Cześć wam! Jakiś czas temu pomogliście mojej przyjaciółce na tej grupie zrobić ten krok i odejść od faceta, który pije.
Dziś to ja przychodzę z pomocą i prośbą o konstruktywne komentarze.
Mój partner, teraz już narzeczony, wcześniej również dużo pił. Teraz zdarza się to raz w tygodniu (czasami dwa). Zazwyczaj jest to piątek. W czym polega problem? Otóż w KAŻDY weekend wychodzi i wraca późno (2-3 w nocy) i za każdym razem naje***y jak szpadel. Tak jest co tydzień. Zdarza się tez, ze wychodzi w tygodniu na „2-3 piwa” a wraca po 7. Kiedy nie ma z kim wyjść w weekend, pije sam te same ilości, co w towarzystwie. Mówiłam mu, ze nie podoba mi się to, sam przyznawał tez, ze przesadza, a i tak gdy przychodzi weekend- wychodzi i wraca nachlany.
Ma on 32 lata, oprócz tego ze dał mi pierścionek- nie było żadnych deklaracji ani rozmów na temat przyszłości. Pierścionek dał mi 2 dni po tym, jak wrócił napruty w środę jakoś przed sylwestrem. Powiedziałam wtedy dość. On natomiast wrócił z pierścionkiem… przyjęłam. No ale dalej jest to samo. Wiem po co były te oświadczyny
Po tym jak wraca, zazwyczaj zachowuje się głośno, czasem liczy na małe co nieco, każę mu zostawić mnie w spokoju. Denerwuje mnie swoim zachowaniem i kończy się to awanturą i nierzadko wyzwiskami w obie strony…
Poszłam na terapię, ponieważ zaczynam przejawiać cechy osoby współuzależnionej.
Czy uważacie, że takie co weekendowe picie jest niebezpieczne, czy to ja przeginam i powinnam zluzować?
Jest niebezpieczne. Przekupywanie Cię pierścionkiem i obietnicami jak nabroił też dobrze nie wróży.
Zresztą, nie ma nawet znaczenia ile by pił, czy raz w tyg czy raz w miesiącu. To co ma znaczenie, to że Tobie to co on robi wyraźnie przeszkadza i to do stopnia że już raz powiedziałaś dość.
Zwiewaj.
Cześć wam! Jakiś czas temu pomogliście mojej przyjaciółce na tej grupie zrobić ten krok i odejść od faceta, który pije.
Dziś to ja przychodzę z pomocą i prośbą o konstruktywne komentarze.
Mój partner, teraz już narzeczony, wcześniej również dużo pił. Teraz zdarza się to raz w tygodniu (czasami dwa). Zazwyczaj jest to piątek. W czym polega problem? Otóż w KAŻDY weekend wychodzi i wraca późno (2-3 w nocy) i za każdym razem naje***y jak szpadel. Tak jest co tydzień. Zdarza się tez, ze wychodzi w tygodniu na „2-3 piwa” a wraca po 7. Kiedy nie ma z kim wyjść w weekend, pije sam te same ilości, co w towarzystwie. Mówiłam mu, ze nie podoba mi się to, sam przyznawał tez, ze przesadza, a i tak gdy przychodzi weekend- wychodzi i wraca nachlany.
Ma on 32 lata, oprócz tego ze dał mi pierścionek- nie było żadnych deklaracji ani rozmów na temat przyszłości. Pierścionek dał mi 2 dni po tym, jak wrócił napruty w środę jakoś przed sylwestrem. Powiedziałam wtedy dość. On natomiast wrócił z pierścionkiem… przyjęłam. No ale dalej jest to samo. Wiem po co były te oświadczyny
Po tym jak wraca, zazwyczaj zachowuje się głośno, czasem liczy na małe co nieco, każę mu zostawić mnie w spokoju. Denerwuje mnie swoim zachowaniem i kończy się to awanturą i nierzadko wyzwiskami w obie strony…
Poszłam na terapię, ponieważ zaczynam przejawiać cechy osoby współuzależnionej.
Czy uważacie, że takie co weekendowe picie jest niebezpieczne, czy to ja przeginam i powinnam zluzować?
Przecież on pije nie tylko w weekendy,w weekendy pije legalnie aż do zwałki.
To jest już picie niebezpieczne,wysoce prawdopodobne że Twój narzeczony ma problem z alkoholem.
Ty nie akceptujesz jego picia,on sam z siebie nie zmienia niczego,jeżeli jest alkoholikiem to już nawet nie może zmienić tego jak pije,a uzależnienie się rozwija pomimo jego prób kontrolowania, trzymania picia na niby stałym poziomie.
Jeżeli chodzi o to czy po ślubie się zmieni to tak po okresie jako takiego spokoju będzie próbował być "normalny",a potem wróci do takiego picia jak teraz.
W jego świecie w jakiś sposób jesteś mu potrzebna do podtrzymywania iluzji posiadania i panowania nad piciem i kierowania niezależnie swoim życiem- paradoks,wszystko to w założeniu że jest uzależniony,a nawet jak jeszcze nie jest i jest weekendowym pijaczkiem to i tak takie picie dla Ciebie nie jest akceptowalne i jego zachowania po alko.
Najlepiej rób dla siebie to co robisz i się zajmij sobą jemu daj się dopić ponieść jakieś konsekwencje picia wtedy dopiero on może coś ze sobą zrobi albo i nie,ale wybór ma.Teraz walcząc z nim dajesz mu siłę czyli skutek jest odwrotny od Twoich zamiarów i dajesz sobą powodować.
Po za Twoim zasięgiem jest rozwiązanie jego problemu jeśli on go ma.
Prowokuje Ciebie i broni swojego stylu picia,to jest jeden z ostrzegawczych sygnałów.
Coś tam zmienił. Wcześniej pił kilka razy w tygodniu, teraz raz a dobrze. Mówi, ze nic złego nie robi i ze przecież „nie pije już w tygodniu, tylko raz w weekend”. Mówi tez, że przecież wraca grzecznie do domu, idzie spać i tyle (czasem rzeczywiście tak jest, bo po prostu nie odzywam się tylko udaję, że śpię, ale rano o tym myślę i tłumię). Często mówi , ze ja mu bronię wychodzić z kolegami i że to jest chore. Podczas gdy mi nie chodzi o kolegów a o ilości wypijanego wtedy alkoholu.
Czasami myślę, że rzeczywiście powinnam odpuścić i raz w tygodniu przymknąć oko na jego „najeb*ę”.
PS aktualnie sytuacja wyglada tak, ze sie wyniosłam na kilka dni po tym, jak w piątek znów wrócił po piciu wodki z kumplem (nocowała wtedy u nas moja młodsza 15-letnia siostra która wszystko slyszala i było mi wstyd). Tydzień wcześniej mówił, ze nie będzie wracać co weekend w takim stanie. Natomiast wrócił i jeszcze słyszałam od niego rano, ze przecież nic sie nie stało i żebym nie przesadzała oraz starał sie żartować z „babskich fochów o alko”.
Nóż kuźwa. Tydzień temu mówi, ze sam wie, ze przesadza, a za tydzień znów wraca w złym stanie i bagatelizuje to.
renata281993 napisał/a:Cześć wam! Jakiś czas temu pomogliście mojej przyjaciółce na tej grupie zrobić ten krok i odejść od faceta, który pije.
Dziś to ja przychodzę z pomocą i prośbą o konstruktywne komentarze.
Mój partner, teraz już narzeczony, wcześniej również dużo pił. Teraz zdarza się to raz w tygodniu (czasami dwa). Zazwyczaj jest to piątek. W czym polega problem? Otóż w KAŻDY weekend wychodzi i wraca późno (2-3 w nocy) i za każdym razem naje***y jak szpadel. Tak jest co tydzień. Zdarza się tez, ze wychodzi w tygodniu na „2-3 piwa” a wraca po 7. Kiedy nie ma z kim wyjść w weekend, pije sam te same ilości, co w towarzystwie. Mówiłam mu, ze nie podoba mi się to, sam przyznawał tez, ze przesadza, a i tak gdy przychodzi weekend- wychodzi i wraca nachlany.
Ma on 32 lata, oprócz tego ze dał mi pierścionek- nie było żadnych deklaracji ani rozmów na temat przyszłości. Pierścionek dał mi 2 dni po tym, jak wrócił napruty w środę jakoś przed sylwestrem. Powiedziałam wtedy dość. On natomiast wrócił z pierścionkiem… przyjęłam. No ale dalej jest to samo. Wiem po co były te oświadczyny
Po tym jak wraca, zazwyczaj zachowuje się głośno, czasem liczy na małe co nieco, każę mu zostawić mnie w spokoju. Denerwuje mnie swoim zachowaniem i kończy się to awanturą i nierzadko wyzwiskami w obie strony…
Poszłam na terapię, ponieważ zaczynam przejawiać cechy osoby współuzależnionej.
Czy uważacie, że takie co weekendowe picie jest niebezpieczne, czy to ja przeginam i powinnam zluzować?Przecież on pije nie tylko w weekendy,w weekendy pije legalnie aż do zwałki.
To jest już picie niebezpieczne,wysoce prawdopodobne że Twój narzeczony ma problem z alkoholem.
Ty nie akceptujesz jego picia,on sam z siebie nie zmienia niczego,jeżeli jest alkoholikiem to już nawet nie może zmienić tego jak pije,a uzależnienie się rozwija pomimo jego prób kontrolowania, trzymania picia na niby stałym poziomie.
Jeżeli chodzi o to czy po ślubie się zmieni to tak po okresie jako takiego spokoju będzie próbował być "normalny",a potem wróci do takiego picia jak teraz.
W jego świecie w jakiś sposób jesteś mu potrzebna do podtrzymywania iluzji posiadania i panowania nad piciem i kierowania niezależnie swoim życiem- paradoks,wszystko to w założeniu że jest uzależniony,a nawet jak jeszcze nie jest i jest weekendowym pijaczkiem to i tak takie picie dla Ciebie nie jest akceptowalne i jego zachowania po alko.
Najlepiej rób dla siebie to co robisz i się zajmij sobą jemu daj się dopić ponieść jakieś konsekwencje picia wtedy dopiero on może coś ze sobą zrobi albo i nie,ale wybór ma.Teraz walcząc z nim dajesz mu siłę czyli skutek jest odwrotny od Twoich zamiarów i dajesz sobą powodować.
Po za Twoim zasięgiem jest rozwiązanie jego problemu jeśli on go ma.
Prowokuje Ciebie i broni swojego stylu picia,to jest jeden z ostrzegawczych sygnałów.
6 2023-02-12 16:35:43 Ostatnio edytowany przez jjbp (2023-02-12 16:36:51)
Wcześniej pił kilka razy w tygodniu, teraz raz a dobrze. Mówi, ze nic złego nie robi i ze przecież „nie pije już w tygodniu, tylko raz w weekend”.
....
Czasami myślę, że rzeczywiście powinnam odpuścić i raz w tygodniu przymknąć oko na jego „najeb*ę”.
...
I jeszcze słyszałam od niego rano, ze przecież nic sie nie stało i żebym nie przesadzała oraz starał sie żartować z „babskich fochów o alko”.
No jasne że będzie bagatelizował że to jakieś Twoje wymysły, a "naje*a" raz w tygodniu "bo w trakcie tygodnia nie pije" to totalnie normalne zachowanie. Może w niektórych kręgach, ale raczej dla większości ludzi sponiewieranie się do stanu odcinki tydzień w tydzień normalne nie jest. Niezależnie od tego, co Twój chłopak stara sie przepchnąć - on jest w totalnej fazie wyparcia że może mieć jakis problem.
Nie daj sobie wmówić, że to jest jakaś norma i nie wierz w magiczne przemiany z dnia na dzień.
Jesteś na terapii dla współuzależnionych, zatem zdobywasz wiedzę u tzw.
źródła.
Czy po forum spodziewasz się czegoś, czego nie znasz? Znasz, bo byłaś w
temacie swojej przyjaciółki i z tego co napisałaś, przyjaciółka swój problem
już rozwiązała.
Rozwiąż i swój, i to szybko, bo czas nie jest przychylnym gdy w rachubę
wchodzi alkoholizm.
Pierścionek to nie łańcuch, którym jesteś do czegoś przykuta.
Zdejmuję z palca, kładę przed lubym i mówię pa.
Alkoholizm weekendowy, codzienny czy kwartalny, a potem picie na umór
jakby chciał nadrobić straty, to niczym nie różniący się od siebie niszczyciel
wszystkiego wokół, a przy okazji zniszczy Ciebie.
Jesteś w dobrej sytuacji, bo nie żona i nie musisz się z tym mocować.
Teraz lecą pozdrowienia w obie strony, a za chwilę będą rękoczyny, bo partner
będzie bronił wszelkimi sposobami swoich alkoholowych chciejstw.
Zanim rozwinie się to bardziej, Ty po prostu się wycofaj.
Po prostu miałam nadzieje, ze to we mnie leży problem i ze to ja przesadzam… ze będę miała na to jakiś wpływ. Nie mogę zdzierżyć ze ma się to zakończyć przez jakaś używkę… mam rozstać się z osobą, którą kocham i która pasuje do mnie jak puzel, bo pije.. Jest to ciężkie.
Jesteś na terapii dla współuzależnionych, zatem zdobywasz wiedzę u tzw.
źródła.
Czy po forum spodziewasz się czegoś, czego nie znasz? Znasz, bo byłaś w
temacie swojej przyjaciółki i z tego co napisałaś, przyjaciółka swój problem
już rozwiązała.
Rozwiąż i swój, i to szybko, bo czas nie jest przychylnym gdy w rachubę
wchodzi alkoholizm.
Pierścionek to nie łańcuch, którym jesteś do czegoś przykuta.
Zdejmuję z palca, kładę przed lubym i mówię pa.
Alkoholizm weekendowy, codzienny czy kwartalny, a potem picie na umór
jakby chciał nadrobić straty, to niczym nie różniący się od siebie niszczyciel
wszystkiego wokół, a przy okazji zniszczy Ciebie.
Jesteś w dobrej sytuacji, bo nie żona i nie musisz się z tym mocować.
Teraz lecą pozdrowienia w obie strony, a za chwilę będą rękoczyny, bo partner
będzie bronił wszelkimi sposobami swoich alkoholowych chciejstw.
Zanim rozwinie się to bardziej, Ty po prostu się wycofaj.
Coś tam zmienił. Wcześniej pił kilka razy w tygodniu, teraz raz a dobrze. (...)
Faktycznie, spektakularna zmiana.
(...) Czasami myślę, że rzeczywiście powinnam odpuścić i raz w tygodniu przymknąć oko na jego „najeb*ę”. (...)
A gdybyś tak pozwoliła, by wreszcie poniósł faktyczne konsekwencje swego picia? Twoje awantury to dla niego koszty uzyskania przychodu.
10 2023-02-12 19:31:44 Ostatnio edytowany przez szeptem (2023-02-12 19:46:44)
Po prostu miałam nadzieje, ze to we mnie leży problem i ze to ja przesadzam… ze będę miała na to jakiś wpływ. Nie mogę zdzierżyć ze ma się to zakończyć przez jakaś używkę… mam rozstać się z osobą, którą kocham i która pasuje do mnie jak puzel, bo pije.. Jest to ciężkie.
Chcesz się obwiniać za bycie przewrażliwioną, za picie partnera? Wmawiać sobie, że np. inni też piją i nie jest tak źle, bo w sumie to dobry chłop? przecież nie bije.... Toć to współuzależnienie jak ta lala. On potrzebuje dokładnie takiej kobiety jak Ty, właśnie tego puzzla, który będzie mu pomagał w piciu czyli je umożliwiał - pomarudzi posmęci ale i tak zrobi potem śniadanko, a w razie czego posprząta wymioty pijackie. Tak, brzmi strasznie ale jesteś na tej drodze Renata. Ocknij się, oddaj mu pierścionek do rąk własnych - żeby potem Cię nie oskarżał o kradzież itd, i zwiewaj w podskokach nie oglądając się za siebie. Ratuj się, swoje szczęście i życie. Bo z pijakiem zniszczysz siebie na własne życzenie. Będziesz wrakiem człowieka po jakimś czasie.... Przyjaciółka odeszła od takiego, dasz radę i Ty. Tylko popracuj nad sobą żeby znów nie wejść w relację z uzależnionym człowiekiem.
Jeśli to go ruszy, jeśli jesteś ważniejsza od alkoholu to on coś z tym zrobi, pójdzie na odwyk, i może np. po roku abstynencji (udowodnionej) dasz mu szansę na powrót. Ale nie teraz. Wątpię zresztą żeby on zechciał rzucić picie.
Jest alkoholikiem. Uciekaj jak najdalej i nie wracaj, nadzieja w terapii... powinna pozwolić Ci się wyrwać ze współuzależnienia.
Raz w tygodniu wraca narąbany jak szpak, a Ty o pasujących puzzlach piszesz? Skoro sam nie widzi problemu w alkoholu to nie licz, że coś zmieni się na lepsze. Gdyby mój mąż wracał nagrzany po imprezach z kumplami raz na pół roku to miałby przechlapane. To nie te czasy, kiedy kobieta siedzi w domu z dziećmi i czeka, kiedy i w jakim stanie pan i władca raczy do domu wrócić.... Wyobrażasz sobie w takiej sytuacji mieć i wychowywać dzieci?
Po co sobie to kobiety robicie? Na własne życzenie
. Nie ma już w tym kraju porządnych mężczyzn?
Oddaj mu pierścionek.
On będzie nachlany na waszym ślubie, podczas twojej ciąży i całego dzieciństwa dzieci. Taką przyszłość zapewni ci na 100%.
Dziwne, że bagatelizujesz sprawę i wierzysz w magiczną moc zmiany po ślubie.
Nie szkoda ci życia i czasu na alkoholika?
On jest alkoholikiem.
Jak chcesz zniszczyć sobie i w przyszłości życie dzieciom to droga wolna.
Ale musisz mieć świadomość że ni tylko sobie zniszczysz życie.
Uciekaj !
Nie rzuci. Dlaczego? Ponieważ nikt oprócz mnie nie widzi problemu. Ojciec tez sporo pije. Matka milczy. Koledzy również prowadzą ten sam tryb życia co on. Ja zawsze byłam tą najgorszą co „zabrania jak matka”.
Jestem na terapii. Muszę z tego wyjść. Najgorsze jest to, ze przez te emocje które stopniowo rujnowały moje życie, nie raz i nie dwa powiedziałam mu rzeczy, których się wstydzę i przez które nie mogłam spojrzeć na siebie w lustrze. Kilka razy gdy wracał w takim stanie, potrafiłam go spoliczkować… jest mi za to wstyd i myślę o tym
renata281993 napisał/a:Po prostu miałam nadzieje, ze to we mnie leży problem i ze to ja przesadzam… ze będę miała na to jakiś wpływ. Nie mogę zdzierżyć ze ma się to zakończyć przez jakaś używkę… mam rozstać się z osobą, którą kocham i która pasuje do mnie jak puzel, bo pije.. Jest to ciężkie.
Chcesz się obwiniać za bycie przewrażliwioną, za picie partnera? Wmawiać sobie, że np. inni też piją i nie jest tak źle, bo w sumie to dobry chłop? przecież nie bije.... Toć to współuzależnienie jak ta lala. On potrzebuje dokładnie takiej kobiety jak Ty, właśnie tego puzzla, który będzie mu pomagał w piciu czyli je umożliwiał - pomarudzi posmęci ale i tak zrobi potem śniadanko, a w razie czego posprząta wymioty pijackie. Tak, brzmi strasznie ale jesteś na tej drodze Renata. Ocknij się, oddaj mu pierścionek do rąk własnych - żeby potem Cię nie oskarżał o kradzież itd, i zwiewaj w podskokach nie oglądając się za siebie. Ratuj się, swoje szczęście i życie. Bo z pijakiem zniszczysz siebie na własne życzenie. Będziesz wrakiem człowieka po jakimś czasie.... Przyjaciółka odeszła od takiego, dasz radę i Ty. Tylko popracuj nad sobą żeby znów nie wejść w relację z uzależnionym człowiekiem.
Jeśli to go ruszy, jeśli jesteś ważniejsza od alkoholu to on coś z tym zrobi, pójdzie na odwyk, i może np. po roku abstynencji (udowodnionej) dasz mu szansę na powrót. Ale nie teraz. Wątpię zresztą żeby on zechciał rzucić picie.
Nie rzuci. Dlaczego? Ponieważ nikt oprócz mnie nie widzi problemu. Ojciec tez sporo pije. Matka milczy. Koledzy również prowadzą ten sam tryb życia co on. Ja zawsze byłam tą najgorszą co „zabrania jak matka”.
Jestem na terapii. Muszę z tego wyjść. Najgorsze jest to, ze przez te emocje które stopniowo rujnowały moje życie, nie raz i nie dwa powiedziałam mu rzeczy, których się wstydzę i przez które nie mogłam spojrzeć na siebie w lustrze. Kilka razy gdy wracał w takim stanie, potrafiłam go spoliczkować… jest mi za to wstyd i myślę o tym
Nie rzuci bo nie dobił do dna,nic nie stracił,nie poniósł konsekwencji,lawiruje kontrolą picia i otoczenia,wszystkich w koło wykorzystuje żeby jeszcze
trzymać się na powierzchni,inni mają w tym też jakiś interes to układy pod pozorami "normalnych relacji".
Dobrze że jesteś na terapii,terapia to wgląd w siebie i samopoznanie,własnych ciemnych stron również,ale też odpuszczenie i danie sobie prawa do błędów i słabości,dobrze że przeczytałaś sąsiedni wątek ( jakich tu na forum jest dziesiątki ) z takich związków "czysty" nie wychodzi nikt
to niszcząca,degenerująca choroba wpływa na bliskich i wpływa oddziałuje destrukcyjnie.
Trzymaj się i powodzenia na początku będzie Ci trochę ciężko,ale potem jak to przejdziesz jest -wolność
najpiękniejsze zjawisko na świecie.
Mają interes ponieważ piją razem z nim. Jest taki jeden „przyjaciel” którego ma od dzieciństwa. On to już jest totalnym degeneratem, pije prawie codziennie, ale nikomu to nie przeszkadza, nawet jego kobiecie. Z pieniędzmi tez nie jest za pan brat, w przeciwieństwie do mojego byłego. Pasowało mu, gdy mój narzeczony każdorazowo za wszystko płacił. I co? Gdy starałam się pokazać mu, ze ten „przyjaciel” go tylko wykorzystuje, usłyszałam, że go buntuję, żebym dała sobie spokój z tą nagonką i w ogóle co ja do niego mam. Takich kumpli ma kilku… co tydzień przyjeżdża inny.
Nie dobił do dna. Ale były już sytuacje, ze musiał jechać na SOR, bo na kacu cały czas waliło mu serce, ponieważ przegiął. Były sytuacje, gdzie na totalnej nieświadomce zeszczal się w nocy w łóżku. Były sytuacje, ze pił sam ze sobą, siedząc przed komputerem, i doprowadzał się do takiego stanu ze spadał z krzesła i leżał nie mogąc wstać. Trochę tego było. Czy to nie powinno otworzyć mu oczu? Wywołać wstydu i strachu przed tym, ze znów będę coś takiego oglądać, jeśli znowu przegnie? Gdzie jest ta granica?
renata281993 napisał/a:Nie rzuci. Dlaczego? Ponieważ nikt oprócz mnie nie widzi problemu. Ojciec tez sporo pije. Matka milczy. Koledzy również prowadzą ten sam tryb życia co on. Ja zawsze byłam tą najgorszą co „zabrania jak matka”.
Jestem na terapii. Muszę z tego wyjść. Najgorsze jest to, ze przez te emocje które stopniowo rujnowały moje życie, nie raz i nie dwa powiedziałam mu rzeczy, których się wstydzę i przez które nie mogłam spojrzeć na siebie w lustrze. Kilka razy gdy wracał w takim stanie, potrafiłam go spoliczkować… jest mi za to wstyd i myślę o tym
Nie rzuci bo nie dobił do dna,nic nie stracił,nie poniósł konsekwencji,lawiruje kontrolą picia i otoczenia,wszystkich w koło wykorzystuje żeby jeszcze
trzymać się na powierzchni,inni mają w tym też jakiś interes to układy pod pozorami "normalnych relacji".
Dobrze że jesteś na terapii,terapia to wgląd w siebie i samopoznanie,własnych ciemnych stron również,ale też odpuszczenie i danie sobie prawa do błędów i słabości,dobrze że przeczytałaś sąsiedni wątek ( jakich tu na forum jest dziesiątki ) z takich związków "czysty" nie wychodzi nikt
to niszcząca,degenerująca choroba wpływa na bliskich i wpływa oddziałuje destrukcyjnie.
Trzymaj się i powodzenia na początku będzie Ci trochę ciężko,ale potem jak to przejdziesz jest -wolność
najpiękniejsze zjawisko na świecie.
Nie dobił do dna. Ale były już sytuacje, ze musiał jechać na SOR, bo na kacu cały czas waliło mu serce, ponieważ przegiął. Były sytuacje, gdzie na totalnej nieświadomce zeszczal się w nocy w łóżku. Były sytuacje, ze pił sam ze sobą, siedząc przed komputerem, i doprowadzał się do takiego stanu ze spadał z krzesła i leżał nie mogąc wstać. Trochę tego było. Czy to nie powinno otworzyć mu oczu? Wywołać wstydu i strachu przed tym, ze znów będę coś takiego oglądać, jeśli znowu przegnie? Gdzie jest ta granica?
O to nie taki "nowicjusz" z niego.
U nas się nie umiera na alkoholizm,tylko na serce,nerki,wątrobę.
Każdy ma swoją granicę, niestety do takiego życia ludzie uzależnieni na swój sposób się przystosowują -czyli do wypadków
zeszczania się,ostrego pocenia,kaców gigantów etc to normalka musi się stać coś co wywoła inny większy strach,którego nie zna,jakaś zmiana
Jak odeszłaś od niego to ma temat do użalania się nad sobą obwiniania analizowania i szukania powodów usprawiedliwień dla siebie to zajmie mu trochę czasu i energii,nie wiem czy Ci odpuści i nie odezwie się za jakiś czas,chyba że przepił już miłość do Ciebie i mu przeszkadzałaś tak naprawdę to odetchnie z ulgą ale i tak będzie się użalał
,sam wstyd to mało podlega łatwej regulacji przez wypieranie,zaprzeczanie.
Nikt nie zna jego osobistego dna,jednak ma szansę jak każdy zaprzestać, tylko potrzeba żeby został z tym sam na sam.
Cześć wam! Jakiś czas temu pomogliście mojej przyjaciółce na tej grupie zrobić ten krok i odejść od faceta, który pije.
Dziś to ja przychodzę z pomocą i prośbą o konstruktywne komentarze.
Mój partner, teraz już narzeczony, wcześniej również dużo pił. Teraz zdarza się to raz w tygodniu (czasami dwa). Zazwyczaj jest to piątek. W czym polega problem? Otóż w KAŻDY weekend wychodzi i wraca późno (2-3 w nocy) i za każdym razem naje***y jak szpadel. Tak jest co tydzień. Zdarza się tez, ze wychodzi w tygodniu na „2-3 piwa” a wraca po 7. Kiedy nie ma z kim wyjść w weekend, pije sam te same ilości, co w towarzystwie. Mówiłam mu, ze nie podoba mi się to, sam przyznawał tez, ze przesadza, a i tak gdy przychodzi weekend- wychodzi i wraca nachlany.
Ma on 32 lata, oprócz tego ze dał mi pierścionek- nie było żadnych deklaracji ani rozmów na temat przyszłości. Pierścionek dał mi 2 dni po tym, jak wrócił napruty w środę jakoś przed sylwestrem. Powiedziałam wtedy dość. On natomiast wrócił z pierścionkiem… przyjęłam. No ale dalej jest to samo. Wiem po co były te oświadczyny
Po tym jak wraca, zazwyczaj zachowuje się głośno, czasem liczy na małe co nieco, każę mu zostawić mnie w spokoju. Denerwuje mnie swoim zachowaniem i kończy się to awanturą i nierzadko wyzwiskami w obie strony…
Poszłam na terapię, ponieważ zaczynam przejawiać cechy osoby współuzależnionej.
Czy uważacie, że takie co weekendowe picie jest niebezpieczne, czy to ja przeginam i powinnam zluzować?
A czy on oprócz picia ma gdzie zluzować? Jak dzielicie obowiązki w domu? Jak dzielicie się finansami? Na ile etatów on pracuje? Na ile ty? Alkohol to tylko proteza jego potrzeb których nie umie spełnić. Jakie to mogą być potrzeby?
A czy on oprócz picia ma gdzie zluzować? Jak dzielicie obowiązki w domu? Jak dzielicie się finansami? Na ile etatów on pracuje? Na ile ty? Alkohol to tylko proteza jego potrzeb których nie umie spełnić. Jakie to mogą być potrzeby?
Chyba nieco za późno na takie pytania.Autorka odeszła już.
A Nobla temu kto się dowie jakie potrzeby ma aktywnie uzależniona osoba z rozproszonym "ja" i chorą nałogową regulacją emocji,uczuć,obsesjami,chciejstwami a nie potrzebami.
Za późno i tak
jego oczekiwania to głęboko skryta tajemnica i jego problem tak naprawdę.
Po prostu miałam nadzieje, ze to we mnie leży problem i ze to ja przesadzam… ze będę miała na to jakiś wpływ. Nie mogę zdzierżyć ze ma się to zakończyć przez jakaś używkę… mam rozstać się z osobą, którą kocham i która pasuje do mnie jak puzel, bo pije.. Jest to ciężkie.
No wiesz, jeśli po tym, co napisałaś nieco dalej:
(...) były już sytuacje, ze musiał jechać na SOR, bo na kacu cały czas waliło mu serce, ponieważ przegiął. Były sytuacje, gdzie na totalnej nieświadomce zeszczal się w nocy w łóżku. Były sytuacje, ze pił sam ze sobą, siedząc przed komputerem, i doprowadzał się do takiego stanu ze spadał z krzesła i leżał nie mogąc wstać. Trochę tego było.
... wciąż twierdzisz, że pasuje do Ciebie jak puzel, to może sobie samej powinnaś się nieco uważniej przyjrzeć? Serio jesteście do siebie aż tak bardzo podobni? <pytanie oczywiście retoryczne>
Najgorsze jest to, ze przez te emocje które stopniowo rujnowały moje życie, nie raz i nie dwa powiedziałam mu rzeczy, których się wstydzę i przez które nie mogłam spojrzeć na siebie w lustrze. Kilka razy gdy wracał w takim stanie, potrafiłam go spoliczkować… jest mi za to wstyd i myślę o tym
To dobrze, że jest Ci wstyd, bo to pokazuje, że nie jest to dla Ciebie zwyczajowe zachowanie, ale... są takie sytuacje, kiedy trzeba byłoby być aniołem, żeby nie dać się sprowokować, a pijany człowiek ma wyjątkową zdolność do wytrącania z równowagi. Nawet jeśli Cię to nie usprawiedliwia, to na pewno jest okolicznością mocno łagodząca winę.
Ustaliłyśmy już, że to dobrze, że jest Ci wstyd, ale... czy Ty przypadkiem w poczuciu winy nie zaczynasz się łamać? A gdzie Twój instynkt samozachowawczy, poszedł na spacer?
Ja naprawdę rozumiem, że kochasz drania, ale czasem należy odejść z miłości do siebie samej i to pomimo tego, że się kocha.
Nie miał gdzie "zluzować". Jedyne zajęcie poza pracą to granie na komputerze. Z finansami zawsze po pół. No i właśnie jeśli chodzi o pracę, to ja mam etat i stałe godziny pracy, wcześnie wstaję. On ma swoją firmę, pracuje w domu, więc jest dla siebie szefem i może pozwalać sobie na melanże w środku tygodnia. No i pozwalał, nie myśląc o tym, że zaburzał mój tryb zycia codziennego. Wracał sobie nawet o 2 w nocy, oczywiście była afera, ponieważ pytałam go, co on sobie myśli, na co zawsze odpowiadał "weź nie świruj, bez przesady" itp...
renata281993 napisał/a:Cześć wam! Jakiś czas temu pomogliście mojej przyjaciółce na tej grupie zrobić ten krok i odejść od faceta, który pije.
Dziś to ja przychodzę z pomocą i prośbą o konstruktywne komentarze.
Mój partner, teraz już narzeczony, wcześniej również dużo pił. Teraz zdarza się to raz w tygodniu (czasami dwa). Zazwyczaj jest to piątek. W czym polega problem? Otóż w KAŻDY weekend wychodzi i wraca późno (2-3 w nocy) i za każdym razem naje***y jak szpadel. Tak jest co tydzień. Zdarza się tez, ze wychodzi w tygodniu na „2-3 piwa” a wraca po 7. Kiedy nie ma z kim wyjść w weekend, pije sam te same ilości, co w towarzystwie. Mówiłam mu, ze nie podoba mi się to, sam przyznawał tez, ze przesadza, a i tak gdy przychodzi weekend- wychodzi i wraca nachlany.
Ma on 32 lata, oprócz tego ze dał mi pierścionek- nie było żadnych deklaracji ani rozmów na temat przyszłości. Pierścionek dał mi 2 dni po tym, jak wrócił napruty w środę jakoś przed sylwestrem. Powiedziałam wtedy dość. On natomiast wrócił z pierścionkiem… przyjęłam. No ale dalej jest to samo. Wiem po co były te oświadczyny
Po tym jak wraca, zazwyczaj zachowuje się głośno, czasem liczy na małe co nieco, każę mu zostawić mnie w spokoju. Denerwuje mnie swoim zachowaniem i kończy się to awanturą i nierzadko wyzwiskami w obie strony…
Poszłam na terapię, ponieważ zaczynam przejawiać cechy osoby współuzależnionej.
Czy uważacie, że takie co weekendowe picie jest niebezpieczne, czy to ja przeginam i powinnam zluzować?A czy on oprócz picia ma gdzie zluzować? Jak dzielicie obowiązki w domu? Jak dzielicie się finansami? Na ile etatów on pracuje? Na ile ty? Alkohol to tylko proteza jego potrzeb których nie umie spełnić. Jakie to mogą być potrzeby?
Pisząc, że do siebie pasujemy jak puzle, miałam na myśli: poczucie humoru, zainteresowania (oprócz alko), spojrzenie na świat, gust, podejście do rodziny, podejście do problemów (niezwiązanych z alko), oboje jesteśmy swojego rodzaju outsiderami.
No właśnie poczucie winy sprawia, że mam w głowie to, iż jest to również moja wina. Myślę sobie, że też dołożyłam do tego cegiełkę i to niemałą. Wiem, że jest to sytuacja przyczynowo-skutkowa, ale wstyd mi, że nie potrafiłam opanować emocji na tyle, by móc sobie spojrzeć w lustro. Gdybym potrafiła, dziś wiedziałabym, kto jest winien w ZNACZNEJ części rozpadowi tego związku. A tak, zdaję sobie sprawę, że moje słowa były także zapalnikiem nie jednej afery. No i ciężko jest wybaczyć sobie słowa typu "nie jesteś nic wart" podczas, gdy był dla mnie wart wszystkiego. Choć on też wyzywał mnie po pijaku, mówił straszne rzeczy, to nadal było to pod wpływem alkoholu. Ja zawsze bluzgając byłam trzeźwa... I tu jest moja słabość, moja pokuta
renata281993 napisał/a:Po prostu miałam nadzieje, ze to we mnie leży problem i ze to ja przesadzam… ze będę miała na to jakiś wpływ. Nie mogę zdzierżyć ze ma się to zakończyć przez jakaś używkę… mam rozstać się z osobą, którą kocham i która pasuje do mnie jak puzel, bo pije.. Jest to ciężkie.
No wiesz, jeśli po tym, co napisałaś nieco dalej:
renata281993 napisał/a:(...) były już sytuacje, ze musiał jechać na SOR, bo na kacu cały czas waliło mu serce, ponieważ przegiął. Były sytuacje, gdzie na totalnej nieświadomce zeszczal się w nocy w łóżku. Były sytuacje, ze pił sam ze sobą, siedząc przed komputerem, i doprowadzał się do takiego stanu ze spadał z krzesła i leżał nie mogąc wstać. Trochę tego było.
... wciąż twierdzisz, że pasuje do Ciebie jak puzel, to może sobie samej powinnaś się nieco uważniej przyjrzeć? Serio jesteście do siebie aż tak bardzo podobni? <pytanie oczywiście retoryczne>
renata281993 napisał/a:Najgorsze jest to, ze przez te emocje które stopniowo rujnowały moje życie, nie raz i nie dwa powiedziałam mu rzeczy, których się wstydzę i przez które nie mogłam spojrzeć na siebie w lustrze. Kilka razy gdy wracał w takim stanie, potrafiłam go spoliczkować… jest mi za to wstyd i myślę o tym
To dobrze, że jest Ci wstyd, bo to pokazuje, że nie jest to dla Ciebie zwyczajowe zachowanie, ale... są takie sytuacje, kiedy trzeba byłoby być aniołem, żeby nie dać się sprowokować, a pijany człowiek ma wyjątkową zdolność do wytrącania z równowagi. Nawet jeśli Cię to nie usprawiedliwia, to na pewno jest okolicznością mocno łagodząca winę.
Ustaliłyśmy już, że to dobrze, że jest Ci wstyd, ale... czy Ty przypadkiem w poczuciu winy nie zaczynasz się łamać? A gdzie Twój instynkt samozachowawczy, poszedł na spacer?
Ja naprawdę rozumiem, że kochasz drania, ale czasem należy odejść z miłości do siebie samej i to pomimo tego, że się kocha.
Im dalej idziesz w las, tym bardziej przekonuję się, że wcale nie szukasz pomocy, Ty się tutaj po prostu dobrze bawisz.
Alkoholizm to regularne picie, a więc jeśli co weekend pija to jest regularne.
A teraz pije do nieprzytomności.
Póki nie sięgnie dna, to się nie zmieni.
Chcesz resztę życia spędzić z alkoholikiem, wychowywać dzieci w otoczeniu wódki?
Uciekaj, póki sobie jeszcze życia nie zmarnowałaś.
Tak, super się bawię. Wyprowadziłam się z mieszkania, chociaż miało ono zostać dla mnie. Został tam nasz pies, za którym tęsknię. Mieszkam teraz w domu rodzinnym, w którym obecnie nikogo nie ma, godzinę drogi od mojej pracy. Jak wracam o godzinie 17 to jest zimno i przynajmniej 4h spędzam na siedzeniu pod kocem w oczekiwaniu, aż dom się nagrzeje. Przechodzę tam męczarnie, bo mogłabym teraz być w swoim ciepłym mieszkanku i przytulać się do psa, oraz mieć 5 minut drogi do pracy. W koło żadnych znajomych, bo to wieś, z której uciekłam. Nie mam do kogo buzi otworzyć. Myślisz, że się dobrze bawię? I, że nie szukam pomocy? Nie, właśnie siedząc na jakimś wypizdowiu staram się nabrać mocy i motywacji zewsząd, by nie wrócić, ale też mam czas na przemyślenia. Zawsze starałam się być obiektywna, wobec każdego, dlatego też szukam winy również w sobie, bo może nóż widelec jestem zaślepiona.
Wcale nie jest fajnie. Dziś również na samą myśl, że po pracy muszę jechać na wieś i przechodzić tę samą rutynę oraz patrzeć w sufit, jest mi niedobrze. Wolałabym wynająć mieszkanie, ale najzwyczajniej szkoda mi kasy na płacenie ponad 2000 tys. miesięcznie. Dodatkowo na wsi znalazłam 3 młode koty, które potrzebują pomocy. Jestem także wolontariuszką. Szukam dla nich domu, chce je leczyć. Co za to mam? "Sąsiady" wieśniaki nachodzą mnie i grożą, że mam je zostawić, bo to "ich" koty. A zwierzęta żyją w głodzie, mrozie, są chore. Jestem wytykana palcami, bo "wielka miastowa przyjechała i podwórkowe koty chce do domów pooddawać".
Nie chcę tam być.
Ale mimo tego, co czuję, jestem, bo wiem, że złamać się teraz i wrócić, to byłaby najgorsza z decyzji.
PS Nie, były narzeczony nie wyprowadzi się z mieszkania. Gdybym wróciła i chciała go stamtąd wyeksmitować, przedłużałby non stop swój pobyt tam, a ja musiałabym patrzeć jak "leczy" swoje smutki i słuchać nocnych batalii po powrocie do domu. Za jakiś czas przyszedłby się pogodzić, a ja wygłosiłabym mu kilkugodzinny esej na temat "jest mi tak źle i niedobrze, bo pijesz, ale ty i tak nic z tym nie robisz". Po czym pewnie bym znowu uwierzyła w jego obietnice, i wróciła.
Dlatego jestem tu gdzie jestem i nie, nie bawię się dobrze.
Im dalej idziesz w las, tym bardziej przekonuję się, że wcale nie szukasz pomocy, Ty się tutaj po prostu dobrze bawisz.
27 2023-02-13 17:10:09 Ostatnio edytowany przez MaciejO0o.. (2023-02-13 17:21:47)
Cześć wam! Jakiś czas temu pomogliście mojej przyjaciółce na tej grupie zrobić ten krok i odejść od faceta, który pije.
Dziś to ja przychodzę z pomocą i prośbą o konstruktywne komentarze.
Mój partner, teraz już narzeczony, wcześniej również dużo pił. Teraz zdarza się to raz w tygodniu (czasami dwa). Zazwyczaj jest to piątek. W czym polega problem? Otóż w KAŻDY weekend wychodzi i wraca późno (2-3 w nocy) i za każdym razem naje***y jak szpadel. Tak jest co tydzień. Zdarza się tez, ze wychodzi w tygodniu na „2-3 piwa” a wraca po 7. Kiedy nie ma z kim wyjść w weekend, pije sam te same ilości, co w towarzystwie. Mówiłam mu, ze nie podoba mi się to, sam przyznawał tez, ze przesadza, a i tak gdy przychodzi weekend- wychodzi i wraca nachlany.
Ma on 32 lata, oprócz tego ze dał mi pierścionek- nie było żadnych deklaracji ani rozmów na temat przyszłości. Pierścionek dał mi 2 dni po tym, jak wrócił napruty w środę jakoś przed sylwestrem. Powiedziałam wtedy dość. On natomiast wrócił z pierścionkiem… przyjęłam. No ale dalej jest to samo. Wiem po co były te oświadczyny
Po tym jak wraca, zazwyczaj zachowuje się głośno, czasem liczy na małe co nieco, każę mu zostawić mnie w spokoju. Denerwuje mnie swoim zachowaniem i kończy się to awanturą i nierzadko wyzwiskami w obie strony…
Poszłam na terapię, ponieważ zaczynam przejawiać cechy osoby współuzależnionej.
Czy uważacie, że takie co weekendowe picie jest niebezpieczne, czy to ja przeginam i powinnam zluzować?
Autorko, każdy alkoholik przeważnie staje się najpierw pijakiem, czyli np. raz w tygodniu upija się, a później wraca do normalnego funkcjonowania (przynajmniej na zewnątrz tak to wygląda). Tylko że następnym etapem jest etap alkoholizmu, a wtedy to już równia pochyła do śmierci. Etap na którym jest Twój narzeczony to już granica alkoholizmu i lada moment będzie alkoholikiem (jak już nie jest). Wiadomo jakie spustoszenie sieje choroba alkoholowa u samego chorego i jego rodziny. Jeżeli kierujesz się w życiu miłością, to musisz postawić narzeczonemu warunek i sobie też, że ma zerwać z alkoholem i udać się do specjalisty (jeżeli narzeczony sam nie jest w stanie ogarnąć problemu, a raczej nie jest), by chronić i jego i siebie (miłość tego wymaga) przed stoczeniem się na dno i odejściem z tego świata przez alkohol. Jeżeli Twój narzeczony nie widzi problemu (czepiasz się), to niestety ale pozostaje Ci zerwać (oczywiście w sposób jak na człowieka który kocha przystało, a nie w kłótni), bo to świadczy o nieodpowiedzialności człowieka i nic z waszego związku nie będzie. A jeżeli myślisz, że jakoś go wyciągniesz z tego, to jesteś w błędzie (i świadczyłoby to też o Twojej niedojrzałości). Powodzenia.
28 2023-02-13 17:52:57 Ostatnio edytowany przez jjbp (2023-02-13 17:53:17)
PS Nie, były narzeczony nie wyprowadzi się z mieszkania. Gdybym wróciła i chciała go stamtąd wyeksmitować, przedłużałby non stop swój pobyt tam, a ja musiałabym patrzeć jak "leczy" swoje smutki i słuchać nocnych batalii po powrocie do domu. Za jakiś czas przyszedłby się pogodzić, a ja wygłosiłabym mu kilkugodzinny esej na temat "jest mi tak źle i niedobrze, bo pijesz, ale ty i tak nic z tym nie robisz". Po czym pewnie bym znowu uwierzyła w jego obietnice, i wróciła.
No to chyba widzisz, w czym jest problem?
Alkoholizm to regularne picie, a więc jeśli co weekend pija to jest regularne.
Ta definicja zawsze mnie dziwiła bo jeśli ktoś pije tylko raz w roku na Sylwestra, czyli regularnie, to jest alkoholikiem?
Możliwe ze nigdy nie będzie alkoholikiem „z krwi i kości”, który przepija majątek i żyje w melinie i patologii. On powiela zachowania ojca. Dziś jego ojciec ma ważne stanowisko i dużo siana. Ale też lubi pic. Nie pije codziennie (w weekendy i czasaaaami w tygodniu). Natomiast czy ktoś nazwie go alkoholikiem? Nie. Bo przecież on musi się odstresować mając wysoko postawioną rolę w mieście i tyle na głowie. Jest on autorytetem dla mojego ex. Nie raz insynuowałam mu ze coś jest nie tak. Ze nie powinni byli jako chłopcy widzieć jak ojciec pije. Ze ojciec nie powinen pic z nim gdy ex miał 20 kilka lat. Ze to nie jest normalne. To będzie ten sam typ alkoholika, tylko, że w garniturze i z dużymi pieniędzmi na koncie.
renata281993 napisał/a:Cześć wam! Jakiś czas temu pomogliście mojej przyjaciółce na tej grupie zrobić ten krok i odejść od faceta, który pije.
Dziś to ja przychodzę z pomocą i prośbą o konstruktywne komentarze.
Mój partner, teraz już narzeczony, wcześniej również dużo pił. Teraz zdarza się to raz w tygodniu (czasami dwa). Zazwyczaj jest to piątek. W czym polega problem? Otóż w KAŻDY weekend wychodzi i wraca późno (2-3 w nocy) i za każdym razem naje***y jak szpadel. Tak jest co tydzień. Zdarza się tez, ze wychodzi w tygodniu na „2-3 piwa” a wraca po 7. Kiedy nie ma z kim wyjść w weekend, pije sam te same ilości, co w towarzystwie. Mówiłam mu, ze nie podoba mi się to, sam przyznawał tez, ze przesadza, a i tak gdy przychodzi weekend- wychodzi i wraca nachlany.
Ma on 32 lata, oprócz tego ze dał mi pierścionek- nie było żadnych deklaracji ani rozmów na temat przyszłości. Pierścionek dał mi 2 dni po tym, jak wrócił napruty w środę jakoś przed sylwestrem. Powiedziałam wtedy dość. On natomiast wrócił z pierścionkiem… przyjęłam. No ale dalej jest to samo. Wiem po co były te oświadczyny
Po tym jak wraca, zazwyczaj zachowuje się głośno, czasem liczy na małe co nieco, każę mu zostawić mnie w spokoju. Denerwuje mnie swoim zachowaniem i kończy się to awanturą i nierzadko wyzwiskami w obie strony…
Poszłam na terapię, ponieważ zaczynam przejawiać cechy osoby współuzależnionej.
Czy uważacie, że takie co weekendowe picie jest niebezpieczne, czy to ja przeginam i powinnam zluzować?Autorko, każdy alkoholik przeważnie staje się najpierw pijakiem, czyli np. raz w tygodniu upija się, a później wraca do normalnego funkcjonowania (przynajmniej na zewnątrz tak to wygląda). Tylko że następnym etapem jest etap alkoholizmu, a wtedy to już równia pochyła do śmierci. Etap na którym jest Twój narzeczony to już granica alkoholizmu i lada moment będzie alkoholikiem (jak już nie jest). Wiadomo jakie spustoszenie sieje choroba alkoholowa u samego chorego i jego rodziny. Jeżeli kierujesz się w życiu miłością, to musisz postawić narzeczonemu warunek i sobie też, że ma zerwać z alkoholem i udać się do specjalisty (jeżeli narzeczony sam nie jest w stanie ogarnąć problemu, a raczej nie jest), by chronić i jego i siebie (miłość tego wymaga) przed stoczeniem się na dno i odejściem z tego świata przez alkohol. Jeżeli Twój narzeczony nie widzi problemu (czepiasz się), to niestety ale pozostaje Ci zerwać (oczywiście w sposób jak na człowieka który kocha przystało, a nie w kłótni), bo to świadczy o nieodpowiedzialności człowieka i nic z waszego związku nie będzie. A jeżeli myślisz, że jakoś go wyciągniesz z tego, to jesteś w błędzie (i świadczyłoby to też o Twojej niedojrzałości). Powodzenia.
Nieważne, czy na melinie czy w garniturze. Ważne że Tobie bycie z alkoholikiem wyraźnie nie odpowiada. Także zbierz się w sobie i uporządkuj to, szkoda zycia
32 2023-02-13 19:56:58 Ostatnio edytowany przez wieka (2023-02-13 19:57:38)
Nie możesz sprzedać tego domu i kupić mieszkanie?
To dom mojej mamy. Jej teraz nie ma w Polsce wiec pod jej nieobecność mieszkam tu bo nie miałam dokąd pójść…
Nie możesz sprzedać tego domu i kupić mieszkanie?
To dom mojej mamy. Jej teraz nie ma w Polsce wiec pod jej nieobecność mieszkam tu bo nie miałam dokąd pójść…
wieka napisał/a:Nie możesz sprzedać tego domu i kupić mieszkanie?
To masz problem, jak nie ma tam pieca z podajnikiem, pomyśl z mamą o wymianie, teraz są dość wysokie dopłaty do wymiany kotłów c. o. Chyba, że nie ma tam wcale centralnego ogrzewania.
Nie możesz liczyć na ex, bo zniszczył by Ci życie, musisz radzić sobie sama i nie uzależniać swojego życia od faceta.
To dom mojej mamy. Jej teraz nie ma w Polsce wiec pod jej nieobecność mieszkam tu bo nie miałam dokąd pójść…
Dobrze rozumiem, że uciekłaś z własnego domu w miejsce, gdzie Ci zimno i gdzie czujesz się źle?
Jak długo mamy nie ma w Polsce i jak długo jej tu nie będzie?
Wspomniałaś coś o eksmisji - tamto mieszkanie jest Wasze wspólne?
36 2023-02-14 12:35:07 Ostatnio edytowany przez MaciejO0o.. (2023-02-14 12:37:02)
Możliwe ze nigdy nie będzie alkoholikiem „z krwi i kości”, który przepija majątek i żyje w melinie i patologii. On powiela zachowania ojca. Dziś jego ojciec ma ważne stanowisko i dużo siana. Ale też lubi pic. Nie pije codziennie (w weekendy i czasaaaami w tygodniu). Natomiast czy ktoś nazwie go alkoholikiem? Nie. Bo przecież on musi się odstresować mając wysoko postawioną rolę w mieście i tyle na głowie. Jest on autorytetem dla mojego ex. Nie raz insynuowałam mu ze coś jest nie tak. Ze nie powinni byli jako chłopcy widzieć jak ojciec pije. Ze ojciec nie powinen pic z nim gdy ex miał 20 kilka lat. Ze to nie jest normalne. To będzie ten sam typ alkoholika, tylko, że w garniturze i z dużymi pieniędzmi na koncie.
Nie twierdzę, że bycie alkoholikiem z automatu oznacza stan jak w smutnych przypadkach tych ludzi:
https://youtu.be/RhevWlANpPs , ale na pewno osoba z tą chorobą (zwłaszcza nieleczoną) jest w dużym stopniu niezdolna do tworzenia zdrowego związku. A to że ojciec Twojego narzeczonego (byłego, z tego co rozumiem) pozornie radzi sobie z alkoholem, to też nie oznacza, że z wiekiem, gdy organizm będzie słabszy, albo gdy jakiś poważniejszy kryzys złamie, to nie stoczy się do takiego stopnia.
Inteligentny i zaradny alkoholik w pewnym sensie nawet może mieć trudniej uwolnić się od alkoholu, bo inteligentniej i zaradniej potrafi tworzyć sobie i innym iluzję tego, że alkohol nim nie rządzi, a on co najwyżej ot tak, dla przyjemności, albo bo chce i nikomu nic do tego i w każdej chwili może przerwać (ale nie chce). Itd. itp.
Stanowisko, pieniądze, poważanie w pracy i takie tam, nie świadczą, że nie można popaść w alkoholizm nawet taki jak ukazany w filmie. Są księża alkoholicy, są sportowcy. Choroba nie wybiera.
37 2023-02-14 12:56:58 Ostatnio edytowany przez Legat (2023-02-14 12:59:14)
Tydzień temu mówi, ze sam wie, ze przesadza, a za tydzień znów wraca w złym stanie i bagatelizuje to.
Meritum alkoholizmu. Co ciekawe są alkoholicy, którzy w ogóle nie piją, bo mają ten sam problem - utrata kontroli.
Możliwe ze nigdy nie będzie alkoholikiem „z krwi i kości”, który przepija majątek i żyje w melinie i patologii. On powiela zachowania ojca. Dziś jego ojciec ma ważne stanowisko i dużo siana. Ale też lubi pic. Nie pije codziennie (w weekendy i czasaaaami w tygodniu). Natomiast czy ktoś nazwie go alkoholikiem? Nie. Bo przecież on musi się odstresować mając wysoko postawioną rolę w mieście i tyle na głowie. Jest on autorytetem dla mojego ex. Nie raz insynuowałam mu ze coś jest nie tak. Ze nie powinni byli jako chłopcy widzieć jak ojciec pije. Ze ojciec nie powinen pic z nim gdy ex miał 20 kilka lat. Ze to nie jest normalne. To będzie ten sam typ alkoholika, tylko, że w garniturze i z dużymi pieniędzmi na koncie.
Tak jak w filmie Żółty szalik z Januszem Gajosem.
Mamy nie będzie do czerwca.
Uciekłam z mieszkania, które wynajmujemy razem do rodzinnego domu, który stoi pusty. Mogłabym przejąć mieszkanie, ale najzwyczajniej nie chcę go o to prosić, chcę mieć spokój już
Planuję, że jakiś czas pobędę na wsi i zacznę szukać mieszkania w miejscowości, w której mieszkałam dotychczas.
renata281993 napisał/a:To dom mojej mamy. Jej teraz nie ma w Polsce wiec pod jej nieobecność mieszkam tu bo nie miałam dokąd pójść…
Dobrze rozumiem, że uciekłaś z własnego domu w miejsce, gdzie Ci zimno i gdzie czujesz się źle?
Jak długo mamy nie ma w Polsce i jak długo jej tu nie będzie?Wspomniałaś coś o eksmisji - tamto mieszkanie jest Wasze wspólne?
Mój ex przyjechał do mnie z różą i by pogadać. Powiedział mi wszystko to samo, co zawsze. Mówił bym wróciła a on „postara się” bym czuła się przy nim tak jak kiedyś. Postara się…
No to mogę się pochwalić, że nie złamałam się. Jestem z siebie dumna, bo to nie było łatwe.
Mój ex przyjechał do mnie z różą i by pogadać. Powiedział mi wszystko to samo, co zawsze. Mówił bym wróciła a on „postara się” bym czuła się przy nim tak jak kiedyś. Postara się…
No to mogę się pochwalić, że nie złamałam się. Jestem z siebie dumna, bo to nie było łatwe.
Brawo Ty...
41 2023-02-14 22:27:17 Ostatnio edytowany przez Priscilla (2023-02-14 22:28:06)
Mamy nie będzie do czerwca.
Uciekłam z mieszkania, które wynajmujemy razem do rodzinnego domu, który stoi pusty. Mogłabym przejąć mieszkanie, ale najzwyczajniej nie chcę go o to prosić, chcę mieć spokój jużPlanuję, że jakiś czas pobędę na wsi i zacznę szukać mieszkania w miejscowości, w której mieszkałam dotychczas.
Do czerwca, ale od kiedy? Ona nie wie co się dzieje?
Tym razem się nie złamałaś, ale tak trzymaj, bo na pewno będzie jeszcze próbował Cię urobić.
Tym razem przyjechał do mnie jego tata, mówiąc, że mój ex przyszedł do niego i przyznał się, że ma problem z alko. I że wstydzi się pójść do psychologa oraz, że nie chce tak żyć. Bardzo płakał. Prosił, bym nie mówiła mojemu ex, że u mnie był... ale prosił też, bym dała mu na jego odpowiedzialność ostatnią szansę. Niby chce mu pomóc. Jego ojciec (który sam pije) mówił, że ex powinien w ogóle przestać pić. Nie zminimalizować ilość, a całkowicie zrezygnować. Tym mnie zaskoczył. Generalnie był bardzo obiektywny, co też mnie zdziwiło.
Natomiast czuję teraz trochę presję. Wierzę może w 1%, że coś się poprawi, że pójdzie po pomoc. I tyle.
Zdaję sobie sprawę, że się załamał, tylko czemu nikt o mnie myśli? Czy wszyscy myślą, że ja odeszłam, jest mi lepiej a on biedny- został sam? Mojego płaczu nie widział nikt. Nikt też nie widział, przez co przechodzę. A teraz on- poszkodowany- potrzebuje pomocy i mojej kolejnej szansy, bo tym razem wesprze go w tym ojciec i "mam na to jego słowo".
Nie wiem co mam myśleć.
43 2023-02-16 10:41:23 Ostatnio edytowany przez Legat (2023-02-16 10:42:05)
Strasznie to wszystko schematyczne. Facet jest przemocowcem i alkoholikiem, a ty "nie wiesz co myśleć".
Nie wiem co mam myśleć.
Jeśli chcesz sobie zmarnować życie z alkoholikiem, bo masz takie ciągoty, to będzie twoja decyzja.
Wiele kobiet tak postąpiło, nie są zadowolone ze swojego życia.
Szansę możesz dać, jak się będzie leczył, czyli nie wcześniej niż po roku, lub po roku abstynencji.
45 2023-02-16 11:18:42 Ostatnio edytowany przez jjbp (2023-02-16 11:24:08)
Prosił, bym nie mówiła mojemu ex, że u mnie był... ale prosił też, bym dała mu na jego odpowiedzialność ostatnią szansę.
Co to wgl znaczy na jego odpowiedzialność? Że co, jak synek znowu wróci do domu pijany to tata przyjedzie, własnoręcznie go spakuje i wyciągnie z mieszkania za kołnierz? Wypłaci Ci odszodowanie za każdy extra tydzień zmarnowanu w relacji która Ci nie służy? Opłaci terapię u psychologa byś szybciej doszła do siebie po rozstaniu? To jest jakiś absurd, jak dla mnie.
Fajnie, że chłopak przyznał się przed sobą i rodziną że ma problem, ale niechże ta rodzina się skupi na pomaganiu jemu a nie wmanewrowywaniu Ciebie w rolę wybawicielki. Zamiast dawać Ci słowo i "gwarancje" niech ogarnie z synem spotkania AA w okolicy, jakąś terapię, wesprze go finansowo, pomoże się wyprowadzić i wytrwać w trzeźwości.
A Twojemu byłemu tak naprawdę najbardziej pomoże właśnie Wasze rozstanie. Taka terapia szokowa, wiele osób wybiera życie w trzeźwości dopiero jak utraci coś cennego przez nałóg. Nie jest sam jak palec, ma wsparcie rodziny, więc nie powinnaś sobie wyrzucać że go rzekomo zostawiasz samego czy coś. Twój powrót w tym momencie co najwyżej pokaże mu tylko, że w sumie nie ma konsekwencji, no big deal, za jakiś czas może sobie można walnąć piwko tu i tam.
Nie zamierzam wracać. Pisząc "nie wiem co mam myśleć" chodziło mi bardziej o tym, co pisałam wyżej, czyli, że czuję teraz presję na sobie. Dodatkowo czuję się manipulowana. Nie wyobrażam sobie od tak wrócić tam i czekać, aż znowu te sytuacje zaczną się powtarzać.
renata281993 napisał/a:Prosił, bym nie mówiła mojemu ex, że u mnie był... ale prosił też, bym dała mu na jego odpowiedzialność ostatnią szansę.
Co to wgl znaczy na jego odpowiedzialność? Że co, jak synek znowu wróci do domu pijany to tata przyjedzie, własnoręcznie go spakuje i wyciągnie z mieszkania za kołnierz? Wypłaci Ci odszodowanie za każdy extra tydzień zmarnowanu w relacji która Ci nie służy? Opłaci terapię u psychologa byś szybciej doszła do siebie po rozstaniu? To jest jakiś absurd, jak dla mnie.
Fajnie, że chłopak przyznał się przed sobą i rodziną że ma problem, ale niechże ta rodzina się skupi na pomaganiu jemu a nie wmanewrowywaniu Ciebie w rolę wybawicielki. Zamiast dawać Ci słowo i "gwarancje" niech ogarnie z synem spotkania AA w okolicy, jakąś terapię, wesprze go finansowo, pomoże się wyprowadzić i wytrwać w trzeźwości.
A Twojemu byłemu tak naprawdę najbardziej pomoże właśnie Wasze rozstanie. Taka terapia szokowa, wiele osób wybiera życie w trzeźwości dopiero jak utraci coś cennego przez nałóg. Nie jest sam jak palec, ma wsparcie rodziny, więc nie powinnaś sobie wyrzucać że go rzekomo zostawiasz samego czy coś. Twój powrót w tym momencie co najwyżej pokaże mu tylko, że w sumie nie ma konsekwencji, no big deal, za jakiś czas może sobie można walnąć piwko tu i tam.
47 2023-02-16 11:33:18 Ostatnio edytowany przez jjbp (2023-02-16 11:33:38)
No, to tak jak w ostatnim akapicie który napisałam - nie czun presji na sobie, bo nie wywalasz chłopaka na bruk w obcym kraju z dala od rodziny. Jego rodzina juz wie, także ma się do kogo zwrócić. Nie robisz nic złego, to jego ojciec wyskakuje z prośbami nie na miejscu.
Na jego odpowiedzialność... Dobre
Nie wierz w bajki. Powinnaś powiedzieć, że w takim razie czekasz na jego odwyk i terapię, po tym pomyślisz.
Ale nie wierz, że on zrezygnuje z picia i ojciec będzie go prowadził za rączkę, żeby wyjść z nałogu, to tak nie działa.
On sam musi mieć motywację i chcieć, a do tego droga daleka, jeśli w ogóle...
Nie zamierzam wracać. Pisząc "nie wiem co mam myśleć" chodziło mi bardziej o tym, co pisałam wyżej, czyli, że czuję teraz presję na sobie. Dodatkowo czuję się manipulowana. Nie wyobrażam sobie od tak wrócić tam i czekać, aż znowu te sytuacje zaczną się powtarzać.
Nie czuj presji. To była prośba a Ty nie musisz jej spełniać.
Masz prawo zadbać o swoje potrzeby, skupić się na własnym powrocie do równowagi.
Kobiety często tak mają, że zostają wciągnięte w opiekowanie się biednymi misiami. Ten mis nie jest biedny tylko nieodpowiedzialny. Jak będzie musiał się mierzyć ze skutkami własnego postępowania to sam poszuka pomocy i zacznie inaczej żyć.
Czym wcześniej tym lepiej bo straty będą mniejsze.
Od stu lat powtarzam
- gadanie o zmianie, to NIE JEST zmiana
- gadanie o leczeniu, to NIE JEST leczenie
- gadanie o terapii, to NIE JEST podjęcie terapii
- gadanie o zaprzestaniu picia, to NIE JEST zaprzestanie picia
To nie jest żaden "weekendowy" alkoholik, tylko zwyczajny, regularny alkoholik. Na razie jeszcze wysoko funkcjonujący, jednak każdy tak zaczyna. To jak długo udaje się alkoholikowi zachować pozory, zależy wyłącznie od jego zasobności. Ma kasę, to załatwi sobie lekarza do domu, kroplówkę, ubrany w jedwabny garniak pije drogie alkohole i pewnie wydaje Ci się, że różni się czymkolwiek od tego, który obsikany pije na ławce w parku, albo w krzakach siarkowe "antołki" za cztery zeta, ale tak nie jest. Różnią ich tylko pozory.
Twój alkoholik na razie jeszcze ma kasę, dzięki której może utrzymać te pozory, to wszystko. Wielu z tych, którzy obszczani pija w krzakach, też miało kiedyś te pozory i żaden nie zaczynał od tych krzaków.
Jemu nie chodzi o Ciebie, ani o żadna miłość i inne pierdolety, które jeszcze będzie powtarzał. Jemu chodzi o wygodę i o komfort, jakie zapewniało mu wspólne mieszkanie z Toba, to wszystko. I to powrotu tego komfortu chce, Ty mu to zapewniałaś i do tego służyłaś. Samemu już nie jest tak fajnie, i on nagle zauważył, że jeśli się obrzyga, to nagle musi się sam myć, albo jeśli zalany w trupa spadnie z kanapy, to leży tam dopóki się nie ocknie zdrętwiały i obolały jak drewno.
Masz wrócić, żeby mu się nadal wygodnie i komfortowo piło, a Ty "nie wiesz co masz myśleć"? O słodka naiwności, drogo Cię ta niewiedza będzie kosztowała.
Ponawiam swoje pytanie:
Mamy nie będzie do czerwca.
Uciekłam z mieszkania, które wynajmujemy razem do rodzinnego domu, który stoi pusty. Mogłabym przejąć mieszkanie, ale najzwyczajniej nie chcę go o to prosić, chcę mieć spokój jużPlanuję, że jakiś czas pobędę na wsi i zacznę szukać mieszkania w miejscowości, w której mieszkałam dotychczas.
Do czerwca, ale od kiedy? Ona nie wie co się dzieje?