Gdy zrywaliśmy 2 lata temu z pierwszym facetem czułam się przez niego odepchnięta, gdy mi mówił, że już nie czuje tego samego co kiedyś i chce odejść. Kryzys był, nie było łatwo, ale nie rozumiem czemu nie chciał dać ostatniej szansy, albo chociaż wytrwać kilka dni i zerwać po nowym roku, a nie przed świętami… Kochałam go mocno, a on pokazał, że nie było już miejsca. I rozumiem, nie chciał to nie, ale czas był słaby i po rozstaniu każda próba kontaktu nic nie dawała…
Osoby z „rodziny” pokazywały mi pogardę, gdy próbowałam np powiedzieć im, że są dla mnie ważni i dam im wsparcie to nie uzyskałam żadnej odpowiedzi. Przeciwnie, o ile może jeszcze jakaś jedna ciotka była w miarę okej, tak już jej córka parokrotnie tylko mi pisała, że nie czuje potrzeby spotkań z reszta rodziny (innej niż jej najbliższe grono) bo mają swoje życie. Ale już spotkanie z rodzicami i bratem jest ważne, a reszta? Na resztę wywalone.
Gdy byłam w mocnym kryzysie emocjonalnym to jedyne co dostałam w wiadomości to pretensje, jak to ja nie wymagam, aby oni się mną zajmowali, bo mają swoje problemy. Jedynie rodzice mnie tak nie potraktowali i nigdy nie pokazywali, że zawracam im głowę bo mają swoje życie… Gdyby nie oni to po prostu…
Nie mówiąc już o obcych ludziach, chociaż z nimi więcej pogadam niż z ludźmi, z którymi mam wspomnienia i geny, mówię o kuzynach etc. Ale też słyszałam, że chce aby ktoś rozwiązywał moje problemy, mimo że nie żale się publicznie na swój los, nie proszę o żadną pomoc. Ale już, znowu- MY MAMY SWOJE ŻYCIE! Każdy tylko wkoło gada o tym swoim życiu, jakby było bardziej wartościowe od cudzego…
Przez to wszystko czuje się naprawdę niechciana i gdyby nie rodzice, nie miałabym dla kogo żyć… Bo tylko słyszeć wciąż, że zaśmieca się czyjeś powietrze, wymaga niewiadomo czego…. Po co? To zbyt boli…. Bycie po prostu niechcianą.
Brzmi jak bait.. Dlaczego ludzie mieliby zajmować się twoim życiem? To chyba oczywiste, że dla nich liczy się ich życie. Ty rozwiązujesz ich problemy?
Jak chcesz, żeby ludzie się interesowali to wyjedź na jakąś wioskę, tam są czasami ludzie którzy interesują się cudzym życiem bardziej niż własnym... tylko wtedy będziesz narzekać, że ktoś Ci chce na siłę pomagać.
Jeśli jakimś cudem to nie bait to brzmi ten post jakby problem był w tobie...
I rozumiem, nie chciał to nie, ale czas był słaby i po rozstaniu każda próba kontaktu nic nie dawała…
Osoby z „rodziny” pokazywały mi pogardę, gdy próbowałam np powiedzieć im, że są dla mnie ważni i dam im wsparcie to nie uzyskałam żadnej odpowiedzi.Przez to wszystko czuje się naprawdę niechciana i gdyby nie rodzice, nie miałabym dla kogo żyć… Bo tylko słyszeć wciąż, że zaśmieca się czyjeś powietrze, wymaga niewiadomo czego…. Po co? To zbyt boli…. Bycie po prostu niechcianą.
Prawdopodobnie jesteś wysoce toksyczna ¯\(ツ)/¯
4 2023-08-27 11:23:31 Ostatnio edytowany przez JohnyBravo777 (2023-08-27 11:24:06)
Napisz cos wiecej o sobie - ile masz lat, czym sie zajmujesz, czy zawsze tak bylo czy cos sie zmienilo, co dokladnie (przyklad) chcesz osiagnac w tych kontaktach z dalsza rodzina i w jaki sposob sie z nimi komunikujesz (telefon / messenger / na zywo? - daj jakis przyklad komunikacji z ciotka i jej corka).
Bo poprzednicy Cie odbieraja na podstawie heurystyki: "jesli problem jest z niemal wszystkimi wokol to problem jest w Tobie".
Podejrzewam, ze blednie.
Podejrzewam, ze masz problem ze znieczulica i samotnoscia, ktore charakteryzuja twoja dalsza rodzine i sie na to nie godzisz.
Napisz cos wiecej o sobie - ile masz lat, czym sie zajmujesz, czy zawsze tak bylo czy cos sie zmienilo, co dokladnie (przyklad) chcesz osiagnac w tych kontaktach z dalsza rodzina i w jaki sposob sie z nimi komunikujesz (telefon / messenger / na zywo? - daj jakis przyklad komunikacji z ciotka i jej corka).
Bo poprzednicy Cie odbieraja na podstawie heurystyki: "jesli problem jest z niemal wszystkimi wokol to problem jest w Tobie".
Podejrzewam, ze blednie.
Podejrzewam, ze masz problem ze znieczulica i samotnoscia, ktore charakteryzuja twoja dalsza rodzine i sie na to nie godzisz.
Mam 23 lata, kiedys kontakt z rodzina był bliższy, przyjeżdżałam do nich co tydzień z racji nauki, więcej do nich jeździłam. Teraz jest tak, ze z rzadka się odwiedzimy, nieraz popiszemy w internecie, messenger głównie. Jeśli chodzi o moje zajęcia to chwilowo poszukuję pracy i jakoś staram się iść do przodu, ale nie rozmawiam o tym w miarę możliwości, tylko, że nieraz bywałam o to pytana, sama nie wyrywam się.
Brzmi jak bait.. Dlaczego ludzie mieliby zajmować się twoim życiem? To chyba oczywiste, że dla nich liczy się ich życie. Ty rozwiązujesz ich problemy?
Jak chcesz, żeby ludzie się interesowali to wyjedź na jakąś wioskę, tam są czasami ludzie którzy interesują się cudzym życiem bardziej niż własnym... tylko wtedy będziesz narzekać, że ktoś Ci chce na siłę pomagać.
Jeśli jakimś cudem to nie bait to brzmi ten post jakby problem był w tobie...
Nie chodzi o zajmowanie się cudzym życiem, tylko jakoś ona o swoim gronie mówiła jako „MY” a ja częścią ich nigdy nie byłam. Nie chodzi o rozwiązywanie problemów, ale mówienie komuś w trudnej emocjonalnie sytuacji, że wymagam zajmowania się jest smutne. Gdyby jej syn wymagał pomocy czy mama, to dostaliby od niej jakieś wsparcie, dobre słowo. Czy wspieranie się, bycie przy kimś to tak dużo jak na dzisiejsze czasy?
Obudź się dziewczyno. To bylo 2 lata temu. Pora ruszyc dalej.
Obudź się dziewczyno. To bylo 2 lata temu. Pora ruszyc dalej.
Było I mam tego świadomość, tylko ze czasem wraca bo w innej kilkuletniej relacji nie byłam. Jednak, jest to przeszłość.
Napisz cos wiecej o sobie - ile masz lat, czym sie zajmujesz, czy zawsze tak bylo czy cos sie zmienilo, co dokladnie (przyklad) chcesz osiagnac w tych kontaktach z dalsza rodzina i w jaki sposob sie z nimi komunikujesz (telefon / messenger / na zywo? - daj jakis przyklad komunikacji z ciotka i jej corka).
Bo poprzednicy Cie odbieraja na podstawie heurystyki: "jesli problem jest z niemal wszystkimi wokol to problem jest w Tobie".
Podejrzewam, ze blednie.
Podejrzewam, ze masz problem ze znieczulica i samotnoscia, ktore charakteryzuja twoja dalsza rodzine i sie na to nie godzisz.
O to chodzi, że przedstawiła to w taki sposób jakby miała problem z samotnością i przerzucała to trochę na jej dalszą rodzinę...
Jak autorka pisze:
tak już jej córka parokrotnie tylko mi pisała, że nie czuje potrzeby spotkań z reszta rodziny
To jest problem autorki a nie tej córki ciotki, widocznie jej kuzynka ma lepsze zajęcia, swoje grono znajomych albo jakikolwiek inny powód.
Mam 23 lata, kiedys kontakt z rodzina był bliższy, przyjeżdżałam do nich co tydzień z racji nauki, więcej do nich jeździłam. Teraz jest tak, ze z rzadka się odwiedzimy, nieraz popiszemy w internecie, messenger głównie. Jeśli chodzi o moje zajęcia to chwilowo poszukuję pracy i jakoś staram się iść do przodu, ale nie rozmawiam o tym w miarę możliwości, tylko, że nieraz bywałam o to pytana, sama nie wyrywam się.
Studiujesz/Studiowałaś? W jakimś dużym mieście mieszkasz? Studia to dobra okazja do poznania ludzi, a wygląda to jakbyś nie miała okazji nawiązać bliższych znajomości i liczyła, że dalsza część rodziny powinna być zainteresowana... (a to zwykle tak nie działa)
Lady Loka napisał/a:Obudź się dziewczyno. To bylo 2 lata temu. Pora ruszyc dalej.
Było I mam tego świadomość, tylko ze czasem wraca bo w innej kilkuletniej relacji nie byłam. Jednak, jest to przeszłość.
No i pora wejsć w inna relację, bo zakopałas się w tamtej, a całe zycie przed Toba.
Tamten chłopak dobrze postąpił, ze po rozstaniu ucinał kontakt. Tak własnie powinno się robić.
11 2023-08-27 14:51:55 Ostatnio edytowany przez Kyliekay (2023-08-27 15:05:28)
JohnyBravo777 napisał/a:Napisz cos wiecej o sobie - ile masz lat, czym sie zajmujesz, czy zawsze tak bylo czy cos sie zmienilo, co dokladnie (przyklad) chcesz osiagnac w tych kontaktach z dalsza rodzina i w jaki sposob sie z nimi komunikujesz (telefon / messenger / na zywo? - daj jakis przyklad komunikacji z ciotka i jej corka).
Bo poprzednicy Cie odbieraja na podstawie heurystyki: "jesli problem jest z niemal wszystkimi wokol to problem jest w Tobie".
Podejrzewam, ze blednie.
Podejrzewam, ze masz problem ze znieczulica i samotnoscia, ktore charakteryzuja twoja dalsza rodzine i sie na to nie godzisz.O to chodzi, że przedstawiła to w taki sposób jakby miała problem z samotnością i przerzucała to trochę na jej dalszą rodzinę...
Jak autorka pisze:
Kyliekay napisał/a:tak już jej córka parokrotnie tylko mi pisała, że nie czuje potrzeby spotkań z reszta rodziny
To jest problem autorki a nie tej córki ciotki, widocznie jej kuzynka ma lepsze zajęcia, swoje grono znajomych albo jakikolwiek inny powód.
Kyliekay napisał/a:Mam 23 lata, kiedys kontakt z rodzina był bliższy, przyjeżdżałam do nich co tydzień z racji nauki, więcej do nich jeździłam. Teraz jest tak, ze z rzadka się odwiedzimy, nieraz popiszemy w internecie, messenger głównie. Jeśli chodzi o moje zajęcia to chwilowo poszukuję pracy i jakoś staram się iść do przodu, ale nie rozmawiam o tym w miarę możliwości, tylko, że nieraz bywałam o to pytana, sama nie wyrywam się.
Studiujesz/Studiowałaś? W jakimś dużym mieście mieszkasz? Studia to dobra okazja do poznania ludzi, a wygląda to jakbyś nie miała okazji nawiązać bliższych znajomości i liczyła, że dalsza część rodziny powinna być zainteresowana... (a to zwykle tak nie działa)
Kiedyś z tą dalszą rodziną byliśmy nawet blisko. Tu nawet nie chodzi o to, że ona nie chce mieć kontaktu. Nie chce to nie. Tylko chodzi o to, że zawsze tylko mi tak bezpośrednio to przedstawiają. Wobec innych stosują piruety, słodkie słowa a mi potrafią mówić wprost, że nie jestem potrzebna. Zawsze wydawało mi się, ze rodzina to rodzina… Nierzadko słyszałam od niej, znajdź przyjaciół i tyle. A sama nie spędza świąt z przyjaciółmi, nie zaprasza ich na chrzciny, imieniny rodziców czy nie radzi się w najtrudniejszych sytuacjach, ale ja już mam liczyć na przyjaciół których nie mam i starszych rodziców.
Nie studiowałam, ale nawiązanie bliskiej znajomości też jest ryzykowne… Mam paru kolegów, z jednym rozmawiam więcej niż z dalszą rodzina, lubimy się, ale boję się że prędzej czy później znowu zostanę sama… Póki co jednak cieszę się, że chociaż ten kolega jest i parę innych osób. Tylko dodam, że nie jesteśmy super blisko i zawsze będę dla nich tylko obcym człowiekiem. Mieszkam koło Warszawy.
Nie wiem co konkretnie masz na myśli, że tobie to tak bezpośrednio przedstawiają. Być może tylko tak Ci się wydaje? Albo prowadzisz rozmowę z nimi tak, że czują, ze moga być bezpośredni bardzo?(Albo np. często do tego dochodzi i po prostu są bezpośredni bo nie chcą tego słuchać)
nawiązanie bliskiej znajomości też jest ryzykowne
W jaki sposób ryzykowne? Chyba w taki, że sobie nie radzisz z tym, że czyjeś drogi mogą się rozejść, a prawda jest taka, że z czasem wiele znajomości wygasa i to jest bardzo naturalne.
Sam mam prawie 27 lat i widzę, że to ten czas kiedy znajomi są po studiach, zakladają rodziny i nie mają czasu. To jest bardzo normalne i po prostu musisz przywyknąć.
To wygląda tak, jakbyś wymagała bliższych kontaktów z wybranymi członkami rodziny i obrażała się za to, że każdy sam decyduje, z kim będzie blisko. Teksty o własnym życiu, jakkolwiek nieprzyjemne dla Ciebie, wydają się trafne: nie masz własnych przyjaciół, życia towarzyskiego itd., więc chcesz dostać to od krewnych, a przy tym traktujesz to jak ich obowiązek. Nic dziwnego, że spławiają Cię może ostrzej niż innych, bo nikt nie lubi, kiedy mu się coś narzuca. No i co to za fochy, że jakieś grono mówi o sobie "my", a Ciebie tam nie chce? Też mam różne "my", to nie znaczy, że każdy musi do niego należeć.
14 2023-08-27 19:12:18 Ostatnio edytowany przez paslawek (2023-08-27 19:29:36)
Napisz cos wiecej o sobie - ile masz lat, czym sie zajmujesz, czy zawsze tak bylo czy cos sie zmienilo, co dokladnie (przyklad) chcesz osiagnac w tych kontaktach z dalsza rodzina i w jaki sposob sie z nimi komunikujesz (telefon / messenger / na zywo? - daj jakis przyklad komunikacji z ciotka i jej corka).
Bo poprzednicy Cie odbieraja na podstawie heurystyki: "jesli problem jest z niemal wszystkimi wokol to problem jest w Tobie".
Podejrzewam, ze blednie.
Podejrzewam, ze masz problem ze znieczulica i samotnoscia, ktore charakteryzuja twoja dalsza rodzine i sie na to nie godzisz.
Taki bywa pierwszy odruch to prawda inny odruch to obwinianie w koło innych za swój ból i jakiś wpływ wpływy które go wywołują oddziaływając na nas
Też tak miewałem jeżeli o mnie samego chodziło to trochę z notorycznym obliczaniem prawdopodobieństwa ma związek
jak często chce się zmieniać otoczenie żeby poczuć się lepiej, a jak często coś w sobie się ma, co powoduje złe samopoczucie i jak to zmienić ,to co się czuje jest prawdziwe przekonania niekoniecznie
Tobie to nie trzeba przypominać słów pewnej znanej modlitwy
najtrudniej odróżnić jest jedno od drugiego przynajmniej dla mnie
To wygląda tak, jakbyś wymagała bliższych kontaktów z wybranymi członkami rodziny i obrażała się za to, że każdy sam decyduje, z kim będzie blisko. Teksty o własnym życiu, jakkolwiek nieprzyjemne dla Ciebie, wydają się trafne: nie masz własnych przyjaciół, życia towarzyskiego itd., więc chcesz dostać to od krewnych, a przy tym traktujesz to jak ich obowiązek. Nic dziwnego, że spławiają Cię może ostrzej niż innych, bo nikt nie lubi, kiedy mu się coś narzuca. No i co to za fochy, że jakieś grono mówi o sobie "my", a Ciebie tam nie chce? Też mam różne "my", to nie znaczy, że każdy musi do niego należeć.
Fochy? Traktowałam tych ludzi blisko, pisaliśmy, dzwoniliśmy do siebie, bywałam u nich często i słyszę tylko, że mają własne życie, lubią mnie ale no. Gdyby nikt o tobie nie mówił jako o części społeczności to też byłoby ci przykro, ale nie dotyczy to ciebie i nie rozumiesz. Narzucam się? Nie jeżdżę do nich, widuję się rzadko, z czasu tylko napisałam… Nie jestem całkiem samotna, mam rodziców, kolegów z którymi czasami się widzę, ale większość czasu spędzam sama. Nie dzwonię teraz do rodziny, nie pisze, nie pytam się, też nie chce chwilowo kontaktu. Ale pisanie komuś bezpośrednio że jest mu niepotrzebny jest mało miłe i dziwię się, że tego nie rozumiesz.
To jest to "wspaniałe i cudowne" współczesne "każdy sobie rzepkę skrobie", każdy zajmuje się tylko sobą i swoim życiem i nie wywrze na sobie potrzeby empatii czy otwartości na drugiego człowieka. Co druga osoba (tak rzuciłam, nie znam statystyk) żyje w poczuciu samotności i opuszczenia, nawet przez rodzinę, najważniejszą komórkę społeczną. Jak tak się zastanowię dlaczego mamy tyle przyjaciół i tak dobre więzi rodzinne to odpowiedź jest jedna- wierzymy, że jesteśmy powołani do życia we wspólnocie. Nie spadnie nam korona z głowy słuchając o czyichś problemach, możemy z tymi problemami pomoc się zmierzyć. Możemy ofiarować siebie w relacjach z i innymi i dzięki temu wzrastać. Dzięki temu nie znamy samotności.
Współczuję ci bardzo Autorko, ciesz się, że chociaż rodzice się od ciebie nie odwracają. Takie mamy magiczne czasy że wszyscy tylko pędzą i nie oglądają się na innych.
Ale jedno jest pewne- i ty robisz coś nie tak. Ze sobą, swoim nastawieniem, przekonaniami. Zastanawiałaś się kiedyś co ty robisz nie tak, że jesteś.... sama?
W sumie nie wiem, mam wrażenie, ze najbardziej lubię czas spędzać sama, męczę się na dłuższą metę w towarzystwie, raczej mam specyficzny charakter, ale powierzchowne znajomości mam niejedne.
Fochy? Traktowałam tych ludzi blisko, pisaliśmy, dzwoniliśmy do siebie, bywałam u nich często i słyszę tylko, że mają własne życie, lubią mnie ale no. Gdyby nikt o tobie nie mówił jako o części społeczności to też byłoby ci przykro, ale nie dotyczy to ciebie i nie rozumiesz. Narzucam się? Nie jeżdżę do nich, widuję się rzadko, z czasu tylko napisałam… Nie jestem całkiem samotna, mam rodziców, kolegów z którymi czasami się widzę, ale większość czasu spędzam sama. Nie dzwonię teraz do rodziny, nie pisze, nie pytam się, też nie chce chwilowo kontaktu. Ale pisanie komuś bezpośrednio że jest mu niepotrzebny jest mało miłe i dziwię się, że tego nie rozumiesz.
Jeśli ktoś Ci bezpośrednio pisze, że jesteś mu niepotrzebna to po prostu ucinasz kontakt i olewasz taką osobę. Pełno jest ludzi którzy wykazują zainteresowanie tylko jak im coś potrzeba, nie ma co się nimi przejmować.
Fochy? Traktowałam tych ludzi blisko, pisaliśmy, dzwoniliśmy do siebie, bywałam u nich często i słyszę tylko, że mają własne życie, lubią mnie ale no. Gdyby nikt o tobie nie mówił jako o części społeczności to też byłoby ci przykro, ale nie dotyczy to ciebie i nie rozumiesz. Narzucam się? Nie jeżdżę do nich, widuję się rzadko, z czasu tylko napisałam… Nie jestem całkiem samotna, mam rodziców, kolegów z którymi czasami się widzę, ale większość czasu spędzam sama. Nie dzwonię teraz do rodziny, nie pisze, nie pytam się, też nie chce chwilowo kontaktu. Ale pisanie komuś bezpośrednio że jest mu niepotrzebny jest mało miłe i dziwię się, że tego nie rozumiesz.
Owszem, fochy, bo wyraźnie widać Twoje pretensje, że nie jesteś dla kogoś tak ważna, jak najbliższa rodzina.
Generalnie takich rzeczy jak "mam swoje życie" nie mówi się ludziom bez powodu. Mamy różne relacje. Najbliższym nie mówimy, że ich nie chcemy (aż tyle) w życiu, bo chcemy. Tym dalszym, z którymi wystarczy nam spotkać się/pogadać raz na dłuższy czas, też przecież nie oświadczamy czegoś takiego ot tak, informacyjnie. Taki tekst najczęściej leci, jak jedna ze stron chce dużo więcej, niż druga chce/może jej dać. I zazwyczaj dopiero, gdy aluzje czy subtelniejsze przekazy nie przyniosły skutku.
No, nie wyobrażam sobie, że teraz nagle, bez powodu biorę telefon i informuję dalszą rodzinę czy znajomych, że mam swoje życie i ich nie potrzebuję. Ale gdyby np. jakaś koleżanka zaczęła się zachowywać, jakby była moją najlepszą przyjaciółką, chciała kontaktu zdecydowanie za dużo i pozostawała głucha na wszystkie sugestie, to może wreszcie też bym nie wytrzymała i powiedziałabym coś bardziej bezpośrednio.
A co do tej części społeczności - przesadzasz. W zależności od metody podziału na grupy, do pewnych należę, do pewnych nie należę. Powiedzmy, wyjdę z partnerem, przyjaciółmi i dalszymi znajomymi, to partner, przyjaciele i ja będziemy tym "my". Ale jeśli spotkam się np. z dalszymi kuzynami, którzy ze sobą są bardzo blisko, to wiadomo, że w tym układzie ja będę tą spoza grupki. I co z tego? Przecież to normalne. Nikt nie wymusi na nikim bliższych relacji; nie trzeba też zawsze dla wszystkich być najważniejszym na świecie.
19 2023-08-28 10:43:31 Ostatnio edytowany przez Kyliekay (2023-08-28 10:47:25)
Kyliekay napisał/a:Fochy? Traktowałam tych ludzi blisko, pisaliśmy, dzwoniliśmy do siebie, bywałam u nich często i słyszę tylko, że mają własne życie, lubią mnie ale no. Gdyby nikt o tobie nie mówił jako o części społeczności to też byłoby ci przykro, ale nie dotyczy to ciebie i nie rozumiesz. Narzucam się? Nie jeżdżę do nich, widuję się rzadko, z czasu tylko napisałam… Nie jestem całkiem samotna, mam rodziców, kolegów z którymi czasami się widzę, ale większość czasu spędzam sama. Nie dzwonię teraz do rodziny, nie pisze, nie pytam się, też nie chce chwilowo kontaktu. Ale pisanie komuś bezpośrednio że jest mu niepotrzebny jest mało miłe i dziwię się, że tego nie rozumiesz.
Owszem, fochy, bo wyraźnie widać Twoje pretensje, że nie jesteś dla kogoś tak ważna, jak najbliższa rodzina.
Generalnie takich rzeczy jak "mam swoje życie" nie mówi się ludziom bez powodu. Mamy różne relacje. Najbliższym nie mówimy, że ich nie chcemy (aż tyle) w życiu, bo chcemy. Tym dalszym, z którymi wystarczy nam spotkać się/pogadać raz na dłuższy czas, też przecież nie oświadczamy czegoś takiego ot tak, informacyjnie. Taki tekst najczęściej leci, jak jedna ze stron chce dużo więcej, niż druga chce/może jej dać. I zazwyczaj dopiero, gdy aluzje czy subtelniejsze przekazy nie przyniosły skutku.
No, nie wyobrażam sobie, że teraz nagle, bez powodu biorę telefon i informuję dalszą rodzinę czy znajomych, że mam swoje życie i ich nie potrzebuję. Ale gdyby np. jakaś koleżanka zaczęła się zachowywać, jakby była moją najlepszą przyjaciółką, chciała kontaktu zdecydowanie za dużo i pozostawała głucha na wszystkie sugestie, to może wreszcie też bym nie wytrzymała i powiedziałabym coś bardziej bezpośrednio.A co do tej części społeczności - przesadzasz. W zależności od metody podziału na grupy, do pewnych należę, do pewnych nie należę. Powiedzmy, wyjdę z partnerem, przyjaciółmi i dalszymi znajomymi, to partner, przyjaciele i ja będziemy tym "my". Ale jeśli spotkam się np. z dalszymi kuzynami, którzy ze sobą są bardzo blisko, to wiadomo, że w tym układzie ja będę tą spoza grupki. I co z tego? Przecież to normalne. Nikt nie wymusi na nikim bliższych relacji; nie trzeba też zawsze dla wszystkich być najważniejszym na świecie.
Naprawdę rozumiem fakt, że nie wszyscy nas lubią, nie ze wszystkimi mamy super kontakt czy relacje. Jednak pamiętam jeszcze z kilka lat temu widywaliśmy się częściej, spędzaliśmy razem chociaż 1 dzień świąt, w dzieciństwie u nich bywałam, mieliśmy kontakt chociaż elektroniczny.
Ja przesadzałam nierzadko i wina była we mnie, gdy pod wpływem emocji zdarzyło mi się powiedzieć coś nieodpowiedniego, za dużo się wygadać. Ale my wszystko o sobie wiedzieliśmy, przynajmniej oni o mnie…
Bywałam też słaba w innych relacjach i z nowo poznanymi ludźmi potrafiłam szybko urwać kontakt i nie przeprosić.
Jednak naprawdę, dla kogoś kto wie, że ma tylko starszych rodziców nie jest to łatwe. Nikt nie jest samotna wyspa ani nie żyje tylko dla siebie.
I oczywiście, mam parę osób z którymi spotykam sie, część z którymi też tylko piszę, ale to nie łatwe, ta świadomość że nie jest to nic głębokiego i pewnie nigdy takim nie będzie. I kołują się myśli, że dla kogo ma się żyć… Ale to już nieważne.
A do rodziny, zwłaszcza tej jeszcze dalszej nie piszę, nie dzwonię, nie obserwuję ich poczynań. Nic na siłę. Nie pcham się tam gdzie mnie nie chcą, w środku boli, ale nie zmuszam.
20 2023-08-28 10:46:22 Ostatnio edytowany przez Kyliekay (2023-08-28 10:46:45)
.
Dopisałaś jeszcze kilka rzeczy o swoim zachowaniu i podtrzymuję co napisałem na początku.
Prawdopodobnie jesteś wysoce toksyczna ¯\(ツ)/¯
A jestes pewna, ze twoja dalsza rodzina nie ma jakiejs spiny z twoimi rodzicami?
Naprawdę rozumiem fakt, że nie wszyscy nas lubią, nie ze wszystkimi mamy super kontakt czy relacje. Jednak pamiętam jeszcze z kilka lat temu widywaliśmy się częściej, spędzaliśmy razem chociaż 1 dzień świąt, w dzieciństwie u nich bywałam, mieliśmy kontakt chociaż elektroniczny.
Ja przesadzałam nierzadko i wina była we mnie, gdy pod wpływem emocji zdarzyło mi się powiedzieć coś nieodpowiedniego, za dużo się wygadać. Ale my wszystko o sobie wiedzieliśmy, przynajmniej oni o mnie…
Bywałam też słaba w innych relacjach i z nowo poznanymi ludźmi potrafiłam szybko urwać kontakt i nie przeprosić.
Jednak naprawdę, dla kogoś kto wie, że ma tylko starszych rodziców nie jest to łatwe. Nikt nie jest samotna wyspa ani nie żyje tylko dla siebie.
I oczywiście, mam parę osób z którymi spotykam sie, część z którymi też tylko piszę, ale to nie łatwe, ta świadomość że nie jest to nic głębokiego i pewnie nigdy takim nie będzie. I kołują się myśli, że dla kogo ma się żyć… Ale to już nieważne.A do rodziny, zwłaszcza tej jeszcze dalszej nie piszę, nie dzwonię, nie obserwuję ich poczynań. Nic na siłę. Nie pcham się tam gdzie mnie nie chcą, w środku boli, ale nie zmuszam.
Oczywiście, że nie jest to łatwe. Nie miałam na myśli tego, że wymyślasz i masz super sytuację. Chodziło mi tylko o to, że Twoje pretensje są bez sensu, bo nikt nie ma obowiązku być z Tobą bliżej, niż sam chce. Zamiast się obrażać, rozpamiętywać itd., lepiej byłoby się skupić na przyczynach Twojej samotności, by uniknąć tego w kolejnych relacjach - i szukać tych kolejnych, nawiązywać nowe znajomości.
Dopisałaś jeszcze kilka rzeczy o swoim zachowaniu i podtrzymuję co napisałem na początku.
Farmer napisał/a:Prawdopodobnie jesteś wysoce toksyczna ¯\(ツ)/¯
Jakby inni byli ideałami. Ostatnimi czasy raczej zmieniło mi się podejście do życia, bywa w środku różnie, ale nie będę udowadniać tego nikomu.
25 2023-08-28 12:49:11 Ostatnio edytowany przez KarminowaRóża (2023-08-28 12:50:34)
Kyliekay, czasami w życiu tak się zdarza, że niektórym ludziom nie pasujemy, nawet tym z rodziny.
Wiele osób czuje się niechcianymi, wielu jest naprawdę niechcianych w pewnych sytuacjach. To na pewno jest przykre.
Trzeba przyjąć do wiadomości, że czasami nie da się tego zmienić. Próbowałaś i nic, więc już teraz daj sobie spokój z tą rodziną.
Czasami przyczyna leży w innych, jak było wspomniane np. przez dawne urazy rodzinne, o których możesz nie mieć pojęcia, czy też są ludzie którzy szukają znajomych tylko wśród tych z których maja jakąś korzyść, a innych olewają. Czasami są to prozaiczne przyczyny, ktoś może przechodzić trudności różnego rodzaju i nie mieć siły na utrzymywanie relacji. Czasami po prostu jedna osoba nie pasuje drugiej i po prostu ludzi do siebie nie ciągnie. Czasami przyczyna leży w człowieku np. wybuchowy charakter, zbyt dobitne wyrażanie swojego zdania. Ludzie raczej wolą spokojne rozmowy i przyjemne. Warto sobie to wszystko przemyśleć, czasami dopiero po wielu latach dostrzegamy przyczyny pewnych zachowań ludzkich.
Lecz co by nie było przyczyną, to już wiesz że twoja dalsza rodzina nie chce zbytniego kontaktu i musisz przyjąć do wiadomości, że nic z tym nie zrobisz.
Zapamietaj sobie dzięki tej lekcji, że ludzi nie zmusisz do siebie.
Piszesz, że pragniesz głębokiej więzi, każdy takiej pragnie, ale to rzadkość. Bo to pragnienie osoby, której by na tobie naprawdę zależało, którą by obchodziło co czujesz, co myślisz, która by pragnęła twojego rozwoju i dobra. Najprędzej tę potrzebę mogą oprócz rodziców zaspokoić mąż czy żona. Bo jeśli wiążą się z Tobą i składają deklarację, to znaczy że ciebie chcą na zawsze.
Na Twoim miejscu, patrząc tak z boku dobrze było by odpuścić te kontakty rodzinne. Owszem jak cię zaproszą idź, porozmawiaj, jesli będzie miło, to następnym razem też idź. Ale te stosunki powinny być no takie raczej rzadkie, żeby tez kogoś nie obciążać nadmiernie, bo goście to zawsze jest jakaś dodatkowa praca, a nie każdy ma na to siły i czas.
Po drugie jak na razie to bliskość mogą dać ci rodzice. Piszesz że są starsi, tym bardziej spędzaj z nimi czas na rozmowie, spacerach, kawie, czy do kina zabierz, bo nie wiadom ile jeszcze z tobą będa ani ile będa sprawni umysłowo. Ciesz się nimi. Czasami człowiek pędzi za obcymi a swoich pomija, bo nie umie odnaleźć zaspokojenia uczuć u tych najbliższych. A to błąd, bo komu jak nie rodzicom zależy na tobie najbardziej. Oczywiście sa wyjatki od tego, ale to pomijam. Od starszych ludzi mozna się wiele nauczyć.
Po trzecie myślę, że twój problem rozwiązałby się gdybyś sama założyła rodzinę. Kiedy będziesz mieć męża i dzieci, to na nich się będziesz skupiać i dalsza rodzina juz nie będzie miec dla ciebie takiego znaczenia. Tak jest, że w dzieciństwie kuzyni trzymaja się razem, ale potem w wielu rodzinach drogi się rozchodzą. Szkoda nam, ale tylko w niektórych rodzinach są mocne i trwałe więzi tak, że odbywają rodzinne zjazdy i podtrzymuje się zażyłości.
Następnie zrewiduj swoje zachowanie względem znajomych, poczytaj trochę o relacjach, porozmawiaj z ludźmi, posłuchaj jak oni dbają o relacje, bo tu potrzeba równowagi w dawaniu i braniu.
Jesteś młoda zdążysz się jeszcze tego nauczyc, zacznij juz teraz. Zacznij dbać o te relaje na których ci zalezy, ale nic na siłe i nie podawaj się tez na tacy, bo będą cię wykorzystywać, a i tak nie będziesz dla nich nic znaczyć. Obserwuj ludzi wszędzie gdzie jesteś i wychodz do ludzi, stopniowo powiększaj krąg znajomych. Kończ relacje które cię ranią.
Jak dla mnie trzeba abyś wniknęła w siebie, pouczyła się o sobie, o ludziach, o prawidłowych zachowaniach, poćwiczyła to wszystko w praktyce, raz się uda raz nie, ale już będziesz mieć dobre podwaliny do dorosłego życia czy to w relacji z partnerem, czy znajomymi, a może uda ci się rozwinać jakąś przyjaźn czy dobre koleżeństwo. Bądź spoko koleżanką w pracy czy w sąsiedztwie, przyjazną ale też asertywną, spokojną, nienachalną. Miej swoje zainteresowania, rób to co cię sprawia radość, poznaj nowe rzeczy, a przy okazji rozwijaj relacje z napotkanymi ludźmi. Może będziecie razem gdzieś wyjeżdżać, może na tańce, może w góry. Zainteresuj się jak dziś tworzą się grupy. Nie warto tracić energii na tych co nas nie chcą, lepiej poszukać takich z którymi nam po drodze.
Bądź otwarta, ciesz się swoim życiem, małymi jego urokami, nie przegapiaj okazji na znajomość z fajnymi ludźmi.Zaakceptuj, że w życiu będą nas spotykać smutne sprawy, przebolej je i idź dalej. Takie jest życie, każdy ma jakieś cierpienia, choroby, straty najbliższych, nieszczęścia. Doprze jest wtedy szukac pomocy aż do skutku. dobrze, że tu napisałaś, przynajmniej zrzucisz to z siebie, ludzie coś podpowiedzą, bedziesz mogła sobie porównć jak to inni widzą.
Wszysto jeszcze przed Tobą, ale nie czekaj i nie marnuj czasu, bo nikt ci drugiego życia nie da, a czasami jest tak, że dopiero po wielu latch widzimy, że je spieprzylismy po części przez brak wiedzy zyciowej i nic już nie mozna zrobić.
Kyliekay, czasami w życiu tak się zdarza, że niektórym ludziom nie pasujemy, nawet tym z rodziny.
Wiele osób czuje się niechcianymi, wielu jest naprawdę niechcianych w pewnych sytuacjach. To na pewno jest przykre.
Trzeba przyjąć do wiadomości, że czasami nie da się tego zmienić. Próbowałaś i nic, więc już teraz daj sobie spokój z tą rodziną.
Czasami przyczyna leży w innych, jak było wspomniane np. przez dawne urazy rodzinne, o których możesz nie mieć pojęcia, czy też są ludzie którzy szukają znajomych tylko wśród tych z których maja jakąś korzyść, a innych olewają. Czasami są to prozaiczne przyczyny, ktoś może przechodzić trudności różnego rodzaju i nie mieć siły na utrzymywanie relacji. Czasami po prostu jedna osoba nie pasuje drugiej i po prostu ludzi do siebie nie ciągnie. Czasami przyczyna leży w człowieku np. wybuchowy charakter, zbyt dobitne wyrażanie swojego zdania. Ludzie raczej wolą spokojne rozmowy i przyjemne. Warto sobie to wszystko przemyśleć, czasami dopiero po wielu latach dostrzegamy przyczyny pewnych zachowań ludzkich.
Lecz co by nie było przyczyną, to już wiesz że twoja dalsza rodzina nie chce zbytniego kontaktu i musisz przyjąć do wiadomości, że nic z tym nie zrobisz.
Zapamietaj sobie dzięki tej lekcji, że ludzi nie zmusisz do siebie.
Piszesz, że pragniesz głębokiej więzi, każdy takiej pragnie, ale to rzadkość. Bo to pragnienie osoby, której by na tobie naprawdę zależało, którą by obchodziło co czujesz, co myślisz, która by pragnęła twojego rozwoju i dobra. Najprędzej tę potrzebę mogą oprócz rodziców zaspokoić mąż czy żona. Bo jeśli wiążą się z Tobą i składają deklarację, to znaczy że ciebie chcą na zawsze.Na Twoim miejscu, patrząc tak z boku dobrze było by odpuścić te kontakty rodzinne. Owszem jak cię zaproszą idź, porozmawiaj, jesli będzie miło, to następnym razem też idź. Ale te stosunki powinny być no takie raczej rzadkie, żeby tez kogoś nie obciążać nadmiernie, bo goście to zawsze jest jakaś dodatkowa praca, a nie każdy ma na to siły i czas.
Po drugie jak na razie to bliskość mogą dać ci rodzice. Piszesz że są starsi, tym bardziej spędzaj z nimi czas na rozmowie, spacerach, kawie, czy do kina zabierz, bo nie wiadom ile jeszcze z tobą będa ani ile będa sprawni umysłowo. Ciesz się nimi. Czasami człowiek pędzi za obcymi a swoich pomija, bo nie umie odnaleźć zaspokojenia uczuć u tych najbliższych. A to błąd, bo komu jak nie rodzicom zależy na tobie najbardziej. Oczywiście sa wyjatki od tego, ale to pomijam. Od starszych ludzi mozna się wiele nauczyć.
Po trzecie myślę, że twój problem rozwiązałby się gdybyś sama założyła rodzinę. Kiedy będziesz mieć męża i dzieci, to na nich się będziesz skupiać i dalsza rodzina juz nie będzie miec dla ciebie takiego znaczenia. Tak jest, że w dzieciństwie kuzyni trzymaja się razem, ale potem w wielu rodzinach drogi się rozchodzą. Szkoda nam, ale tylko w niektórych rodzinach są mocne i trwałe więzi tak, że odbywają rodzinne zjazdy i podtrzymuje się zażyłości.
Następnie zrewiduj swoje zachowanie względem znajomych, poczytaj trochę o relacjach, porozmawiaj z ludźmi, posłuchaj jak oni dbają o relacje, bo tu potrzeba równowagi w dawaniu i braniu.
Jesteś młoda zdążysz się jeszcze tego nauczyc, zacznij juz teraz. Zacznij dbać o te relaje na których ci zalezy, ale nic na siłe i nie podawaj się tez na tacy, bo będą cię wykorzystywać, a i tak nie będziesz dla nich nic znaczyć. Obserwuj ludzi wszędzie gdzie jesteś i wychodz do ludzi, stopniowo powiększaj krąg znajomych. Kończ relacje które cię ranią.Jak dla mnie trzeba abyś wniknęła w siebie, pouczyła się o sobie, o ludziach, o prawidłowych zachowaniach, poćwiczyła to wszystko w praktyce, raz się uda raz nie, ale już będziesz mieć dobre podwaliny do dorosłego życia czy to w relacji z partnerem, czy znajomymi, a może uda ci się rozwinać jakąś przyjaźn czy dobre koleżeństwo. Bądź spoko koleżanką w pracy czy w sąsiedztwie, przyjazną ale też asertywną, spokojną, nienachalną. Miej swoje zainteresowania, rób to co cię sprawia radość, poznaj nowe rzeczy, a przy okazji rozwijaj relacje z napotkanymi ludźmi. Może będziecie razem gdzieś wyjeżdżać, może na tańce, może w góry. Zainteresuj się jak dziś tworzą się grupy. Nie warto tracić energii na tych co nas nie chcą, lepiej poszukać takich z którymi nam po drodze.
Bądź otwarta, ciesz się swoim życiem, małymi jego urokami, nie przegapiaj okazji na znajomość z fajnymi ludźmi.Zaakceptuj, że w życiu będą nas spotykać smutne sprawy, przebolej je i idź dalej. Takie jest życie, każdy ma jakieś cierpienia, choroby, straty najbliższych, nieszczęścia. Doprze jest wtedy szukac pomocy aż do skutku. dobrze, że tu napisałaś, przynajmniej zrzucisz to z siebie, ludzie coś podpowiedzą, bedziesz mogła sobie porównć jak to inni widzą.
Wszysto jeszcze przed Tobą, ale nie czekaj i nie marnuj czasu, bo nikt ci drugiego życia nie da, a czasami jest tak, że dopiero po wielu latch widzimy, że je spieprzylismy po części przez brak wiedzy zyciowej i nic już nie mozna zrobić.
Dziękuję za długą odpowiedź. Rodzice są dla mnie ważni i cieszę się, że są. Własna rodzinę chciałabym założyć i chciałabym aby rodzice byli z tego faktu szczęśliwi. I ja chętnie miałabym męża czy dzieci. Mam nadzieję, że kiedyś to uda się zeealizowac.
I ja chętnie miałabym męża czy dzieci. Mam nadzieję, że kiedyś to uda się zeealizowac.
Gdy zauważysz, że faceci uciekają od ciebie, to przypomnij sobie moje wpisy.
Kyliekay napisał/a:I ja chętnie miałabym męża czy dzieci. Mam nadzieję, że kiedyś to uda się zeealizowac.
Gdy zauważysz, że faceci uciekają od ciebie, to przypomnij sobie moje wpisy.
Ciekawe jaki Ty jesteś, obrażając kogoś. Mówienie o ludziach jacy to nie są toksyczni jest dewaluowaniem kogoś i nie dawaniem mu szansy aby wyszedł z problemów.
29 2023-08-31 18:02:51 Ostatnio edytowany przez Priscilla (2023-08-31 18:03:56)
Mówienie o ludziach jacy to nie są toksyczni jest dewaluowaniem kogoś i nie dawaniem mu szansy aby wyszedł z problemów.
Dlaczego uważasz, że nazywanie rzeczy po imieniu jest odbieraniem komuś szansy na wyjście z problemów? Często to właśnie uświadomienie sobie istnienia podłoża sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy, jest pierwszym krokiem do zmiany.
Uwierz, że Twoja roszczeniowość aż bije po oczach, jeśli ktoś ma własne życie i ma wybór, to woli, a przede wszystkim ma prawo spędzać czas po swojemu. Ty zaś przyjęłaś postawę, z której wynika, że "Ci się należy".
Szczególnie rażące jest to stwierdzenie:
Nie chodzi o zajmowanie się cudzym życiem, tylko jakoś ona o swoim gronie mówiła jako „MY” a ja częścią ich nigdy nie byłam. Nie chodzi o rozwiązywanie problemów, ale mówienie komuś w trudnej emocjonalnie sytuacji, że wymagam zajmowania się jest smutne. Gdyby jej syn wymagał pomocy czy mama, to dostaliby od niej jakieś wsparcie, dobre słowo. Czy wspieranie się, bycie przy kimś to tak dużo jak na dzisiejsze czasy?
Stawiasz się na równi z czyimś dzieckiem albo mamą, choć sama mówisz, że jesteście tylko daleką, raczej mało ze sobą zżytą rodziną. Zrozum, że nie mówią o Tobie "My", bo z jakiegoś powodu tak tego nie widzą. Tylko tyle i aż tyle.
30 2023-08-31 21:02:47 Ostatnio edytowany przez Kyliekay (2023-08-31 21:06:35)
.
31 2023-08-31 21:04:53 Ostatnio edytowany przez Kyliekay (2023-08-31 21:21:46)
Priscilla napisał/a:Kyliekay napisał/a:Mówienie o ludziach jacy to nie są toksyczni jest dewaluowaniem kogoś i nie dawaniem mu szansy aby wyszedł z problemów.
Dlaczego uważasz, że nazywanie rzeczy po imieniu jest odbieraniem komuś szansy na wyjście z problemów? Często to właśnie uświadomienie sobie istnienia podłoża sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy, jest pierwszym krokiem do zmiany.
Uwierz, że Twoja roszczeniowość aż bije po oczach, jeśli ktoś ma własne życie i ma wybór, to woli, a przede wszystkim ma prawo spędzać czas po swojemu. Ty zaś przyjęłaś postawę, z której wynika, że "Ci się należy".
Szczególnie rażące jest to stwierdzenie:Kyliekay napisał/a:Nie chodzi o zajmowanie się cudzym życiem, tylko jakoś ona o swoim gronie mówiła jako „MY” a ja częścią ich nigdy nie byłam. Nie chodzi o rozwiązywanie problemów, ale mówienie komuś w trudnej emocjonalnie sytuacji, że wymagam zajmowania się jest smutne. Gdyby jej syn wymagał pomocy czy mama, to dostaliby od niej jakieś wsparcie, dobre słowo. Czy wspieranie się, bycie przy kimś to tak dużo jak na dzisiejsze czasy?
Stawiasz się na równi z czyimś dzieckiem albo mamą, choć sama mówisz, że jesteście tylko daleką, raczej mało ze sobą zżytą rodziną. Zrozum, że nie mówią o Tobie "My", bo z jakiegoś powodu tak tego nie widzą. Tylko tyle i aż tyle.
Kiedyś byliśmy bliżej, trochę bardziej zzyci. Ta ciotka to siostra mojego ojca i nieraz mi pomagała, ja jej. W ostatnich latach raczej osłabło. Nie chodzi mi o stawianie się w miejsce dziecka, ale o to, że każdy człowiek jest tak samo ważny i wartościowy. I że każdemu czasem należy się uwaga albo chociaż dobre słowo. Nie ma ludzi lepszych i gorszych. Ja potrafiłam przejąć się synem znajomej, ważna dla mnie była i ta dalsza rodzina.
Chwilowo sytuacja wygląda tak, że głównie obcy ludzie to są osoby, z którymi mam kontakt i o których myślę częściej.Poza tym tamta sytuacja, o której pisałam, „trudna emocjonalnie”, naprawdę była dla mnie ciężka i było to naprawdę smutne, że usłyszałam że rzekomo wymagam zajmowania się mną. Naprawdę nie można schować swojej opinii chociaż raz? Lepiej by było jakby całkiem nic nie pisała niż okrutne słowa. Gdyby nie rodzice, czułabym się wtedy całkiem sama i niepotrzebna.
Ja jej nie pisałabym takich rzeczy w takim kryzysie jakim przechodziłam… Wolałabym już usłyszeć cokolwiek innego. Albo milczenie.
Roszczeniowość? Nie rozumiesz i nie chcesz zrozumieć, że jak latami traktowało się kogoś blisko, spędzało wakacje i lubiło to urywanie kontaktu po latach może boleć. Ja nie wydzwaniam do nich, nie proszę o kontakt, nie myślę w każdym momencie.
A co do „nazywania rzeczy po imieniu” to innym ludziom też się zdarza powiedzieć za dużo, zrobić za dużo, czy to znaczy że są „wysoko toksyczni”? Takie rzeczy chyba można mówić o osobach, które się zna prywatnie a nie z internetowego posta.
I to tyle, sporo się rozpisałam, ale po prostu… Jak ktoś nie jest w cudzej sytuacji, to nie zrozumie.
Kiedyś byliśmy bliżej, trochę bardziej zzyci. Ta ciotka to siostra mojego ojca i nieraz mi pomagała, ja jej. W ostatnich latach raczej osłabło. Nie chodzi mi o stawianie się w miejsce dziecka, ale o to, że każdy człowiek jest tak samo ważny i wartościowy. I że każdemu czasem należy się uwaga albo chociaż dobre słowo. Nie ma ludzi lepszych i gorszych. Ja potrafiłam przejąć się synem znajomej, ważna dla mnie była i ta dalsza rodzina.
Nieprawda, to jest życzeniowe myślenie. Nie wszyscy ludzie są tak samo ważni i wartościowi, a przede wszystkim własne dziecko kocha się bezwarunkowo i jest to relacja, której nie da się porównać do żadnej innej.
Roszczeniowość? Nie rozumiesz i nie chcesz zrozumieć, że jak latami traktowało się kogoś blisko, spędzało wakacje i lubiło to urywanie kontaktu po latach może boleć. Ja nie wydzwaniam do nich, nie proszę o kontakt, nie myślę w każdym momencie.
Skąd wiesz, że nie rozumiem? Mam taką sytuację z co najmniej częścią swojej rodziny i do głowy by mi nie przyszło, by mieć do nich żal o to, że teraz żyją swoim życiem, ponad wszystko stawiając najbliższą rodzinę, czyli tę, którą założyli. Też spędzałam z nimi wakacje, też widywaliśmy się często, byliśmy ze sobą blisko, ale taka bywa kolej rzeczy.
A co do „nazywania rzeczy po imieniu” to innym ludziom też się zdarza powiedzieć za dużo, zrobić za dużo, czy to znaczy że są „wysoko toksyczni”? Takie rzeczy chyba można mówić o osobach, które się zna prywatnie a nie z internetowego posta.
Z internetowego posta też można wiele wyczytać. Być może więcej niż Ci się wydaje, ale oszczędzę Ci tego, co ja wyczytałam.
33 2023-08-31 21:30:30 Ostatnio edytowany przez Kyliekay (2023-08-31 21:43:48)
Kyliekay napisał/a:Kiedyś byliśmy bliżej, trochę bardziej zzyci. Ta ciotka to siostra mojego ojca i nieraz mi pomagała, ja jej. W ostatnich latach raczej osłabło. Nie chodzi mi o stawianie się w miejsce dziecka, ale o to, że każdy człowiek jest tak samo ważny i wartościowy. I że każdemu czasem należy się uwaga albo chociaż dobre słowo. Nie ma ludzi lepszych i gorszych. Ja potrafiłam przejąć się synem znajomej, ważna dla mnie była i ta dalsza rodzina.
Nieprawda, to jest życzeniowe myślenie. Nie wszyscy ludzie są tak samo ważni i wartościowi, a przede wszystkim własne dziecko kocha się bezwarunkowo i jest to relacja, której nie da się porównać do żadnej innej.
Kyliekay napisał/a:Roszczeniowość? Nie rozumiesz i nie chcesz zrozumieć, że jak latami traktowało się kogoś blisko, spędzało wakacje i lubiło to urywanie kontaktu po latach może boleć. Ja nie wydzwaniam do nich, nie proszę o kontakt, nie myślę w każdym momencie.
Skąd wiesz, że nie rozumiem? Mam taką sytuację z co najmniej częścią swojej rodziny i do głowy by mi nie przyszło, by mieć do nich żal o to, że teraz żyją swoim życiem, ponad wszystko stawiając najbliższą rodzinę, czyli tę, którą założyli. Też spędzałam z nimi wakacje, też widywaliśmy się często, byliśmy ze sobą blisko, ale taka bywa kolej rzeczy.
Kyliekay napisał/a:A co do „nazywania rzeczy po imieniu” to innym ludziom też się zdarza powiedzieć za dużo, zrobić za dużo, czy to znaczy że są „wysoko toksyczni”? Takie rzeczy chyba można mówić o osobach, które się zna prywatnie a nie z internetowego posta.
Z internetowego posta też można wiele wyczytać. Być może więcej niż Ci się wydaje, ale oszczędzę Ci tego, co ja wyczytałam.
Nie znam Ciebie, ani Ty mnie więc możesz sobie oszczędzić diagnozy. Na codzień mam ważniejsze sprawy na głowie, ale czasami zabolą pewne sprawy.
A co do wartości ludzi, to nie jesteś od tego aby mówić, że jeden jest bardziej wartościowy inny mniej. Bogiem nie jesteśmy.
A jej dziecko, to dziecko i wiadomo, że będzie najważniejsze, ale chodziło mi jedynie o to, że można sobie oszczędzić chociaż złośliwości. Jak jej syn by czegoś nie usłyszał czy brat, tak inni też nie muszą. I nie mówię tu o głupotach, ale tamten moment był jednym ze smutniejszych w życiu.
Ja bywam też nieraz chłodna, ale nawet wobec wkurzających mnie osób starałam się być w miarę ludzka, wtedy gdy mogłam.
Można komuś grzecznie powiedzieć, powodzenia, jakoś sobie poradzisz zamiast wyrzucać z siebie emocje, wtedy gdy druga strona jest w sytuacji naprawdę niełatwej. Kiedyś dostałam od nich dużo pomocy, sama starałam się pomóc i ta zmiana kierunku po latach była niełatwa, ale nie jesteś mną i nie rozumiesz dlaczego trochę to zabolało.
Mój dobry kolega chociażby ma niełatwo i staram się unikać dewaluowania jego problemów, tylko go wspieram, a jak nie zechce, to oszczędzę mu bolesnych komentarzy. Bo nie chce dawać mu do zrozumienia, to co różni ludzie dawali mi przez lata.
34 2023-08-31 21:45:56 Ostatnio edytowany przez Priscilla (2023-08-31 22:36:59)
Myślę, że powinnaś poszukać sobie jakiejś grupki znajomych, przyjaciół, zająć czymś głowę, wypełnić czas, wtedy przestaniesz tak bardzo skupiać się na rodzinie, która wyraźnie do Ciebie nie lgnie jak Ty do niej.
A co do wartości ludzi, to nie jesteś od tego aby mówić, że jeden jest bardziej wartościowy inny mniej. Bogiem nie jesteśmy.
Nie trzeba być bogiem, żeby potrafić ocenić, że np. kryminalista ma dla społeczeństwa mniejszą wartość od kogoś, kto jest wolontariuszem w schronisku dla zwierząt albo z oddaniem wykonuje swój zawód.
Niemniej żeby nie było - nie uważam, że jeśli ktoś nie zrobił nam krzywdy, jak - zgodnie z tym, co twierdzisz - jest w Twoim przypadku, można dawać sobie przyzwolenie, by traktować go oschle, obcesowo, nieprzyjemnie. Co więcej, czasem owszem, zdarza się komuś gorszy dzień, ale jeśli coś staje się regułą, warto przyjrzeć się przyczynie takiej postawy, a do tej zawsze można się dokopać. Tym samym coś musi stać za tym, że w dalszej rodzinie traktują Cię jak persona non grata.
Myślę, że powinnaś poszukać sobie jakiejś grupki znajomych, przyjaciół, zająć czymś głowę, wypełnić czas, wtedy przestaniesz tak bardzo skupiać się na rodzinie, która wyraźnie do Ciebie nie lgnie jak Ty do niej.
Kyliekay napisał/a:A co do wartości ludzi, to nie jesteś od tego aby mówić, że jeden jest bardziej wartościowy inny mniej. Bogiem nie jesteśmy.
Nie trzeba być bogiem, żeby potrafić ocenić, że np. kryminalista ma dla społeczeństwa mniejszą wartość od kogoś, kto jest wolontariuszem w schronisku dla zwierząt albo z oddaniem wykonuje swój zawód.
Niemniej żeby nie było - nie uważam, że jeśli ktoś nie zrobił nam krzywdy, jak - zgodnie z tym, co twierdzisz - jest w Twoim przypadku, można dawać sobie przyzwolenie, by traktować go oschle, obcesowo, nieprzyjemnie. Co więcej, czasem owszem, zdarza się komuś gorszy dzień, ale jeśli coś staje się regułą, warto przyjrzeć się przyczynie takiej postawy, a do tej zawsze można się dokopać. Tym samym coś musi stać za tym, że w dalszej rodzinie traktują Cię jak persona non grata.
Kryminalista nie ma wartosci tylko niewartosc jak cos