Może i nie taka skomplikowana, bo życie piszę właśnie często takie scenariusze, no ale chciałbym, żeby ktoś się do tego od odniósł obiektywnie.
Z 2 lata temu poznałem na Tinderze dziewczynę. Coś tam popisaliśmy ale potem przestałem z nią pisać. Ona mnie wystalkowała i po 2 miesiacach (albo miesiacu) napisała na instagramie. Chyba wysłała zdjecie. Ogólnie to chwilę popisaliśmy i potem się spotkaliśmy. Pamiętam to spotkanie. Była prawię północ, a my łaziliśmy po mieście i skończyliśmy koło 2 w nocy. Po tym spotkaniu się do niej nie odzywałem, jakoś tak wydawało mi się, że się kłóciliśmy lekko i nie chciało mi się pisać. Ona po jakimś czasie znowu sie odezwała, no i od tego momentu jakoś zaskoczyło i zaczęliśmy się spotykać. No Ogólnie jej się bardzo podobałem. Na 2 randce, która była u niej, już doszło do zbliżenia. Potem, to była norma. Wiadomo, jak to wygląda. Wciąż mocno zabiegała i Ogólnie, to ja też zacząłem czuć, że mi zaczyna zależeć. Nie chciałem tego i starałem się traktować to tylko, jak przyjaźń z elementami związku (wiadomo jakimi).
Ona ciągle miała kontakt z ex ale, jako że mi nie specjalnie zależało, to miałem w to wywalone. Spotkali sie pare razy w tamtym czasie i ogolnie zupelnie było mi to obojętne. Mogli robić co chcą. Ja o nim wiedziałem, on o mnie nie.
Byłem wtedy już pod koniec studiów i zbliżał sie mój wyjaz za rok. Zaczęło nam się układać i ogolnie ona chyba zaczęla cos do mnie czuc, bo już bywaly rozmowy o tematce miłości i mnie wypytywała czesto o takie rzeczy. Jeszcze byłem wtedy zdystansowany. Ona leciala na 2 fronty ale no jeszcze nie zaczelo mi to przeszkadzać. Oczywiscie bylem jej planem A. Ja tylko ją miałem w tamtym czasie.
Ogólnie zaczęło się psuć, jak wyjechałem. Ona chciała, żebym się przeprowadził do tego miasta, gdzie studiowalismy (ona wciaz, bo duzo mlodsza). Dla mnie to był problem po pierwsze finansowy, po drugie nie byłem jej pewny, więc nie czułem potrzeby tak ryzykować. No ogolnie nie jestem jakiś zdesperowany, żeby w wieku 24-25lat planować przyszłość z kimś, kogo znam rok. Też mi nie pasowało kilka rzeczy u niej. Ja przykładowo miałem diete, dużo trenowalem, leciałem na dwóch kierunkach studiów. Ona tylko studia w sumie, a i tak nie miała na nic czasu, bo wolala ogladac seriale. NIE naciskałem ale pod koniec mojego pobytu zaczęliśmy razem trenować. Nie żeby mi się ona nie podobała, bo kręciła mnie. A ja lece raczej na wysportowane laski, więc coś musiało być.
Jak już wyjechałem, to mieliśmy klotnie, po której ją zablokowałem na insta i wszędzie (wiadomo, dziecinne). Jestem dziecinny i sie z tym nie kryje xD.
Potem nastal nowy rok i ona planowała odejść do ex, bo sie nie odzywaliśmy do siebie z miesiac (przez ten blok). To było mocno desperackie z jej strony, ona nie potrafiła być nigdy sama. W ramach solidarności poinformowałem exa, o tym co robiliśmy przez rok. Zwyzywał ją i zostawił, zanim wgl do siebie wrócili.
Mieliśmy o to mega kłótnie. Ona dostała jakiejś depresji ale no postanowiłem, że ja trochę wespre. Jakoś mi jej szkoda było. Po jakimś czasie poprawiły nam sie relacje i proponowała mi powrót ale nie potrafiłem przełknąć tego, że chciała odejść do innego, więc się nie zgadzałem. To była już znajomość tylko na odległość, chociaż odwiedzałem ją pare razy. Ona wynajmuje pokój, więc tak było łatwiej, żebym to ja przyjeżdżał.
No i tak mniej więcej rok to trwało. Ta odległość spowodowała, że jakoś tak nas do siebie ciągnęło. Jednak nie umiałem jej zaufać. I to jest właśnie paradoks, bo nigdy nie bylismy razem i nigdy sobie uczuć nie wyznawalismy. Ja się teoretycznie zgadzałem na to, żeby sie z exem na początku spotykała. Także no nie powinienem mieć jakiś pretensji. Wyszło, jak Wyszło. Pomimo tego wszystkiego dbaliśmy o siebie i sobie pomagaliśmy. Zawsze, jak pisalismy, to mialem usmiech na ustach ale starelm sie tego nie pokazywac, zeby sobie za duzo nie myślała i na glowe mi nie weszla. Generalnie byliśmy dla siebie bliscy cały czas i za sobą tęskniliśmy.
Miałem w głowie takie myśli, że prędzej, czy później kogoś znajdzie i że w sumie powinna.
No i tak się stało. Jeszcze dosłownie pare dni przed sylwestrem pytala, czy do niej przyjadę na świętowanie nowego roku. Ja byłem za granicą i miałem możliwośc lądowania u niej w mieście. Wcześniej nie chciala, bo niby jakies plany ale jak już kupilem bilet, to nagle sie pyta, czy będę u niej. No już nie mogłem zmienić biletu. Potem przestała sie odzywać.
Pytalem ją o to i z początku była normalna rozmowa ale potem, zaczęła się robić wredna. Wysyłała mi zdjęcia z gościem i że jest super szczęśliwa i że planują zamieszkać razem itp. Dziwne, bo się znali może z 2 miechy. No ale OK.
Zabolało mnie, że niby bliscy dla siebie bylismy, a tu nagle traktowanie, jak swojego wroga. Nie bronilem jej ukladania sobie życia z kims innym. Fakt, myślałem że będzie mi to obojętne ale jednak trochę miałem żal i czułem ból. Pomimo tego, że zaufanie dawno do niej straciłem.
Najgorsze właśnie, że mam uczucie stracenia kogoś bliskiego. Stracenia, bo sposób, jaki do mnie się odzywała, to już oznacza koniec.
Nie wiem, co o tym myśleć ale możliwe, że jakies nieduże ucxucie do niej miałem. Sam przed sobą starałem sie nigdy takich myśli do siebie nie dopuszczać. Poza tym, troche boje sie stałych związków, bo kiedyś przez to bardzo cierpiałem i postanowiłem, że nie będę sie w przyszłości przywiązywał. Tutaj sie z tym udalo, mniej boli, niż po mojej 1st i 2nd ex. Tylko nie wiem, czy to wgl kiedyś miałoby sens, gdybyśmy byli na innych etapach w życiu. Bo godadywalismy się bardzo dobrze, szczególnie, gdy mieszkaliśmy w jednym miescie przez rok.