn. Powinna naprawic relację z córką jeśli chce, żeby corka była za nią. Poki co corka czuje sie przez nią niekochana. Mała szansa zeby nawet nadmierna milosc ojca spowodowała to, że małe dziecko odsunie się od matki. Psychika dziecka tak nie działa. Ojciec mnie kocha mocno więc wykrzycze matce, że jej nie kocham. Dziecko wykrzyczało matce że jej nie kocha, bo widzialo ze mlodsza siostra jest lepiej traktowana.
Ktoś wyżej napisał, że ojciec traktuje córkę jak księżniczkę. Serio? bo broni ją przed matką? W 1 poście napisał, że nie rozpieszcza dzieci tylko okazuje im czułość. Traktuje je równo. Gdzie tu traktowanie starszego dziecka jak księżniczkę? Równie dobrze możemy powiedzieć, że matka traktuje młodszą córkę jak księżniczkę, bo jak sami czytaliśmy na więcej jej pozwala.
Aha, i to ojciec wysnuł wniosek, że żona jest oschła wobec starszej córki i stwierdził, że przyczyną tego, jest to, że córka jest bardziej za nim. Równie dobrze mogło być inaczej. Matka najpierw wybrała sobie na swoją córeczkę młodszą córkę, więc konsekwencją tego było, że starsza lgnęła bardziej do ojca. Nie wiemy jak było. Co było pierwsze.
Tyle że tu nie zaczęło się od nierównego traktowania córek, a od ojca zachwyconego, że dziecko kocha go bardziej niż matkę, i utrwalającego taki stan. Wg mnie normalny zdrowy rodzic nie "jara się" tym, że został wybrany, a raczej wykorzystuje swoją pozycję do wzmocnienia relacji z drugim. Bo dla rodzica myślącego o dziecku idealną sytuacją będzie to, że dziecko ma dwoje ukochanych rodziców, więc nie będzie utrwalał i pogłębiał dysproporcji. Cieszyć to się może chłopak, że dziewczyna woli go od innych, ale od razu wprowadzać taką rywalizację w związku z uczuciami dziecka? Dziecko nie jest głupie; wie, że jeżeli ukochany tatuś cieszy się, że ono woli go od mamusi, to znaczy, że mamusię trzeba kochać mniej, bo wtedy tatuś jest zadowolony. Takie zachowanie jest obrzydliwe po rozwodzie, a tu autor poszedł w to, mając u boku żonę, która - jak sam stwierdził - na początku była troskliwą matką.
Tu nie chodzi o to, z której strony to rozpatrywac, tylko jak to rozwiązać patrząc na to z oddalenia
My tu wzajemnie nie musimy się przekonywać, to autor musi wyciągnąć wnioski z tego co piszemy.
Zrozumieć problem też nie jest prosto, bo jest bardziej skomplikowany, niż to wygląda na pierwszy rzut oka.
35 2022-02-10 13:04:02 Ostatnio edytowany przez paslawek (2022-02-10 13:05:54)
Zgodzę się z tym co Ela napisała o przespaniu terapii przez Autora
albo to była jakaś blitzterapiia albo po łebkach
ktoś po terapii próbuje jednak dojść do istoty swoich błędów i szukać w sobie bez obwiniania i samobiczowania, na pewno na pierwszym planie, tu tego nie bardzo widać .
Autor krytykuje głównie żonę i dlatego dostaje sporo odpowiedzi jakby po jego stronie.
Obiektywny nie jest na pewno ,opowieść żony byłaby z pewnością inna .
Mnie te delegacje wydają się podejrzane ,czy aby na pewno ta praca jest najlepszą z możliwych i pożyteczną dla rodziny ,czy nie jest ucieczką od problemów.
Toksyczny związek tworzą dwie osoby raczej a nie jedna, zazębiają i uzupełniają atakując się broniąc w jakiejś walce o racje i władze,nie zawsze jest to równomiernie rozłożone ,ale zawsze szkodzi wszystkim To walka dziećmi nie tylko o dzieci obojga rodziców oboje są ofiarami i agresorami ,dzieci są tylko ofiarami uczą się jednak szybko obrony i ataku.
Dziecko nie jest głupie; wie, że jeżeli ukochany tatuś cieszy się, że ono woli go od mamusi, to znaczy, że mamusię trzeba kochać mniej, bo wtedy tatuś jest zadowolony.
Aha? Dziecko, które dostaje miłość od matki przestaje ją kochać po to by zadowolić ojca i dostać od niego jeszcze więcej miłości... Pierwsze słyszę, żeby dziecko odrzuciło miłość rodzica bez żadnych powodów ku temu.
Chyba, że ojciec w jakiś sposób rozpieszczał to dziecko. Matka mu nie pozwalała na czekoladę, a ojciec tak. Mama nie pozwalała na zabawę tylko mówiła że trzeba sprzątać a tata pozwalał i nie mówił o obowiązkach. To wtedy dziecko może lgnąć bardziej do jednego rodzica, które daje więcej profitów. Ale nie wiemy czy tak było.
Poza tym to w żaden sposób nie usprawiedliwia matki, żeby z zazdrości o męża odtrącała dziecko.
Na pierwszy rzut oka bardziej widoczne jest to, że dziecko kocha matkę mniej, bo jest przez nią źle traktowane. Młodsza nabroi, a starsza obrywa. Młodsza wystarczy, że o coś poprosi to dostaje, a starsza nie. To są widoczne powody do tego, aby dziecko czuło, że kocha mniej matkę. A nie - tatuś kocha mnie bardziej to ja sobie postanowię kochać mamę mniej. A zazdrosna zaburzona mama mnie ukarze tym, że będzie faworyzować bardziej moją siostrę.
Zupełnie nie to miałam na myśli i nie ten etap związku. Pisałam o samych początkach. Jeżeli dziecko wolało ojca (mimo że w tym momencie kochało jeszcze troskliwą matkę), a ojciec się z tego wyraźnie cieszył, kochał jeszcze bardziej i okazywał jeszcze więcej miłości, to dał dziecku jasny komunikat, że tak jest dobrze, tak mu się podoba; niejako nagradzał dziecko za coś, co normalnie powinno być, hm, neutralne? I to moim zdaniem było początkiem tej całej sytuacji i zaczęło ją pogłębiać. No bo jednak skoro fajne jest to, że tatusia kocha się bardziej, to automatycznie mamusię mniej.
Natomiast oczywiście dalej były inne przyczyny i one również doprowadziły do tego, że dziecko ostatecznie wykrzyczało, że mamy nie kocha czy coś w ten deseń. Tyle że nie od nich się zaczęło, one były wynikiem zachowania ojca i reakcji matki. Przecież wielu jest rodziców, którzy zrzucają np. obowiązek zajmowania się młodszym rodzeństwem na starsze dziecko, wielu wychodzących z założenia, że temu młodszemu więcej wolno czy że trzeba mu ustąpić. I to jest, oczywiście, niesprawiedliwe, ale jednocześnie nie kończy się z automatu takim podziałem rodziny, jak tutaj.
Tutaj oboje dali ciała, każde w inny sposób, i oboje zapewne winy w sobie nie widzą. Przecież autor jako jedyny problem przedstawia tutaj traktowanie starszej córki przez matkę; znaczy, gdyby matka traktowała córki sprawiedliwie mimo wszystko, to tematu na forum pewnie by nie było, ew. dotyczyłby tylko rozwodu. A to, że autor żony nie kocha? To, że ma z córką nie do końca zdrową relację? Ee tam, olać, matka ma córkę traktować sprawiedliwie i tyle, a sama nawet nie musi wiedzieć, że mąż jej nie kocha i rozważa rozwód, a przy niej trzyma go tylko starsza córka. No kryształowy mąż i ojciec, nie ma co.
38 2022-02-10 14:41:52 Ostatnio edytowany przez 123qwerty123 (2022-02-10 14:42:25)
Zgadza się. Nie przestaje się kochać z dnia na dzień. Jeśli autor wątku tracił miłość do żony to... był czas, aby naprawić to małżeństwo zamiast czekać, aż miłość całkowicie wygaśnie.
Też mi się wydaje, ze samo niesprawiedliwe traktowanie córki nie jest powodem do rozwodu. Między żoną, a mężem jest więcej problemów niż opisano w tym wątku.
Ja tutaj widzę błędy podzielone po równo, ona nie potrafiła okazywać uczuć wtedy wkroczyles Ty, zacząłeś przesadnie być dobrym tatusiem i dziecko od tego momentu zaczęło faworyzować Ciebie co było do przewidzenia, a żona straciła nad nią całkowicie kontrolę. Robicie sobie na złość i to się odbiło na dzieciach przy czym żona ma do Ciebie o wiele większy żal i próbuje Ci uprzykrzyć życie tyle ile się da. Wysyłanie Was na terapie (co jest standardem tego forum) jest bez sensu. Terapeuta to nie wróżka która użyje magicznej różdżki. Powinniście wziąć rozwód. Nie wierzę w to żeby ta kobieta się znęcała nad starszą córką sam z resztą to zauważyłeś. Po prostu przez to że jest nieposłuszna w stosunku do niej nie do Ciebie częściej po niej krzyczy, a że starsza teraz stoi murem za Tobą i czuje że ma w Tobie poparcie będzie nadawać jaka to mamusia nie jest okropna i z wiekiem zacznie jej dokuczać. Twoja żona jest chora i nie nadaje się do wychowania dzieci, szkoda że musieliście sobie zrobić dwójkę zeby dojść do takiego wniosku. Nie każda kobieta rodzi się jako kandydatka na kochającą matkę.Unikaj kłótni bo to ją napędza, jak Cię zacznie wyprowadzać z równowagi to wyjdź z domu a nie wdawaj się w dyskusje to i tak do niczego nie prowadzi. Sam zaznaczyłeś że zona nie znęca się nad córką więc bez obaw o jej bezpieczeństwo. Prosisz żonę o zgodę na wyjście na piwo? Serio? Skoro tak bardzo boisz się rozwodu to może zróbcie sobie trzecie i obstawiajcie za kim się wstawi z wiekiem??? Jak czytam tą dziecinadę wcale by mnie to nie zdziwiło.
Żona na początku jak starsza córka była mała , a młodszej nie było na świecie zachowywala się jak normalna kochająca matka. Małe dzieci widząc po sobie i znajomych zawsze opowiadają się bardziej za którymś z rodziców , moja córka opowiadała się za mną , a ja się cieszyłem że tak bardzo mnie kocha , może aż za bardzo. Nie zdałem sobie sprawy że ranilem w ten sposób żonę. Jednak tak jak powiedział terapeuta , to że córka była bardziej za mną nie znaczy że drugi rodzic ma się na nią o to obrażać , bo to się wszystko ciągle zmienia jak w kalejdoskopie. Ona nie mogła się z.tym.pogodzic i jak urodziła drugą córkę zaczęła ją faworyzować.
Jeśli żona miała żal do męża o nadmierną miłość do córki, to te kwestie powinna przepracować z mężem. Odbijanie sobie tego na dziecku świadczy o zazdrości, niedojrzałości i braku normalnych macierzyńskich uczuć. Dla mnie to nie do wyobrażenia , ze można potępiać ojca za wielką miłość do córki i radość, że ona tą miłość odwzajemnia. Normalna matka jest wniebowzięta, jeśli ojciec kocha swoją małą księżniczkę, bo to daje siłę kobiecie w przyszłym życiu. Taka miłość jest źródłem poczucia wartości, bo nie jest się kochanym za coś, tylko z samego powodu bo jestem.
Karanie starszej córki na zachowanie młodszej żadnej nie wyjdzie na dobre. Obie nauczą się, że ich los nie zależy od czynów tylko cudzego widzimisię i łaski albo niełaski. Jedna może zacząć uciekać się do lizusostwa bo to się opłaca, druga do bezradności bo na nic nie ma wpływu.
Miałam kiedyś okazję posłuchać zwierzeń 28 letniej kobiety, która jako dziecko była tą gorzej traktowaną córką. Obrazy przemocy matki, nawet choć nie były szczególnie okrutne, u tej kobiety wyzwalały lawinę żalu i poczucia krzywdy. Powtarzała, że nie rozumie, jak można być tak nieczułą na płacz kilkuletniej dziewczynki. Pamiętała dobre dary i opiekę swojej matki, jednak ten żal i poczucie krzywdy dominował we wspomnieniach z jej dzieciństwa. To wielki, niepotrzebny bagaż, który kładł się cieniem na jej życiu.
Jeśli dziecko w wieku kilku lat bardziej kocha ojca od matki, to jest ku temu powód - w końcu małe dzieci w naturalny sposób są bardziej przywiązane do matki.
Ja jako dziecko miałam podobne doświadczenia do tej 6-latki. Od matki doświadczyłam wyłącznie krytyki i krzyków, zawsze czułam się nie taka jak trzeba. Za to mój brat chodzący ideał. Mój tata zawsze okazywał mi zainteresowanie, spędzał ze mną czas, czułam, że mnie lubi. To chyba naturalne że byłam bliżej z tatą i kochałam tatę bardziej. Gdyby nie mój tata to nie miałabym nikogo w tym domu.
Niektórzy mówią, że to wina ojca, że dziecko go bardziej kocha, że powinien się wycofać. Nie. To jest wina matki, że jej własna córka jej nie kocha. Dziecko czuje, czy rodzic je kocha czy nie. Ta dziewczynka jest stale przez matkę krytykowana i odepchnięta. Matka mści się na niej za to, że kocha ojca. Matka stworzyła dwa obozy, nawet ta młodszą córkę kocha jakby wbrew starszej, z zemsty na starszej: skoro Ty kochasz tatusia, to ja kocham Twoja siostrę. Nastawia siostry przeciwko sobie.
Żona autora jest zaburzona. Jak matka może mścić się na dziecku za to że ono kocha ojca? Ojciec miałby to dziecko zostawić samo na pastwę matki?
Obarczanie ojca winą za to, że dziecko darzy większą miłością jego niż matkę jest już chyba objawem totalnego zafiksowania..Ze strony kobiety"matki" to jakiś obłęd!
To nie chodzi o obarczanie winą ojca. Dziecko może kochać bardziej kogo chce, tyle że to powinno być dla obojga rodziców czymś neutralnym. Nikt też nie każe się ojcu odsuwać; wystarczyłby brak zachwytu tym, że dziecko woli jego (tak, widzę różnicę między zachwytem miłością dziecka - bo to jest okej, a ekscytowaniem się tym, że to dziecko kocha mnie bardziej niż...).
Taki przykład. Niedawno przygarnęliśmy kociaka ze schroniska, który od początku preferował mnie. Tzn. łazil za mną krok w krok, chciał leżeć na mnie cały dzień, płakał, jak się zamykałam w łazience itd. I ja się oczywiście cieszyłam, że mu przypadłam do gustu, ale jednocześnie oczywistym dla mnie było, że w takim razie to głównie partner częstuje przysmakami, karmi, mizia, tuli i spełnia inne kocie życzenia. I teraz, po dwóch miesiącach, kotu nie sprawia problemu moją nieobecność, a kolana mojego partnera są równie fajne jak moje. A kogo on tam sobie woli, to bez różnicy. Ale mogłam zachować się tak jak autor: odpowiedzieć na kocią sympatię jeszcze większym bombardowaniem go miłością, rozpieszczać, skupić się tylko na nim i pogłębić jeszcze tę różnicę w nastawieniu kota. A że pewnie do tej pory każde moje wyjście kończyłoby się kocią histerią? Że na pewno skończyłoby się to mniejszą więzią między kotem a partnerem? A kogo to obchodzi? Ważne, że JA mam kota, który tak bardzo mnie kocha, bardziej niż mojego faceta.
I, kurczę, tu jest mowa o kocie. O "tylko zwierzaku". Dla mnie w przypadku tego "tylko zwierzaka" oczywistym było, że mamy tworzyć zespół, a nie podziały i rywalizację. A oni bezmyślnie zafundowali takie coś dziecku. Wprowadzili chorą rywalizację o to, kogo córeczka kocha bardziej. A właściwie to wprowadził ojciec, ale matka też się nie popisała, bo - zamiast ogarnąć autora - sama z ochotą wzięła udział w tej grze. I już mamy dwie dziewczynki w rodzinie z toksycznymi relacjami. Pogratulować.
To nie chodzi o obarczanie winą ojca. Dziecko może kochać bardziej kogo chce, tyle że to powinno być dla obojga rodziców czymś neutralnym. Nikt też nie każe się ojcu odsuwać; wystarczyłby brak zachwytu tym, że dziecko woli jego (tak, widzę różnicę między zachwytem miłością dziecka - bo to jest okej, a ekscytowaniem się tym, że to dziecko kocha mnie bardziej niż...).
Taki przykład. Niedawno przygarnęliśmy kociaka ze schroniska, który od początku preferował mnie. Tzn. łazil za mną krok w krok, chciał leżeć na mnie cały dzień, płakał, jak się zamykałam w łazience itd. I ja się oczywiście cieszyłam, że mu przypadłam do gustu, ale jednocześnie oczywistym dla mnie było, że w takim razie to głównie partner częstuje przysmakami, karmi, mizia, tuli i spełnia inne kocie życzenia. I teraz, po dwóch miesiącach, kotu nie sprawia problemu moją nieobecność, a kolana mojego partnera są równie fajne jak moje. A kogo on tam sobie woli, to bez różnicy.
Ale mogłam zachować się tak jak autor: odpowiedzieć na kocią sympatię jeszcze większym bombardowaniem go miłością, rozpieszczać, skupić się tylko na nim i pogłębić jeszcze tę różnicę w nastawieniu kota. A że pewnie do tej pory każde moje wyjście kończyłoby się kocią histerią? Że na pewno skończyłoby się to mniejszą więzią między kotem a partnerem? A kogo to obchodzi? Ważne, że JA mam kota, który tak bardzo mnie kocha, bardziej niż mojego faceta.
I, kurczę, tu jest mowa o kocie. O "tylko zwierzaku". Dla mnie w przypadku tego "tylko zwierzaka" oczywistym było, że mamy tworzyć zespół, a nie podziały i rywalizację. A oni bezmyślnie zafundowali takie coś dziecku. Wprowadzili chorą rywalizację o to, kogo córeczka kocha bardziej. A właściwie to wprowadził ojciec, ale matka też się nie popisała, bo - zamiast ogarnąć autora - sama z ochotą wzięła udział w tej grze. I już mamy dwie dziewczynki w rodzinie z toksycznymi relacjami. Pogratulować.
Naprawdę tylko tyle zrozumiałaś z tego, co napisał autor?
To
Taki przykład. Niedawno przygarnęliśmy kociaka ze schroniska, który od początku preferował mnie. Wprowadzili chorą rywalizację o to, kogo córeczka kocha bardziej. A właściwie to wprowadził ojciec, ale matka też się nie popisała, bo - zamiast ogarnąć autora - sama z ochotą wzięła udział w tej grze. I już mamy dwie dziewczynki w rodzinie z toksycznymi relacjami. Pogratulować.
Sara, rozumiem Twój przykład z kotem, wiem, o co Ci chodzi. Oboje powinni traktować dzieci równo i równo się starać, by dzieci ich oboje kochały.
Jednak uważam, że to nie ojciec wprowadził coś rywalizację, tylko matka.
Własne dziecko jej nie kocha - jest ku temu powód i nie jest nim miłość ojca. Dodatkowo swoim zachowaniem matka pogłębia problem - chodzi mi to o uwielbienie dla młodszej córki. Gdyby była dobrą matką dla starszej córki, to córka by tę miłość odwzajemniała i miłość ojca nie byłaby przeszkodą.
CatLady, i tak, i nie. Nie zgadzam się z tym, że to matka wprowadziła rywalizację. Podobno na początku była normalną troskliwą matką. Uważam, że motyw "kogo córka bardziej kocha" podkreślił ojciec swoim zachwytem nad tym, że to on jest wybrańcem. A smutną wydaje mi się sytuacja, w której ojciec czy matka (bez różnicy) wyraźnie cieszy się z czegoś takiego. To jest dalekie od jakiejś jedności/rodziny/jednej drużyny, w której wszyscy się kochamy (w tym sensie, że nieważne, kto kogo bardziej, bo przecież wszyscy jesteśmy sobie bliscy).
Tym bardziej, że taka wyjątkowa relacja to pasowałaby bardziej do rodziców, a nie jeden rodzic - dziecko. No, w każdym razie ja bym nie chciała, żeby jedno z moich rodziców robiło coś takiego.
Natomiast oczywiście zgadzam się z tym, co napisałaś o matce. Oczywiście, że to jej zachowanie spowodowało ostatecznie brak miłości córki. Chodziło mi tylko o to, że niewłaściwe zachowanie matki jest niewłaściwą reakcją na niewłaściwe zachowanie ojca. Każde z nich miało wiele szans opanować tę sytuację (ojciec - gdyby pamiętał, że są jedną rodziną i nie tworzył podziałów; matka - gdyby potrząsnęła wtedy mężem, zamiast się odsuwać i tworzyć wspólny front z młodszą itd.), ale u nich od początku każde realizuje własną strategię mającą na celu dobro wyłącznie "ich" zespołu, a resztę ma w nosie.
Tylko dlaczego miałby się tym zachwycać? Może zwyczajnie podkreślił to, co było aż nadto widoczne? Szczerze, to ciężko mi sobie wyobrazić taką kobietę, która w ten sposób odnosi się do dziecka i jeszcze rywalizuje z ojcem o uczucia jednej czy drugiej. Strach pomyśleć, jak będzie wyglądać wzajemna relacja obu córek w przyszłości..
Ciężko teraz dociec, kto zaczął. Lepiej się skupić na naprawieniu sytuacji.
Psycholog dziecięcy i prawnik to dobry punkt wyjścia.
Ja tu widzę przede wszystkim kilka nieszczęśliwych osób i na pewno krzywdę dziecka. Jeśli wziąć pod uwagę stwierdzenie, że jest w tym małżeństwie dla dobra dzieci to ja w to nie wierzę, trwanie w tej toksycznej relacji jeszcze bardziej pogłebi traumę i przysporzy więcej krzywd. Zastanawianie się kto rywalizuje, a kto się gorzej zachowuje nie ma tu wg mnie zadnego znaczenia, po prostu sytuacja jest chora i trzeba ją przerwać. choćby do nabrania dystansu i odetchnięcia, a narazie wszyscy - dorosli i dzieci żyją w permanentnym stresie. Wydaje mi się, że tak naprawdę nie samego rozwodu się boisz.
Chciałbym być w końcu szczęśliwy ale nie kosztem oddalenia się od dzieci. Już nie wiem co mam robić .
Prawda jest taka, że jako ojciec dwojga małoletnich dzieci jesteś udupiony i niewiele możesz. Takie czasy nastały, że jako ojcowie niewiele możemy.
Kobieca przemoc jest trudna do udowodnienia. Kobiety nie przychodzą pijane do domu i nie podbijają oka. Takie coś robią mężczyźni i wówczas jest niebieska karta. Kobiety mogą stosować przemoc psychiczną, emocjonalną w zasadzie bezkarnie bo jest to bardzo, ale to bardzo trudna do udowodnienia.
Ty i twoja córka jestescie ofiarą takiej przemocy.
Dodatkowo faworyzuje się matki kosztem ojców więc wina i tak zostanie przypisana tobie co już widać w postach.
Po prostu nadal zakorzenione jest w ludziach przekonanie, że matka nie może być złym rodzicem. Nie, absolutnie nie. To napewno coś z ojcem. No bo przeciez kobieta z racji płci i macierzynstwa postępuje bezbłędnie.
Masz bardzo ograniczone możliwości oddziaływania (lub jak to któraś z forumowiczek nazwała - temperowania) na swoją żonę. Ona nic nie musi a ty nie masz narzędzia aby ją to tego zmusić.
Jak zgłosisz sprawe do psychologa np. MOPSU to dopiero rozpoczniesz wojnę w domu. Twoja żona i rodzina potraktuje to jako donosicielstwo a w odwecie żona zrobi absolutnie wszystko aby zrobić z ciebie winnego tej całej sytuacji.
Na opiekę naprzemienna nie masz co liczyć bo to musi być obopólna zgoda. Takie prawo.
Nie mniej złudzeń, że twoja żona wykorzysta córkę albo córki jako narzędzie w załatwianiu własnych porachunków z tobą. Takie matki inaczej rozumieją dobra dziecka. One odnoszą dobro dziecka zawsze przez swoje powiązanie go ze swoim dobrem.
Jestem ojcem, syn 6 lat. 13 lat małżeństwa. Bywało tak, że policję wzywałem bo nie mogłem poradzić sobie z żoną. Wiem co piszę.
Powodzenia.
Endriu28 napisał/a:Chciałbym być w końcu szczęśliwy ale nie kosztem oddalenia się od dzieci. Już nie wiem co mam robić .
Prawda jest taka, że jako ojciec dwojga małoletnich dzieci jesteś udupiony i niewiele możesz. Takie czasy nastały, że jako ojcowie niewiele możemy.
Kobieca przemoc jest trudna do udowodnienia. Kobiety nie przychodzą pijane do domu i nie podbijają oka. Takie coś robią mężczyźni i wówczas jest niebieska karta. Kobiety mogą stosować przemoc psychiczną, emocjonalną w zasadzie bezkarnie bo jest to bardzo, ale to bardzo trudna do udowodnienia.
Ty i twoja córka jestescie ofiarą takiej przemocy.
Dodatkowo faworyzuje się matki kosztem ojców więc wina i tak zostanie przypisana tobie co już widać w postach.
Po prostu nadal zakorzenione jest w ludziach przekonanie, że matka nie może być złym rodzicem. Nie, absolutnie nie. To napewno coś z ojcem. No bo przeciez kobieta z racji płci i macierzynstwa postępuje bezbłędnie.
Masz bardzo ograniczone możliwości oddziaływania (lub jak to któraś z forumowiczek nazwała - temperowania) na swoją żonę. Ona nic nie musi a ty nie masz narzędzia aby ją to tego zmusić.
Jak zgłosisz sprawe do psychologa np. MOPSU to dopiero rozpoczniesz wojnę w domu. Twoja żona i rodzina potraktuje to jako donosicielstwo a w odwecie żona zrobi absolutnie wszystko aby zrobić z ciebie winnego tej całej sytuacji.
Na opiekę naprzemienna nie masz co liczyć bo to musi być obopólna zgoda. Takie prawo.
Nie mniej złudzeń, że twoja żona wykorzysta córkę albo córki jako narzędzie w załatwianiu własnych porachunków z tobą. Takie matki inaczej rozumieją dobra dziecka. One odnoszą dobro dziecka zawsze przez swoje powiązanie go ze swoim dobrem.
Jestem ojcem, syn 6 lat. 13 lat małżeństwa. Bywało tak, że policję wzywałem bo nie mogłem poradzić sobie z żoną. Wiem co piszę.
Powodzenia.
Standardem tego forum i zarazem jedyna słuszna rada udzielona autorowi/ autorce jest wysyłanie na terapię. Masz problem, to idź na terapię.
Drugim standardem jest trzymanie strony kobiet i takie przekręcanie faktów, żeby z faceta zrobić winnego. Oczywiście nie dotyczy to wszystkich forumowiczek, pisze tylko o dominującej tu tendencji.
Zgadzam się z Tobą pod każdym względem. Pisałam o temperowaniu tej kobiety, chociaż w głębi serca uważałam, że autor i tak skazany jest na porażkę.
Ta sześciolatka zawsze będzie traktowana gorzej niż młodsza córka, bo matka nie ma predyspozycji psychicznych ani intelektualnych, nie ma też dobrej woli, by chciała i potrafiła wczuć się w położenie swojego starszego dziecka. Matka ma władzę, a dziecko co najwyżej może popłakać sobie w kącie albo stawić jej czoła i wykrzyczeć " nienawidzę cię".
Ojciec jest między młotem a kowadłem, bo stara się wdrażać w życie zasadę, by nie podważać autorytetu drugiego rodzica, ale co z tego, skoro agresorka i tak robi, co chce. Bo co jej mogą zrobić? A zresztą może ona być święcie przekonana, że postępuje właściwie, a chłop ciągle się czepia.
W tym domu miejsce ma przemoc psychiczna, emocjonalna i należałoby to natychmiast przerwać.
Tyle tylko, że jak to zrobić?
Ulle, błagam Cię! Idź kobieto na terapię Ty.
W każdym temacie widzisz jakiegoś ucisnionego przez "psychopatę" czlowieka, zdejmujesz z ludzi sprawczosc w sprawie ich własnego życia, tworząc iluzję oblężonej twierdzy.
To droga donikąd i do powtarzania swoich błędów.
Standardem tego forum i zarazem jedyna słuszna rada udzielona autorowi/ autorce jest wysyłanie na terapię. Masz problem, to idź na terapię.
Drugim standardem jest trzymanie strony kobiet i takie przekręcanie faktów, żeby z faceta zrobić winnego. Oczywiście nie dotyczy to wszystkich forumowiczek, pisze tylko o dominującej tu tendencji.
Zgadzam się z Tobą pod każdym względem. Pisałam o temperowaniu tej kobiety, chociaż w głębi serca uważałam, że autor i tak skazany jest na porażkę.
To akurat sa bardzo powszechne tendencje, nie tylko tutaj...
Prawda jest taka, że jako ojciec dwojga małoletnich dzieci jesteś udupiony
i
niewiele możesz. Takie czasy nastały, że jako ojcowie niewiele możemy.Kobieca przemoc jest trudna do udowodnienia. Kobiety nie przychodzą pijane do
domu i nie podbijają oka. Takie coś robią mężczyźni i wówczas jest niebieska karta. Kobiety mogą stosować przemoc psychiczną, emocjonalną w zasadzie bezkarnie
bo jest to bardzo, ale to bardzo trudna do udowodnienia.Ty i twoja córka jestescie ofiarą takiej przemocy.
Dodatkowo faworyzuje się matki kosztem ojców więc wina i tak zostanie przypisana tobie co już widać w postach.
Po prostu nadal zakorzenione jest w ludziach przekonanie, że matka nie może być
złym rodzicem. Nie, absolutnie nie. To napewno coś z ojcem. No bo przeciez kobieta
z racji płci i macierzynstwa postępuje bezbłędnie.Masz bardzo ograniczone możliwości oddziaływania (lub jak to któraś z forumowiczek nazwała - temperowania) na swoją żonę. Ona nic nie musi a ty nie masz narzędzia
aby ją to tego zmusić.Jak zgłosisz sprawe do psychologa np. MOPSU to dopiero rozpoczniesz wojnę w domu. Twoja żona i rodzina potraktuje to jako donosicielstwo a w odwecie żona zrobi absolutnie wszystko aby zrobić z ciebie winnego tej całej sytuacji.
Na opiekę naprzemienna nie masz co liczyć bo to musi być obopólna zgoda. Takie prawo.
Nie mniej złudzeń, że twoja żona wykorzysta córkę albo córki jako narzędzie w załatwianiu własnych porachunków z tobą. Takie matki inaczej rozumieją dobra dziecka. One odnoszą dobro dziecka zawsze przez swoje powiązanie go ze swoim dobrem.
Jestem ojcem, syn 6 lat. 13 lat małżeństwa. Bywało tak, że policję wzywałem
bo nie mogłem poradzić sobie z żoną. Wiem co piszę.
Powodzenia.
Jakie to prawdziwe, a zarazem smutne.
Czytając mam łzy w oczach, bo to tak, jakbym czytała o sytuacji panującej przez
wiele lat w mojej rodzinie.
Przeszłam przez wiele ścieżek /MOPS, sąd, policja/ w celu poprawienia sytuacji
mojej małej wnuczki, ale wszędzie napotykałam na opór i podejrzenia, że matka
ma rację.
Sprawę w sądzie wycofałam, bo córka zaszła w ciążę i nie chciałam jej
zaszkodzić. Uprzedziłam, że jeśli nie zacznie przy drugim dziecku, matkować pierwszemu, to do sprawy wrócę.
Nie wróciłam, nie miałam siły walczyć z wiatrakami.
Zaczęłam podróżować, pracowałam społecznie, robiłam wszystko, żeby nie
przebywać w tym domu.
Rezultat tego jest taki, że dzieci /mocno wyrośnięte/ są aspołeczne, stosują
na razie słowną przemoc i tylko patrzę czy nie dostane czymś w głowę.
Młoda niereformowalna, żyje swoim życiem, bo dorosła, Młody przechodzi okres
buntu, który zbyt długo trwa, wiec zmusiłam go do terapii.
Rodzeństwo niezbyt się lubi i mają do siebie wzajemne urazy z przeszłości.
A to nielubienie i urazy, to właśnie efekt niesprawiedliwego ich traktowania w dzieciństwie. Córka nienawidziła Młodej, uwielbiając Młodego.
Młoda przez lat 6 nie była przy matki grobie i nigdy nie zapaliła na nim lampki.
Młody też zaczyna się migać.
Co bym jednak mogła powiedzieć autorowi wątku?
To, że dostrzega w swojej rodzinie taki właśnie problem tj. niesprawiedliwego traktowania dzieci, to świadczy o tym, ze jest wrażliwym człowiekiem.
I jeśli ma siłę mimo wszystko walczyć, to niech nie ustaje, bo kiedyś dzieci
ocenią to wszystko.
Może udać się do Centrum Pomocy Rodzinie. Działają w każdym mieście.
Mają swoich psychologów, którzy przeprowadzą autora przez ścieżki sądowe,
badania psychologiczne, otoczą opieką całą rodzinę. Cos zaproponują.
Także tworzą swoje wewnętrzne grupy terapeutyczne.
Oceniam sytuacje przez pryzmat tego jaka jest teraz sytacja, a nie jakie były przyczyny jej powstania. Ewidentnie matka karze dziecko za to, że woli ojca. I to jest złe.
Skąd wiesz co jest dobre, a co złe w odniesieniu do tej konkretnej sytuacji?