Nie sądziłem że będę szukał porady na forach internetowych, ale spróbuję i opiszę wszystko jak najlepiej.
Kilka dni temu rozstałem się z dziewczyną, z którą byłem 9 miesięcy. Poznaliśmy się przez internet, w międzyczasie wyszły komplikacje bo mimo dobrego kontaktu, napisała mi wiadomość z numerem telefonu po czym usunęła konto, nie zdążyłem go wtedy spisać i kontakt się urwał na miesiąc. Po czym odnalazła mnie i zaczęliśmy się po jakimś czasie spotykać.
Jest młodsza o 3 lata, ja mam 34, no i ma dziecko chłopaka lat niecałe 4 (ojciec nie ma żadnego kontaktu z małym), wiedziałem o tym i mnie ten fakt nie przeszkadzał.
Ona pracuje, ma niezłą pracę która pozwala jej wynajmować duże mieszkanie, ja kończę podnosić się finansowo po poprzednim związku i od dwóch lat mieszkam u rodziców, tu też powodem jest bliskosć mojej pracy do której mogę chodzić spacerem w 10min, na szczęście to duży dom i całe piętro jest moje, z rodzicami wspólne mam tylko wejście i kuchnię.
Malucha polubiłem, z racji że jest to też nie mieliśmy dużo okazji aby gdzieś wychodzić itd ale mnie to nie przeszkadzało, choć chłopak bywał kapryśny nocą.
Gdy młody był chory/przeziębiony/miał wolne w przedszkolu a ona musiała pracować, to np brałem wolne i zabierałem go do siebie. Ogólnie chyba on też mnie polubił i jak przyjeżdżałem widać a przynajmniej ja widziałem taką rodość w jego oczach.
Teraz ona, wiem że miała kompleksy i mimo tych "paru" miesięcy wstydziła się mnie trochę i głównie to ja inicjowałem zbliżenia. Ale w tej materii było raczej spoko.
Gdy chorowała starałem się zawsze jej pomóc, robiąc zakupy, zabierając chłopaka na spacer itd
Widzieliśmy się tak dwa razy tygodniowo (np wtorek i potem weekend pt-nd, lub s-nd), wszystko zależało od pracy bo bywało że siedziałem dłużej.
Lecz to chciałem zmienić, mieliśmy w poprzednim tygodniu zaplanowane wyjście we dwoje i wtedy chciałem zaproponować wspólne mieszkanie, no ale wcześniej się rozchorowała, ja tak samo i mieliśmy to przełożyć no i w ciągu tygodnia się spotkaliśmy. Zdziwiło mnie trochę że chłopaka zawiozła do koleżanki, no ale uznałem że młody pojechał się pobawić z rówieśnikiem.
No i właśnie wtedy usłyszałem od niej że mnie już nie kocha, że się coś w niej wypaliło, że się stresuje przed spotkaniem, że nie czuje we mnie dużego oparcia, że nie czuje też z mojej strony czegoś więcej. Że straciliśmy wspólne "flow", że mamy mniej tematów do rozmów.
Że obecnie praca staje się dla niej bardzo ważna, że w końcu zaczęła się w niej spełniać.
I że możemy zostać na stopie koleżeńskiej. Lecz dodała że jest to też dla niej trudne, bo mały cały czas o mnie pyta i ma plany co do zabaw ze mną.
I tutaj przechodzę do meritum, bardzo chcę z nią być i co byście poradziły mi abym zrobił aby ją odzyskać?
W końcu jeszcze tydzień temu, planowaliśmy wspólny urlop, gdzie to ona sama zaproponowała gdzie chce abyśmy jechali. W końcu tydzień temu w walentynki wszystko wydawało się że jest ok, siedzieliśmy u mnie w trójkę, rozmawialiśmy, było jak zwykle.
Nic nie zapowiadało tego co nastąpiło w czwartek. Bo dwa dni wcześniej snuliśmy plany na weekend.