Zakładam temat bo trudno mi ocenić czy ja przesadzam, czy jednak mam rację.
Z mamą mam super kontakt, to moja najlepsza przyjaciółka. Mimo że mam swoją rodzinę, to często zabieramy ją na wyjazdy czy wakacje. Przez telefon gadamy codziennie, a odwiedzamy ją raz na tydzień, może raz na 2 tygodnie (mieszka bardzo blisko).
Muszę przyznać że za każdym razem gdy mnie widzi, zachwyca się mną, mówi mnóstwo komplementów. Że jestem piękna, mądra i dobra, że młodnieję zamiast się starzeć, że mam piękną cerę, śliczne usteczka, ładne nogi itp. Naprawdę mnóstwo komplementów. Powtarza mi też co mówili jacyś jej znajomi lub sąsiedzi, że jestem taka piękna.
Niestety te miłe rzeczy - chyba dla równowagi - okupione są słowami przykrymi. Miałam kiedyś wrednego chłopaka który mówił mi przykrości, ale nawet on nigdy nie powiedział TYLE co moja mama.
Coś o mnie. Jestem chyba ogólnie uznawana za ładną, moja największa duma to włosy (do połowy pupy, bardzo gęste loki, i parę razy się zdarzyło że ludzie pytali czy noszę perukę), cera i twarz. Niestety mam trochę nadwagi, zawsze miałam, ale jakoś z tym żyłam, miałam chłopaków, mężowi też się podobam więc ok. Jednak miałam i mam kompleksy i ona doskonale o tym wie. Nie lubię się wyróżniać, wolę ubrać się na szaro żeby zniknąć w tłumie itd. Mama oczywiście mi dogadywała typu "tata i ja szczupli, w kogo ty AŻ TAK wyglądasz?! ale AŻ TAK?!". Gdy niedawno postanowiłam się odchudzać, była cała szczęśliwa ale dodała swoje trzy grosze "ja już byłam przerażona jak ty wyglądasz, taki podbródek! mam ci szczerze powiedzieć jak wyglądałaś?! mam?! chcesz, chcesz?!". Dodam że wcale nie byłam jakaś giga otyła, i uważam że jej słowa były na wyrost.
Teraz, gdy schudłam, słyszę od niej "przestań się odchudzać! tak ci się przypatrywałam i twarz zaczyna ci zwisać". Wieczorem oglądałam swoją twarz, naciągałam ją palcami po bokach i myślałam że może faktycznie...
A było to przykre, bo moją twarz uważam obiektywnie za miłą dla oka i młodą. A mówiąc takie rzeczy wytrąca mi moje nieliczne powody do dumy z wyglądu.
No więc poza zwisającą twarzą, wg niej zrobiła mi się "fałda na szyi", czego ja nie widzę.
W ciągu ostatnich tygodni usłyszałam następujące rzeczy o sobie:
- masz brzydką skórę na nogach, jak ruda osoba
- przestań nosić obcisłe rzeczy, bo jak siadasz to widać fałdy na brzuchu, noś luźne bo powinnaś to wszystko zakryć
- jakieś grudki masz na twarzy (a na serio moja cera na twarzy jest porcelanowa, bez żadnej skazy)
- nie chciałabym mieć takich włosów jak twoje, same problemy (sama ma krótkie, rzadkie włosy)
- masz grube palce
- do swojej postury masz małe cycki
- moi koledzy mówią że się brzydzą kobiet z nadwagą, że to tak obrzydliwe że od razu by ją wykopali z domu (sama ostatnio schudła, wygląda bardzo chudo, ma 40-parę kg, ale jest z tego dumna), podkreśla że wszyscy mężczyźni jakich zna lubią właśnie takie szczupłe jak ona, a nienawidzą nadwagi u kobiety; niby mówi o tym bez związku ze mną, no ale jak miało mnie to nie boleć?
Gdy byłyśmy u szczytu schodów na wieżę widokową, powiedziała głośno "no tobie to się przyda żeby się ruszać!", mimo że obok stali jacyś faceci i słyszeli, zrobiło mi się głupio, powiedziałam jej żeby mówiła ciszej, a ona spojrzała na mnie jak na wariatkę: "chyba jesteś walnięta! jesteś przewrażliwiona".
Ogólnie to jej stały tekst, gdy mówię jej żeby przestała mi dogadywać: że to ja mam problem, bo jestem przewrażliwiona, albo że ona robi to dla mojego dobra. Że powinnam masować szyję, że powinnam schudnąć, a teraz że nie powinnam chudnąć bo "twarz mi zwisa". A do tego potrafi mi tygodniami wypominać, że jej zwróciłam uwagę, że to były żarty, a ja na nią wsiadłam, i ona potem przeżywa i płacze, bo ona ma dobre intencje a ja się obrażam.
Zresztą nie tylko z wyglądem podcina mi skrzydła, bo np. napisze do niej sms jakiś znajomy i ona chce odpisać coś mądrego i zabawnego, pyta mnie co odpisać, ja mówię że nie wiem, a ona "a taka niby jesteś inteligentna...". Niby w żartach ale wkurza mnie to, bo często tak mówi.
Ostatnio przy moim mężu powiedziała "ty to nigdy nie miałaś powodzenia, jeden za drugim cię rzucał". Wieczorem podczas rozmowy telefonicznej wyraziłam gniew i przypomniałam jej że miałam całkiem dużo chłopaków, a rozstania były różnie - raz z mojej inicjatywy, raz z ich. Oczywiście odpowiedź "o Jezu, przecież to były żarty, ja to wiem, Tomek (mój mąż) to wie, a tylko ty się obrażasz!".
Sama podkreśla że zawsze miała powodzenie, że teraz ją faceci zaczepiają na ulicy mówiąc że jest piękna (no może tak jest, bo nie wydaje mi się żeby kłamała).
Dla mnie nie do pojęcia jest komentować negatywnie czyjś wygląd. Nigdy przenigdy, wobec nikogo tego nie robię. Po jej wczorajszych tekstach popłakałam się w domu i zastanawiałam się czy czymś na to zasłużyłam.
Ale też rozważałam czy przypadkiem nie przesadzam. Może to zwyczajnie rzeczy, może każda matka taka jest. Może to rzeczywiście żarty, albo może mówi mi to z troski, żebym coś zrobiła.
Do tego może to stara data, gdzie ludzie mówili wszystko co myślą. Zauważyliście na pewno że starzy ludzie mówią nie zastanawiając się nad konsekwencjami. Na głos potrafią powiedzieć "ale brzydki chłop", "ale gruba baba" itd.
Poza tym myślę, że może nawet nieświadomie, jest trochę zazdrosna o moją młodość i dlatego chce, żebym nie czuła się najlepiej ze sobą.
A jeśli jednak moje uczucia są uzasadnione, jak się uodpornić na jej teksty? Póki co przeżywam jej słowa i oglądam się potem w lustrze. Generują się moje nowe kompleksy, których nie miałam wcześniej (np. brzydka skóra na nogach, czy zwisająca twarz). Całe życie walczę z kompleksami, a ona dokłada mi nowych. Więc chciałabym nabrać dystansu, ale jak? Tylko nie doradzajcie urwania kontaktu, bo tego nigdy nie zrobię. Poza tymi tekstami jest naprawdę super mamą, zawsze mnie wspiera, zawsze stoi po mojej stronie, pomaga, doradza, rozmowy nam się nigdy nie nudzą.