Witajcie zakładam nowy wątek ponieważ pojawił się jeden przełom w mojej terapii, a także mam jeszcze jedną kwestię, o którą chciałbym zapytać. Jeśli to nie właściwy dział to wybaczcie ale wydaje mi się, że ten najlepiej będzie pasował.
1. Po pół roku terapii, wspólnie z terapeutką odkryliśmy jakie jest źródło większości moich problemów. Byłem nieźle zaskoczony kiedy okazało się, że jest nim dom rodzinny. Dokładniej moi rodzice przez całe życie robili wszystko żeby zatrzymać mnie przy sobie i nie pozwolić mi się usamodzielnić i uniezależnić. Gdyby nie terapia pewnie nigdy nie zdał bym sobie z tego sprawy, a rodzice też robili to nie mając świadomości jak bardzo jest to dla mnie destrukcyjne. I faktycznie dopiero teraz zaczynam zdawać sobie sprawę z tego, że ciągłe zniechęcanie i zabranianie mi wszystkiego miało niemal tragiczne skutki. Miałem tak bardzo wyprany mózg, że nawet nie zdawałem sobie sprawy, że to co rodzice robili przez całe moje życie było niewłaściwe. Niestety ale teraz jest już bardzo późno jeśli nie za późno by z tego wyjść i prawdę mówiąc mam poważne wątpliwości czy jest to jeszcze możliwe. Terapeutka powiedziała, że moja niemożność zmiany pracy i wyprowadzenia się z domu jest spowodowana właśnie tym byciem uzależnionym od rodziców, a dokładniej tym, że nawet nie znam innego sposobu życia niż dotychczasowy. Okazuje się, że bycie zależnym, bycie pod ciągłą kontrolą, pytanie o zdanie we wszystkim co robię i spowiadanie się ze wszystkiego to jedyne co kiedykolwiek znałem. Dlatego też nie mogę znaleźć żadnego celu w moim życiu bo nigdy go nie potrzebowałem, zawsze żyłem tylko dla tego co mówili i chcieli ode mnie inni, rodzice i nauczyciele w szkole. Dopiero teraz dzięki terapii zaczynam rozumieć, że jednak da się żyć inaczej ale i tak ciągle mam wrażenie, że fizyczna zmiana tego stanu czyli na przykład zmiana pracy czy miejsca zamieszkania jest całkowicie poza moim zasięgiem. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że jestem z tym sam i mam wrażenie, że nie potrafię stworzyć żadnej relacji nie mówiąc już o zakochaniu się. Choć przed próbą stworzenia jakiejkolwiek relacji musiałbym najpierw w ogóle kogoś poznać. Nie będę pytał co sądzicie o mojej sytuacji bo raczej nie ma tu zbyt wielu psychiatrów i psychologów więc zapytam tylko o jedną kwestię. Czy byliście kiedyś w podobnej sytuacji lub czy znacie kogoś kto był i czy temu komuś udało się z tego wyjść? Jeśli tak to jak to się udało osiągnąć i co jeszcze ważniejsze w jakim wieku?
2. Druga kwestia w zasadzie wynika z pierwszej. Chodzi mi o samo poznawanie ludzi, a dokładniej kobiet i dla tego też pytam na tym forum. Z mężczyznami nie mam większego problemu w rozmowie czy z samym nawiązaniem kontaktu jednak z kobietami sytuacja jest o wiele gorsza. Na innych forach czy też na popularnej stronie z memami "Jbzd" naczytałem się, że wystarczy wyjść na ulicę, do klubu, zapisać się na zajęcia sportowe, zapisać się na bardziej kobiecy kierunek studiów i wiele innych niby oczywistych lokalizacji. O ile pójście na studia tylko po to by szukać tam dziewczyn brzmi wręcz absurdalnie głupio to już pomysły takie jak klub sportowy czy kurs tańca już brzmią dość logicznie to to też nie działa. Wiele lat trenowałem różne sztuki walki i jak się trafiły 2-3 dziewczyny na grupę 30 osób to już było nieźle. Chodziłem na basen i też w ogóle spotkać jakąś dziewczynę to był niezły wyczyn. Na kursie tańca nie byłem ale mam kilku znajomych, którzy próbowali i sytuacja podobna z tym, że kobiet tam było sporo tylko prawie wszystkie po 40. Chciałbym was zapytać całkowicie poważnie gdzie szukać dziewczyn, z którymi mógłbym chociaż próbować tworzyć jakieś relację? W jakich miejscach i kiedy? Nie mówię tu o szukaniu dziewczyny do związku bo dobrze wiecie po punkcie 1 i po innych moich wątkach, że do tego mam jeszcze daleką drogę ale chciałbym chociaż spróbować się uczyć jak tworzyć te relacje. Żeby zdobyć chociaż jakąś znajomą czy może nawet koleżankę. I czy sądzicie, że jest to w ogóle możliwe bym mi się to udało? Jak się okazało zawsze byłem uwięziony we własnym domu i uznawałem to za normalne przez co dosłownie nie wiem gdzie pójść żeby poznawać nowych ludzi, w tym przypadku kobiety. Przyznam szczerze, że przed terapią nawet bym nie pomyślał żeby w ogóle o to zapytać bo byłem przekonany, że samotność to moje przeznaczenie i, że po prostu tak musi być. Odkąd zacząłem terapię mam coraz więcej wątpliwości co do przeznaczenia i całego mojego dotychczasowego życia i nie wiem czy to zmiana na dobre czy na złe.