Witam,
Jakieś kilka miesięcy temu zgłosiłam się do pracy do firmy i branży w której chciałam pracować od zawsze. Ogłoszenie było na jednym ze znanych portali (nie chcę tu robić reklamy). Rozmowa była bardzo ok., obiecali tzw. feedback po 2 tygodniach. Czekałam i się nie doczekałam. Po blisko 2 miesiącach ciszy zgłosiła się do mnie ich rekruterka. Zapytała czy to wciąż aktualne. Odpowiedziałam że tak, zgodnie z prawdą. Wtedy zaczęły się schodki, a właściwie schody. Zapytała czy mogę do nich przyjść od zaraz bo im się śpieszy. Powiedziałam, że to niemożliwe bo ogólnie mam okres wypowiedzenia, a Pani na to że do końca dnia na mnie czeka z decyzją bo może załatwię sobie z pracodawcą natychmiastowe odejście. Powiedziałam że za miesiąc mogę rozpocząć u nich pracę. To Pani pyta raz jeszcze czy nie można tego przyspieszyć, mówię- nie mogę. Następny dzień- telefon że mogą mnie przyjąć za miesiąc. Jeszcze nie złożyłam wypowiedzenia, a tu telefon od jakiejś kierowniczki działu z propozycją umowy przedwstępnej lub w 1 dniu pracy. Wybrałam opcję nr 2. Pani mówi, że ok, nie ma sprawy. Na trzeci dzień telefon z działu HR, że ponoć błagałam ich kierownika o umowę przedwstępną i mogą to W DRODZE WYJĄTKU zrobić. Powiedziałam, że pierwsze słyszę, jakieś nieporozumienie. A oni na to, że kierownik X.Y z działu Z powiedziała że ja ją ubłagałam. Zadzwoniłam to tej kierowniczki a ona zaczęła mówić jakieś pokrętne rzeczy nietrzymające się kupy, że oni dają mi szanse pracy w ich prestiżowym przedsiębiorstwie a ja jestem niewdzięczna. Po takim kłamstwie z ich strony oraz obruszonym tonem tej kierowniczki zrezygnowałam więc z walki o to stanowisko, bo skoro tak się zaczyna, to juz coś śmierdzi...
Co o tym myślicie, co kieruje takimi osobami ? O co tu chodziło?