Witam,
Jestem z moim chłopakiem 7 lat, raz się rozstaliśmy, bo spotykał się z inna na boku. Dałam mu jeszcze jedna szanse, nie wiem czy dobrze, no ale cóż. Nasz związek cały czas stoi w miejscu, spotykamy się głównie tylko na weekendy, mi to już nie wystarcza, jestem coraz starsza, chciałabym kiedyś w końcu założyć rodzinę. Natomiast on nie chce się wyprowadzić ze swojego domu rodzinnego, mieszka z mama, mówi ze nie będzie wydawał kasy na wynajem, ja z nim nie zamieszkam, poniewaz jego dom nie jest za duży i nie zamierzam kisić się z nim w jednym pokoju, na dodatek z jego mama walczyć o kuchnie…Ja zdaję sobie sprawę, ze wynajmowanie mieszkania to jest trochę strata pieniędzy, ale jak inaczej przyjść na wyższy etap związku. Z reszta rozmowa na ten temat kończy się kłótnia i zarzucaniem mi z jego strony, ze mu niszczę weekend marudzeniem, ale kiedy mamy o tym rozmawiać. On ma 28 lat, ja jestem o rok młodsza. Najgorsze jest to uczucie, ze stoimy w miejscu i nasz związek wyglada jak związek gimnazjalistów. U niego w ogóle ciężko wpłynąć, żeby cokolwiek zmienił w sowim życiu, narzeka na prace, ale nie robi nic w tym kierunku żeby to zmienić, miał kupić samochód jakikolwiek, ale tez to odwleka(nie jestem blachara, bo ja mam swoj samochód, ale mógłby sobie kupić jakikowiek samochod, mówi to od conajmniej 6 lat). Co wy o tym myślicie? Może on po prostu nie czuje potrzeby bycia ze mną i jest mu tak wygodnie?
Witam,
Jestem z moim chłopakiem 7 lat, raz się rozstaliśmy, bo spotykał się z inna na boku. Dałam mu jeszcze jedna szanse, nie wiem czy dobrze, no ale cóż. Nasz związek cały czas stoi w miejscu, spotykamy się głównie tylko na weekendy, mi to już nie wystarcza, jestem coraz starsza, chciałabym kiedyś w końcu założyć rodzinę. Natomiast on nie chce się wyprowadzić ze swojego domu rodzinnego, mieszka z mama, mówi ze nie będzie wydawał kasy na wynajem, ja z nim nie zamieszkam, poniewaz jego dom nie jest za duży i nie zamierzam kisić się z nim w jednym pokoju, na dodatek z jego mama walczyć o kuchnie…Ja zdaję sobie sprawę, ze wynajmowanie mieszkania to jest trochę strata pieniędzy, ale jak inaczej przyjść na wyższy etap związku. Z reszta rozmowa na ten temat kończy się kłótnia i zarzucaniem mi z jego strony, ze mu niszczę weekend marudzeniem, ale kiedy mamy o tym rozmawiać. On ma 28 lat, ja jestem o rok młodsza. Najgorsze jest to uczucie, ze stoimy w miejscu i nasz związek wyglada jak związek gimnazjalistów. U niego w ogóle ciężko wpłynąć, żeby cokolwiek zmienił w sowim życiu, narzeka na prace, ale nie robi nic w tym kierunku żeby to zmienić, miał kupić samochód jakikolwiek, ale tez to odwleka(nie jestem blachara, bo ja mam swoj samochód, ale mógłby sobie kupić jakikowiek samochod, mówi to od conajmniej 6 lat). Co wy o tym myślicie? Może on po prostu nie czuje potrzeby bycia ze mną i jest mu tak wygodnie?
To trzeci wątek na temat tego samego związku, w każdym poprzednim wszyscy - jak jeden mąż - doradzali, byś związek zakończyła. Jakiej odpowiedzi oczekujesz teraz?
Marnujesz czas na związek bez przyszłości.
Skoro obracasz się w kółko już od 7 lat. no to pewnie jakiś sens to ma. Tylko jaki?
Skoro obracasz się w kółko już od 7 lat. no to pewnie jakiś sens to ma. Tylko jaki?
Obracam się w kółko, bo do tej pory zawsze miałam co innego na głowie, a to zmiana pracy, a to ukończenie studiów i w sumie było mi tak wygodnie, ale teraz lata lecą, a my w sumie stoimy w miejscu, on nie widzi w tym problemu, może ponprowtu mu wygodnie mieszkać z mama.
Elena1301 napisał/a:Witam,
Jestem z moim chłopakiem 7 lat, raz się rozstaliśmy, bo spotykał się z inna na boku. Dałam mu jeszcze jedna szanse, nie wiem czy dobrze, no ale cóż. Nasz związek cały czas stoi w miejscu, spotykamy się głównie tylko na weekendy, mi to już nie wystarcza, jestem coraz starsza, chciałabym kiedyś w końcu założyć rodzinę. Natomiast on nie chce się wyprowadzić ze swojego domu rodzinnego, mieszka z mama, mówi ze nie będzie wydawał kasy na wynajem, ja z nim nie zamieszkam, poniewaz jego dom nie jest za duży i nie zamierzam kisić się z nim w jednym pokoju, na dodatek z jego mama walczyć o kuchnie…Ja zdaję sobie sprawę, ze wynajmowanie mieszkania to jest trochę strata pieniędzy, ale jak inaczej przyjść na wyższy etap związku. Z reszta rozmowa na ten temat kończy się kłótnia i zarzucaniem mi z jego strony, ze mu niszczę weekend marudzeniem, ale kiedy mamy o tym rozmawiać. On ma 28 lat, ja jestem o rok młodsza. Najgorsze jest to uczucie, ze stoimy w miejscu i nasz związek wyglada jak związek gimnazjalistów. U niego w ogóle ciężko wpłynąć, żeby cokolwiek zmienił w sowim życiu, narzeka na prace, ale nie robi nic w tym kierunku żeby to zmienić, miał kupić samochód jakikolwiek, ale tez to odwleka(nie jestem blachara, bo ja mam swoj samochód, ale mógłby sobie kupić jakikowiek samochod, mówi to od conajmniej 6 lat). Co wy o tym myślicie? Może on po prostu nie czuje potrzeby bycia ze mną i jest mu tak wygodnie?To trzeci wątek na temat tego samego związku, w każdym poprzednim wszyscy - jak jeden mąż - doradzali, byś związek zakończyła. Jakiej odpowiedzi oczekujesz teraz?
A w tych dwóch poprzednich podała jakieś szczegóły? Czy jej facet skończył jakieś studia i kiedy?
Ona chce zacieśnić związek, ale jednocześnie (mimo że sama ma auto) oczekuje że facet kupi swoje. Albo mieszkają osobno i (jeśli gostek ma problemy z dojazdem do niej komunikacją miejską) to ma nawet sens albo razem i wtedy drugie auto (zwłaszcza w obecnych czasach) może być niepotrzebnym mnożeniem kosztów.
Zresztą cały wydźwięk tego posta jest taki że autorkę bardziej boli świadomość słów "jej facet nie ma auta" niż faktyczne konsekwencje tego stanu rzeczy. A ze zmianą pracy to ona zdaje się być teraz mocno odklejona, więc może nieco naświetlę realia: teraz zakłady głównie zwalniają, a nie zatrudniają; podobnie jest tam gdzie ja pracuję: co prawda dostałem ciut kasy więcej, ale między 5 a 10% składu poleciało. Dlatego istotne jest wykształcenie gościa i jego zawód, bo jeśli jest po studiach, to ma jeszcze całkiem niewielkie doświadczenie zawodowe i prawdopodobnie w obecnej chwili (czyli nazwijmy to po imieniu: kryzysu rynkowego) nie ma w ręku za wielu kart żeby zmienić pracę na lepszą, być może nawet cieszy się że w ogóle aktualnie tę pracę ma. A w takiej sytuacji post autorki może trącić niezrozumieniem aktualnych realiów, niecierpliwością itd.
Czy Elena1301 coś pisała wcześniej o swoim wykształceniu, gdzie mieszka, czego dokładnie oczekuje? Pewnie było we wcześniejszych wątkach, ale na dwóch pierwszych stronach ich nie widzę, a temat nie jest aż tak zajmujący by z jego powodu trzepac całe forum.
Legat napisał/a:Skoro obracasz się w kółko już od 7 lat. no to pewnie jakiś sens to ma. Tylko jaki?
Obracam się w kółko, bo do tej pory zawsze miałam co innego na głowie, a to zmiana pracy, a to ukończenie studiów i w sumie było mi tak wygodnie, ale teraz lata lecą, a my w sumie stoimy w miejscu, on nie widzi w tym problemu, może ponprowtu mu wygodnie mieszkać z mama.
No to typowy problem jakich wiele było tu opisywanych. Ty weszłaś na inny etap życia. a on został. To podobnie jak ktoś pójdzie na studia, a zostawia za sobą licealną miłość. Trzyma cię sentyment, a jak mówi powiedzenie co było, a nie jest nie pisze się w rejestr. Ty za uszy go ciągnąć nie możesz, bo szkoda życia na to.
Oczywiście można kierować się sentymentami, ale wtedy nie ma co narzekać, że nie idzie się z życiem do przodu.
Elena1301 napisał/a:Legat napisał/a:Skoro obracasz się w kółko już od 7 lat. no to pewnie jakiś sens to ma. Tylko jaki?
Obracam się w kółko, bo do tej pory zawsze miałam co innego na głowie, a to zmiana pracy, a to ukończenie studiów i w sumie było mi tak wygodnie, ale teraz lata lecą, a my w sumie stoimy w miejscu, on nie widzi w tym problemu, może ponprowtu mu wygodnie mieszkać z mama.
No to typowy problem jakich wiele było tu opisywanych. Ty weszłaś na inny etap życia. a on został. To podobnie jak ktoś pójdzie na studia, a zostawia za sobą licealną miłość. Trzyma cię sentyment, a jak mówi powiedzenie co było, a nie jest nie pisze się w rejestr. Ty za uszy go ciągnąć nie możesz, bo szkoda życia na to.
Oczywiście można kierować się sentymentami, ale wtedy nie ma co narzekać, że nie idzie się z życiem do przodu.
Wiesz co, mnie bardziej zastanawia co było w tych jej poprzednich wątkach? Bo często jest tak że ktoś tu wchodzi i zakłada wątek oparty na niepełnej informacji, to znaczy sama idea z grubsza jest zrozumiała i akceptowalna, tylko diabeł (jak zawsze) tkwi w szczegółach. Z jednej strony autorkę (jako osobę 27-letnią, według niektórych źródeł medycznych będącą na skraju najlepszego dla pierworódki okresu) może pilić na założenie rodziny i pchnięcie ich związku do przodu; z drugiej strony w naszych realiach 28-latek z reguły ma dość słaby budżet, a jak portfel nie nie pęka w szwach, to się na przykład (mieszkając we dwójkę) nie mnoży niepotrzebnie kosztów dwoma autami (chyba że ze względów zawodowych są absolutnie niezbędne); to tylko jeden z cieni w jej wywodzie. Dalej: kwestia tej chaty. Gdzie ona aktualnie mieszka: ma swoje czy wynajmuje? Jeśli ma swoje czy wynajmuje, to może dokooptować faceta w zamian za powiedzmy połowę kosztów (chyba że sama u rodziców i teraz idzie gadka w stylu "przyganiał kocioł garnkowi"). Brak mi po prostu tych postulatów, ale opartych na rozsądnych podstawach.
Legat napisał/a:Elena1301 napisał/a:Obracam się w kółko, bo do tej pory zawsze miałam co innego na głowie, a to zmiana pracy, a to ukończenie studiów i w sumie było mi tak wygodnie, ale teraz lata lecą, a my w sumie stoimy w miejscu, on nie widzi w tym problemu, może ponprowtu mu wygodnie mieszkać z mama.
No to typowy problem jakich wiele było tu opisywanych. Ty weszłaś na inny etap życia. a on został. To podobnie jak ktoś pójdzie na studia, a zostawia za sobą licealną miłość. Trzyma cię sentyment, a jak mówi powiedzenie co było, a nie jest nie pisze się w rejestr. Ty za uszy go ciągnąć nie możesz, bo szkoda życia na to.
Oczywiście można kierować się sentymentami, ale wtedy nie ma co narzekać, że nie idzie się z życiem do przodu.Wiesz co, mnie bardziej zastanawia co było w tych jej poprzednich wątkach? Bo często jest tak że ktoś tu wchodzi i zakłada wątek oparty na niepełnej informacji, to znaczy sama idea z grubsza jest zrozumiała i akceptowalna, tylko diabeł (jak zawsze) tkwi w szczegółach. Z jednej strony autorkę (jako osobę 27-letnią, według niektórych źródeł medycznych będącą na skraju najlepszego dla pierworódki okresu) może pilić na założenie rodziny i pchnięcie ich związku do przodu; z drugiej strony w naszych realiach 28-latek z reguły ma dość słaby budżet, a jak portfel nie nie pęka w szwach, to się na przykład (mieszkając we dwójkę) nie mnoży niepotrzebnie kosztów dwoma autami (chyba że ze względów zawodowych są absolutnie niezbędne); to tylko jeden z cieni w jej wywodzie. Dalej: kwestia tej chaty. Gdzie ona aktualnie mieszka: ma swoje czy wynajmuje? Jeśli ma swoje czy wynajmuje, to może dokooptować faceta w zamian za powiedzmy połowę kosztów (chyba że sama u rodziców i teraz idzie gadka w stylu "przyganiał kocioł garnkowi"). Brak mi po prostu tych postulatów, ale opartych na rozsądnych podstawach.
Ja wynajmuje mała kawalerkę. Z reszta nie o to turaj się rozchodzi, bo ja zaproponowałam, żeby podjąć jakieś kroki i razem coś wynająć, przeciez nie każe mu się wyprowadzić od matki i iść samemu mieszkać, tylko ze mną, ale on twierdzi, ze szkoda na to kasy, No to jak mamy rozpocząć kolejny etap… proszę trochę czytać ze zrozumieniem, bo na razie tu widzę same zarzuty, ze oczekuje bóg wie czego
Nowe_otwarcie napisał/a:Legat napisał/a:No to typowy problem jakich wiele było tu opisywanych. Ty weszłaś na inny etap życia. a on został. To podobnie jak ktoś pójdzie na studia, a zostawia za sobą licealną miłość. Trzyma cię sentyment, a jak mówi powiedzenie co było, a nie jest nie pisze się w rejestr. Ty za uszy go ciągnąć nie możesz, bo szkoda życia na to.
Oczywiście można kierować się sentymentami, ale wtedy nie ma co narzekać, że nie idzie się z życiem do przodu.Wiesz co, mnie bardziej zastanawia co było w tych jej poprzednich wątkach? Bo często jest tak że ktoś tu wchodzi i zakłada wątek oparty na niepełnej informacji, to znaczy sama idea z grubsza jest zrozumiała i akceptowalna, tylko diabeł (jak zawsze) tkwi w szczegółach. Z jednej strony autorkę (jako osobę 27-letnią, według niektórych źródeł medycznych będącą na skraju najlepszego dla pierworódki okresu) może pilić na założenie rodziny i pchnięcie ich związku do przodu; z drugiej strony w naszych realiach 28-latek z reguły ma dość słaby budżet, a jak portfel nie nie pęka w szwach, to się na przykład (mieszkając we dwójkę) nie mnoży niepotrzebnie kosztów dwoma autami (chyba że ze względów zawodowych są absolutnie niezbędne); to tylko jeden z cieni w jej wywodzie. Dalej: kwestia tej chaty. Gdzie ona aktualnie mieszka: ma swoje czy wynajmuje? Jeśli ma swoje czy wynajmuje, to może dokooptować faceta w zamian za powiedzmy połowę kosztów (chyba że sama u rodziców i teraz idzie gadka w stylu "przyganiał kocioł garnkowi"). Brak mi po prostu tych postulatów, ale opartych na rozsądnych podstawach.
Ja wynajmuje mała kawalerkę. Z reszta nie o to turaj się rozchodzi, bo ja zaproponowałam, żeby podjąć jakieś kroki i razem coś wynająć, przeciez nie każe mu się wyprowadzić od matki i iść samemu mieszkać, tylko ze mną, ale on twierdzi, ze szkoda na to kasy, No to jak mamy rozpocząć kolejny etap… proszę trochę czytać ze zrozumieniem, bo na razie tu widzę same zarzuty, ze oczekuje bóg wie czego
Mieszkamy w małej mieścinie, tutaj nie jezdzi żadna komunikacja miejska, wszędzie trzeba samochodem jeździć lub rowerem. To po prostu było dla niego duze ułatwienie.
Bohater Twych wątków ani myśli czegokolwiek zmieniać w swym życiu, w waszej relacji także.
(...) Nasz związek cały czas stoi w miejscu, spotykamy się głównie tylko na weekendy, mi to już nie wystarcza, jestem coraz starsza, chciałabym kiedyś w końcu założyć rodzinę. Natomiast on nie chce się wyprowadzić ze swojego domu rodzinnego, mieszka z mama, mówi ze nie będzie wydawał kasy na wynajem, ja z nim nie zamieszkam, poniewaz jego dom nie jest za duży i nie zamierzam kisić się z nim w jednym pokoju, na dodatek z jego mama walczyć o kuchnie…Ja zdaję sobie sprawę, ze wynajmowanie mieszkania to jest trochę strata pieniędzy, ale jak inaczej przyjść na wyższy etap związku. Z reszta rozmowa na ten temat kończy się kłótnia i zarzucaniem mi z jego strony, ze mu niszczę weekend marudzeniem, ale kiedy mamy o tym rozmawiać. On ma 28 lat, ja jestem o rok młodsza. Najgorsze jest to uczucie, ze stoimy w miejscu i nasz związek wyglada jak związek gimnazjalistów. U niego w ogóle ciężko wpłynąć, żeby cokolwiek zmienił w sowim życiu, narzeka na prace, ale nie robi nic w tym kierunku żeby to zmienić, miał kupić samochód jakikolwiek, ale tez to odwleka(nie jestem blachara, bo ja mam swoj samochód, ale mógłby sobie kupić jakikowiek samochod, mówi to od conajmniej 6 lat). (...)
Dobrej zabawy.
12 2023-02-13 14:05:54 Ostatnio edytowany przez jjbp (2023-02-13 14:07:51)
Marnujesz czas. Po 7 latach związku + w wieku w jakim Wy jesteście oczekiwanie przejścia na kolejny etap nie jest z kosmosu, masz prawo tego chcieć. Tylko że on też ma prawo nie chcieć zmian. Wasze oczekiwania i tempo są po prostu niekompatybilne. I nawet jeśli po n-tej rozmowie uda Ci się go przekonac na jakiś jeden krok (np wspólne zamieszkanie), to ja i tak na Twoim miejscu bałabym się że z każdą przyszłą decyzją będziesz musiała go ciągnąć jak bawół i się przepychać. Brzmi męcząco, według mnie.
Nowe_otwarcie napisał/a:Legat napisał/a:No to typowy problem jakich wiele było tu opisywanych. Ty weszłaś na inny etap życia. a on został. To podobnie jak ktoś pójdzie na studia, a zostawia za sobą licealną miłość. Trzyma cię sentyment, a jak mówi powiedzenie co było, a nie jest nie pisze się w rejestr. Ty za uszy go ciągnąć nie możesz, bo szkoda życia na to.
Oczywiście można kierować się sentymentami, ale wtedy nie ma co narzekać, że nie idzie się z życiem do przodu.Wiesz co, mnie bardziej zastanawia co było w tych jej poprzednich wątkach? Bo często jest tak że ktoś tu wchodzi i zakłada wątek oparty na niepełnej informacji, to znaczy sama idea z grubsza jest zrozumiała i akceptowalna, tylko diabeł (jak zawsze) tkwi w szczegółach. Z jednej strony autorkę (jako osobę 27-letnią, według niektórych źródeł medycznych będącą na skraju najlepszego dla pierworódki okresu) może pilić na założenie rodziny i pchnięcie ich związku do przodu; z drugiej strony w naszych realiach 28-latek z reguły ma dość słaby budżet, a jak portfel nie nie pęka w szwach, to się na przykład (mieszkając we dwójkę) nie mnoży niepotrzebnie kosztów dwoma autami (chyba że ze względów zawodowych są absolutnie niezbędne); to tylko jeden z cieni w jej wywodzie. Dalej: kwestia tej chaty. Gdzie ona aktualnie mieszka: ma swoje czy wynajmuje? Jeśli ma swoje czy wynajmuje, to może dokooptować faceta w zamian za powiedzmy połowę kosztów (chyba że sama u rodziców i teraz idzie gadka w stylu "przyganiał kocioł garnkowi"). Brak mi po prostu tych postulatów, ale opartych na rozsądnych podstawach.
Ja wynajmuje mała kawalerkę. Z reszta nie o to turaj się rozchodzi, bo ja zaproponowałam, żeby podjąć jakieś kroki i razem coś wynająć, przeciez nie każe mu się wyprowadzić od matki i iść samemu mieszkać, tylko ze mną, ale on twierdzi, ze szkoda na to kasy, No to jak mamy rozpocząć kolejny etap… proszę trochę czytać ze zrozumieniem, bo na razie tu widzę same zarzuty, ze oczekuje bóg wie czego
No właśnie czytam, tylko brakuje mi tu konkretów. Zacznijmy od tego mieszkania: na jakiej zasadzie miało być wynajęte (czyli kto ponosi koszty: na pół?), jakiej wielkości, jak miały być dzielone koszty życia?
Samochód: jeśli mieszkacie w małej mieścinie, to czy naprawdę (w razie wspólnego zamieszkania) niezbędne są Wam dwa? Nie wspomnę już że jak znam z autopsji te małe mieściny w Polsce, to mają one jeszcze jedną, niezbyt przyjemną cechę: zarobki dostępne w takiej mieścinie w zdecydowanej większości przypadków nie powalają na kolana.
Oczywiście zrozumiałe jest że będąc już w sumie na "kolejnym etapie życia" lepiej mieszkać razem. Jednak trzeba też mierzyć siły na zamiary, zwłaszcza te ekonomiczne siły... czasem w tym pierwszym etapie wspólnego życia dwie osoby (zwłaszcza w tym wieku) stać jedynie na wspólne mieszkanie w kawalerce i wspólne korzystanie z jednego auta. I o to mi właśnie chodziło.
Elena1301 napisał/a:Nowe_otwarcie napisał/a:Wiesz co, mnie bardziej zastanawia co było w tych jej poprzednich wątkach? Bo często jest tak że ktoś tu wchodzi i zakłada wątek oparty na niepełnej informacji, to znaczy sama idea z grubsza jest zrozumiała i akceptowalna, tylko diabeł (jak zawsze) tkwi w szczegółach. Z jednej strony autorkę (jako osobę 27-letnią, według niektórych źródeł medycznych będącą na skraju najlepszego dla pierworódki okresu) może pilić na założenie rodziny i pchnięcie ich związku do przodu; z drugiej strony w naszych realiach 28-latek z reguły ma dość słaby budżet, a jak portfel nie nie pęka w szwach, to się na przykład (mieszkając we dwójkę) nie mnoży niepotrzebnie kosztów dwoma autami (chyba że ze względów zawodowych są absolutnie niezbędne); to tylko jeden z cieni w jej wywodzie. Dalej: kwestia tej chaty. Gdzie ona aktualnie mieszka: ma swoje czy wynajmuje? Jeśli ma swoje czy wynajmuje, to może dokooptować faceta w zamian za powiedzmy połowę kosztów (chyba że sama u rodziców i teraz idzie gadka w stylu "przyganiał kocioł garnkowi"). Brak mi po prostu tych postulatów, ale opartych na rozsądnych podstawach.
Ja wynajmuje mała kawalerkę. Z reszta nie o to turaj się rozchodzi, bo ja zaproponowałam, żeby podjąć jakieś kroki i razem coś wynająć, przeciez nie każe mu się wyprowadzić od matki i iść samemu mieszkać, tylko ze mną, ale on twierdzi, ze szkoda na to kasy, No to jak mamy rozpocząć kolejny etap… proszę trochę czytać ze zrozumieniem, bo na razie tu widzę same zarzuty, ze oczekuje bóg wie czego
No właśnie czytam, tylko brakuje mi tu konkretów. Zacznijmy od tego mieszkania: na jakiej zasadzie miało być wynajęte (czyli kto ponosi koszty: na pół?), jakiej wielkości, jak miały być dzielone koszty życia?
Samochód: jeśli mieszkacie w małej mieścinie, to czy naprawdę (w razie wspólnego zamieszkania) niezbędne są Wam dwa? Nie wspomnę już że jak znam z autopsji te małe mieściny w Polsce, to mają one jeszcze jedną, niezbyt przyjemną cechę: zarobki dostępne w takiej mieścinie w zdecydowanej większości przypadków nie powalają na kolana.
Oczywiście zrozumiałe jest że będąc już w sumie na "kolejnym etapie życia" lepiej mieszkać razem. Jednak trzeba też mierzyć siły na zamiary, zwłaszcza te ekonomiczne siły... czasem w tym pierwszym etapie wspólnego życia dwie osoby (zwłaszcza w tym wieku) stać jedynie na wspólne mieszkanie w kawalerce i wspólne korzystanie z jednego auta. I o to mi właśnie chodziło.
Ale przeciez mi cały czas chodzi, żeby dzielić koszty pol na pol, nie jestem księżniczka, która oczekuje, ze facet będzie jej sponsorem, nie potrzebuje tez dużego metrażu, kawalerka by wystarczyła. Problem z samochodem wynika tylko z tego, ze to jest moim zdaniem jego ograniczeniem, bo nawet mamy nigdzie nie może zawieźć, czy to na zakupy, czy do lekarza, na zakupy wszędzie rowerem, przez to tez nie może szukać lepszej pracy w jakichś pobliskich miejsowosciach, tylko siedzi cały czas w jednym miejscu, gdzie moim zdaniem stać go na coś lepszego. Wydaje mi się, ze nie rozumiesz o co mi tak naprawdę chodzi, a wiec o jego brak chęci do zmiany i kurczowe trzymanie się mamy. Wydaje mi się, ze w tym wieku raczej chce sie już usamodzielnić, a nie całe życie mieszkać w małym pokoju i liczyć, ze aż ktoś umrze i sie odziedziczy dom…
Nowe_otwarcie napisał/a:Elena1301 napisał/a:A ma realne perspektywy na tę lepszą pracę? Piszesz że to mała mieścina; ile macie powiedzmy do najbliższego miasta średniego (50-100k), ile do najbliższego dużego (powyżej 100k)?
Ja wynajmuje mała kawalerkę. Z reszta nie o to turaj się rozchodzi, bo ja zaproponowałam, żeby podjąć jakieś kroki i razem coś wynająć, przeciez nie każe mu się wyprowadzić od matki i iść samemu mieszkać, tylko ze mną, ale on twierdzi, ze szkoda na to kasy, No to jak mamy rozpocząć kolejny etap… proszę trochę czytać ze zrozumieniem, bo na razie tu widzę same zarzuty, ze oczekuje bóg wie czego
No właśnie czytam, tylko brakuje mi tu konkretów. Zacznijmy od tego mieszkania: na jakiej zasadzie miało być wynajęte (czyli kto ponosi koszty: na pół?), jakiej wielkości, jak miały być dzielone koszty życia?
Samochód: jeśli mieszkacie w małej mieścinie, to czy naprawdę (w razie wspólnego zamieszkania) niezbędne są Wam dwa? Nie wspomnę już że jak znam z autopsji te małe mieściny w Polsce, to mają one jeszcze jedną, niezbyt przyjemną cechę: zarobki dostępne w takiej mieścinie w zdecydowanej większości przypadków nie powalają na kolana.
Oczywiście zrozumiałe jest że będąc już w sumie na "kolejnym etapie życia" lepiej mieszkać razem. Jednak trzeba też mierzyć siły na zamiary, zwłaszcza te ekonomiczne siły... czasem w tym pierwszym etapie wspólnego życia dwie osoby (zwłaszcza w tym wieku) stać jedynie na wspólne mieszkanie w kawalerce i wspólne korzystanie z jednego auta. I o to mi właśnie chodziło.
Ale przeciez mi cały czas chodzi, żeby dzielić koszty pol na pol, nie jestem księżniczka, która oczekuje, ze facet będzie jej sponsorem, nie potrzebuje tez dużego metrażu, kawalerka by wystarczyła. Problem z samochodem wynika tylko z tego, ze to jest moim zdaniem jego ograniczeniem, bo nawet mamy nigdzie nie może zawieźć, czy to na zakupy, czy do lekarza, na zakupy wszędzie rowerem, przez to tez nie może szukać lepszej pracy w jakichś pobliskich miejsowosciach, tylko siedzi cały czas w jednym miejscu, gdzie moim zdaniem stać go na coś lepszego. Wydaje mi się, ze nie rozumiesz o co mi tak naprawdę chodzi, a wiec o jego brak chęci do zmiany i kurczowe trzymanie się mamy. Wydaje mi się, ze w tym wieku raczej chce sie już usamodzielnić, a nie całe życie mieszkać w małym pokoju i liczyć, ze aż ktoś umrze i sie odziedziczy dom…
Witam,
Jestem z moim chłopakiem 7 lat, raz się rozstaliśmy, bo spotykał się z inna na boku. Dałam mu jeszcze jedna szanse, nie wiem czy dobrze, no ale cóż. Nasz związek cały czas stoi w miejscu, spotykamy się głównie tylko na weekendy, mi to już nie wystarcza, jestem coraz starsza, chciałabym kiedyś w końcu założyć rodzinę. Natomiast on nie chce się wyprowadzić ze swojego domu rodzinnego, mieszka z mama, mówi ze nie będzie wydawał kasy na wynajem, ja z nim nie zamieszkam, poniewaz jego dom nie jest za duży i nie zamierzam kisić się z nim w jednym pokoju, na dodatek z jego mama walczyć o kuchnie…Ja zdaję sobie sprawę, ze wynajmowanie mieszkania to jest trochę strata pieniędzy, ale jak inaczej przyjść na wyższy etap związku. Z reszta rozmowa na ten temat kończy się kłótnia i zarzucaniem mi z jego strony, ze mu niszczę weekend marudzeniem, ale kiedy mamy o tym rozmawiać. On ma 28 lat, ja jestem o rok młodsza. Najgorsze jest to uczucie, ze stoimy w miejscu i nasz związek wyglada jak związek gimnazjalistów. U niego w ogóle ciężko wpłynąć, żeby cokolwiek zmienił w sowim życiu, narzeka na prace, ale nie robi nic w tym kierunku żeby to zmienić, miał kupić samochód jakikolwiek, ale tez to odwleka(nie jestem blachara, bo ja mam swoj samochód, ale mógłby sobie kupić jakikowiek samochod, mówi to od conajmniej 6 lat). Co wy o tym myślicie? Może on po prostu nie czuje potrzeby bycia ze mną i jest mu tak wygodnie?
Tak to ma sens, on ma wygodne życie, mama pewnie dobrze gotuje, nie musi się martwić kredytami, czy tym że właściciel mieszkania zmieni mu czynsz z dania na dzień, albo że każesz mu sprzątać i zmywac naczynia. Jak nie chcesz mieć uczucia że stoisz w miejscu to możesz przebiec maraton, albo jeść więcej warzyw. Czasem wróć inną trasą do domu niż zwykle, przemebluj kuchnie, pofarbuj włosy na zielono. Sama spraw żeby twoje życie było dynamiczne i pełne atrakcji. Twój chłopak to nie pociąg, żeby miał cię przenosić z miejsca na miejsce. Zobacz jak konie nad Morskim Okiem są smutne, że ciągle ktoś chce się wozić na ich grzbiecie. Po co masz tak unieszczęsliwiać swojego, albo innego chłopaka? Lepiej sama się bierz do galopu.
Może on po prostu nie czuje potrzeby bycia ze mną i jest mu tak wygodnie?
Na pewno tak jest mu wygodnie.
Czy czuje potrzebę bycia z Tobą? Może tak, ale nie za cenę wyprowadzki od mamy i podjęcia się jakichkolwiek zobowiązań.
Elena1301 napisał/a:Witam,
Jestem z moim chłopakiem 7 lat, raz się rozstaliśmy, bo spotykał się z inna na boku. Dałam mu jeszcze jedna szanse, nie wiem czy dobrze, no ale cóż. Nasz związek cały czas stoi w miejscu, spotykamy się głównie tylko na weekendy, mi to już nie wystarcza, jestem coraz starsza, chciałabym kiedyś w końcu założyć rodzinę. Natomiast on nie chce się wyprowadzić ze swojego domu rodzinnego, mieszka z mama, mówi ze nie będzie wydawał kasy na wynajem, ja z nim nie zamieszkam, poniewaz jego dom nie jest za duży i nie zamierzam kisić się z nim w jednym pokoju, na dodatek z jego mama walczyć o kuchnie…Ja zdaję sobie sprawę, ze wynajmowanie mieszkania to jest trochę strata pieniędzy, ale jak inaczej przyjść na wyższy etap związku. Z reszta rozmowa na ten temat kończy się kłótnia i zarzucaniem mi z jego strony, ze mu niszczę weekend marudzeniem, ale kiedy mamy o tym rozmawiać. On ma 28 lat, ja jestem o rok młodsza. Najgorsze jest to uczucie, ze stoimy w miejscu i nasz związek wyglada jak związek gimnazjalistów. U niego w ogóle ciężko wpłynąć, żeby cokolwiek zmienił w sowim życiu, narzeka na prace, ale nie robi nic w tym kierunku żeby to zmienić, miał kupić samochód jakikolwiek, ale tez to odwleka(nie jestem blachara, bo ja mam swoj samochód, ale mógłby sobie kupić jakikowiek samochod, mówi to od conajmniej 6 lat). Co wy o tym myślicie? Może on po prostu nie czuje potrzeby bycia ze mną i jest mu tak wygodnie?Tak to ma sens, on ma wygodne życie, mama pewnie dobrze gotuje, nie musi się martwić kredytami, czy tym że właściciel mieszkania zmieni mu czynsz z dania na dzień, albo że każesz mu sprzątać i zmywac naczynia. Jak nie chcesz mieć uczucia że stoisz w miejscu to możesz przebiec maraton, albo jeść więcej warzyw. Czasem wróć inną trasą do domu niż zwykle, przemebluj kuchnie, pofarbuj włosy na zielono. Sama spraw żeby twoje życie było dynamiczne i pełne atrakcji. Twój chłopak to nie pociąg, żeby miał cię przenosić z miejsca na miejsce. Zobacz jak konie nad Morskim Okiem są smutne, że ciągle ktoś chce się wozić na ich grzbiecie. Po co masz tak unieszczęsliwiać swojego, albo innego chłopaka? Lepiej sama się bierz do galopu.
Hehe jakas ty dowcipna. Napiszę Co dobra radę, jak masz pisać takie pierdoly, to weź się sama lepiej przebiegnij nad Morskie Oko. Co sama mieszkasz u mamusi i nie masz żadnych ambicji, ze Cię to rak zabolało? Idiotka
Co sama mieszkasz u mamusi i nie masz żadnych ambicji, ze Cię to rak zabolało? Idiotka
Teraz mówimy o mnie czy o twoim chłopaku bo już sie pogubiłam? to chyba on mieszka u mamusi, co?
Elena1301 napisał/a:Co sama mieszkasz u mamusi i nie masz żadnych ambicji, ze Cię to rak zabolało? Idiotka
Teraz mówimy o mnie czy o twoim chłopaku bo już sie pogubiłam? to chyba on mieszka u mamusi, co?
Ale widocznie Ciebie tez to tak zabolało, skoro się tak spłakałas w komentarzu. Żegnam Panią
Elena1301 napisał/a:Może on po prostu nie czuje potrzeby bycia ze mną i jest mu tak wygodnie?
Na pewno tak jest mu wygodnie.
Czy czuje potrzebę bycia z Tobą? Może tak, ale nie za cenę wyprowadzki od mamy i podjęcia się jakichkolwiek zobowiązań.
Tego dowiemy się dopiero gdy autorka postawi sprawę na ostrzu noża.
W takich sytuacjach po prostu nie ma się wyboru i trzeba wybrać to co jest dla nas ważniejsze, w takiej też sytuacji facet może być bardziej skłonny do negocjacji.
Witam,
Jestem z moim chłopakiem 7 lat, raz się rozstaliśmy, bo spotykał się z inna na boku. Dałam mu jeszcze jedna szanse, nie wiem czy dobrze, no ale cóż. Nasz związek cały czas stoi w miejscu, spotykamy się głównie tylko na weekendy, mi to już nie wystarcza, jestem coraz starsza, chciałabym kiedyś w końcu założyć rodzinę. Natomiast on nie chce się wyprowadzić ze swojego domu rodzinnego, mieszka z mama, mówi ze nie będzie wydawał kasy na wynajem, ja z nim nie zamieszkam, poniewaz jego dom nie jest za duży i nie zamierzam kisić się z nim w jednym pokoju, na dodatek z jego mama walczyć o kuchnie…Ja zdaję sobie sprawę, ze wynajmowanie mieszkania to jest trochę strata pieniędzy, ale jak inaczej przyjść na wyższy etap związku. Z reszta rozmowa na ten temat kończy się kłótnia i zarzucaniem mi z jego strony, ze mu niszczę weekend marudzeniem, ale kiedy mamy o tym rozmawiać. On ma 28 lat, ja jestem o rok młodsza. Najgorsze jest to uczucie, ze stoimy w miejscu i nasz związek wyglada jak związek gimnazjalistów. U niego w ogóle ciężko wpłynąć, żeby cokolwiek zmienił w sowim życiu, narzeka na prace, ale nie robi nic w tym kierunku żeby to zmienić, miał kupić samochód jakikolwiek, ale tez to odwleka(nie jestem blachara, bo ja mam swoj samochód, ale mógłby sobie kupić jakikowiek samochod, mówi to od conajmniej 6 lat). Co wy o tym myślicie? Może on po prostu nie czuje potrzeby bycia ze mną i jest mu tak wygodnie?
Przeczytałem wszystkie twoje (cztery) tematy i wydziera z nich obraz roszczeniowej księżniczki, na dodatek zwykłej blachary. Wszystkie twoje tematy traktują o jednym. Traktują mianowicie o twoim chłopaku który jest bardzo zły i tobie jaka to jesteś fajna. Wyobrażam sobie ciebie jako napuszoną lalę z toną makijażu na twarzy i szpilkach na na nogach, na których zresztą na pewno nie umiesz chodzić. Z pewnością wielkim szczęściem dla twojego chłopaka będzie jak go w końcu rzucisz. Reasumując nie ma na pewno w tym kraju odpowiednich kandydatów na partnera dla ludzi z twoim wyglądem i wykształceniem. No i koniecznie musisz sobie poszukać takiego z samochodem najlepiej BMW, bo łobuz z BMW kocha najbardziej.
Agnes76 napisał/a:Elena1301 napisał/a:Może on po prostu nie czuje potrzeby bycia ze mną i jest mu tak wygodnie?
Na pewno tak jest mu wygodnie.
Czy czuje potrzebę bycia z Tobą? Może tak, ale nie za cenę wyprowadzki od mamy i podjęcia się jakichkolwiek zobowiązań.Tego dowiemy się dopiero gdy autorka postawi sprawę na ostrzu noża.
W takich sytuacjach po prostu nie ma się wyboru i trzeba wybrać to co jest dla nas ważniejsze, w takiej też sytuacji facet może być bardziej skłonny do negocjacji.
Ja bym nie stawiała sprawy na ostrzu noża tylko wróciła do zachowań z początków znajomości. Chodzimy do kina za rączkę i zobaczymy co z tego wyniknie
Skoro po tylu latach nie zanosi się na poważny związek, to jej zachowanie tez nie powinno wskazywać na poważne zaangażowanie.
Nowe_otwarcie napisał/a:Agnes76 napisał/a:Na pewno tak jest mu wygodnie.
Czy czuje potrzebę bycia z Tobą? Może tak, ale nie za cenę wyprowadzki od mamy i podjęcia się jakichkolwiek zobowiązań.Tego dowiemy się dopiero gdy autorka postawi sprawę na ostrzu noża.
W takich sytuacjach po prostu nie ma się wyboru i trzeba wybrać to co jest dla nas ważniejsze, w takiej też sytuacji facet może być bardziej skłonny do negocjacji.Ja bym nie stawiała sprawy na ostrzu noża tylko wróciła do zachowań z początków znajomości. Chodzimy do kina za rączkę i zobaczymy co z tego wyniknie
Skoro po tylu latach nie zanosi się na poważny związek, to jej zachowanie tez nie powinno wskazywać na poważne zaangażowanie.
Ale zdajesz sobie sprawę że ona sobie takim ruchem wbije swego rodzaju samobójczą bramkę i zgłosi akces do grona kobiet traktujących seks jako narzędzie wymuszania realizacji swoich postulatów ekonomicznych i nie tylko?
Elena1301 napisał/a:Witam,
Jestem z moim chłopakiem 7 lat, raz się rozstaliśmy, bo spotykał się z inna na boku. Dałam mu jeszcze jedna szanse, nie wiem czy dobrze, no ale cóż. Nasz związek cały czas stoi w miejscu, spotykamy się głównie tylko na weekendy, mi to już nie wystarcza, jestem coraz starsza, chciałabym kiedyś w końcu założyć rodzinę. Natomiast on nie chce się wyprowadzić ze swojego domu rodzinnego, mieszka z mama, mówi ze nie będzie wydawał kasy na wynajem, ja z nim nie zamieszkam, poniewaz jego dom nie jest za duży i nie zamierzam kisić się z nim w jednym pokoju, na dodatek z jego mama walczyć o kuchnie…Ja zdaję sobie sprawę, ze wynajmowanie mieszkania to jest trochę strata pieniędzy, ale jak inaczej przyjść na wyższy etap związku. Z reszta rozmowa na ten temat kończy się kłótnia i zarzucaniem mi z jego strony, ze mu niszczę weekend marudzeniem, ale kiedy mamy o tym rozmawiać. On ma 28 lat, ja jestem o rok młodsza. Najgorsze jest to uczucie, ze stoimy w miejscu i nasz związek wyglada jak związek gimnazjalistów. U niego w ogóle ciężko wpłynąć, żeby cokolwiek zmienił w sowim życiu, narzeka na prace, ale nie robi nic w tym kierunku żeby to zmienić, miał kupić samochód jakikolwiek, ale tez to odwleka(nie jestem blachara, bo ja mam swoj samochód, ale mógłby sobie kupić jakikowiek samochod, mówi to od conajmniej 6 lat). Co wy o tym myślicie? Może on po prostu nie czuje potrzeby bycia ze mną i jest mu tak wygodnie?Przeczytałem wszystkie twoje (cztery) tematy i wydziera z nich obraz roszczeniowej księżniczki, na dodatek zwykłej blachary. Wszystkie twoje tematy traktują o jednym. Traktują mianowicie o twoim chłopaku który jest bardzo zły i tobie jaka to jesteś fajna. Wyobrażam sobie ciebie jako napuszoną lalę z toną makijażu na twarzy i szpilkach na na nogach, na których zresztą na pewno nie umiesz chodzić. Z pewnością wielkim szczęściem dla twojego chłopaka będzie jak go w końcu rzucisz. Reasumując nie ma na pewno w tym kraju odpowiednich kandydatów na partnera dla ludzi z twoim wyglądem i wykształceniem. No i koniecznie musisz sobie poszukać takiego z samochodem najlepiej BMW, bo łobuz z BMW kocha najbardziej.
Gratuluję samozaparcia, mnie się nie chciało szukać tych pozostałych
Elena1301 napisał/a:Witam,
Jestem z moim chłopakiem 7 lat, raz się rozstaliśmy, bo spotykał się z inna na boku. Dałam mu jeszcze jedna szanse, nie wiem czy dobrze, no ale cóż. Nasz związek cały czas stoi w miejscu, spotykamy się głównie tylko na weekendy, mi to już nie wystarcza, jestem coraz starsza, chciałabym kiedyś w końcu założyć rodzinę. Natomiast on nie chce się wyprowadzić ze swojego domu rodzinnego, mieszka z mama, mówi ze nie będzie wydawał kasy na wynajem, ja z nim nie zamieszkam, poniewaz jego dom nie jest za duży i nie zamierzam kisić się z nim w jednym pokoju, na dodatek z jego mama walczyć o kuchnie…Ja zdaję sobie sprawę, ze wynajmowanie mieszkania to jest trochę strata pieniędzy, ale jak inaczej przyjść na wyższy etap związku. Z reszta rozmowa na ten temat kończy się kłótnia i zarzucaniem mi z jego strony, ze mu niszczę weekend marudzeniem, ale kiedy mamy o tym rozmawiać. On ma 28 lat, ja jestem o rok młodsza. Najgorsze jest to uczucie, ze stoimy w miejscu i nasz związek wyglada jak związek gimnazjalistów. U niego w ogóle ciężko wpłynąć, żeby cokolwiek zmienił w sowim życiu, narzeka na prace, ale nie robi nic w tym kierunku żeby to zmienić, miał kupić samochód jakikolwiek, ale tez to odwleka(nie jestem blachara, bo ja mam swoj samochód, ale mógłby sobie kupić jakikowiek samochod, mówi to od conajmniej 6 lat). Co wy o tym myślicie? Może on po prostu nie czuje potrzeby bycia ze mną i jest mu tak wygodnie?Przeczytałem wszystkie twoje (cztery) tematy i wydziera z nich obraz roszczeniowej księżniczki, na dodatek zwykłej blachary. Wszystkie twoje tematy traktują o jednym. Traktują mianowicie o twoim chłopaku który jest bardzo zły i tobie jaka to jesteś fajna. Wyobrażam sobie ciebie jako napuszoną lalę z toną makijażu na twarzy i szpilkach na na nogach, na których zresztą na pewno nie umiesz chodzić. Z pewnością wielkim szczęściem dla twojego chłopaka będzie jak go w końcu rzucisz. Reasumując nie ma na pewno w tym kraju odpowiednich kandydatów na partnera dla ludzi z twoim wyglądem i wykształceniem. No i koniecznie musisz sobie poszukać takiego z samochodem najlepiej BMW, bo łobuz z BMW kocha najbardziej.
Ni to gratuluję takiej perfekcyjnej oceny. Daleko mi do księżniczki, w szpilkach nie chodzę, gdybym była księżniczka, to na pewno nie byłabym z tym chłopakiem, co obecnie jestem. Oczywiście nic mu nie ujmując, ale to raczej ja w tym związku noszę spodnie i wszystko mu pomagam ogarniać. Co w tym dziwnego, ze zaczyna mnie to pomału już irytować, ta jego niezaradność? Tak, jestem blachara, bo poleciałam na rower
Ale zdajesz sobie sprawę że ona sobie takim ruchem wbije swego rodzaju samobójczą bramkę i zgłosi akces do grona kobiet traktujących seks jako narzędzie wymuszania realizacji swoich postulatów ekonomicznych i nie tylko?
Seks jest jednym z elementów poważnego związku.
Nie ma związku nie ma seksu. Podobnie jak prania, sprzątania, gotowania.
Nie ma co inwestować swoich sił i środków w coś, co nam nie odpowiada.
Nikt Ci za darmo nic nie zrobi, ani sasiadka ani szwagierka, ani kolezanka.
A to, jak ktoś chce umotywować swoje nieuzasadnione roszczenia, to już najmniej wazne
Elena1301 napisał/a:Witam,
Jestem z moim chłopakiem 7 lat, raz się rozstaliśmy, bo spotykał się z inna na boku. Dałam mu jeszcze jedna szanse, nie wiem czy dobrze, no ale cóż. Nasz związek cały czas stoi w miejscu, spotykamy się głównie tylko na weekendy, mi to już nie wystarcza, jestem coraz starsza, chciałabym kiedyś w końcu założyć rodzinę. Natomiast on nie chce się wyprowadzić ze swojego domu rodzinnego, mieszka z mama, mówi ze nie będzie wydawał kasy na wynajem, ja z nim nie zamieszkam, poniewaz jego dom nie jest za duży i nie zamierzam kisić się z nim w jednym pokoju, na dodatek z jego mama walczyć o kuchnie…Ja zdaję sobie sprawę, ze wynajmowanie mieszkania to jest trochę strata pieniędzy, ale jak inaczej przyjść na wyższy etap związku. Z reszta rozmowa na ten temat kończy się kłótnia i zarzucaniem mi z jego strony, ze mu niszczę weekend marudzeniem, ale kiedy mamy o tym rozmawiać. On ma 28 lat, ja jestem o rok młodsza. Najgorsze jest to uczucie, ze stoimy w miejscu i nasz związek wyglada jak związek gimnazjalistów. U niego w ogóle ciężko wpłynąć, żeby cokolwiek zmienił w sowim życiu, narzeka na prace, ale nie robi nic w tym kierunku żeby to zmienić, miał kupić samochód jakikolwiek, ale tez to odwleka(nie jestem blachara, bo ja mam swoj samochód, ale mógłby sobie kupić jakikowiek samochod, mówi to od conajmniej 6 lat). Co wy o tym myślicie? Może on po prostu nie czuje potrzeby bycia ze mną i jest mu tak wygodnie?Przeczytałem wszystkie twoje (cztery) tematy i wydziera z nich obraz roszczeniowej księżniczki, na dodatek zwykłej blachary. Wszystkie twoje tematy traktują o jednym. Traktują mianowicie o twoim chłopaku który jest bardzo zły i tobie jaka to jesteś fajna. Wyobrażam sobie ciebie jako napuszoną lalę z toną makijażu na twarzy i szpilkach na na nogach, na których zresztą na pewno nie umiesz chodzić. Z pewnością wielkim szczęściem dla twojego chłopaka będzie jak go w końcu rzucisz. Reasumując nie ma na pewno w tym kraju odpowiednich kandydatów na partnera dla ludzi z twoim wyglądem i wykształceniem. No i koniecznie musisz sobie poszukać takiego z samochodem najlepiej BMW, bo łobuz z BMW kocha najbardziej.
Z reszta sam pewnie jesteś jakimś przegrywam życiowym, skoro chciało Ci się wszystko czytać i tak mnie ostro oceniłeś. Pewnie żadna dziewczyna Cię nie chce, ojoj taki biedny napisze jakiś specjalnie dla Coebie post, żebyś miał co robić w wolnym czasie
Ni to gratuluję takiej perfekcyjnej oceny. Daleko mi do księżniczki, w szpilkach nie chodzę, gdybym była księżniczka, to na pewno nie byłabym z tym chłopakiem, co obecnie jestem. Oczywiście nic mu nie ujmując, ale to raczej ja w tym związku noszę spodnie i wszystko mu pomagam ogarniać. Co w tym dziwnego, ze zaczyna mnie to pomału już irytować, ta jego niezaradność? Tak, jestem blachara, bo poleciałam na rower
Ze nosisz spodnie to widać, bardzo współczuje twojemu chłopakowi, poleciałaś na rower ale nie możesz przestać mówić mu o samochodzie bo pewnie wstyd cię "zżera" przed twoimi znajomym jak po ciebie albo do ciebie tym rowerem przyjeżdża.
Z reszta sam pewnie jesteś jakimś przegrywam życiowym, skoro chciało Ci się wszystko czytać i tak mnie ostro oceniłeś. Pewnie żadna dziewczyna Cię nie chce, ojoj taki biedny sad napisze jakiś specjalnie dla Coebie post, żebyś miał co robić w wolnym czasie
Nie wiem może i jestem życiowym przegrywem, ale jak patrzą na swoje już mijające już życie to ogólnie jestem zadowolony. Jeśli chodzi o dziewczyny to ten etap mam już za sobą ponieważ pewnie jestem ze dwa razy starszy od ciebie. I właśnie to pozwala mi formułować takie a nie inne wnioski. To się nazywa doświadczenie życiowe i właśnie to jest to czego ci brak. Chociaż widzę tez inne deficyty
szybkilopez napisał/a:Elena1301 napisał/a:Witam,
Jestem z moim chłopakiem 7 lat, raz się rozstaliśmy, bo spotykał się z inna na boku. Dałam mu jeszcze jedna szanse, nie wiem czy dobrze, no ale cóż. Nasz związek cały czas stoi w miejscu, spotykamy się głównie tylko na weekendy, mi to już nie wystarcza, jestem coraz starsza, chciałabym kiedyś w końcu założyć rodzinę. Natomiast on nie chce się wyprowadzić ze swojego domu rodzinnego, mieszka z mama, mówi ze nie będzie wydawał kasy na wynajem, ja z nim nie zamieszkam, poniewaz jego dom nie jest za duży i nie zamierzam kisić się z nim w jednym pokoju, na dodatek z jego mama walczyć o kuchnie…Ja zdaję sobie sprawę, ze wynajmowanie mieszkania to jest trochę strata pieniędzy, ale jak inaczej przyjść na wyższy etap związku. Z reszta rozmowa na ten temat kończy się kłótnia i zarzucaniem mi z jego strony, ze mu niszczę weekend marudzeniem, ale kiedy mamy o tym rozmawiać. On ma 28 lat, ja jestem o rok młodsza. Najgorsze jest to uczucie, ze stoimy w miejscu i nasz związek wyglada jak związek gimnazjalistów. U niego w ogóle ciężko wpłynąć, żeby cokolwiek zmienił w sowim życiu, narzeka na prace, ale nie robi nic w tym kierunku żeby to zmienić, miał kupić samochód jakikolwiek, ale tez to odwleka(nie jestem blachara, bo ja mam swoj samochód, ale mógłby sobie kupić jakikowiek samochod, mówi to od conajmniej 6 lat). Co wy o tym myślicie? Może on po prostu nie czuje potrzeby bycia ze mną i jest mu tak wygodnie?Przeczytałem wszystkie twoje (cztery) tematy i wydziera z nich obraz roszczeniowej księżniczki, na dodatek zwykłej blachary. Wszystkie twoje tematy traktują o jednym. Traktują mianowicie o twoim chłopaku który jest bardzo zły i tobie jaka to jesteś fajna. Wyobrażam sobie ciebie jako napuszoną lalę z toną makijażu na twarzy i szpilkach na na nogach, na których zresztą na pewno nie umiesz chodzić. Z pewnością wielkim szczęściem dla twojego chłopaka będzie jak go w końcu rzucisz. Reasumując nie ma na pewno w tym kraju odpowiednich kandydatów na partnera dla ludzi z twoim wyglądem i wykształceniem. No i koniecznie musisz sobie poszukać takiego z samochodem najlepiej BMW, bo łobuz z BMW kocha najbardziej.
Z reszta sam pewnie jesteś jakimś przegrywam życiowym, skoro chciało Ci się wszystko czytać i tak mnie ostro oceniłeś. Pewnie żadna dziewczyna Cię nie chce, ojoj taki biedny
napisze jakiś specjalnie dla Coebie post, żebyś miał co robić w wolnym czasie
Wiesz co, jakkolwiek rozumiem w niemałej części poprzednie argumenty, to ten kawałek bardzo mi się nie spodobał, a jednocześnie mocno mnie zaniepokoił. Jeśli takie jazdy robisz swojemu facetowi, to mu współczuję. Poprzednie oczekiwania nawet w większości brzmiały racjonalnie, ale z tego fragmentu przebija taka pogarda wobec kogoś kto ma inną wizję dorabiania się czy priorytetów ekonomicznych, taka skłonność do poniżania (bardzo podobna do występującej u osób żyjących na pokaz, jakby faktycznie kłuły Cię opinie znajomych na temat Twojego faceta jeżdżącego rowerem) że mam wrażenie iż w Waszym związku może brakować podstawowych rzeczy: wzajemnego wsparcia, zrozumienia i komunikacji.
31 2023-02-14 19:24:30 Ostatnio edytowany przez Agnes76 (2023-02-14 19:25:44)
Nie chcę nakręcać spirali oskarżeń, niemniej zwróć uwagę jak ją ocenił szybkilopez
Jej post nawet w połowie nie oddaje jego krytyki.
Nie chcę nakręcać spirali oskarżeń, niemniej zwróć uwagę jak ją ocenił szybkilopez
Jej post nawet w połowie nie oddaje jego krytyki.
Ja doskonale widziałem że on jej puścił tekst w stylu totalnego incela. Niemniej jednak w reakcji na ten post puściła odpowiedź i użyła określeń, które akurat u mnie zapaliły lampkę ostrzegawczą. Jeśli wyzywa obcych facetów od życiowych przegrywów, to już nie jest zbyt fajnie, ale to jeszcze pół biedy (choć może nadmiernie relatywizuję); jeśli jednak jest w stanie w kłótni puścić taki tekst swojemu facetowi (a wciąż żywię nadzieję że tak nie jest), to z ich związku nic nie będzie, bo w takim wypadku ona nie da mu nigdy najbardziej podstawowej rzeczy w związku czyli wzajemnego wsparcia i podtrzymania na duchu w trudnych życiowych momentach.
Pamiętasz piosenkę "Zanim pójdę"...?
Agnes76 napisał/a:Nie chcę nakręcać spirali oskarżeń, niemniej zwróć uwagę jak ją ocenił szybkilopez
Jej post nawet w połowie nie oddaje jego krytyki.Ja doskonale widziałem że on jej puścił tekst w stylu totalnego incela. Niemniej jednak w reakcji na ten post puściła odpowiedź i użyła określeń, które akurat u mnie zapaliły lampkę ostrzegawczą. Jeśli wyzywa obcych facetów od życiowych przegrywów, to już nie jest zbyt fajnie, ale to jeszcze pół biedy (choć może nadmiernie relatywizuję); jeśli jednak jest w stanie w kłótni puścić taki tekst swojemu facetowi (a wciąż żywię nadzieję że tak nie jest), to z ich związku nic nie będzie, bo w takim wypadku ona nie da mu nigdy najbardziej podstawowej rzeczy w związku czyli wzajemnego wsparcia i podtrzymania na duchu w trudnych życiowych momentach.
Pamiętasz piosenkę "Zanim pójdę"...?
Spokojnie, nie mam takiego nastawienia do innych osób w relanym życiu. Zobaczyłam inne odpowiedzi tego Pana na inne posty i są żałosne, dlatego w taki sposób odpowiedziałam. Ja tego użytkownika nie biorę na poważnie, to zwykły troll na tym całym forum.