Grasse napisał/a:Feministki i skrajna prawica mają w jednej kwestii identyczne przekonanie - że emancypacja kobiet jest przyczyną męskiej samotności. Moim zdaniem związek pomiędzy tymi zjawiskami zaiste jest - tyle, że odwrotny. Dlaczego tak uważam:
1. Demonizując wizerunek mężczyzny - jak to się robi w lewicowym i feministycznym mainstreamie - defakto obniża się standardy, przez co nieatrakcyjni mężczyźni mają większą szansę na relację m-d
Może u kobiet, które i bez tego wymagania miałyby minimalne. Czyli u tych, dla których bycie z kimś jest najwyższą wartością i warunkiem koniecznym istnienia. U całej reszty - szczerze wątpię. "Średniaczkom" uświadamia to to i owo, a te z wysokimi wymaganiami i tak ich nie obniżą, bo bez żadnych zewnętrznych motywacji wiedziały, czego chcą, a częgo nie chcą.
2. Popierając feministyczne postulaty, lewicowi mężczyźni liczą, że w ten sposób uda im się "zamoczyć"
Czy ja wiem? Znaczy, jasne, można udawać wszystko i podrywać na wszystko, ale czy to takie nagminne? W swoich banieczkach tego nie zauważyłam w każdym razie.
Mamy więc sytuację, że istnieje spora grupa mężczyzn, która poparcie dla lewicy traktuje jako szansę na zdobycie zainteresowania - i tu mamy prawdziwych inceli, u których pod syndromem miłego gościa ukrywa się kryptomizoginia spowodowana nieskutecznością zabiegów.
Wątpię, żeby tak sfrustrowani faceci byli w stanie ukrywać swoje prawdziwe ja przez czas wystarczający na zbliżenie się do kogokolwiek. Jak napisałam wyżej, nie wykluczam, że ktoś faktycznie zrobił z tego metodę działania, ale do tego trzeba minimum inteligencji, opanowania, gry aktorskiej, wyczucia itd. - gdyby to wszystko mieli, nie byliby incelami.
Zarzucanie więc incelstwa prawicowcom (w Polsce - Konfederatom) jest więc niczym innym jak projekcją, o czym pisałem w innych wątkach.
Incelstwo jest niezależne od opcji politycznej. Tyle że jak przejdziesz z etapu "nikt mnie nie kocha" do "to wina kobiet, nienawidzę ich", to może przestać Ci być po drodze z partiami/organizacjami/czymkolwiek wspierającymi kobiety. Tyle że to też jest subiektywna ocena (to, kto wspiera i jak), więc wcale nie musi oznaczać, że ktoś w popłochu nawiewa do Konfy.
Sam argument incela, tak ochoczo stosowany przez feministki jest również niczym innym jak kryptofantazją o dominujących samcach alfa, przedmiotowo traktujących kobiety gdyż sam z siebie jest oceną wartości mężczyzny przez pryzmat tego, ile kobiet "zaliczy".
Yyy... Nie.
Tu akurat seks nie gra pierwszoplanowej roli, mimo że całe incelstwo wokół niego się kręci.
Ty incelu -> nie uprawiasz seksu, żadna Cię nie chce -> ci, co uprawiają seks, są lepsi -> marzymy o samcach alfa. To tak nie działa. To raczej:
Ty incelu -> nienawidzisz kobiet, jesteś frustratem -> WIĘC żadna cię nie chce i nie uprawiasz seksu -> marzymy o tych, co nie są frustratami i nie nienawidzą kobiet.
Czyli nie: lepsi dla kobiet są ci, co uprawiają seks, bo uprawiają seks, tylko: ci lepsi dla kobiet uprawiają seks, bo są lepsi dla kobiet.