Cześć, nazywam się Mateusz. Proszę o poradę, bo nie wiem co już o tym myśleć. 18 lipca rozstałem się z moją uwczesną dziewczyną, gdy zaczęła się kłócić kolejny raz z rzędu (a ostatnimi czasy tych kłótni było sporo, nie mogliśmy się dogadać, bo non stop albo były pretensje z jej strony, albo z mojej), po prostu spakowałem się i wyszedłem z domu. Byliśmy razem 6 miesięcy, a właściwie od początku znajomości wynajęliśmy razem mieszkanie (ona zostawiła dla mnie swojego byłego i to, że teraz wróciła do niego jest nierealne - długa historia, nie warta w ogóle wspominania). Na następny dzień wróciłem do domu, ale ona pod wpływem alkoholu i swoich koleżanek, stwierdziła, że to koniec, nagrywajac przy okazji wszystko to co do niej powiedziałem (bez wulgaryzmów) i wysyłając to swoim przyjaciółkom. I tu się zaczyna historia: praktycznie od 19, aż do 30 lipca byłem w domu non stop, robiąc z siebie placka, prosząc o powrótRaz płakała, tuląc się do mnie, żeby zaraz mówić, że jest silna i sobie da radę. Była chłodna, stanowcza i wyrachowana w stosunku do mnie. Nie sądziłem, że osoba, która zostawia wszystko w tyle (a uwierzcie, że po rozstaniu ze swoim ex straciła wiele, w tym wspólnych przyjaciół) wybiera związek ze mną, może tak się zachować. 28 lipca odblokowała mnie na whatsappie, pisała do swojej przyjaciółki, że czuje pustkę, tęskni za mną i jest jej ciężko. zaczęliśmy rozmawiać, spotkaliśmy się i doszło do seksu - praktycznie uprawialiśmy go całą noc. W trakcie aktu zalała się łzami i powiedziała "patrz, co straciłeś", później na papierosie wyznała, że albo będzie sama, albo ze mną, ale ona najpierw sama siebie musi uporządkować. W łóżku spaliśmy przytuleni, po czym rano, ona nawet nie dala się przytulić i pocałować. Była chłodna jak lód. Po wszystkim wyszedlem z mieszkania i pojechałem do hotelu - po czym ona mi pisze na whatsappie, że było zaj*biśc*ie, ale musimy zerwać kontakt, bo ja chce powrotu, a ona nie. I wtedy faktycznie tak było, bo byłem i chyba nadal jestem w niej zakochany. Przyszedłem do niej dzień później i tu się zaczyna parodia: rzucała w moją stronę inwektywami, kazała wy&@&@@&ć z domu, bo będę mieć problemy. Straszyła sąsiadem, policją i wszystkim co tylko możliwe. Przypominając jej słowa "że albo będzie ze mną, albo sama" stwierdziła, że nie pamięta o czym rozmawialiśmy. Nawet zamknela mnie na balkonie, gdy paliłem papierosa i nie chciała z niego wypuścić. Zaczęła mnie wyzywać i pod wpływem emocji niestety, choć ciężko mi się przyznać, uderzyłem ją lekko w twarz z otwartej dłoni, czego bardzo żałuję. Ona mi oddała tak, że spadły mi z nosa okulary. Ogólnie patologia, nie sądziłem, że ktokolwiek, kiedykolwiek wyprowadzi mnie z równowagi. Wybiegłem w szoku z domu... i od tamtej pory się nie widzieliśmy, aż do 24 sierpnia. Od razu po tej sytuacji, zablokowała mnie wszędzie gdzie się dało (fb, messenger, ig, whatsapp, nawet mail). W międzyczasie odblokowała mnie na messengerze, aby wysłać mi zdjęcia z imprezy i napisać, że wszystkie moje rzeczy wyrzuciła na śmietnik, że zrobiła po mnie porządek w swoim życiu , po czym znowu blokada. I taka sytuacja utrzymywała się do poprzedniej środy, gdy znienacka na whatsappie dostałem od niej wiadomość, kiedy przyjdę po swoje rzeczy, bo potrzebuje miejsca w "szopce". Wtf. Pojechałem bez zapowiedzi w zeszły czwartek do domu, aby zobaczyć czy faktycznie tak jest. Moje rzeczy tam są, ale ich nie zabrałem, gdyż nie miałem miejsca w samochodzie. Przytuliliśmy się, zapytałem czy nadal mnie kocha, a ona, że "nic już nie czuje", ja: "szybko ci przeszło", ona "ja sie nie pozwole tak traktować, wtedy mi pokazałeś ile dla Ciebie znaczyła nasza miłośc" Wtf, przecież jedno przeczy drugiemu i na pewno nadal coś do mnie czuje. Od tamtej pory zero kontaktu. W poniedziałek miała urodziny i tak po prostu z szacunku do niej i za to co przeżyliśmy razem, wysłałem jej kwiaty kurierem. Zadzwoniłem też wieczorem z obcego numeru i z kolegami zaśpiewaliśmy jej sto lat - zamurowało ją, nie wiedziała co powiedzieć. Ale odpowiedziała na jedno moje pytanie, chłodno. Życzyłem wszystkiego dobrego i się rozłączyłem. - zero odzewu od poniedziałku, a mamy sobotę, nawet nie podziękowała, ale na to nie liczyłem, bo kwiaty zapewne znalazły się w śmietniku.
Nie chcę do niej wracać, pomimo, że ją kocham.
Po prostu dobrzy ludzie powiedźcie mi, z czym ona się zmaga? Czy to jakaś choroba? Szukam odpowiedzi i nie mogę znaleźć. Kiedyś, jeszcze bedąc z jej ex miała kilka miesięcy depresje, brała tabletki itd. Każdemu wspominała, że czuje się ze mną świetnie, że dużo czasu spędzamy razem, że jest zakochana po uszy, że wybrała mnie, a nie swojego ex, bo tam nie było miłości itd. Wszystkim się chwaliła mną, nami. Naszym życiem. Nasi rodzice o nas wiedzieli.
Powód rozstania wg. niej to: brak zaufania do mnie (zdarzyło mi się ją okłamać na początku, ale wybaczyła), że było za dużo szans i że nie rozumie czemu się wyprowadziłem i tego nie potrafi zrozumieć, że nie liczyłem się z jej uczuciami.