Część dziewczyny,
nigdy nie pomyślałam, że napiszę kiedykolwiek post w Internecie żeby ktoś ocenił czy mam rację czy jednak to próba zrobienia ze mnie "tej złej".
Prawie od 4 lat zaraz mam partnera, poznaliśmy się w pracy. Przez pierwszy rok spotykaliśmy się tylko w pracy (tak on to traktował jako "spotkania"), on nie chciał się wiązać. Po roku zaprosił mnie pierwszy raz do siebie. Mieszka 13 km ode mnie. No i zaczęliśmy się spotykać na weekendy. Na początku uważałam, że to normalne aczkolwiek przeszkadzały mi tak rzadkie spotkania... Jakby to powiedzieć, nigdy przy nim nie czułam się wyjątkowo. Nigdy nigdzie nie pojechaliśmy razem, nigdy niczego nie zwiedziliśmy, że mnie Kocha powiedział po 2 latach, ale nie wiem czy w ogóle tak czuję, bo ma problem z okazywaniem jakichkolwiek uczuć. Jak mnie przytula to w mega sztywny sposób. Kwiaty od święta, bo pewnie jego mama na to wpadnie... Wszystkie spotkania mam wrażenie, że wychodzą z mojej strony. Ogólnie on mieszka z rodzicami, jest do nich przywiązany i to też jest dziwne, bo jak go odwiedzam to wszystko robimy z jego rodzicami.. co chwilę jego mama wchodzi do pokoju. W niedziele czara goryczy się przelała, mieliśmy iść we dwoje na spacer, ale jego mama chciała iść, myślę sobie, nie zrobię kobiecinie przykrości. Poszliśmy i ja szłam z tyłu, a oni z przodu i całą drogę rozmawiali o "swoich" sprawach... Było mi przykro i wczoraj poruszyłam ten temat i zaczęła się wojna. On nigdy nie był taki, ale jak wspomnę o jego mamie czy tacie to zaraz staje się agresywny. Zaczyna wchodzić mi na psychikę, że jestem "odklejona", coś w stylu, że jestem najgorszym co go spotkało. Dodam, że jestem miesiąc po operacji serca, nie odwiedził mnie nawet w szpitalu, nie pomagał mi po wyjściu - moja mama przyjechała żebym miała w ogóle ubrania na zmianę w szpitalu, bo wszystko było we krwi, a on zapytał tylko PO CO. Nadal mi nie pomaga, a spotkania są raz w tygodniu. Dzisiaj miał wizytę u dentysty i stwierdził, że mnie "ukarze" za to, że powiedziałam, że mi przykro przez ten spacer i poszedł sam na miasto, a potem spotkał się z kolegą. Spotkałam go na mieście i udawał, że mnie nie widzi, poszedł w swoją stronę.. Potem nadal nie odpisuje chociaż jest dostępny i zawsze kara mnie ciszą dopóki nie zacznę go przepraszać itd. Czasami mam wrażenie, że jestem z nim szczęśliwa, ale tylko gdy jest obok, jak tylko ruszę się na metr od niego to on staje się straszny. Nie odbiera, nie dzwoni, nie proponuje spotkań i to trwa już tyle lat. Sądziłam, że coś się zmieni, zaczęłam pytać o ślub, o plany, o wspólne zamieszkanie i nic Czy dać mu spokój i odejść czy nadal walczyć i robić z siebie głupka
?
1 2023-04-18 17:46:47 Ostatnio edytowany przez Ewakowalska1987 (2023-04-18 17:49:58)
2 2023-04-18 17:58:14 Ostatnio edytowany przez szeptem (2023-04-18 17:58:40)
Myślę, że odpowiedź już znasz. Nie spotykaj się już z tym typkiem. Ma Cię, delikatnie mówiąc, gdzieś. Rodzice bardziej się dla niego liczą niz Ty. Ja bym podziękowała za taki "związek". To już lepiej być samej, uwierz.
Uciekać jak najdalej.
Dziwię się, że przy nim tkwisz, na siłę sama pchasz ten wózek, na jakiej podstawie możesz mieć jakąkolwiek nadzieję, że on się zmieni. Otóż nie licz na to. Nie wiadomo nawet kim Ty dla niego jesteś, bo trudno określić...
Dlatego trzeba Tobie się dziwić... co Ty przy nim robisz? O jakiej walce mówisz, nie dość, że o miłość się nie walczy, to tu nie ma o kogo.
No tak właśnie zastanawiam się kim mogę dla niego być i po co to wszystko. Jak można komuś marnować tyle czasu. Jestem staroświecka i wierzyłam ciągle, że to skończy się tak jak u innych: ślub, dom, dzieci i tak czekałam i czekałam, a spotykały mnie same rozczarowania. Strasznie przez to wszystko cierpię, najpierw byłam bardzo chora i nikt mi dosłownie w niczym nie pomagał, pracowałam z niewydolnym sercem i nadciśnieniem w płucach, przepukliną i prosiłam go żeby się wprowadził i nigdy tego nie zrobił. Jestem też bardzo wrażliwa i pewnie dlatego nie umiem odpuścić, boli mnie, że ludzie są tacy I to drugi facet, który tak samo mnie traktuje jak ten... coś ze mną musi być nie tak
I chodziłam na terapie, czytałam masę książek i nie widzę w sobie niczego nadzwyczajnego. Dużo pracuję, jestem samodzielna i przed operacją byłam ładna, teraz przez leki źle wyglądam, bo puchnę i tyje.. może to jest problemem
Uciekać jak najdalej.
Dziwię się, że przy nim tkwisz, na siłę sama pchasz ten wózek, na jakiej podstawie możesz mieć jakąkolwiek nadzieję, że on się zmieni. Otóż nie licz na to. Nie wiadomo nawet kim Ty dla niego jesteś, bo trudno określić...
Dlatego trzeba Tobie się dziwić... co Ty przy nim robisz? O jakiej walce mówisz, nie dość, że o miłość się nie walczy, to tu nie ma o kogo.
Tak, wydaje mi się, że mniej będę cierpieć bez niego.. I tak nie można niego liczyć, ani nie jest wsparciem psychicznym ani fizycznie go nigdy nie ma kiedy jest potrzebny. Myślisz, że jest niedojrzały czy to taki charakter?
Myślę, że odpowiedź już znasz. Nie spotykaj się już z tym typkiem. Ma Cię, delikatnie mówiąc, gdzieś. Rodzice bardziej się dla niego liczą niz Ty. Ja bym podziękowała za taki "związek". To już lepiej być samej, uwierz.
Mamisynek. Charakter, wychowywanie, całe życie pod kloszem, brak empatii, brak interakcji z innymi ludźmi.
Właśnie wszystko wskazuje na to, że on żadnej decyzji nie podejmuje sam tylko w porozumieniu z mamą albo tatą, a my mamy zaraz po 30 lat. Tak więc wspólne zamieszkanie przypuszczam także odpadało z tego powodu. Słusznie zauważyłeś brak empatii chociaż nie wiem czy mój opis na coś takiego wskazywał, ale czuję właśnie coś takiego w nim, że nigdy mi nie współczuje niczego przez co przechodzę. Operacja serca jest bardzo bolesna i ciężko dochodzi się do siebie, a on traktował mnie jakbym chyba poszła do dentysty na wyrwanie zęba, gdzie normalny człowiek przytuliłby w takiej sytuacji.
Mamisynek. Charakter, wychowywanie, całe życie pod kloszem, brak empatii, brak interakcji z innymi ludźmi.
Nooo... słyszę czasem o takich panach...
Konsultuje z mamą — wiem — nawet kiedyś słyszałem, że z mamie pokazywał co dziewcyzna do niego pisała.
To jest nie do wyleczenia. Nie wychowasz go na nowo.
Proponuję abyś nie robiła draki, nie zrywała z nim, tylko się od niego oddaliła.
Przestań napierać na spotkania.
No to nie będzie trudne, bo jak nie zapytam o spotkanie to po prostu żadnego nie ma (śmieję się aczkolwiek to jest tragiczne xD).
Om wszystko mówi mamie, co robił, gdzie był, a ona podkłada mu obiady pod nos, pierze ubrania i bieliznę, pyta gdzie jedzie, za ile wróci..
Nooo... słyszę czasem o takich panach...
Konsultuje z mamą — wiem — nawet kiedyś słyszałem, że z mamie pokazywał co dziewcyzna do niego pisała.
To jest nie do wyleczenia. Nie wychowasz go na nowo.
Proponuję abyś nie robiła draki, nie zrywała z nim, tylko się od niego oddaliła.
Przestań napierać na spotkania.
Uciekaj, jak najprędzej.
Związek z tym maminsynkiem zniszczy ci życie.
Dziękuję, potrzebuję wstrząsu.
Uciekaj, jak najprędzej.
Związek z tym maminsynkiem zniszczy ci życie.
12 2023-04-18 18:27:34 Ostatnio edytowany przez wieka (2023-04-18 18:28:42)
Mamisynek to swoją drogą, ale musi mieć więcej deficytów, bo nie nadaje się na partnera, męża czy ojca.
Ale to Ty marnujesz przy nim czas, on to może odbierać tak, że przyczepiłaś się do niego i przy nim tkwisz, tzn, że Ci odpowiada. Jemu żona ani partnerka nie jest potrzebna...
Jak w ogóle z takim człowiekiem mogłaś myśleć o ślubie?
Wcześniej nie zauważałam jego deficytów, dopiero jak zaczęło mnie to dogłębnie boleć. Tak jak pisałam wcześniej jestem staroświecka, dużo czytam, staram się widzieć w innych dobre cechy, ale chyba ich idealizuje co jest moją największą wadą. Zwłaszcza jeżeli chodzi o partnerów. Nie chciałam znowu zmarnować czasu, dlatego możliwe, że się uczepiłam i nie widziałam tego. Lecz zaczęłam to dostrzegać stojąc sama w garach godzinami gdy on leży przed tv, sprzątając sama, bo on nie widzi żeby było brudno. Nauczyłam go mycia naczyń, bo u nich mama myła, ale o wszystkim muszę mu przypominać. Przez chwilę robił postępy, ale nie czułam się już jak partnerka tylko zamiennik jego matki. W pracy byłam też jego project managerem i mówiłam mu co ma robić. Po pracy mnie to zaczęło męczyć, bo nie chcę mieć dorosłego dziecka w domu.. I zwracałam mu uwagę, a jemu jak zwrócisz uwagę to wywołasz III wojnę światową.
Msmisynek to swoją drogą, ale musi mieć więcej deficytów, bo nie nadaje się na partnera, męża czy ojca.
Ale to Ty marnujesz, przy nim czas, on to może odbierać tak, że przyczepiłaś się do niego i przy nim tkwisz, tzn, że Ci odpowiada. Jemu żona ani partnerka nie jest potrzebna...
Jak w ogóle z takim człowiekiem mogłaś myśleć o ślubie?
(...) I chodziłam na terapie (...)
Szkoda, że na chodzeniu poprzestałaś.
***
A może, oby, znowu pada?
15 2023-04-18 18:43:11 Ostatnio edytowany przez Ewakowalska1987 (2023-04-18 18:44:51)
Nie do końca chodziłam na terapię z powodu mężczyzn tylko z powodu tendencji samobójczych. Raz się zaczadziłam, potem podcięłam sobie żyły, raz wzięłam tabletki nassene. Mam już taki wrażliwy charakter, że mocno wszystkim się przejmuje, zwłaszcza gdy ktoś mnie ignoruje, wyzywa od najgorszych. A ten chłopak o tym wiedział i niestety często w kłótni wyzywał mnie od czubków, odklejeńców czy specjalnie ignorował (sądziłam, że to moja wina, może coś źle powiedziałam/ zrobiłam). Teraz nie mam już takich akcji plus mam zablokowaną adrenalinę, trochę zrozumiałam przez operację serca gdy stałam jedną nogą w grobie.
Na terapii dowiedziałam się, że świadomie przyjmuje rolę opiekuna wszystkich i wszystkiego, dlatego wiem, że nie bez powodu uwikłałam się w związek z maminsynkiem, ale zastanawiam się czy już zawsze tak wszyscy będą mnie oszukiwać i rozgrywać jak dzieciaka przez dobre, wrażliwe serce.
Ewakowalska1987 napisał/a:(...) I chodziłam na terapie (...)
Szkoda, że na chodzeniu poprzestałaś.
***
A może, oby, znowu pada?
Nie do końca chodziłam na terapię z powodu mężczyzn tylko z powodu tendencji samobójczych. Raz się zaczadziłam, potem podcięłam sobie żyły, raz wzięłam tabletki nassene. Mam już taki wrażliwy charakter, że mocno wszystkim się przejmuje, zwłaszcza gdy ktoś mnie ignoruje, wyzywa od najgorszych. A ten chłopak o tym wiedział i niestety często w kłótni wyzywał mnie od czubków, odklejeńców czy specjalnie ignorował (sądziłam, że to moja wina, może coś źle powiedziałam/ zrobiłam). Teraz nie mam już takich akcji plus mam zablokowaną adrenalinę, trochę zrozumiałam przez operację serca gdy stałam jedną nogą w grobie.
Na terapii dowiedziałam się, że świadomie przyjmuje rolę opiekuna wszystkich i wszystkiego, dlatego wiem, że nie bez powodu uwikłałam się w związek z maminsynkiem, ale zastanawiam się czy już zawsze tak wszyscy będą mnie oszukiwać i rozgrywać jak dzieciaka
Tak będzie, bo dajesz przyzwolenie na takie traktowanie.
Nie chcę tego, ale jak zwracam uwagę by tego nie robić to to nie działa więc co powinnam powiedzieć/ zrobić? Zarządzam ludźmi i w pracy nie jestem miękka, ale jak już wchodzą w grę uczucia to jestem jak dziecko we mgle. Pewnie to nieprzepracowane dzieciństwo, ale ciężko to wszystko poskładać żeby człowiek był "idealny".
Ewakowalska1987 napisał/a:Nie do końca chodziłam na terapię z powodu mężczyzn tylko z powodu tendencji samobójczych. Raz się zaczadziłam, potem podcięłam sobie żyły, raz wzięłam tabletki nassene. Mam już taki wrażliwy charakter, że mocno wszystkim się przejmuje, zwłaszcza gdy ktoś mnie ignoruje, wyzywa od najgorszych. A ten chłopak o tym wiedział i niestety często w kłótni wyzywał mnie od czubków, odklejeńców czy specjalnie ignorował (sądziłam, że to moja wina, może coś źle powiedziałam/ zrobiłam). Teraz nie mam już takich akcji plus mam zablokowaną adrenalinę, trochę zrozumiałam przez operację serca gdy stałam jedną nogą w grobie.
Na terapii dowiedziałam się, że świadomie przyjmuje rolę opiekuna wszystkich i wszystkiego, dlatego wiem, że nie bez powodu uwikłałam się w związek z maminsynkiem, ale zastanawiam się czy już zawsze tak wszyscy będą mnie oszukiwać i rozgrywać jak dzieciakaTak będzie, bo dajesz przyzwolenie na takie traktowanie.
Jedynie terapia może Ci pomóc. Ale taka dokończona, czyli jak długo powinna trwać decyduje terapeuta.
Dziękuję za odpowiedzi Zapiszę się, może to jest sedno problemu
Jedynie terapia może Ci pomóc. Ale taka dokończona, czyli jak długo powinna trwać decyduje terapeuta.
Powodzenia