Witam.
Około miesiąc temu poznałem na Tinderze dziewczynę. Od początku złapaliśmy mega dobry kontakt (serio, aż ciężko mi uwierzyć że ktoś może być aż tak zbliżony podejściem do życia do mnie). Po paru dniach pisania, podała mi swoje dane na Facebooku i tam przeniesliśmy rozmowę. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że ona nie tak dawno rozstała się z chłopakiem (on zakończył 2 letni związek). Ogólnie sytuacja przedstawia się następująco:
Po około 2 tygodniach znajomości postanowiliśmy się spotkać. Spotkanie przebiegało bardzo sympatycznie, restauracja potem kino. W kinie może mnie zbytnio poniosło, bo złapałem ją za rękę. Jej reakcja nie była zbyt przesadzona, ale wyczułem że nie czuje się z tym komfortowo i się wycofałem. Po spotkaniu napisała mi, ze jednak nie jest gotowa na "randkowania", stwierdziła, że było jej miło gdy złapałem ją za rękę, ale jednak kocha byłego i chciałaby żeby zrobił to on, a nie ja. Poza tym po spotkaniu dała mi do zrozumienia, że nie jestem w jej typie. Przez kilka następnych dni czułem jej zdystansowanie do mojej osoby. No cóz, pogodziłem się z tym i tyle, kolejny niewypał - trzeba iść dalej.
Aż pewnego dnia stwierdziła, że źle mnie oceniła i ten kontakt zaczął po prostu kwitnąć. Całodniowe pisanie wiadomości, kilkugodzinne rozmowy przez telefon wieczorem, sama podejmuje ze mną kontakt, dzieli się momentami z jej życia, informuje mnie, ze np. teraz będzie kierować więc odezwie się za jakiś czas itd., wysyła mi buziaki na powitanie i dobranoc. Nawet sama z siebie zaproponowała spotkanie. No i tutaj jest problem, bo i tu UWAGA: co kilka dni profilaktycznie przypomina mi żebym się zbytnio nie nakręcał bo nie wiadomo co z tego będzie (SERIO xd?). Tak dobrze przeczytaliście, laska najpierw dolewa oliwy do ognia, a potem wylewa mi kubeł wody na głowę. Dodatkowo wczoraj przyznała się, ze oprócz mnie pisze jeszcze z dwoma innymi.
Proszę o chłodną analizę, bo ja serio już nie wiem co o tym myśleć. Rzuciłbym to w cholerę, ale trochę mi szkoda tego kontaktu.