Mam 29 lat, od kilku lat jestem w związku z chłopakiem - jednak nie zawsze związek ten był kolorowy. On jest rolnikiem, w związku z czym jego całe życie kręci się ułożone jest dosłownie pod gospodarstwo. Rok temu rozstaliśmy się z powodu jego złego zachowania/złego traktowania mnie - obniżaj moją wartość, wprawił mnie w pewne kompleksy, nie chciał robic razem nic innego poza leżeniem i oglądaniem tv. Ja wtedy w końcu spełniłam swoje marzenie i wyprowadziłam się z Warszawy do Gdyni (zawsze chciałam mieszkać nad morzem),natomiast on nie odpuszcza i mimo że tyle razu mówiłam mu słowo ,,nie'' , że nie chcę mieszkać na wsi (totalnej wsi zabitej deskami, w dodatku 100metrów od jego rodziców!), on nadal o mnie walczy. Twierdzi, że się zmienił - po częsci to jest na pewno prawdą - myślę, że siedzenie samemu jednak wprawiło jakieś zmiany w jego mózgu, natomiast ja się po prostu zwyczajnie boję. Boję się, że za jakis czas znów wróci do swoich starych zachowań, znów przestanie mu zależeć (on twierdzi, ze musiałby być głupi i że ta rozłąka naprawdę miała na niego ogromny wpływ). W dodatku ja po prostu źlę się czuję na wsi, mogę pojechać tam na weekend/pare dni - bardzo chętnie, ale ciężko jest mi sobie wyobrazić życie tam 365dni w roku, zwłaszcza, że tam nie ma nawet chodnika/latarni, żeby można było wyjść na spacer z psem po zmroku. Jednocześnie imponuje mi to, że tak długi czas zabiega o mnie (dużo rozmawiamy przez tel, chciałby też przyjeżdzać do mnie do gdyni, dopóki jego dom na wsi nie będzie w 100% gotowy). Jest to jedyna osoba, z którą mam tak emocjonalny kontakt i czuję się swobodnie (bylismy ze sobą łacznie ok 4lat). Z kolejnej strony chciałabym też może kiedyś odważyć się, wyjechać np. na pół roku za granicę, poznać inny świat itp. Jednocześnie cholernie ciężko jest być samemu. I odrzucić go.. Natomiast z jego strony nie ma miejsca na żaden rozsądny kompromis, on urodził się na tej wsi i na niej chce też umrzeć... Wychowany w miłości do ziemi i rolnictwa... Proszę o sensowne rady, to nie jest prosty wybór. Boję się rezygnować z SIEBIE i porzucać swojego dotychczasowego życia w Gdyni, ale jednocześnie kiedy jestem bez niego, mam ochotę zaraz zadzwonić i dzielić się tym, co dzieje sie w moim życiu... A jednocześnie muszę pamietać o tym, że gdy byliśmy razem, miał też zachowania mocno toksyczne. Dziękuję Wam za jakieś sensowne rady...
https://www.netkobiety.pl/t18610.html
Przeczytaj sobie ku przestrodze
A powiedz tam. Jeszcze do tego jest jakieś pole w sensie rola?? Czy sam ogród? Ogólnie nie brzmi to za dobrze praktycznie zarobki i oszczędności idą na obróbkę domu, chyba że ktoś jest milionerem
Wszyscy móią kuzyni dostali borderline pod. Wpływem stresu m i n z tego jak wyprowadzili się na wieś
Ja. Bym z nim zerwała jak coś zapisz. się bardziej ale do grup internetowych dla singli rzecz jasna na Face..
Jeśli nawet, to po pierwsze nie można mieć do niego zaufania, teraz się stara, bo chce Cię przekonać, ale z czasem wszystko wróci na swoje tort.
Po drugie, co niby byś miała robić na tym gaspodarstwie, być na jego garnuszku?
Po trzecie, nie widzisz się na takim odludziu, więc nie wiem nad czym tu się zastanawiać.
Marnujesz przy nim czas, traktuj go jako kolegę lub zerwij znajomość.
Odradzam powrot, tym bardziej, ze tego nie chcesz, a partner sie nie zmieni. Pamietaj, ze zle cie traktowal i obnizyl twoja samoocene.
A powiedz tam. Jeszcze do tego jest jakieś pole w sensie rola?? Czy sam ogród? Ogólnie nie brzmi to za dobrze praktycznie zarobki i oszczędności idą na obróbkę domu, chyba że ktoś jest milionerem
Wszyscy móią kuzyni dostali borderline pod. Wpływem stresu m i n z tego jak wyprowadzili się na wieś
Ja. Bym z nim zerwała jak coś zapisz. się bardziej ale do grup internetowych dla singli rzecz jasna na Face..
Tak, jest kilkanaście hektarów pola, jeżdzenie ciągnikiem i 50-60 krów..... ja bym się tym nie zajmowała, to jasne (jego siostry też się tym nie zajmują) - to robota dla mężczyzn...
Jeśli nawet, to po pierwsze nie można mieć do niego zaufania, teraz się stara, bo chce Cię przekonać, ale z czasem wszystko wróci na swoje tort.
Po drugie, co niby byś miała robić na tym gaspodarstwie, być na jego garnuszku?
Po trzecie, nie widzisz się na takim odludziu, więc nie wiem nad czym tu się zastanawiać.Marnujesz przy nim czas, traktuj go jako kolegę lub zerwij znajomość.
Mam swoją pracę (100% zdalną, mogę pracować skąd chcę...) więc nigdy nie byłabym na jego garnuszku
najgorsze w tym wszystkim jest to, że kiedy nie mam z nim kontaktu, odczuwam tęsknotę.. chęć opowiedzenia mu o swoim dniu itp. mam wrażenie, że nigdy z nikim nie byłam tak emocjonalnie blisko...
9 2024-10-30 11:59:50 Ostatnio edytowany przez Alessandro (2024-10-30 12:00:35)
Życie w mieście i życie na wsi to całkowicie odmienne światy. Pytanie, czy odnajdziesz się w tej wiejskiej rzeczywistości?
Wspomniałaś, że wcześniejsze Wasze relacje były toksyczne. Skoro tak to istnieje bardzo duże ryzyko, że w przypadku reaktywacji Waszego związku ta cała toksykologia wróciłaby z czasem i to że zdwojoną siłą. Co wtedy?
Przemyśl na chłodno to wszystko. Tu liczy się Twoje dobro, Twój spokój, Twoja przyszłość.
Ze swojej strony nie widzę szans na Wasz udany związek. Za dużo występuje tu złej energii (z jego strony) oraz negatywnych przesłanek.
Wiem, że brzmi brutalnie, ale tu chodzi o Ciebie.
najgorsze w tym wszystkim jest to, że kiedy nie mam z nim kontaktu, odczuwam tęsknotę.. chęć opowiedzenia mu o swoim dniu itp. mam wrażenie, że nigdy z nikim nie byłam tak emocjonalnie blisko...
To normalne, emocje robią swoje, ale to nie wystarczy do związku.
Do tego dochodzi mieszkanie na tzw. kupie i nie na swoim, nie wiesz jakie to rodzi konflikty.
Wieś, życie i praca na roli, to jednak kompletnie inna bajka.
Pomimo tego, że żywię ogromny szacunek do tej grupy społecznej, ich zasług oraz korzyści, jakich doświadczamy dzięki ich pracy, jest to w większości grupa dość hermetyczna i baardzo konserwatywna. Z jednej strony zrozumiałe jest to, że praca na gospodarstwie wymaga poświęceń i to od wszystkich zaangażowanych. Tylko ciężko poddawać się takiemu trybowi życia, jeśli się kompletnie nie czuje w nim swobodnie. Skoro dziewczyna pragnie poznać czy też pozostać w tym zewnętrznym świecie, to niech się trzyma swojego kursu a facet może sobie znajdzie bratnią duszę, kochającą ziemię i życie z niej tak bardzo, jak on sam
Zgadzam się. Emocje to jedno. To tylko część składowa naszego życia. A tych wszystkich pozostałych elementów jest znacznie więcej.
Czy wszystko można dopasować, aby współgrało ze sobą? Niestety, ale w życiu nie zawsze wychodzi tak, jakbyśmy tego chcieli. Nasze oczekiwania, wyobrażenia to jedno, zaś realne prawdziwe życie to drugie.
MartynaL, głupotą jest złamanie się i pójście do chłopaka, bo odczuwasz tęsknotę. Tęsknota jest czymś normalnym jeśli do kogoś przywykłaś, ale nie powinna przysłaniać tobie trzeźwego osądu sytuacji. A osąd jest taki, że:
-chłopak jest toksyczny (na zmianę nie ma raczej co liczyć)
-będziesz mieszkać nie na swoim tylko u kogoś na cudzych warunkach
-będziesz na jakiejś zabitej dechami wsi, a akurat nie to było twoim marzeniem
-będziesz robić tam co?
- będziesz tam miała jakie perspektywy?
-nie uczyłaś się i nie pracowałaś po to, by tam wylądować.
Jeszcze raz powtórzę. Zwykła tęsknota i chęć poczucia bliskości wynikające ze zwykłego przyzwyczajenia do chłopaka nie powinny przysłaniać trzeźwego osądu sytuacji. W ogóle tego typu chęci nie powinny wpływać niekorzystnie na twoje funkcjonowanie. Daj sobie czas na poznanie kogoś nowego. Jeśli cierpisz na brak znajomych, to mogę polecić jakieś kółka zainteresowań lub formację religijną jeśli wierzysz. W każdym razie temu panu szansy bym już nie dawała, bo swoją szansę on miał i jej nie wykorzystał.
Wieś, życie i praca na roli, to jednak kompletnie inna bajka.
Pomimo tego, że żywię ogromny szacunek do tej grupy społecznej, ich zasług oraz korzyści, jakich doświadczamy dzięki ich pracy, jest to w większości grupa dość hermetyczna i baardzo konserwatywna. Z jednej strony zrozumiałe jest to, że praca na gospodarstwie wymaga poświęceń i to od wszystkich zaangażowanych. Tylko ciężko poddawać się takiemu trybowi życia, jeśli się kompletnie nie czuje w nim swobodnie. Skoro dziewczyna pragnie poznać czy też pozostać w tym zewnętrznym świecie, to niech się trzyma swojego kursu a facet może sobie znajdzie bratnią duszę, kochającą ziemię i życie z niej tak bardzo, jak on sam
Z tym, że tu nie chodzi o pracę w gospodarstwie, w obecnych czasach kobieta nie musi się w to angażować, ale wszystko inne tu nie zagra.
Mam 29 lat, od kilku lat jestem w związku z chłopakiem - jednak nie zawsze związek ten był kolorowy. On jest rolnikiem, w związku z czym jego całe życie kręci się ułożone jest dosłownie pod gospodarstwo. Rok temu rozstaliśmy się z powodu jego złego zachowania/złego traktowania mnie - obniżaj moją wartość, wprawił mnie w pewne kompleksy, nie chciał robic razem nic innego poza leżeniem i oglądaniem tv. Ja wtedy w końcu spełniłam swoje marzenie i wyprowadziłam się z Warszawy do Gdyni (zawsze chciałam mieszkać nad morzem),natomiast on nie odpuszcza i mimo że tyle razu mówiłam mu słowo ,,nie'' , że nie chcę mieszkać na wsi (totalnej wsi zabitej deskami, w dodatku 100metrów od jego rodziców!), on nadal o mnie walczy. Twierdzi, że się zmienił - po częsci to jest na pewno prawdą - myślę, że siedzenie samemu jednak wprawiło jakieś zmiany w jego mózgu, natomiast ja się po prostu zwyczajnie boję. Boję się, że za jakis czas znów wróci do swoich starych zachowań, znów przestanie mu zależeć (on twierdzi, ze musiałby być głupi i że ta rozłąka naprawdę miała na niego ogromny wpływ). W dodatku ja po prostu źlę się czuję na wsi, mogę pojechać tam na weekend/pare dni - bardzo chętnie, ale ciężko jest mi sobie wyobrazić życie tam 365dni w roku, zwłaszcza, że tam nie ma nawet chodnika/latarni, żeby można było wyjść na spacer z psem po zmroku. Jednocześnie imponuje mi to, że tak długi czas zabiega o mnie (dużo rozmawiamy przez tel, chciałby też przyjeżdzać do mnie do gdyni, dopóki jego dom na wsi nie będzie w 100% gotowy). Jest to jedyna osoba, z którą mam tak emocjonalny kontakt i czuję się swobodnie (bylismy ze sobą łacznie ok 4lat). Z kolejnej strony chciałabym też może kiedyś odważyć się, wyjechać np. na pół roku za granicę, poznać inny świat itp. Jednocześnie cholernie ciężko jest być samemu. I odrzucić go.. Natomiast z jego strony nie ma miejsca na żaden rozsądny kompromis, on urodził się na tej wsi i na niej chce też umrzeć... Wychowany w miłości do ziemi i rolnictwa... Proszę o sensowne rady, to nie jest prosty wybór. Boję się rezygnować z SIEBIE i porzucać swojego dotychczasowego życia w Gdyni, ale jednocześnie kiedy jestem bez niego, mam ochotę zaraz zadzwonić i dzielić się tym, co dzieje sie w moim życiu... A jednocześnie muszę pamietać o tym, że gdy byliśmy razem, miał też zachowania mocno toksyczne. Dziękuję Wam za jakieś sensowne rady...
To tylko tak się mówi, ze praca przy krowach to dla mężczyzny.
Bo sa elektryczne dojarki, maszyny.
A zdarza się, ze na wsi zabraknie prądu i dojenie 50 krów trzeba przeprowadzić ręcznie w kilka osób bo jedna nie da rady.
Moja znajoma była nauczycielka na wsi.
Poznała wykształconego rolnika z nowoczesnym, skomputeryzowanym gospodarstwem.
Któregoś dnia nie dość, ze wichura zerwała druty elektryczne to mąż zasłabł i zabrali go do szpitala.
Musiała z teściami i dziećmi ręcznie doić kilkadziesiąt krów, widłami zadawać paszę, wywalać gnój.
I to szybko zanim zrobi się zupełnie ciemno.
Aby zwierzęta nie cierpiały.
Trzeba się z tym liczyć, że nawet jak mąż żonie zapowie, ze nic nie będzie musiała robić w gospodarstwie to czasami nie ma wyjścia i trzeba.
Mi to wygląda na to, zę boisz się samotności, ale i ciągnie cię do świata. Nic z tego nie będzie. bierzesz pod uwagę bycie z nim tylko dlatego, że zabiega. Wiadomo, że będziesz tesknić jak sie juz z nim rstaniesz na 100%, ale te życie na wsi nie jest dla ciebie. Dla mało kogo mam wrażenie.
Idź za swoimi marzeniami, najgorsze co można zrobić to wrocić do kogoś, kogo się już raczej nawet nie kocha... idz swoją drogą. Wyjedź kiedy tak jak planujesz i zasmakuj świata i życia. To jest piękne
Mam 29 lat, od kilku lat jestem w związku z chłopakiem - jednak nie zawsze związek ten był kolorowy. On jest rolnikiem, w związku z czym jego całe życie kręci się ułożone jest dosłownie pod gospodarstwo. Rok temu rozstaliśmy się z powodu jego złego zachowania/złego traktowania mnie - obniżaj moją wartość, wprawił mnie w pewne kompleksy, nie chciał robic razem nic innego poza leżeniem i oglądaniem tv. Ja wtedy w końcu spełniłam swoje marzenie i wyprowadziłam się z Warszawy do Gdyni (zawsze chciałam mieszkać nad morzem),natomiast on nie odpuszcza i mimo że tyle razu mówiłam mu słowo ,,nie'' , że nie chcę mieszkać na wsi (totalnej wsi zabitej deskami, w dodatku 100metrów od jego rodziców!), on nadal o mnie walczy. Twierdzi, że się zmienił - po częsci to jest na pewno prawdą - myślę, że siedzenie samemu jednak wprawiło jakieś zmiany w jego mózgu, natomiast ja się po prostu zwyczajnie boję. Boję się, że za jakis czas znów wróci do swoich starych zachowań, znów przestanie mu zależeć (on twierdzi, ze musiałby być głupi i że ta rozłąka naprawdę miała na niego ogromny wpływ). W dodatku ja po prostu źlę się czuję na wsi, mogę pojechać tam na weekend/pare dni - bardzo chętnie, ale ciężko jest mi sobie wyobrazić życie tam 365dni w roku, zwłaszcza, że tam nie ma nawet chodnika/latarni, żeby można było wyjść na spacer z psem po zmroku. Jednocześnie imponuje mi to, że tak długi czas zabiega o mnie (dużo rozmawiamy przez tel, chciałby też przyjeżdzać do mnie do gdyni, dopóki jego dom na wsi nie będzie w 100% gotowy). Jest to jedyna osoba, z którą mam tak emocjonalny kontakt i czuję się swobodnie (bylismy ze sobą łacznie ok 4lat). Z kolejnej strony chciałabym też może kiedyś odważyć się, wyjechać np. na pół roku za granicę, poznać inny świat itp. Jednocześnie cholernie ciężko jest być samemu. I odrzucić go.. Natomiast z jego strony nie ma miejsca na żaden rozsądny kompromis, on urodził się na tej wsi i na niej chce też umrzeć... Wychowany w miłości do ziemi i rolnictwa... Proszę o sensowne rady, to nie jest prosty wybór. Boję się rezygnować z SIEBIE i porzucać swojego dotychczasowego życia w Gdyni, ale jednocześnie kiedy jestem bez niego, mam ochotę zaraz zadzwonić i dzielić się tym, co dzieje sie w moim życiu... A jednocześnie muszę pamietać o tym, że gdy byliśmy razem, miał też zachowania mocno toksyczne. Dziękuję Wam za jakieś sensowne rady...
Trochę zalatuje nadmierną uległością z Twojej strony - co z tego że facet o Ciebie 'walczy' jak to piszesz? Pytanie czego Ty chcesz - sama odpowiadasz że nie wyobrażasz sobie mieszkać na wsi więc tu jest ogromny konflikt interesów którego jak widać nie pogodzicie. Otoczenie w którym mieszkasz jest megaważne, dlatego jeśli Tobie nie odpowiada to będziesz nieszczęśliwa i nawet najlepszy facet tego nie skompensuje.
Jak miał zachowania mocno toksyczne to raczej się nie zmieni, tzn ja osobiście nie wierzę w takie zmiany.
Przeczytałem Twoją wypowiedź o pracy zdalnej i polecam Tobie pojechać do niego, szybciutko się wyleczysz bo inaczej będziesz fantazjować o nim przez resztę życia.
18 2024-10-30 17:44:25 Ostatnio edytowany przez Legat (2024-10-30 17:45:11)
Jaka uległością? Ot nikt lepszy się nie trafia. Nie pasują do siebie. Jemu na tej wiosce, pewnie też się nikt nie trafia, no to kontynuuja ten chocholi taniec.
Legat: Zgadzam się z Tobą. Całkowity brak dopasowania obojga stron. Zresztą Twoje stwierdzenie o chocholim tańcu mówi wszystko, nic dodać, nic ująć.
Mam 29 lat, od kilku lat jestem w związku z chłopakiem - jednak nie zawsze związek ten był kolorowy. On jest rolnikiem, w związku z czym jego całe życie kręci się ułożone jest dosłownie pod gospodarstwo. Rok temu rozstaliśmy się z powodu jego złego zachowania/złego traktowania mnie - obniżaj moją wartość, wprawił mnie w pewne kompleksy, nie chciał robic razem nic innego poza leżeniem i oglądaniem tv. Ja wtedy w końcu spełniłam swoje marzenie i wyprowadziłam się z Warszawy do Gdyni (zawsze chciałam mieszkać nad morzem),natomiast on nie odpuszcza i mimo że tyle razu mówiłam mu słowo ,,nie'' , że nie chcę mieszkać na wsi (totalnej wsi zabitej deskami, w dodatku 100metrów od jego rodziców!), on nadal o mnie walczy. Twierdzi, że się zmienił - po częsci to jest na pewno prawdą - myślę, że siedzenie samemu jednak wprawiło jakieś zmiany w jego mózgu, natomiast ja się po prostu zwyczajnie boję. Boję się, że za jakis czas znów wróci do swoich starych zachowań, znów przestanie mu zależeć (on twierdzi, ze musiałby być głupi i że ta rozłąka naprawdę miała na niego ogromny wpływ). W dodatku ja po prostu źlę się czuję na wsi, mogę pojechać tam na weekend/pare dni - bardzo chętnie, ale ciężko jest mi sobie wyobrazić życie tam 365dni w roku, zwłaszcza, że tam nie ma nawet chodnika/latarni, żeby można było wyjść na spacer z psem po zmroku. Jednocześnie imponuje mi to, że tak długi czas zabiega o mnie (dużo rozmawiamy przez tel, chciałby też przyjeżdzać do mnie do gdyni, dopóki jego dom na wsi nie będzie w 100% gotowy). Jest to jedyna osoba, z którą mam tak emocjonalny kontakt i czuję się swobodnie (bylismy ze sobą łacznie ok 4lat). Z kolejnej strony chciałabym też może kiedyś odważyć się, wyjechać np. na pół roku za granicę, poznać inny świat itp. Jednocześnie cholernie ciężko jest być samemu. I odrzucić go.. Natomiast z jego strony nie ma miejsca na żaden rozsądny kompromis, on urodził się na tej wsi i na niej chce też umrzeć... Wychowany w miłości do ziemi i rolnictwa... Proszę o sensowne rady, to nie jest prosty wybór. Boję się rezygnować z SIEBIE i porzucać swojego dotychczasowego życia w Gdyni, ale jednocześnie kiedy jestem bez niego, mam ochotę zaraz zadzwonić i dzielić się tym, co dzieje sie w moim życiu... A jednocześnie muszę pamietać o tym, że gdy byliśmy razem, miał też zachowania mocno toksyczne. Dziękuję Wam za jakieś sensowne rady...
Odpuśc sobie zapomni o tym chłopcu skoro Cie nie szanuję to po co chcesz do niego wracać?Taka oosba już się nie zmieni to świadczy że jest niedowartościowany i nie ma innej opcji poznania kogoś. Dlatego za wszelką cenę chcę ciebie. A później w zwiazku dochodzi do tragedii bo ludzie niedopasowani kompletnie
Oczywiście że to zakończyć.
Jeśli Ci choć trochę na nim zależy to pomyśl o tym w taki sposób: nie rób mu nadziei, nie marnuj jego czasu, nie zabieraj mu lat młodości, skoro wiesz że nie wyprowadzisz się na wieś. Niech on ma szansę znaleźć kobietę która tam z nim zamieszka. I Ty też powinnaś mieć szansę znalezienia faceta który chce żyć w mieście.
Wzajemnie wpędzacie się w lata a i tak nic z tego nie będzie.
. W dodatku ja po prostu źlę się czuję na wsi, mogę pojechać tam na weekend/pare dni - bardzo chętnie, ale ciężko jest mi sobie wyobrazić życie tam 365dni w roku, zwłaszcza, że tam nie ma nawet chodnika/latarni, żeby można było wyjść na spacer z psem po zmroku.
I to się nie zmieni niezależnie od jego zachowania.
Miejsce zamieszkanie i praca w dużym stopniu determinują nasze życie. Możesz pracować gdzie chcesz mając pracę zdalną, ale już rozrywki, czas wolny i wypoczynek będziesz mieć inne w mieście a inne na wsi zabitej dechami.
Ponadto jego praca w gospodarstwie wpłynie na czas wspólny. On, zmęczony fizycznie, będzie chciał odpocząć na kanapie przy tv, natomiast Ty, zmęczona umysłowo, będziesz oczekiwać aktywnego spędzania wolnego czasu. Na tym tle też będzie dochodzić do spięć.
Nie będę oryginalna pisząc, że to nie ma szansy się udać.
Uważam, że wyprowadzka na wieś i życie w sposób, jakiego nie chcesz oraz u boku faceta, który wyrządził Ci dużo krzywdy i któremu trudno Ci będzie zaufać - to gra niewarta świeczki.
24 2024-10-31 14:54:54 Ostatnio edytowany przez Legat (2024-10-31 14:55:47)
A później w zwiazku dochodzi do tragedii bo ludzie niedopasowani kompletnie
Są związki, w których musza być dramy, akcje, godzenie się, a w międzyczasie ostry seks. Można to nazwać też kompletnym niedopasowaniem, a jednak w tym szaleństwie jest metoda.
Kłopot w tym, że tutaj są 2 różne światy nie do pogodzenia, zupełnie inne światopoglądy, inne spędzanie wolnego czasu itd.
Dzięki Wam wszystkim za odpowiedzi. Możecie mi jeszcze tylko wytłumaczyć jak działa moja prawie że totalna niechęć do innych mężyczn? W ogóle nie jestem nimi zainteresowana. A jak już z jakimś rozmawiam, to ciągle przemyka mi myśl w głowie na zasadzie ,,o nieee, nie mogłabym być z kimś takim''. Natomiast co do mojego byłego chłopaka, jest też wiele cech wspólnych (poczucie humory, wiele wiele rozmów itp = więź emocjonalna), co nie pozwala mi w pełni od niego odejść. W dodatku istnieje we mnie strach, że po latach będę załować swojej decycji, ponieważ załóżmy nie ułozę sobie życia z nikim, znudzi mi się to ,,szalone'' życie w mieście i wspomnę, że mogłam być w spokojnej przystani, razem z nim...
To wszystko mnie naprawdę przeraża. Chodziłam do psychologa (wiele godzin na to poświęciłam) i niby rozumem/mózgiem potrafię pomyśleć, ale emocje psują każdą moją decyzję.
I tak, mam wrażenie, że ta relacja w jakiś sposób trwa, bo on o nią zabiega... a mnie jest wygodnie... A mam już 29lat. Wcześniej trwała, ponieważ mnie naprawdę na nim zależało, ale wtedy on nie starał się w ogole (tudzież ,,na pół gwizdka'').
DZIĘKUJĘ WAM!!
Dzięki Wam wszystkim za odpowiedzi. Możecie mi jeszcze tylko wytłumaczyć jak działa moja prawie że totalna niechęć do innych mężyczn? W ogóle nie jestem nimi zainteresowana. A jak już z jakimś rozmawiam, to ciągle przemyka mi myśl w głowie na zasadzie ,,o nieee, nie mogłabym być z kimś takim''. Natomiast co do mojego byłego chłopaka, jest też wiele cech wspólnych (poczucie humory, wiele wiele rozmów itp = więź emocjonalna), co nie pozwala mi w pełni od niego odejść. W dodatku istnieje we mnie strach, że po latach będę załować swojej decycji, ponieważ załóżmy nie ułozę sobie życia z nikim, znudzi mi się to ,,szalone'' życie w mieście i wspomnę, że mogłam być w spokojnej przystani, razem z nim...
To wszystko mnie naprawdę przeraża. Chodziłam do psychologa (wiele godzin na to poświęciłam) i niby rozumem/mózgiem potrafię pomyśleć, ale emocje psują każdą moją decyzję.
I tak, mam wrażenie, że ta relacja w jakiś sposób trwa, bo on o nią zabiega... a mnie jest wygodnie... A mam już 29lat. Wcześniej trwała, ponieważ mnie naprawdę na nim zależało, ale wtedy on nie starał się w ogole (tudzież ,,na pół gwizdka'').
DZIĘKUJĘ WAM!!
Musisz definitywnie zerwać tę znajomość, żeby otworzyć się na nową relację.
A to by nie była spokojna przystań, wręcz przeciwnie, więc nie idealizuj życia przy boku tego chłopaka.
Dzięki Wam wszystkim za odpowiedzi. Możecie mi jeszcze tylko wytłumaczyć jak działa moja prawie że totalna niechęć do innych mężyczn? W ogóle nie jestem nimi zainteresowana. A jak już z jakimś rozmawiam, to ciągle przemyka mi myśl w głowie na zasadzie ,,o nieee, nie mogłabym być z kimś takim''. Natomiast co do mojego byłego chłopaka, jest też wiele cech wspólnych (poczucie humory, wiele wiele rozmów itp = więź emocjonalna), co nie pozwala mi w pełni od niego odejść. W dodatku istnieje we mnie strach, że po latach będę załować swojej decycji, ponieważ załóżmy nie ułozę sobie życia z nikim, znudzi mi się to ,,szalone'' życie w mieście i wspomnę, że mogłam być w spokojnej przystani, razem z nim...
To wszystko mnie naprawdę przeraża. Chodziłam do psychologa (wiele godzin na to poświęciłam) i niby rozumem/mózgiem potrafię pomyśleć, ale emocje psują każdą moją decyzję.
I tak, mam wrażenie, że ta relacja w jakiś sposób trwa, bo on o nią zabiega... a mnie jest wygodnie... A mam już 29lat. Wcześniej trwała, ponieważ mnie naprawdę na nim zależało, ale wtedy on nie starał się w ogole (tudzież ,,na pół gwizdka'').
DZIĘKUJĘ WAM!!
Twój były chłopak z pewnością ma wiele wspaniałych cech, które Ci imponują. Bez tego z pewnością nie zainteresowałabyś się kimś tak odmiennym niż Twoje wyobrażenia o partnerze. Faceci z którymi rozmawiasz mogą nie być atrakcyjni, bo to nie "CI" faceci.
Czy Twój strach, że nie ułożysz sobie życia z kimś innym ma podstawy? Z pewnością ma.
Tylko czy dobre i szczęśliwe życie to życie w niesatysfakcjonującym związku, w miejscu którego nie potrafisz zaakceptować?
Można być nieszczęśliwym na wiele sposobów. W złym małżeństwie i w samotności, w mieście i na wsi.
A można być szczęśliwym w dobrym małżeństwie i w samotności również.
Przyjrzyj się jak żyją kobiety z gospodarstw na jego wsi. Z czasem Twoje życie byłoby do nich podobne.
Trochę bywałam na wsi (wakacje i urlopy) i życie kobiet jest bardzo podobne. Co prawda dzisiaj mają samochody i w każdej chwili mogą jechać do miasta by korzystać z kultury i rozrywki, tylko jak często jeżdżą naprawdę?
To nie takie proste zostawić gospodarstwo, w którym zawsze są jakieś zwierzęta, by po męczącej pracy fizycznej jechać sobie na pól dnia do miasta.
Mężczyźni pracujący na gospodarstwie rolnym nie mają już siły ani ochoty by pomagać żonie w gospodarstwie domowym, więc wszystkie prace w domu i przy dziecku spadną na Ciebie. Jakie masz szanse na płatną pomoc domową, która by Cię odciążyła w tych pracach i niejako przejęła "część męża". Masz takie przebicie żeby sobie taką pomoc opłacać? Czy mężowi będzie się podobać gdy "ktoś obcy będzie mu się kręcił po domu?" Czy zniesie reakcję środowiska, które może drwić z jego żony? Myślisz, że kobiety na wsi mają panie do ciężkich robót domowych? Na wsi zawsze są jakieś kury, psy - to też raczej spadnie na Ciebie.
W sumie dzień spędzisz jak wiejska kobieta, bo warunki życiowe to wymuszą.
Znam małżeństwa żyjące na wsi niemal jak w mieście, rzecz w tym, że te pary nie prowadzą gospodarstwa rolnego. Nie mają inwentarza więc ich obowiązki ograniczają się do domu i kawałka ziemi przy nim. To jest już inna bajka.
Oczywiście można być szczęśliwą żyjąc na wsi. Pytanie czy Ty byś była.
Jeśli Autorka chce unieszczęśliwić siebie na własne życzenie, to niech zrobi to. Jestem pewny, że wróci do swojego świata z podkulonym ogonem z prędkością światła.
MartynaL
Tylko totalna niechęć do innych mężczyzn nie musi od razu oznaczać większych chęci co do tego konkretnego mężczyzny. Ani też nie musi oznaczać, że takie chęci gdzieś tam się nie pojawią, tak tylko zauważę. Chcesz dać się utopić we własnych emocjach, to się utop, ja jednak polecam działać bardziej rozsądnie.
Ok zrobiłam to, rozstałam się z nim - z mojej strony na 100% definitywnie (mam nadzieję w sumie, że z jego też). Czuję się dziwnie... mam mieszanie uczucia. Z jednej strony odczuwam jakąś taką ulgę, a z drugiej strony smutek. Skąd mam wiedzieć, po czym poznać, że to słuszna decyzja? Z jeszcze innej strony czuję ogromną złość na niego, że nie był w stanie iść dla mnie na kompromis, w postaci chociażby mieszaknia razem np 3km od jego rodziców, a nie dosłownie 100metrów! Naprawdę życie tak blisko z czyjąś rodziną mnie przerażało. Chciałabym mieć coś własnego... a nie wprowadzić się do domu wybudowanego za jego i jego rodziców pieniądze... Nie chcę być czyimś dłużnikiem albo musieć być wdzięczną jego rodzicom do końca życia, za wybudowanie domu... ale tak, to juz historia. Nie wiem... nie potrafiłam z nim być, ale mam wrażenie też, że byłam z nim strasznie związana emocjonalnie. Oczywiście myślę o tym, że jemu jest teraz źle i smutno... i że pewnie jest na mnie zły... Milion myśli. Poleci ktoś coś do przeczytania/posłuchania w necie? Chwilowo brak dostępu do biblioteki...
I bardzo dobrze zrobilas. Oczywiscie ze zaden inny facet ci nie przypadl do gustu bo mentalnie tkwilas w tym dziwnym ukladzie, ktory nie mial szans zaistniec. Teraz potrzebujesz czasu aby dojsc do siebie. Jesli nie czulas tego mieszkania to nic w tej materii by sie nie zmienilo ani za rok, dwa lata ani za 10 lat. Po prostu, to nie bylo dla ciebie, tym bardziej ze on nie chcial slyszec o zadnych kompromisach. Nie rozumiem czemu myslisz o tym jak on sie czuje, powinnas skupic sie na sobie a nie na tym czy on jest smutny czy zly.
Jestem pewna za z dnia na dzien bedziesz sie tylko utwardzala w przekonianiu ze bardzo dobrze zrobilas. W koncu jestes wolna i mozesz robic co chcesz. Poznawac innych ludzi, wyjechac za granice ( tak jak gzies tam pisalas). Generalnie zaczac zadawalac sama siebie.
Nie wiem co ci poleci do czytania/ sluchania ale wiem ze na bank podjelas madra decyzje. I na pewno za 10 lat jak to wspomnisz to nie bedziesz zalowac.
Skąd mam wiedzieć, po czym poznać, że to słuszna decyzja?
Może po tym, że jesteś w miejscu, w którym chcesz być. I nie musisz przeprowadzać się do miejsca, w którym nie chcesz być.
Pisałaś w pierwszym poście, że on niedobrze cię traktował - i co? Nie miałaś zamiaru zwracać na to uwagi, nie jest to dla ciebie problemem, skoro nie jesteś w stanie dostrzec, że jesteś w tej chwili wolna od złego traktowania.
Po rozstaniu parę dni… i nie jest wcale lepiej. Jest o wiele gorzej. Czuję się o wiele gorzej. Czuję się, jakbym straciła sens życia. Niby wszystko jest jak dawniej, jestem sama, żyje, pracuje, chodzę nad morze… ale czuję się pusta. Totalnie pusta. Nikomu nie mogę już w taki specyficzny sposób opowiedzieć o swoim dniu, z nikim nie mogę porozmawiać, pośmiać się, niestety nie mam nikogo bliskiego, kto by rozumiał mnie na tym samym poziomie emocjonalnym co on (mam znajomych i rodziców - ale nie mam z nimi aż takiej więzi, jaka miałam z nim). W każdym razie nic mnie nie cieszy - ani ta wolność, ani to że mogę podróżować gdzie chce… czuję się po prostu tragicznie. Może jednak kocham go tak bardzo, że powinnam dostosować się do życia na wsi, tylko sama boję się tego przed sobą przyznać. Jak myślę o jakiejś szczęśliwej chwili, to oczywiście jakaś spędzona z nim. I tak tylko żeby jeszcze doprecyzować - on traktował mnie wielokrotnie źle, ale w przeszłości. W ostatnim czasie nie. Wiadomo że niestety jest ryzyko, że złe zachowanie by powróciło… z drugiej strony minęło dopiero kilka dni… ale tęsknię. Cholernie tęsknię. I się boję, że popełniam błąd… ze strachu… ze strachu przed poważną relacją. Ze strachu przed mieszkaniem na wsi blisko jego rodziców … ale przecież we wszystkim chodzi o obecność… z osobą, z którą chce się być, jest się szczęśliwszym w szałasie, aniżeli samej w pałacu nie wiadomo jakim… czuję się po prostu tragicznie. Jakby życie ze mnie odcięło.
34 2024-11-19 08:51:48 Ostatnio edytowany przez Alessandro (2024-11-19 09:48:24)
Jesteś na początku drogi. Prawdą jest, że boli, że ciężko, że pusto...
Daj sobie czasu. Taki proces musi potrwać, niestety. To tak, jakbyś była na odwyku. Huśtawki emocjonalne nie ominą Ciebie. W tej chwili tylko czas jest Twoim najlepszym sojusznikiem. Powinnaś zająć głowę czymś innym.
Sama przekonasz się, że z każdym kolejnym dniem będzie lepiej. Owszem, to powolny proces, ale najważniejsze, żebyś szła do przodu.
Głowa do góry
35 2024-11-19 11:35:45 Ostatnio edytowany przez dobrakobieta90 (2024-11-19 11:36:21)
Mam 29 lat, od kilku lat jestem w związku z chłopakiem - jednak nie zawsze związek ten był kolorowy. On jest rolnikiem, w związku z czym jego całe życie kręci się ułożone jest dosłownie pod gospodarstwo. Rok temu rozstaliśmy się z powodu jego złego zachowania/złego traktowania mnie - obniżaj moją wartość, wprawił mnie w pewne kompleksy, nie chciał robic razem nic innego poza leżeniem i oglądaniem tv. Ja wtedy w końcu spełniłam swoje marzenie i wyprowadziłam się z Warszawy do Gdyni (zawsze chciałam mieszkać nad morzem),natomiast on nie odpuszcza i mimo że tyle razu mówiłam mu słowo ,,nie'' , że nie chcę mieszkać na wsi (totalnej wsi zabitej deskami, w dodatku 100metrów od jego rodziców!), on nadal o mnie walczy. Twierdzi, że się zmienił - po częsci to jest na pewno prawdą - myślę, że siedzenie samemu jednak wprawiło jakieś zmiany w jego mózgu, natomiast ja się po prostu zwyczajnie boję. Boję się, że za jakis czas znów wróci do swoich starych zachowań, znów przestanie mu zależeć (on twierdzi, ze musiałby być głupi i że ta rozłąka naprawdę miała na niego ogromny wpływ). W dodatku ja po prostu źlę się czuję na wsi, mogę pojechać tam na weekend/pare dni - bardzo chętnie, ale ciężko jest mi sobie wyobrazić życie tam 365dni w roku, zwłaszcza, że tam nie ma nawet chodnika/latarni, żeby można było wyjść na spacer z psem po zmroku. Jednocześnie imponuje mi to, że tak długi czas zabiega o mnie (dużo rozmawiamy przez tel, chciałby też przyjeżdzać do mnie do gdyni, dopóki jego dom na wsi nie będzie w 100% gotowy). Jest to jedyna osoba, z którą mam tak emocjonalny kontakt i czuję się swobodnie (bylismy ze sobą łacznie ok 4lat). Z kolejnej strony chciałabym też może kiedyś odważyć się, wyjechać np. na pół roku za granicę, poznać inny świat itp. Jednocześnie cholernie ciężko jest być samemu. I odrzucić go.. Natomiast z jego strony nie ma miejsca na żaden rozsądny kompromis, on urodził się na tej wsi i na niej chce też umrzeć... Wychowany w miłości do ziemi i rolnictwa... Proszę o sensowne rady, to nie jest prosty wybór. Boję się rezygnować z SIEBIE i porzucać swojego dotychczasowego życia w Gdyni, ale jednocześnie kiedy jestem bez niego, mam ochotę zaraz zadzwonić i dzielić się tym, co dzieje sie w moim życiu... A jednocześnie muszę pamietać o tym, że gdy byliśmy razem, miał też zachowania mocno toksyczne. Dziękuję Wam za jakieś sensowne rady...
Desperacja poziom najwyższy
Myślałam, iż czasy gdy kobietę trzeba sobie było wychodzić dawno się skończyły Znalazła się jednak taka, co z zastanawia się nad gościem, co ją źle traktował, bo jej imponuje, iż nie odpuszcza. Może głupszą trudno mu znaleźć, to się ciebie trzyma
To normalne, że czujesz się kiepsko po zerwaniu. Przejdzie ci za jakiś czas i wtedy docenisz, że jednak jesteś wolna i możesz robić co chcesz zamiast doić krowy pod okiem teściowej.
Ze strachu przed mieszkaniem na wsi blisko jego rodziców … ale przecież we wszystkim chodzi o obecność… z osobą, z którą chce się być, jest się szczęśliwszym w szałasie, aniżeli samej w pałacu nie wiadomo jakim… czuję się po prostu tragicznie. Jakby życie ze mnie odcięło.
Nie do pomyślenia dla mnie jest tęsknota do kogoś, kto by mną gardził. Może obierz kierunek "specjalista" zamiast wieś. Wyszłoby to tobie na dobre.