rzucilwswieta napisał/a:Lady Loka napisał/a:rzucilwswieta napisał/a:To kim jestem? Mieszka ze mną, o dziecko się stara, ale rodzina nie jestem?
No nie jesteś formalnie rodziną. Jesteś konkubiną albo partnerką. Ale ani dla niego ani dla jego bliskich nie jesteś rodziną.
A robienie sobie dziecka w tak burzliwym związku, gdzie Ty na wieść o czymś nie rozmawiasz, tylko grozisz wyjazdem jest zwyczajnie głupie.
A miałam zostać gdy na mnie krzyczał? To pierwsza taka akcja od dawna, skąd mogłam to przewidzieć?
Nie napisałaś, że krzyczał. Napisałaś, że zaczęłaś histeryzować.
Szeptuch - dlatego zaczęłam od zapytania Autorki czy zapytała go, co to za rodzinne spotkanie. Nie odpowiedziała, więc zakładam, ze histerii nie poprzedziło choćby deko rozsądku, żeby porozmawiać przed urządzaniem szopki.
A moje pytanie wynika stąd, że są imprezy rodzinne, na które się nie bierze osób z zewnątrz, nawet jeżeli się z partnerem mieszka.
Tak, byliśmy 4 lata razem. Przez te 4 lata na Boże Narodzenie i Wielkanoc każde z nas szło do swojej rodziny i spędzaliśmy je osobno, bo to są dla mnie właśnie rodzinne imprezy, na które biorę męża, a nie faceta, z którym jestem 1.5 roku i po drodze się rozstałam. Ja to tak traktuję, dla mnie to jest ważne, mąż akceptował totalnie.
Ja za to nie byłam zapraszana na chrzciny czy komunie, które organizowali jego krewni i nigdy nie przyszłoby mi do głowy, żeby robić o to jakiś ból. W sumie przez 6 lat jak jesteśmy razem, to z uroczystości rodzinnych po jego stronie byłam na jednych urodzinach i jednym weselu (nie licząc własnego). Tyle.
Zamiast płaczu, awantur i wyjazdu porozmawiałabym. Może to rodzinne spotkanie polega na pomocy komuś z problemem, w który nie chcą wtajemniczać obcych? A Autorka jest dla nich obca w tym momencie. Dziś jest, a patrząc na dynamikę ich związku, za miesiąc może jej nie być.
Btw. Autorko, z mojej perspektywy w żadnej z sytuacji, które wymieniasz w ostatnim poście nie jesteś rodziną. I do żadnej z tych sytuacji nie musisz nią być. Sypiać i gotować można z każdym. Jesteś partnerką. W łóżku i w kuchni i w mieszkaniu razem jesteś partnerką, nie rodziną. Rodzina nie tworzy się nagle po 1.5 roku burzliwego związku z rozstaniem w tle.
PS. Bo zaraz będzie shitstorm. Dla mnie decyzja o zostaniu rodziną jest tożsama ze ślubem w jakiejkolwiek formie by on nie był. Natomiast jasne, że można taką decyzję podjąć razem inaczej w innej formie, przegadać, przemyśleć i postanowić wspólnie. Ale tu nie widać, żeby coś takiego miało miejsce. I jest to też decyzja "na dobre i na złe", a nie na "partner mnie wkurza to zagrożę wyjazdem z domu". Może dlatego akurat tu rodziny nie ma? Bo do tego wypadałoby dorosnąć. Ja sobie nie wyobrażam powiedzieć mężowi "zrobiłeś coś nie tak, jadę do mamy, nie wiem kiedy wrócę". Takie wyjście byłoby dla mnie tożsame z rozwaleniem tego, co się razem buduje. I tak samo robi Autorka. Widać nie pierwszy raz, skoro faceta to nie rusza.
Przed napisaniem odpowiedzi skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą.
Zbieram Przegrywów jak Pokemony.